Lek

Lek

środa, 21 stycznia 2015

Moje marzenie. Epilog

Artur podszedł do przeszklonej ściany oddzielającej jego gabinet od reszty salonu samochodowego i rozchylił przesłaniające szkło rolety. Pawełek wchodził powoli po wijących się w górę wiszących schodach. Otworzył drzwi i spojrzał na kolegę z wysokości kilku ostatnich stopni.
- To co? Wybrałeś sobie coś? - spytał z nonszalancją.
Pawełek uniósł głowę i przywołał na twarz nieco wymuszony uśmiech – To audi mi się podoba, ale cena... - zawiesił głos.
- Wiesz, że dla przyjaciół mam miękkie serce – Artur spojrzał na lśniący lakier granatowej limuzyny – mogę Ci dać 10% extra. Chcesz?
- 15! – w oczach Pawełka zapaliły się dwie iskierki.
- 12 i to jest moje ostatnie słowo – Artur zrobił krok w tył i wskazał Pawełkowi miękki skórzany fotel. Jeden z dwóch, jakie kazał wstawić do swego gabinetu – Szczerze mówiąc, miałem zamiar wziąć to audi dla Kaśki, ale skoro Ci się podoba... - zawiesił głos.
Pawełek już otworzył usta, by coś odpowiedzieć, ale rozległo się pukanie i do gabinetu wkroczyła wysoka szczupła blondynka w obcisłym kostiumiku, niosąc na tacy filiżanki z kawą i półmisek kolorowych kanapeczek.
- Przepraszam, że nie ciasteczka, ale pomyślałam, że to pora lanczu... - uśmiechnęła się nieśmiało do Artura obnażając drobne białe ząbki.
- Bardzo słusznie, dziękuję Asiu – Artur mrugnął do swojej sekretarki – Powiedz chłopakom, żeby wyprowadzili to granatowe audi, a Ty mi przygotuj umowę. Chcesz na siebie czy na firmę? - zwrócił się do Pawełka, który z głupim wyrazem twarzy wpatrywał się w blondynkę.
- Ja... e..., na siebie oczywiście – spojrzał z roztargnieniem na Artura.
- No, to daj Asi dowód, żeby mogła wszystko przygotować – Artur starał się ukryć rozbawienie.
- Ale dupa! Ty to się umiesz urządzić – Pawełek aż się oblizał, kiedy dziewczyna zamknęła za sobą drzwi – Bzykasz ją?
- Asię? Zgłupiałeś? - Artur popukał się w czoło – Pracuje u mnie, a poza tym mam w domu jeszcze lepszą – dodał z przekonaniem.
- No, nie mów, że jesteś taki święty! - Pawełek aż się zachłysnął – Myślałem, ze tylko Adam nie ma jaj, ale widzę, że wy obaj!
- Nie... - roześmiał się z pobłażaniem Artur – Właśnie my dwaj je mamy. Poza tym, moja żona jest naprawdę „kosmiczną dupą”, jak Ty to nazywasz i nie mam potrzeby bzykania kogoś na boku.
Wygłoszenie tego krótkiego przemówienia przyszło mu z łatwością, bo tak właśnie myślał. Niedowierzanie w oczach Pawełka tylko go utwierdziło w przekonaniu, że ma do czynienia z „dupkiem”, za jakiego uważali go obaj z Adamem.
- No, to ta Kaśka musi być naprawdę extra – Pawełek sięgnął po jedną z kanapeczek – Muszę jej się dokładniej przyjrzeć.
- Nie ma sprawy, tylko pamiętaj, że jednemu facetowi, który chciał się przyglądać za dokładnie, przytrafiło się nieszczęście – oczy Artura przybrały nagle kolor chłodnej stali.
- No, co Ty? - Pawełek przełknął głośno kęs - Żartowałem – dodał, na próżno szukając w twarzy Artura oznak rozbawienia – To przecież Twoja żona – dodał pojednawczo – Poza tym, nie kręcą mnie laski w ciąży – roześmiał się z przymusem.
- No proszę, a mnie owszem... – z twarzy Artura trudno było wyczytać, co ma na myśli.
Dalszą rozmowę przerwało im wejście Asi, niosącej dwa komplety dokumentów. Załatwili szybko formalności i razem wyszli z gabinetu, kierując się na schody. Artur zabrał ze sobą płaszcz - Nie wracam już dzisiaj – oznajmił sekretarce - Mogłabyś mi zapakować ze dwie takie kanapki? Jak znam życie, to moja żona znów nie miała czasu na lunch – westchnął ciężko.
- Już to zrobiłam – odparła i skinąwszy Pawełkowi głową, ruszyła do pokoju obok gabinetu Artura – proszę – podała mu papierową torebkę i butelkę soku jabłkowego.
- Jesteś nieoceniona – rzucił z uśmiechem Artur i ruszył za Pawełkiem.
- Nie mogę uwierzyć! - tamten kręcił głową z niedowierzaniem – Ty jej naprawdę nie bzykasz.
Artur nie miał ochoty dłużej znosić towarzystwa Pawełka - Zostawiam Cię w dobrych rękach – klepnął go po ramieniu i przywołał jednego ze swoim pracowników, który z namaszczeniem podał Pawełkowi kluczyki do samochodu – Udanej jazdy – rzucił i po krótkim pożegnaniu wsiadł do swojego mercedesa.
Jadąc przez zasypany śniegiem Kraków Artur odruchowo liczył mijające go zachodnie samochody. Było ich prawie tyle samo, co polskich maluchów i polonezów, a jeszcze niedawno jego golf zwracał na siebie uwagę. Uśmiechnął się sam do siebie. Udało mu się zrealizować swoje marzenie w stu..., nie, w dwustu procentach! Podążył w myślach do chwili, gdy już zwątpił w swoją szczęśliwą gwiazdę, a wtedy zjawiła się ona. Jak bardzo ją kochał... Nie przypuszczał wcześniej, że jest zdolny do takich uczuć. Głupi Pawełek, przemknęło mu przez myśl. Zatrzymał się przed dużym jasnoszarym budynkiem z dwoma rzędami identycznych okien. W niektórych połyskiwały jarzeniowe lampy, mimo iż dochodziła dopiero trzecia. Sprawdził na zegarku, sięgnął po torebkę z kanapkami i sok, a potem bez pośpiechu zamknął samochód i ruszył do przeszkolonego wejścia. Na jego widok portier zerwał się z krzesła i ukłonił mu się z nadmierna uprzejmością. Artur odpowiedział mu skinieniem głowy i ruszył w głąb jednego z długich korytarzy. Przystanął przed jednymi z wielu podobnych do siebie drzwi i nie pukając, nacisnął klamkę.
- Cześć skarbie – powiedział do pochylonej nad rzędem probówek Kaśki.
- Och! - podniosła na niego zdumione spojrzenie – Cześć kochanie. Tak wcześnie?
- Kocie, jest prawie trzecia – rozpiął krótki płaszcz i usiadł na stołku obok stołu – Jadłaś lunch?
- Nie byłam głodna – uśmiechnęła się zakłopotana – ale wypiłam sok z marchewki – dodała szybko, widząc jego minę.
- Koniec na dzisiaj – stwierdził kategorycznym tonem – I masz to zjeść! – postawił przed sobą papierową torbę i sok.
- Tak mamo! - roześmiała się i odsunęła stojak z probówkami – Mówiłam Ci już, że jesteś najwspanialszym mężem na świecie? - zmrużyła swoje piękne bursztynowe oczy.
- Owszem – pokręcił głową z rezygnacją – ale uwielbiam, jak mi to mówisz w ten sposób, więc udam, że nie.
- Zjem w samochodzie – podniosła stojak z probówkami i wstawiła go do zamykanej na klucz metalowej szafy – A Stefek?
- Łowi ryby z dziadkiem – Artur otworzył torbę – Zjedz tutaj, bo jeszcze się udławisz.
- Jak to łowi ryby? - Kaśka zignorowała polecenie Artura – Jest zimno, a poza tym gdzie łowi? Jeszcze wpadnie do wody!
- Spokojnie. Łowi z akwarium – Artur ujął żonę za ręce i posadził na krześle – Tato dał mu siatkę i łowią karasie mamy.
- Rany boskie! Ten dzieciak ma dopiero cztery lata, a robi z Wami, co chce! - udała oburzenie, ale po chwili roześmiała się na myśl, że rodzice Artura kochali wnuka ponad wszystko. Wyjęła z torebki kanapkę i dopiero na jej widok zdała sobie sprawę, że jest naprawdę głodna – Zdążymy? - spytała, zatapiając zęby w soczystej szynce.
- Spokojnie – uśmiechnął się i odkręcił butelkę z sokiem – Mamy być przed czwartą, zanim zacznie przyjmować zapisanych pacjentów.
- Co mu zrobiłeś, że jest taki miły? - spytała podejrzliwie, sięgając po kolejną kanapkę.
- Nic – wzruszył ramionami z miną niewiniątka – Miał trochę problemów z samochodem żony, więc mu pomogłem. Nie denerwuj się. Po prostu chcę, żebyś miała najlepszą opiekę.
Nie mogła się nie roześmiać. Tak, jak przypuszczała, jak zwykle Artur zadbał o wszystko, zanim zdążyła go poprosić. Już się przyzwyczaiła, że sprawy rodziny traktował absolutnie poważnie. Tym razem było tak samo – Kocie – zaczął z troską w głosie – nie możesz tak pracować. Jesteś w ciąży i musisz o siebie dbać...
- Ale ja się dobrze czuję – przerwała mu – a poza tym, chcę skończyć ten nowy zapach na przyjazd Oli i Adama. Potem zwolnię. Obiecuję – podniosła dłoń, jak do przysięgi.
- Dobrze, ale jeśli mnie kiwasz, to zadzwonię do Baśki i załatwię Ci zakaz wstępu do laboratorium – zagroził.
- Nie wygłupiaj się – prychnęła – przecież jestem dorosła – Była pewna, że mama Adama zgodzi się natychmiast z Arturem. Od kiedy Ola urodziła dwóch chłopców, nagle świat całej rodziny Karskich stanął na głowie.
- Owszem, ale tracisz poczucie czasu, jak siadasz do tych mikstur – Artur pokręcił głową z dezaprobatą – No, dopij soczek i jazda – zmiął torbę po kanapkach w ciasną kulę i rzucił nią zgrabnie do kosza.
Dojechali na umówioną wizytę bez najmniejszego spóźnienia. Zanim weszli do gabinetu, Artur położył dłoń na zaokrąglonym już brzuchu Kaśki – Idę z Tobą. Mam nadzieję, że dziś się dowiemy, co tym razem zmajstrowaliśmy – wyszczerzył do niej zęby w uśmiechu.
Nie była zaskoczona. Od kiedy pojawiła się możliwość ustalenia płci dziecka za pomocą USG, Artur o niczym innym nie mówił. Teraz dziarsko wkroczył za Kaśką do gabinetu i przywitał się z jej ginekologiem jak ze starym znajomym. Zostawiła ich przy biurku, a sama schowała się za parawanem i ściągnęła bieliznę. Miała na sobie samonośne pończochy i dłuższą sukienkę z rozciągliwego materiału, tak, że nie musiała się za mocno rozbierać. Ułożyła się wygodnie na leżance. Artur przystawił sobie taboret i usadowił się tak, żeby wszystko widzieć, ale nie przeszkadzać w badaniu.
- No proszę, jak nam się tu pokazała ta mała bezwstydnica! – doktor przyjrzał się uważnie ekranowi – Poprzednio nic nam nie chciała pokazać, a przy panu..., proszę! - wskazał coś na czarno-białym monitorze.
Zupełnie, jak jej matka, pomyślał Artur uśmiechając się do żony jednym kącikiem ust. Nie waż się tego mówić głośno, przemknęło przez myśl Kaśce i wbiła w męża chmurne spojrzenie bursztynowych oczu. Roześmiali się oboje.
- No, to widzę, że dziewczynka państwu odpowiada - ucieszył się doktor – A co macie w domu?
- Małego rozbójnika – odparł z dumą Artur.
- To wiosną będzie miał siostrę – dodał i umilkł, skupiony na dalszym badaniu – Wszystko wygląda dobrze, dziewczyna rośnie, tylko jej mama wygląda na trochę zmęczoną – zmarszczył czoło – Może dam pani zwolnienie na parę dni?
- Nie ma potrzeby – odparła szybko – mam do skończenia jedną rzecz w pracy i potem zrobię sobie dłuższą przerwę świąteczną – spojrzała niepewnie na Artura.
- Tylko proszę nie przesadzać z pracami przedświątecznymi – tym razem głos doktora zabrzmiał poważnie.
- Nie ma obaw, panie doktorze – Artur włączył się do rozmowy – Moja mama będzie zachwycona, że nikt jej się nie kręci po kuchni, a ja przypilnuję, żeby szanowna pani się nie przemęczała.
- I takie podejście lubię – twarz doktora rozjaśnił szeroki uśmiech.
Kaśka z westchnieniem ulgi schowała się za parawanem.
- A co z seksem? - spytał Artur z lekkim niepokojem – Możemy, czy to też jest wysiłek?
Kaśka o mało nie padła z wrażenia, ale w sumie, była zadowolona, że nie musiała sama o to pytać - Nie widzę przeciwwskazań – usłyszała – jeśli tylko ma pani na to ochotę... - te słowa doktor skierował do niej – Tylko oczywiście nie każda pozycja będzie odpowiednia – zaznaczył.
- Będę pamiętał – roześmiał się Artur i mrugnął do wychodzącej zza parawanu Kaśki.
Kiedy ponownie znaleźli się w samochodzie, Artur odwrócił się do żony i wbił w nią uważne spojrzenie – Mam dla Ciebie niespodziankę – powiedział powoli – Ale zastanawiam się, czy weźmiesz sobie do serca to, co powiedział lekarz. Bo jeśli nie, to z niespodzianki nici! - podrapał się po policzku, udając zmartwionego.
- Ty draniu! - zmrużyła oczy – szantażujesz mnie – wydęła usta, ale ciekawość szybko wzięła górę – Co to za niespodzianka?
- Zaraz zobaczysz – Artur uruchomił silnik i jechali przez kilka minut, aż znaleźli się na Alei Słowackiego.
- Dokąd jedziemy? - dopytywała się – Nie powinniśmy jechać do rodziców? - zbliżali się do ich mieszkania, ale zajeżdżali jakby z przeciwnej strony.
- Chcę Ci pokazać jeden dom – zaczął ostrożnie Artur – Z dwójką dzieci nie wytrzymamy w Twoim mieszkaniu. Poza tym mama i Andrzej odwiedzają nas częściej... muszą mieć gdzie spać – skręcił w mniejszą uliczkę.
Kaśka znała doskonale tę okolicę. Jako dziecko jeździła rowerem po niewielkich spokojnych uliczkach między przedwojennymi willami otoczonymi wysokimi kutymi płotami. Teraz, kiedy drzewa i krzewy nie miały liści, można było podziwiać ich architekturę. To miejsce zawsze wydawało jej się bajkowe.
Zatrzymali się przed ciemnoszarym domem z ogromnymi oknami w białych ramach. Ciemna ceglana dachówka gdzieniegdzie pokryła się mchem. W dolnej kondygnacji nie było firanek - To tutaj – Artur wyjął z kieszeni płaszcza klucz i otworzył furtkę.
- Piękny dom – westchnęła.
Willa robiła z bliska jeszcze większe wrażenie. Weszli ostrożnie po kamiennych schodach i Artur otworzył duże białe drzwi z mosiężną klamką. Znaleźli się w obszernym holu z którego w górę pięły się obłożone ciemnym drewnem schody z kutą balustradą. Oni jednak weszli w boczne podwójne drzwi, które Artur otworzył kolejnym kluczem. Wnętrze zostało odnowione i odmalowane na biało. Stare parkiety prezentowały się doskonale, choć widać było na nich ślady użytkowania.
- Podoba Ci się? - Artur poprowadził ją w głąb mieszkania.
- Jest wspaniałe! - rozejrzała się po ogromnym salonie, połączonym podwójnymi drzwiami z kuchnią – Chcesz to kupić? Wynająć? - zastanawiała się ile może kosztować takie mieszkanie – Jest na sprzedaż? - Dół domu wyglądał na wyremontowany i przygotowany dla nowych właścicieli, ale góra... ktoś tam mieszkał.
- Już nie jest – odparł z uśmiechem – Chcesz zobaczyć sypialnie?
- Skoro nie można go kupić, to po co mam sobie robić apetyt? - spytała z rozdrażnieniem. Po cholerę ją tu przywiózł, skoro dom nie był na sprzedaż? Chyba, że można to było wynająć, ale czy to miało sens? Mieli gdzie mieszkać...
- Ale Ci się podoba? – upewnił się.
- Jasne, tylko naprawdę nie wiem, po co... zaraz... chyba nie chcesz mi powiedzieć... - nagle do niej dotarło, że przecież nie przywiózłby jej tu bez powodu.
- Pani Szmyt, jest tu pani u siebie – wyszczerzył do niej zęby w uśmiechu.
- Ale jak? - zamrugała oczami ze zdumienia – Jak to zrobiłeś?
- Nie pamiętasz, że w zeszłym miesiącu upoważniłaś mnie do zawierania umów w naszym imieniu? - bawił się doskonale widząc jej zaskoczenie.
- Artur! - to się nie mieściło w głowie. Tak ją podejść! Zrobiła krok w jego stronę i uniosła rękę, jakby chciała dać mu klapsa.
- O nie! Od tego jestem ja – podszedł do niej szybko i otoczył ramionami – Więc się zgadzasz? Ustaliłem, że jeszcze mogę się wycofać, gdybyś nie chciała...
- Boże, Artur – wtuliła się w jego pierś – To najpiękniejsza niespodzianka na świecie! Uwielbiam ten dom! Bawiłam się tu niedaleko, jak byłam mała... ale nawet nie marzyłam... Och, to jest jak sen! - nagle odchyliła głowę – Stać nas na to?
- Spokojnie – zajrzał jej w oczy – Firma działa jak w zegarku. W razie czego mam kupca na tę ziemię, którą mi polecił Andrzej. Tam ma być budowana jakaś wielka galeria handlowa... Jest tylko jedna sprawa – dodał nagle – Na górze mieszkają lokatorzy. Takie starsze małżeństwo. Zgodzili się przeprowadzić do naszego mieszkania, a my będziemy mieć cały dom dla siebie. Na święta będzie nawet odmalowane. Co Ty na to?
- Jesteś niesamowity! - jej bursztynowe oczy zalśniły, a usta zaczęły delikatnie drżeć.
- Tylko nie płacz – pogroził jej – Chodź lepiej zobaczyć sypialnię – poprowadził ją w głąb domu, do dużego pokoju z oknem wychodzącym na ogród – Obok jest drugi pokój, więc Stefek będzie pod ręką – ciągnął – Na górze możemy zrobić pokoje gościnne, a kuchnię przerobimy na pracownię dla Ciebie. Mogłabyś czasem pracować w domu...
- Artur – zarzuciła mu ręce na szyję – ja nie wiem, co powiedzieć.
- Może, kocham Cię i cieszę się, że za Ciebie wyszłam? - pochylił głowę i trącił nosem jej policzek.
- Wiesz, że tak jest – szepnęła i pocałowała go delikatnie w usta. Odpowiedział na jej pieszczotę z ochotą. Była taka miękka i ciepła, i pachniała tak słodko. Przesunął dłonią wzdłuż jej kręgosłupa, aż do pośladków. Nadal były jędrne i przyjemnie zaokrąglone, nie zaszkodziła im ani pierwsza, ani obecna ciąża. Pogładził z czułością jej pupę. Odpowiedziała mu gardłowym mruczeniem - Masz ochotę? - spytał cicho, muskając jej skórę tuż za uchem.
- Mmmhm – zamruczała znowu – A Ty?
- Na Ciebie zawsze – zniżył głos, podciągając jej sukienkę z jednej strony – Pończochy, kozaki na obcasie... Kochanie, trudno się powstrzymać!
- A to? - objęła dłońmi zaokrąglony brzuszek – Nie przeszkadza Ci? Ja się czasem czuję taka nieatrakcyjna.
- Głuptasie – uniósł w górę jej brodę i zajrzał w oczy – Lubię jak jesteś w ciąży – uśmiechnął się jednym kącikiem ust - jak nie jesteś, też lubię – dodał z szelmowskim uśmiechem – Ale najbardziej lubię, jak mam Cię blisko – sięgnął do jej ust i zagłębił się w nich z przyjemnością smakując językiem ich wnętrze. Kaśka przymknęła oczy i westchnęła głęboko - poddała mu się całkowicie. Uwielbiał być panem sytuacji, więc szybko poczuł w spodniach wzbierającą twardość. Ujął dłoń Kaśki i przyłożył ją do tego miejsca. Odpowiedział mu cichy pomruk i delikatne ugryzienie w język. Kręci Cię moje podniecenie, pomyślał z satysfakcją i odsunął głowę, by pochwycić przymglone spojrzenie bursztynowych oczu.
Kaśka czuła jak tętno jej przyspiesza, a po ciele rozlewa się przyjemna fala ciepła i gromadzi w dole brzucha. Kiedy Artur uwolnił jej usta, obróciła się powoli i otarła pośladkami o jego wyraźny już wzwód. Więc wciąż mnie pożądasz, zaświtała jej w głowie przyjemna myśl. Poczuła na karku jego ciepły oddech i delikatne muśnięcia warg. Kolana się pod nią ugięły.
- To co? Poświęcimy nowy domek? - wyszeptał jej wprost do ucha jej ulubionym seksownie niskim głosem – Dasz mi swoją małą cipeczkę?
Rozśmieszyło ją to określenie, ale jednocześnie wzmogło apetyt na seks. Lubiła, kiedy prosił by mu coś dała, coś z siebie... Lubiła być „jego”.
- Weź mnie – jęknęła, zsuwając powoli majtki – weź mnie.
- Dla pani wszystko – podciągnął jej sukienkę wyżej i sięgnął dłonią do przodu by odszukać łechtaczkę – Nawet pani nie wie, jaką mam na panią ochotę...
Mówił najszczerszą prawdę i chyba dlatego brzmiało to w jego ustach tak podniecająco. Odkąd zamieszkali razem, właściwie stała się jego druga połową. Wszystko co robił, robił dla niej i sprawiało mu to cholerną przyjemność. Jej zachwyt, kiedy zabrał ją na budowę, żeby pokazać, gdzie staną warsztaty, jej entuzjazm, gdy inni w niego zwątpili, i cudowny syn, którego mu urodziła. Dawała mu więcej, niż mógł sobie wymarzyć. Dawała mu... wszystko!
- Och! - jej cichy miękki jęk przywołał go do rzeczywistości. Skupił się na tym, by sprawić jej przyjemność. Nie musiał długo czekać. Odchyliła głowę i oparła mu ją na ramieniu, wciąż ocierając się o niego pośladkami. Pieścił jej szparkę, pocierał ją i głaskał tak długo, aż poczuł na palcach wilgoć. Nie przerywając sięgnął drugą ręką między nich i rozpiął spodnie. W pokojach było ciepło, ale nie zdecydował się na zdjęcie wszystkich ubrań. Kaśka jęknęła głośniej, kiedy poczuła na tyłku twardy kształt.
- Szerzej kotku – nakazał wsuwając kolano między jej nogi i przykucnął, by nakierować członek na jej wilgotny, obrzmiały srom – ale jesteś mięciutka, uwielbiam to – jego ochrypły głos odbił się echem od pustych ścian.
- Mów tak jeszcze, a dostanę orgazmu zanim we mnie wejdziesz – jęknęła i wypięła się bezwstydnie w jego stronę.
- Nie zdążysz... – wychrypiał i wypchnął do przodu biodra, wchodząc w nią gładko, aż po nasadę. Powitała go głębokim westchnieniem ulgi. Teraz przeniósł obie dłonie na jej biodra i zaczął pracować jak tłokiem. Kaśka sapała i pojękiwała cicho, co tylko dolewało oliwy do ognia. Robił to coraz szybciej i szybciej... Wreszcie poczuł, że kolana się pod nią uginają – Robimy krok do ściany – wychrypiał i popchnął ją lekko w przód. Wykonała posłusznie polecenie – oprzyj ręce – rozkazał.
Pochyliła się nieco i oparła rękami o ścianę. Miał teraz przed sobą najbardziej podniecający tyłek, jaki kiedykolwiek widział – Ale mam widok! – powiedział niskim głosem pełnym zachwytu. Odpowiedział mu jęk rozkoszy. Przyspieszył, czując falę wilgoci spływającą mu na jądra. Była blisko, bardzo blisko... czuł zapach jej podniecenia, słyszał jak stęka z wysiłku, jak jęczy w ekstazie. Już się nauczył, że kiedy była w ciąży, wszystko działo się szybciej, jakby stale była obrzmiała i wilgotna, gotowa... Och, sama myśl go podkręcała. Gdyby nie lęk o dziecko mógłby ją bzykać nawet trzy razy dziennie.
- Ooch! Artur... - jęknęła przeciągle – O...och!
Zacisnęła się wokół niego, a on odebrał to, jak ostrogę w bok. Stęknął głucho, starając się zapanować nad sobą, ale Kaśka ani myślała dać mu wytchnienie, poruszyła biodrami naśladując jego ruchy. Znowu stęknął i chwycił jej biodra zaciskając palce.
- Dalej! – wyjęczała bez tchu – chcę poczuć jak dochodzisz...
- Odetchnij – skronie mu pulsowały a serce waliło jak oszalałe – za...cze...kaj.
- Na co? - roześmiała się i naparła na niego – Daj mi to!
Artur poczuł jak jądra kurczą mu się i dociskają do ciała. Pojedyncza iskra rozbłysła, zapaliła kolejną, i następne... Coś ściskało go w kroczu, coś... - O cholera, kocie! – sapnął i wypchnął bezwiednie biodra, eksplodując dokładnie w momencie, gdy Kaśka zacisnęła się na nim jeszcze mocniej. Musiał bardzo się starać, żeby nie upaść na kolana. To było naprawdę mocne przeżycie.
Stali tak jeszcze długą chwilę, zanim Artur powoli się wycofał. Kaśka z rozbawieniem sięgnęła do torebki, którą postawiła wcześniej na parapecie okna i wyjęła opakowanie chusteczek higienicznych. Ostrożnie ścierała spływające po jej udach strużki gęstego białego płynu.
- Chyba Ci się przyda – wyciągnęła przed siebie rękę z chusteczkami.
- Dzięki – Artur szybko otarł wciąż jeszcze wyprężony członek – Ale jazda! Muszę chwilę odpocząć – roześmiał się zakłopotany i usiadł oparty plecami o ścianę – Chodź do mnie – wyciągnął rękę w stronę Kaśki.
Obciągnęła w dół sukienkę, nie zawracając sobie głowy majtkami i usiadła Arturowi na kolanach, wyciągając przed siebie nogi.
- Jak się czuje moja córka? - spytał, całując delikatnie obrzmiałe od pocałunków usta żony – Nie przesadziliśmy?
- Nieee – zachichotała – Ona lubi, jak jest mi dobrze. Teraz się przeciąga – sięgnęła po dłoń Artura i położyła ją sobie na brzuchu – Czujesz?
W szarych oczach Artura zobaczyła najpierw zaskoczenie, a potem zachwyt - To niesamowite – powiedział powoli – Tam jest moje dziecko.
- Musimy wybrać imię – Kaśka gładziła jego rękę – co prawda Stefek powiedział, że ma mieć na imię Maciek, ale Maciejka brzmi trochę głupio – dodała ze śmiechem.
- To może Marianna? Jak Twoja mama – zastanowił się.
- Myślałam o tym... A Twojej nie będzie przykro? - zajrzała mu w oczy.
- Stefanowi daliśmy imię po moim dziadku, więc Marianna może być z Twojej rodziny. A mojej mamie, w razie czego, powiem – zniżył głos – że zrobię Ci jeszcze jedną dziewczynkę i wtedy damy jej na imię Małgosia.
- O, nie! Na razie wystarczy dwoje – zaprotestowała, ale w oczach igrały jej figlarne iskierki – Nie ma mowy!
- Ale próbować możemy? - upewnił się, unosząc jedną brew – Bo wiesz, będziemy mieć teraz taką wielką sypialnię...
- Ty przebiegły draniu! - udała oburzenie.
- A ja tam wiem swoje – objął ją i przyciągnął do siebie – Jak będę chciał Ci zrobić dziecko to je zrobię. Zobacz, jak nam to ładnie wychodzi – szepnął do jej ust i zamknął je pocałunkiem.
Koniec

środa, 7 stycznia 2015

Moje marzenie. Rozdział 25

- Adam, czy możesz mi pomóc? - Artur zwiesił bezradnie ręce. Końce muszki zwisały smętnie pod jego szyją.
- Czyżby drżały Ci ręce? - zakpił Adam szczerząc do przyjaciela zęby – Nie mogę w to uwierzyć.
- Nic mi nie drży! - uniósł brodę, by nie przeszkadzać przy wiązaniu muszki – Chociaż rano w urzędzie miałem taki moment... - przyznał.
- Nie mów, że chciałeś uciekać sprzed ołtarza – Adam roześmiał się serdecznie.
- Nie! No, coś Ty? - prychnął – Ale... coś mnie ścisnęło za gardło. Jeszcze zobaczysz, jak to jest – on też obnażył zęby w uśmiechu – Że też nie może być jeden ślub i spokój – dodał.
- Niezły numer mi wyciąłeś – Adam poprawił zgrabną kokardę, jaką udało mu się stworzyć i przyjrzał się krytycznie swemu dziełu – A kto będzie moim świadkiem? W urzędzie możesz, ale w kościele? Musi być kawaler.
- Spoko! Wypożyczę Ci Młodego – klepnął przyjaciela w ramię – Cholera, jakbym nie mógł iść w krawacie!
- Przestań narzekać! Kościół Mariacki to nie tancbuda! Musisz się prezentować – zakpił znowu, ale po chwili spoważniał – A swoją drogą, to jak wyście to załatwili?
- Stary, z Andrzejem to czasem aż się boję o coś poprosić – Artur uniósł znacząco brwi – Wiesz jak jest. Najwyższa instancja – skrzydełka nosa zadrgały mu, mimo że starał się zachować powagę.
- On naprawdę jest Kaśki wujem? - spytał ostrożnie Adam podając Arturowi marynarkę – Jak nie chcesz, to nie mów – zaznaczył.
- Naprawdę jest jej rodziną – Artur spojrzał przyjacielowi w oczy – Jest jej wujem – powiedział z naciskiem, choć wiedział, że Adam doskonale go zrozumiał.
Stanęli naprzeciw siebie. Gdyby nie kolor włosów, wyglądaliby jak lustrzane odbicie, wysocy, szczupli, w garniturach i połyskujących czarnych butach. Tylko muszki mieli inne: Artur białą, a Adam czarną.
- Idziemy! - ojciec Artura otworzył z rozmachem drzwi do pokoju – Nie wypada, żeby panna młoda czekała.
Ledwie dojechali przed kościół, gdy z daleka dostrzegli białą limuzynę. Adam spojrzał na przyjaciela zaskoczony.
- Tak, tak – Artur roześmiał się, jak z dobrego żartu – Tam w środku są nasze dziewczyny!
- A ta fura? Nie mów, że ją kupiłeś – w głosie Adama słychać było niedowierzanie.
- Jasne, że tak! A myślisz, że co robiłem w Paryżu, jak Kaśka latała na te swoje zdjęcia? - Artur był z siebie bardzo zadowolony.
- Po co Ci to gówno? Będziesz woził ludzi na śluby? - Adam zwykle nie krytykował kumpla, ale tym razem jego posuniecie wyraźnie nim wstrząsnęło.
- Zgłupiałeś? - Artur był w doskonałym humorze – Już sprzedana i to z zyskiem. Klient zgodził się zostawić mi ją do poniedziałku żebym miał czym pojechać do ślubu.
- Kurde, Ty mówiłeś poważnie – Adam przyjrzał się przyjacielowi, jakby dopiero przed chwilą go poznał – naprawdę zakładasz firmę.
- Będę miał rodzinę na utrzymaniu – zabrzmiało to trochę dziwnie jak na rozmowę dwóch kumpli tuż po studiach, ale jakoś mu to nie przeszkadzało – Kaśka musi skończyć studia – dodał.
- No to chodź, wschodząca gwiazdo polskiego kapitalizmu – ponaglił go Adam, widząc wysiadających z taksówki rodziców i obie babcie Artura – zdaje się, że cała Twoja familia już jest.
- Pewnie – mruknął i... zaniemówił na widok Kaśki.
Do ostatniej chwili trzymała w tajemnicy, jak będzie wyglądała w kościele. Oczywiście Artur wiedział, że będzie miała długą białą sukienkę, choć osobiście wolałby żeby była krótka, ale nie znał żadnych szczegółów. Teraz miał przed sobą zjawisko. Kaśka zdecydowała się na kremową biel. Suknia miała długie wąskie rękawy i była dość wypasowana, ale na szczęście nie było jeszcze widać ciąży. Pęknięcie z przodu odsłaniało przy każdym kroku nogi aż do kolan. Upięte do góry włosy podtrzymywało kilka kremowych róż. Całości dopełniały złote pantofelki i okrągły bukiecik z kremowych i złotych różyczek. Na ramiona zarzuciła etolę z białych norek, którą pożyczyła jej babcia Artura. Ola miała na sobie podobną, ale krótszą sukienkę w kolorze miętowej zieleni i bukiecik z kolorowych kwiatów. Ona również okryła się mięsistym kaszmirowym szalem wykończonym futerkiem, bo październikowe popołudnie było dość chłodne. Obie z Kaśką wyglądały jak milion dolarów. Mogła z nimi konkurować tylko Nadia ubrana w lawendową drapowaną sukienkę z głębokim dekoltem na plecach i fantazyjny kapelusik przypięty do burzy rudych włosów. Piere stanowił dla niej doskonałe tło, zakładając jedwabny jasnofioletowy krawat.
Ludzie przystawali na widok kolejnych osób wysiadających z niezliczonej liczby taksówek podjeżdżających przed Kościół Mariacki. Artur z Adamem podeszli do Kaśki i Oli.
- Gdybym wiedział, że tak będziesz wyglądać, to oświadczyłbym się wcześniej – Artur nawet nie starał się ukryć zachwytu – Rano wyglądałaś cudnie, ale teraz...
- Starałam się – uśmiechnęła się do niego promiennie Kaśka. Delikatny rumieniec rozjaśnił jej policzki – Twoja mama jest w swoim żywiole – roześmiała się nagle, jakby chciała odwrócić jego uwagę.
Rzeczywiście, pani Szmyt dwoiła się i troiła, żeby wszystkich należycie powitać, ale robiła to z takim wdziękiem i zaangażowaniem, że aż przyjemnie było na nią patrzeć. Po pierwszym szoku, jaki wywołała informacja, że zostanie babcią, ze zdwojoną energią zabrała się za organizowanie ślubu i wesela. Informacja, że odbędzie się on w Kościele Mariackim na prośbę znaczącej osobistości z Watykanu, która w dodatku jest rodziną jej przyszłej synowej, podziałała na nią jak kieliszek dobrego wina. Najpierw ją uspokoiła, a potem dodała energii do działania.
Artur znów spojrzał na Kaśkę. Jej bursztynowe oczy lśniły blaskiem szczęścia. Ogarnęło go radosne podniecenie.
- Kochani, chyba powinniście wejść do przedsionka – Marianna stanęła obok nich. Miała na sobie chabrową sukienkę i żakiet w identycznym kolorze, wykończony misternym haftem przy szyi i na rękawach. Uniosła głowę i spojrzała Arturowi w oczy – Trzymaj ją, żeby się nie potknęła – szepnęła – Ja idę do środka, bo chyba wszyscy już są – dodała głośno.
Artur podał Kaśce ramię i poprowadził ją w stronę wejścia. Adam z Olą podążyli za nimi. Tuż przed drzwiami ustawiła się dziewczyna z aparatem fotograficznym i zrobiła im kilka zdjęć. Była to asystentka Piotra, którą specjalnie przywiózł ze sobą, aby móc w spokoju uczestniczyć w uroczystościach. Oczywiście wiedzieli doskonale, że w hotelu, gdzie miało się odbyć przyjęcie weselne nie wymigają się od sesji fotograficznej, ale w tej chwili Piotr siedział grzecznie w ławce, a jego asystentka uwijała się między gośćmi. Weszli do ciemnego przedsionka i odczekali chwilę. Dopiero, kiedy usłyszeli pierwsze dźwięki organów, Artur poprowadził narzeczoną przed ołtarz. Mimo iż po zawarciu „związku małżeńskiego” w urzędzie, formalnie była jego żoną, wciąż myślał o niej „narzeczona”. Słuchając mszy, wracał myślami do ich krótkiej wspólnej przeszłości. Próbował odkryć, kiedy zrozumiał, że to jest właśnie ta jedyna, z którą chce spędzić resztę życia.
Kaśka słuchała w skupieniu, jak ksiądz wypowiada kolejne kwestie i choć nie była ostatnimi czasy regularnie praktykującą katoliczką, raz po raz ogarniało ją wzruszenie. Szczególnie utkwiła jej w pamięci chwila, gdy tuż przed przysięgą Artur nachylił się do niej i szepnął – Kocham Cię, mój Kocie.
Niewiele brakowało, by zaniemówiła z wrażenia. Na szczęście to on pierwszy przysięgał jej miłość i wierność aż po grób, więc doszła do siebie na tyle, by drżącym głosem powtórzyć słowa przysięgi. Całując obrączkę i wsuwając ją na palec Artura, miała wrażenie, że całe jej wnętrze dygocze z przejęcia.
- Możesz pocałować pannę młodą - usłyszała i podniosła wzrok. Napotkała dwoje szarych, lśniących jak płynne srebro oczu, a po chwili Artur uniósł delikatnie dłonią jej brodę. Przymknęła oczy i poczuła jego usta na swoich. To nie był soczysty mocny pocałunek, do jakich przywykła w jego wykonaniu, ale mimo to odczuła go jak przypieczętowanie złożonej obietnicy, że będzie przy niej zawsze. Kiedy na powrót stanęli obok siebie, zauważyła pełne ciepła spojrzenie księdza Andrzeja siedzącego cały czas w fotelu nieopodal ołtarza. Nie patrzył jednak na nią, ale na kogoś nieco z boku za jej plecami. Wiedziała doskonale na kogo.
Młodzi małżonkowie wychodzili powoli, mijając roześmiane twarze rodziny i przyjaciół. Kaśka stąpała ostrożnie po kamiennej posadzce, ale po chwili przestała uważać, czując jak Artur mocno przyciska do swego boku jej ramię. Wsparta o niego, mogła swobodnie rozglądać się wokół siebie, posyłać uśmiechy i machać dłonią wołającym ją po imieniu gościom, którzy chcieli zrobić im zdjęcia własnymi aparatami. Była zaskoczona ilością ludzi, którzy zgromadzili się w kościele. Nagle wydało jej się, że widzi znajomą postać, której raczej wolałaby nie oglądać na własnym ślubie. Odwróciła głowę, by sprawdzić reakcję Artura, ale patrzył w inną stronę. Spojrzała, by się upewnić, czy na pewno widziała Darię, ale ławka była już pusta. Zbliżali się do wyjścia, więc Artur otworzył przed nią drzwi i znaleźli się w przedsionku, a potem na zewnątrz kościoła, gdzie już czekała na nich spora grupka młodych ludzi.
- Wszystkiego najlepszego! - rozległ się głośny wrzask mieszanych głosów, a pod nogi nowożeńców poleciała garść drobnych złocistych pieniążków.
- Zdaje się, że moja grupa postanowiła zafundować sobie dobrą zabawę naszym kosztem – stwierdziła Kaśka przygryzając wargi, żeby nie wybuchnąć śmiechem – Zbieramy? - spojrzała na Artura z wyrazem niezdecydowania na twarzy.
- Jasne! - odparł z rozbawieniem i przykucnął aby sięgnąć po monety – Nie schylaj się, tylko nadstaw dłonie – dodał szybko, widząc, że próbuje unieść sukienkę, by jej nie pobrudzić o chodnik.
- Hej! We wszystkim będziesz ją wyręczał? - kpili bezlitośnie koledzy – Od razu widać, kto będzie trzymał kasę!
- Chyba raczej, kto ją przyniesie do domu?! - Kaśka odcięła się ze śmiechem, zanim Artur zdążył zareagować.
- Mąż ci ten język przytemperuje! - dziewczyny z grupy pogroziły jej palcami i nie czekając, aż Artur skończy zbieranie pieniędzy otoczyły Kaśkę śmiejąc się i gratulując obojgu.
Artur podniósł z ziemi ostatni lśniący pieniążek i wsypał całą garść do kieszeni marynarki. Kaśka poszła w jego ślady, wypełniając mu drugą kieszeń. Teraz już otoczyła ich cała studencka grupa. Artur zauważył wysokiego przystojnego chłopaka, którego kiedyś przyłapał na podrywaniu Kaśki. Ten podszedł do niego i wyciągnął dłoń.
- Nie miałem szans, co? - spytał z kwaśnym uśmiechem.
- Chyba nie – przyznał Artur skwapliwie.
- W każdym razie gratuluję – pokiwał głową chłopak i odwrócił się do Kaśki – Nie będę ukrywał, że zazdroszczę temu facetowi – wskazał głową na Artura i wyszczerzył do niej zęby.
- Daj spokój! - Kaśka roześmiała się szczerze – Jesteś świetnym kumplem i niech tak zostanie.
Wciąż otaczali ją roześmiani koledzy, kiedy kątem oka zauważyła zbliżającą się Darię. Więc jednak mi się nie przywidziało, pomyślała z niechęcią. Nie wykonała jednak żadnego kroku, obserwując tylko z boku rozwój wydarzeń. Tymczasem Daria podeszła do Artura.
- Jednak jej się udało... – dotarło do Kaśki – Moje gratulacje. Tylko nie wiem komu się bardziej należą – ciągneła z przekąsem.
Kaśka już miała się odwrócić i odpowiedzieć ale Artur ją uprzedził.
- Chyba bardziej mnie – odparł spokojnie – W końcu, to facet się oświadcza. Mogła powiedzieć „nie” - roześmiał się beztrosko.
Kaśce wydało się, że Daria zacisnęła szczęki, kiedy usłyszała odpowiedź.
- Miałam o Tobie wyższe mniemanie – syknęła, całując Artura w policzek – Poleciałeś na ładny tyłek!
- Nic podobnego... - Kaśka zdołała wyłowić z gwaru pojedyncze słowa - ... piękna, ale... nie z tego powodu... - dalej już nie słyszała, bo Artur dokończył bardzo cicho. Za to na twarzy Darii pojawił się wyraz zdumienia, kiedy spojrzała na Kaśkę - Moje gratulacje – wyrecytowała do niej sztywno i cmoknęła ją w policzek.
- Dziękuję – odparła Kaśka, siląc się na spokój. To nie fair, zmarszczyła brwi, rzucając ukradkowe spojrzenie w stronę Artura, do którego podeszła teraz jego babcia. Ledwie wyszli z kościoła, a on już łamał obietnice! Przecież się umówili, że nikomu, poza najbliższymi, ani słowa o dziecku! Uśmiechnęła się jednak do starszej pani, która śmiało objęła ją za szyję.
- Niech Cię ucałuję, moje dziecko – powiedziała ciepło i spojrzała Kaśce w oczy z sympatią – potem sobie spokojnie pogadamy, bo nie chcę Cię tu trzymać na zimnie – dodała z troską. Rzeczywiście robiło się coraz zimniej.
Na szczęście większość gości, która wybierała się na przyjęcie, wyszła z podobnego założenia, więc po ultrakrótkich życzeniach nowożeńcy szybko znaleźli się w limuzynie wraz ze świadkami. Obecność Oli i Adama wprawiła Kaśkę w tak dobry nastrój, że zapomniała o pretensjach do Artura. Dopiero, kiedy znaleźli się w hotelowej sali przybranej na okoliczność przyjęcia weselnego, spojrzała na męża z powagą. On jednak zdawał się w ogóle nie dostrzegać jej nastroju.
- Zapraszam pani Szmyt – podał jej ramię – Obejdźmy teraz wszystkie stoły, żebym potem miał Cię już tylko dla siebie – dodał beztroskim tonem.
Oboje zdecydowali, że nie chcą tradycyjnego wesela. Zamiast tego wynajęli mniejszą salę w tym samym hotelu, w którym się poznali. Zaprosili rodzinę i najbliższych przyjaciół na wystawny obiad przy muzyce „na żywo”. Zrezygnowali również z jednego długiego stołu na rzecz kilku okrągłych stolików. Okazało się, że było to doskonałe rozwiązanie, bo mimo, że mieli miejsca razem z Olą, Adamem, Krzyśkiem i Martą, to przed pierwszym daniem kosztowali przystawek przysiadając się po prostu do kolejnych stolików. Dopiero, kiedy kelnerzy wnieśli bulionówki z parującym rosołem, Artur postanowił przerwać ich wędrówkę i wrócili na swoje miejsca. Kiedy kończyli jeść, grający do tej pory pianista wstał od fortepianu i podszedł do mikrofonu.
- Drodzy państwo, pan młody poprosił o zagranie dla żony pewnego utworu, którego niestety nie będę w stanie wykonać na moim instrumencie, poprosiłem więc o pomoc przyjaciół. Specjalnie dla pani Katarzyny Szmyt, zaśpiewa Mariola, a zagra Jacek!
Kaśka spojrzała na Artura zaskoczona, ale ledwie otworzyła usta, do sali weszło dwoje ludzi. Rudowłosa dziewczyna w długiej spódnicy wirującej wokół kolan przy każdym kroku i patykowaty chłopak z gitarą klasyczną. Bez słowa usiadł na podwyższonym stołku, posłał całusa w stronę stołu państwa młodych i zaczął grać. Już po pierwszych taktach wiedziała, co dla niej zamówił Artur. Zaśpiewała to przy ognisku na obozie specjalnie dla niego.
- Zatańczy pani? - spytał miękkim niskim głosem i podał jej dłoń.
Nim rudowłosa zaczęła śpiewać wyszli na kawałek wolnego parkietu między stolikami i zaczęli się kołysać w rytm muzyki, wsłuchując się w słowa:
„When you love a woman
You tell her that she's really wanted
When you love a woman
You tell her that she's the one...”

- Jak dobrze mieć Cię znów tak blisko – wyszeptał jej do ucha, muskając delikatnie ustami skórę tuż przy linii włosów – Te dwa tygodnie osobno... - westchnął.
- Głuptasie, to tylko dwa tygodnie – roześmiała się mimowolnie – Teraz już będziesz mnie miał cały czas. Jeszcze zatęsknisz za wolnością – dodała przekornie.
- Nie sądzę – odparł z przekonaniem – A Ty za mną nie tęskniłaś przez ten czas? - spytał zaglądając jej w oczy.
- Miałam tyle spraw na głowie... - zaczęła, ale umilkła w pół zdania – Tęskniłam – przyznała cicho i potarła jego policzek czubkiem nosa.
- Mam na Ciebie ochotę – zamruczał jej wprost do ucha – najchętniej zostawiłbym ich tu wszystkich, a sam zaniósłbym Cię na górę...
- Artur, przestań! - poczuła, że się czerwieni – Jesteś niemożliwy! - wydęła usta, ale nie mogła się oprzeć urokowi jego niskiego seksownego głosu, muzyki i znaczących słów piosenki.
Co ja mam z nim zrobić, pomyślała z desperacją. Łamał dane obietnice i to w dodatku ze swoją byłą dziewczyną, owijał sobie wokół palca kobiety, a ona nie potrafiła się zdobyć na zrobienie mu awantury.
- Nic na to nie poradzę, że nie potrafię oddzielić miłości od seksu – przyciągnął ją mocniej do siebie – I wiesz co? Wdaje mi się, że Ty też masz ochotę... czuję to – kącik ust zadrgał mu w uśmiechu.
- Jesteś skończonym dupkiem – wyszeptała bez tchu, korzystając z tego, że rudowłosa właśnie skończyła śpiewać. Uniosła głowę i spojrzała mu w oczy. Były szare jak oczy wilka, tylko patrzyły na nią łagodnie... ciepło...
- To samo powiedziałem Darii – wypowiadał słowa powoli, jakby przychodziło mu to z trudem. Na twarzy Kaśki pojawiło się zdumienie.
- Gorzko! Gorzko! - od stolików dobiegły ich wesołe okrzyki i śmiechy.
Artur delikatnie uniósł w górę jej brodę, a wtedy przymknęła powieki i rozchyliła usta. Poczuła jego spragnione wargi na swoich i... zakręciło jej się w głowie. Silne ramiona otoczyły ją i podtrzymały, tak, że mogła się na nich wesprzeć – W porządku? - utkwił w niej uważne spojrzenie.
- Tak, już dobrze – odparła cicho – To było piękne. Dziękuję – odwróciła się w stronę gitarzysty i rudej – Tobie też dziękuję – oparła na moment głowę na ramieniu Artura – ja nie pomyślałam o piosence dla Ciebie – dodała z żalem.
- Ty już mi zaśpiewałaś piosenkę – pocałował ją w czubek nosa – Teraz wolałbym coś innego – nachylił się do jej ucha – Ale później, jak będziemy sami – dodał szeptem.
Wrócili do stołu witani oklaskami. Kelnerzy mogli podać drugie danie, a po chwili znów rozległy się dźwięki fortepianu. Obiad przeciągnął się do północy. Przy deserze spokojny jazz zastąpiły szybsze rytmy, tak, że chętni mogli się wykazać na parkiecie. Oczywiście prym wodziła młodzież, ale okazało się, że zarówno rodzice Artura, jak i Ewa z Krzysztofem nie ustępują im pola. Nawet ksiądz Andrzej zatańczył, zarówno z Marianną jak i z Kaśką.
- Naprawdę przeniesiesz mnie przez próg? - spytała z niedowierzaniem Kaśka, kiedy wreszcie znaleźli się przed drzwiami do wynajętego specjalnie na te okazję apartamentu.
- Naprawdę – Artur bez specjalnego wysiłku podniósł Kaśkę w górę i śmiało wszedł do obszernego pokoju. Ostrożnie postawił ją na podłodze i zrobił krok w tył, by móc się nacieszyć jej widokiem – Jest co oglądać – przebiegł wzrokiem po całej sylwetce otulonej delikatną koronką – Nie mogę się doczekać, żeby zajrzeć pod spód... - jego szare oczy jakby pociemniały.
- Czy mogę Cię najpierw o coś spytać? - Kaśka posłała mężowi spojrzenie pełne determinacji.
- Pytaj – wiedział doskonale, co ją dręczyło, ale postanowił nie ułatwiać jej zadania. Nie tej nocy.
- Co dokładnie powiedziałeś Darii? Była zdziwiona... - wyrzuciła z siebie jednym tchem.
Artur przez chwilę przyglądał jej się spokojnie, po czym uniósł głowę i roześmiał się serdecznie. - Ty zazdrośnico! – był wyraźnie ucieszony jej pytaniem.
- Nie o to chodzi... - ściągnęła brwi, urażona jego podejrzeniami. Oczywiście, że była zazdrosna i to jak cholera, ale w tej chwili miała na myśli coś zupełnie innego, znacznie poważniejszego, a przynajmniej tak jej się wydawało.
- Chciała wiedzieć, co mnie skłoniło do decyzji o małżeństwie, a właściwie... - zawahał się – zarzuciła mi, że poleciałem na Twój zgrabny tyłek – uniósł jedną brew.
- Co takiego? - zatrzęsła się z oburzenia. Choć właściwie można by potraktować takie stwierdzenie jak rodzaj komplementu, przemknęło jej przez myśl.
- W pierwszej chwili miałem ochotę przytaknąć – roześmiał się, lecz po chwili spoważniał – Ale zaraz potem pomyślałem, że nie chcę, żeby tak uważała, bo to nieprawda. No, może i w pierwszym momencie Twój tyłek odegrał pewną rolę... nawet dość znaczną – spojrzał znacząco w dół – Tyle, że później uświadomiłem sobie, że najbardziej pociąga mnie w Tobie coś innego... - spojrzał jej głęboko w oczy.
- Coś innego...? - powtórzyła bez tchu. W jego spojrzeniu była jakaś głębia, jakieś napięcie, jakby chciał przekazać jej skrywaną dotąd tajemnicę.
- Tak – zniżył głos – Powiedziałem jej, że Ty jedna umiesz mi pokazać jakim potrafię być dupkiem – powinien się roześmiać, zakpić, ale on mówił całkiem poważnie – Tak naprawdę kocham to, jaka jesteś wewnątrz. Tu – dotknął palcem miejsca między piersiami, jakby chciał wskazać serce – i tu – dodał, dotykając jej skroni.
Stała, czując, że kolana się pod nią uginają. Coś chwyciło ją za gardło i nie pozwalało wydobyć słowa. Serce przyspieszyło gwałtownie, domagając się tlenu. Wzięła głęboki wdech... Pod powiekami wezbrały jej łzy – Ty mnie naprawdę kochasz – wyszeptała bezgłośnie.
- Naprawdę – pochylił się i pocałował ją delikatnie w usta, potem w policzek i w drugi..., a potem zaczął pokrywać pocałunkami jej oczy, czoło, usta, szyję.
Kaśka zarzuciła mu ręce na kark i odgięła do tyłu głowę. Artur pochylił się i poderwał ją z ziemi, jak piórko. Ruszył w kierunku sypialni, wpatrując się w nią roziskrzonym wzrokiem. Nawet jeśli najbardziej kochał jej duszę, to w tej chwili miał na twarzy wypisane pożądanie i to w najbardziej prymitywnej formie. Postawił swoją zdobycz obok ogromnego podwójnego łóżka i sięgnął dłońmi za jej plecy w poszukiwaniu zapięcia. Tu jednak czekała go niespodzianka. Zamiast zamka błyskawicznego napotkał rząd misternych guziczków. Kaśka z filuternym uśmiechem odwróciła się do niego tyłem, ukazując zapięcie w całej krasie.
- Specjalnie takie wybrałaś – westchnął i zabrał się za rozpinanie. O dziwo, poszło mu wyjątkowo sprawnie, choć trochę to trwało. Za to pod spodem czekała na niego prawdziwa uczta dla oczu. Delikatny koronkowy gorsecik zakończony paskami podtrzymującymi pończochy podkreślał wspaniale lekko zaokrąglone biodra i pośladki – Warto było czekać – nawet nie starał się ukryć zachwytu – Aż szkoda go zdejmować – przesunął dłonią wzdłuż bocznego szwu, a potem w dół, do gładkiego uda.
- Nie musisz... - wyszeptała odwracając się i zsunęła mu z ramion rozpięta marynarkę. Wkrótce dołączyła do niej muszka i koszula. Potem sięgnęła do paseczka swoich mikroskopijnych majteczek i rozpięła maleńką klamerkę – Jestem gotowa – upuściła kawałek białej koronki na jego koszulę.
Pozbycie się skarpetek, butów i spodni zajęło Arturowi jakieś piętnaście sekund. Podszedł do stojącej przed nim kwintesencji piękna i powoli opadł na kolana. Kaśka uniosła w górę ręce i kilkoma ruchami rozpięła włosy, pozwalając luźnym splotom opaść swobodnie na ramiona. Kwiaty, które podtrzymywały fryzurę, powędrowały na nocną szafkę wraz ze szpilkami do włosów. Teraz naprawdę była gotowa. Artur ujął jej biodra i popchnął ją ostrożnie w stronę łóżka. Usiadła na brzegu materaca, rozsuwając nogi. Wpatrywał się w jej bezwstydnie obnażoną kobiecość, zafascynowany widokiem. Delikatnie opalona skóra odcinała się wyraźnie od bieli koronki, ciemne włoski okalały skąpym trójkącikiem najbardziej intymny fragment jej ciała. Przełknął głośno ślinę i powędrował wzrokiem w górę, do falującej przyspieszonym oddechem piersi. Zsunął powoli bokserki, uwalniając porządnie już nabrzmiały wzwód, nie spuszczając jednocześnie wzroku z zaróżowionych podnieceniem policzków Kaśki.
- Połóż się – aksamitny niski głos odebrał jej resztki wstydu. Uległa natychmiast, czując jak Artur rozchyla jej uda mocniej i po chwili miała w sobie jego palec. Westchnęła z ulgą – jesteś taka rozkosznie miękka i wilgotna – szeptał, wpatrując się w miejsce, gdzie za chwilę miał wbić swój sterczący w górę członek. Kiedy wsunął w nią drugi palec, uda zadrżały jej lekko, a między włoskami na szczycie jej obrzmiewającej szparki pojawił się mały różowy guziczek. Jęknęła cicho – No, chyba już nie masz ochoty dłużnej czekać? - spytał i nie czekając na odpowiedź, wysunął z niej place i podniósł się z kolan.
- Nie mam – westchnęła i posłała mu pełne pożądania spojrzenie.
- Jak sobie pani życzy, pani Szmyt – zasalutował i ruszył do natarcia.
Kochali się bez pośpiechu, ciesząc się sobą i czasem jaki mieli spędzić razem. Po raz pierwszy towarzyszyło im poczucie pełnego zaufania i absolutnego spokoju o wspólną przyszłość.