Lek

Lek

środa, 30 września 2015

Meteory. Po zachodzie słońca 24


Wyspy greckie. Lipiec 2014.


- Chyba musimy zmienić miejsce? - Oskar spojrzał jej w oczy roziskrzonym wzrokiem.
Potulnie skinęła głową i pozwoliła się poprowadzić w dół do czekającego na brzegu pontonu.
Oskar sprawnie przetransportował ich na katamaran i po zacumowaniu, pomógł Majce wejść na pokład. Sam z niemałym trudem, pokonując sprawiający ból ucisk spodni, podążył za nią.
- Do mojej – pociągnął Majkę do kajuty. Zrzucił buty i koszulę. - Wyjrzyj przez luk – wskazał jej okno nad łóżkiem.
- Teraz? - zdziwiła się, ale wykonała polecenie.
Odpiął jej pasek i spodnie, i ściągnął je w dół. Stała w samych majtkach i rozpiętej koszuli, stanowiąc widok jedyny w swoim rodzaju. Powolnym ruchem rozpuściła włosy, pozwalając im opaść swobodnie na ramiona i plecy. Oskar przełknął głośno ślinę. Szybko pozbył się ubrania i ukląkł przed swoją boginką.
- Zrób to, na co masz ochotę – wyszeptała – Pozwalam ci na wszystko, tylko użyj prezerwatywy. Jest w kieszeni moich spodni. - Bała się, że jeśli teraz mu tego nie powie, potem już nie będzie w stanie.
Bez słowa wyjął małe kartonowe opakowanie, obejrzał je z uwagą i położył na kołdrze. Maja przymknęła oczy. Najpierw poczuła na udzie ciepły oddech, potem usta, a wreszcie zęby. Szczypały delikatnie, jakby nieśmiało, potem mocniej i wyżej... Wreszcie dotarły tam, gdzie czuła coraz mocniejsze drżenie i rozpieranie. Rozstawiła szerzej nogi, dając Oskarowi dostęp do swoich najintymniejszych miejsc. Chwilę to trwało nim poczuła jego usta na samym najwrażliwszym pączku. Wrażenie było takie, że musiała się przytrzymać rękami brzegów włazu, by nie runąć w dół na pościel. Oskar krążył językiem wokół, smagał i ssał. Ona traciła zmysły. Szczupłe ciało pokryło się mgiełką potu, drżało i prężyło się, pozbawione własnej woli. Nagle gdzieś w dole brzucha poczuła skurcz, rozkoszny i silny. Znała to uczucie. Po chwili drugi... i kolejny. Wstrzymała oddech. Oskar nie przestawał jej pieścić. Kolana się pod nią ugięły, a wtedy nagle... wsunął w nią palec, a może dwa...? Rozpadła się, oderwała od ziemi i runęła w otchłań. Nogi odmówiły jej posłuszeństwa.
Oskar patrzył jak urzeczony na błądzący po jej twarzy uśmiech, na jej drżące usta i przymglony wzrok. Zdołał ją pochwycić, gdy jak rażona piorunem osunęła się w dół, obezwładniona orgazmem. Ułożył ją ostrożnie i sięgnął po prezerwatywę. Miał twardy jak stal maszt i pełne jądra, które zamierzał opróżnić w ponętnym, bezbronnym ciele, leżącym tuż przed nim. Otworzył opakowanie i ujrzał dwie srebrzyste saszetki. Myśl, że ktoś przed nim zużył już jedną, zabolała go bardziej, niż byłby gotów przyznać. To musiał być ten chłopak z obozu archeologów! Powoli, niewprawnie, ale nałożył kondom. Potrzebował chwili, by się oswoić z uciskiem. No dalej, panno „doświadczona”, pomyślał, rozchylając jej szczupłe uda.
- Och! - Majka gwałtownie otworzyła oczy, czując na sobie dłonie Oskara.
- Powiedz, jeśli zaboli. Nie mam wielkiego doświadczenia poza snem – wyszeptał tuż przy jej uchu i powoli naparł na jej obrzmiały po niedawnej rozkoszy srom.
Była ciasna, ale na tyle wilgotna, że zdołał w nią wejść prawie do połowy. Uniósł głowę i napotkał rozszerzone źrenice, pełne zdziwienia i... pożądania? Wycofał się powoli i naparł znowu. Majka rozchyliła uda mocniej. Wciąż patrzył jej w oczy, jedno brązowe, drugie niebieskie, najpiękniejsze, jakie w życiu widział.
- Os-kar – jęknęła.
- Boli? - zatrzymał się.
- Nie. Po prostu chciałam to powiedzieć. Oskar!
- Maryann. Majka – odpowiedział jej – Patrz na mnie.
Poruszał się coraz pewniej i szybciej, wydobywając z Majki całą gamę jęków, westchnień, a wreszcie przytłumionych okrzyków.
- Wyprostuj nogi – polecił, czując, że jego wytrzymałość się kończy – Szeroko, najszerzej jak możesz...
- Ooooch! – teraz ocierał się o jej wrażliwą łechtaczkę przy każdym pchnięciu.
- Nie zamykaj oczu. Patrz na mnie! - Chciał mieć pewność, że myśli tylko o nim.
- Os-kar! Ja... ja... Oooooch!
Wstrzymała oddech, czując jak napięcie kłębiące się między jej udami i wyżej, w miejscu, gdzie tarcie sprawiało jej rozkosz graniczącą z bólem, wzbiera i zaczyna się przelewać, wypełniając całe jej ciało.
- Nie. Zamykaj. Oczu...
Oskar ostatkiem sił bronił się przed dojściem na szczyt. Niepotrzebnie. Majka wyprężyła się nagle i zamarła w bezruchu. Jej szeroko otwarte oczy teraz sprawiały wrażenie identycznych. Rozszerzone źrenice przesłoniły tęczówki. Jeśli były zwierciadłem duszy, to mógł teraz wyczytać w nich bezgraniczne oddanie i szczęście. Powoli przymknęła powieki, spod których na jej policzki spłynęły gorące łzy. Scałował je szybko. Miał dziwne uczucie, że ich słonawy smak przeniknął gdzieś do najgłębszych zakamarków jego duszy.
Otrząsnął się dopiero po chwili, gdy poczuł skurcz jąder i jakąś przemożną siłę zmuszającą go do podjęcia nowego wysiłku. Nie zważając na ciche jęki protestu, pchnął kilka razy, by wreszcie eksplodować i opaść z głuchym pomrukiem na drżące po niedawnych przeżyciach ciało Majki. Resztką świadomości uzmysłowił sobie, że nie śni, więc wsparł się na przedramionach, by nie przygnieść drobnej dziewczyny swoim ciężarem. Ona ostrożnie objęła go nogami, łącząc stopy nad jego pośladkami. Leżeli tak spleceni ze sobą, z trudem odzyskując spokój.
Nieco zdyszany głos Oskara pierwszy przerwał ciszę.
- Przereklamowany? - wyszeptał – Mnie się podobało.
Majka tylko westchnęła gębko i wtuliła się w jego szyję. Po chwili zaczęła skubać delikatnie ustami jego spoconą skórę. Poczuł, jak jej ciało zaciska wokół jego członka. A może to było coś innego? Cholera, nie miał z tym doświadczenia. Ostrożnie sięgnął dłonią między nich i przytrzymując brzeg prezerwatywy, wycofał się z ciepłych czeluści. Majka jęknęła z dezaprobatą.
- Bez tego było wygodniej – westchnął, pozbywając się zabezpieczenia.
- Ale mniej bezpiecznie – roześmiała się, pokrywając tym zmieszanie – Wiesz, ile różnych badań kazał mi zrobić lekarz, jak się dowiedział, że mam za sobą przygodny seks?
- Przygodny seks? - powtórzył z niedowierzaniem – Tak to nazwał?
- A jak miał to nazwać? - przewróciła oczami – Na początku, nawet nie chciałam przyznać, że w ogóle to zrobiłam.
Oskar zwiesił głowę.
- Przepraszam – Ile jeszcze razy miał to powiedzieć?
- Było dobrze – Majka zarzuciła mu ręce na szyję – Wtedy też...
Przytulił ją do siebie. Było w jej dotyku coś, co sprawiało, że miał ochotę trzymać ją w ramionach aż do świtu, a potem do zachodu słońca... Nie miał pojęcia, co to jest, ale było przyjemne. Nawet bardzo.
- Dlaczego nie pozwoliłeś mi zamknąć oczu? - spytała szeptem, tuląc się do niego.
- Chciałem je widzieć. Są piękne, a kiedy się kochasz mają taki... - brakło mu odpowiedniego słowa, by wyrazić co wtedy czuł – Są jeszcze piękniejsze – dokończył.
- Jesteś kochany – westchnęła - Mam nadzieję, że nie złamaliśmy którejś z twoich zasad? - dodała, odchylając nagle głowę – Złamaliśmy? Tak? - zaniepokoiła się.
- Chyba nie... - Pocałował ją leniwie w usta – To raczej kwestia... konfliktu interesów.
- Ooch?
- Gdybyś należała do Zgromadzenia... – zaczął ostrożnie – Prawdopodobnie kazałabyś mi się wcześniej oświadczyć – zaryzykował.
Majka prychnęła, tłumiąc śmiech.
- Naprawdę? - spytała z niedowierzaniem – No, to muszę się zastanowić, czy do was przystanę – roześmiała się, ale po chwili spoważniała. - Judith mówiła coś na ten temat. Coś o przekazywaniu Daru i pobieraniu się tylko między sobą.
- Zachowanie Daru jest dla nas ważne – przyznał. Czy miał jej teraz powiedzieć wszystko? Całą prawdę? W tym momencie?
- Na szczęście mam jeszcze sporo czasu – Majka nieświadomie przerwała jego rozważania. Jakoś nie traktowała poważnie tej części zasad. – A wracając do Judith... - posłała Oskarowi proszące spojrzenie spod rzęs – Naprawdę mi zależy. Mam jej naszyjnik, którego już nie mogłam jej oddać. Gnębi mnie to...
- Majka, proszę – starał się nadać swojemu głosowi stanowczy ton.
- Bardzo mi zależy – wyszeptała, pocierając czubkiem nosa jego szyję – Przecież mogłam się wymknąć, a tego nie zrobiłam. Zobacz, jak dbam o bezpieczeństwo.
Oskar wbił wzrok w rozgwieżdżone niebo, widoczne w kwadracie otwartego okna. Czy potrafił jej odmówić?
- Ale dopiero za kilka dni – westchnął zrezygnowany.
- Kocham cię! – pisnęła i objąwszy go mocno za szyję, pocałowała z pasją.
W pierwszym momencie zaniemówił z wrażenia, ale po chwili zdał sobie sprawę, że tak po prostu wyraziła wdzięczność. Odpowiedział na pocałunek. Po chwili poczuł, że krew spływa mu gwałtownie w dół i jeśli natychmiast nie przestaną, to...
- Mmmm – Majka zamruczała, czując na brzuchu ucisk.
- Nie panuję nad tym, kiedy jesteś blisko – wyszeptał do jej ust.
Pochłonęła te słowa, pozwalając im rozpalić wyobraźnię. Jego pożądanie było zaraźliwe.
- Chcę cię – powiedziała cicho, ocierając się o niego powoli.
Tym razem Oskar nie zamierzał czekać. Chwycił jej dłonie i przeniósł nad głowę, splótł palce z jej palcami. Miał nieodpartą ochotę odwrócić ją na brzuch i unieść jej zgrabny tyłek, zmuszając do klęknięcia, ale w ostatniej chwili się pohamował. To by była zbyt silna pokusa. Najpierw we śnie, postanowił. Nie do końca ufał samemu sobie, w bądź co bądź nowej dla niego sytuacji. Na samo wspomnienie krągłych pośladków obmywanych morską wodą poczuł, że ślina napływa mu do ust. Z jego gardła wydobył się niski gardłowy pomruk. Ta dziewczyna doprowadzała go do szaleństwa. W jednej chwili sprawiała wrażenie kruchej i niewinnej, by zaraz zbić go z tropu śmiałym stwierdzeniem. Czy to zderzenie ich światów, czy ich samych sprawiało, że miał w głowie zamęt? Jakby na potwierdzenie jego myśli, Majka rozchyliła uda, otwierając się bezwstydnie na jego pieszczoty. Piękność w czystej postaci, przemknęło mu przez myśl na widok jej opalonego szczupłego ciała z jaśniejszym trójkątem na podbrzuszu, który jakby wskazywał mu drogę. Mała kępka czarnych kręconych włosków przysłaniała wejście, ale przecież już tam był. Rozchylił delikatne płatki i gładko wsunął dwa palce do ciepłego wnętrza. Majka krzyknęła, zaskoczona nagłą inwazją, ale po chwili odetchnęła głęboko i wypchnęła biodra na spotkanie pieszczoty. Poczuł to. Poczuł na własnej skórze rozkosz, jaką jej dawał. Nagle dotarło do niego, że nie zniósłby, gdyby jakikolwiek inny mężczyzna dotykał jej w ten sposób. Zaskoczyła go ta myśl. Nigdy jeszcze czegoś takiego nie doświadczył.
- Weź mnie – Majka patrzyła na niego przymglonym wzrokiem – weź mnie...
Uklęknął między jej ugiętymi kolanami i chwyciwszy za kostki, oparł sobie jej nogi na ramionach. Pochylił się, pokonując opór naciągniętych mięśni, a ona zamiast zaprotestować, poddała mu się z uśmiechem na twarzy. Była w tej chwili cała jego!


poniedziałek, 28 września 2015

Meteory. Po zachodzie słońca 23

Wyspy greckie. Lipiec 2014.
Oskar siedział na pokładzie „Insomni” z laptopem na kolanach, ale nie mógł się skupić. Tego dnia zakotwiczyli w odludnej zatoczce przy jednej z niewielkich wysp. Miał zamiar dać chłopakom trochę wytchnienia, tak żeby mogli spędzić noc wedle własnego uznania. Katamaran był bezpiecznym schronieniem, nieosiągalnym ani dla Swena, ani dla Heleny. Jeśli jego dziadek się nie mylił, to Marianna mogła być prawnuczką Rosanny. Co prawda twierdził, że dawno temu osobiście sprawdził wszystkie dokumenty dotyczące jej zgonu i nie dopatrzył się w nich nieprawidłowości, ale nigdy nie pogodził się do końca z faktem, że jej Dar przepadł. Nie było tajemnicą, że Rosanna i Mistrz się przyjaźnili. Może nawet darzył ją czymś więcej niż przyjaźnią? Śmierć Rosanny i nowo narodzonego dziecka, któremu nie udało się przekazać Daru nie były niczym niespotykanym, a jednak odszukał także tamte dokumenty. Oskar był wtedy dzieckiem, więc nie mógł tego pamiętać, ale potem wiele razy słyszał rozmowy rodziców i innych Obdarowanych.
Uniósł głowę i przysłonił oczy ręką. Na wysokim kamienistym brzegu kilka postaci krążyło wokół sporej już kupki gałęzi. Majka zapragnęła rozpalić ognisko, wiedząc, że tego dnia nie zasną aż do wschodu słońca. Ku zaskoczeniu Oskara, cała załoga ochoczo ruszyła razem z nią zbierać opał, a Greg zaofiarował nawet swoją pomoc przy zbudowaniu kamiennego kręgu wokół ognia. Oskar patrzył, jak raz po raz któraś z postaci pojawiała się na poszarpanym skalistym zarysie wyspy, by po chwili zniknąć i pojawić się w innym miejscu. Przyłapał się na tym, że szuka najdrobniejszej z nich z powiewającymi na wietrze włosami, zebranymi w koński ogon.
Załoga polubiła Mariannę, nie dało się tego ukryć. Każdy z chłopaków traktował ją z szacunkiem, ale też z sympatią, choć każdy na swój sposób. Ona także do każdego z nich podchodziła inaczej, potrafiąc wyczuć ich wrażliwość. Nawet Akos, który raczej nie był z natury towarzyski znalazł czas, by pokazać jej węzły żeglarskie. Inna sprawa, że Majka garnęła się do pomocy przy pracach na łodzi. Szybko pokonała naturalną nieśmiałość, jaką człowiek odczuwa w nowym środowisku i dała się poznać jako wyjątkowo zdolna i pilna uczennica. Wprost chłonęła informacje, jakie jej przekazywali, zapamiętywała je i nigdy się nie myliła, nawet, jeśli mówili równocześnie. Wkrótce znała ich daty urodzenia, imiona rodziców i rodzeństwa, jeśli takie posiadali, ulubione potrawy i hobby, i masę innych z pozoru nieważnych informacji. Ona jednak potrafiła je wykorzystać, na przykład serwując Jeanowi naleśniki z konfiturą różaną kupioną w portowym sklepiku, a Gregowi z bananami i nutellą. Oskara nie dziwiło więc, że ze stoickim spokojem tłumaczyli jej, dlaczego ma coś zrobić tak, a nie inaczej. Przyjęli po prostu do wiadomości, że nie wykonywała poleceń, jeśli uznała je za bezsensowne. Była uparta. Tak, jak tego ranka, kiedy spytała o pogrzeb Judith. Musiał naprawdę się namęczyć, żeby odwieść ją od pomysłu odwiedzenia grobu jeszcze tego wieczoru.
Majka stanęła na krawędzi skały i pomachała rękami nad głową, tak by zwrócić na siebie uwagę Oskara. Odmachał jej. Był prawie pewien, że się roześmiała. Zawróciła i pobiegła w stronę, gdzie po zachodzie słońca miało zapłonąć ognisko. Odprowadził ją tęsknym wzrokiem. Z nią by się nie nudził. Był wdzięczny losowi, że postawił tę dziewczynę na jego drodze, i to dokładnie w chwili, gdy tego potrzebował. Był tylko jeden problem: Jej sytuacja była niejasna, bo jeśli była prawnuczką Rosanny, Helena miała w jej sprawie coś do powiedzenia. Nie było tajemnicą, że nie była im przychylna. Chyba, że formalnie Marianna zostałaby zwolniona z posłuszeństwa krwi... Gdyby to zależało tylko od niej, miałby o wiele prostsze zadanie. Tego był prawie pewien. Prawie, bo był jeszcze chłopak z obozowiska. Zatrzasnął pokrywę laptopa i wstał. Słońce powoli zbliżało się do horyzontu. Jeśli mieli spędzić wspólnie czas, zanim chłopaki zaszyją się w swoich kajutach, powinien się przebrać. Przechodząc obok drzwi do kajuty Majki, poczuł zapach jej perfum. Spojrzał w dól. Jego reakcja była tak silna, że aż zaskakująca. Pociągała go fizycznie, jak chyba jeszcze żadna dziewczyna, ale nie chciał przeciągać struny. Dziadek wyraźnie dał mu do zrozumienia, co było priorytetem. Westchnął głęboko, odchylając głowę. Nigdy nie sądził, że właśnie tak to będzie wyglądało. Właściwie, to nawet wolał takie podchody, zamiast targów o rękę dziewczyny. Napełniały go obrzydzeniem. Dlaczego nie mógł po prostu powiedzieć jej kim jest i czego Zgromadzenie od niej oczekuje?
- „Bo wychowała się w innym świecie niż nasz i gotowa odmówić” - zabrzmiały mu w uszach słowa dziadka.
---
- Muszę ci coś powiedzieć – Oskar grzebał patykiem w żarze ogniska.
Majka nadstawiła uszu. Coś jej mówiło, że to będzie osobiste wyznanie. - Tak?
- Kiedy z tobą byłem... Mam na myśli... kiedy się kochaliśmy – Przełknął głośno ślinę i posłał jej szybkie spojrzenie – To nie do końca było tak, że nie mogłem przewidzieć, co się stanie – wyrzucił z siebie.
- Ooo?!
- To znaczy, nie mogłem, ale też nie zrobiłem niczego, żeby sprawdzić, jakie to będzie miało dla ciebie konsekwencje – przyznał.
Stwierdzenie Oskara trochę ją zaskoczyło. Uniosła głowę, wbijając w niego wzrok. - Słucham?
- Prawda jest taka, że tak strasznie tego chciałem..., że po prostu założyłem, że wszystko jest OK – powiedział powoli.
- Dlaczego mi to mówisz? Ja naprawdę nie żałuję.
Podniósł głowę, napotykając jej badawcze spojrzenie. Nie potrafili oderwać od siebie wzroku, jakby wzajemnie badali swoje odczucia. Oskar zdał sobie sprawę, że będzie mu trudniej, niż sądził.
- Jeśli zostanę Mistrzem, mam chronić innych i wyznaczać im granice. Mam karać za ich przekraczanie, a tymczasem ja sam je naruszyłem - w jego głosie dało się słyszeć szczerość.
- Jesteś dla siebie bardzo surowy – Chciał tego. Strasznie chciał! Jej serce podskoczyłoby z radości, gdyby to było możliwe. A nie było? Czy w ogóle słowo „niemożliwe” miało teraz sens?
- Sprawiedliwy – westchnął – Staram się być dla siebie sprawiedliwy. Będziesz miała okazję mnie ocenić i chcę, żebyś była obiektywna.
- Ocenić ciebie? - zdziwiła się – Ale tak publicznie?
- Na jesieni mamy spotkanie całego Zgromadzenia Obdarowanych. Czeka tam na ciebie miejsce, jeśli zgodzisz się je przyjąć, ale mam nadzieję, że tak.
- Miejsce dla mnie? Głos? - O czym on mówił, do cholery?
- Jesteś Obdarowana, jesteś jedną z nas - wyjaśnił – Jako pełnoprawny członek Zgromadzenia będziesz musiała poprzeć lub odrzucić moją kandydaturę. Wolałbym, żeby ktoś inny ci to wytłumaczył, ale zważywszy na okoliczności... - westchnął ciężko – Czuję się odpowiedzialny za to, co się stało.
- Oskar, ja tego nie żałuję – powiedziała powoli – Może wolałabym dokonać takiego wyboru bardziej świadomie, ale teraz już nie ma to znaczenia. I wiesz co? Mogłabym to powtórzyć...
- Chcesz tego? - Miał podstawy, żeby się tego spodziewać, ale jednak go zaskoczyła. Co powinien teraz zrobić?
- A ty nie? - spytała, mrużąc oczy.
Oskar przyglądał jej się z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Tylko oczy lśniły mu dziwnym blaskiem, jakby całe jego wnętrze płonęło.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo, ale...
- Ale?
- Powinnaś wiedzieć, że my... - urwał, szukając odpowiednich słów – Ja mam pewne obowiązki...
- Obowiązki? Masz żonę? - Cholera! Nie spytała o to! Powinna? Nie miał obrączki!
- Nie! Nie o to chodzi. - Jej reakcja go ucieszyła - To znaczy... Niedokładnie o to...
- Masz kogoś – domyśliła się – Wcale nie musimy – dodała szybko. Zbyt szybko – Po prostu pomyślałam, że skoro się całowaliśmy wtedy na plaży...
- Nie! Nie mam nikogo! Posłuchaj, oboje jesteśmy Obdarowanymi w pełni, więc teoretycznie to idealna sytuacja...
- Kurde, wyrażaj się jaśniej! - zirytowała się. Wysyłał takie sprzeczne sygnały.
- Chodzi dzieci! – powiedział powoli – Dla nas dzieci są tak samo cenne jak Dar, ale to nie takie proste – Z trudem stłumił ogarniającą go panikę. A jeśli ją spłoszy? Dziadek by go chyba w tej chwili zabił!
- Ale ja nie mam zamiaru mieć dzieci – wybałuszyła oczy – Przynajmniej na razie – dodała.
Oskar umilkł gwałtownie, jakby jej odpowiedź go zszokowała.
- Miałam ochotę na seks, a nie na macierzyństwo – roześmiała się, nieco zbita z tropu, ale widząc jego minę, spoważniała – O co chodzi z tymi dziećmi?
- Jeśli spłodzę syna, mój dziadek będzie chciał przekazać mu swój Dar, a więc... umrze. - To było jedyne wytłumaczenie, jakie mu w tej chwili przyszło do głowy.
W głosie Oskara był coś nieuchwytnego, jakby smutek, który chwycił ją za serce. Przyglądała mu się przez dłuższą chwilę. Teraz wydawał jej się starszy i bardziej poważny.
- Seks nie zawsze kończy się dzieckiem – stwierdziła, starając się, żeby zabrzmiało to z politowaniem – Słyszałeś kiedyś o antykoncepcji?
- Owszem, ale... Powiedzmy, że nigdy jej nie potrzebowałem – w jego głosie brzmiała niepewność.
Oskar niepewny! Nie mogła uwierzyć.
- Chcesz powiedzieć, że nigdy tego nie robiłeś naprawdę? Mam na myśli, nie we śnie? - zdumiała się.
- Tak było prościej – wzruszył ramionami – Nie miałem wielu okazji do zawierania znajomości z dziewczynami w realnym świecie, a Obdarowani mają swoje sposoby na urwanie się rodzicom. Zresztą... - urwał, jakby się nad czymś zastanawiał.
- Tak? - coraz bardziej ją fascynował.
- Nie narzekałem na brak... - wzruszył ramionami - No wiesz, Obdarowanych II i III stopnia jest sporo.
- Och! - poczuła się odrobinę dotknięta. Może nawet więcej, niż odrobinę – Dlatego byłeś taki pewny siebie – wypaliła.
Oskar zmarszczył brwi i przełknął głośno ślinę. Pewny siebie? Dobre sobie!
- Nie narzekałaś – stwierdził z błyskiem w oczach.
- Cóż, może masz rację? - postanowiła wziąć odwet – W sumie, seks w realu jest trochę przereklamowany – rzuciła, siląc się na kpiący ton.
Oskar był autentycznie zdumiony. W ogóle nie brał pod uwagę, że ona ma coś do powiedzenia w tej kwestii. Kochała się z kimś innym? Z tamtym chłopakiem? Ugryzł się w język, zanim zadał to pytanie na głos.
Zaległa kłopotliwa cisza.
- Mogłabyś mi pokazać... - Oskar odezwał się pierwszy – Jak to jest w realnym świecie. Chociaż, w naszym przypadku, chyba podobnie, bo jak się przekonaliśmy, sen ma fizyczne skutki... - urwał, czekając na jej reakcję. Zbyt mocno jej pragnął, by teraz odpuścić.
- To znaczy, że nie robiłeś tego z żadną w pełni Obdarowaną dziewczyną? - spytała cicho, nie patrząc mu w oczy.
- Nie – pokręcił głową – Tylko z tobą.
Majka podniosła głowę i utkwiła w Oskarze wzrok. Żar ogniska rzucał na nich ciepłe światło, dodające aury tajemniczości i intymności. Wstała i powoli usadowiła się na jego kolanach, przekładając nogi w ten sposób, żeby znaleźć się z nim twarzą w twarz. Uniósł głowę. Jego oczy lśniły pożądaniem, ale nie wykonał żadnego ruchu, by ją zachęcić.
- W moim świecie, nie potrzebujemy pytać o każdy drobiazg - szepnęła – Skoro powiedziałam, że chcę się kochać, to znaczy, że wszystkie chwyty dozwolone.
Schyliła się i ująwszy jego twarz w dłonie, sięgnęła do ust. Powitał ją głębokim niskim pomrukiem. Jej słowa dały mu zielone światło, a przynajmniej tak mu się wydawało. Przyciągnął ją do siebie, przechylił nieco do przodu, wpijając się równocześnie w jej soczyste wargi. Jęknęła, ale nie cofnęła głowy. Chciała poczuć to, co czuła za pierwszym razem. Chciała się oddać bez reszty i odlecieć w przepaść. On potrafił ją tam zabrać. Czuła to, wiedziała... Ostrożnie ujęła jego dłoń i położyła sobie na piersi. Oskar natychmiast odszukał rząd guziczków i z zadziwiającą sprawnością rozpiął je jeden po drugim. Jego język przez cały czas krążył w jej ustach. Zakazany owoc smakował wyjątkowo. Dotarło do niego, że gdyby Majka należała do Zgromadzenia, znałaby swoją cenę. Za jej przyzwolenie na seks trzeba by zapłacić obrączką. Tymczasem ona nieświadomie oddała mu się z własnej woli. Ten owoc miał naprawdę wyjątkowy smak. Na tyle wyjątkowy, że zamierzał go zatrzymać tylko dla siebie, niezależnie od planów jego rodziny.
Nagle zaświtała mu myśl, że mógłby pójść na skróty. Gdyby teraz zaproponował jej małżeństwo? Zgodziłaby się? Nawet, gdyby potrzebna była zgoda Heleny, byłoby łatwiej...
- Maryann... - wyszeptał bez tchu, odrywając się od jej nabrzmiałych warg.
- Ćśśś – Położyła mu palec na ustach. Nie chciała słuchać o kolejnych zakazach, regułach i tym podobnych.
Rozchyliła koszulę, ukazując Oskarowi nagie ciało z nieopalonymi pod bikini jasnymi trójkątami wokół sterczących brodawek. Odpowiedzią był narastający ucisk w miejscu, gdzie jej krocze przylegało ciasno do jego podbrzusza.
Niech się dzieje, co chce, postanowił, obejmując pełne, jak dojrzałe owoce piersi. Rozkosznie wypełniały mu dłonie, kusiły delikatną skórą i ciepłem. Objął ustami jedną brodawkę, uciskając równocześnie palcami drugą. Majka jęknęła cicho i odruchowo napięła mięśnie ud, jakby spinała ostrogami niesfornego konia. Oskar stęknął głucho. Wciągnął mocno delikatne ciało i zacisnął odrobinę zęby na twardym sutku. Majka szarpnęła się i jęknęła głośniej. Przeszył ją dreszcz, spłynął w dół i załaskotał nieznośnie. Poruszyła się, niecierpliwie ocierając kroczem o twardy podłużny kształt, ale Oskar się nie spieszył. Teraz objął ustami drugą brodawkę. Wzniosła głowę do gwiazd, czekając na ugryzienie i kolejną falę rozkoszy. Po chwili powietrze przeszył jej głośny jęk przechodzący w pełne skargi kwilenie.


sobota, 26 września 2015

Meteory. Po zachodzie słońca 22

 









- Już wróciłeś? - materializuję się w kajucie „Insomni” i widzę Oskara.
- Tak, przed chwilą. A ty gdzie byłaś?- pyta.
- Sprawdzałam jak sobie radzę z wyborem miejsca. Chyba już to opanowałam. – silę się na obojętność. Źle zrobiłam. Widok Marka mnie przygnębił. - Nauczysz mnie czegoś nowego? - staram się odwrócić uwagę Oskara.
- Postaram się – mówi z ciepłym uśmiechem - Daj mi rękę i uwolnij umysł.
Już to robiłam, więc tym razem wyciągam dłoń bez wahania. Oskar związuje nas niewidzialną nicią, po czym otacza nas gęsta mgła. Nagle widzę wyłaniający się krajobraz. To jakaś rajska wyspa! Jesteśmy zawieszeni nad nią. Ale cudna!
- Lubisz morze? - Oskar szczerzy do mnie zęby.
- Uwielbiam!
Szybujemy przez chwilę nad porośniętą palmami środkową częścią wyspy, po czym Oskar pociąga mnie w dół, kierując się na plażę. Po chwili stoimy na gorącym piasku.
- Chcesz się pokąpać? - pyta, ściągając przez głowę koszulkę.
- Mamy pływać? Myślałam, że będziesz mnie uczył – przyglądam mu się podejrzliwie. Dlaczego mnie tu zabrał? Wie, że jestem smutna. Czy wie, dlaczego? Podglądał mnie? Nie, to niemożliwe, zauważyłabym go, wyczułabym...
- Chcę ci po prostu pokazać jakie jeszcze możliwości daje Dar – uśmiecha się do mnie wesoło, beztrosko. - Połączymy to z przyjemnościami.
- W porządku – A ja go podejrzewałam, ganię się w myślach – Co mam robić?
- Zdejmij ubranie. To bezludna wyspa, nikt nas nie zobaczy – unosi dłonie i otacza nas niewidzialną aurą.
- Skoro jest bezludna, to czemu nas chronisz? - śmieję się.
- Bo po pierwsze ktoś mógłby szukać mnie lub ciebie, a po drugie chłopaki znają to miejsce, a ja nie chcę się z nimi dzielić widokiem – znacząco unosi brwi , a ja się czerwienię.
Mam się rozebrać? Zastanawiam się. Przecież mogłabym pływać w majtkach. Mam je pod ubraniem. Chce mnie nagą?
- Zrób to dla mnie – Oskar podchodzi do mnie i dotyka ramiączka mojej bluzki – Proszę – ma taki seksowny głos.
- Oskar, ja... - Jak mam mu powiedzieć, że to byłoby nie fair w stosunku do Marka, skoro on nawet nie wie o jego istnieniu. Muszę najpierw z nim porozmawiać, powiedzieć mu, że jest ktoś inny. A jest? Jestem skołowana.
- Chcę ci tylko pokazać jaki człowiek czuje się wolny w wodzie, kiedy nie ma na sobie ubrania – szepcze.
Dlaczego, kiedy tak do mnie mówi, ja mam wrażenie, że za chwilę użyje słowa seks? Dlaczego w jego obecności czuję się jak po szampanie? Czy to wpływ tego, co nas otacza, czy jego? Powoli zsuwam sukienkę. Oskar patrzy na mnie głodnym wzrokiem. Podnieca mnie to bardziej, niż bym chciała. Rozpina spodenki i zsuwa je razem z bielizną. Nie mam odwagi spojrzeć w dół. Patrzę mu w oczy i powoli zdejmuję majtki.
- Chodźmy do wody – bierze mnie za rękę.
Płyniemy pod wodą obok siebie, w niewielkiej odległości, ale na tyle dużej, żeby się nie dotykać. Zerkam ukradkiem na Oskara. Pięknie wygląda. Słońca prześwieca przez wodę i tańczy po jego nagim ciele. Nie widzę dokładnie, ale wydaje mi się, że jest trochę podniecony. Nagle odwraca głowę w moją stronę i coś pokazuje. Coś z przodu... Delfiny! Całe stado. Płyniemy tam.
Patrzę jak urzeczona na szare obłe ciała. Są w ciągłym ruchu. Co jakiś czas podpływają do powierzchni, żeby potem zanurkować w dół. Nagle zauważam parę. Płyną obok siebie, opływają się nawzajem, jakby robiły podwójną śrubę. Ale pięknie! Zerkam na Oskara, a on się uśmiecha. Delfiny ustawiają się do siebie brzuchami i nagle... o kurwa! Z brzucha jednego z nich wysuwa się długi penis. Łączą się ze sobą! Bzykają się! Czuję się zażenowana, ale nie mogę oderwać od nich wzroku. To niesamowite, że mogę to oglądać. Delfiny rozłączają się i samica podpływa do powierzchni, potem nurkuje, a obok niej pojawia się inny samiec, ociera się o nią. Płyną obok siebie, a potem... zakrywam dłonią usta. Samiec jest duży, większy od samicy. Płyną połączone, a on porusza mocno ogonem. Widzę, jak pod lśniącą szarą skórą pracują mięśnie. Ten widok mnie podnieca. Odwracam głowę i napotykam zaciekawione spojrzenie granatowych oczu. Wynurzam się, a delfiny odpływają.
- Czy to co widziałam...? - brak mi słów.
- Kopulowały – Oskar się śmieje.
- Ale ona zrobiła to z dwoma samcami! - jestem zszokowana.
- Takie mają zwyczaje. U ludzi też się tak zdarza – dodaje ostrożnie.
Odwracam wzrok. Czuję się głupio.
- Chciałbym cię pocałować – mówi nagle.
- Zrób to – szepczę.
Podpływa do mnie. Nasze ciała są śliskie. Unosimy się na wodzie bez trudu. Oskar ujmuje moją twarz i powoli obejmuje ustami moje. Pocałunek jest słony, głęboki, namiętny... Obejmuję go rękami. Czuję, jak jego członek nabrzmiewa. Mam taką ochotę przyjąć go w siebie. Dociskam brzuch do jego brzucha, mając pośrodku ten twardy podłużny kształt. Wystarczy trochę się unieść, rozchylić nogi... Moje ciało pragnie tego wypełnienia, choć mózg mówi mi, że nie powinnam. Natura pcha mnie do tego, by nasze ciała się połączyły, jak ciała delfinów... Język Oskara porusza się w moich ustach, bierze mnie w posiadanie, zniewala... Dlaczego mnie tu przyciągnął? Moje wnętrze pulsuje pożądaniem. Dlaczego całuje mnie tak namiętnie?
- Os-kar – dyszę.
- Płyńmy do brzegu – odpycha mnie lekko od siebie. Ma takie głębokie spojrzenie, takie niesamowite.
Nie mogę zebrać myśli. Płyniemy obok siebie. Wychodzimy na brzeg zdyszani, mokrzy. Kładziemy się na piasku, żeby odpocząć. Łagodne fale raz po raz obmywają nasze stopy.
- Pięknie tu – szepczę.
- Wiesz, jak długo byłaś pod wodą? - Oskar odwraca się w moją stronę i opiera głowę na ręce. Jego nagie ciało pokrywają kropelki wody. - Prawie piętnaście minut.
- Och!
- Gdybyś sobie uświadomiła, że to niemożliwe, zaczęłabyś się topić – uśmiecha się.
Więc to jednak była lekcja. Przekręcam się na brzuch. Muszę znaleźć zajęcie dla rąk i widok dla oczu. Na piasku leżą płaskie owalne kamyki. Układam je jeden na drugim. Taką wieżyczkę.
- To na pamiątkę? - Oskar podaje mi jeszcze jeden kamyk.
- Tak – szepczę – Na pamiątkę tej chwili.
Nagle mam taką ochotę go pocałować! Kładę kamyk drżącymi rękami i przysuwam się do Oskara. Wie, czego chcę. Unosi moją brodę i jego usta opadają na moje. Całujemy się zachłannie. Nasze języki oplatają się wokół siebie. Czuję w brzuchu motyle. Cały rój! Nasze podniecenie jest namacalne, jakby powietrze wokół nas zgęstniało. Jęczę cicho, kiedy Oskar zaczyna ssać mój język. Przyciąga mnie do siebie... na siebie. Leżę na nim. Czuję jego wzwód uciskający mi brzuch. Pragnie mnie! Ja jego też! Na co czekamy? Jęczymy oboje. Oskar trzyma w dłoniach moją twarz. Bierze w posiadanie moje usta. Posuwa je językiem. Jestem bliska omdlenia. Uginam kolano i mam udo Oskara między nogami. Jęczę jeszcze głośniej, kiedy pociera mój obrzmiały srom. Już nie wiem, co mam ze sobą zrobić. Tak bardzo chcę się kochać! Chcę się kochać z nim!
- Majka – Oskar dyszy – Musimy wracać.
Odsuwa się ode mnie. Mam przed sobą jego oczy. Jest w nich coś niepokojącego, dzikiego i jednocześnie tak pociągającego... Oddycha jak po biegu. Ja też.
- Musimy wracać... - powtarza szeptem i odwraca wzrok.
Dlaczego? Powoli dociera do mnie, że on ma rację. Zbliża się wschód słońca. Ubieram się szybko. Oskar całuje mnie jeszcze lekko w usta i... już. Jesteśmy w mojej kajucie.
- Znikaj – odpycham go lekko i siadam na łóżku.
Czy mi się wydaje, czy był zakłopotany? Nie wiem. Nie chcę wiedzieć. Za to wiem coś innego, wiem, że tak naprawdę cały czas chcę właśnie jego.
Zaraz po przebudzeniu Majka usiadła i zaczęła nasłuchiwać. Miała nadzieję, że Oskar do niej przyjdzie. Nie myliła się. Dotarł do niej dźwięk naciskanej klamki, potem cichy szelest otwieranych drzwi. Zamarła, drżąc z emocji. Ciche kroki... i jej klamka drgnęła. Poczuła przyjemny dreszczyk gdzieś w okolicy pępka, albo może odrobinę niżej...?
- Oskar, dobrze, że nie śpisz – rozpoznała przyciszony głos Johana.
- Tak? - z głosu Oskara niczego nie można było wyczytać.
Podwójne kroki powoli oddaliły się od jej drzwi.
- Cholera! - zaklęła cicho, a po chwili roześmiała się sama do siebie i padła na łóżko. Wyglądało na to, że Johan pilnował nie tylko jej.
---
- Coś ważnego? - głos Oskara nie zdradzał, jak bardzo ta rozmowa była dla niego nie w porę.
- Wybacz, ale to nie może czekać – Johan podał mu jedno ze zdjęć zrobionych przy zaporze – Ktoś tam był – stwierdził i wskazał niewielką plamkę widoczną na tle szarej masy betonu.
- Nie wyczuliśmy go – Oskar westchnął – Wiadomo, co tam robił?
- Może to przypadek, ale nie sądzę... – głos Johana brzmiał poważnie – Już rozmawiałem z chłopakami. Będą się mieć na baczności, ale wy też uważajcie.
- Taaak... - pokiwał głową z roztargnieniem – Powiększ to. Może da się coś więcej z tego wydobyć.
Swen, czy Helena? To było pytanie za sto punktów. Jedno i drugie stanowiło zagrożenie, choć każde innego rodzaju.




czwartek, 24 września 2015

Meteory. Po zachodzie słońca 21

- Witaj Heleno – Mistrz powitał elegancką kobietę, która wkroczyła do jego ulubionego gabinetu, z wyjątkowa uprzejmością – Co cię do mnie sprowadza? Czyżbyś przemyślała moją propozycję?
- Och, Mistrzu... – Helena Littenstein–Kraft roześmiała się nerwowo – Myślę, że wiesz doskonale, co mnie do ciebie sprowadza.
- Ja? - uniósł brwi, manifestując bezgraniczne zdumienie – Nie mam pojęcia. Czyżby stało się coś złego? Jesteś wzburzona.
Helena miała na końcu języka ciętą ripostę, ale w porę wyhamowała. Nie tędy droga, postanowiła. Jeśli chciała coś uzyskać, musiała wykazać się cierpliwością. Od czterech dni nie była w stanie odszukać Marianny. Zapadła się, jak kamień w wodę. Jedyne, co miała to informację, że wyjechała na jakieś stypendium archeologiczne z kobietą, której opis odpowiadał Judith Banch.
- Owszem – siliła się na spokój - A jaka mam być po śmierci Judith?
- Znałaś ją? - Mistrz przyjrzał jej się uważnie.
- Nie. Może raz ją spotkałam, ale dawno temu – przyznała – Nasze matki się znały. No, ale ostatecznie mieszkała w moim kraju!
Taak – Mistrz przygładził siwe włosy – Nikt nie znał biednej Judith... Trudno się dziwić – dodał po chwili zadumy – Tak to jest, jak ktoś dorasta z dala od Zgromadzenia. Jest sam i zagubiony... Nie rozumie Daru, ani jego błogosławieństwa... Błądziła, ale w końcu odnalazła swoje miejsce. - pokiwał głową.
Helena poczuła, że w „normalnych” warunkach nogi by się pod nią ugięły. On coś wiedział. Była tego pewna.
- Czy to prawda, że za śmierć Judith odpowiedzialny jest Swen? - spytała z niepokojem.
- Niestety tak. - westchnął – Bardzo nad tym ubolewam.
- Ja też – przyznała – A czy... Czy wiadomo coś o innych? To znaczy... Czy były z nią inne osoby?
- Nic mi nie wiadomo na ten temat – Mistrz wciąż jej się przyglądał – Dlaczego pytasz?
- Tak tylko – siliła się na obojętny ton, ale serce o mało nie wyrwało jej się z piersi.
- Nie zastanawiałaś się, dlaczego zginęła? Albo raczej, dlaczego teraz? - spytał nagle.
- Szczerze mówiąc nie... - spuściła głowę, nie mogąc wytrzymać przenikliwego spojrzenia błękitnych oczu.
- Judith tak naprawdę nigdy nie opuściła formalnie Zgromadzenia – ciągnął Mistrz – Dlatego ostrzegliśmy ją, że może być celem ataku. Niestety, nie posłuchała i zwlekała zbyt długo... - zawiesił głos.
- Wiedzieliście? - Helena wpatrywała się w niego szeroko otwartymi oczami.
- Mieliśmy pewne sygnały. - Mistrz jakby celowo dawkował jej informacje - Była w posiadaniu tajemnicy, którą nie chciała się podzielić ani z nami ani ze Swenem.
- Tajemnicy? - przełknęła głośno ślinę – Jakiej tajemnicy?
- Dotyczącej pewnej dziewczyny...
- O, boże! - Helena załamała ręce.
Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że najprawdopodobniej Mistrz już wiedział o istnieniu Marianny, ale czekał na jej reakcję, żeby się upewnić. Dała mu to, czego chciał.
- Co z tą dziewczyną? - Zastanawiała się, czy zagrać w otwarte karty – Została uprowadzona?
- Nie – głos Mistrza nie zdradzał żadnych emocji – Ukryła się. Czyżbyś coś o niej wiedziała?
- Ja? Nie... - Helena z trudem hamowała złość. Nie mogę do niej dotrzeć, panikowała. Jak to możliwe? Ona nie ma pojęcia, jak to działa! Skąd miałaby się dowiedzieć, jak się ukryć? Od Judith? Od... - zacisnęła dłonie w pięści, ale zaraz je rozprostowała – Ty... ty ją ukryłeś? Jest tutaj? W tym zamku?!
- Heleno, nie mogę ci udzielać takich informacji. Przecież wiesz...- Mistrz zrobił krok w stronę otwartego na oścież okna i odetchnął głęboko. Zapach maciejki docierał aż tutaj – Gdyby należała do twojej rodziny, to by zmieniało postać rzeczy... - urwał w połowie zdania.
- Oczywiście... - odwróciła głowę, by nie mógł zauważyć, jak bardzo nią to wstrząsnęło. Zatoczyła się na fotel. Nagle zdała sobie sprawę, że sama odebrała sobie broń. Przynajmniej jest bezpieczna, pocieszała się. Przecież w końcu do niej dotrze, albo ją przywoła. Wcześniej czy później, ale zrobi to!
- Heleno, wydawało mi się, że chcesz mi coś powiedzieć... - zawiesił głos, jakby chciał ją zachęcić.
- Nie! - odparła szybko – Dziękuję ci za poświęcony czas. Muszę wracać do rodziny.
- Zastanów się, czy nie lepiej byłoby dla was, gdybyś przyjęła zaproszenie do Zgromadzenia? - ponowił prośbę.
Żebyś miał prawo rozporządzać losem Marianny? Niedoczekanie twoje! Nie pozwolę by nasze poświęcenie poszło na marne.
- Jesteś wspaniałomyślny, ale dziękuję – kiwnęła mu głową.
- Skoro tak postanowiłaś... - westchnął – Niech tak będzie.
Wychodząc, Helena wciąż myślała nad jego ostatnimi słowami. Co to miało znaczyć? Czyżby miał już plany?
- Helena? - usłyszała miły kobiecy głos.
Wysoka ciemnowłosa kobieta w średnim wieku stała obok schodów prowadzących na dziedziniec.
- Witaj Lady Margaret – rozpoznała synową Mistrza – Dawno cię nie widziałam. Jak sobie radzisz?
- Dziękuję. Max dba, żebym się nie nudziła – powiedziała z delikatnym uśmiechem – A co ciebie tu sprowadza? Czyżbyś jednak postanowiła do nas wrócić?
- O nie! – Helena pokręciła głową z dezaprobatą – Ja się nie nadaję do takiego życia. Moja rodzina tym bardziej. Mam większe ambicje, niż wydać na świat materiał do przekazania Daru.
Delikatny uśmiech nie zniknął z twarzy Margaret. Jeśli poczuła się dotknięta słowami Heleny, to doskonale potrafiła to ukryć.
- Cóż, jestem dumna z mojego syna. Ma duże szanse zostać Mistrzem – powiedziała powoli – Ofiara jaką złożył mój mąż nie pójdzie na marne.
- Przepraszam – bąknęła Helena. Jej niewyparzony język znów wprawił ją w zakłopotanie. Nagle coś jej zaświtało. Coś, co sprawiło, że włosy stanęły jej dęba. - Gratuluję, naprawdę – wyszeptała bez tchu. Jak on miał na imię? Oskar? - A co słychać u Oskara?
- Rzadko go teraz widuję – w głosie Margaret smutek mieszał się z matczynym ciepłem – Jest taki zajęty! Ale mężczyzna z jego ambicjami taki powinien być.
Marianno, gdzie ty do diabła jesteś? Helena czuła, że ogarnia ją panika.
---


Wyspy greckie. Lipiec 2014.
Dwa kolejne dni i dwie noce upłynęły Majce podobnie. Podczas żeglowania czytała, starając się jak najwięcej dowiedzieć o Zgromadzeniu i Darze. Oskar zwykle w tym czasie pracował przy komputerze. Wspólne posiłki były okazją do bliższego poznania chłopaków z załogi, którzy stopniowo przyzwyczajali się do jej obecności. Po zachodzie słońca odwiedzali rożne miejsca. Raz odwiedzili zamek, żeby wziąć z biblioteki kolejną książkę i spotkać się z Mistrzem. Starszy pan jak zwykle był dla niej miły i prosił o jeszcze trochę cierpliwości. O dziwo, przyjęła to spokojnie i wyrozumiale. Po raz pierwszy czuła się na swoim miejscu. Zastanawiała się tylko, jak wróci na studia, ale ostatecznie przed nią były jeszcze dwa miesiące wakacji. No, i miała koło siebie Oskara. Coraz częściej łapała się na tym, że jej ciało reagowało na każde jego dotknięcie mocniej niż by sobie życzyła. On jednak zdawał się panować nad sobą, choć podświadomie czuła, że to tylko pozory. Zaczynało do niej docierać, że odczuwa fizyczny pociąg. Chciała mieć jednak pewność, że we właściwym kierunku, zanim zdecyduje się na krok. Zadzwoniła do Marka, ale nie udało jej się z nim porozmawiać, choć tak bardzo jej na tym zależało.
- Co się dzieje? - Oskar zauważył, że odkłada telefon do szafki nad biurkiem nawigatora z zawiedzioną miną – Coś z rodzicami?
- Nie, w porządku... - zawahała się – Co dziś robimy?
- A co byś chciała? - utkwił w niej badawcze spojrzenie.
Poczuła się „przyłapana”. Do tej pory nie rozmawiali o Marku. Powinna mu powiedzieć?
- Muszę załatwić jedną sprawę, a potem jestem do dyspozycji – powiedział nagle.
- Poczekam na ciebie, a potem... zrób mi niespodziankę – rzuciła.
Chyba nie była jeszcze gotowa na bardziej intymną rozmowę.
- No, to do zachodu słońca – roześmiał się z dziwnym wyrazem twarzy.
---
Płaskowyż na którym ustawiono namioty archeologów porośnięty był skąpą roślinnością składającą się jedynie z wysokich traw i kilku krzewów. Zakwaterowanie w pobliskiej wiosce dawałoby może więcej wygód, ale zmuszałoby do pokonywania codziennie dystansu kilku kilometrów w morderczym zwrotnikowym klimacie. Rozlokowując się w namiotach badacze zyskiwali dodatkową godzinę snu i... widok! Region Cuzco obfitował w krajobrazy niczym z filmów National Geographic.
Oskar nigdy dotąd nie zwracał uwagi na otaczającą go przyrodę, a przecież cała jego rodzina, ba, całe Zgromadzenie zajmowało się ochroną tego, co natura dała człowiekowi. Jak to się stało, że nagle zauważał krople wody wiszące na końcach ogromnych liści, że słyszał szelest poruszanych wiatrem szorstkich traw?
Majka ostrożnie, tak by nie potrącać gałęzi, mijała kolejne drzewa. Wreszcie stanęła na skraju lasu, kryjąc się w mroku. Oskar zatrzymał się w bezpiecznej odległości. Wiedział, że nie będzie mogła go zobaczyć, ale mogłaby wyczuć jego obecność. W duchu dziękował sobie, za to, że nie zdradził jej wszystkich sekretów związanych z Darem. Patrzył na jej drobną sylwetkę tkwiącą nieruchomo obok potężnego pnia.
Archeolodzy siedzieli przy ognisku. Z daleka docierała do Oskara mieszanka słów wypowiadanych w różnych językach. Dominował angielski i hiszpański, ale zdarzały się też polskie. Nagle Majka wyprostowała się, jakby chciała dodać sobie kilka centymetrów i wyciągnęła szyję w stronę obozowiska. Oskar podążył za jej wzrokiem. Na tle ciemnego brezentu zauważył sylwetkę młodego mężczyzny. Miał na sobie lekkie spodnie khaki i koszulę z podwiniętymi rękawami. Szeroko rozłożone ramiona uniósł powoli w górę i przeciągnął się z głośnym ziewnięciem. Następnie odwrócił się tyłem do namiotów i ruszył w las. Na szczęście nie w stronę, gdzie stała Majka.
Oskar cofnął się o kilka kroków, aby nie ryzykować przypadkowego potrącenia przez idącego, ale tamten zatrzymał się jakieś pięć metrów wcześniej. Po chwili do uszu Oskara dotarło ciche pogwizdywanie i odgłos świadczący o tym, że mężczyzna opróżnia pęcherz. Uśmiechnął się do siebie. Faceci na całym świecie robili to w ten sam sposób. Nagle kątem oka zobaczył ruch i zamarł. Majka ostrożnie przesuwała się w jego stronę, kryjąc się za pniami drzew. Widział wyraźnie jej przygiętą sylwetkę. Dużo ryzykowała. Musiała być naprawdę zdeterminowana. Na szczęście zatrzymała się w porę. Mężczyzna tymczasem skończył, poprawił spodenki i ruszył w stronę namiotów. Oskar dokładnie widział, jak Majka odprowadza go wzrokiem. Wycofał się. Zobaczył dość.


środa, 23 września 2015

Meteory. Po zachodzie słońca 20


Jestem tak podniecona, że aż mnie rozpiera energia. Oskar już na mnie czeka. Ma przewieszone przez ramię dwa duże aparaty fotograficzne.
- Długo nie mogłam zasnąć – tłumaczę się.
- To normalne na początku. Popracujemy nad tym – uśmiecha się do mnie – Ładnie wyglądałaś śpiąca.
Dlaczego on to robi? Te jego niewinne uwagi, to zaglądanie mi w oczy... To jakaś gra? Prowokuje mnie?
- Co robimy? - przysuwam się do niego.
- Lecimy. Pamiętasz wszystko? - upewnia się.
Kiwam głową. Bierze mnie za rękę i po kilku chwilach otaczają mnie jakieś krzaki. Obok nas klęczy na ziemi Akos. Już tu był? Jest głośno, jakbyśmy znaleźli się obok wodospadu.
- Skąd wiedziałeś, gdzie się zmaterializować? - pytam, starając się przekrzyczeć hałas.
- Akos wybrał to miejsce, a ja chciałem pojawić się obok niego – wyjaśnia i podaje mu aparaty fotograficzne - Poza tym, już tu byłem.
Otaczają nas drzewa. Wychylamy się zza naszej zasłony, ale nie do końca. Oskar ustawia się tak, żebyśmy cały czas byli w cieniu. Akos po prostu wychodzi i idzie w kierunku... O, kurde! 

Podnoszę głowę i widzę przed sobą gigantyczną budowlę z betonu. To nie jest zapora, to moloch! Jakieś dwieście metrów przed nami stoi trzech ludzi w mundurach. Nie widzą nas? Patrzę z niepokojem na Oskara. Kręci głową, ale nie rusza się z miejsca. Co to znaczy?
- Nie ruszaj się, to cię nie zobaczą. Jesteś dla nich tylko zarysem postaci. To się nazywa „aura”– mówi mi do ucha.
Mundurowi zaczynają iść w stronę zapory, a wtedy ostrożnie idziemy za nimi. Pod stopami mamy żwir, ale on nie chrzęści. A może ja tego nie słyszę?
- Możemy podejść naprawdę blisko, ale musimy być cicho i nie możemy ich dotykać – słyszę tuż przy uchu – Po drugiej stronie zapory pilnuje Akos.
Oskar cały czas trzyma mnie za rękę. W pewnej chwili zatrzymuje się i spogląda w górę. Podążam wzrokiem tam, gdzie on i widzę dwie maleńkie postaci zawieszone w powietrzu naprzeciw pionowej ściany betonu. Błyska flesz.
- Cholera – Oskar klnie cicho pod nosem - Musimy zająć tych na dole, gdyby zauważyli – Wskazuje mi stanowisko mundurowych. Wcześniej go nie widziałam, za to teraz zauważam snajpera! – Z góry nie widać błysków – szepcze Oskar.
Znów zauważam flesz. Jeden z żołnierzy podnosi do góry rękę i wskazuje coś pozostałym. O kurde, zauważył! Dopiero teraz widzę, że ma na szyi lornetkę. Podnosi ją do oczu.
- Zostań tu – Oskar każe mi kucnąć obok dużego kamienia, a sam podchodzi do stanowiska żołnierzy. Coś zauważają i zaczyna się ruch. Zdejmują z ramion karabiny. Niedobrze. Oskar się jednak nie przejmuje. Obchodzi ich, a po chwili zaczyna się unosić nad ziemią. Ten z lornetką zostawia w spokoju zaporę i skupia się na zarysie Oskara. Żołnierze rozmawiają między sobą podniesionymi głosami. Śmiesznie to brzmi, choć mnie wcale nie jest do śmiechu. Kątem oka widzę jeszcze kilka błysków w innym miejscu, i jeszcze kilka... Oskar znika nagle, po czym pojawia się za plecami żołnierzy i klaska cicho. Znów znika. Żołnierz z lornetką odwraca się w stronę zapory, ale chłopaki chyba już skończyli „sesję”. Widzę ich postaci, powoli zbliżające się do podstawy betonowego potwora. Czuję dłoń Oskara na ramieniu.
- Znikamy – trzyma mnie za rękę i po chwili materializujemy się jakieś sto metrów od miejsca, gdzie z ogromnych przepustnic walą strugi wody. Panuje tu taki huk, że nie ma sensu rozmawiać. Oskar wskazuje mi Jeana i Grega uwijających się obok jednego z otworów. Coś z nim jest nie tak. Woda wypływa inaczej, jakby pod innym kątem niż z pozostałych. Fotografują to, a potem zbliżają się do nas i podają Oskarowi sprzęt. On przegląda zdjęcia. Chyba nie jest do końca zadowolony. Wskazuje jeszcze jedno miejsce, z którego sączy się woda. Wypływa nie wiadomo skąd, bo nie widać pęknięcia, ale płynie, zostawiając ślad.
Greg bierze aparat i zaczyna się powoli unosić. Osłaniam dłonią oczy, żeby lepiej widzieć. Na zwieńczeniu zapory zaczyna się jakiś ruch. Widzę maleńkie postaci żołnierzy. Biegną do barierki. Patrzą w dół? Greg jest dokładnie naprzeciw miejsca, które wskazał mu Oskar. Pada strzał. Ledwie go słyszymy przez ten huk, ale jednak... Patrzę na Oskara z niepokojem, ale on się nie przejmuje. Pociąga mnie za rękę i po chwili stoimy pod osłoną naszych krzaków.
- Oskar, zrób coś! - proszę. Nie chcę, żeby coś się stało Gregowi. Nie chcę!
- Nic mu nie będzie. Nie tak łatwo go zabić - uspokaja mnie - Mam nadzieję, że nie trafią w aparat – wzdycha.
Po chwili dołączają do nas pozostali. Greg jest z siebie zadowolony. Oskar ogląda zdjęcia i klepie go po ramieniu. Zabiera aparaty i po chwili jesteśmy na „Insomni”. Jeszcze jestem lekko oszołomiona. Widziałam coś nieprawdopodobnego!
- Oskar, to niemożliwe! Wiesz jaki nacisk na skorupę Ziemi daje taka ilość wody? - łapię się za głowę – To jest obszar niestabilny sejsmicznie! Uczyłam się o tym.
- Właśnie dlatego musimy tego pilnować – wzdycha – Tego i setek innych „świetnych” pomysłów i inwestycji.
- Teraz rozumiem... – mówię cicho.
- No dobra, zrobiliśmy, co trzeba i możemy gdzieś „polatać” - mruga do mnie.
- Może do mojego mieszkania? - pytam nieśmiało – Mogłabym zabrać kilka sukienek...
- Wolałbym nie, ale jeśli ci na tym zależy – Oskar zastanawia się przez chwilę – Najpierw ja. Daj mi pięć minut, OK? Gdyby się okazało, że nie jestem tam sam, natychmiast wracasz na łódź i alarmujesz pozostałych – mówi z powagą.
Kiwam głową i wbijam wzrok w wyświetlacz budzika. Oskar znika. Ciężko mi wytrzymać pięć minut. Co on tam robi? Czego się boi? Podnoszę jeden z aparatów i przeglądam zdjęcia. Są niesamowite. Na jednym z nich widzę zarys dwóch postaci. Powiększam zdjęcie. Wyglądają znajomo... O, kurwa! To ja i Oskar! Stoimy na urwisku u podnóża zapory. Greg je zrobił? Wyglądamy jak dwa duchy. Cztery i pół minuty. Odkładam aparat.
- Chcę się znaleźć w swoim pokoju – mówię na głos, żeby lepiej to sobie uświadomić.
Materializuję się z pewnym trudem, ale po chwili jestem u siebie. Oskar stoi w przedpokoju.
- W porządku? - pytam.
- Tak, ale nie zostawajmy tu długo – prosi łagodnym tonem.
Zabieram z szafy białą sukienkę i jeszcze jedną w kwiatki, a z szafki w przedpokoju sandałki. To odpowiedniejszy strój na takie eleganckie wakacje. Oskar przygląda mi się z zainteresowaniem. Peszy mnie to trochę.
- No, co? - najeżam się.
- Nic – wygląda na rozbawionego.
Nagle Oskar podchodzi do szafki nocnej przy moim łóżku i podnosi w górę mojego śpiącego aniołka.
- Ostrożnie! - upominam go. Aniołek jest z porcelany. Nie chcę, żeby się stłukł.
- Skąd go masz? - ogląda go ze wszystkich stron.
- Nie wiem. Mam go odkąd pamiętam. - odbieram aniołka i odstawiam na swoje miejsce. - Dlaczego pytasz?
- Obdarowani stawiają takie przy łóżeczkach dzieci, żeby chroniły ich sen. Też takiego miałem. - wyjaśnia.
- Widocznie nieobdarowani wpadli na podobny pomysł – wzdycham – Wracamy?
Zostawiamy wszystko w mojej kabinie i włóczymy się jeszcze po rożnych miejscach. Oskar wymienia adresy, a ja próbuję nas oboje tam zabrać. Idzie mi coraz lepiej. W końcu nad ranem każe mi wracać i pospać jeszcze ze dwie godziny.
- Lepiej nie ryzykować – mówi na koniec – Jeśli nie zdążysz wrócić do siebie przed wschodem słońca, możesz zapaść w śpiączkę, a nawet umrzeć. Dlatego właśnie kontroluj czas! Zostaw sobie godzinę, czy dwie. Tak na wszelki wypadek.
- Zapamiętam – uśmiecham się do niego i padam na łóżko.
Oskar ma już odejść, ale nagle zawraca i całuje mnie w czoło na „dobranoc”. Potem szybko znika. Dotykam ostrożnie tego miejsca. Słodki jest. Uśmiecham się do siebie.