Lek

Lek

sobota, 31 października 2015

Meteory. Przed świtem 1

Poznań. Wrzesień 2014.

W pokoju na piętrze Majka leżała w pięknym dwuosobowym łóżku i wpatrywała się w małego śpiącego aniołka, ustawionego na nocnej szafce. Chwilowo był to jej pokój. Pokój w domu jej prawdziwych rodziców. Za ścianą spała jej młodsza siostra, Monika. Gdzieś na dole spał lub śnił jej osobisty ochroniarz. Nie czuła się tu obco, ale też nie mogłaby powiedzieć, że jest „u siebie”. O dziwo, będąc tydzień wcześniej u swoich „przybranych” rodziców w Warszawie, czuła się dokładnie tak samo. Czy teraz już zawsze tak miało być, pomyślała z rozżaleniem? Czy też istniało na świecie miejsce, gdzie poczułaby się „w domu”, a nie „w mieszkaniu”? 

Co wieczór przymykała powieki i podświadomie czekała na choćby nikły sygnał, ale on nie nadchodził. Czy to oznaczało, że miała pozostać tam, gdzie do tej pory żyła? Czy to w ogóle było możliwe?
Akos i Helena ubłagali ją, by nie śniła bez ich wiedzy. Wpadali w panikę na samo wspomnienie imienia „Swen”. Nawet specjalnie nie cierpiała z tego powodu. Co niby miałaby robić? Z kim się spotykać? Jakie piękne miejsca odwiedzać? I tak nie potrafiłaby się nimi cieszyć. W ciągu dnia spędzała czas z Julią i Piotrem, którzy starali się nadrobić czas, jaki przyszło im spędzić z dala od córki. Po południu wracała ze szkoły szesnastoletnia Monika i korzystając z tego, że nie miała na razie zbyt wiele zadane, włóczyły się obie po mieście w towarzystwie Akosa. Na potrzeby znajomych, Majka została kuzynką Moniki, a Akos jej „chłopakiem”.
Majka podniosła się z pościeli i podeszła do okna. Przez szparę pomiędzy ciężkimi adamaszkowymi roletami i parapetem, sączyło się blade księżycowe światło. Chyba w życiu nie była tak wyspana. Po raz setny przeanalizowała słowa, jakie w gniewie rzucił jej Oskar. Jak to możliwe, że po tylu zapewnieniach, po przysięgach, tak łatwo odpuścił? Wyrzuciła go, to prawda, ale on nie podjął walki! Odszedł. A przecież wola była jego mocnym punktem. Teraz już wiedziała, dlaczego przy nim czuła się taka niepewna swoich racji. Miał Dar w jakiś sposób powiązany z wolą, a więc potrafił ją narzucić, ale też jego własna determinacja była silniejsza niż innych. Dążył do celu, który sobie obrał. Znała ten typ ludzi. Marek taki był, a jednak u Oskara, mimo tylu jego wad, akurat ta cecha jej nie raziła, wręcz wzbudzała podziw. Dlaczego?
- Bo on tego nie robił dla siebie, idiotko! - szepnęła do siebie.
Oszukał ją, to prawda. Czuła się skrzywdzona, zawiedziona, a mimo to, nie potrafiła zapomnieć, jaki był czuły i wrażliwy. Jak to możliwe, że jeden człowiek mógł jednocześnie budzić w niej tyle skrajnych uczuć? Potępiała go i podziwiała, nienawidziła i kochała...
Odsłoniła roletę, wpuszczając do pokoju księżycowy blask. Podstępny umysł podsuwał jej obraz cudownie błękitnej wody, w której tarcza księżyca mogłaby się przeglądać do woli, lub lśnić na splecionych w uścisku mokrych ciałach. Położyła się tak, by móc obserwować przesuwający się za oknem jasny krąg księżyca.
Czuję się dziwnie, jakbym się unosiła w powietrzu. O rany, śnię! Jak to możliwe? Chyba zrobiłam to podświadomie, bo przecież nie chciałam... A może chciałam, tylko rozsądek nakazywał inaczej? Przecież miałam tego nie robić! No, ale skoro już się stało?
- I co się tak gapisz? Wiem, że o nim myślę, choć nie powinnam – spoglądam na księżyc.
Prawda jest taka, że wcale nie boję się tego Swena, kiedy śnię. Boję się, że przywołam Oskara, że podświadomie go zwabię. Czuję pod powiekami łzy. On mnie nie próbował przywołać przez te dwa tygodnie. Ani razu! Boję się, że ja go przywołam, a on się nie zjawi! Łzy płyną mi po policzkach. Dlaczego on mi to zrobił? Dlaczego pozwolił, żebym oddała mu serce, skoro wcale go nie chciał? Bo go nie chciał! Potrzebował tylko Daru Wiedzy! Och, gdybym mogła mu go oddać! Tak po prostu, wyjąć go z siebie i dać! Mam go w sobie, widziałam! Wracam myślami do chwili, gdy to się stało. To też było ukartowane? Chciał się po prostu przekonać? Nie! To niemożliwe!
Czuję, że dokądś się przenoszę. O cholera! O czym myślałam? O sypialni Oskara! Kurwa! Gdzie ja...? Przecież tam się nie dostanę! Na pewno mi tego nie zostawił! Może wcale mi tego nie dał, tylko tak mówił...
Stoję w sypialni Oskara. Jest ciemno, panuje cisza. Apartament wygląda na pusty. Podchodzę do łóżka. Równiutko zaścielone, zimne... Nie wierzę, że tu jestem! Dlaczego on na to pozwala, skoro się rozstaliśmy? Zapomniał? A może tego nie można cofnąć? Bzdura! Ale gdzie on jest? Wychodzę na korytarz. Ciemno. Zaglądam do gabinetu. Jest rzeczywiście prosto umeblowany, tak, jak mówił Oskar. Na ziemi leży jego podróżna torba. W salonie i kuchni pusto. Ogród. Mniej jesienny, niż poznańskie ulice, ale widać, że lato minęło. Obok jacuzzi, zamiast donic z truskawkami, wiszą ciężkie kiście winogron. Musiały być schowane pod liśćmi, bo wcześniej ich nie zauważyłam...
- O boże! - jęczę na widok księżyca odbijającego się w tafli wody – Insomnia – szepczę. Sama nie wiem, dlaczego to robię.
Katamaran sprawia równie przygnębiające wrażenie, jak ten opuszczony ogród. Kołysze się, pociągając to jedną, to drugą cumę. Czego ja szukam? Kogo? I po co? Zniknął tak samo, jak się pojawił. Przeleciał przez moje życie jak meteor, pozostawiając w sercu krater żalu. Kto wie, czy kiedykolwiek się zabliźni?
Wracam do swojego pokoju. Póki co, to mój azyl. Muszę sobie znaleźć coś do roboty, bo zwariuję! Mam dwa tygodnie, zanim zaczną się zajęcia. Nagle dociera do mnie, że śnienie mi pomaga. Tak, jakbym korzystając z energii Daru, oczyszczała umysł, napędzała go. To ciągłe spanie mnie przytłoczyło. Gdzie jeszcze mogłabym bezpiecznie zajrzeć? Do rodziców? Nie, nie chcę! Babcia wciąż okupuje mój pokój. Nie mieliśmy się gdzie podziać z Akosem, jak przyjechałam. Nie wiem, czy rodzice zrozumieli, co do nich mówiła babcia Helena...?
Wyspa. Mogłabym odwiedzić wyspę! Popływałabym z delfinami... Znów to drapanie w gardle. Nie, nie dam rady.
Obóz archeologów. Przeliczam szybko godziny. U nich też już jest noc. Przynajmniej tym razem nikt mnie nie będzie śledził, myślę ze złością. Byłam tam przecież tylko raz! Musiał akurat wtedy mnie nakryć? Niebo jest zachmurzone, więc panują ciemności, ale i tak widzę świetnie. Śnienie ma swoje odrębne prawa, cieszę się. W obozie panuje cisza. Staram się niczego nie potrącić. Koło ogniska leży masa puszek i butelek. Pies! O rany, co będzie? Wyciąga szyję w moją stronę i węszy. Z jego gardła dobywa się złowrogie bulgotanie, warczy.
- Piesku – szepczę – Nie szczekaj. Nic ci nie zrobię. Lubię psy – przyklękam i wyciągam do niego dłoń. Od dołu, wnętrzem do góry, żeby nie wyglądało, jakbym chciała uderzyć.
Uspokaja się i merda ogonem! Ostrożnie dotykam jego głowy, drapię za uchem. Jesteśmy kumplami, czuję to. Pozwala mi odejść, jakbym była domownikiem. No pewnie, zwierzęta wyczuwają nasza aurę, czytałam o tym! Podchodzę do jednego z namiotów i zaglądam do środka. Chrapie tam jakiś grubas. Zaglądam do innego. Pachnie kremem i perfumami. Dziewczyny! Idę dalej. Nagle widzę znajomą koszulkę, niebieską z emblematem na piersi. Podchodzę cicho do namiotu i ostrożnie zaglądam do środka. Przy wejściu leży plecak. Też go poznaję. Zaglądam dalej... Marek. Obok niego dziewczyna z krótką jasną czupryną. O kurwa, Oskar mówił prawdę! Zastanawiam się, co czuję? Żal? Złość? Zazdrość? Nic z tych rzeczy. Chyba ulgę, że nie tylko ja okazałam się nie fair. Z drugiej strony, dlaczego od razu nie fair? Niczego sobie nie obiecywaliśmy. A co bym czuła na widok Oskara z inną? Ta myśl uderza mnie jak obuchem. Serce mi przyspiesza. O nie, nie dam się w to wkręcić. Odpycham od siebie tę myśl, ale ona wraca! Duszno mi.
Marek porusza się niespokojnie, otwiera oczy... Wycofuję się gwałtownie na zewnątrz. Jestem wzburzona.
- Mmmm... Co robisz? - słyszę zaspany kobiecy głos.
- Obudziłaś mnie – rozpoznaję Marka.
- Ja? Nie. To ty...
- Nie ważne. Ale skoro już nie śpimy, to rozłóż szerzej nogi.
Odpowiada mu cichy chichot, a ja czuję, jak zaczynają mnie piec policzki. Podsłuchuję! Jestem okropna, ale nie potrafię się powstrzymać. Kręcą się, szeleszcząc śpiworem, a po chwili słyszę cichy jęk dziewczyny.
- Marek, powoli – dociera do mnie jej głos. Rozumiem ją, ale wiem, że to dlatego, że śnię. Jakiej może być narodowości? Nie mam pojęcia...
Przyspieszone oddechy i pojękiwania. Nie, nie powinnam! Wstaję i... natykam się na Akosa.
- Co ty tu robisz? - besztam go, żeby pokryć zmieszanie.
- Przepraszam, ale mam cię pilnować – jest zakłopotany – Nie chciałem naruszać twojej prywatności. Wybacz.
- Dobra, nie ma sprawy – bąkam. Głupio mi. - Nie miałam już siły leżeć i gapić się w sufit, a ile można spać?
- Wracajmy – Akos wygląda na zaniepokojonego – Czy mogę prosić, żebyś się obudziła po powrocie? Chciałbym porozmawiać.
- Jasne – mówię szybko i odchodzę od namiotu, z którego zaczynają dochodzić coraz głośniejsze jęki.
Ale się popisałam!
---
- Jeszcze raz proszę o wybaczenie – zaczął Akos, kiedy Majka zjawiła się w jego pokoju.
- Daj spokój. To ja zachowałam się jak idiotka – stwierdziła, ochłonąwszy już po tym, jak ją nakrył – Wiem, że robisz to dla mojego bezpieczeństwa. Powinnam dostać reprymendę, a nie przeprosiny.
- Nie wolno mi cię oceniać – odparł natychmiast, jakby się bronił przed jej tłumaczeniami.
- Nie wygłupiaj się. Nie jesteś moim służącym – prychnęła – Masz mnie ochraniać, kiedy nie śpię, to wszystko. Masz prawo wyrażać swoje zdanie, albo mnie instruować, kiedy robię coś nie tak. Nie będę miała pretensji. Poza tym, komu miałabym się poskarżyć? Zgromadzeniu? - w jej głosie zabrzmiał sarkazm.
Akos wyglądał tak, jakby samo słuchanie jej wywodów mogło zarazić go jakąś straszną chorobą.
- Jesteś moim zwierzchnikiem, wiąże nas umowa i muszę być lojalny... - zaczął niepewnym głosem.
- Akos, proszę... – przerwała mu – Mam gdzieś te wasze wymysły! To dobre dla staruchów. Jesteśmy w podobnym wieku,a ty jesteś bardziej doświadczony niż ja. Nie jestem wcale pewna, czy powinnam być czyimkolwiek zwierzchnikiem!
- Ale ty masz pełen Dar – upierał się.
- No, to co? Mam tylko wiedzę teoretyczną. Nic nie wiem o życiu w Zgromadzeniu. Chcę, żebyś mi zwracał uwagę, kiedy robię błąd. Chcę, żebyś był kumplem, a nie podwładnym. Rozumiesz?
Akos wpatrywał się w nią okrągłymi ze zdziwienia oczami.
- Jak sobie życzysz – wyszeptał w końcu.
- O czym chciałeś rozmawiać? - spytała udobruchana.
- Właściwie, to mam dwie sprawy. Po pierwsze, nie powinniśmy po zachodzie słońca przebywać razem, kiedy śnimy. Swen na pewno wie, że przeze mnie może dotrzeć do ciebie. Nie zna twoich danych, więc nie może cię odszukać, ale mnie tak.
- To dlaczego za mną podążyłeś? - wyrwało jej się.
- Bo spanikowałem - przyznał niechętnie – Inaczej się umawialiśmy i pomyślałem, że coś się stało. Najlepiej byłoby, gdybyś poruszała się na razie do miejsc, które są na pewno bezpieczne. Do azylu.
- Rozumiem – pokiwała głową – Masz rację. Tak będzie lepiej. Ale ty też nie ryzykuj bez potrzeby.
- No właśnie to jest ta druga sprawa – spuścił głowę, wbijając wzrok w podłogę – Chodzi o Manuelę.
- Co z nią? - zaniepokoiła się.
- Nic, tylko nie mamy jak się bezpiecznie spotkać. Nie chcę jej narażać, a ani dom jej rodziców, ani moich nie jest odpowiednim miejscem... Przepraszam, że o to proszę, ale czy mogę ją czasem przywołać tutaj?
- Akos! - przewróciła oczami – Jasne, że tak, chociaż... Nie, nie sądzę, żeby dziadkowie mieli coś przeciwko temu... Zresztą – machnęła ręką – Za dwa dni pojedziemy do Warszawy. Muszę załatwić parę spraw na uczelni... - zamyśliła się. Postanowiła poprosić o indywidualny tok studiów, na wypadek, gdyby Zgromadzenie jednak się o nią upomniało. Chciała też podzielić swój czas pomiędzy dotychczasowych rodziców i nową rodzinę.
Akos zwiesił smętnie głowę, ale przyjął jej słowa z pokorą.
- Spokojnie – poklepała go po plecach – Babcia Helena wynajęła nam w centrum loft na swoją firmę. Nie będziesz musiał spać na dywanie w mieszkaniu moich rodziców, a Manuelę możesz tam przywoływać, kiedy zechcesz. Chętnie ją poznam – dodała, widząc w jego oczach niedowierzanie pomieszane z radością. - Rosanna zostawiła podobno jakieś notatki. Niektóre są w obcych językach, więc może będę potrzebowała jej pomocy?
- Na pewno będzie zachwycona – zapewnił ją gorąco.
- Na razie nic jej nie mów. Sama ją zapytam, jeśli rzeczywiście będzie taka potrzeba – przykazała, podnosząc się z miejsca. Przypomniała sobie swoja rozmowę z Gregiem i Jeanem. Ona nie miała zamiaru nikomu niczego narzucać.

czwartek, 29 października 2015

Meteory. Przed świtem. Prolog


Noc była jasna, mimo że słońce zaszło kilka godzin wcześniej. Księżyc, na chwilę przysłonięty przez gęsty obłok, wyłonił się w całej okazałości i rzucił blade światło na poszarpane skały, na tle których zamajaczyła ludzka postać. Jasnowłosy mężczyzna ubrany w ciemnobrązową skórzaną kurtkę i oliwkowozielone spodnie przypominające bojówki stał na brzegu stromej skały, o podstawę, której raz po raz uderzały potężne morskie fale. Ich siła, sprawiająca, że ciemna woda zamieniała się w białą pianę, aż srebrzystą w księżycowej poświacie, zawsze budziła jego podziw i respekt. Zawsze i wszędzie, w każdej dziedzinie życia liczył się tylko z siłą. Słabi i ulegli nie wzbudzali w nim litości, lecz pogardę. Nie na darmo imię Swen budziło grozę nie tylko wśród jego przeciwników, ale i zwolenników.
Choć stał nieruchomo, wprawny obserwator mógłby łatwo zauważyć, że nie był spokojny. Ostre rysy jego niemłodej już twarzy raz po raz rozpraszał nerwowy tik, pojedyncze drgnięcie powieki. Od czasu do czasy zaciskał też mocno zarysowane szczęki, a wtedy można było dosłyszeć cichy zgrzyt śnieżnobiałych zębów. Jasne jak kawałki lodu oczy, doskonale pasowały do jego bladej skandynawskiej cery. Choć nie był wysoki, miał mocną budowę ciała. Stał prosto, na rozstawionych szeroko nogach, z rękami przy masywnym pasie z grubej lśniącej skóry. Czekał. Nagle podniósł głowę i wciągnął powietrze z głośnym świstem. Jakieś dziesięć metrów od niego zmaterializowały się nagle dwie postaci. Dwóch mężczyzn, wyższych i znacznie potężniejszych, zbliżyło się do niego i zastygło w pełnej pokory pozie.
- Co mi przynosicie? - rzucił do nich bez powitania.
Nie odpowiedzieli od razu, za to ich sylwetki jakby się skurczyły, a głowy opuściły niżej, ukrywając się między potężnymi ramionami.
- Panie... - zaczął jeden z nich – Nie wiemy jaki to przedmiot, ale przypuszczalnie ma go dziewczyna, która była w mieszkaniu...
- Przypuszczalnie? - głos Swena przypominał gniewny pomruk burzy.
- Ta sama dziewczyna była z jednym z ludzi Oskara Lowrensa. Miro ją poznał - mówił szybko, jakby się obawiał, że nie zdąży.
- To gdzie ona jest? - Swen rozejrzał się ostentacyjnie, po czym utkwił beznamiętne spojrzenie w mężczyźnie nazwanym Miro.
- Zorientowała się, że jej szukamy – głos lekko mu zadrżał – On nam przeszkodził, a potem ona sprowadziła resztę. Musieliśmy się wycofać.
- Jedna dziewczyna i jeden ochroniarz... - powiedział powoli Swen, nie podnosząc głosu.
- To nie jest zwykła dziewczyna. Ma bardzo silny Dar. Rene mówił prawdę... - Miro umilkł nagle, wybałuszając za to oczy.
Nawet nie zauważył, kiedy Swen wymierzył potężny cios w splot słoneczny, odbierając mu na moment oddech. Zachwiał się, ale nie upadł. Jego towarzysz wykonał gest, jakby chciał go podtrzymać, ale ostatecznie pozostał na swoim miejscu.
- Który z was pozwolił uciec dziewczynie? - lodowaty głos Swena nie zapowiadał niczego dobrego.
- Ja – Rene uniósł głowę i spojrzał w oczy, przypominające dwa sople lodu.
- Ręka – rzucił Swen beznamiętnie.
Mężczyzna wyciągnął przed siebie dłoń, z trudem panując nad jej drżeniem. Swen powolnym ruchem ujął jego środkowy palec i wygiął go pod dziwnym kontem. Ciałem mężczyzny wstrząsnął dreszcz, a po chwili przyklęknął powoli na jedno kolano. Na twarzy Swena nie drgnął nawet jeden mięsień. Po chwili rozległo się ciche chrupnięcie gruchotanych kości i głuchy jęk bólu.
- Panie – jęknął błagalnie Rene, wciąż klęcząc przed Swenem.
- Nie skamlaj. To nie jest prawdziwe złamanie. Nie cierpiałbyś, gdybyś uzyskał potrzebne informacje zanim ta starucha się zabiła. - Swen puścił wyłamany palec, pozwalając swojemu podwładnemu wstać.
Mężczyzna przycisnął dłoń do piersi i skulił się w sobie. Może złamanie nie było prawdziwe, bo doświadczył go we śnie, a on nie miał wpływu na jego ciało, ale ból był prawdziwy!
Tymczasem Swen założył za siebie rękę, gestem ulubionym przez Napoleona i zaczął się kołysać na butach w przód i w tył. Wszystko się skomplikowało. Wiedział, że Judith Banch miała klucz, którego szukał od tylu lat. Niestety, dowiedział się tego w chwili, kiedy starucha zdążyła go komuś oddać. Nie mogło być inaczej, bo przeszukali całe jej mieszkanie. Kim jednak była nieznajoma dziewczyna? Nie mogła mieć pełnego Daru, bo przecież znali wszystkich w pełni Obdarowanych i Potencjalnych, którzy czekali na ujawnienie się Daru. Skoro nie była im znana, to skąd miała aż taką siłę? Przecież go nie okłamali, nie śmieliby... Spojrzał na mężczyzn, którzy pokornie czekali na jego słowa.
- Ustalcie, kim ona jest – powiedział powoli – Ale nie zbliżajcie się do niej. - Skoro Oskar ją chronił, to musiała być kimś naprawdę ważnym. Kimś, do kogo nie mógł tak po prostu podejść i zażądać klucza.

niedziela, 25 października 2015

Meteory. Epilog.

Poznań. Wrzesień 2014
Przy jasnej plamie światła padającej na podwyższony kuchenny blat siedziały dwie kobiety i mężczyzna. Milczeli, zerkając na siebie od czasu do czasu i pociągając małymi łyczkami wino z pięknych kryształowych kieliszków. Podobieństwo między starszą i młodszą było tak duże, że od razu nasuwała się myśl, iż to matka i córka. Siwiejący mężczyzna podniósł butelkę i dolał sobie resztkę wina, po czym wstał i ruszył do przeszklonej chłodziarki, ustawionej w przejściu między kuchnią i jadalnią. Nagle od strony jadalni zbliżył się czwarty uczestnik spotkania, ciemnowłosy przystojny mężczyzna około czterdziestki. Na skroniach miał pierwsze siwe włosy, a jego oczy nosiły ślady niewyspania. Poza tym jednak trzymał się doskonale.
- Śpi? - młodsza z kobiet uniosła głowę na jego widok – Na pewno?
- Śpią obie, jak susły – odparł ze smutnym uśmiechem – Julio, przez tyle lat już się nauczyłam odróżniać, kiedy jesteś przy mnie ciałem i duchem, a kiedy tylko ciałem.
- Przepraszam – westchnęła – Ale tak się o nią martwię. Ledwie ją odzyskaliśmy, a teraz mielibyśmy stracić?
- Po moim trupie – starsza z kobiet ściągnęła nerwowo usta – Jeśli przyjdą, to po mnie. Ja ją ukryłam i zrobiłam to z premedytacją. Oskar jasno dał mi do zrozumienia, że tym razem nie będą się patyczkować. Zresztą – machnęła ręką – Od początku wiedziałam, że kiedyś będę musiała za to zapłacić.
- Jeszcze czego! - odezwał się z kuchni starszy mężczyzna – Ja się nie boję ani tego twojego Oskara, ani mistrza. Jeśli włos ci z głowy spadnie, to ich zrujnuję. Wiesz, że nie cofnę się przed niczym, kiedy chodzi o moją rodzinę.
- Janku! - westchnęła – Nie masz pojęcia, o czym mówisz. Ożeniłeś się z czarownicą i musisz się z tym pogodzić – roześmiała się gorzko.
Oto Helena, Julia, Jan i Piotr zebrali się całą rodziną, jak wtedy, przed blisko dwudziestu jeden laty, żeby podjąć kolejną ważną dla nich wszystkich decyzję.
- A nie możemy jej ukryć po raz drugi? - spytał młodszy z mężczyzn – Zorganizujmy coś takiego, jak program ochrony świadków, tylko nasz prywatny.
- Piotrusiu – załamała ręce Helena, zerkając to na niego, to na córkę – A ci dalej swoje! Myślicie, że jak jesteście prawnikami, to potraficie zapanować nad wszystkim?
- Mamo, daj spokój – Julia położyła dłoń na jej dłoni – Chcą dobrze. Ty też... - dodała – Ale jak na nią patrzę, to mam wrażenie, że nie o to nam chodziło. Popatrz tylko, co narobiliśmy - westchnęła – Nawet jeśli teraz odtrąciła tego chłopaka, to cierpi tak strasznie, że aż mi serce pęka. Chcieliśmy ją chronić przed Zgromadzeniem, a nie przed miłością.
- Aż tak? - głos Piotra zabrzmiał posępnie.
- Skoro jest moją córką, to nie będzie nikogo pytać, kogo wolno jej kochać – Julia uśmiechnęła się smutno – Zresztą, ty też nie pytałaś – spojrzała wymownie na matkę.
- Oj, nie! - roześmiał się pod nosem starszy z mężczyzn.
- Tylko, że ja cię nie oszukiwałem – Piotr ujął dłonie żony i przycisnął je do ust – I szanowałem twoje decyzje. Nawet wtedy, gdy o mało nie pękło mi serce, jak oddawałem Mariannę.
- Wiem, Piotr, wiem... – walczyła ze łzami.
- Więc, co? To wszystko pójdzie na marne? - Helena wzniosła ręce w górę – Całe nasze cierpienia? Niepokój? Chroniliśmy to dziecko, a teraz mamy je oddać tym bezdusznym istotom? Bo się zakochała w jednym z nich? - zawiesiła dramatycznie głos.
- Mamo, nic nie poszło na marne. Zobacz, jaka jest samodzielna i silna. To nie wynikło tylko z Daru, ale z jej charakteru i wychowania. Poznała inny świat, chce być niezależna, nie pozwoli sobą sterować. Nie mamy wpływu na to, kogo pokochała, a zachowujemy się trochę jak Mistrz i Zgromadzenie. A jeśli to jest miłość jej życia?
Wszyscy troje: Helena, Jan i Piotr wpatrywali się w Julię, jak zahipnotyzowani.
- Nie mówię, że mamy ją do niego popychać, ale też nie możemy wywierać na nią presji. Powinniśmy jej pomóc, niezależnie od tego, co postanowi – zakończyła.
- Nie wiem, czy nie jest za późno? – zaczęła ostrożnie Helena.
Pozostali spojrzeli na nią zaskoczeni.
- Dwa tygodnie ciszy. To niepodobne do Maksymiliana Lowrensa, którego znam. Obawiam się, że Oskar wyrzekł się Majki, po tym, co powiedziałam... i co ona mu powiedziała – przełknęła głośno ślinę – Mistrz wie, że do czasu jej dwudziestych pierwszych urodzin, nie ma szans, bo ja się nie zgodzę, więc czeka. Potem będzie próbował ją przekonać. Na razie ma na głowie przekazanie władzy wnukowi...
- Czyli nie może jej zmusić? - upewnił się Piotr.
- Nie wiem. Chyba nie... - zastanowiła się, po czym westchnęła ciężko – Wiem, że rozpacza, ale może tak jest lepiej? Oni należą do dwóch różnych światów. To się nie może udać.
W kuchni zapanowała cisza. 
 

piątek, 23 października 2015

Meteory. Po zachodzie słońca 37

Zamek Ainay-le-Vieil. Sierpień 2014
Lady Margaret przemierzała szybkim krokiem zamkowy korytarz, nie zwracając uwagi na kłaniających jej się służących. Jej zachowanie było dla nich zaskoczeniem. Zwykle pozdrawiała ich z uśmiechem, albo zagadywała o drobne sprawy z ich życia. Coś musiało się stać, skoro tak się spieszyła.
- Max, przepraszam, że ci przeszkadzam, ale usłyszałam, że Oskar wraca, i że przywozi tu Mariannę – zaczęła od samego progu gabinetu.
Mistrz uniósł głowę znad książki, którą trzymał na kolanach i wyciągnął do niej rękę, wskazując fotel, naprzeciw swojego.
- Doszliśmy do wniosku, że już czas. Swen depcze im po piętach, a członkowie Rady koniecznie chcą ją poznać – w jego głosie słychać było zadowolenie.
- Oskar nic mi nie powiedział – starała się ukryć rozdrażnienie – Kiedy tu będą?
- Być może dziś w nocy. Oskar nie chciał mnie wtajemniczać w szczegóły, ale musi zadbać o ich bezpieczeństwo.
- Jest aż tak ważna, że nie raczył poinformować własnej matki? - poczuła się nieco dotknięta.
- Margaret, tobie mogę powiedzieć – Mistrz odłożył książkę na biurko i pochylił się do przodu – Jest naszą jedyną szansą. Rosanna coś odkryła, albo była blisko... Tylko Marianna może dotrzeć tam, gdzie ona...
- A jeśli nie zechce? Jest inna niż Rosanna – pokręciła głową z powątpiewaniem.
- Czy ty coś wiesz? - zmrużył oczy – Ujrzałaś coś w jej duszy? Mów.
- Kocha wolność. Nie podporządkuje się tak łatwo – wypuściła głośno powietrze przez nos – I jest uczuciowo związana z rodziną. Pragnie jej.
- Nie zna swojej rodziny – odparował zniecierpliwiony - A o panowanie nad jej temperamentem się nie martw. Oskar o to zadba. Obiecał, że jeszcze przed Wielkim Zgromadzeniem wszystko się wyklaruje.
- Tak powiedział? - w jej głosie pobrzmiewało zdziwienie – Ciekawe... Ale może masz rację? Ona go kocha. Widziałam to.
- Tym lepiej - Mistrz zatarł dłonie – Marianna do nas przystąpi, Oskar się wreszcie ustatkuje... Już od dłuższego czasu upominam się o wnuka. Gdybyś widziała minę Raula. Lowrens górą nad Gonzagą! - jego twarz rozjaśnił uśmiech - Tak musiało być.
- Ciekawa jestem, co byś zrobił, gdyby odmówiła?
- To niemożliwe.
- A gdyby jednak...? - upierała się – Raul miałby przewagę.
- Odsunąłbym w czasie wybór Mistrza – stwierdził kategorycznie – Ale Oskar mnie nie zawiedzie. Przywiezie mi Dar Wiedzy, a potem zostanie Mistrzem.
---
Poznań. Sierpień 2014
Poznańskie niebo zasnute było chmurami, tak, że letnie popołudnie przypominało raczej początek zmierzchu. Powietrze przesycone było wilgocią, a nad ciemnoszarą powierzchnią ulic unosiły się kłęby pary. Kałuże pozostałe po niedawnym deszczu połyskiwały tu i ówdzie na granicach asfaltowego chodnika i prostokątów krótko przystrzyżonych trawników.
- Naprawdę nie rozumiem, dlaczego nie mogliśmy polecieć do zamku, a tu zajrzeć po zachodzie słońca? - gderał Oskar.
- Bo moja rodzina składa się również z osób, które nie mają ani odrobiny Daru - przypomniała mu, „zapominając” jednocześnie poinformować go, że ta część jej rodziny przebywała aktualnie za oceanem.
---

Na widok grupy mężczyzn, idących po wyłożonym granitową kostką podjeździe przed domem, Helena o mało nie dostała zawału. Dopiero kiedy na czoło wysunęłą się drobna kobieca postać, w której rozpoznała Majkę, otworzyła drzwi i wybiegła jej na spotkanie.
Oskar ze zdziwieniem patrzył, jak nie zważając na nich, rzuciły się sobie w ramiona. Przystanął zakłopotany, a wraz z nim przystanęli i pozostali, obserwując dwie ściskające się kobiety.
- Babciu, to jest Oskar Lowrens, a to jego współpracownicy – Majka specjalnie użyła takiego określenia, żeby nie umniejszać pozycji towarzyszących jej mężczyzn – Johan, Greg, Jean i Akos.
- Przepraszam, nie spodziewałam się was tak szybko – Helena spojrzała na swój „podomowy” strój, składający się z szerokich flanelowych spodni i miękkiego kaszmirowego swetra. Wyciągnęła rękę do Oskara, przyglądając mu się uważnie.
Uścisnął jej dłoń, skłaniając z szacunkiem głowę. Pozostali uczynili to samo, kiedy Helena ich witała. Weszli do domu i skierowali się do jadalni, gdzie ich zaproszono.
- Pani Jadziu! - krzyknęła Helena w stronę korytarza i po chwili z głębi domu dobiegł ich odgłos szybkich kroczków. - Proszę podać naszym gościom kolację.
Oskar miał ochotę zaprotestować, ale Majka powstrzymała go wzrokiem. Pani Jadzia okazała się kobietą około sześćdziesiątki, o pełnych kształtach i zaróżowionych policzkach. Jak spod ziemi wytrzasnęła półmiski pełne wędlin i koszyk pieczywa. Po chwili na stole pojawiła się również zastawa herbaciana i trzy rodzaje ciasta.
Chcąc nie chcąc Oskar usiadł przy stole, a w jego ślady poszła z nieskrywanym zadowoleniem załoga. Ze zdziwieniem poczuł, że on też jest głodny.
- Zastanawiałam się, jak wyglądasz – zwróciła się do Oskara Helena, kiedy zaspokoił już pierwszy głód – Znam całą twoją rodzinę.
- Doprawdy? I jak wypadły oględziny? - spytał bez specjalnej sympatii w głosie, ale na tyle uprzejmie, żeby nikogo nie urazić.
- Chyba najbliżej ci do ojca – powiedziała z wahaniem – Ale głowy za to nie oddam, choć pamiętam go z czasów, gdy był mniej więcej w twoim wieku. Potem już go nie widziałam.
- Naprawdę znasz Lady Margaret i Mistrza? - zdziwiła się Majka.
- Nawet nie należąc do Zgromadzenia, pewnych Obdarowanych należy znać – odparła Helena z zagadkowym uśmiechem.
Majce wydało się, że oczy Oskara przybrały ciemniejszą barwę, a może tylko światło tak się odbiło od jego twarzy?
- Chciałaś porozmawiać – zwrócił się do niej.
- Tak. Babciu, czy możemy przejść do gabinetu? Tylko my troje?
- Zapraszam – głos starszej pani zadrżał, ale nie dała po sobie poznać, jak bardzo zaniepokoiły ją te słowa.
Kiedy znaleźli się sami, Majka spojrzała najpierw na Oskara, a potem na Helenę.
- Oboje macie swoje racje – zaczęła z przejęciem – Ty, babciu chcesz, żebym żyła z dala od Zgromadzenia – przeniosła wzrok na Oskara – A ty chcesz, żebym do niego wstąpiła. Nie wiem, co mam zrobić, ale wiem, że oboje jesteście dla mnie bardzo ważni. - odczekała chwilę i ciągnęła śmielej, zwracając się do Heleny - Wiem, czego się boisz. Przeczytałam kodeks, który mi dałaś. Wiem, że Mistrz może ode mnie zażądać wielu rzeczy, na które nie będę chciała się zgodzić, ale jestem pewna, że możemy się jakoś dogadać... - zawiesiła głos i spojrzała z nadzieją na Oskara – Możemy, prawda?
- Możesz być pewna, że nigdy cię do niczego nie zmuszę. Zawsze będę się liczył z twoimi potrzebami. Przecież widziałaś, że starałem się poznać twoje dotychczasowe życie i dalej będę się starał. Chociaż nie ukrywam, że czasem cię nie rozumiem. Oczywiście, na razie Mistrzem jest mój dziadek, więc wiele będzie zależało od niego - Oskar ważył słowa – Porozmawiamy z nim razem. Jestem pewien, że osiągniemy kompromis.
- Kompromis? - prychnęła Helena – Ty z nim dyskutujesz?
- Czasami... - nie zabrzmiało to pewnie. Oskar przypomniał sobie, jak wiele razy wychodził z gabinetu dziadka wściekły. - Wiele razy jego decyzje okazywały się dla mnie dobre, choć na początku się nie zgadzałem – powiedział ostrożnie.
Majka zmarszczyła brwi. Nie tego oczekiwała.
- Zostaniesz Mistrzem? - spytała.
- Prawdopodobnie tak. Wszystko na to wskazuje – przyznał.
- Więc będziesz mógł wiele zmienić.
- Zasad nie da się zmienić. Musimy postępować zgodnie z kodeksem. Już ci to wyjaśniałem.
- Ale jako Mistrz mógłbyś dać większą swobodę, na przykład w wyborze partnera. Oskar, przecież to jest najważniejszy wybór w życiu! Tylko pomyśl, jakie to by miało znczenie – Majce aż zalśniły oczy – Przecież mówiłeś tyle o wolnej woli...
Oskar spuścił głowę. Chciał zmian, ale ona mówiła o rewolucji!
- To nie takie proste... - próbował ją wyhamować – Ale przyznaję, że część twoich argumentów ma sens.
- To już coś – westchnęła, zerkając w stronę Heleny.
- A jeśli nie zostaniesz Mistrzem? - spytała ta ostatnia – Masz kontrkandydata, prawda?
- Raula Gonzagę – Oskar posłał jej pochmurne spojrzenie. Wyczuwał w Helenie trudnego przeciwnika. - Ma szanse, ale moje są większe... - Za nic na świecie nie chciał się przyznać, że Majka była jego kartą przetargową. Nie w tej chwili!
- Duży tradycjonalista – stwierdziła Helena – Zgromadzenie już miało Mistrza o tym nazwisku.
- Jesteś dobrze poinformowana – Oskar przybrał obojętną minę. Nie chciał otwarcie pokazać swojej wrogości, ale ta rozmowa zaczynała go irytować.
- Rozwiązał małżeństwo mojego ojca, żeby mógł poślubić moją matkę – odpowiedziała powoli, jakby upuszczając słowa.
- Co takiego? - Majka zaniemówiła.
- To nie ma związku – zaczął Oskar, czując, że rozmowa idzie w złym dla niego kierunku.
- Przeciwnie – Helena posłała mu triumfalny uśmiech – Twoja prababka, Rosanna była drugą żoną, bo z pierwszą twój pradziadek nie miał dzieci i po dziesięciu latach Mistrz nakazał im rozwód.
- Nakazał rozwód? - Majka spoglądała to na Oskara, to na Helenę – Jak to nakazał? Nie było o tym w kodeksie.
- Bo to interpretacja – oczy Heleny zwęziły się do szparek – Kodeks mówi, że należy przekazać Dar, więc czekacie dziesięć lat, jeśli się to nie udaje, zmiana. To interpretacja Mistrza Gonzagi, a Mistrz Maksymilian Lowrens utrzymał w mocy. Prawda Oskarze?
Oskar pobladł. Jak mógł to przeoczyć? Oczywiście, że Helena wiedziała. Przecież prawie do dwudziestego roku życia należała do Zgromadzenia!
- Oskar? - Majka wpatrywała się w niego z niepokojem.
- Z nami tak nie będzie! - powiedział z trudem hamując gniew. Czuł, że zaschło mu w gardle, a skronie pulsują rytmicznie – Majka, to stara historia. Teraz takie rzeczy się nie zdarzają.
- Ale prawo obowiązuje – słowa Heleny zabrzmiały jak oskarżenie.
- Czy twój dziadek też rozwiązał czyjeś małżeństwo? - spytała cicho Majka.
- Nie wiem, ale wiem, że on postępuje zgodnie z kodeksem. To prawda, że musimy dążyć do przekazania Daru, ale to można teraz interpretować inaczej. Medycyna idzie do przodu... Jeśli ludzie nie chcą się rozstać...
- Co się stało z pierwszą żoną pradziadka? - Majka zwróciła się do Heleny, ignorując słowa Oskara.
- Została żoną Obdarowanego z II stopniem. Nie była z nim szczęśliwa, ale urodziła mu syna, a potem przekazała swój Dar jego córce. Miała więcej „szczęścia” niż twój pradziadek. Jego Dar przepadł.
- Och!
- Zginął w katastrofie samolotu, kiedy miałam szesnaście lat. Wtedy dowiedziałam się wszystkiego od Julii, jego pierwszej żony. Była na pogrzebie. Nigdy nie zapomnę, jak rozpaczała - westchnęła – A moja matka ubolewała nad utraconym Darem. - dodała z przekąsem - Wtedy zrozumiałam, że nie jestem taka jak ona, i nigdy nie będę.
- Heleno, masz za sobą przykre doświadczenia, ale nie możesz nimi obciążać Majki – Oskar postanowił odbić piłeczkę – Oskarżasz mojego dziadka i Rosannę o bezduszność, ale kiedy złamałaś zasady Zgromadzenia, nie poniosłaś kary, mimo że powinnaś. Przecież musisz to wiedzieć!
- To prawda – przyznała – Złamałam zasady, kiedy wyszłam za mąż bez zgody Mistrza. Użyłam tego samego sposobu, co ty – spojrzała na Oskara ze złym uśmiechem – Ale nie wiedziałam, że to nie działa dla Nieobdarowanych – Przeniosła wzrok na wnuczkę – Powinni mnie ukarać i to baaardzo surowo, ale Mistrz może nagiąć Prawo, prawda? - znów spojrzała na Oskara.
- Nie może! - odparł z mocą – Heleno, co to ma do rzeczy? Chcę przywrócić Majce jej miejsce w Zgromadzeniu, Chcę, żeby została moją bratnią duszą. Nie rozstaniemy się. Poza tym, dlaczego zakładasz, że w ogóle będziemy musieli? - zwrócił się do Majki – Zaufaj mi. Nie skrzywdziłbym cię za nic na świecie. Ja też cię kocham...
- Nie ufaj mu – ostrzegła Helena, widząc, że Majka wpatruje się w Oskara ogromnymi oczami – Pamiętaj, że nie jest Mistrzem, jego obietnice niewiele znaczą. Ukrywał przed tobą tyle rzeczy...
- Wiedziałeś? - wyszeptała do Oskara Majka – Oskar, wiedziałeś o tym?
- Nie wszystko... - zrobił krok w jej stronę.
- Żeby się pobrać, trzeba mieć zgodę Mistrza? Na co jeszcze trzeba ją mieć? - cofnęła się przed nim.
- Na różne rzeczy – starał się, by to zabrzmiało lekceważąco – Ty się o to nie musisz martwić. Majka, mówiłem ci, że jesteś wyjątkowa...
- Jasne, najwyżej znów trochę nagną zasady – burknęła Helena.
- Już ci powiedziałem, że mój dziadek nie nagina zasad! - tym razem Oskar podniósł głos.
- Czyżby? A dlaczego nie zostałam ukarana? Ty na pewno to wiesz! - wyciągnęła oskarżycielsko palec w jego kierunku.
- Byłaś w ciąży, a my szanujemy dzieci. Nasze zasady je chronią! – stwierdził, prostując się.
- Tyle, że Julia urodziła się jedenaście miesięcy po wydaniu tej decyzji! - krzyknęła mu prosto w twarz Helena.
Oskar zaniemówił. Czytał dokumenty Heleny, czytali je razem z dziadkiem, sprawdzając, jaki jest status Marianny względem Zgromadzenia. Widział jego podpis.
- Żeby była jasność – zwróciła się do osłupiałej Majki – Obdarowani czują Dar. Nie wiedzą, czy jest on pełny, czy nie, ale go czują. Rozmawiałam z twoim dziadkiem, zanim ogłosił decyzję – zwróciła się do Oskara – Takie są te wasze zasady! Nie oddam wam mojej wnuczki, choćbym miała przypłacić to życiem – zacisnęła pięści.
- Zobaczymy – wycedził przez zęby.
- Babciu, zostaw nas samych – wyszeptała Majka pobladłymi wargami.
Helena spojrzała na nią z niepokojem, nie ruszając się z miejsca.
- Zostaw nas. Nigdzie się nie ruszę z tego pokoju – uspokoiła ją Majka.
Z ociąganiem, ale Helena wyszła z gabinetu, przymykając za sobą drzwi.
Jest jeszcze jedna kwestia – powiedziała cicho, kiedy zostali z Oskarem sami. Nie chciała zadać tego pytania, ale dotarła do miejsca, z którego nie było odwrotu – Czy to, że posiadam Dar wiedzy miało wpływ na twoje postępowanie?
Oskar milczał, tylko jego oddech stał się nierówny, chrapliwy.
- Zapytam inaczej. Czy możesz zaprzeczyć, że kierowała tobą chęć przyłączenia mojego Daru do Zgromadzenia i twojej rodziny? - spytała, czując, że kończy jej się tlen. Chciała zaczerpnąć powietrza, ale zaciśnięte gardło nie pozwalało. Krew dudniła jej w skroniach. - Możesz? - nie wytrzymywała napięcia.
- Nie – odparł cicho. Tak cicho, że ledwie mogła go dosłyszeć. Tak bardzo chciałby móc skłamać.
- Och, Oskar! - jęknęła z bólem – Zakochałam się w tobie – wyszeptała, ocierając niezdarnie łzy, płynące jej po policzkach – A ty to wykorzystałeś i nadal to robisz. Ja chcę tylko wolności! Chcę naprawdę podejmować decyzje, a nie spełniać rozkazy Mistrza! - krzyknęła – Nie wierzę, że tego nie rozumiesz. Masz taki niesamowity umysł... błyskotliwy, wrażliwy... Naprawdę chcesz mnie zmusić? Chcesz, żebym cierpiała?
- Czy ja cię do czegokolwiek zmusiłem?!
Majka wybuchnęła płaczem. Minęła Oskara i otworzyła szeroko drzwi.
- Wynoś się stąd – załkała – I z mojego życia!
- Tego chcesz? Proszę bardzo! - Oskar ruszył przed siebie, jak obłąkany. W korytarzu napotkał Helenę i swoją załogę, stojących razem i czekających na jego decyzje. - Tym razem kara cię nie minie – wycedził przez zęby do pobladłej Heleny – Zostawiam chłopaków do ochrony. Wiesz, że Swen szuka twojej wnuczki, więc lepiej jej pilnuj.
Helena głośno przełknęła ślinę, ale nie odważyła się zaprotestować. Oskar był wściekły.
- Greg, Jean! - warknął – Zostaniecie z Marianną.
- Nie – usłyszał cichy, zapłakany głos – Może zostać Akos. I zwolnij go z przysięgi.
Zatrzymał się w pół obrotu. Chciał zaprotestować, ale napotkał spojrzenie, które go powstrzymało.
- Akos, zwalniam cię ze służby. Złóż przysięgę Mariannie - powiedział bezbarwnym głosem – Odezwę się – dodał ciszej, kładąc mu rękę na ramieniu.
Kiedy drzwi zamknęły się za Oskarem i jego ludźmi, Majka zawróciła do gabinetu i osunęła się na kolana, ukrywając twarz w dłoniach. Nie potrafiła już powstrzymać łez. Akos stał zszokowany tym, czego był świadkiem.
- Idź do jadalni – westchnęła Helena – Ona potrzebuje teraz spokoju – dodała z troską i ruszyła do wnuczki.
Ciałem Majki raz po raz wstrząsał szloch i ani ciepłe słowa, ani opiekuńcze ramiona Heleny, nie były w stanie jej uspokoić. Sama już nie wiedziała, co byłoby gorsze. Czy to, że Oskar był gotów ją zmusić do związania się ze Zgromadzeniem, czy to, że miał zniknąć na zawsze z jej życia.


środa, 21 października 2015

Meteory. Po zachodzie słońca 36

Wyspy greckie. Sierpień 2014.
Majka prawie do świtu siedziała z dwoma kodeksami na kolanach i porównywała je ze sobą. Dość szybko odkryła, że Oskar nie miał zamiaru zdradzić jej, jak wielką władzę nad Obdarowanymi miał Mistrz, jak prosty i bezkompromisowy był system kar i jak ważne były składane przysięgi. Znalazła jeszcze kilka drobiazgów, ale uznała je za nieistotne. Za to doszukała się dokładnego opisu instytucji małżeństwa i narzeczeństwa. Wynikało z niego jasno, że Helena miała rację. Do chwili uzyskania pełnoletności, Majka praktycznie przeszłaby spod władzy rodziny, pod jego władzę. Dopiero teraz zrozumiała, jak to możliwe, że młodzi Obdarowani pobierali się z wyznaczonymi przez rodziców narzeczonymi. Ich Dar ujawniał się zwykle około osiemnastego roku życia, a więc dla Zgromadzenia byli niepełnoletni i nie mieli pełni praw. Zresztą, najprawdopodobniej święcie wierzyli, że tak należy zrobić i koniec. Istniała co prawda „furtka”, gdyby postanowili sami wybrać ukochanych. Wystarczyło, że młodzi składali sobie przysięgę i potwierdzali ją „skonsumowaniem” związku. Nigdzie nie natrafiła jednak na wzmiankę, że ktoś z pełnym Darem z tego skorzystał.
- Średniowiecze – wyszeptała do siebie, zdruzgotana odkryciem. Nic dziwnego, że Oskar dawkował jej wiedzę. Tylko, jak miała interpretować ich sytuację? Dwa razy przewertowała kodeks, ale nie znalazła wyjaśnienia, czy seks przed przysięgą coś zmieniał. Przypomniała sobie też reakcję Oskara na jej stwierdzenie, że seks w realu jest przereklamowany. Oblała się rumieńcem – Dobrze, że nie drążył tematu – szepnęła do siebie.
Kiedy zauważyła, że granatowy otwór w dachu kajuty jaśnieje, schowała kodeks pod poduszkę i wśliznęła się pod kołdrę. Musiała zebrać myśli. O odprężającym śnie nie było nawet mowy. Kiedy zobaczyła pierwsze promienie słońca, wstała z zamiarem pójścia do Oskara. Przecież musiał już wrócić. Kręciła się jednak bez celu po niewielkiej powierzchni pokoju, jak niespokojne zwierzę.
- Prysznic – powiedziała do siebie, nie mogąc się uspokoić.
Stojąc pod strugami wody, widziała, jak porusza się klamka od drzwi łazienki, ale nie była gotowa na konfrontację. Już po raz drugi tego lata jej świat się załamywał i kruszył w posadach. Nie była na to gotowa! Nie teraz! Nie w taki sposób!
Dygocząc, mimo że w łazience było gorąco i duszno od pary, szybko naciągnęła na siebie świeżą bieliznę i bawełnianą sukienkę, pierwszą rzecz, jaka wpadła jej w ręce. Przyjrzała się swemu żałosnemu odbiciu. Opuszczone ramiona i brak makijażu sprawiły, że znów poczuła się nieatrakcyjna. Westchnęła ciężko i wyszła na korytarz. Na łodzi panowała cisza, więc ruszyła do kajuty Oskara. Zapukała. Otworzył jej z uśmiechem, który na jej widok jakby przybladł.
- Kiedy zamierzałeś mi powiedzieć? - Majka stanęła przed nim z rękami skrzyżowanymi na piersiach.
- Powiedzieć o czym? - Jeszcze próbował ratować sytuację, ale wiedział doskonale, że zyskał tylko kilka sekund na zebranie myśli.
- O mojej prawdziwej rodzinie, o Helenie – powiedziała powoli – O kodeksie... tym prawdziwym – głos jej drżał.
- Kodeks, który ci dałem jest prawdziwy – odparł, cofając się w głąb kajuty.
- Oczywiście, tylko ma o trzy rozdziały mniej, niż oryginał – stwierdziła z sarkazmem – Rodzinę też zamierzałeś mi przedstawić wybiórczo?
- Maja... - wyciągnął do niej ręce.
- Nie dotykaj mnie – jej głos brzmiał cicho, ale odczuł to, jakby krzyknęła.
- Tak trzeba było – odparł równie cicho i spróbował dosięgnąć jej dłoni - No chodź do mnie.
- Ty cholerny draniu! - wycedziła przez zęby – Oszukiwałeś mnie przez cały ten czas!
- Nie! Przysięgam, że nie...
- Nie wierzę w twoje przysięgi!
- Majka! - zmarszczył brwi – Nic nie wiedziałaś o Darze, ani o Zgromadzeniu, a my nie mieliśmy pojęcia, że istniejesz. Jak mieliśmy cię przygotować na to, co niosą ze sobą takie właściwości? Wychowałaś się w innym świecie! Pozbawionym zasad...
- Nie – pokręciła głową – Mój świat nie jest pozbawiony zasad. Po prostu kieruje się innymi, niż wasze.
- Ale to także twój świat!
- Niekoniecznie.
- No widzisz? I ty się dziwisz, że nie chcieliśmy, żebyś się spotkała z Heleną? Namąciła ci w głowie!
- Raczej rozjaśniła!
- Doprawdy? I co? Łatwiej ci będzie podejmować decyzje?
- Na pewno będą przemyślane, a przez to lepsze.
- W takim razie, słucham – wbił w nią ponure spojrzenie.
- Och, Oskar... Myślałam, że jak jesteśmy ze sobą, to, to ma jakieś znaczenie... to jesteśmy ze sobą szczerzy – powiedziała z wyrzutem w głosie.
- Szczerzy? A ty jesteś ze mną szczera? - wycedził przez zęby.
- Ja? - spytała, czując, że oblewa ją pot.
- Nie udawaj. Wiem o tym archeologu - wydyszał – Mówisz, że mamy być szczerzy. Byłaś ze mną, a zaraz potem z nim! A czy jemu powiedziałaś o mnie?
- Śledziłeś mnie? - Nie mogła uwierzyć, w to, co usłyszała – Szpiegowałeś? O, boże! - ukryła twarz w dłoniach. - Jak mogłeś?!
- Jak mogłem? A myślałaś, że będę się przyglądał? Jesteś moja! - głos mu się zniżył, stał się gardłowy, wręcz złowrogi – A ten dupek na ciebie nie zasługuje. Bierze do namiotu to tę, to inną... Takie są te wasze zasady!?
- A ty co robiłeś we śnie? - zaatakowała – Nie pieprzyłeś przede mną innych?
- To co innego.
- Tak? A czym się różni? Wy macie swój sen, a my prezerwatywy albo tabletki! - wysyczała.
- Od kiedy jestem z tobą, nawet nie pomyślałem o innych – powiedział cicho, spuszczając wzrok.
- Jeszcze tego by brakowało – odparowała, czując, że serce powoli jej mięknie
- Maju, zapomnijmy o tamtym... – wypuścił głośno powietrze z płuc – Ja chcę zapomnieć. Wybrałem cię, a ty mnie przyjęłaś. Czego chcieć więcej? - rozłożył ręce - Chcę, żebyś została moją bratnią duszą, moją żoną... Helena zrobiła wszystko, żebyś nie związała się z Obdarowanym. Musiałem znaleźć sposób.
- Oszalałeś? - Majka ukryła twarz w dłoniach – O czym ty mówisz?
- Potrzebuję cię. Jesteś idealna – Oskar utkwił w niej wzrok – Wiem, że to nie są oświadczyny, jakich oczekiwałaś, ale nie dałaś mi szansy...
- Oskar, ja nie jestem na to gotowa. To znaczy... Chciałabym być z tobą, chciałabym związku, ale... - Miała w głowie zamęt – Teraz, już sama nie wiem... Nie potrafię ci zaufać.
- Ale przecież jest nam razem dobrze – Nie mógł zrozumieć, dlaczego wciąż się wahała.
- Ale ja potrzebuję czasu. W tym kodeksie jest napisane, że nie mogę o sobie stanowić, jeśli nie skończyłam dwudziestu jeden lat. To za dwa miesiące. Poczekajmy do tego czasu. Poznajmy się lepiej – przekonywała – Jeśli ci na mnie zależy, to zrób to dla mnie.
- Nie mogę się na to zgodzić – głos Oskara zabrzmiał cicho, ale kategorycznie – Po prostu nie mogę.
- W takim razie chcę się spotkać z rodziną – wyszeptała – Chcę do nich lecieć.
- Nie możesz!
- Mogę. Przeczytałam cały kodeks. Nie możesz mnie zatrzymać, nawet, jeśli to przyrzeczenie jest ważne.
- Majka, o czym ty mówisz?
- Chcę do mojej rodziny. Wypuść mnie stąd.
- Nie jesteś więźniem, ale to niebezpieczne! Przecież wiesz – podszedł bliżej – Nie chcę, zebyś ryzykowała – ujął jej drobną twarz w dłonie i spróbował pocałować.
Majka przymknęła oczy i odetchnęła głęboko. Tak bardzo chciała, żeby kochał ją tak, jak ona jego. Uczucie przesłoniło jej rozsądek? On należał do innego świata. Świata, gdzie o wartości człowieka decydował Dar. Czy była gotowa na takie poświęcenie? Usta Oskara muskały jej policzki i oczy. On nadal nic nie rozumiał!
- Zostaw mnie samą – szepnęła, odsuwając się od niego – Muszę to przemyśleć, ale i tak chcę lecieć. Zarezerwuj mi bilet, albo ja to zrobię.
Ruszyła w stronę swojej kajuty.
- Majka! - Oskar chciał iść za nią, ale machnęła w jego stronę, jakby się od niego opędzała.
Zatrzasnęła za sobą drzwi. Mistrz chciał jej ofiarować wszystko, czego zapragnie? Biedny stary głupiec! Nie mógł jej ofiarować tego, czego pragnęła.
---
Manewrowanie katamaranem nie było aż takie trudne, jak mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka, tym bardziej, kiedy za kołem sterowym stał doświadczony żeglarz. Bez większych problemów przycumowali do nabrzeża. Oskar zapukał do kajuty Majki. Otworzyła mu gotowa do zejścia na ląd. Jej torba leżała na łóżku.
- Samolot już czeka – powiedział spokojnie, jakby nic złego między nimi nie zaszło.
- Daj mi słowo, że wylądujemy w Poznaniu i spotkam się z babcią Heleną – odparła równie spokojnie.
- Masz moje słowo, ale potem zabieram cię do zamku – zaznaczył.
- Zobaczymy.
- Jak to, zobaczymy?
- Oskar, nie chcę się kłócić. Skoro i tak miałeś zamiar się stąd wynieść, to wynośmy się. Będziemy mieć czas na rozmowę w samolocie – postanowiła przyjąć jego strategię.
Schodząc po trapie, czuła smutek. Coś się kończyło i nie wiedziała, czy przyszłość miała jej przynieść radość czy łzy.
Przejechali na niewielkie lotnisko taksówkami i po przejściu ekspresowej kontroli, znaleźli się w samolocie, który Majka zdążyła już poznać podczas ich pierwszego wspólnego lotu. Wsiadając, zdała sobie sprawę, że Oskar musiał rzeczywiście planować tę przeprowadzkę, skoro tak szybko zorganizował transport.
- Porozmawiajmy teraz – poprosił, kiedy rozsiedli się w fotelach i zapięli pasy – Przez cały dzień mnie unikałaś...
- Dziwisz się? Odkryłam, jaki jesteś – nachmurzyła się.
- Tak myślisz? - odczuł jej słowa, jak policzek – Odkryłaś tylko, że zataiłem parę faktów.
- Dość istotnych – wpadła mu w słowo.
- Majka... – ujął jej dłoń w swoje. Uniósł ją w górę i zaczął delikatnie gładzić palcem wnętrze – Musiałem tak postąpić. Przecież wiesz, że nie mógłbym cię skrzywdzić. Nie po tym, co między nami zaszło.
Jego kojąco ciepły i niski tembr głosu sprawił, że emocje powoli w niej przygasły. Tak bardzo chciała mu wierzyć. Taka bliskość oddziaływała na nią fizycznie.
- Chcę porozmawiać z tobą i moją babcią – wyszeptała. W jego obecności nie była sobą. Nie potrafiła stawić mu czoła.
Oskar poczuł, że nad jego głową zbierają się chmury grożące burzą z piorunami, ale nic nie odpowiedział. Westchnął tylko ciężko. Jak to się stało? Co przeoczył?
- Jak cię znalazła? - spytał cicho.
- Ja ją przywołałam – odparła Majka, rozumiejąc, że pyta o Helenę.
- Ale skąd wiedziałaś, kogo masz szukać?
Uśmiechnęła się smutno. Więc on naprawdę próbował ją oddzielić od rodziny. Objęła dłonią skronie, zakrywając oczy. Po chwili wyjęła z torby karteczkę i bez słowa podała ją Oskarowi. Wpatrywał się w nią jak otępiały.
- Skąd to masz?
- Było na grobie Judith – odparła tak cicho, że ledwie dosłyszał.
Pokiwał głową.
- Nie powiedziałaś mi – westchnął, czując podświadomie, że zasłużył na takie traktowanie - O czym będziemy rozmawiać?
- O Zgromadzeniu, o mnie, o nas... - Majka czuła drapanie w gardle – Chce poznać prawdę.
- I myślisz, że uzyskasz ją od Heleny? - Oskar ścisnął jej dłonie – Gdyby była inna, gdyby zechciała nas wysłuchać... Ona przedstawia ci swoją wersję.
- Zdaję sobie z tego sprawę – przerwała mu – Dlatego uważam, że jedynym sposobem jest wysłuchanie was obojga. Musicie się jakoś dogadać – westchnęła.
- A jeśli się nie dogadamy?
- To będę musiała wybrać – odparła.
Zapadło przygnębiające milczenie. Nagle Majka poczuła, że jej serce wypełnia się niepokojem. Czy naprawdę będzie musiała dokonać wyboru? Nie, to niemożliwe! Dlaczego mieliby ją do tego zmusić? Spojrzała Oskarowi w oczy.
- Nie – pokręcił głową – Nie dopuszczę do tego. - Otoczył Majkę ramieniem i przytulił mocno do piersi – Nie dopuszczę... - powtórzył jakby do siebie.