Lek

Lek

środa, 27 kwietnia 2016

Meteory. W blasku dnia. Rozdział 9

Zamek Ainay-le-Vieil . Listopad 2014
Johan stanął przed drzwiami prowadzącymi do jednego z gabinetów jeszcze niedawno zajmowanych przez sekretarza Mistrza Maksymiliana i zapukał energicznie.
- Proszę wejść – usłyszał przeciągane, jakby celebrowane słowa.
Człowiek, z którym Johan miał zamiar porozmawiać, zawsze działał mu na nerwy, ale odkąd przyjął stanowisko sekretarza Oskara, po prostu z trudem go tolerował. Flegmatyczny, pełen dostojeństwa sposób bycia, a jednocześnie służalczość, z jaką odnosił się do w pełni Obdarowanych, czyniła dawnego sekretarza mieszanką tego, czego Johan szczerze nienawidził. Sam energiczny i dość bezpośredni w kontaktach, źle znosił dystans, jaki usiłował utrzymać tamten. Mimo wszystko, Johan do tej pory starał się jednak nie urazić starszego człowieka, przywykłego do wysokiej pozycji w Zgromadzeniu. Teraz jednak miarka się przebrała.
- Witaj Dorianie – rzucił od progu i nie czekając na zaproszenie, opadł na jeden z foteli ustawionych pod ścianą naprzeciw okien – Jak długo mam jeszcze czekać, aż usuniesz cały ten bajzel z gabinetu Mistrza? - spytał bez żadnego grzecznościowego wstępu – Jutro przyjeżdża sprzęt komputerowy i muszę go zainstalować, więc masz czas do rana. Potem każę spakować wszystko i wynieść do garaży.
- Czy masz na myśli dokumenty i zdjęcia? - czarne jak węgiel oczy zdawały się przenikać Johana na wskroś.
- Tak, mam na myśli te papierzyska! - odparł – Dziwię się, że nie przyszło ci go głowy skatalogowanie tego wszystkiego. Mamy chyba w zamku skanery?
Chuda postać powoli uniosła się z krzesła i wyprostowała, sprawiając wrażenie jeszcze wyższej i bardziej kościstej, niż w rzeczywistości.
- Wy młodzi myślicie, że wszystko co stare jest złe – powiedział powoli sekretarz, przeciągając swoim zwyczajem słowa – Wydaje wam się, że wasze sposoby są lepsze, a to nie zawsze tak jest...
- Posłuchaj, nie mam czasu na słuchanie tych bredni – przerwał mu Johan – Słuchałem tego latami, a teraz nie muszę. I tak to uprzejmość z mojej strony, że cię informuję. Mogłem kazać to sprzątnąć już!
- Odważyłbyś się? - czarne oczy zalśniły oburzeniem.
Johan wzruszył tylko ramionami.
- A nie powinieneś się skupić na tym, żeby twój Mistrz i jego narzeczona byli bezpieczni? - tym razem uwaga nie była wypowiedziana powolnie, ale raczej złośliwie.
- Słucham? - Johan wytrzeszczył na chudzielca oczy – Co masz na myśli?!
- Nic – Dorian udał niewiniątko – Zupełnie nic.
Johan podniósł się powoli z fotela i podszedł do biurka, opierając na nim umięśnione ręce.
- Skąd masz takie informacje? - w jego głosie zabrzmiała groźba.
- Nie wiem, o czym mówisz...
Zanim zdążył dokończyć, na jego szyi zacisnęły się silne palce. Nawet nie zauważył, kiedy Johan wykonał ruch.
- Skąd masz takie informacje? - powtórzył cicho, ale bardzo wyraźnie.
- Mistrz był tu... po raz drugi... tej samej... nocy – wycharczał – Lady Margaret... badała sen nieobdarowanego...
- Śledzisz nas wszystkich? - Johan rozluźnił uścisk, ale nie puścił cienkiej szyi.
- Taka jest rola sekretarza – wydukał w odpowiedzi – Wiedzieć, co się dzieje i... służyć.
Tylko komu? Cisnęło się Johanowi na usta pytanie, którego jednak nie wypowiedział na głos. Puścił swojego rozmówcę i przez chwilę przyglądał mu się bacznie. Powoli odwrócił się i opuścił pokój. Idąc korytarzem, natknął się na rudowłosego chłopaka, niedawno zatrudnionego w ochronie.
- Jeśli nie masz nic do roboty, to chodź ze mną – warknął – Trzeba opróżnić kilka szuflad.
---
Warszawa. Listopad 2014
Sześcioosobowa grupa sprawnie składała sprzęt do dwóch SUV-ów. Majka obserwowała to z rosnącym niepokojem. Szykowali się jak na wojnę.
- Musisz zabierać Manuelę? - podeszła do Oskara, próbującego ukryć pod marynarką niewielki pistolet.
- Będzie w samochodzie. Jest mi potrzebna do kontaktu ze śniącymi. Ma tylko odbierać telefony – uspokoił ją – Akos będzie przy niej, żeby nie musiała wychodzić. Nie mamy innego sposobu na szybkie przekazywanie informacji.
- A język migowy? - że też wcześniej na to nie wpadłam, zganiła się w myślach.
- Noo... - Oskar zastygł na ułamek sekundy w bezruchu – Niezła myśl, tylko... teraz już nie mamy czasu, ale później... kto wie?
- Nie martw się o mnie – wypieki na twarzy Manueli świetnie pasowały do jej bojowego nastroju – Ty jesteś taka odważna! Ja też chcę. Chociaż trochę.
- Nie gadaj głupot! - ofuknęła ją – Siedź w tym samochodzie i myśl o Akosu, który będzie umierał ze strachu o ciebie!
- I kto to mówi? - Oskar pocałował Majkę w czoło – No, panowie... i panie – dodał szybko, zerkając na Manuelę – Idziemy!
- Uważaj na siebie, błagam! - szepnęła Majka, ściskając desperacko jego dłoń – Mam złe przeczucia. Jakoś za szybko się zgodził na to spotkanie...
Oskar zmarszczył brwi. Przeczucia... Matka nauczyła go, by nigdy ich nie lekceważył.
- Greg! Zostajesz z Maryann – rzucił do olbrzyma.
- Nie! Nie ma mowy! Ma iść z tobą! - zaprotestowała kategorycznie – Zamknę się w domu. Włączę alarm. To forteca, a ty będziesz potrzebował każdego...
- Nie zostaniesz sama! - ton głosu Oskara oznaczał, że dyskusji nie będzie.
- Ale nie Greg – błagała – Niech on idzie z tobą.
- Patrik – rzucił po chwili Oskar do jednego z dawnych ochroniarzy swego dziadka – Ty zostajesz.
Majka zobaczyła jeszcze, że Oskar zamienia z pozostawionym człowiekiem kilka słów, po czym wszyscy usadowili się w samochodach.
- Lady Maryann – Patrik skłonił głowę – Zamknij proszę dom i włącz alarm. Ja obejdę teren i przyjdę. Zapukam i poproszę, żebyś mnie wpuściła. Jesteś tu bezpieczna – jego niski, lekko schrypnięty głos wzbudzał respekt.
Z ociąganiem spełniła prośbę. Ledwie zdążyła wpisać kod alarmu, odłączając funkcję czujników, gdy odezwała się jej komórka.
- Oskar – szepnęła, sięgając po nią, ale natychmiast umilkła. Dzwonił dr Stanek – Tak, słucham. Mam nadzieję, że nie szykuję się na darmo! - starała się sprawiać wrażenie zniecierpliwionej.
- Nie, nie... wszystko w porządku – głos Stanka brzmiał dziwnie – Po prostu się upewniam, czy będziesz. Bardzo mi na tym zależy.
- Oczywiście, że będę. Właśnie wychodzę z domu – gdzieś w tyle głowy zabrzęczał jej mały nieznośny dzwoneczek – A ten profesor już jest?
- Dzwonił, że jest w drodze z lotniska. Dałem mu twój numer telefonu, Majciu – zachichotał nerwowo.
- Ach tak... – Majciu? Skrzywiła się. Coś się święciło – Słuchaj, nie będziesz miał nic przeciwko temu, że zabiorę ze sobą swoją asystentkę? Jest w angielskim dużo lepsza od nas... Halo, słyszysz mnie? - zaniepokoiła się – Halo! Stanek, nie wygłupiaj się.
Odpowiedział jej sygnał przerwanego połączenia. Poczuła na plecach strużkę zimnego potu. Już miała wybrać numer Oskara, kiedy komórka pokazała jej nieznany numer. Odebrała.
- Witaj, Maryann – zimny nieprzyjemny ton głosu rozpoznałaby na końcu świata – Jak miło cię słyszeć.
- Nie mogę powiedzieć tego samego – wypaliła – Dziwnie brzmisz po angielsku.
Oskar! Zawiadomić Oskara!
- Nie rozłączaj się kotku – usłyszała jakby w odpowiedzi na swoje myśli – W przeciwnym razie twój kolega geolog będzie miał wypadek.
- Trudno, zdarza się... - z trudem opanowała drżenie głosu – Ale dobrze, pogadajmy – dodała ugodowo.
Patrik! Zawiadomić Patrika! Ruszyła do schodów. Nagle usłyszała głuche uderzenie w drzwi. Zamarła.
- Przestraszyłaś się? - głos Swena zabrzmiał jej tuż przy uchu – Co my tu mamy? Osiłek w kamizelce kuloodpornej – dodał z nutką podziwu – No proszę, młody Mistrz szybko się uczy.
- Co mu zrobiłeś? - rzuciła się do okna, próbując dojrzeć coś przez otwory w żaluzjach antywłamaniowych.
- Niestety nic... – zawiesił głos – Kamizelka! – cmoknął niezadowolony – Ale może to i lepiej... – dodał po chwili – Nie rozłączaj się, bo będę musiał go zabić. Nie chcemy nikogo zawiadamiać, prawda?
- Jeśli nie odezwę się do Oskara w ciągu pięciu minut, to i tak zawróci – roześmiała się nerwowo, rozglądając się po sypialni za drugim telefonem.
- Blefujesz.
Majka dosłyszała w głosie Swena nutkę niepewności. Uczepiła się jej.
- Niedługo się przekonamy – odparła pewniejszym tonem. Gdzie ten cholerny telefon? Gorączkowo przetrząsała szuflady. Pokój Manueli i Akosa, przyszło jej na myśl.
- Oddaj mi kamień. Teraz! - Swen skończył z uprzejmościami – Albo wyjdź z domu! - ryknął do słuchawki.
- Nie mam go tu – głos jej zadrżał.
- Kłamiesz! Obiecałaś go przynieść. Wiem, że byłaś ostatniej nocy w zamku. Oddawaj, albo...
- Albo? - biegła do pokoju sąsiadującego z sypialnią, słysząc walenie do drzwi.
- Ręka, czy noga? - głos Swena stał się przerażająco spokojny.
W komórce odezwało się ciche piknięcie. Oskar próbował się z nią połączyć.
- Puść go wolno – powiedziała powoli, czując, jak oblewa ją pot, a włosy stają dęba – Wiesz dobrze, że nie mogę ci dać tego, czego żądasz. Dlaczego tak ci zależy na tym kamieniu? Do czego on jest?
- To zadziwiające, że musiał trafić właśnie w ręce takiej ignorantki – usłyszała w jego głosie złość – Nadal nie wiesz? Jesteś beznadziejna! Nie znałaś jej, nie dotknęłaś jej geniuszu, tak jak ja! Powinien być mój! Wiedziała, że tak, ale mi go odmówiła – nerwy mu puściły – Stara zdzira!
- Mówisz o Rosannie? Jak śmiesz? - coś się w niej zagotowało.
- Przyłącz się do mnie, to ci powiem, do czego jest zdolny – rzucił nagle – Pomyśl, dwa takie umysły... władza nieograniczona. Władza nad całym światem, nie tylko nad tą garstką obłąkanych idealistów – kusił – Wystarczy, że weźmiesz kamień.
- Odbierzesz mi go i tyle! - Ty kłamliwy gadzie, dorzuciła w duchu, wolałabym zginąć, niż ci go dać!
- Nie.
- Doprawdy?
- Razem możemy więcej – odparł z wyższością – Mógłbym ci go odebrać, ale nie chcę.
- Przykro mi, ale właśnie po to, żebyś nie mógł mnie skusić, dałam go na przechowanie Obdarowanemu, który nie ma rodziny, ani bliskich - Mów, mów, przeciągaj czas, powtarzała sobie w myślach - Odda kamień tylko, jeśli stawi się po niego Rada, Mistrz i ja...
- Noga! - usłyszała stłumiony odgłos, jakby ktoś kaszlnął, a potem urywany jęk i oddech... Szybki, chaotyczny, chrapliwy...
- Patrik! – krzyknęła. Popełniła błąd!
- Odpowiedz swojej pani – usłyszała znienawidzony głos – No, dalej!
Oddech przyspieszył i stał się bardziej chrapliwy, ale nie dosłyszała żadnego jęku skargi.
- Zapłacisz mi za to – wysyczała przez zaciśnięte zęby.
Rzuciła się do panelu sterującego. Wpisała trzy razy błędny kod. Cichy alarm powinien teraz zawiadomić policję i firmę ochroniarską, a ci ostatni Oskara. Że też wcześniej na to nie wpadła.
- Maryann, don't... - z trudem rozpoznała głos Patrica. Urwał i jęknął, a potem zapadła cisza.
- Cóż za bohaterska postawa – w głosie Swena nie było kpiny, której się spodziewała. Czyżby cenił odwagę? - Zginie, jeśli nie wyjdziesz.
- Jeśli wyjdę, też zginie – odparła bezbarwnym, pozbawionym emocji głosem – Przysiągł oddać za mnie życie, więc proszę cię tylko, żeby nie cierpiał – poczuła, jak łzy płyną jej po policzkach.
Drzwi wejściowe zadrżały pod potężnym uderzeniem, ale nie puściły. Gdzieś w pobliżu zawyła syrena policyjna. Majka oparła się plecami o ścianę obok drzwi, za którymi za chwilę miał zginąć jej ochroniarz.
- Swen? Jesteś tam? - nie poznawała własnego głosu. Czuła się, jak oderwana od ciała. Zdawało jej się, że emocje, które przed chwilą nie mogły znaleźć ujścia, gdzieś odpłynęły.
- Czego? - Miała wrażenie, że jej rozmówca się porusza, idzie... Bała się mieć choć cień nadziei.
- Poruszę niebo i ziemię... - zawahała się – „atheofovos” – jej usta wypowiedziały słowo, ale nie pod dyktando umysłu – „atheofovos” - powtórzyła ciszej i padła na kolana.
- Zamknij się! Milcz!!! - ryknął w odpowiedzi Swen. Rozmowa została przerwana.
Majka miała wrażenie, ze widzi wokół siebie postaci ze złotego pyłu. Wyciągnęła do nich rękę – Patrik... – jej pobladłe usta poruszały się z trudem – Ratujcie go!
Usłyszała zgrzyt bramy, a po chwili uderzenia ciężkich butów o brukową kostkę. Chciała pokonać opór własnego ciała, podnieść się i otworzyć drzwi. Nagle one same się otworzyły, uderzając o ścianę obok niej. Skuliła się w sobie, nie wiedząc, kto w nich stanie.
- Majka! Skarbie – głos Oskara z trudem przebił się przez harmider, jaki zapanował w holu – Już dobrze. Już po wszystkim.
- Gdzie Patrik? - wyszeptała, bojąc się otworzyć oczy– Zabił go?
- Nie, ale jest ciężko ranny. Karetka już jest.
Z piersi Majki wyrwał się nieartykułowany dźwięk.
- Wiedziałam, że coś pójdzie nie tak! - załkała.
- To moja wina. Powinienem był to przewidzieć – Oskar pomógł jej wstać – Drań tylko czekał, aż odjedziemy. Byli przebrani za ochroniarzy, a nam podstawili aktorów!
- Słyszałam policję... - Majka próbowała sobie przypomnieć, co się działo.
- Są tutaj. Chcą z tobą rozmawiać, ale chyba nie jesteś w stanie – przyjrzał jej się z troską.
- Co z Patrikiem? Przeżyje? - utkwiła w Oskarze wzrok pełen bólu.
- Jeśli doczeka zachodu słońca, to powinien... - szepnął jej do ucha – Dasz radę?
- Tak. Co mam powiedzieć policji? - spytała, widząc wchodzącego do domu mężczyznę w mundurze.
- Jak najmniej – szepnął – Ale chyba łatwo nie będzie.
- Pani była w domu? Możemy porozmawiać? - policjant przyjrzał się Majce, marszcząc brwi.
- Byłam na górze... ktoś zaczął walić do drzwi... - zaczęła płaczliwie – Strasznie się bałam.
- Wie pani, kto to mógł być?
- Ja? Nie wiem – ukryła twarz w dłoniach.
- Chyba pan widzi, że moja narzeczona nie nadaje się do rozmowy – Oskar otoczył ją ramieniem – Proszę dać jej trochę czasu. Ja udzielę panu wszelkiej pomocy.

niedziela, 24 kwietnia 2016

Meteory. W blasku dnia. Rozdział 8

Warszawa. Listopad 2014

- Wstaniesz? - Oskar nachylił się nad Majką wtuloną w miękką poduszkę.
- Już jesteś? Która godzina? – zamruczała sennie - Położyłam się tylko na chwilę...
- Prawie południe – w jego głosie dosłyszała coś, co sprawiło, że natychmiast się rozbudziła.
- Co się dzieje? - spytała siadając – Gdzie byłeś?
- W zamku na spotkaniu, a potem tutaj. Spałaś tak słodko – nachylił się nad nią, muskając ustami jej policzek i szyję – Kocham cię – szepnął jej do ucha.
- Ja ciebie też – zarzuciła mu ręce na szyję, odrobinę zaskoczona tym nagłym przypływem czułości. – Coś się stało? Jesteś jakiś dziwny – zajrzała mu w oczy.
- Dostałem pewne informacje... - wyprostował się i potarł dłonią nieogolony podbródek. Nagle Majka ujrzała, jak jego twarz tężeje – Ten skurwiel przesadził! - powiedział cichym złowrogim głosem.
- Swen – wiedziała doskonale, kogo miał na myśli. Zwłaszcza, że nikogo innego nie obdarzyłby takim epitetem – Co tym razem?
- Wyszukuje Obdarowane, które nie mogą mieć dziecka i proponuje im pomoc w jakiejś klinice. To się nazywa sztuczne zapłodnienie! - rzucił ze zgrozą.
- No cóż... - Majka ważyła słowa – Gdyby nie chodziło o Swena, to powiedziałbym, że to nie jest taki głupi pomysł. Ludzie od dawna z tego korzystają. Moja przybrana mama leczyła się w ten sposób, ale to nie dawało rezultatów... - umilkła, czekając na reakcję Oskara.
- Ale to wbrew naturze! - oburzył się.
- I tak, i nie... - odparła z wahaniem.
- Rano rozmawiałem z doktorem Robertsem i wszystko mi wytłumaczył – przerwał jej Oskar – Można by to zaakceptować, gdyby chodziło małżeństwo, które nie może mieć dziecka, ale tu chodzi o Dar!
- Oskar, Daru nie można przekazać, jeśli nie ma się dziecka, tak? Pomoc przy jego uzyskaniu nie jest wbrew naturze. Tyle, że nie chce mi się wierzyć w dobre intencje tego... drania – dodała ugodowo.
- W tym sedno! On próbuje mieć tym sposobem własne dziecko! - aż zgrzytnął zębami.
- O kurwa! - wytrzeszczyła oczy – I one się na to godzą?
- Nie. To znaczy... - wypuścił głośno powietrze z płuc – Znam na pewno jeden przypadek. Dziewczyna została oszukana. Jak tylko się zorientowała, kto za tym stoi, przyszła z tym do mnie.
- Ale chyba nie zrobił jej tego sztucznego zapłodnienia? - poczuła coś w rodzaju mdłości.
Oskar nie odpowiedział, ale jego szczeki zacisnęły się gwałtownie.
- O kurwa! Jest w ciąży?
- Nie. Nie udało się – pokręcił głową - Na szczęście.
- Biedna...
- Była naprawdę zdesperowana – zamiast oburzenia, w głosie Oskara zabrzmiało współczucie – Nadal jest. Myślała, że użyją nasienia męża, które im dostarczyła.
- Wszystko przez te wasze kretyńskie zasady! - Majka zsunęła się na brzeg łóżka i spuściła nogi na podłogę – Ale jak ona to zrobiła? Z tego, co wiem, Obdarowani nie używają gumek, zwłaszcza, jak chcą mieć dzieci.
Oskar spojrzał na nią z głupim wyrazem twarzy.
- Pobrała od siebie – powiedział wreszcie.
- Hmm, dość szczegółowo to omówiliście – Majka stanęła naprzeciw Oskara – Co zamierzasz z tym zrobić? Jej mąż już wie?
Pokręcił głową.
- On chce ją oddalić – dodał - Rozwieść się – uściślił, widząc, że Majka nie bardzo go rozumie.
- A ona nie chce – domyśliła się – Kocha go?
Oskar znów pokręcił głową.
- No, to nic nie rozumiem. Niech się rozwiodą i każde znajdzie sobie kogoś innego. Po co w ogóle się pobierali? - rozłożyła ręce.
- Ja też nie do końca rozumiem – przyznał – W każdym razie, on jest w pełni Obdarowany, a ona nie. On szybko znajdzie nową żonę, ale ona... - zawiesił głos.
- Czyli znowu w pełni obdarowany jest górą! - prychnęła – Chociaż nie wiem, czy to lepiej, żeby tkwili w takim związku bez przyszłości. Przecież, jeśli mam rację z tym przekazywaniem Daru, to oni nigdy nie doczekają się wspólnych dzieci. Trzeba jej to wytłumaczyć – Majka sięgnęła po flanelową koszulę, która zastępowała jej szlafrok i zrzuciwszy ubranie, otuliła się nią szczelnie – Mogę z nią porozmawiać.
- Powiem jej, ale to ona musi zdecydować. Obiecałem dyskrecję. Tak sobie dzisiaj myślałem... – Oskar przyciągnął Majkę do siebie – Gdyby kazać im obojgu dotknąć skały? Jeśli on się do mnie zwróci z prośbą o rozwód, będę musiał podjąć decyzję. Do dziesięciu lat brakuje im prawie pięć. Nie chcę jej skrzywdzić, ale była dorosła i wiedziała co robi. Z drugiej strony, jako Mistrz Zgromadzenia muszę dbać o Dar i jego przetrwanie. Gdybym mógł mieć pewność...?
Majka spojrzała mu głęboko w oczy.
- Wierzysz jej? Tej skale? - spytała z namysłem.
- Wierzę w to, co czułem. Przecież czuliśmy to już wcześniej. To było tylko potwierdzenie. Zresztą... - uniósł w górę brodę Majki i przybliżył usta do jej ust – Coś we mnie drgnęło, już kiedy pierwszy raz cię zobaczyłem. To jeszcze nie było świadome uczucie, ale jakiś niepokój, takie wewnętrzne drżenie. Nie umiem tego opisać – złożył na jej ustach mokry pocałunek.
- Nie rozwiódłbyś się ze mną, gdybym ci nie urodziła dziecka, prawda? - pytanie wypłynęło z jej ust, zanim zdążyła je powstrzymać. Teraz zawisło w powietrzu między nimi.
Oskar przyjrzał się Majce z nieoczekiwanym spokojem, a potem przytulił ją, zamykając w ramionach.
- Nie muszę się nad tym zastanawiać – powiedział cicho – Ja po prostu wiem, że to nastąpi. Nie pytaj mnie skąd, bo nie potrafię ci tego wyjaśnić, ale wiem – jego głos emanował pewnością i wewnętrzną siłą.
Majka zareagowała dziwnie. Zamiast się buntować, czy droczyć, poczuła, że to nie ma sensu, że tak naprawdę ona czuje to samo. Do niedawna sztywniała na myśl o dziecku, ale teraz ono stało się jakby częścią ich dwojga. Może nie w tej chwili, ale była przecież gotowa to przemyśleć. Może nawet w nie tak odległej przyszłości...? Zdumiała się. Silne, opiekuńcze ramiona Oskara mogły przecież pomieścić nawet mocno zaokrągloną Majkę. Roześmiała się do swoich myśli.
- Jesteś głodna? Wysłałem Manuelę i Akosa na zakupy, ale coś na śniadanie się znajdzie – pocałował ją w czubek głowy – Możemy przenieść się do kuchni.
- A ty już jadłeś? - spytała, kiedy schodzili na dół.
- Mhm, ale chętnie wypiję kawę.
W domu panowała całkowita cisza. Majka spojrzała na Oskara.
- Greg pojechał z nimi, a reszta jest na zewnątrz. Nic tu po nich – odpowiedział na jej nieme pytanie.
- To może przed śniadaniem coś zrobimy? - rzuciła niewinnie, rozchylając od niechcenia koszulę.
- Miałem nadzieję, że to powiesz – chwycił ją w pasie i zgrabnie posadził na blacie – To nocne zwiedzanie komnaty... - głos mu się seksownie obniżył – Już tam miałem na ciebie ochotę.
- To ciekawe, bo ja też – zamruczała, rozchylając uda.
- Jesteś mokra! - zachwyt w głosie Oskara podziałał na Majkę jak katalizator.
Sięgnęła do kieszonki na piersi i wyciągnęła foliową paczuszkę. Spod przymkniętych powiek śledziła, jak Oskar niecierpliwie ją rozrywa i wyciąga zawartość.
- Nabrałeś wprawy - uznanie mieszało się w jej głosie z pożądaniem – Jestem gotowa – przyciągnęła go do siebie – Szkoda, że ten przelewający się Dar można poczuć tylko we śnie.
- Następnym razem... - Oskar przytrzymał jej pupę i wszedł w nią jednym płynnym ruchem – Ale dobrze – stęknął, przygarniając ją mocniej.
Odpowiedziała mu głębokim westchnieniem. Miał rację. Od chwili, kiedy opuściła komnatę, myśl o seksie jej nie opuszczała. Miała nadzieję, że Oskar wróci szybko ze spotkania i uwolni ją od nagromadzonego w podbrzuszu napięcia. Biorąc prysznic myślała tylko o silnych dłoniach sunących po jej ciele, a zdejmując bieliznę o wilgoci, spływającej do złączenia ud. Słysząc, że wysłał wszystkich na zakupy, nie miała wątpliwości, po co to zrobił.
- Och! Spragniony jesteś – jęknęła, czując coraz mocniejsze pchnięcia.
- Nie masz pojęcia, jak!
Chwycił jej biodra i zsunął na sam brzeg blatu, tak, by nic nie ograniczało mu dostępu. Majka oplotła go nogami, opierając jednocześnie dłonie o jego pierś. Kuchnia wypełniła się jękami na dwa głosy. Oskar, który zwykle kochał się cicho, tym razem wtórował swojej kochance. Tempo, które narzucił sprawiało, że fala rozkoszy narastała w jego ciele z zastraszającą siłą.
- Jeszcze, jeszcze... - rozkosznie miękkie jęki Majki jeszcze go podkręcały.
- Muszę zwolnić – stęknął nagle.
- Nie! Szybciej – wbiła palce w jego pośladki i przyciągnęła je do siebie - Mocno!
- Majka, stop! - ostrzegawcze warknięcie jej nie powstrzymało.
- Już. Prawie – wypchnęła biodra, dociskając się do niego – Już, już...
Oskar poczuł jak żar spłynął mu do lędźwi i z jego piersi wyrwał się przeciągły niski jęk. Nic już nie mógł zrobić. Eksplodował jak pudło fajerwerków. Na szczęście Majka w tej samej chwili zastygła w bezruchu z szeroko otwartymi oczami o niewyobrażalnie ciemnych źrenicach. Drżała na całym ciele.
- Nareszcie – wydyszała – Co za ulga.
- O taaak – przygarnął ją do siebie.
Dyszeli ciężko, spleceni w uścisku.
- Musimy sprawdzić skalę u Timothy'ego – szepnęła po chwili, wtulając się w jego szyję – Poprzednio, jak jej dotykałam, nic się nie działo, ale może teraz...
- Dam mu znać – Oskar odchylił głowę, a potem zetknął czoło z jej czołem – Powinnaś wrócić do Zamku – dodał cicho – Byłbym spokojniejszy.
- Nie chcę, żebyś był spokojny, tylko, żebyś był blisko mnie – wymruczała.
Uśmiechnął się do siebie. Jego niemożliwa, uparta dziewczyna!
- Ten twój doktor spotkał się ze Swenem we własnej osobie. Wywarło to na nim spore wrażenie, ale wygląda na to, że czuje bardziej respekt niż strach – pogładził z czułością jej włosy.
- Kurde! Gdybym mogła przewidzieć, że to się tak skończy! – nawet nie próbowała ukryć frustracji.
- Nic już na to nie poradzisz, ale może uda nam się wykorzystać sytuację – wycofał się powoli i uporawszy się z prezerwatywą, zapiął spodnie – Chyba zwariowaliśmy?! Ledwie skończyliśmy, a po minucie gadamy o Swenie – odwrócił głowę i ufiksował spojrzenie gdzieś za oknem.
- Taki nas los – Majka zsunęła się z blatu i zapięła koszulę – Masz jakiś pomysł, prawda?
- Zaproponuj spotkanie. Powiedz, że pozwolisz obejrzeć kamień w twojej obecności... - zaczął z namysłem.
- Mam zabrać ze sobą kamień? Oszalałeś? - wpadła mu w słowo, nie czekając, aż skończy.
- Oczywiście, że nie! Ty zresztą też nigdzie nie pójdziesz – utkwił w niej poważne spojrzenie – To tylko przynęta.
- Ale jak...? - zaczęła, marszcząc brwi.
- Mam ludzi na drugiej półkuli - roześmiał się nieco ochryple – U nich zapada teraz noc.
- Ty draniu! - uderzyła go lekko pięścią w pierś – Na pewno nie masz ani odrobiny Daru strategii? Anastazja byłaby w niebo wzięta!
Jej uwaga mile go połechtała. Poczuł się jak bohater, choć do triumfu było jeszcze daleko.

czwartek, 21 kwietnia 2016

Meteory. W blasku dnia. Rozdział 7

Sycylia. Listopad 2014
 
Laura przykłada swój klucz do ściany z jasnego granitu i mruczy coś pod nosem. Wiem, że wypowiada „imię” kamienia. Wchodzimy we trójkę do środka. Skała wygląda prawie identycznie, jak ta w komnacie u Timothy'ego. A może jest identyczna? Nie pamiętam dokładnie. Jeden brzeg jest gładki, z czymś w rodzaju wypukłości ułożonych w dość regularnych odstępach. Nie mogę dokładnie zobaczyć, bo ona leży jakby na tej części, a przecież Laura nie pozwoli mi jej ruszyć. Reszta jest poszarpana tak, jakby skałę odłupano. Kładę dłoń na nierównym chropowatym kamieniu. Mam wrażenie, że jest ciepły. To dziwne, bo w komnacie jest chłodno, a kamień powinien mieć tę samą temperaturę, co otoczenie. Przykładam dłoń jeszcze raz. Jest ciepły! Coraz cieplejszy!
- Możesz sprawdzić, czy ta skała jest ciepła? Mam takie wrażenie... - odwracam się do Oskara.
- Wow! Rzeczywiście – jest równie zaskoczony.
- To niemożliwe – Laura kładzie dłoń ma skale – Nie. Jest chłodna – patrzy na nas z konsternacją.
- Jeszcze raz – kładę dłoń na skale. Oskar z drugiej strony – O cholera! - skała zaczyna się uginać pod moimi dłońmi. Robi się gorąca – Parzy!
- Mnie też – Oskar unosi głowę i widzę w jego oczach zdumienie.
Próbuję oderwać dłonie, ale one nie chcą mnie słuchać. Patrzę na skałę, która zaczyna się zachowywać, jak plastelina. Oskar zafascynowany obserwuje swoje dłonie. Czuje to samo!
- Laura, połóż dłonie na skale – rozkazuję.
- Nic nie czuję – patrzy na nas, nic nie rozumiejąc – To coś..., to zjawisko, dotyczy tylko was – szepcze zszokowana i odsuwa się od nas.
Przymykam oczy. Czuję, jak skała zaczyna się rozprężać i ściskać, pulsuje. Czuję w niej energię. Swoją i... Oskara.
- To jest jak ta ciesz – mówi nagle Oskar – Jak to, co czuję, kiedy jestem z tobą.
Rany! On ma rację! Skupiam się z całych sił na skale. Mój Dar przez nią przepływa do Oskara... i od niego do mnie. Gorąco mi. Strużki potu płyną mi po skroniach, szyi... Słabo mi, ale nie mdleję. Energia zaczyna mnie wypełniać. Skała mi ją oddaje. Dobrze mi z tym. To takie cudowne! Czuję się taka szczęśliwa. Mam pod powiekami łzy.
- Kocham cię, Oskar – szepczę.
- Kocham cię tak strasznie – słyszę jego stłumiony głos, choć nie porusza ustami. Ma takie szerokie źrenice...
Nagle skała uwalnia nasze dłonie i oboje się od niej odrywamy.
- Och! - zataczam się do tyłu.
- Co to było? - Oskar stoi na szeroko rozstawionych nogach, żeby nie stracić równowagi. Ogląda swoje dłonie.
- Nie wiem – ja oglądam swoje, poruszam palcami – Laura, znasz tę skałę. Czy coś takiego miało już miejsce? - próbuję zebrać myśli.
- Nie. Z tego, co wiem, to nie. Nigdy! – jest poruszona – Ale wydaje mi się... - urywa nagle, jakby się bała skończyć zdanie.
- Tak? - oboje wbijamy w nią wzrok.
- To wy. Na was tak zadziałała – mówi powoli.
- A ty i twój mąż? - nagle uświadamiam sobie, że ona nie wie o tym, co czujemy z Oskarem, kiedy się kochamy – Byliście tu razem?
- Tak.
- I dotykaliście tej skały? - drążę.
- Tak, ale nigdy się nie rozgrzała – kręci powoli głową i spuszcza wzrok.
- Laura, ona nie tylko się rozgrzała – mówię cicho – Stała się plastyczna. Uginała się pod naszymi dłońmi i... trzymała nas. Nigdy czegoś takiego nie czuliście? - upewniam się.
- Nie – głos Laury brzmi matowo, płasko. Jest jej przykro. Czuję to.
- Wybacz, że cię wypytuję, ale to bardzo ważne – przełykam głośno ślinę, zerkając ukradkiem na Oskara. Muszę jej zadać to pytanie – Czy ty kochałaś swojego męża?
Laura milczy przez dłuższy czas. Wreszcie podnosi głowę i patrzy mi w oczy.
- Był dużo starszy ode mnie – szepcze – Byłam jego trzecią żoną. Nie kochałam go i on mnie nie kochał. Chciał tylko przekazania swego Daru. Najlepszy dowód, to jego odejście, kiedy urodził się Angelo.
- Jak to? Urodziłaś mu syna, którego pragnął, a on odszedł? - marszczę brwi.
- Przekazał mu swój Dar – Laura prostuje się, jakby nagle z jej barków spadł niewidzialny ciężar – Tak, nasz syn nie odziedziczył Daru. Ani odrobiny – przenosi wzrok na Oskara – Wiedziałam, że jestem w ciąży, ale nie czułam w sobie nowego Daru. Michaelangelo, mój mąż, wiedział. Jedynym sposobem na przekazanie Daru było to – wzdycha ciężko.
- Wybacz – zakrywam dłonią usta – Nie wiedziałam!
- Nikt nie wiedział – odwraca wzrok – Oddał mu swój Dar w chwili narodzin, a ja zostałam sama. Chociaż... - zastanawia się przez chwilę – To dziwne, ale Angelo kocham najbardziej na świecie, choć ma w sobie Dar człowieka, do którego poczułam coś dopiero, kiedy umarł.
- Nie wiedziałem, że Angelo dostał Dar od ojca – Oskar ściąga brwi – Myślałem, że Michaelangelo zginął w wypadku. Oboje byliście w pełni Obdarowani...
- Tylko twój dziadek wiedział – w głosie Laury słychać poczucie winy – Był Mistrzem, musiałam wyjawić mu prawdę i prosić o dyskrecję. Nie chciałam, żeby mój syn wzrastał z poczuciem winy.
Zerkam szybko na Oskara. Któż lepiej od niego wie, jakim to by było obciążeniem dla tego chłopca.
- Wiedziałam, o co mnie spytasz – Laura zwraca się nagle do mnie – Kiedy staliście oboje z dłońmi na tej skale i patrzyliście na siebie, dotarło do mnie, że łączy was takie uczucie, jakiego ja nigdy nie zaznałam.
- Muszę cię prosić, żebyś z nikim nie rozmawiała o tym, co się tu stało – kładę jej dłonie na ramionach – Przyjdzie czas, że ogłosimy Zgromadzeniu tę nowinę, ale muszę mieć pewność. Muszę obejrzeć wszystkie skały. One się jakoś wiążą z Darem... z jego przekazywaniem. Jestem pewna, że tak jest, tylko nie wiem, jak to działa.
- Powinniśmy wracać. Czas nam się kończy – Oskar jak zwykle pamięta o wszystkim.
- Mistrzu... – Laura kiwa mu lekko głową. Widzę w jej oczach niemą prośbę.
- Tej rozmowy nigdy nie było – mówi na pożegnanie Oskar.
Wychodzimy z komnaty. Tuż za plecami słyszę westchnienie ulgi. Biedna Laura.
- Powinniśmy jeszcze raz zbadać skałę u Timothy'ego – mówię do Oskara, kiedy jesteśmy z powrotem w sypialni – A potem tę u Raula. Powinnam też spróbować w Grecji. Meteory na mnie czekają, czuję to.
- Mamy trochę za mało czasu – wzdycha, sprawdzając godzinę – W tych komnatach czas płynie jakoś wolniej...
- Wiesz, że się do siebie przytuliliśmy? - śmieję się, odkrywając, że przez sen zmieniliśmy pozycję.
- To ciekawe. Zwykle tak się dzieje tylko w przypadku bardzo silnych emocji – marszczy czoło.
- No tak... - przypominam sobie, jak obserwowałam Akosa, kiedy Swen pochwycił go śniącego.
- Moja matka tu jest – mówi nagle Oskar – Nie przywoływała mnie, ale tu jest...
- Rzeczywiście! - teraz ja także czuję jej obecność. Nie przerywając śnienia udajemy się oboje z Oskarem do salonu na dole – Margaret! - widzę ją na sofie w towarzystwie Manueli.
- Mamo? - Oskar muska jej policzek – Dobrze, że jesteś. Coś się stało?
- Nie, nic takiego – uśmiecha się, zerkając na mnie – Chciałam was zobaczyć.
Dlaczego mam wrażenie, że ona coś ukrywa?
- Chciałbym, żebyś zajrzała do snów pewnego człowieka – Oskar od razu przechodzi do swoich spraw. Naszych, poprawiam się w myślach – Prawdopodobnie spotkał się ze Swenem, lub jego człowiekiem. Chcę wiedzieć, czy się go boi, czy mu ufa?
- Widział go wcześniej? Mam na myśli, Swena? – głos Margaret natychmiast robi się rzeczowy.
Oskar posyła mi pytające spojrzenie.
- Raczej nie... - kręcę głową – Kontaktowali się przez Facebooka. Andriej twierdzi, że nie ma tam zdjęć Swena.
- Dajcie mi jego dane – zerka na zegarek i wstaje – Rozumiem, że to pilne.
- Raczej tak – Oskar wzdycha.
Margaret posyła mi przeciągłe spojrzenie, ale nic nie mówi.
- Nie ruszaj się stąd – Oskar grozi mi palcem.
- Chciałam zajrzeć do babci Heleny... - Chciałam zajrzeć do Grecji, dopowiadam w myślach.
- To przywołaj ją tutaj – Oskar podchodzi do mnie i spogląda mi w oczy – Nie żartowałem – mówi poważnym tonem.
- Wiem – przełykam głośno ślinę.
- Mam jeszcze jedno spotkanie. Wrócę tuż przed wschodem słońca – całuje mnie szybko w usta – Prześpij się trochę.
- Dobrze, dobrze – gderam, ale posłusznie żegnam się z Margaret i idę na górę. Chciałabym z nim porozmawiać o tym, co widzieliśmy i... czuliśmy. Manuela sunie za mną po schodach. Dobrze, że mam ją przy sobie.
---

Oskar wyczuł obecność Clair, zanim ta weszła do jego gabinetu w towarzystwie Johana. Funkcjonował na najwyższych obrotach od chwili objęcia przywództwa, a właściwie już od dobrych kilku tygodni wcześniej. O dziwo, nie tylko go to nie męczyło, ale wręcz miał wrażenie, że czuje się jak ryba w wodzie. Miał w głowie jasną wizję zmian, jakie chciał wprowadzić w Zgromadzeniu, miał przy sobie ukochana kobietę, a wokół, oddanych lojalnych ludzi. Czego jeszcze mógłby pragnąć? Nagłe pojawienie się Swena uświadomiło mu, że jest taka rzecz. Paląca potrzeba wymierzenia kary za śmierć ojca wróciła. Na moment przesłoniła mu nawet pragnienie przekazania Daru. Myśl o dziecku zagościła na stałe w jego umyśle, kiedy w chwili uniesienia poczuli z Majką wzajemnie swoje Dary. Dziwne zdarzenie w komnacie Laury, jeszcze to spotęgowało. Tak, były dwie sprawy, które wciąż zalegały na jego osobistej liście.
- Witaj Clair – odezwał się pierwszy i wskazał jej miejsce w fotelu, sam zajmując sąsiedni.
- Witaj Mistrzu. Czy mogę prosić o rozmowę w cztery oczy? - spytała, zerkając niepewnie na Johana.
- Oczywiście – Oskar spojrzał przyjacielowi w oczy.
Johan skinął mu głową i bez słowa wyszedł z gabinetu. Oskar przyjrzał się Clair. Johan nie mógł jej trafniej określić. Naprawdę wyglądała mizernie.
- Co się stało? - spytał, starając się nadać głosowi łagodne brzmienie.
- Zrobiłam coś strasznego! - rzuciła niespodziewanie, jakby chciała jak najprędzej mieć to za sobą – Coś naprawdę strasznego! - załkała i ukryła twarz w dłoniach.
Oskar otworzył szeroko oczy. Opanował się jednak szybko. Nie taką ją zapamiętał. Kłębek nerwów, który miał przed sobą nie przypominał w niczym dawnej Clair.
- Mów – powiedział najspokojniej, jak potrafił – Niezależnie, co zrobiłaś, jesteś tu teraz z własnej woli, więc możesz liczyć na moją pomoc.
- Powinnam iść do Timothy'ego a nie zawracać głowę tobie – szlochała – Ale tak strasznie się go boję.
- Wiem, jaki jest Timothy – Oskar starał się nie okazywać zniecierpliwienia – Na pewno jednak ma wielkie poczucie sprawiedliwości...
- Oskar, ja zdradziłam swojego męża! - jęknęła – Jaka może być dla mnie sprawiedliwość?
- Zdradziłaś? - Oskar zmarszczył brwi. Teraz stało się dla niego jasne, dlaczego nie chciała by Johan był obecny przy tej rozmowie. Musiała wiedzieć, że wciąż nie była mu obojętna – Z kim? - Nagle przemknęła mu przez umysł straszna myśl. Zdusił ją jednak w zarodku.
- Nie wiem... Ja... To nie tak, jak myślisz – znów ukryła twarz w dłoniach.
Oskar położył dłoń na ramieniu łkającej Clair.
- Opowiedz mi wszystko po kolei – poprosił łagodnie – Na razie jesteś pod moją ochroną. Obiecuję, że to, co mi powiesz, zostanie między nami. Steven wie?
- Nie, ale się dowie – otarła twarz wierzchem dłoni – A wtedy... Wygna mnie, jak jakąś... I tak mnie wygna! - nagle w jej oczach pojawiła się desperacja – Wszystko mi jedno. Niech się to wreszcie skończy! - rzuciła bezbarwnym głosem.
- Clair, żeby ci pomóc, muszę wiedzieć, co zrobiłaś – Oskar uniósł w górę jej brodę i spojrzał w oczy – Znasz mnie od dawna. Jestem teraz twoim Mistrzem, ale też przyjacielem. Popełniłaś błąd i chcesz go naprawić. Pozwól sobie pomóc.
Ogromne oczy Clair napełniły się łzami.

sobota, 16 kwietnia 2016

Meteory. W blasku dnia. Rozdział 6

Warszawa, Listopad 2014
Majka poczekała na wiadomość, że Agnieszka bezpiecznie dotarła do mieszkania, po czym Greg sprawnie wydostał się z wąskiej uliczki i wciąż zerkając w lusterko, włączył się do ruchu. W miarę, jak zbliżali się do domu, jego szczęka się rozluźniała. Nagle sięgnął do piersi i po chwili Majka usłyszała , jak szybko mamrocze coś po francusku. Ściągnęła brwi. Dopiero teraz zauważyła, że w lewym uchu ma maleńką słuchawkę. Rozmawiał z kimś przez telefon, domyśliła się. Kiedy podjeżdżali przed niewielką, otoczona wysokim parkanem willę, która chwilowo była ich domem, Majka zauważyła w pobliżu bramy SUV-a identycznego, jak ten, którym jechali. Wysiadło z niego dwóch ludzi, postury Grega.
- Co to za jedni? - zaniepokoiła się.
- Nasi – Greg uchylił okno – W porządku, nikogo za nami nie ma – zameldował.
Mężczyzna skinął Majce głową. Teraz go poznała, należał do ochrony Maksymiliana Lowrensa. Zacisnęła usta. Wjechali na podjazd. W holu już czekał na nią Oskar. Chciała rzucić mu się na szyję, ale jego mina i pochmurne spojrzenie sprawiły, że zmieniła zdanie. Pomógł jej zdjąć płaszcz.
- Majka! - Manuela nadbiegła od strony kuchni.
- Zrób jej gorącą herbatę z miodem i przynieś na górę – rzucił dość chłodno Oskar, po czym wziął Majkę za rękę i pociągnął na schody.
- Zaczekaj, zdejmę tylko buty – czuła, że lepiej mu się teraz nie sprzeciwiać. Ostatni raz widziała go w takim stanie w domu Heleny.
Manuela bez słowa czmychnęła do kuchni.
- Co ty sobie myślałaś? - rzucił Oskar, kiedy znaleźli się sami w sypialni. Jego głos był przeraźliwie cichy i spokojny.
- O co ci chodzi? Nic mi nie jest – zrobiła krok w jego stronę – Zawróciłam, jak się zorientowałam, że to może być niebezpieczne...
Oskar cofnął się, nie pozwalając się dotknąć.
- Miałaś czekać w pubie... - wycedził przez zęby.
- Słuchaj, to się stało nagle, a Greg poszedł po samochód – oparła ręce na biodrach – Chciałam się upewnić, czy to on. Pewnie szukał Stanka. Jak zobaczyłam, że się rozdzielają, to zawróciłam. Nie jestem dzieckiem! Wiem, jak o siebie zadbać.
- No właśnie widzę! - ryknął.
Majka skuliła się w sobie, ale nie spuściła wzroku. Oczy Oskara zapałały wściekłością.
- Czy ty sobie zdajesz sprawę, co by się stało, gdybyś trafiła w ręce tego gada?
- Ale nie trafiłam...
- Już lepiej by było, gdyby dostał w łapy mnie!
- Oskar, przestań. Co ty opowiadasz? - spróbowała zbagatelizować całą sprawę.
- Jak myślisz, co by się wtedy stało? - gniew Oskara nie ustępował – No, powiedz mi!
Majka spojrzała mu odważnie w oczy. Miała zamiar stawić mu opór, odpowiedzieć na jego przesadzone obawy, ale... wszystkie myśli nagle jej umknęły. Pod przykrywką gniewu, ujrzała skrywany głęboko lęk. Poczuła, jak jej własne oburzenie gdzieś ulatuje. Opuściła z rezygnacją ramiona.
- W zamian za ciebie mógłby zażądać ode mnie wszystkiego – słowa Oskara padały wolno i jakby ciężko – Wszystkiego! – podkreślił – Jedynym, co mógłbym zrobić, żeby ocalić i ciebie, i Zgromadzenie, to odebrać sobie życie, mając nadzieję, że nie pośle cię za mną.
- Oskar... - jęknęła.
- On nie ma nic do stracenia – ciągnął, siląc się na spokój – Byłabyś królewskim łupem!
- Nie odważyłby się... - zdała sobie sprawę, że sama nie jest pewna swoich słów.
- Po naszej wczorajszej rozmowie o tym doktorze ściągnąłem dodatkowych ludzi. Andriej pracuje nad tym, co mu przekazałaś. Uprzedziłem strażników kluczy... - głos Oskara nieco złagodniał – Byłoby mi łatwiej, gdybym nie musiał pilnować jeszcze ciebie.
Majka przełknęła głośno ślinę. Z tymi argumentami musiała się zgodzić.
- Przepraszam – wyszeptała – Nie pomyślałam... To był impuls.
- Wiem – tym razem Oskar do niej podszedł – Chciałaś pomóc i jestem ci za to wdzięczny, ale na przyszłość nie pomagaj mi w ten sposób. Po pierwsze chroń siebie. Kiedy wiem, że jesteś bezpieczna, mam siłę, przed którą Swen musi ustąpić.
Pokiwała głową, czując, że coś zaczyna ją ściskać w gardle.
- No chodź tu – otoczył ją ramionami – Jesteś przemoczona i zimna. Gdzie ta herbata?! - krzyknął w kierunku drzwi.
Manuela pojawiła się w sypialni z dzbankiem herbaty i dwoma filiżankami, jakby stała pod drzwiami i czekała na wezwanie. Zostawiła wszystko na blacie komody i szybko wysunęła się z pokoju.
Oskar przytulił do siebie Majkę, pozwalając jej łzami odreagować stres.
- Myślisz, że cię rozpoznali? - spytał w końcu.
- Nie mam pojęcia – przyznała.
Nalał wolną ręką parującego naparu do filiżanki i podał jej ostrożnie.
- Pij. Musisz się rozgrzać – w jego głosie dosłyszała troskę – Musiała go przywabić wiadomość o kamieniu. Spróbuj się skontaktować z tym asystentem. Powinniśmy go ostrzec, a może nawet...
Przerwało mu ciche brzęczenie. Majka sięgnęła szybko do torebki i wyłowiła z niej komórkę.
- O wilku mowa – mruknęła do Oskara i przesunęła palcem po ekranie - Tak?
Słuchała chwilę w skupieniu.
- Jesteś pewien, że mówi prawdę? - spytała w końcu – Twierdzi, że zgłosił się do niego amerykański profesor, który wie coś o właściwościach kamienia... - szepnęła do Oskara i znów skupiła się na tym, co mówił do niej dr Stanek.
- Niech go opisze – mruknął cicho Oskar. Nie miał wątpliwości, że Swen osobiście lub przez podstawionego człowieka, próbuje zdobyć kamień, albo chociaż informacje.
Majka słuchała, kiwając powoli głową. Wreszcie utkwiła w Oskarze wzrok. Zrozumiał, że trafił w sedno!
- Powiedz, że potrzebujesz dwóch dni na podjęcie decyzji, ale możliwe, że się zgodzisz – podpowiedział jej.
- Masz telefon, albo jakiś mail do tego gościa? - spytała, zanim zakończyła rozmowę, po czym zapisała szybko kilka słów na podsuniętej przez Oskara kartce.
- Jonatan Smith. Pennsylvania University, jonsmith5698@pu.us - przeczytał, kiedy Majka się rozłączyła – Co to za bzdury?
- Dokładnie – prychnęła – Co za dupek! Próbuje mi wcisnąć taki kit... - skrzywiła się.
- Wierzy w to, co mówi, czy go zastraszyli?
- Nie wiem - spojrzała na Oskara zaskoczona – No, tak... Nie pomyślałam o tym – dodała z nutką podziwu w głosie.
- Moja matka to sprawdzi, jak zapadnie zmrok – Oskar zmarszczył brwi – Powinniśmy wysłać gdzieś twoich rodziców. Może małe wakacje? Johan to zorganizuje.
- Kanary? - natychmiast podchwyciła jego tok rozumowania – A Agnieszka?
- Wyślemy ją do Montpellier wcześniej.
- Zgoda.
- W takim razie zadzwoń do nich wszystkich, a ja się spotkam z Johanem. Uprzedzę tylko, żeby nam nie przeszkadzali – ruszył do drzwi.
- Chciałabym się spotkać z Laurą – Majka odstawiła filiżankę – Muszę zobaczyć jej kamień i komnatę. Być może z pozostałymi też...
- Zaczekaj na mnie – przykazał jej kategorycznie.
- Zgoda – nawet nie próbowała się buntować.
---
Oskar zmaterializował się wprost w gabinecie. Nawet, jeśli miał zamiar utrzymać w mocy wprowadzony przez dziadka zakaz pojawiania się bezpośrednio w zamku, nie dotyczył on jego. Jemu wolno było wszystko! Westchnął ciężko, kiedy to sobie uświadomił. Nadmiar władzy potrafił ciążyć.
- Mistrzu! - Johan zerwał się z krzesła na jego widok – Oskar... - poprawił się – Czekałem na ciebie.
- Tak? - machnął ręką, wskazując przyjacielowi, by ten nie wstawał - Coś się stało?
- Clair tu była – Johan starał się, by zabrzmiało to obojętnie – Prosiła o spotkanie.
- Wiesz, o co chodzi? - Oskar nie musiał zaglądać Johanowi w oczy, by wiedzieć, co ten próbuje przed nim ukryć.
- Nie chciała mi zdradzić, ale przypuszczam, że to coś ważnego. Wyglądała dość... - szukał odpowiednich słów – mizernie.
Oskar spojrzał na jeden z trzech zegarów zawieszonych wysoko, nad rzędem rodzinnych portretów. Chciał poświęcić prawie całą noc Majce.
- Dobrze, spotkam się z nią jeszcze dziś, przed piątą – powiedział po chwili namysłu – Dam ci znać, ale zawiadom ją wcześniej, żeby tu przybyła. A teraz słuchaj – usiadł na miejscu, które przed chwilą zajmował Johan – Swen jest w Warszawie i być może uda nam się go tam zatrzymać przez jakieś dwa, trzy dni. W tym czasie ma tam być kilkudziesięciu naszych ludzi, ale tak, żeby on się nie zorientował. Najlepiej, wyślij ich natychmiast. Poza tym, potrzebny mi atrakcyjny wyjazd na Kanary dla przybranych rodziców Majki. Polecą moim samolotem i ma im towarzyszyć Kamil. Przywiezie ich stamtąd prosto do zamku na nasz ślub – Oskar położył przed Johanem kartkę z imionami i nazwiskami - Potrzebuję też sensownego powodu, by wysłać już teraz tę koleżankę Majki, tę dziewczynę-archeologa do Montpellier.
- Czy ona też będzie na ślubie? - spytał rzeczowo Johan.
- Tak. Kogoś się po nią pośle – rzucił – Na razie zajmijmy się Swenem. Nie wiadomo, kiedy trafi się druga taka okazja. Inne sprawy mogą zaczekać.
- Musi mu strasznie zależeć, skoro tak ryzykuje – Johan pokręcił głową.
- Dlatego weź się do roboty – utkwił w Johanie uważne spojrzenie – Zajmę się sprawą Clair – powiedział cicho, niby do siebie.
Johan kiwnął nieznacznie głową. Nie było potrzeby mówić więcej. Oskar znał go tak dobrze, jak on jego.