Lek

Lek

poniedziałek, 30 maja 2016

Meteory. W blasku dnia. Rozdział 16

Zamek Ainay-le-Vieil. Grudzień 2014
 
Przyjęcie weselne, podobnie jak przysięga, nawiązywało do tradycji antycznej Grecji. Zamiast tradycyjnego stołu, goście wchodzący do jadalni ujrzeli niskie stoliki, a wokół nich szezlongi i pufy. Na środku zainstalowano płytką sadzawkę. Jednak zamiast fontanny, na kamiennym cokole stała lodowa figura Demeter, bogini plonów i płodności. Na wodzie unosiły się płaskodenne łódki wypełnione kawałkami owoców i kostkami lodu.
Dla młodej pary przygotowano specjalne miejsce pod lekkim baldachimem. Na wpół siedząc, wpół leżąc, Majka oglądała to wszystko, jak piękny, prawie nierealny sen. A jednak nie śniła. Naprawdę odbywało się jej wesele, a obok siebie miała mężczyznę, który w realnym świecie okazał się jeszcze bardziej fascynujący, niż we śnie. Spojrzała na męża. Napotkawszy jej spojrzenie, uśmiechnął się z nieukrywaną radością. Majka opadła na oparcie i przymknęła oczy, chłonąc szmer rozmów pomieszany z sączącą się z niewidocznych głośników muzyką.
- Jestem taka szczęśliwa – westchnęła, czując, że zapach wody kolońskiej Oskara, przybiera na sile. Musiał się zbliżyć, bo po chwili poczuła na policzku jego ciepły oddech – I taka podniecona.
- Oooo? To dobrze – aksamitnie głęboki tembr głosu pieszczotliwie musnął jej ucho – Niestety, musimy jeszcze trochę poczekać. Tak szybko nas nie wypuszczą.
- Nie mówię o tym – roześmiała się, otwierając oczy. Miała twarz Oskara tuż obok swojej – No, o tym też, ale... jestem podniecona naszym odkryciem – szepnęła konspiracyjnie – Może moglibyśmy tam polecieć zaraz po przyjęciu? - oczy jej zalśniły.
Oskar nie odpowiedział od razu. Ujął za to jej brodę i sięgnął do ust. Przez chwilę smakował je, jak dojrzały owoc.
- Musimy zaczekać – westchnął - Ale tylko jeden dzień – dodał, widząc w oczach Majki zawód.
- Coś się stało? - przyjrzała mu się uważnie.
- Nic takiego – skrzywił się lekko – Nie zawracaj sobie tym głowy – dodał lekceważąco.
- Oskar! – spoważniała – Czym mam sobie nie zawracać głowy?
- Naprawdę nie warto...
- Pozwól mi samej ocenić – przerwała mu.
- Skarbie, to nasze przyjęcie...
- No właśnie – nadała swemu głosowi przymilne brzmienie – Przed chwilą obiecałam ci, że będę twoją bratnią duszą, zresztą, usłyszałam wcześniej, że bardzo byś tego chciał – teraz ona położyła mu dłoń na policzku i odwróciła do siebie jego twarz, zmuszając do spojrzenia jej w oczy – Skoro mój mąż musi odłożyć nasz wyjazd w podróż poślubną, to chciałabym wiedzieć, dlaczego.
Oskar przez chwilę mierzył ją wzrokiem. Początkowo jego spojrzenie było pełne oporu i jakby twarde, stopniowo jednak złagodniało. Wreszcie do Majki dotarło, że samodzielny do tej pory Oskar, nie przywykł do dzielenia się ciężarem obowiązków. Czekała cierpliwie.
- Chodzi o tę dziewczynę – powiedział w końcu – Jej mąż poprosił o rozwiązanie ich małżeństwa.
- Mhm... - spróbowała nie okazać, jak nią to wstrząsnęło.
- Uważam, że powinienem to zrobić jak najszybciej... - powiedział powoli – Ale chciałbym ich poddać próbie. Obojgu chodzi tylko o dziecko. Jeśli nie mogą go mieć, to będę wiedział, że postępuję właściwie.
- Czyli chcesz ich zabrać do skały – upewniła się.
- Tak.
- Chcę tam być.
- Nie jestem pewien... - zawahał się – Z drugiej strony, Rada tam będzie...
- Powinnam tam być – nie ustępowała – Oskar, wiem, że chcesz mi oszczędzić patrzenia na cierpienie tych dwojga, ale to bez sensu.
- Dopiero co złożyliśmy przysięgę! - przerwał jej gwałtownie - To powinno być dla nas radosne święto. Nie chcę, żebyś patrzyła jak się rozpada ich małżeństwo – czoło Oskara przeorała poprzeczna zmarszczka.
- Skoro ty możesz, to ja także – odparła ze spokojem – Kocham cię i nic tego nie zmieni. Codziennie rozpadają się jakieś małżeństwa – wydęła usta - Nie wzrusza mnie to – skłamała.
- I co ja mam z tobą zrobić? - spytał z rezygnacją w głosie.
- Hmmm... - już wiedziała, że dopięła swego – To się chyba nazywa partnerstwo?
Nie mógł powstrzymać uśmiechu. Po chwili jednak spoważniał.
- Jutrzejszej nocy – rzucił cicho – My, Clair i Steve, i Rada.
- Clair? Ta Clair? - Majka nie kryła zaskoczenia. Natychmiast przypomniała sobie, o co, a właściwie, o kogo Oskar pobił się z Johanem.
Oskar pokiwał głową.
- Powiem im – wskazał głową Timothy'ego, pogrążonego w rozmowie z Laurą i Juanem.
- W porządku – Majka spojrzała w przeciwnym kierunku.
W bok od baldachimu nowożeńców rozlokowano rodziców Majki. Julia, napotkawszy wzrok córki, wstała i podeszła do niej.
- Muszę przyznać, że Margaret przeszła samą siebie – stwierdziła, przysiadając obok na puffie.
- To prawda – Majka rozpromieniła się – Tym bardziej się cieszę, że Oskar pozwolił na jej zaręczyny. Zasłużyła na szczęście.
Julia spojrzała córce w oczy.
- Jesteś bardziej dojrzała, niż sądziłam – w jej głosie słychać było nutkę podziwu.
- Chyba tylko w zestawieniu z moją siostrą – roześmiała się Majka – A właśnie! Gdzie ona jest?
- Chyba przeżywa swój pierwszy zawód miłosny – Julia westchnęła, przewracając oczami.
- Och! Nic wczoraj nie mówiła – Majka usiadła prosto – Kim jest ten dupek?
- Zdaje się, że twoim ochroniarzem – kącik ust Julii drgnął lekko.
- Żartujesz! Chodzi o Grega? - Majka odszukała wzrokiem Agnieszkę, pogrążoną w rozmowie z Konstancją. Greg stał w lekkim oddaleniu, ale wprost pożerał ją wzrokiem. Jego muskularne ciało przybrane w tunikę przywodziło na myśl gladiatorów. Naprawdę robił wrażenie. Wyglądało jednak na to, że na wszystkich, poza Agnieszką.
- Chyba wyobrażała sobie więcej, niż powinna – westchnęła Julia – Przejdzie jej. Poza tym, ma czas. Niech się skupi na nauce.
- Masz rację... - przyznała z roztargnieniem Majka – Przepraszam cię na chwilę.
Musnęła policzek Julii i ruszyła do Agnieszki.
- Jak się bawisz? - mrugnęła do niej – Na takiej imprezie chyba jeszcze nie byłaś?
- O tak! - Agnieszka zachichotała – Muszę przyznać, że to przeszło moje wyobrażenia. W ogóle, ten zamek i park... Trafiłaś do raju!
- Trochę tak – Majka roześmiała się odrobinę zażenowana – Niestety, jutro zobaczysz też ciemną stronę. Ceną tego luksusu jest brak prywatności. Serio, będziesz musiała przywyknąć do ochrony – dodała poważnie.
- Jeśli przydzielisz mi dotychczasowego ochroniarza, to zgoda – Agnieszka przygryzła pełną dolną wargę – Całkiem dobrze się bawię w jego towarzystwie. Zwłaszcza nocą – dodała szeptem.
- Zobaczę, co się da zrobić, ale Greg należy do najbliższej ochrony Oskara i to on zadecyduje – Majka przyjrzała się przyjaciółce z uwagą – No, ale skoro jesteś nim poważnie zainteresowana? - zawiesiła głos - W każdym razie nie odrywa od ciebie wzroku.
- Naprawdę? Miałam taką nadzieję – Agnieszka znów zachichotała - Poważnie, nie poważnie. Za dużo się z nim nie pogada, ale przecież nie o to chodzi – dodała, szczerząc zęby w uśmiechu.
- Chcesz powiedzieć, że dla ciebie to tylko... - szukała właściwego słowa - Taka zabawa?
- Daj spokój! – Agnieszka przewróciła oczami – Nie każdy zakochuje się „do końca życia” w pierwszym napotkanym facecie. Oczywiście, nic nie ujmując Oskarowi – zaznaczyła – Zresztą, ty też wodziłaś na pokuszenie naszego uczelnianego idola. Może nie? - przekrzywiła filuternie głowę – Greg to mięśniak. Jest dobry w tych sprawach, ale przecież za chwilę się rozjedziemy i każdy pójdzie swoją drogą. Zresztą, i tak nie widziałabym nas razem. Żyjemy jakby w światach równoległych. Ty i Oskar to co innego. Jesteście z jednej gliny.
- Ale on się zaangażował – Nagle Majka poczuła się odpowiedzialna za „swojego” człowieka.
- Nie sądzę – Agnieszka zmarszczyła zabawnie zgrabny nos – To duży chłopiec. „He knows the name of the game” - parafrazowała słowa znanej piosenki.
- Aga, ty nic nie rozumiesz – Majka zajrzała przyjaciółce w oczy – Obdarowani traktują sprawy damsko-męskie bardzo poważnie. Chyba jednak powinnaś to z nim obgadać.
- Ale co? - spytała ze szczerym zdziwieniem – Naprawdę przesadzasz! Fajnie nam w łóżku, ale nic poza tym. O czym niby mam z nim gadać?
- Myślę, że on uważa, że go kochasz.
- No chyba kpisz?! Po dwóch nocach?
- Ale poszliście do łóżka!
- No to co? Majka, nie komplikuj prostych spraw – Agnieszka położyła jej dłonie na ramionach.
Majka nie odpowiedziała, ale uśmiech spełzł z jej ust. Może rzeczywiście była z tej samej gliny, co Oskar?
- Jesteście dorośli – powiedziała powoli – Ale jednak będę nalegać, żebyś mu uświadomiła tymczasowość waszego związku, zanim postanowi ci się oświadczyć. Chyba, że zmieniłabyś wtedy zdanie.
Agnieszka patrzyła na Majkę z niedowierzaniem.
- Wiem, co mówię – mrugnęła do niej Majka i zakręciła się w miejscu, po czym ruszyła na poszukiwania Moniki.
Znalazła ją w holu, prawie przyklejoną do szyby ogromnych dwuskrzydłowych drzwi, prowadzących na balkon. Na dźwięk kroków, odwróciła powoli głowę i Majka ujrzała dwoje błyszczących smutnych oczu.
- Hej, mała, chcesz się przeziębić? - stanęła za siostrą i objęła ją ramionami, jakby chciała ogrzać.
Za szybą rozpościerał się widok na oświetlony ogród i przylegający do niego park. W ciepłym blasku ogrodowych latarni widać było pojedyncze ogromne płatki śniegu, łagodnie opadające na żwirowe alejki i zimozielone krzewy.
- Przepraszam – Monika spróbowała się oswobodzić z uścisku – To twój ślub, a ja stroję fochy.
- Naprawdę? Nie zauważyłam – Majka musnęła policzek siostry – Ten zamek wygląda jak z bajki, prawda? Zwłaszcza nocą – uśmiechnęła się.
- Mhm.
- Ale życie tutaj wcale nie jest takie bajeczne – ciągnęła ostrożnie – Kiedy poznałam rodziców i ciebie, miałam taki moment, że poczułam żal do mamy i babci. Wydawało mi się, że coś mi odebrały – umilkła na chwilę, czując, że Monika się spina – Ale im dłużej tu jestem, im lepiej poznaję Zgromadzenie, tym bardziej czuję wdzięczność, że dały mi zwykłe dzieciństwo i dorastanie bez tego całego „bagażu”. Możesz mi wierzyć, lub nie, ale zanim odkryłam swój Dar, moje życie było prostsze.
- A jednak chętnie bym się z tobą zamieniła – w głosie Moniki dosłyszała gniew – Pochodzę z takiej samej rodziny jak ty, a nie mam nawet cienia Daru. Nikt tutaj nawet na mnie nie spojrzy!
Majka uśmiechnęła się do siebie.
- Nikt, czy ktoś konkretny? - spytała cicho.
Monika wypuściła z głośnym świstem powietrze i zaplotła przed sobą ręce.
- Masz siedemnaście lat i wszystko jeszcze przed tobą – Majka zaczęła się nieznacznie kołysać na boki – Jestem od ciebie sporo starsza, a Oskar był właściwie moim pierwszym poważnym chłopakiem.
- Żartujesz? - Monika odkręciła głowę i spojrzała Majce w oczy.
- Wcale nie.
Monika zastygła w bezruchu na dłuższą chwilę.
- Ale to nie zmienia faktu, że nie mogę się z tobą spotykać tak, jak mama czy babcia. Dlaczego ja nie dostałam Daru? - tym razem w jej głosie słychać było żal.
- Bo jesteś jak tato i dziadek. Ja dostałam Dar przy urodzeniu, nie odziedziczyłam go po rodzicach... - nagle Majka poczuła się tak, jakby o czymś zapomniała. O czymś bardzo ważnym. Ściągnęła brwi – Zaraz... skoro Kaliope była jedyną kobietą z pełnym Darem, to musiała mieć mnóstwo córek, bo inaczej, skąd się wzięło tylu ludzi z Darem? No, i musiałyby wyjść za wujów...
- Co? O czym ty mówisz? - Monika przyglądała się Majce podejrzliwie.
- Nic, nic... - Majka potrząsnęła głową, jakby odganiała natrętną muchę – To tylko mój Dar. On mi daje coś więcej niż przemieszczanie się we śnie. Nie umiem nim jeszcze odpowiednio sterować, ale się uczę i czasami odkrywam, że w moim umyśle drzemią całe pokłady jakichś informacji, skojarzeń... Czasem wyskakują, jak diabeł z pudełka... - roześmiała się – Wiem, że gadam jak wariatka, ale dla mnie to też jest zaskakujące. No, wracajmy na salę, bo zdaje się, że nadchodzi pora na tort! - pociągnęła za sobą zdumioną Monikę. W głowie wciąż kołatała jej myśl, że coś przeoczyła w swoich poszukiwaniach.
---
Tort, który został upieczony specjalnie na tę okazję w zamkowej kuchni składał się z trzech ustawionych na sobie krążków różnej wielkości. Jasny biszkopt, nasączany wyśmienitym koniakiem, przełożono domowej roboty konfiturami z wiśni i płatków róży oraz kremem śmietankowym z drobinami prawdziwej wanilii. Na koniec wszystko oblano czekoladą i ozdobiono kwiatami z ręcznie formowanego marcepanu. Na szczycie umieszczono miniaturkę ruin świątyni, w której odbyła się przysięga. Ona również wykonana była z masy marcepanowej.
- Aż żal go było kroić – westchnęła Majka, patrząc na zwinne ruchy zamkowego cukiernika, nakładającego kolejne kawałki na podstawiane mu przez kelnerów talerzyki.
- Mistrzu, Maryann – Laura i Timothy odwołali młodą parę na bok – Chcielibyśmy ofiarować wam prezent ślubny.
- Jeszcze jeden? - Majka nie kryła zaskoczenia.
- Dość wyjątkowy – Timothy spojrzał dyskretnie na boki – To zaproszenie. Postanowiliśmy oboje, że udostępnimy wam zawartość zwojów zamkniętych w naszych komnatach. Raul nie wyraził chęci przyłączenia się, ale możemy udostępnić nasze dokumenty bez jego zgody – sprecyzował.
- Twoje odkrycia mogą zrobić wiele dobrego dla Zgromadzenia – włączyła się Laura – Dlatego uważamy, że skoro Mistrz wspiera cię z całych sił, to my też powinniśmy. Jeśli mieliśmy jakiekolwiek wątpliwości, to teraz ich nie mamy – zakończyła uroczyście.
- Och! Dziękuję – Majka nawet nie starała się ukryć radości – Przysięgam, że wykorzystam je dobrze!
- Doceniam wasz gest – Oskar ujął dłonie Laury i Timothy,ego i uścisnął je serdecznie – Nawet nie wiecie, jakie to dla nas ważne - spojrzał Majce w oczy – Zwłaszcza w tej chwili.

niedziela, 22 maja 2016

Meteory. W blasku dnia. Rozdział 15

Zamek Ainay-le-Vieil. Grudzień 2014
 
Choć Majka wyobrażała sobie, że złożą z Oskarem przysięgę w salonie Margaret, życie dość niespodziewanie wprowadziło swoje poprawki. Po pierwsze ilość gości znacznie przerosła możliwości nawet całego apartamentu, a po drugie, rozsądek nakazywał wybór pomieszczenia, z którego łatwo można było przejść do ogromnej jadalni, mającej połączenie z zamkową kuchnią. Do zamku zjechali się wszyscy członkowie Rady wraz z rodzinami, obie rodziny Majki i Agnieszka Dodatkowo, na ślubie pojawili się także Marcus, zaproszony przez Margaret i Johan, którego Oskar poprosił o zostanie drugim świadkiem. Po konsultacji z Juanem, oboje z Majką uznali, że jedynym sposobem, by wszystko odbyło się zgodnie z obowiązującymi zasadami, a jednocześnie odpowiadało ich uczuciom, będzie zaproszenie dwóch par świadków. Pierwszą parą zostali więc Andriej i Konstancja, a drugą Johan i Agnieszka.
Majka, choć przejęta uroczystością, nie mogła się powstrzymać od śmiechu, kiedy jej przybrana mama pierwszy raz ujrzała przeznaczony dla niej strój. Dopiero po długich namowach, dała się przekonać do powłóczystej szaty. Humor poprawił jej mieniący się brzoskwiniowy szal. Równie wesoło było, kiedy do Majki zgłosił się z reklamacją jej przybrany ojciec. W końcu jednak wszyscy ubrali się stosownie.
Majka z zachwytem oglądała w lustrze swoje odbicie. Mimo iż dokonała wcześniej przymiarek, dopiero kompletny strój w pełni oddał kunszt krawca. Długa biała suknia z kilku warstw cieniutkiego jedwabiu odkrywała ramiona i opadała w dół cudownie miękkimi fałdami. Ozdobiona niezliczoną ilością drobniutkich kryształków, przy każdym poruszeniu skrzyła się, niby śnieg w słońcu. Misternie upleciony diadem podtrzymywał luźno upięte włosy, a dwie okazałe bransolety o tym samym splocie stanowiły doskonałe uzupełnienie stroju.
- Już czas – Helena zajrzała do pokoju, w którym Agnieszka i Konstancja dokonywały ostatnich poprawek przy rzemykach sandałków.
- Wyglądasz jak Atena – Majka rozpromieniła się na jej widok.
- Tak sądzisz? - Helena przejrzała się w jednym z luster, przybierając władczą pozę – No, może trochę... Dobrze, że nie powiedziałaś Hera!
- Jestem gotowa - Majka ujęła obie swoje druhny za ręce - Chodźmy, zanim z wrażenia zapomnę, co mam powiedzieć.
- Mów wtedy, co ci serce dyktuje – Helena otarła ukradkiem łzę – Idę przodem!
Wchodząc do wypełnionej gośćmi sali, Majka poczuła przyjemne podniecenie. Na jej widok najpierw rozległo się gremialne „Ach!”, a potem ciche radosne szepty. Oskar już na nią czekał na niewielkim podwyższeniu, wyglądającym jak podstawa starożytnej świątyni. Początkowo mieli odtworzyć kompletną budowlę w odpowiednio zmniejszonej skali, ale szybko zmienili zdanie, kiedy natrafili na zdjęcie częściowo zniszczonej maleńkiej świątyni, poświęconej jakiejś pomniejszej bogini. Margaret poleciła odtworzyć ją wiernie i umieścić w centralnej części głównej sali zamku. Kamienne donice z drzewkami oliwnymi i pomarańczowymi dodały śródziemnomorskiego charakteru. Dzięki temu wszyscy zgromadzeni mogli doskonale widzieć głównych bohaterów dnia. Zarówno stary Mistrz, jak i Oskar mieli na sobie togi obramowane purpurą i złotem. Pozostali mężczyźni ubrani byli w skromniejsze tuniki lub togi, w zależności od wieku i stanu cywilnego. Majka zwróciła uwagę na Marcusa stojącego tuż obok Margaret, a nie jak zwykle, o krok z tyłu. Uśmiechnęła się do siebie. Więc Oskar jednak jej posłuchał! Podniosła na niego wzrok. Stał skupiony, wręcz poważny. Jego pełna spokoju postawa zupełnie nie licowała z pałającym spojrzeniem czarnych oczu. Szła wolno, z podniesioną głową, prowadzona spojrzeniami wszystkich obecnych. Kiedy znalazła się tuż przy podwyższeniu, Oskar podał jej dłoń i Majka poczuła przyjemny dreszczyk, jakby przeszył ją prąd. Oskar musiał poczuć to samo, bo delikatnie zacisnął palce na jej szczupłej dłoni.
- Moi drodzy – Maksymilian Lowrens rozłożył szeroko ramiona, jakby chciał wszystkich ogarnąć – Długo czekałem na dzień, kiedy mój ukochany wnuk dokona wyboru, ale powiem wam, że warto było czekać. Natura jeszcze raz pokazała nam, jak jesteśmy niedoskonali i krótkowzroczni. To ona, na przekór wszelkim przeciwnościom, przywiodła do nas spadkobierczynię naszej ukochanej Rosanny. To ona sprawiła, że dwa serca, które jeszcze do niedawna o sobie nie wiedziały, połączyło szczere i głębokie uczucie. Przekazując nowemu Mistrzowi pieczę nad Zgromadzeniem, patrzyłem na tych dwoje – tu spojrzał na Majkę i Oskara – z radością, ale i niepokojem. Dziś mój niepokój mija. Za chwilę usłyszymy słowa przysięgi, która połączy dwa serca, dwa Dary i dwa rody.
Majka aż oniemiała z wrażenia. Przemówienie starego Mistrza było o wiele dłuższe i bardziej osobiste, niż oczekiwała. Niż ktokolwiek oczekiwał!
Tymczasem Oskar odetchnął głęboko, ujął dłoń Majki i skłoniwszy się dziadkowi, rozpoczął spokojnym, ale pewnym tonem.
- Mistrzu, choć chciałbym powiedzieć, że wybrałem Maryann, to nie mogę – zaczął, po czym zwrócił się twarzą do zdumionej Majki. Po takim wstępie, na sali zaległa cisza, jak makiem zasiał – Nie mogę tego powiedzieć, bo wiem, że tak naprawdę, los zdecydował za nas dawno temu. Choć tego nie wiedziałem, czekałem na ciebie całe życie. Musiałem cię tylko odnaleźć – na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech - Moja ukochana, należę do ciebie i nic tego nie odmieni. Dzisiaj składam mój los i moje życie w twoje ręce. Od tej chwili staniemy się dla siebie bratnimi duszami – spojrzał jej w oczy, sięgając do najdalszych zakamarków duszy - Jestem pewien, że pewnego dnia Natura pozwoli nam połączyć nasze Dary i stworzyć nową istotę, kiedy oboje będziemy gotowi, by ją przyjąć i pokochać. Biorę na świadków ciebie Mistrzu, Andrieja, Konstancję, Johana i Agnes – zakończył.
Majka poczuła, że drżą jej kolana, a gardło zaciska się niebezpiecznie. Choć nie uzgadniali tego ze sobą, ich przysięgi brzmiały podobnie. Z całych sił starała się, by jej głos zabrzmiał pewnie.
- Mistrzu, przyjęłam Oskara, bo nie wyobrażam sobie życia bez niego – powiedziała do Maksymiliana, po czym przeniosła wzrok na narzeczonego – Mój ukochany, należę do ciebie od chwili, gdy cię pierwszy raz ujrzałam. Choć nie zdawałam sobie z tego sprawy, moje serce w jakiś sposób wiedziało, że czeka właśnie na ciebie. Przyjmij je, proszę, a ja przysięgam ci, że będę stała przy tobie wiernie do końca życia i stanę się twoją prawdziwą bratnią duszą – choć bardzo się starała, nie potrafiła opanować drżenia łydek. Dopiero pełne ciepła i miłości spojrzenie Oskara, pozwoliło jej wziąć się w garść - A jeśli Natura zechce nas obdarzyć, przyjmę z radością cząstkę ciebie i pokocham ją... z całego serca - głos znów uwiązł jej w gardle, tak, że dopiero po chwili była w stanie kontynuować – Biorę na świadków ciebie Mistrzu, Andrieja, Konstancję, Johana i Agnes.
Kiedy skończyła, w sali można było usłyszeć tylko przyspieszone oddechy gości. Dopiero po bardzo długiej chwili, ciszę przerwał stary Mistrz.
- W imieniu Zgromadzenia Obdarowanych przyjmuję przysięgę, która czyni was małżeństwem. Niech Natura będzie dla was łaskawa i przypieczętuje ten związek – jego głos zabrzmiał uroczyście, ale ciepło – Świadkowie – spojrzał na czwórkę młodych ludzi stojących za Majką i Oskarem.
- Usłyszałem przysięgę, która czyni małżeństwem Oskara i Maryann. Niech Natura szczodrze was obdarzy – jako pierwszy formułę wyrecytował Andriej, a za nim po kolei uczynili to Konstancja, Johan i Agnieszka.
Po długich, pełnych uroczystego napięcia minutach, rozległy się oklaski.
- Teraz jesteś moją żoną – Oskar nachylił się do Majki i złożył na jej ustach gorący pocałunek – Moją bratnią duszą i moim szczęściem.
Majka poczuła pod powiekami łzy.
- A ty jesteś dla mnie całym światem – wyszeptała – Nie sądziłam, że to możliwe, ale tak jest.
W oczach Oskara pojawił się dziwny blask. On czuł podobnie. Choć do niedawna małżeństwo kojarzyło mu się tylko z obowiązkiem, teraz był pewien, że dzięki niemu sięgnął gwiazd. Bez wahania powierzył ukochanej kobiecie wszystko co miał, łącznie z własnym życiem. Nagle dotarło do niego, że oddałby je za nią... dla niej. Zadrżał, jakby ta myśl go przeraziła. Czy Mistrz miał takie prawo? A gdyby naprawdę został do tego zmuszony?
- Piękna przysięga – szczebiotliwy głosik przerwał jego rozmyślania.
Konstancja nie miała zamiaru dłużnej czekać z życzeniami. W ślad za nią poszli następni.
- Nie mogę w to uwierzyć! – Helena ujęła dłonie Majki – Jak wielka musi być moc, która sprawiła, że stoicie tu teraz razem, a ja patrzę na was z radością?
- Rzeczywiście, jeszcze niedawno trudno byłoby uwierzyć... - twarz Oskara rozjaśnił delikatny uśmiech – Przebyliśmy długą i kamienistą drogę.
- Oby ta, którą macie przed sobą, wyglądała inaczej – roześmiała się Helena.
- Będzie długa i szeroka, jak parkowa aleja – Julia i Piotr uściskali najpierw Majkę, a potem Oskara.
- Czy i my możemy życzyć wam powodzenia? - przybrani rodzice Majki wydawali się nieco onieśmieleni i spięci.
- Oczywiście! - Majka uściskała ich oboje – Jestem taka szczęśliwa, że mam was dzisiaj wszystkich przy sobie.
Po rodzinie, przyszła kolej na pozostałych gości. Wszyscy prześcigali się w życzeniu młodej parze rychłego zostania rodzicami, co Majka starała się przyjmować z uprzejmym uśmiechem. Na samym końcu podeszła do nich Margaret. Marcus trzymał się tym razem nieco z tyłu.
- Tradycja nakazuje najpierw złożyć życzenia, a dopiero później obdarowywać, ale ja jestem ostatnia, więc zrobię wszystko razem – Margaret wyciągnęła aksamitne pudełko i uchyliła wieczko, ukazując Oskarowi i Majce umieszczone wewnątrz pióro.
- Dałam je Nicolasowi na rocznicę naszej przysięgi, a on podarował je Rosannie... Cały on. Nigdy nie przywiązywał wagi do takich rzeczy – westchnęła – Zabrałam je niedługo po jej śmierci i przechowałam przez wszystkie te lata. Teraz oddaję je wam obojgu.
- Och! - oboje pochylili się nad pudełkiem. Oskar ostrożnie dotknął lśniącej oprawki – Pamiętam, że je miał, ale nie wiedziałem, że oddał je Rosannie.
- Ja też nie wiedziałam – przyznała Margaret – Nie miałam już możliwości spytać, jak to się stało. Uznałam wtedy, że należy się tobie – spojrzała na syna – Ale daję je wam obojgu, bo myślę, że tak chciałby Nicolas – nachyliła się i musnęła delikatnie policzek swojej synowej.
Majka przesunęła opuszkami palców po piórze, a potem powoli podniosła wzrok na mężczyznę stojącego za Margaret. Choć nie drgnął mu nawet jeden mięsień twarzy, w jego oczach ujrzała niepewność.
- Oskar – szepnęła do męża i uścisnęła delikatnie jego dłoń.
Posłał jej głębokie spojrzenie, po czym przesunął je na matkę. Przez chwilę oboje mierzyli się wzrokiem.
- Markusie – Oskar skinął głową towarzyszowi Margaret – Myślę, że chciałbyś nam coś ogłosić, korzystając z okazji, iż jesteśmy w tak licznym gronie.
- Tylko, jeśli wyrazisz zgodę... Mistrzu.
Majka przyjrzała się obu mężczyznom. Marcus mógłby być ojcem Oskara, a jednak w jego postawie i głosie było tyle szacunku i pokory. Oskar z kolei, choć dużo młodszy, naprawdę emanował siłą, przy której zachowanie Marcusa nie dziwiło.
- Jeśli taka jest wola mojej matki... - zawiesił głos – Z drugiej strony, doceniam to, że stałeś przy niej wiernie przez tyle lat, nie szukając korzyści dla siebie. Macie oboje zgodę Mistrza.
Margaret odetchnęła z ulgą. Jej drobna dłoń odszukała dyskretnie dłoń Marcusa.
- Jestem z ciebie dumna – Majka wspięła się na palce i pocałowała Oskara w policzek, kiedy Margaret i Marcus, odwrócili się do nich bokiem by ogłosić swoje zaręczyny.
- Może będę tego żałował, ale dziś nie potrafię odmówić nikomu zakochanemu – uśmiechnął się trochę krzywo, po czym podniósł ręce, uciszając na moment gości – Kochani, mamy jeszcze jedną radosną wiadomość. Marcusie.
Marcus podniósł w górę dłoń Margaret i ucałowawszy ją, zwrócił się do zgromadzonych.
- Za zgodą Mistrza, pragnę ogłosić, iż lady Margaret przyjęła mnie, jako narzeczonego. Nie ustaliliśmy jeszcze daty ślubu, ale będzie to mała rodzinna uroczystość.
Na sali zapanowało milczenie. Majka spojrzała z ukosa na skupioną twarz Oskara i poczuła niepokój. Czyżby aż tak źle to przyjęli? Już miała podejść do narzeczonych, by nie zostawiać ich w opałach samych, gdy rozległy się pierwsze oklaski. To Anastazja i Timothy przerwali kłopotliwą ciszę. Po chwili dołączyli inni. Majka westchnęła z ulgą. Znów zerknęła na Oskara. Nie dał po sobie poznać żadnych uczuć, ale jej nie zmylił. On też odczuł ulgę. Już potrafiła wyczuć jego nastrój. Jak prawdziwa żona, pomyślała o sobie z dumą.
- Mistrzu, na słowo – Timothy wyrósł obok nich, jak spod ziemi. Zwracał się tak oficjalnie do Oskara zawsze, kiedy w pobliżu byli inni.
Majka mrugnęła do męża i dyplomatycznie skierowała kroki do rodziców i Moniki.
- Maryann – Juan zatrzymał ją, korzystając z tego, że towarzysząca mu Athina podeszła do Margaret – Wiem, że to nie najlepsza chwila, ale znalazłem wzmiankę o przekleństwie – szepnął.
- Och! Naprawdę? Mów szybko – zaciekawiła się.
- Byłem pewien, że gdzieś się już na to natknąłem... - upewnił się, że w pobliżu nie mam nikogo -„Ten, który odbiera życie, nie ma prawa przekazać go innej istocie” - zacytował.
- Znam to – zmarszczyła brwi – Było w notatkach babci Rosanny, ale co to ma wspólnego z przekleństwem?
- „To” jest przekleństwem. Te słowa – w głosie Juana zabrzmiał zawód – Nie rozumiesz? Nasze życie ma sens tylko wtedy, jeśli możemy je przekazać. Jeśli możemy przekazać Dar! Ten, który zabija, jest przeklęty.
- Babcia Rosanna napisała, że życie jest najwyższą wartością. Dar życia... - zamyśliła się - Ono jest nawet ważniejsze niż Dar śnienia – Majka spróbowała przypomnieć sobie, jak dokładnie to brzmiało - To zaczyna mieć sens... Gdzie to znalazłeś?
- To jest najlepsze – ściszył głos do szeptu - W pamiętniku matki Judith Banch.
- Masz jej pamiętnik?! - szczęka opadła jej z wrażenia.
- Nie ja, i tylko pojedyncze strony – Juan zerknął nieznacznie w stronę, gdzie stali Abigail i Raul Gonzaga – Oficjalnie nie został nigdy odnaleziony - zaznaczył.
- Co jeszcze tam jest? - spytała cicho, nie patrząc w tamta stronę.
- Była w Grecji, w Meteorach...
- W którym? - poczuła, że puls jej przyspiesza.
- Jest tylko, że w Meteorach – rozłożył ręce - Przykro mi.
- I tak jestem twoją dłużniczką – położyła mu dłoń na piersi – Masz u mnie przysługę.
- Uważaj, bo może będę jej potrzebował – spojrzał na nią z dziwnym wyrazem twarzy.
- Przysługa to przysługa – roześmiała się głośniej, widząc nadchodzącą Athinę – Mówiłam właśnie Juanowi, jaka byłaś niesamowita, kiedy razem z Margaret ratowałyście Patrika.
- Tak naprawdę to uratowała go miłość do żony i dziecka – spojrzenie Athiny nabrało tęsknego wyrazu – My naprawiamy tylko ciało, a duszy wskazujemy drogę, ale to Obdarowany decyduje, czy na nią wejdzie.

sobota, 21 maja 2016

Meteory. W blasku dnia. Rozdział 14

Zamek Ainay-le-Vieil. Grudzień 2014

 
Słońce dawno już wzeszło, ale nie sposób było dojrzeć jego promieni przez gęstą warstwę ołowianych chmur. Choć dochodziła dziewiąta, wydawało się, że dzień dopiero się budzi. Oskar spał spokojnie jak dziecko, z szeroko rozrzuconymi rękami. Majka stała w drzwiach łazienki i przyglądała mu się z uśmiechem. Zmęczenie w końcu wzięło górę i nad nim. Chociaż od kilku dni skutecznie się opierał, wydarzenie w monastyrze i seks przepełniły czarę.
Nagle z sąsiedniego pokoju dobiegł przytłumiony sygnał komórki. Majka zwinnie wymknęła się z sypialni. Zdążyła odebrać połączenie, nim telefon odezwał się ponownie.
- Cześć, dobra wróżko! - wesoły głos Agnieszki sprawił, że twarz Majki rozjaśnił uśmiech.
- Dobra wróżko?
- Przysłałaś mi fajnego posłańca – tym razem głos Agi zabrzmiał niżej i bardziej zmysłowo.
- Taaak? - Majka zmarszczyła brwi, zastanawiając się, co przyjaciółka ma na myśli.
- Po cichu liczyłam, że przyjedzie po mnie ten twój gladiator - zawiesiła głos – Dzięki, że mnie nie zawiodłaś.
- Zawsze do usług – roześmiała się – Zdaje się, że nie miałam w tym udziału, ale dowiem się, komu jesteś winna podziękowania i chętnie je przekażę. Tylko się nie spóźnij na ślub!
- Nie ma obaw – prychnęła – Nie opuściłabym takiej imprezy. Wyjedziemy jutro z samego rana.
- A nie miałabyś ochoty dzisiaj? - Majka postanowiła się trochę podroczyć.
- Och, jesteś na pewno bardzo zajęta – usłyszała w odpowiedzi – Słuchaj, muszę kończyć. Jeszcze raz dzięki!
- Baw się dobrze!
Agnieszka rozłączyła się na widok Grega, który ukazał się w drzwiach łazienki. Miał na sobie tylko dżinsy, w dodatku nie do końca zapięte. Prześledziła jego sylwetkę od dołu do góry, oceniając muskularne uda, brzuch i klatkę piersiową. Na koniec złowiła głodne spojrzenie bursztynowych oczu. Spędzili razem całą noc, ale on najwyraźniej nie miał dość. Przeciągnęła się lubieżnie, posyłając mu pełen zachęty uśmiech. Ten facet był dla niej zagadką. Znał się na rzeczy, i to jak! Na pewno zaliczył nie jedną dziewczynę. A mimo to, cieszył się seksem, jakby kochał się pierwszy raz. Wprost kipiał entuzjazmem, kiedy po pierwszym zbliżeniu wyszeptała mu na ucho, że ma ochotę na jeszcze. Nie odsłaniając kołdry, rozsunęła uda, obserwując, jak spodnie Grega zaczynają się opinać na jego twardniejącym członku. Nawet jeśli mieli ze sobą spędzić tylko kilka dni, na pewno nie zamierzała ich marnować.
- I should take a shower – westchnęła, leniwie odchylając głowę.
- Later – Greg rozpiął spodnie, ukazując Agnieszce, że nie ma pod nimi bielizny.
Uniosła ramiona i skrzyżowała je za głową. Greg podszedł do łóżka i jednym ruchem ściagnął z niej kołdrę. Pisnęła zaskoczona jego gwałtownością, ale nie dał jej czasu na reakcję. Zwinnie chwycił ją za kostki i przyciągnął do siebie, opadając na kolana. Jękneła głośno, kiedy krótko ostrzyżona głowa zanurzyła się między jej uda. Greg roześmiał się chrapliwie.
---
Ostrava. Grudzień 2014
Elegancki pokój hotelowy dosłownie zarzucony był papierami. Wyglądało to tak, jakby ktoś w furii opróżnił kilka biurowych szuflad.
- Panie? – ładna szatynka około trzydziestki nieśmiało wysunęła się z przylegającej do salonu sypialni.
- Czego chcesz? Jeśli nie masz dla mnie dobrych wieści, to nie chcę cię widzieć – Swen rozparty w fotelu, z nogami na stoliku, nawet nie odwrócił do niej głowy. Zimny ton jego głosu sprawił, że kobieta zatrzymała się w miejscu niezdecydowana.
- Nie mam dobrych wieści – wyszeptała, spuszczając głowę.
- O dziewczynie wiem – burknął – Co jeszcze?
- Ja też nie – przełknęła głośno ślinę.
Swen ścisnął palcami nasadę nosa i pochylił nieco głowę. Poprzedniego wieczoru dostał wiadomość z pobliskiej kliniki. Trzy kobiety, które miały dać mu potomstwo, okazały się bezużyteczne. Zostały jeszcze dwie. Zaletą było to, że obie należały do jego świty. Usłyszał za plecami szelest zbieranych papierów. Tej nocy jeszcze raz przejrzał wszystko, co udało mu się zgromadzić na temat Meteorów i kamienia. Wykradzione pojedyncze kartki notatek Nicolasa i Rosanny nie zdały się jednak na nic. Monastyry zazdrośnie strzegły swych tajemnic. Odwiedził wszystkie, zarówno śniąc, jak i na jawie. Prawie w każdym napotkał azyl, którego nie dało się sforsować. Pofatygował się więc osobiście, lecz tylko po to, by odkryć, że nie wie, czego szuka. Oczywiście wiedział, że musi to być przedmiot dający władzę nad Darem, ale czym był i gdzie go ukryto? Rosanna zabrała tajemnicę do grobu. Staruch też niczego nie wyjawił, pomyślał ze złością. Na myśl, że był tak blisko Majki, i nie dosięgnął jej, szczęki zacisnęły mu się z głośnym zgrzytem zębów. I jeszcze to przekleństwo! Potwierdziły się jego najgorsze przypuszczenia.
- Skąd ty wiesz, kurwo? - wydyszał.
- Co mówiłeś? - cichy głos dobiegł gdzieś z rogu pokoju.
- Nie do ciebie – odburknął opryskliwie.
Kiedy z samego rana zadzwonił jego informator z zamku, miał nadzieję dowiedzieć się wreszcie czegoś nowego. Na próżno! Chociaż nie... planowali badania w Monastyrze Varlaam. Był jednym z najstarszych, więc mógł to być trafny wybór. Wiedzieli, czy szukali po omacku, jak on? To było pytanie za milion! W każdym razie informator tego nie wiedział. Wiedział za to, że ani Majka, ani Oskar na razie się tam nie wybierali.
- Cwany lis – Swen wciągnął powietrze przez zaciśnięte zęby. Widocznie Oskar wiedział więcej, niż mu się wydawało. Musiał wiedzieć! Obaj z Nicolasem czuli jego obecność. Słyszał ich rozmowę, a Nicolas na pewno rozmawiał wcześniej z synem, a może Rosanna też? Kto wie? Na pewno mu powiedziała o kamieniu. Czy to, że zabijając, podejmuje się życiową decyzję, też? On tego nie wiedział, kiedy odebrał życie pierwszy raz. Zastanowił się, czy taka informacja coś by zmieniła? Czy Nicolas by żył? Gdyby zdradził, kto ma kamień... kto wie? Teraz nie miało to już znaczenia. Tak naprawdę, przekazanie Daru też było dla Swena sprawą drugorzędną. Miał przed sobą jeszcze wiele lat życia. Zamierzał zdobyć klucz do władzy nad Darem. Musiał tylko pozbyć się Oskara. On był przeszkodą, z którą trzeba się było liczyć. Czysty Dar woli i do tego wsparcie potężnych przodków.
Swen przymknął oczy i wyobraził sobie jak zgniata Oskara, jak zadaje mu ból nie do zniesienia. A gdyby tak zacisnął dłoń na białej szyi Majki? Odmawiając mu dostępu do swojej wiedzy, Rosanna podpisała wyrok. Co prawda wtedy jeszcze nie mógł jej zagrozić, ale Nicolas i Judith dostali za swoje. Majki się nie bał, za to ogarniała go wściekłość na myśl, jak go okpiła. Kątem oka obserwował, jak jego kobieta zbiera systematycznie porozrzucane kartki papieru, pochylając się nad stołem. Podniósł się z fotela i podszedł do niej od tyłu. Jedną rękę położył jej między łopatkami, przyciskając ją do blatu, a drugą podciągnął w górę spódnicę.
- Swen, nie mogę dziś – jęknęła.
Nie zważając na nic, ściągnął jej majtki, rozrywając je z boku i wyszarpnął tampon. Jęknęła jeszcze raz, ale nie stawiała oporu. Rozpiął spodnie i bez jakiegokolwiek wstępu pchnął mocno, zagłębiając się prawie do połowy.
- Powoli... błagam... - zaskamlała dziewczyna, ale Swen miał to gdzieś.
- Zerżnę tę twoją bezczelną sukę, a ty będziesz patrzył – wymruczał do siebie, pracując mocno biodrami, jakby chciał sobie lepiej wyobrazić, jak to zrobi.
Dziewczyna zacisnęła zęby i przymknęła oczy. Na jej ładnej twarzy pojawił się grymas bólu. Jednak stopniowo jej rysy łagodniały, a mięśnie rozluźniały się. Swen spowolnił nieco tempo i przytrzymał jej tyłek. Obserwował z zainteresowaniem własny członek, z widocznymi smużkami krwi, raz po raz zagłębiający się w miękkie, uległe ciało. Wyraz zaciętości na jego twarzy odrobinę złagodniał, przechodząc w zadowolenie. Dziewczyna sapała cicho w rytm pchnięć.
- Dobrze ci? - głos Swena zabrzmiał zaskakująco nisko.
- O tak, Swen, tak... - jęknęła.
Zmrużył oczy i roześmiał się chrapliwie.
- Dobra suka – klepnął ją w pośladek – wierna i potulna... I z tyłkiem, jak marzenie. Mógłbym cię rżnąć bez końca – znów ją klepnął - A teraz dojdź.
Jęki dziewczyny stały się głośniejsze i bardziej chrapliwe. Wreszcie stęknęła z wysiłkiem i wyprężyła się. Swen wykonał jeszcze kilka pchnięć biodrami i znieruchomiał.
- Swen, wybacz mi, wybacz mi proszę! - załkała nagle dziewczyna – Zawiodłam cię, ale przysięgam, że pragnę ci dać...
- Cicho! - warknął, przerywając jej gwałtownie – Wiem. Może dasz mi to nawet szybciej niż myślisz – dodał po chwili. Wycofał się i zrobił krok w tył. Spojrzał w dół – Kurwa! – zaklął pod nosem i ruszył do łazienki, pozostawiając swoją kochankę samą.
Dziewczyna wyprostowała się powoli. Stała przez chwilę, wpatrując się tępo w drzwi do toalety, po czym zebrała z podłogi strzępy majtek i tampon, i powlokła się do sypialni.
---
Zamek Ainay-le-Vieil. Grudzień 2014
Maksymilian Lowrens stał przy oknie, wpatrując się w grupkę drobnych dziewczęcych postaci, idących w stronę zamku główną ogrodową aleją. Majka w towarzystwie Manueli i Konstancji pokazywała otoczenie zamku swojej młodszej siostrze, Monice.
- Dawno nie było tu tak radośnie – westchnął stary mistrz, odwracając się do Oskara, opartego o biurko – Oby to trwało jak najdłużej. Może lato będzie jeszcze radośniejsze?
- Może... - Oskar doskonale wiedział, o czym myśli jego dziadek, ale nie dał się sprowokować .
- Jestem zmęczony – nie odpuszczał – Nie każcie mi czekać zbyt długo.
Oskar podążył spojrzeniem za okno. Wśród przepychających się i chichoczących dziewcząt szybko wyłowił sylwetkę Majki.
- Musimy najpierw coś załatwić. Ja muszę... – westchnął – A wracając do naszej rozmowy... nie masz nic przeciwko temu, że na jakiś czas zostaniesz bez sekretarza?
- Jesteś Mistrzem – Maks wzruszył kościstymi ramionami – Bierzesz to, czego ci potrzeba. Ale doceniam, że zapytałeś.
- Dziękuję ci dziadku – Oskar wyprostował się – Wiedziałem, że zrozumiesz.

środa, 18 maja 2016

Meteory. W blasku dnia. Rozdział 13

Zamek Ainay-le-Vieil. Grudzień 2014

- Och!
Jesteśmy w górach. Wysokich. Pod nogami mamy śnieg, dużo śniegu, a przed sobą widok zapierający dech w piersiach. W dolinie u naszych stóp migoczą światła niewielkiej miejscowości. Drogą jedzie samochód. Gdzieś powyżej ratrak sunie po trasie narciarskiej, wydając miarowe pikanie.
- Co to za miejsce? - podnoszę na Oskara wzrok.
- Chamonix – uśmiecha się – Spójrz za siebie.
-Och!
Dopiero teraz orientuję się, że stoimy przed wejściem do górnej stacji kolejki. Nad drzwiami widnieje napis. Jesteśmy u podnóża Mont Blanc!
- Ojciec mnie tu zabierał – Oskar zapina mi kurtkę, choć wcale nie czuję zimna – Uczył mnie jeździć na nartach. Zawsze obiecywał, że jak już ujawni się mój Dar, to będziemy mogli zdobyć szczyt.
- Nie zdążył... - szepczę.
- Nie, ale zaszczepił mi ciekawość świata. Zdobyłem szczyt, choć nie było go już przy mnie, a teraz pokażę go tobie – całuje mnie miękko - A kiedyś może synowi? - dodaje i mruga do mnie.
Zanim odzyskuję głos, Oskar pociąga mnie za sobą i już lecimy! Pęd powietrza zapiera mi dech. Nigdy tego nie robiłam! Nawet sny nie są takie „odjechane”, myślę sobie, ale przecież ja właśnie śnię!
- Jesteśmy! - Oskar przekrzykuje wiatr – Spójrz! Cały świat u naszych stóp!
Stoimy na białej płaszczyźnie. Nad nami nie ma już nic. Tylko rozgwieżdżone niebo. Rozkładam szeroko ręce. Oskar chwyta mnie wpół i zaczynamy wirować. Odchylam głowę i śmieję się na cały głos. Kocham tego wariata! Kocham go nad życie. Oplatam go ramionami.
- Pocałuj mnie – szepczę do jego ust. Patrzy na mnie tymi ciemnymi oczami, w których odbijają się gwiazdy – Pocałuj mnie – dzielimy się oddechem.
Jego usta są gorące i spragnione. Przywierają do moich i rozpalają zmysły. Czuję język sunący po moim podniebieniu. Miałabym ochotę wessać go w siebie. Jęczę. Jestem na granicy utraty zmysłów, kiedy Oskar nagle przerywa. Co się dzieje? Nie wypuszcza mnie z objęć.
- Lecimy dalej? - pyta.
- Dalej? - powtarzam nieprzytomnie.
Otacza nas mgła, a potem nagle wyłania się z niej fontanna. Nie działa, ale i tak jest wspaniała. Podświetlono ją ze wszystkich stron.
- Co to...?
- Luwr! – Oskar odwraca mnie i widzę pałac. Szczęka mi opada. Gdzieś daleko z boku widzę jakiś ruch. To strażnik – Spokojnie. Nie widzi nas – Oskar pociąga mnie do jednej z altan – Wyobraź sobie te pary kochanków, ukrywające się tu przed wścibskimi spojrzeniami... - szepcze mi do ucha i szczypie ustami moją szyję – Przy odrobinie szczęścia, mogli się tu nawet kochać – mruczy – Chcesz to zobaczyć z góry?
- A możemy? - jestem oszołomiona.
- Jasne!
Szybujemy pionowo w górę. Oskar cały czas trzyma mnie za rękę. Ogrody wyglądają stąd jak misterna układanka. Gdzieś z boku widzę łunę światła.
- Paryż – Oskar wskazuje dokładnie ten kierunek – Chcesz tam lecieć?
Kiwam ochoczo głową. Co za noc? Najpierw rozpoznaję Wieżę Eiffela, a potem Sacre Coeur, i Montmartre, i Notre Damme. Oskar objaśnia mi, co mijamy. Jest zimno, ale wszędzie i tak pełno ludzi. Czy to miasto nigdy nie śpi? Całujemy się na szczycie Wieży Eiffela. Jestem taka szczęśliwa!
- Powinniśmy wracać – Oskar szepcze mi do ucha – Mam jeszcze kilka spotkań, ale jak już wzejdzie słońce, to weźmiemy razem prysznic. Dobrze?
- Poczekam – śmieję się do niego.
- Słowo, że nie będziesz żałować – łapie zębami moją dolną wargę i przygryza lekko. Czuję to gdzieś nieprzyzwoicie nisko.
- Słuchaj! - nagle wpada mi do głowy szalona myśl – Zajrzyjmy do Meteorów. Tylko jeden klasztor. Proszę – składam ręce jak do modlitwy.
- Nie! - marszczy brwi – Ustaliliśmy, że dopiero w przyszłym tygodniu...
- No właśnie! - gorączkuję się – Wszyscy myślą, że tak będzie, a my po kryjomu tam pomyszkujemy!
- Majka, to głupota, wystawiać się na takie niebezpieczeństwo!
- Będziesz ze mną, więc nic mi nie grozi. Tylko pół godzinki. Proszę!
- Jesteś niemożliwa – kręci głową z dezaprobatą i wzdycha – Uprzedzę Johana...
- Nie! Nie mów nikomu - powstrzymuję go - Kto wiedział, że byłam z tobą w zamku w noc przed atakiem Swena?
- Johan, moja matka... dziadek – Oskar przygląda mi się z rosnącym niepokojem – Dlaczego o to pytasz?
- Bo Swen o tym wiedział. Powiedział mi to!
- Oni są poza podejrzeniami. Ale... jak się dowiemy, gdzie to poszło dalej, to mamy źródło informacji... - oczy Oskara ciemnieją.
- Tak, ale póki nie wiemy, kto to, lepiej się nie zdradzać z zamiarami – wpadam mu w słowo.
- To logiczne – zgadza się ze mną.
- Więc...? - szczerzę do niego zęby.
Przecież widzę, że nie jest zachwycony, ale nie mogę się oprzeć. Chcę jakiegoś sukcesu! Chociaż malutkiego.
- No dobrze – Oskar bierze mnie za rękę – Prowadź.
- Kocham cię! - całuję go w policzek i skupiam się na monastyrze św. Mikołaja Anapawsa.
Przed nami rozpościera się równina Tesalska, usiana rzadko światełkami, które choć nie rozpraszają mroku, ale sprawiają, że nie czujemy się zawieszeni w próżni. Niebo nad tą częścią Grecji nie jest takie czyste, jak nad Mont Blanc. Nie widzę krajobrazu, ale wyobrażam sobie, że jest surowy, nieprzyjazny. Kastraki, niewielka wioska, w której mieszkała Rosanna powinna być gdzieś niedaleko. Pewnie to jedno z zagęszczeń świateł. Powiewy zimnego wiatru szarpią nasze ubrania. Kulę się, choć nie jest tu zimniej niż w górach. Nagle uświadamiam sobie, że właściwie tu też jestem w górach.
- Do środka? - Oskar pociąga mnie za sobą do bramy i na dziedziniec.
Monastyr w pierwszej chwili sprawia wrażenie opuszczonego, ale przecież wiem, że tak nie jest. Sprawdziłyśmy to z Manuelą. Przedostanie się do wnętrza nie nastręcza nam trudności.
- Szukamy ściany z czarnego kamienia z cyrkoniami – szepczę – Takiego, jak ten, z którego zrobiono klucz.
Odprężam się, nie wyczuwając w pobliżu nikogo poza Oskarem. Miałam rację, żeby się tu zakraść dzisiaj. Oskar też oddycha z ulgą. Ależ on się przejmuje!
- Ty prawą stronę, a ja lewą – proponuje – Spotkamy się przed głównym ołtarzem.
Choć panują ciemności, ja i tak nieźle widzę. Zalety śnienia, cieszę się w myślach, sunąc rękami po ścianach. Wnętrze świątyni nie jest duże, więc po kilku chwilach natykam się na Oskara.
- Nic – kręci głową.
- Jest jeszcze piętro – zachęcam go.
Tak naprawdę, to jest jeszcze masa innych pomieszczeń, chociażby klasztor i kaplice. Przemieszczamy się na piętro, do katolikonu i znów to samo. Ja prawą, a on lewą...
- O kurde! - staję jak wryta – Co jest?
Mniej więcej w połowie pomieszczenia natykam się na coś, co nie pozwala mi iść dalej.
- Azyl! - Oskar natychmiast przyskakuje do mnie – Schowaj się za mnie!
Dopiero po dłuższej chwili orientujemy się, że nic się nie dzieje. Nikogo nie ma. Oskar głośno wypuszcza powietrze z płuc.
- Spadamy stąd – cofa się, zmuszając mnie do zrobienia kroku w tył.
- Zaczekaj! To może być właśnie to! - usuwam się, żeby nie mógł mnie złapać i ściągnąć z powrotem do zamku – Myślisz, że to pułapka?
- Tak. Nie... Nie wiem... - odwraca się do mnie plecami i podchodzi do azylu – To zbyt proste!
- Dlaczego? Może tym razem mieliśmy szczęście?
- Ten azyl... - Oskar rozkłada szeroko ręce.
Co on robi? Czuję energię, która od niego płynie. O kurde, on próbuje przełamać barierę azylu. Próbuje tam wejść! Podchodzę do niego i robię to samo. Z całych sił staram się wniknąć do środka.
- Nie tak – szepcze do mnie – Razem ze mną.
Nagle czuję, jakby przeszył mnie prąd. Zerkam na Oskara zdumiona. O cholera, ależ on ma siłę! No, Swen, nie chciałabym być na twoim miejscu. Choć próbujemy, nic z tego jednak nie wychodzi. Oskar pierwszy się wycofuje.
- To nie ma sensu. Tego azylu nie stworzył jeden Obdarowany – mówi powoli.
- Więc nie mógł tego zrobić Swen – cieszę się.
- Nie, nie mógł – Oskar stara się przynajmniej z daleka zobaczyć, co jest w głębi pomieszczenia – Teraz przynajmniej wiemy, dlaczego Rosanna musiała tu zamieszkać.
- Och, Oskar – chwytam go za ręce – Jestem taka podniecona! Wszystko pasuje! Ten klasztor jest położony najbliżej domu, w którym mieszkała. Mogłabym też w nim zamieszkać, albo gdzieś w pobliżu. Kamil mógłby być moim przewodnikiem...
- Nie tak szybko – Oskar studzi mój zapał – Najpierw przygotujemy przedstawienie dla Swena. Ja też potrafię zrobić zasłonę dymną.
- To znaczy? - nie do końca rozumiem.
- Nikomu ani słowa. Nikomu! - patrzy mi w oczy – Zaraz po ślubie zespół ludzi pojedzie do któregoś z klasztorów. Wynajmiemy hotel, samochody, itd. A my pojedziemy w podróż poślubną, np. na Karaiby.
- A tak naprawdę tu! - teraz wszystko układa mi się w całość.
Wracamy do zamku. Oskar zostawia mnie w łóżku obok siebie, a sam znika gdzieś, gdzie ja nie mogę za nim podążyć. Ale już jestem spokojna.
---
Do świtu pozostało zaledwie kilka minut, kiedy Oskar przeciągnął się i otworzył oczy.
- No, czekałeś do ostatniej chwili – Majka pokręciła głową z dezaprobatą.
- Od ponad godziny jestem w zamku – uśmiechnął się szelmowsko – To jak, gotowa?
- Jeszcze jak! - zsunęła się zgrabnie z łóżka – Daj mi trzy minuty – zatrzymała się przed drzwiami do łazienki, ściskając nogi.
Oskar roześmiał się na ten widok, ale zaczekał cierpliwie. Po kilku minutach Majka stanęła przed nim ze strapioną miną.
- Że też musiało się zacząć dzisiaj! – skrzywiła się, kładąc ostentacyjnie dłonie na podbrzuszu. Przynajmniej wiedziała, skąd ten zły nastrój i rozdrażnienie.
- Co? - Oskar przyglądał jej się przez chwilę w skupieniu, jakby nie rozumiejąc, o czym mówi, aż nagle jego twarz rozjaśnił uśmiech – Myślisz, że to mi przeszkodzi? - ruszył do łazienki, zagarniając Majkę do środka – Przynajmniej będę dotykał ciebie, a nie jakiegoś tworzywa.
- Ale... - jej protesty nie wypadły zbyt przekonująco.
- No chodź, zanim ktoś znów będzie czegoś ode mnie chciał...