Lek

Lek

poniedziałek, 30 listopada 2015

Meteory. Przed świtem 17

Gdzieś we Francji. Październik 2014



- Jak mi dobrze – wyjęczała cicho Majka, z trudem otwierając oczy.
Jej ciało spoczywało leniwie na miękkiej kanapie limuzyny, mknącej szeroką wstęgą autostrady.
- Posil się, bo to jeszcze nie koniec – Oskar ujął palcami kawałek różowego arbuza i wsunął jej go do ust – Uwielbiam cię taką zmęczoną i rozanieloną – dodał aksamitnie niskim, seksownym głosem.
Szybko sięgnął do kieszeni spodni i wyjął z nich paczuszkę prezerwatyw.
- Bananowe – przeczytał i rozciągnął usta w szerokim uśmiechu – Czy twoja brzoskwinka lubi banany?
- Brzoskwinka? - spytała nieprzytomnie, ale nie miała czasu na zastanawianie się nad odpowiedzią.
Oskar ściągnął jej tyłek niżej i uniósł się z pięt. Wciąż klęcząc, nałożył prezerwatywę. Majka zdążyła jeszcze ujrzeć lśniącą pokrytą żyłami maczugę, nim ta powoli zagłębiła się w jej obrzmiałe ciało.
- Ufff! - stęknęła z wysiłkiem, przyjmując jednak niespodziewaną inwazję.
Za nic na świecie nie zrezygnowałaby z uczucia przyjemnego wypełnienia, jakie jej zafundował. W głowie miała zamęt, ale nie potrafiła powiedzieć, czy bardziej przyczynił się do tego niedawny orgazm, czy szampan? Oskar poruszał się powoli, pozwalając jej sie oswoić.
- Jak jest? - spytał pochylając się i muskając ustami jej usta.
- Szampańsko – odparła z błogim uśmiechem.
- Taka jesteś rozbawiona? - zajrzał jej w oczy, pochylając się mocniej do przodu i napierając na nią całym ciałem. Zaparło jej dech, kiedy wszedł cały, aż po nasadę – A teraz?
- Moc-no – stęknęła i przymknęła oczy – Ale dobrze.
- Mówiłem już, że to uwielbiam?
Kiwnęła mu głową, przygryzając dolną wargę.
- I uwielbiam ciebie, i twoje śliczne ciałko, i twój niewyparzony język, i... upór, który nas tu przywiódł – sięgnął do jej ust.
Nigdy nie był rozmowny podczas seksu, ale seks z Majką był inny. Nagle zapragnął powiedzieć jej tyle rzeczy. Jej ciepłe miękkie ciało poddawało się jego pchnięciom, sprawiając rozkosz nie do opisania.
- Nie masz pojęcia, jaka straszna była świadomość, że mógłbym cię więcej nie dotknąć... - jęknął.
Majka chwyciła jego ramiona i wpiła w nie palce, unosząc głowę. Jej oczy zalśniły.
- Nie mam? - spytała cichym, słodkim głosem.
Oskar spojrzał jej w oczy. Były pełne oddania i miłości, i takie piękne.
- Chodź do mnie – pociągnęła go na siebie – Nie wiem, co mi zrobiłeś, ale ledwie zamknęły się za tobą drzwi, a ja już tęskniłam – wyszeptała - Nienawidziłam cię i kochałam, i nie wiedziałam, co mam ze sobą począć... Chciałam żyć dalej i nie wiedziałam jak... Chciałam zapomnieć i nie mogłam...
- Moja najdroższa, moja słodka... Jak do mnie dotarło, że to koniec... Majka, mężczyzna nie powinien mówić takich rzeczy, ale... Jakby ktoś rozdarł mi duszę na pół...
- Ćśśś... - położyła mu na ustach opuszki palców – Jestem tu... przy tobie... jestem twoja i nic tego nie zmieni.
Ruchy Oskara stały się bardziej płynne i posuwiste. Kochali się, szepcząc najintymniejsze wyznania, jakby fizyczny kontakt im nie wystarczał, jakby pragnęli, by ich dusze doświadczały tej samej bliskości.
Majka podciągnęła w górę kolana i rozłożyła je szerzej, oddając się bez reszty. Oskar zgiął się w pałąk, by móc całować słodkie usta, nurzając się równocześnie w wilgotnych ciemnych czeluściach ukochanego ciała. Kontakt z delikatnym wnętrzem wydawał mu się tak nierealnie podniecający, rozkoszny... tak głęboki. Napawał się uległością swojej kochanki, to znów szeptał jej miłosne zaklęcia i słuchał jej szeptów, i znów na nią napierał z całych sił. Nigdy nie kochał się z taką pasją, z takim oddaniem. Nawet wtedy, gdy czuli nawzajem swoje Dary! Krew dudniła mu w uszach, pulsowała w nabrzmiałych żyłach, raz po raz niosła fale adrenaliny, zbliżając go do szczytu. Coś pchało go naprzód, zmuszało do nadludzkiego wysiłku... Nagle do jego uszu dotarł przeciągły jęk. Otworzył oczy i w dyskretnym świetle lampek ujrzał dwie ogromne źrenice wpatrzone gdzieś w przestrzeń, i drgające skrzydełka nosa, i obrzmiałe od pocałunków usta chwytające z trudem powietrze... Rozkosz nadeszła nagle, jak smagnięcie biczem, wystrzeliła gdzieś z krzyża i zgięła go w pół. Jęknął chrapliwie i runął w dół! Miał przed oczami czarną, pulsującą masę... nie! Dwie gigantyczne krople, pulsujące, tętniące w rytm bicia dwóch serc, próbujące się połączyć... Stracił poczucie czasu i miejsca...
Wynurzali się oboje, jak z głębin czarnego oceanu, zmęczeni i zdyszani. Ich pokryte potem ciała kleiły się do siebie, kiedy jak w zwolnionym tempie przekręcili się na bok.
- Czułaś to? - wyszeptał wreszcie.
- Mhm...
- Nie mogę się tobą nasycić - Oskar oparł czoło o nagie ramię Majki, wtulił twarz w delikatną pierś, całował i gładził aksamitną skórę
Jej twarz rozjaśnił promienny uśmiech. Uniosła leniwie rękę i wplotła palce w jego włosy.
- Wynagrodzimy sobie wszystko – powiedziała, przeciągając się z westchnieniem zadowolenia – Mamy masę czasu...
Oskar odwrócił wzrok, by nie psuć im tej radosnej chwili, ale Majka była czujna.
- O co chodzi? – pociągnęła go za włosy, zmuszając do spojrzenia prosto w oczy.
- Nic. Nic ważnego... - jego oczy zdawały się pochłaniać jej widok – Nie teraz, proszę – objął dłonią pierś i schylił się, próbując dosięgnąć ustami sterczącej brodawki.
- Mów natychmiast! - zacisnęła palce, aż syknął z bólu.
- Musimy być ostrożni... - zaczął niechętnie – Na zamku jesteśmy bezpieczni, ale i tak lepiej uważać.
- Chodzi o seks? - upewniła się.
- Jeśli nas nakryją, to powinienem się oświadczyć, żeby wyjść z tego z honorem...
- To się oświadczysz, a ja się będę zastanawiać...
- Świetnie! Raulowi w to graj! Kandydat na Mistrza robi takie rzeczy, a wybranka ma wątpliwości – roześmiał się – Młodzi byliby zachwyceni, ale starsi pewnie mniej.
- Masz rację – przyznała po chwili zastanowienia – Nie pomyślałam o tym. To trochę tak, jakby przyłapali mnie rodzice. Mam na myśli moich przybranych rodziców. Nie zrobiłbyś na nich dobrego wrażenia.
Oskar powoli przysunął się do niej i sięgnął do ust. Przez chwilę rozkoszował się nimi, krążąc leniwie językiem w ich wnętrzu. Majka dołączyła do niego, również wysuwając język. Jednak po chwili cofnęła głowę.
- Ale przecież wcześniej miałeś zamiar ogłosić, że jestem twoja, że się kochaliśmy po przysiędze. To by ich nie zniechęciło? - spytała.
- Tylko Mistrz i moja rodzina wiedzieliby, jakim sposobem... Ewentualnie Rada, ale mógłbym zażądać milczenia. Nie miałem zamiaru ogłaszać wszystkiego publicznie – przyznał.
- Aha... - zamyśliła się - Ale nie łamiemy zadnych zasad?
- Nie.
- No, to musimy uważać. Nie ma innej rady! - wzruszyła ramionami – A teraz? Nikt nas nie może zobaczyć? Jest po zmierzchu.
- To azyl.
- No, jasne! - klepnęła się dłonią w czoło – A kierowca?
- Jean.
Majka pokiwała głową ze zrozumieniem.
- Na zamku oficjalnie będziesz gościem mojej matki, a ona jest ostatnią osobą, która chciałaby mnie skompromitować. Problemem będzie twoja wizyta u Gonzagów – stwierdził z wyraźną niechęcią w głosie.
- Oskar, będę tam kilka dni. Wytrzymasz – roześmiała się.
- Ja tak, ale ty? - przesunął kciukiem po jej dolnej wardze, wpatrując się w nią jak w smakowity kąsek.
- No, nie wiem... - odchyliła głowę, przymykając filuternie oczy – Przy takim blond herosie w pobliżu...? - zawiesiła głos.
- Nie drażnij mnie! - Z piersi Oskara dobył się niski pomruk, a oczy zalśniły złowrogo.
- Głuptasie! - prychnęła.
- Głuptasie? - powtórzył z niedowierzaniem – Powiedziałaś „głuptasie”?
- A powinnam „głupku”! - ofuknęła go – Nie dla niego przystałam do Zgromadzenia i nie z nim odbywam teraz najbardziej podniecającą podroż w życiu! Kocham cię i jesteś głupkiem, jeśli tego nie widzisz!
Jej słowa podziałały na niego lepiej niż szampan. Nie mogła sprawić mu większej przyjemności! No, może mogła, ale i tak był zachwycony.
- Nie możesz jechać sama! - powiedział udobruchany.
- Zabiorę Akosa.
- Powinnaś mieć przy sobie także kobietę... dziewczynę. Tak jest przyjęte.
- Zabiorę Manuelę. Jeśli się zgodzi, oczywiście? - zaznaczyła - I tak chciałam jej zaproponować pracę dla mnie – zastanawiała się głośno.
- Dobrze. Ufasz jej?
- Jej rodzice mi pomogli.
- W takim razie, w porządku – Oskar uniósł się na łokciu i sięgnął w dół.
- Ałła! - skrzywiła się, Majka – Nie lubię tego momentu.
- Ja też nie – zgodził się z nią Oskar – Szampana?
- I owoców – uśmiechnęła się, próbując niezdarnie doprowadzić do porządku swoją garderobę – Oddaj mi spodnie. I majtki!
- Najchętniej bym je zatrzymał – schylił się i podniósł z podłogi skrawek koronki – Co to za odkrycia, o których mi chciałaś powiedzieć? - Oskar ustawił siedzenie w pozycji prawie pionowej.
- Ach, nie uwierzysz! - wykrzyknęła – Znalazłam szkic kamienia w notatkach Rosanny! Ona go musiała widzieć! Zresztą, Raul powiedział, że pracowała z matką Judith, więc to chyba oczywiste! Może go zapytam...? - spojrzała na Oskara, żeby się upewnić, czy to dobry pomysł.
- No, nie wiem... - zawahał się.
- Jeszcze to przemyślę – stwierdziła szybko – Mam też trochę jej notatek do wstępu, który napisała do Kodeksu... – urwała nagle. Nie powiedziała przecież Oskarowi, że widziała u niego zakazane wydanie – Niektóre fragmenty brzmią znajomo.
- Mam egzemplarz tego wydania – przyznał – Jeden z niewielu, jakie są w obiegu.
- Twoje przemówienie...
- Mhm – podał jej kieliszek – Rosanna miała niesamowity umysł. Zawsze to wiedziałem, ale odkąd poznałem ciebie, zaczynam ją lepiej rozumieć.
- Więc nie tylko ja zyskałam – roześmiała się i pociagnęła łyk lekko już odgazowanego płynu – W tych notatkach brakuje kilku kartek. Podejrzewan też, że było tego o wiele więcej.
- Na pewno. Zgodnie z naszym prawem, kiedy Obdarowany umiera bezpotomnie, zapisuje wszystko Zgromadzeniu. Rosanna tego nie zrobiła, bo miała Helenę, ale z tego, co wiem, oddała wcześniej znaczną część swoich osobistych rzeczy. Powinny być w zamku. Biblioteka jest naprawdę duża.
- Wspaniale! - klasnęła w dłonie - Zanim pojadę w odwiedziny do Gonzagów, muszę się z nią zapoznać – uśmiechnęła się chytrze – Może mi nie starczyć czasu do ogłoszenia wyników...

piątek, 27 listopada 2015

Meteory. Przed świtem 16

Zamek Ainay-le-Vieil. Październik 2014
Słońce dawno już wzeszło i oświetliło ciepłym złotym blaskiem dachy zamku. Nad otaczającymi je łagodnymi wzgórzami unosiły się cieniutkie pasma przezroczystej mgły. Roje drobnych ptaszków uwijały się z głośnym świergotem wśród gałęzi parkowych drzew i krzewów. Raz po raz podrywały się w górę, przepłaszane przez uprzątających liście i zwiędłe kwiaty ogrodników. Po chwili opadały jednak w dół wabione bogatymi kiśćmi owoców kolczastego berberysu, czarnego bzu i wiekowych cisów. Specjalnie dla tych małych złodziejaszków sadzono słoneczniki, wysokie trawy i proso, i pozostawiano je dopóki nie zostały oczyszczone z nasion. Zimą ich miejsce zajmowały karmniki i kule z tłuszczu i ziarna, porozwieszane na gałęziach drzew. Mistrz dbał, aby skrzydlaci goście zawsze mieli dostatnio zaopatrzoną spiżarnię. Zresztą park pełen był także innych zwierząt. Mieszkały w nim jeże, wiewiórki, kuny i dzikie króliki. Ten sielski krajobraz, w połączeniu z sennymi powolnymi ruchami pracujących wśród grządek ludzi, nastrajał do odpoczynku i kontemplacji.
Oskar, na wpół leżąc na ciężkim skórzanym szezlongu wystawionym na balkon, z nogami założonymi na kamienną balustradę, obserwował to wszystko w milczeniu. Jemu jednak daleko było do spokoju. Miniona noc obfitowała w wydarzenia nieoczekiwane i ekscytujące. Szala zwycięstwa przechyliła się co prawda na jego stronę, ale Raul nadal był groźnym rywalem. To zaproszenie dla Majki... Na samo jej wspomnienie serce zabiło mu mocniej. Znów go zaskoczyła, wnosząc do jego ustabilizowanego życia radosny zamęt. Przymknął oczy i przechylił głowę, szukając miejsca na kołnierzyku koszuli, gdzie pozostawiła delikatną nutkę swoich perfum.
- Marzysz? - z zamyślenia wyrwał go wesoły, trochę kpiący ton głosu Anastazji – Masz na twarzy uśmiech kota opitego śmietaną – zachichotała.
- Ładnie to, tak się skradać? - Oskar starał się wesołością pokryć zmieszanie – Już się nacieszyłaś mężem i przyszłaś dręczyć mnie?
- Och, daj spokój, on uwielbia jak z nim wojuję! Wiesz, że sile zaimponujesz tylko siłą – mrugnęła do bratanka – Ale ty mnie zaskakujesz! Wola i Wiedza. Ładne zestawienie, że tak powiem.
- Nie podziękowałem ci za pomoc – usiadł, robiąc dla niej miejsce obok siebie – Majka jest świetna, ale bardzo impulsywna. Mogła nieźle narozrabiać.
- Majka? - zdziwiła się - Aha, Maryann... Jest bystra. Szybko się nauczy, jak sobie radzić wśród Obdarowanych. Dar jej pomoże – pogładziła szorstki policzek Oskara – Margaret mówiła, że się nią zajmie, jak tylko przyjedzie. Zaręczycie się?
- Dopiero za miesiąc. Ogłoszenie wyników zbiega się z jej urodzinami. Wcześniej nie może. Obiecała to Helenie w zamian za zgodę – westchnął ciężko.
- No, to trochę ci współczuję – na jej usta zawitał kpiący uśmieszek – Będziecie musieli się pilnować. Ten Raul wie, co robi. Wytrącił cię z równowagi?
- Jeszcze nie – odparł, siląc się na spokój – Na razie tylko Juan.
- Zauważyłam – zmarszczyła zgrabny nosek, jakby poczuła nieprzyjemny zapach – Wytłumacz jej lepiej, że Juan odziedziczył część Daru Oczarowania po matce. Wiesz, że jego zaręczyny są aranżowane, a mężczyznom wybacza się więcej, zwłaszcza młodym...
Oczy Oskara przybrały ciemniejszą barwę, a szczęki zacisnęły się odruchowo. Wbił w Anastazję ponure spojrzenie, ale po chwili odetchnął głębiej. Jej mógł zaufać.
- Należymy do siebie – szepnął tak cicho, że ledwie go dosłyszała – Skręcę kark każdemu, kto spróbuje ją skrzywdzić.
- Nie mówię tylko o tym – potrząsnęła głową, rozglądając się dyskretnie na boki – Co prawda, on może spróbować zawrócić jej w głowie, a nie jesteście zaręczeni...
- Niech spróbuje – warknął.
- No dobrze. Skoro jesteś jej pewien... Nie było tematu – położyła mu na piersi dłoń, próbując uspokoić - Pamiętaj tylko, że jak was nakryją, to będziesz się musiał oświadczyć, a ona powiedzieć „nie”. Jako przyszły Mistrz nie będziesz miał innego wyjścia.
- Wiesz co? Ty masz rację, ale zaczynam też rozumieć, dlaczego Majka tak się wścieka na Kodeks i dlaczego nie rzuciła – burknął.
- Ale wróciła, tak? Więc postaraj się jej nie zawieść – szturchnęła go przyjacielsko łokciem – Nie martw się! Poradzicie sobie, bo się kochacie. Cuda się zdarzają. Jak nie wierzysz, to popatrz na nas. Przecież nikt mnie nie pytał, czy cokolwiek czuję do Timothy'ego. Ja za Margaret i koniec! - rozłożyła ręce.
Kącik ust drgnął mu lekko w uśmiechu, na wspomnienie miny Majki, kiedy usłyszała ich rozmowę. Anastazja miała rację, cuda się zdarzały, a ich uczucie było jednym z nich!
- Pięknie tu – westchnęła nagle – W Kornwalii też jest ładnie, ale brakuje mi tego miejsca... i Nicolasa – dodała szeptem.
Oskar podniósł na nią zbolały wzrok, ale nie wypowiedział ani słowa. To był jeszcze jeden powód, dla którego chciał zostać Mistrzem.
---
Poznań. Październik 2014
Pierwszy października bardziej przypominał pierwszy listopada i Majka zaczynała się w duchu cieszyć, że czeka ją nie tylko pobyt we Francji, ale też tydzień w słonecznej Hiszpanii. Oczywiście nie przyznała się Helenie, że będzie gościła w domu Gonzagów, przeczuwając awanturę z tego powodu. Spojrzała w kierunku, gdzie Helena spacerowała w tę i z powrotem, prowadząc ożywioną rozmowę przez telefon. Zadzwonił dokładnie w chwili, kiedy wysiadali z zaparkowanego przed budynkiem niewielkiego poznańskiego lotniska samochodu. Akos zajął się załatwieniem formalności, natomiast Greg nie odstępował Majki na krok.
- Z kim tak deliberowałaś? - zaciekawiła się, kiedy Helena, skończywszy rozmawiać, szybkim krokiem zrównała się z nimi i razem ruszyli do wejścia.
- Nie uwierzysz, ale z samym Maksymilianem Lowrensem – odparła z konsternacją w głosie.
- Z Mistrzem? - Majka nawet nie starała się ukryć zdumienia.
- Owszem, we własnej osobie - Helena pokiwała głową – Wycofał się ze wszelkich oskarżeń pod naszym adresem. Wolno nam śnić – uniosła brwi – Niby się tego spodziewałam – przyznała - Ale on nawet zaproponował rozwiązanie kwestii wątpliwości Rady...
- Wątpliwości Rady? - Majka zatrzymała się gwałtownie – Jakich wątpliwości?
- Nie mówiłam ci, ale zakaz śnienia to był tylko wstęp... - przyznała niechętnie Helena – Nowy Mistrz i Rada mieli rozstrzygnąć, co z nami.
- Babciu! - Majka o mało nie usiadła z wrażenia – Jak mogłaś to przede mną zataić? Porozmawiałabym z nim.
- Już nie musisz. Przekaże Radzie, że nie podlegamy karze, bo działałyśmy tak, jakby na jego zlecenie... a w każdym razie, za jego wiedzą – wbiła wzrok w posadzkę.
- A jak ktoś zapyta?
- Mistrza? - ton głosu Heleny uświadomił Majce, że jej pytanie było co najmniej nie na miejscu.
- Rozumiem... - powiedziała powoli.
- Mam coś dla ciebie – Helena sięgnęła do eleganckiej torebki, którą cały czas przyciskała do boku – To wszystko, co zostawiła po sobie moja matka, a w każdym razie to, co zostało... Mam nadzieję, że ty coś z tego zrozumiesz.
- Czytałaś to? Myślałam...
- Mniejsza o to! – przerwała jej szybko Helena – Teraz to należy do ciebie – Wcisnęła jej do ręki teczkę z przepięknie wyprawionej skóry z misternym mosiężnym zapięciem.
- Dziękuję – Majkę dławiło wzruszenie - Zajrzę do was najszybciej, jak się da.
- Pamiętaj, że cię kocham, że wszyscy cię kochamy – Helena objęła wnuczkę i przytuliła mocno do serca – I zawsze ci pomożemy. Pamiętaj!
Majka ucałowała ją w oba policzki i połykając łzy ruszyła za Akosem. Greg, dyskretnie rozglądając się na boki, podążył za nimi. W samolocie Majka drżącymi z emocji rękoma otworzyła skórzaną teczkę i zajrzała do środka. Było tam kilka luźnych kartek zapisanych dziwnym, przypominającym grekę pismem i cienki, pełen chaotycznych notatek kajet. Kartki były stare i sfatygowane, o czym świadczyły ich postrzępione brzegi i żółtawe zabarwienie. Oglądając notatnik, natychmiast zorientowała się, że brakuje kilku stron, które zostały w pośpiechu wydarte ze środka. Pozostał po nich tylko wąski margines papieru z pojedynczymi literami. Zaczęła systematycznie odczytywać poszczególne wersy. Były to notatki do wstępu. Wstępu do Kodeksu, który znalazła w kajucie Oskara! Obszerny fragment poświęcony był wolnej woli i temu, że nieprzypadkowo właśnie ta zasada została umieszczona w Kodeksie jako pierwsza. Dalej znalazły się luźne, pojedyncze przemyślenia, których czytanie postanowiła odłożyć na później. Tak dotarła do miejsca, gdzie brakowało trzech kartek i wreszcie napotkała coś, co jeszcze bardziej ją zainteresowało. Rosanna była pod ogromnym wrażeniem praw rządzących naturą i doborem naturalnym. Odwoływała się do poszczególnych akapitów, a nawet pojedynczych wersów Księgi, wymieniając stronę i numer linijki. Problem polegał na tym, że kiedy Majka porównała tekst ze swoją wersją Kodeksu, nie miało to najmniejszego sensu. Doszła do wniosku, że musiało chodzić o inne wydanie. Inne również od tego, które miał Oskar! Zerknęła na ostatnią stronę.
Natura jest dobra, hojna i wyrozumiała, więc przyjmijmy od niej wszystko, co nam daje. Nie zabrania Obdarowanym myśleć i czuć. Wobec niej nie różnimy się od innych ludzi. Dar powinien nas wzbogacać, a nie ograniczać”
Majka zaniemówiła. Przecież Oskar musiał to czytać! Prawdopodobnie wykorzystał w swoim przemówieniu fragmenty komentarza Rosanny, a w każdym razie jej przemyślenia. Sięgnęła po luźne kartki, ale niestety nie była w stanie niczego zrozumieć. Złożyła je ostrożnie i już miała schować do teczki, kiedy jej uwagę zwróciła jeszcze jedna mała pożółkła karteczka. Wyjęła ją ostrożnie.
- Och! - odruchowo zakryła dłonią usta.
Na skrawku papieru naszkicowano owalny kształt z biegnącą przez całą długość rysą. Kamień! Jej kamień! Sięgnęła do torebki i wyciągnęła zawiniątko zrobione z jedwabnej chusteczki. Ostrożnie je rozwinęła i wyjąwszy ze środka kamień, ułożyła go obok szkicu. Nie było wątpliwości, Rosanna musiała go widzieć!
Lądowanie przebiegło sprawnie, a może po prostu Majka była tak zajęta czytaniem dokumentów podarowanych jej przez Helenę, że zanim się zorientowała, krążyli już po asfalcie paryskiego lotniska. Przed wyjściem z samolotu, otuliła szyję miękkim szalem, bo choć temperatura sięgała za dnia nawet dwudziestu stopni, wieczory były chłodne i wietrzne.
- Oskar! - krzyknęła na widok znajomej postaci opartej o balustradę przy wyjściu z terminala.
Podbiegła kilka kroków i nagle znalazła się w silnych ramionach, które zamknęły ją w bezpiecznej i przytulnej przestrzeni pełnej cudownego zapachu i ciepła.
- Tak się stęskniłem, że nie chciałem czekać ani minuty dłużej – szepnął jej do ucha, zanim wypuścił ją z objęć.
Przywitał towarzyszących jej Akosa i Grega serdecznym uściskiem dłoni i już razem wyszli na zewnątrz.
- Och, Oskar, tyle mam ci do powiedzenia... - umilkła nagle - Tym pojedziemy? - otworzyła szeroko oczy.
Ledwie podeszli do krawężnika, gdy tuż przed nimi zatrzymała się długa elegancka limuzyna z przyciemnionymi szybami.
- Chłopaki z przodu, a my z tyłu – Oskar otworzył przed nią drzwi, nie czekając, aż kierowca to zrobi – Będziemy mieli dla siebie prawie dwie godziny.
- Chcesz powiedzieć, że...? - urwała, zapadając się w miękkie skórzane siedzenie, przypominające elegancką kanapę.
- Dokładnie to chcę powiedzieć – roześmiał się do niej Oskar, opadając na siedzenie tuż obok.
Fakt, że pozostali znaleźli się w samochodzie, mogli stwierdzić tylko na podstawie dźwięku silnika i łagodnych drgań, świadczących o ruchu. Między przednimi siedzeniami, a „kanapowym” tyłem tkwiła czarna dźwiękoszczelna szyba.
- Jesteś niesamowity! - pogładziła opuszkami palców wyłożone lśniącym drewnem drzwi i miękką skórę siedzenia. Wnętrze samochodu przywodziło na myśl stare filmy z Jamesem Bondem.
- Dla pani wszystko – powiedział aksamitnie ciepłym głosem – Szampana?
- Jasne, że tak! - nie potrafiła opanować emocji, zapominając na chwilę o swoich odkryciach.
Oskar nacisnął jeden z guzików na niewielkim panelu zamontowanym w słupku między drzwiami i nagle część kanapy naprzeciw nich uniosła się i otworzyła, ukazując im zmyślny stoliczek z kieliszkami w uchwytach, butelką Cristala w oszronionym kubełku, półmiskiem maleńkich kolorowych kanapeczek i kryształową miską pełną pokrojonych owoców. Majka aż klasnęła w dłonie.
- Widzę, że jesteś głodna – roześmiał się na widok jej zachwytu.
- Nakarm mnie – rozsiadła się wygodnie, przymknęła oczy i rozchyliła zmysłowo usta.
Oskar poczuł przyjemny skurcz gdzieś pod jądrami i ciepło fali krwi spływającej w te okolice. Poprawił się ostrożnie na siedzeniu i sięgnął po szampana. Po chwili syczący płyn wypełnił długie kieliszki.
- Najpierw pijemy – przyłożył brzeg kieliszka do jej ust i delikatnie go uniósł.
Wypiła dwa łyki, nim cienka stróżka popłynęła z kącika jej ust w dół, aż na szyję. Oskar szybko odsunął kieliszek i pochyliwszy się, zlizał płyn koniuszkiem języka.
- Mmmm, nadal smakujesz wspaniale – zamruczał – Teraz jemy – sięgnął po jedną z kanapeczek i przyłożył szorstki brzeg bułki do wilgotnych warg Majki.
Rozchyliła je szerzej i uniosła głowę, by pochwycić kęs. Odsunął kanapkę.
- Ej! Miałam dostać jedzenie – oburzyła się, próbując dosięgnąć umykającego smakołyka.
- Mógłbym godzinami gapić się na twoje usta – wyszeptał chrapliwie, z trudem pohamowując się od pocałunku – Otwórz szerzej – polecił i wepchnął jej do ust całą kanapeczkę.
Patrzył z zachwytem jak przeżuwa powoli, oblizując się koniuszkiem języka. Nigdy dotąd nie przyszło mu do głowy, że widok jedzącej kobiety może być tak podniecający. Bez słowa przyłożył jej do ust kieliszek i pozwolił pociągnąć kilka łyków szampana. Znów sięgnął po kanapkę i znów się droczył, żeby móc obserwować mięsiste wargi chwytające powietrze. Z każdą chwilą jego wyraźny już wzwód twardniał i napierał na materiał spodni, domagając się zaspokojenia. Majka, choć miała przymknięte powieki, zadawała się w pełni świadoma sytuacji, bo na jej twarzy pojawił się lubieżny uśmiech.
- Dobrze się pani bawi? - spytał, wpychając jej do ust trzecią kanapkę.
- Mhm – wymruczała, przechylając głowę i odginając się w tył tak, by mógł podziwiać jej pełne piersi z wyraźnie zarysowującymi się sutkami – Deser poproszę.
- Z przyjemnością – odłożył na miejsce prawie pusty kieliszek i usiadł tyłem do kierunku jazdy, mając teraz Majkę przed sobą.
- Miałam na myśli owoce – marudziła, kiedy sięgnął do zamka jej spodni, ale nie powstrzymywała go.
- W międzyczasie – warknął, pociągając niecierpliwie za nogawki.
Majka powoli odpinała guziczki miękkiego sweterka. Oskar śledził ruchy jej palców, odpinając jednocześnie swoje spodnie, po czym nacisnął coś i oparcie jej siedzenia powoli odchyliło się do tyłu.
- Jestem tak napalony, że nie ręczę za siebie – wydyszał, rozsuwając jej uda i opadając na kolana.
Zachichotała radośnie i rozłożyła szeroko ręce w geście oddania.
- O nie, najpierw ty! - wsunął dłoń pod koronkę jej majtek i odszukał wrażliwy punkt – Nie dopuszczę do tego, żebyś na mnie czekała.
Majka jęknęła przeciągle i wygięła się mocniej. Już wiedział, że obrał właściwą drogę. Wolną ręką sięgnął do miski z owocami i wybrał kawałek soczystego ananasa. Ujął go w zęby i pochylił się, dotykając nim drżących z emocji ust dziewczyny. Przyjęła najpierw owoc, a po chwili język, zbierający resztki soku z jej podniebienia. Oddychała coraz szybciej i płycej, czując coraz bardziej natarczywe ruchy Oskara. Raz po raz zalewały ją fale gorąca, sprawiając, że traciła kontrolę nad swoim ciałem. Nagle Oskar cofnął się i przysiadł na piętach. Spojrzała na niego przymglonym rozkoszą wzrokiem. On powoli zsunął jej bieliznę i wpatrując się w obrzmiałe, zaróżowione wargi sromowe, pochylił głowę. Koniuszkiem języka dotknął miejsca, które skojarzyło mu się z tej chwili z małą wisienką. Majka stęknęła głucho i wypchnęła biodra na jego spotkanie. Nie przerywając pieszczoty, rozchylił wilgotne płatki i wsunął pomiędzy nie dwa palce. Ciałem Majki wstrząsnął dreszcz. Zaczął nimi poruszać rytmicznie. Chciał ujrzeć jej ekstazę, chciał nasycić się jej wilgocią i poczuć, jak zaciska się wokół jego palców. Smagnął językiem twardą łechtaczkę, a potem objął ją ustami i zassał.
- Oooo! Oskar...
Majka szczytowała gwałtownie, spinając mięśnie i zaciskając dłonie na brzegu siedzenia. Jej szeroko rozłożone uda drżały konwulsyjnie, a wnętrze pulsowało, ściskając ociekające wilgocią palce. Oskar uniósł głowę i chciwie łowił jej nierówny chrapliwy oddech, wpatrując się w twarz, wyrażającą bezgraniczne szczęście i błogość. Dla czegoś takiego warto żyć, pomyślał. Siedząc w bibliotece dziadka, odtworzył sobie w myślach każdą chwilę, którą spędzili razem, każdy szczegół jej twarzy, każdy gest i słowo... Mógłby teraz zamknąć oczy, a i tak miałby pod powiekami jej obraz. 
 

środa, 25 listopada 2015

Meteory. Przed świtem 15

- Niezły teatr, co? - w cichym głosie pobrzmiewa odrobina kpiny. Obok mnie siada ciemnowłosa kobieta o błękitnych oczach. Niesamowite zestawienie! Jest starsza ode mnie, ale nie ma więcej niż trzydzieści kilka lat. Ma w twarzy coś znajomego – Jestem Anastazja, żona tego gbura, który cię przepytywał na Radzie – mruga do mnie i wskazuje głową sir Timothy'ego.
- Wiesz kim jestem – uśmiecham się do niej.
- No pewnie – obnaża olśniewająco białe zęby, a potem zerka z uwagą na moje buty.
- Coś z nimi nie tak? - pochylam głowę.
- Szukam ostróg. Spięłaś Oskara do galopu, że aż przyjemnie było dziś na niego patrzeć – wydyma usta – Na faceta nic tak nie działa, jak kopniak i dobra zachęta – szepcze mi do ucha.
- Och! - jestem trochę zszokowana jej słowami - Nagle mnie oświeca! - Chyba wiem... ty jesteś siostrą sir Nicolasa, tak?
- Owszem, a ten osiłek Timothy to brat Margaret - wbija w plecy męża wzrok - Trudno uwierzyć, co?
Dziwne, ale nie ma w tym złości, ani pogardy. W ogóle te epitety pod jego adresem, w jej ustach brzmią jakoś... dobrze, z pasją, ale pozytywną.
- Trudno się dziwić – mruczy do siebie Anastazja, oglądając mnie od stóp do głów.
- Och!
- Długo się opierał, więc jak usłyszałam, że kogoś wreszcie przyprowadził, to byłam ciekawa.
Mam ochotę ją spytać, ile wie, a potem poprosić, żeby zatrzymała te rewelacje dla siebie, ale pojawia się Mistrz i wszyscy milkną.
- Witajcie moi drodzy – rozkłada szeroko ramiona – Zebraliśmy się, aby usłyszeć, co mają nam do powiedzenia dwaj kandydaci na Mistrza, a potem wysłuchać siebie nawzajem. Wiecie, że tradycja nakazuje, by Mistrz przekazał władzę nad Zgromadzeniem Obdarowanych temu, kogo wybierzecie. Potem nowy Mistrz będzie sprawował władzę absolutną nad wami i waszymi dziećmi przez wiele lat, więc wybierzcie dobrze. Jako pierwszy przemówi Raul Gonzaga.
Żadnych oklasków, okrzyków, nic. Wszyscy siedzą i słuchają. Zerkam na Oskara. Siedzi spokojnie, a obok niego lady Margaret. Ciekawe, czy gdyby Oskar powiedział o przysiędze, to ja siedziałbym na jej miejscu? Chciałabym tam siedzieć? Czy on w takiej chwili wolałby przy sobie nieobliczalną mnie, czy opanowaną matkę? Nie wiem... Raul wstaje.
- Witajcie – skłania lekko głowę – Jesteśmy Obdarowanymi, mamy swoje zasady i swoje prawa. Dzięki nim przetrwaliśmy wieki, odpłacając się Naturze za dobro jakim nas obdarzyła. Oferuję wam pewność, że zachowamy to wszystko. Świat się zmienia, ale my pozostaniemy niezmiennie silni... - Gada i gada, cały czas w podobnym stylu, ale rzeczywiście ktoś, kto boi się zmian, mógłby na niego postawić - Wiem, że niepokoicie się zanikaniem Daru, lecz oto pojawiła się szansa. - zmienia wątek, a ja nadstawiam uszu - Dziś przystała do nas Obdarowana Darem Wiedzy, wnuczka Rosanny Littenstein, Maryann, o której istnieniu nie wiedzieliśmy - Patrzy na mnie, a po chwili czuję na sobie oczy wszystkich - Zamierzam wspomóc z całych sił twoją pracę i oddać ci do dyspozycji moją bibliotekę, abyś łatwiej dotarła do rozwiązania naszego problemu.
Oskar siedzi nieporuszony, ale mam wrażenie, że mógłby w tej chwili zabić wzrokiem. Ten Raul jest bezczelny! Wykorzystuje moją osobę bez pytania o zgodę. Ja ci dam!
- Zachowaj spokój – syczy Anastazja – Kiwnij mu głową w podziękowaniu.
Dziwne, że przed chwilą była taka bezpośrednia, a teraz mnie hamuje. Kiwam głową Raulowi, siląc się na delikatny uśmiech.
- Dziękuję ci Raul – Mistrz jest absolutnie opanowany – Teraz przemówi Oskar Lowrens.
Oskar wstaje. Przebiega wzrokiem po zgromadzonych, zatrzymując się przez ułamek sekundy na mnie. Och, to wystarcza, żebym poczuła przyjemny dreszczyk emocji. Nawet w tym pozbawionym emocji przedstawieniu, potrafi przemycić coś specjalnie dla mnie. Kocham cię, myślę, śledząc każdy jego gest.
- Witajcie. Świat się zmienia i wpływa na Naturę i na nas, ale nasze zasady i prawa mogą być dla niego szansą, tak samo jak dla nas. Warunkiem jest niezamykanie się na świat, lecz czerpanie z niego. Natura nas obdarowała, ale nie odebrała nam umysłu, woli i uczuć. Jest dobra, hojna i wyrozumiała, więc przyjmijmy od niej wszystko, co nam daje, ze światem zewnętrznym włącznie – Słucham, jak pięknie mówi o przenikaniu się życia za dnia z tym, co przeżywamy nocą, o szacunku dla tradycji i praw, i o tym, że na pierwszym miejscu w Kodeksie zapisano zasadę „nie wolno zmuszać” - Oferuję wam poszanowanie Daru, w każdej jego postaci, poszanowanie i was, i zasad – znów przebiega wzrokiem po twarzach zgromadzonych, a na koniec zatrzymuje się na mnie - Wierzę, że w poszukiwaniach rozwiązania tajemnicy zanikania Daru, udzieli mi pomocy każdy Obdarowany, którego o to poproszę.
Delikatnie ale wyraźnie kiwam mu głową. „Poproszę”, a nie „nakażę”! Mam nadzieję, że wszyscy to zauważyli! Oskar siada, a Mistrz udziela głosu nam, Obdarowanym. Najpierw członkowie Rady. Każdy wstaje i mówi, który z kandydatów bardziej go przekonuje. Niektórzy mówią kilka słów, inni, kilka zdań. Nie mogę się doczekać, kiedy utrę nosa temu zarozumialcowi. Jeszcze nie wygrał, a już rządzi! Nie wiem, jak Oskar może utrzymać nerwy na wodzy w takiej chwili?
- Doradzam rozsądek – szepcze mi do ucha Anastazja – Zgromadzenie jest podzielone.
Ona ma rację. Większość starszych mówi o Raulu, młodsi o Oskarze. Czuję na sobie niespokojny wzrok Margaret. Mówiła, że mam słuchać. Teraz rozumiem! Mam przekonać do Oskara starszych, młodych już ma po swojej stronie. Starsi są bardziej przywiązani do tradycji i nie pragną rewolucji. Czym ich kupić? Przecież nie mogę im obiecać, że znajdę lekarstwo na ich problemy! Nie wiem nawet od czego miałabym zacząć?! Nie mówiąc o tym, że nie wiem, czy chcę się tym zajmować? Mężczyzna obok mnie skończył mówić i siada. Wskazał na Oskara. Uff! Wstaję.
- Dziękuję za taką hojną obietnicę – kłaniam się Raulowi – Wychowano mnie poza Zgromadzeniem i długo zastanawiałam się, czy do niego przystąpić, choć Oskar usilnie mnie namawiał – uśmiecham się do niego ciepło – Jak widzicie, udało mu się w końcu, chociaż byłam przerażona ilością i bezwzględnością zasad, których należy przestrzegać. Przekonał mnie jednak tym, że mimo iż mógł siłą wcielić do Zgromadzenia, postanowił uszanować moją wolną wolę. Nie wahał się poświęcić nawet swoich osobistych ambicji i własnego szczęścia. Teraz wiem, że można mu naprawdę zaufać.
Siadam. Czuję, że serce obija mi się o mostek i żebra. Mam nadzieję, że wszyscy zrozumieli, komu naprawdę zawdzięczają to, że tu jestem. Ukradkiem zerkam na Oskara. Wygląda na to, że wreszcie się trochę odprężył. Anastazja wstaje i chwali jego doskonałą znajomość zasad, a potem nagle dodaje, że imponuje jej, kiedy mężczyzna potwierdza czynami piękne słowa. Coś dławi mnie w gardle. Ona chyba wie o nas więcej, niż sądziłam. Teraz kolejni Obdarowani. Liczę ile głosów dostanie Oskar i aż chce mi się skakać z radości! Wiem, że to na razie wstępne deklaracje, ale ma przewagę! Raul siedzi nachmurzony.
- Kiedy skończą, będziemy mogły podejść do Oskara – Anastazja znów bawi się w suflerkę. Podejrzewam, że specjalnie mnie posadzili obok niej, żeby czuwała.
- Bardzo mi pomogłaś – szepczę.
Uśmiecha się do mnie wyrozumiale. Wiele się jeszcze muszę nauczyć, wzdycham w duchu. Na szczęście ostatni Obdarowani kończą mówić. Po cichu zakładam się ze sobą, że jeśli ostatni będzie za Oskarem, to on na pewno wygra. Trafiłam! Cieszę się, jak głupia.
- Chodź – Anastazja bierze mnie pod rękę, kiedy Mistrz życzy nam pomyślności i zaprasza na zjazd wszystkich Obdarowanych za miesiąc. No tak, przecież wtedy ogłosi, kto zostanie nowym Mistrzem! - Poznasz tajną broń Raula. Jego żona, Abigail, ma Dar Oczarowania.
- Czego? Ach tak! To dlatego zrobiła na mnie takie wrażenie? - dopytuję się, ale nie dostaje odpowiedzi.
Podchodzimy do podwyższenia. Oskar podchodzi do nas i podaje nam ręce, jakby chciał pomóc pokonać stopień, ale ja wiem, co ten gest oznacza. Inni Obdarowani obserwują nas dyskretnie. Margaret uśmiecha się do mnie serdecznie. Obok nas staje sir Timothy.
- A ty tu czego? - wita męża Anastazja – Nie zbliżaj się do Maryann. Podobno rzuciłeś się do niej, jakbyś miał wściekliznę? – prycha.
- Spokojnie kobieto – w jego niskim ciepłym głosie brzmi jakaś przyjemna nuta – Taką mam pracę.
- Uważaj, bo jak będziesz taki gorliwy w pracy, zabraknie ci sił gdzie indziej – Anastazja mruży oczy i przygryza dolną wargę, a mnie opada szczęka.
Krótka wymiana zdań odbywa się szeptem i najwyraźniej sprawia im przyjemność, bo sir Timothy rzuca swojej bezczelnej żonie wygłodniałe spojrzenie. Jestem w szoku.
- Nie słuchaj ich – ciepły szept Oskara pieści moje ucho – oni tak ciągle...
- Mnie się podoba... - syczę, a po chwili czuję, jak palec Oskara wślizguję się pod mój rękaw i muska mi nadgarstek.
- Maryann, chciałbym ci zaproponować gościnę – Mistrz robi krok w naszą stronę – Także za dnia.
- Przyjmę ją z chęcią – odpowiadam prawie natychmiast. Pewnie nie wypada mi odmówić, a poza tym, chcę być blisko Oskara – Nie chciałabym tylko tracić kontaktu z rodziną – dodaję szeptem. Powoli zaczyna do mnie docierać, że pewnych rzeczy po prostu nie mówi się głośno.
- Tym się nie martw – Mistrz patrzy mi w oczy i już wiem, że kupiłam sobie ułaskawienie mamy i babci. Oddycham z ulgą.
- Nie zapominaj też o mnie – Raul zatrzymuje się jakieś dwa kroki od Mistrza. Walczy z Oskarem, ale widać, że przed Mistrzem czuje respekt – Ja również zapraszam cię do siebie także za dnia.
- Och, doprawdy, nie wiem, co powiedzieć... – zerkam na Oskara. Nie wygląda na zachwyconego, ale nie protestuje. Jego place delikatnie zaciskają się na moich.
- Mam w bibliotece bogaty zbiór dokumentów. Także te, które studiowały Rosanna i Joanna Olenski – mówi powoli Raul.
- To niesamowite... zaraz, Joanna Oleńsa Banch? Matka Judith? - Nie potrafię ukryć zdumienia – To one się znały?
- Oczywiście. Współpracowały ze sobą przez jakiś czas... - Raul uśmiecha się z pobłażaniem – Wszystkiego się dowiesz. Tymczasem poznaj moją rodzinę... Mistrzu, pozwolisz? - odwraca się w jego stronę.
Mam ochotę zadać mu tysiąc pytań, ale Mistrz kiwa głową, a przepiękna blondynka przywołuje gestem dłoni chłopaka o jasnych włosach i razem podchodzą do nas.
- Moja żona Abigail i mój syn Juan – przedstawia ich Raul – To jest Maryann.
Kiwam im głową i ściskam delikatną wypielęgnowaną dłoń Abigail, a potem wyciągam rękę do Juana. Jest przystojny, podobny do matki, chyba w moim wieku... Przytrzymuje moją dłoń trochę dłużej, niż powinien i zagląda mi w oczy.
- Dar Wiedzy. To fascynujące! - mówi z zachwytem – Przy tym, w pięknej oprawie – dodaje ciszej, pochylając głowę.
- Witaj Juan – Oskar również wyciąga do niego dłoń, ale w jego głosie nie słyszę sympatii – Jak się miewa Athina?
- Dziękuję, dobrze – odpowiada grzecznie, ale zdecydowanie chłodniejszym tonem – Spędza dużo czasu z rodziną.
- Pewnie nie możesz się doczekać ślubu? - Oskar nie odpuszcza.
Ach, więc ta Athina jest narzeczoną Juana?
- Są jeszcze bardzo młodzi – Lady Abigail wtrąca się niespodziewanie do rozmowy – Maryann, jestem taka szczęśliwa, że nas odwiedzisz. Mam nadzieję, że będę mogła pokazać ci coś więcej, niż tylko bibliotekę? - mówi słodkim przymilnym głosem. U kogoś innego pewnie by mnie denerwował, ale jej pasuje.
- Jestem pewna, że uda nam się wszystko to pogodzić – Margaret staje obok nas – Pozwólmy Maryann podzielić się z rodziną wspaniałą wiadomością – uśmiecha się do mnie ciepło – Oskar.
- Mistrzu, pozwól, że odprowadzę Maryann – Oskar zwraca się do dziadka, kompletnie ignorując wciąż uśmiechającego się do mnie Juana.
Krótkie kiwnięcie głową załatwia sprawę i możemy odejść. Oskar podaje mi ramię i prowadzi przez pół sali do ogromnego holu, a potem schodami w dół, obok biblioteki.
- Już koniec? Mogę wracać? - pytam z nutką zawodu w głosie.
- Jeszcze chwilę... - Oskar uchyla drzwi biblioteki i szybko pociąga mnie za sobą.
Wewnątrz panuje mrok, rozświetlany tylko jedną małą lampką. Oskar pociąga mnie w głąb do jednej z wnęk. Nagle popycha mnie na ścianę i chwyta moje ręce, rozkłada je szeroko na boki, splatając palce z moimi. Napiera na mnie całym ciałem.
- Stęskniłem się – szepcze, a ja natychmiast mam miękkie nogi.
- Ja też – jęczę – Patrzyłam na ciebie cały czas.
- Wiem, czułem twoje spojrzenie, czułem cię przy sobie - mówi z seksowną chrypką.
Nasze usta są blisko... nasze oddechy się mieszają... Biodra Oskara ocierają się o moje podbrzusze.
- Jesteś szalona i taka piękna... nie można od ciebie oderwać wzroku... Tak bardzo cię pragnę...
- Ja też cię pragnę – dyszę do jego ucha, kiedy pochyla głowę i sunie ustami po mojej szyi – Och, Oskar, tak cię kocham... Och! - czuję jak chwyta zębami moją wrażliwą skórę – Tak trudno mi panować nad sobą, kiedy jesteś blisko...
- Wiem... wiem, o czym mówisz... - znów sunie ustami w górę, do moich ust – Nie zniosę zalotów tego dupka – nagle jego głos się zmienia. Jest niski, chrapliwy, pełen pożądania – Należysz do mnie!
- Oboje wiemy, że tak – jęczę, ocierając się kroczem o jego udo – Jesteś zazdrosny?
- Wcześniej nawet nie wiedziałem, że coś takiego istnieje. A teraz masz tam spędzić kilka dni... - dyszy – Co ty mi robisz? Wariuję przez ciebie!
- A ja przez ciebie! Oskar, ja tam pojadę pracować. Przecież ty też próbujesz poznać naturę Daru. Słyszałeś, co mówił Raul...
- Jakoś go nie lubię – mruczy pod nosem.
Palce Oskara suną po moim przedramieniu, ramieniu, do piersi... Wyginam się, ale on znów na mnie napiera i przygważdża do ściany. Mam jego kolano między udami.
- Czego chcesz? - jego głos ocieka wprost pożądaniem.
- Wiesz, czego...
- Powiedz mi...– brzmi to, jak ciche warknięcie.
- Kochaj się ze mną.
- Uwielbiam, kiedy tak mówisz. Mamy tylko kilka minut, ale jutro... Przyślę po ciebie samolot, dobrze? Chłopaki wszystkiego dopilnują – szepcze gorączkowo.
Krew w moich żyłach kipi pożądaniem. Oskar emanuje erotycznym ciepłem. Zanurzam się w nim, mięknę... Niecierpliwie szukam ustami jego ust. Ależ jestem spragniona! Nasze języki krążą wokół siebie, ocierają się... Silna dłoń sunie w dół i do tyłu, zaciska się na mojej pupie. Jęczymy oboje, wiedząc, że tego wieczoru musimy na tym poprzestać. Nie wiem, czy kiedykolwiek pragnęłam go aż tak? 

niedziela, 22 listopada 2015

Meteory. Przed świtem 14

Poznań. Wrzesień 2014
Majka przeczesała rozpuszczone włosy i odłożyła szczotkę. Ostatni rzut oka na odbicie w lustrze powiedział jej, że jest dobrze. Elegancka granatowa szmizjerka ze sporym dekoltem podkreślała idealnie jej figurę. Spojrzała na cieliste szpilki. Dobrze, że mam ten sam rozmiar stopy, co mama, pomyślała. W butach swojej przybranej mamy połamałaby nogi... O rany, co ja wyprawiam? Za chwilę mają się ważyć moje dalsze losy, a ja rozmyślam o butach, zganiła się w myślach.
- Już czas – Julia zajrzała do pokoju – Wyglądasz super! - ścisnęła dłoń córki, próbując dodać jej otuchy – Zamknę teraz drzwi...
- Dasz mi buziaka na drogę? - W spojrzeniu Majki można było dojrzeć panikę. Dopiero teraz dotarło do niej, co robi.
- Pamiętaj, że cię kochamy i będziemy wspierać, cokolwiek zrobisz – Julia pomogła jej się położyć i pocałowała w czoło – Niech nad tobą czuwa – poklepała delikatnie główkę małego aniołka, stojącego na szafce obok łóżka.
---
Ściskam w dłoniach szarą kopertę. Zerkam na Akosa i Grega, stojących po obu moich stronach. Czuję się pewniej, kiedy są blisko.
- No, to na dziedziniec zamku Ainay-le-Vieil - mówię głośno, biorąc ich obu pod ręce.
Poznaję to miejsce z trudem. Choć dziedziniec jest ciemny, to wejście do zamku oświetlono lampionami pełnymi różnej wysokości świec. Jest ich mnóstwo! Ustawione bezpośrednio na kamiennych schodach i zawieszone na fasadzie budynku. W ich migotliwym świetle widzę kilkanaście osób zmierzających spokojnie do wejścia. Z boków wciąż napływają nowi. Pewnie zjawiają się tak, jak my. Dociera do nas szmer ożywionych rozmów. Nagle wśród innych dostrzegam jedną postać, idącą pod prąd. Serce bije mi mocno.
- Oskar – szepczę na jego widok.
- Co ty wyprawiasz? - bierze mnie za rękę i prowadzi w bok – Do mnie – mówi półgłosem i nagle znajdujemy się w jego salonie.
- Nie denerwuj się... - zaglądam mu w oczy.
- Matka mi powiedziała dopiero przed chwilą! - przerywa mi – Majka, nie mogę przyjąć takiego poświęcenia! Nie chcę!
- Nie robię tego dla ciebie. To znaczy, owszem, dla ciebie też, ale i dla siebie... dla nas – kładę mu na piersi dłoń. Czuję niespokojne bicie jego serca.
- Dlaczego mi nie powiedziałaś wcześniej? - jest naprawdę przejęty.
- Właśnie dlatego, żebyś nie próbował mnie odwodzić od tej decyzji i nie tracił czasu.
- Pobierzemy się? Oświadczę ci się natychmiast po przyjęciu do Zgromadzenia.
- Nie! Nie rób tego! – przerywam mu gwałtownie.
- Jak to?
Przez krótką chwilę dobrze się bawię na widok jego miny.
- Nie mogę wyjść za mąż przed urodzinami. To warunek babci Heleny – uspokajam go.
- A potem? - w jego głosie słyszę nutkę niepewności. Och, to nawet podniecające!
- Potem to już będzie zależało ode mnie... – mówię powoli, ściszając głos.
Oskar przyciąga mnie do siebie i sięga do moich ust. Jego język sunie po moim podniebieniu, krąży leniwie... Chyba zaraz zemdleję? Za drzwiami słychać stukanie obcasów. Oskar wypuszcza mnie z objęć i oblizuje się koniuszkiem języka, jakby smakował... mnie. Oblewam się rumieńcem.
- Chyba umrę z tęsknoty – mruczy i wyciąga dłoń w kierunku holu – I z niepokoju – dodaje niechętnie.
Po chwili słyszę znajome szuranie i w drzwiach pojawia się lady Margaret. Zatrzymuje się gwałtownie na nasz widok.
- Zwariowaliście? - beszta nas – Oskar, powinieneś być wśród Zgromadzonych! Już czas – dodaje, patrząc na mnie z niepokojem.
Szybko podaję jej kopertę z dokumentami, a wtedy ona oddycha z ulgą. Nie była pewna. Wyczułam to, kiedy rozmawiałyśmy przez telefon. Odwracam się jeszcze raz do Oskara.
- Zostań tym Mistrzem – szepczę – Zrób to dla mnie.
Całuję go delikatnie w usta. Taki szybki pocałunek kochanków, zachęta... obietnica... Posyła mi spojrzenie pełne niepokoju, ale i zachwytu. Mrugam do niego i w pośpiechu idę z Margaret korytarzem, a potem schodami w górę.
- Rada dobiega końca – mówi szybko – Poinformowałam Mistrza, że chcesz wystąpić o włączenie do Zgromadzenia i wyraził zgodę.
- A mówiłaś o tym? - zerkam na kopertę, którą teraz ona ściska w garści.
- Żartujesz? - posyła mi szybkie spojrzenie – Mam nadzieję, że mnie za to nie ukarze – mruczy pod nosem.
Czy ja słyszę w jej głosie sarkazm? Nie mam czasu zapytać, bo oto nagle skręcamy na końcu korytarza i już jesteśmy przed drzwiami do gabinetu Mistrza. Siedzi przed nimi jakiś przeraźliwie chudy człowiek. Na nasz widok podnosi głowę i świdruje mnie nieprzyjemnym wzrokiem. Ma niesamowicie czarne oczy, jakby w ogóle nie miały tęczówek.
- Marianna Littenstein na spotkanie z Mistrzem i Radą – anonsuje mnie Margaret – Reprezentuję jej ród. Mam nadzieję, że ja nie muszę się przedstawiać? - dodaje obojętnym tonem.
- Oczywiście, że nie, Lady Margaret – mężczyzna kłania jej się nisko, po czym prawie tak samo uprzejmie kłania się mnie.
Z trudem opanowuję chęć dygnięcia i skłaniam tylko głowę tak, jak moja towarzyszka. Mam chyba zawał!? Drzwi otwierają się powoli. Chudzielec staje w nich i powtarza słowa Margaret.
- Zapraszam – słyszę uprzejmy ton głosu Mistrza. Jak ja inaczej teraz na niego patrzę.
Wchodzimy obie. Mistrz siedzi w obitym skórą fotelu z oparciami. Wokół niego na podobnych krzesłach z wysokimi oparciami siedzą członkowie Rady. Znam ich wszystkich z imienia i nazwiska, ale nie bardzo wiem, który jest który. Mniejsza z tym! Mistrz wskazuje nam dwa proste krzesła ustawione naprzeciw niego. Kątem oka obserwuję Margaret, żeby nie popełnić jakiejś gafy, ale ona po prostu siada na krześle, więc robię to samo. Członkowie Rady przyglądają mi się z uwagą, ale ich twarze nie wyrażają żadnych emocji. Niby wiedziałam, że tak będzie, ale czuję się nieswojo.
- Maryann, czekaliśmy na ciebie – Mistrz mówi to ciepłym, dobrotliwym tonem – Członkowie Rady wiedzą kim jesteś, więc nie musisz się przedstawiać.
Skłaniam lekko głowę w podziękowaniu, pamiętając, że mam się odzywać tylko, jeśli mnie o to poprosi.
- Lady Margaret. Reprezentujesz głowę rodu Littenstein, co masz nam do powiedzenia?
- Odczytam dokument własnoręcznie podpisany przez Helenę Littenstein- Kraft – rozkłada pierwszą kartkę – Ja, niżej podpisana Helena Littenstein- Kraft zrzekam się przewodzenia rodowi Littenstein na rzecz mojej córki Julii Littenstein- Kraft. Biorąc pod uwagę moją obecną sytuację, nie mogę wywiązywać się ze spoczywających na mnie obowiązkach.
Krótko i na temat, przemyka mi przez myśl, kiedy obserwuję twarz Mistrza. Jest dobrym graczem, nawet nie mrugnął, a przecież wykorzystałyśmy to, że nie pozwolił babci śnić.
- W takim razie głową rodu zostaje Julia Littenstein-Kraft – mówi powoli Mistrz, wbijając we mnie spojrzenie swoich niesamowicie błękitnych oczu – Lady Margaret, czy przyjmujesz w jej imieniu obowiązki?
- Tak, przyjmuję - oświadcza Margaret - Odczytam teraz dokument własnoręcznie podpisany przez Julię Littenstein-Kraft – rozkłada drugą kartkę – Ja, niżej podpisana Julia Littenstein-Kraft zrzekam się przewodzenia rodowi Littenstein na rzecz mojej córki Marianny Littenstein. Biorąc pod uwagę moją obecną sytuację, nie mogę wywiązywać się ze spoczywających na mnie obowiązkach. Jednocześnie zwalniam moją córkę Mariannę z posłuszeństwa krwi do czasu osiągnięcia pełnoletności.
Oczy Mistrza pałają przez chwilę dziwnym blaskiem. Przestraszyłabym się, ale widziałam to już u Oskara, więc czekam w milczeniu.
- Raul – Mistrz zwraca się do szpakowatego mężczyzny z niewielką bródką i widocznym pod elegancką marynarką brzuszkiem.
- Zgodnie z Kodeksem, mają takie prawo. Marianna Littenstein zostaje głową rodu i zwolniona z posłuszeństwa krwi, może stanowić o sobie i występować we własnym imieniu, jak pełnoletnia – stwierdza, po czym posyła mi pełne zaciekawienia spojrzenie.
Wreszcie jakiś ludzki odruch, myślę, dodając tym sobie otuchy.
- Marianno – Mistrz zwraca się teraz do mnie. Jego wzrok znów jest łagodny – Co masz nam do powiedzenia?
- Mistrzu, proszę cię o przyjęcie mnie do Zgromadzenia Obdarowanych – wygłaszam formułę, którą znalazła dla mnie Salma – Przysięgam na Dar, który w sobie noszę, że będę przestrzegała zasad zawartych w Kodeksie i postępowała tak, aby chronić Dar i Obdarowanych.
- Czy Rada ma pytania? - rozgląda się – Raul.
- Czy jesteś wolna, czy wiąże cię z kimś umowa? - Raul zwraca się do mnie.
Przełykam szybko ślinę, czując suchość w gardle.
- Nie jestem z nikim związana – odpowiadam, starając się panować nad głosem. To dziwne, ale wydaje mi się, że ten Raul jest zadowolony z mojej odpowiedzi. Zerkam na Margaret, ale ona siedzi nieporuszona. Wysoki, umięśniony szatyn z rudawym zarostem unosi rękę.
- Timothy – Mistrz kiwa mu przyzwalająco głową.
Wiem, kto to jest! Timothy Covendish, odpowiadający za walkę z terroryzmem. Jest w jakiś sposób związany z rodziną Oskara, ale nie wiem dokładnie, jak.
- Czy wiesz, kim jest Swen Ulreich?
- Tak.
- Kim jest? - słyszę w jego głosie nutkę zniecierpliwienia.
- Człowiekiem, który opuścił Zgromadzenie i prowadzi z nim walkę. Z tego, co wiem, odpowiada za śmierć Sir Nicolasa Lowrensa i Judith Banch...
- Wystarczy – Mistrz unosi dłoń, a ja milknę.
Czego ten Timothy chce? Myśli, że jestem jakimś szpiegiem, czy co?
- Marianno Littenstein – zwraca się do mnie Mistrz, a ja natychmiast wstaję, widząc nieznaczny ruch ręki Margaret – Przyjmuję cię do Zgromadzenia. Witaj wśród nas – rozkłada ręce – Co prawda jest to precedens, ale skoro Raul twierdzi, że jest to zgodne z zasadami, to tak jest. Masz prawa równe pełnoletnim.
Mistrz wstaje, a razem z nim pozostali.
- Podejdź do niego – szepcze Margaret.
Idę powoli, żeby się nie przewrócić z wrażenia. Zrobiłam to! Nie mogę uwierzyć!
- Nie pomyliłem się, co do twojego Daru – mówi Mistrz cicho, żeby nikt inny nie mógł nas słyszeć – Jesteś taka sama jak twoja prababka.
- Dziękuję Mistrzu – tym razem dygam – Potraktuję to jako komplement.
Przygląda mi się uważnie. Nie wiem, co myśli, ale i tak trzęsę się w środku jak galareta.
- Czas na przesłuchania – zwraca się do Rady, a potem idzie do niewielkich drzwi w głębi sali.
Wszyscy pozostali kierują się do głównego, bardziej okazałego przejścia. Margaret czeka na mnie przy drzwiach. Nic nie mówi. Jest zła? Nie mogłam powiedzieć, że złożyliśmy z Oskarem przysięgę.
- Margaret? - zagaduję, kiedy idziemy do dużej sali w samym sercu zamku.
- Uważaj na Raula, bo to przebiegła sztuka – mówi szybko – I słuchaj dokładnie, co mówi on, a co Oskar – dodaje.
Nie możemy dalej rozmawiać, bo wchodzimy między pozostałych Obdarowanych. Kiedy ich mijam, napotykam zaciekawione spojrzenia. Już wiem, jestem nowa, a przecież oni się wszyscy znają. Margaret prowadzi mnie do trzeciego rzędu i każe usiąść, pozostawiając wolne jedno miejsce z brzegu. Dla Oskara? Nie, chyba nie... On stoi w końcu sali na niewielkim podwyższeniu. Margaret idzie do niego. Rozmawiają. Och, Oskar! Posyłam mu tęskne spojrzenie. Patrzy na mnie i coś tłumaczy Margaret. Ona kiwa głową ze zrozumieniem. Zjawia się Raul w towarzystwie obłędnej blondynki około czterdziestki. To chyba jego żona, bo siada z gracją na krześle obok niego. Pozostali członkowie Rady też są, ale siadają sami w pierwszym rzędzie widowni. Niezły teatr, przemyka mi przez myśl.