Lek

Lek

środa, 24 lutego 2016

Meteory. Przed świtem. Epilog.



Na sali zaległa pełna napięcia cisza. Obdarowani liczący głosy stanęli w rzędzie, czekając, aż podejdzie do nich Mistrz. Majka pobladła. Mistrz wstał.
- Zanim ogłoszę, kogo wybraliście na nowego Mistrza, chcę podziękować mojej Radzie. Służyliście mi pomocą przez wiele lat – skinął głową każdemu z członków Rady z osobna – Zwalniam was z przysięgi lojalności, byście mogli ją złożyć nowemu Mistrzowi, jeśli powoła któregoś z was.
Majka poczuła, że ma coś ciężkiego w żołądku i w dodatku to coś bardzo chciało się poruszyć. Spojrzała na Timothy'ego, który brał udział w liczeniu głosów, ale z jego twarzy niczego nie dało się wyczytać. Miała tylko nadzieję, że spokój Oskara, stojącego obok niej, oznaczał pewność wygranej. Mistrz odwrócił się i podszedł do oczekujących. Słuchał przez chwilę ich szeptów, po czym skinął głową.
- Nowym Mistrzem jest Oskar Lowrens – głos Mistrza brzmiał spokojnie. Tylko on wiedział, jak wiele znaczył dla niego ten wynik.
Majka nie zareagowała w pierwszej chwili. Napięcie pozbawiło ją sił. Tymczasem Oskar wstał bez pośpiechu, jakby ogłoszenie nie zrobiło na nim wrażenia. Do Majki dotarło jednak jego ciche westchnienie ulgi, kiedy musnął nieznacznie ustami jej włosy. Niby niewielki gest, a sprawił, że poczuła pod powiekami łzy wzruszenia. On zaś ukłonił się najpierw Mistrzowi, potem całej sali, a na koniec Raulowi. Ten ostatni siedział osłupiały, jakby nie docierało do niego to, co usłyszał. Abigail otworzyła ze zdumienia uszminkowane usta. Juan patrzył w stół, nie podnosząc głowy. Oskar rozłożył ręce w geście, który kojarzył się Majce ze starym Mistrzem. Zresztą, nie tylko jej.
- Dziękuję wam Obdarowani za zaufanie, jakim mnie obdarzyliście. Nie zawiodę was – powiódł wzrokiem po wszystkich obecnych - Stworzyła nas Natura, dając nam Dar, a my stworzyliśmy Zgromadzenie, które stało się naszym domem. Zrobię wszystko, by jej odpłacić za to dobro i będę dbał o wszystkich Obdarowanych, jak o własną rodzinę – tu odwrócił się do Majki i podał jej dłoń, zachęcając do powstania. Zrobiła to natychmiast – Nie jestem sam. Wierzę, że wspólnie rozwikłamy zagadkę zanikania Daru i ocalimy nasze Zgromadzenie.
Majka odruchowo spojrzała na niego i jej twarz rozjaśnił promienny uśmiech. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że wygrał. Oboje wygrali! Oskar odpowiedział jej głębokim ciepłym spojrzeniem. I nagle, nie wiadomo jak, ich usta się spotkały. To był niewinny, delikatny pocałunek, który jednak wywarł zdumiewający efekt.
- Aaach! - głębokie pełne zaskoczenia, ale i radości westchnienie dotarło do ich uszu. Uśmiechnęli się oboje.
- Pozostało mi ogłoszenie składu Rady – Oskar podjął na nowo swoje przemówienie, opanowując się natychmiast – Niektórzy będą pewnie zaskoczeni, bo nie zdążyłem tego z nimi omówić, ale nie wymagam w związku z tym ślepego posłuszeństwa – zawiesił na moment głos – Michael – spojrzał na dziadka Akosa – Kształcenie Obdarowanych. Timothy, obrona Zgromadzenia, także przed Swenem. Martin pozostanie odpowiedzialnym za badania naukowe, Laura – wyłowił wzrokiem kobietę około pięćdziesiątki z burzą kasztanowo rudych włosów - Kontakty ze światem nieobdarowanych, w tym media. Andriej będzie odpowiedzialny za internet i sieci komórkowe. Za przestrzeganie zasad chcę uczynić odpowiedzialnym Juana – jego spojrzenie padło na stół Gonzagów.
Juan, podobnie jak Abigail, nie potrafili do końca ukryć zaskoczenia, natomiast twarz Raula pozostała nieruchoma. Spojrzał na syna, a ten powstał powoli i skinął Oskarowi głową. Propozycja została przyjęta.
- Na razie Rada będzie się składała z sześciu osób – zakończył Oskar – Życzę wszystkim udanej zabawy! - klasnął w ręce i jak na komendę, wszystkie drzwi otworzyły się na oścież.
W głównym wejściu ukazali się Jan i Piotr. Majka dostrzegła na ich twarzach uśmiech. Widząc przemawiającego Oskara domyślili się wszystkiego. Pomachała do nich radośnie i spojrzała na mamę i babcię. Obie ocierały ukradkiem łzy, trzymając się za ręce. Odwróciła się do Oskara, chcąc go uściskać. Nagle tuż za nimi pojawiła się Anastazja.
- Oszalałeś? - jej szept był pełen oburzenia – Juan jest za młody! A poza tym, już zapomniałeś, co zrobił? - spojrzała na Majkę, szukając u niej poparcia.
- Muszę mieć w Radzie Gonzagę, jeśli chcę mieć spokój. Raul jest potężny i nie będę w stanie nad nim zapanować. Wybór Juana zwiąże mu ręce – Oskar odparł jej cicho i bardzo spokojnie.
- Ale Raul zawsze był lojalny! A Juan...? - głos Anastazji nie brzmiał już tak pewnie – Ufasz mu?
- Nie głosował na własnego ojca – odparł Oskar - Jeśli zrobił to z przekonania, to mam wiernego członka Rady, a jeśli dlatego, że chce zadbać o siebie, to będzie przewidywalny – spojrzał w górę, tak by widzieć reakcję Anastazji.
- Zadbać o siebie? Pomagając ci w wygranej? Czegoś tu nie rozumiem – Anastazja zerknęła nerwowo na stół Gonzagów.
- Pomyśl, Raul jako Mistrz mógłby go wziąć do Rady, ale nigdy nie dałby mu autonomii. Byłby pionkiem – Oskar uśmiechnął się jednym kącikiem ust.
- Myślę, że ma większe ambicje – Majka postanowiła, że stanie po stronie Oskara. Jego argumenty były bardziej przekonujące.
Anastazja kręciła przez chwilę głową, bijąc się z myślami.
- Może masz trochę racji...? - przyznała w końcu – Ale dwóch żółtodziobów w Radzie?
- Poradzę sobie. Szkoda, że ty mi odmówiłaś – roześmiał się – No, ale jak nie, to nie.
- W tej sytuacji, chyba się zgodzę – westchnęła z rezygnacją.
- To nie wszystko – Oskar zniżył głos – Chcę włączyć do Rady moją żonę, kiedy już ją będę miał – mrugnął do Majki - Będzie dbała o nie w pełni Obdarowanych.
- Ja w Radzie? Jesteś pewien? - Majka spojrzała na niego zdumiona.
- Twoje spojrzenie i wiedza o świecie wokół nas, są bezcenne – ujął jej dłoń i przyłożył ją sobie do piersi – Może nie jest to polityczne posunięcie, ale tak mi dyktuje serce.
- Dobrze chociaż, że nie ogłosiłeś tego od razu – westchnęła Anastazja – Widzę, że jednak ktoś z odrobiną zdrowego rozsądku przyda ci się w tej Radzie.
Jednak w jej głosie Majka nie dosłyszała nagany, a raczej podziw i uznanie.
- Dobrze, że wygrałeś! - pisnęła radośnie – A tak się bałam.
- Właściwie wygraliśmy razem – Oskar spojrzał jej głęboko w oczy – Dałaś mi brakujące głosy.
- Jak to? - zmarszczyła brwi. Dlaczego chciał się koniecznie podzielić z nią swoim sukcesem? Wcale tego nie oczekiwała.
- Samotny mężczyzna nie wzbudza zaufania. Mając żonę i... widoki na dziecko, muszę dbać o to, by mieli przyszłość, przyszłość w Zgromadzeniu. Dlatego niezdecydowani zagłosowali na mnie. Wyrównałaś szanse.
- Ale przecież mamy przyszłość – zajrzała mu w twarz – Jesteś Mistrzem!
- Tak skarbie, jestem – uśmiechnął się do niej – Ale to dopiero początek.
Majka westchnęła głęboko. Czuła, że on ma rację. Tak bardzo pragnęła tej wygranej, że straciła z oczu nadciągające chmury. Swen nadal cieszył się wolnością i chyba tylko diabeł wiedział, co miał w planach. W sejfie Oskara nadal spokojnie leżał kamień, skrywający jakąś mroczną tajemnicę. Już samo to, było nie lada wyzwaniem, a przecież teraz Oskar musiał się jeszcze zająć bieżącymi sprawami Zgromadzenia. Wytłumaczenie w pełni Obdarowanym, że ich dotychczasowe sposoby scalania Daru nie mają większego sensu też nie będzie proste...
- Chodź – Oskar przerwał jej rozmyślania, podając dłoń – Zatańczymy nasz pierwszy wspólny taniec. Dziś jest nasze wielkie święto.
Zeszli oboje z podwyższenia i przeszli kilka kroków, do miejsca, gdzie jeszcze przed chwilą stała urna. Dopiero teraz Majka zauważyła, że jest tam parkiet do tańca. Oskar objął ją w pasie i przyciągnął do siebie. Kątem oka zauważył tęskne spojrzenie dziadka. Umyślnie nie podchodził do niego zaraz po ogłoszeniu wyników, dając mu czas na opanowanie emocji.
Maksymilian Lowrens obserwował ukochanego wnuka, czując, że w jego piersi wzbiera dziwna tkliwość. Oskar był spełnieniem jego najskrytszych pragnień i ambicji. Nie tylko stał się Mistrzem, ale miał przy boku kobietę, która mogła utorować mu drogę do nieśmiertelności. Im obojgu. Jeśli zjednoczą siły, jeśli zaufają sobie i swojemu uczuciu, zdobędą coś, co wymknęło się jemu i Rosannie. Ogarnął wzrokiem Obdarowanych wpatrzonych w tańczącą parę. To nie mógł być przypadek, że ich rody po raz drugi zostały połączone uczuciem.
- Obyście potrafili czerpać z niego siłę – szepnął do siebie – Będzie wam potrzebna.

sobota, 20 lutego 2016

Meteory. Przed świtem 40

Hamburg. Październik 2014
 
Ostatnie promienie słońca przecisnęły się przez szparę między ciężkimi zasłonami i zmusiły Majkę do otworzenia oczu. Przeciągnęła się leniwie i spojrzała na migoczące cyfry ustawionego na szafce nocnej elektronicznego budzika. Dochodziła piąta po południu. Miała wystarczająco dużo czasu, by się przygotować. Po kolacji, siedzieli jeszcze długo, gawędząc przy doskonałym burbonie. Dopiero zmęczone twarze Jana i Piotra uświadomiły im, że zapadła głęboka noc, a właściwie, zbliżał się świt. Resztę nocy i długi poranek spędzili z Oskarem w jej apartamencie, rozkoszując się sobą. Seks smakował wyjątkowo dobrze. Należeli do siebie i zrobili wszystko, by to sobie okazać. Miała rozkosznie obolałe mięśnie i opuchnięte wargi. Sięgnęła pod kołdrę, obejmując dłońmi piersi. Wzdrygnęła się, dotykając brodawek, wciąż pamiętających usta i zęby Oskara. Uśmiechnęła się do siebie i sięgnęła niżej.
- Sssss...- rozsunęła ostrożnie uda. Tam też pozostawił po sobie wyraźne wspomnienie.
Wyciągnęła w górę dłoń, na palcu której lśnił zaręczynowy pierścionek i ustawiła go tak, by uchwycił promień słońca. Nagle zimny kamień rozżarzył się, rozmigotał, jakby śwoiatło tchnęło w niego życie.
- Co jest w tych kamieniach? - szepnęła do siebie, poruszając nieznacznie palcami.
Ludzie krzesali nimi ogień, rzeźbili w nich kształty ukochanych i ofiarowywali na znak miłości. Ją też fascynowały. Przecież miała być geologiem. Sama wybrała ten kierunek. Czy to przypadek, że tak ją pociągało badanie skał? Znów się przeciągnęła. A kamień, który dostała od Judith? Jaką on skrywał tajemnicę? A pozostałe? A ta dziwna czarna skała ukryta za kamiennymi drzwiami? Czy Rosanna ją widziała? Czy w ogóle miała pojęcie o jej istnieniu? O innych kamieniach- kluczach? Usiadła gwałtownie i znów syknęła. Oskar wymknął się od niej jakieś trzy godziny wcześniej, pozwalając jej na spokojny sen. Ciekawe, czy też musiał unikać gwałtownych ruchów, pomyślała z rozbawieniem. Wstała ostrożnie i ruszyła do łazienki.
- Gdyby Rosanna była w komnacie, to Timothy chyba by jej powiedział...? - myślała głośno, wchodząc pod prysznic i odkręcając wodę – Inna sprawa, że nie spytała.
Strugi ciepłej wody działały na jej obolałe mięśnie jak balsam. Jednak ostry seks we śnie znosiła zdecydowanie lepiej.
- Mistrz mógł jej powiedzieć. Przyjaźnili się – przykręciła wodę i nabrała na dłonie szamponu, po czym wmasowała go we włosy i zaczęła przeczesywać je palcami – Ale ona nie chciała się z nim dzielić swoją wiedzą... - wynajdowała argumenty i kontrargumenty - Dlaczego? - Dlaczego uważała, że ta wiedza może być dla niego niebezpieczna? Czy dlatego, że był w pełni Obdarowany? Nicolasowi powiedziała... A on zatrzymał to dla siebie. Nie zdradził się ani ojcu, ani synowi – Bo nie byli gotowi, idiotko! - przypomniała sobie słowa Kamila – To bez sensu! - powiedziała głośno, zakręcając wodę.
Skoro inni byli gotowi, to dlaczego Mistrz nie? Oskar, OK, on miał wtedy piętnaście lat, ale Mistrz? Biła się z myślami. Owinęła się szlafrokiem i wytarłszy włosy, uruchomiła suszarkę. Strumień ciepłego powietrza rozwiewał jej włosy. Przymknęła oczy. Wtedy na Rodos, kiedy ujrzała Oskara po raz pierwszy, wiatr był ciepły i też rozwiewał jej włosy. Gdyby ktoś jej wtedy powiedział, że zaledwie kilka miesięcy później zaręczy się z tym mężczyzną, uznałaby go za wariata. Wydało jej się, że dzwoni telefon. Wyłączyła suszarkę. Dzwonił.
- Majka, wreszcie wstałaś! - głos Julii brzmiał wesoło – Mamy tu masę pysznego jedzenia. Przyjdź, a potem pomogę ci z suknią.
- Jesteś kochana. Daj mi pięć minut i jestem! - rozłączyła się i spojrzała w lustro. Patrzyła na nią piękna i szczęśliwa dziewczyna. Miała wreszcie wszystko, o czym marzyła: kochającą rodzinę, a nawet dwie, wspaniałego mężczyznę i... Nie wszystko. Tęskniła za Agą i innymi. Choć Manuela i Akos starali się jak mogli, brakowało jej przyjaciół. Ostatni raz rozmawiała z przyjaciółką trzy tygodnie temu, jej konto na Facebooku praktycznie umarło, nawet pisząc SMS-y używała autocenzury, o zdjęciach nie było mowy - Wytrzymaj – szepnęła do swojego idbicia i pokazała mu zaciśniętą pięść – Wszystko się ułoży. Tylko wytrzymaj jeszcze trochę!
---
Przedsionek sali bankietowej, urządzonej w Centrum Kongresowym, zalewały coraz większe tłumy elegancko ubranych gości. Choć nie oznaczono przejścia dla VIP-ów, w pełni Obdarowani przechodzili prawą stroną i pozostawiali okrycia witającej ich obsłudze, podczas gdy inni tłoczyli się do szatni. Generalnie jednak organizacja robiła wrażenie. Wchodząc po kilku szerokich schodach, można było obejrzeć się w specjalnie na tę okazję zainstalowanych lustrach. Dalej w szerokim holu stali kelnerzy w tacami wyśmienitego szampana. Sącząca się z niewidzialnych głośników nastrojowa muzyka stanowiła doskonałe tło do powitań i przyciszonych rozmów.
Majka w towarzystwie rodziców, dziadków i ochrony w postaci Jeana i Grega, przesuwała się sprawnie do schodów. Na suknię narzuciła lekki bladoniebieski płaszcz, obszyty miękkim ufarbowanym pod kolor sztucznym futrem. Miała zamiar zdjąć go w ostatniej chwili. Idąc na czele całej grupy, niejako torowała im drogę, ponieważ na jej widok tłum Obdarowanych rozstępował się, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Rozmowy cichły na moment, by przybrać na sile, kiedy przechodziła dalej. Choć już nie raz zetknęła się z takim zainteresowaniem, poczuła się odrobinę nieswojo. Oskar i Margaret pojechali dużo wcześniej, by towarzyszyć Mistrzowi, więc nie pozostało jej nic innego, jak wziąć na barki ciężar bycia głową rodu. Jej towarzysze oddali okrycia obsłudze i razem ruszyli do schodów.
- Jean, Greg, idźcie do rodzin, tu już nic mi się nie stanie – uścisnęła im dłonie.
- Maryann! - dźwięczny głos Anastazji przebił się ponad innymi.
- A gdzie najmłodsza panna Covendish? - Majka rozejrzała się za Konstancją.
- Jest na sali razem z Timothym. Nie miałam już do niej siły. Jest taka podniecona wyborem i balem. Chyba balem bardziej! - przewróciła oczami – Julio, wspaniała suknia! Och, twoja również! - zwróciła się do Heleny.
Rzeczywiście, obie wyglądały doskonale. Julia w sukni, koloru wina, podkreślającej jej wciąż atrakcyjne kształty i Helena w fiolecie, przechodzącym od jasnego odcienia do ciemnej śliwki. Anastazja miała na sobie purpurę, wykończoną starym złotem. Suknia miała prosty krój, z odsłoniętym jednym ramieniem, na którym pyszniła się misterna brosza.
- Obawiam się, że Marianna przebije nas wszystkie – Julia z dumą popatrzyła na córkę.
- Mam taką nadzieję – szepnęła Anastazja – Uwaga, nadchodzi femme fatale! - ostatnie słowa zabrzmiały zjadliwie.
Istotnie, w ich kierunku, niby od niechcenia kołysząc kieliszkiem szampana, szła wolno Abigail. Wyglądała zjawiskowo w krwistoczerwonej, wydekoltowanej sukni, z burzą jasnych włosów, lekko podpiętych tak, by odsłaniały łabędzią szyję. W uszach kołysały jej się ciężkie złote kolczyki. Majka szybko przeleciała w myślach zasady powitań, próbując odgadnąć, kto jako najważniejszy, powinien odezwać się pierwszy.
- Witaj Abigail – Anastazja uprzedziła wszystkich, wywołując na twarzy złotowłosej piękności grymas niezadowolenia – Wspaniała... uroczystość, nie sądzisz?
- Witajcie. Rzeczywiście, wspaniała – Abigail otaksowała wzrokiem całą grupkę – To zapewne twoja rodzina? - zwróciła się do Majki.
- Tak, przedstawiam ci Helenę, Julię, Jana i Piotra – Majka siliła się na spokój, ale czuła, że jej nerwy na pewno zostaną wystawione na próbę.
Abigail skinęła nieznacznie głową kobietom, po czym wbiła wzrok w mężczyzn.
- Nie są Obdarowani – w jej głosie zabrzmiał ostentacyjny smutek – Widziałam już salę. Niestety, nie siedzimy przy jednym stole. Jaka szkoda – pociągnęła łyk szampana.
- Istotnie... – Majka wzięła głęboki wdech i powolutku wypuściła powietrze z płuc.
Anastazja przesunęła się nieznacznie w jej stronę, wchodząc pomiędzy Abigail i pozostałych. Majka zauważyła, że stojący blisko Obdarowani zaczynają ich obserwować. Poczuła się niepewnie, ale nie dała tego po sobie poznać. Liczyło się każde słowo, każdy gest. Jeśli chciała pomóc Oskarowi, musiała nad sobą panować. Z drugiej jednak strony, nie mogła pozwolić, by lekceważono jej rodzinę.
- Mój ojciec i dziadek są specjalnymi gośćmi Mistrza – powiedziała powoli – Uznaliśmy jednak, że przyznanie miejsca przy stole Mistrza jest zbytnią uprzejmością.
- To wspaniałe, kiedy wszyscy znają swoje miejsce – na twarzy Abigail pojawił się chytry uśmiech - Niektórym na przykład wydaje się, że majtki mogą zastąpić pierścionek – dodała teatralnym szeptem.
Krew w żyłach Majki zawrzała. Miała ochotę podstawić tej babie pod nos pierścionek, albo jeszcze lepiej zwinąć dłoń w pięść i odbić jej go na szczęce. Poczuła, że Anastazja przytrzymuje nieznacznie jej łokieć.
- Ciekawe spostrzeżenie – odparła chłodnym tonem, choć wszystko się w niej gotowało.
- Tylko tyle masz do powiedzenia? - w głosie Abigail słychać było frustrację.
- Abigail! Twój mąż kandyduje na Mistrza, a ty tuż przed wyborami rozprawiasz o bieliźnie?! - Anastazja rozłożyła ręce - Nie dziw się, że ktoś na poziomie Maryann ci nie odpowie!
Wokół nich rozległy się ciche śmiechy.
- Dobij ją – syknęła do Majki Anastazja.
- Moja prababka siadała na najlepszych miejscach i na zwykłych kamieniach – nagle Majka ochłonęła całkowicie – Nie widzę powodu, by jedno miejsce miało być lepsze, a inne gorsze. Skoro Mistrzowi to nie przeszkadzało, to nam też nie. A teraz wybacz, ale mamy ochotę na szampana.
Majka odwróciła się na pięcie, ale nie zdążyła zrobić nawet kroku, bo natychmiast pojawiło się dwóch kelnerów z tacami. Abigail musiała się wycofać jak niepyszna.
- Brawo – Anastazja również wzięła kieliszek i stuknęła nim w szkło Jana i Piotra – Dzięki, że się nie odezwaliście.
- Miałem ochotę... - Piotr zacisnął szczęki – Ale nasze panie uprzedziły nas, że mamy być cicho.
- I dobrze zrobiły – Majka pocałowała go w policzek – Tym razem milczenie naprawdę było złotem!
Stali jeszcze dłuższą chwilę, ale tłum gości zaczął się przerzedzać, więc powoli ruszyli do wejścia.
- Musicie niestety poczekać – westchnęła Majka podając Piotrowi płaszcz. Jej granatowa suknia usiana drobniutkimi kryształkami mieniła się delikatnie przy każdym ruchu.
- Jesteś taka piękna - ojciec odgarnął jej pasmo włosów, odsłaniając szyję.
- Kocham cię tato – uśmiechnęła się do niego – I ciebie, dziadku, też.
- Pospieszmy się – Helena zerkała nerwowo na szeroko otwarte drzwi.
- Spokojnie – Majka wygładziła materiał sukni – Taki strój wymaga odpowiedniego wejścia. Idziemy razem, a potem wy do stołu o prawej, a ja... - zawahała się – Pewnie Oskar wyjdzie mi na spotkanie? - dopiero teraz uświadomiła sobie, że tego nie ustalili – Idziemy!
Przekraczając próg, Majka o mało się nie potknęła. Wystrój sali zapierał dech w piersiach. Okrągłe stoły różnej wielkości ustawiono na pozór nieregularnie, ale po dokładniejszym przyjrzeniu, okazywało się, że nawet z najdalszego miejsca widać było stół Mistrza, umyślnie ustawiony na niewielkim podwyższeniu. Tuż za nim na jeszcze wyższej platformie stała skrzynka z czarnego egzotycznego drewna, bez jakichkolwiek zbędnych ozdób. Przeciwległą ścianę stanowiła gigantyczna szklana ściana, po której spływała z cichym szemraniem woda. Jej boki obsadzono tropikalną roślinnością i obwieszono kwitnącymi orchideami. Na każdym stole ustawiono lampion lub kilka lampionów ze świecami. Boczne ściany, wyłożone przyciemnianymi lustrami, odbijały światełka i zarysy postaci. Jednak największe wrażenie robił sufit, pokryty cieniutkim falującym materiałem w kolorze głębokiego granatu, przywodzącym na myśl wieczorne niebo. Na jego tle migotały setki drobnych lampek. Majka wzięła głęboki wdech i ruszyła w kierunku podwyższenia. Musiała przejść prawie całą długość sali. Jej suknia w przyciemnionym świetle zdawała się kawałkiem rozgwieżdżonego nieba, który uszczknęła, by owinąć w nie swoje ciało. Szła pewnym krokiem, kołysząc nieznacznie biodrami. Jej długie czarne włosy lśniły w blasku świec, dodając jej postaci tajemniczego uroku. Nagle zdała sobie sprawę, że na sali zaległa cisza, a wszystkie oczy zwrócone są na nią. Uniosła lekko głowę, i szła dalej, odpowiadając lekkim uśmiechem na pełne zachwytu spojrzenia mijanych osób.
Oskar stał na podwyższeniu, wpatrując się w Majkę z zachwytem. Nagle wszystko wokół zbladło, rozmyło się i... przestało istnieć. Widział tylko postać spowitą w migocącą noc. Gdyby ktoś go spytał, mógłby przysiąc, że nad czołem, na kruczoczarnych włosach miała srebrny księżyc. Ale najpiękniejsze było to, że szła do niego!
Od stołu dzieliło Majkę zaledwie kilka metrów. Kątem oka ujżała, jak jej matka i babka odeszły w bok, do stołu ustawionego w bezpośrednim sąsiedztwie podwyższenia. Nagle jej wzrok padł na twarz Mistrza i zamarła. Znała to spojrzenie, też żar i tę głębię, ale do tej powy widziała je tylko w jednych oczach. Maksymilian Lowrens stał wsparty na rękach, lekko pochylony w przód, pobladły... Wpatrywał się w Majkę z intensywnością, która prawie dotykała, przenikała do głębi. Serce Majki zadrżało i ścisnęło się pod tym spojrzeniem. Nagle dotarła do niej, że odkryła tajemnicę Mistrza. Tajemnicę, z tych, które skrywa się na dnie serca, w najgłębszych zakamarkach duszy. Mistrz patrzył na nią, ale widział Rosannę. Czy sprawiła to suknia, czy uderzające podobieństwo...? Nie wiedziała, ale wiedziała, że tak patrzy tylko naprawdę zakochany mężczyzna. Kiedy ich oczy się spotkały, nagle odwrócił wzrok. Cała scena mogła trwać sekundy. Oskar jakby obudził się z letargu i ruszył w jej stronę. Ujął drobną dłoń i złożywszy na niej pocałunek, poprowadził Majkę na podwyższenie.
- Za zgodą Mistrza pragnę ogłosić, że lady Maryann Littenstein jest moją narzeczoną i powitamy przesilenie zimowe jako małżeństwo – w głosie Oskara można było usłyszeć radość i dumę.
Rozległy się gromkie oklaski. Coś, czego nikt się chyba nie spodziewał. Entuzjazm, z jakim powitano słowa Oskara odurzył Majkę. Spojrzała na Oskara, potem na Mistrza, a wreszcie na Margaret. Obdarowani wiedzą, że Mistrz ma prawo kochać, pomyślała. Powinien kochać... Takie są prawa natury. Nagle jej wzrok padł na rodzinę Raula. Obok niego siedział Juan i Athina. Juan, syn kochających się rodziców, od których otrzymał Dar. Spojrzała na Timothy'ego i Anastazję, i siedzącą obok nich, w pełni Obdarowaną córkę. A potem jej wzrok padł na Mistrza, który otrzymał Dar od Nicolasa i Konstantiny, zakochanych w sobie do szaleństwa. Wreszcie odwróciła się do Heleny. Rosanna nie kochała męża, a on odtrącił niepłodną żonę, by szukać szczęścia z Obdarowaną Rosanną... Na próżno.
- Oskar, ja chyba wiem – szepnęła – Chyba właśnie odkryłam, jak Dar trafia do dziecka... dlaczego raz trafia, a raz nie...
- Co ty mówisz? - wbił w nią uważne spojrzenie – Jesteś pewna?
- Nie do końca, ale chyba tak! – szepnęła - I chyba wiem, dlaczego Rosanna odeszła.
Musieli jednak odłożyć dalsze rozważania, ponieważ Mistrz wyprostował się i wzniósł ręce.
- Obdarowani! - zaczął – Dziękuję wam za okazaną radość. Mój ród się powiększa – dodał ciepłym tonem, spoglądając na Majkę – Jesteśmy tu jednak z innego powodu. Proszę, by wszyscy w pełni Obdarowani wzięli po dwa kamienie.
Skinął głową i czterech elegancko ubranych kelnerów ruszyło między stoliki. Każdy trzymał dwa przeźroczyste pojemniki z białymi i czarnymi kulkami. Zgodnie z tradycją, Mistrza wybierano wrzucając do urny biały lub czarny kamień, elementy starej greckiej gry logicznej, przypominającej warcaby.
- Raul, podejdź do mnie. Jako starszy, masz prawo wyboru – Mistrz wyciągnął przed siebie dwie zaciśnięte pięści.
Raul stanął przed Mistrzem i po chwili namysłu dotknął jego prawej ręki.
- Białe! - Mistrz wzniósł w górę białą kulkę – Ten, kto wrzuci białą kulkę, oddaje głos na Raula. Czarna jest dla Oskara.
Majka miała wrażenie, że to wszystko dzieje się zbyt szybko i jakby obok niej. Obrazy przesuwały się przed jej oczami, ale umysł pochłonięty był czymś zupełnie innym.
- Majka – dotarł do niej łagodny głos Oskara – weź kamienie.
Nagle, jak spod ziemi wyrósł przed nią kelner. Musiała go nie zauważyć. Uniósł w górę naczynia, by jej ułatwić zadanie. Sięgnęła i drżącymi rękami wyjęła dwie kulki. Kelner skinął jej głową i podszedł do Margaret, pomijając Oskara.
- A ty? - spytała z roztargnieniem.
- Kandydaci i Mistrz nie głosują – przypomniał jej.
- No tak – potrząsnęła głową, próbując sie uwolnić od natarczywych myśli – Przepraszam... Gdybym mogła im powiedzieć... - zaczęła, nie mogąc opanować podniecenia.
- Nie teraz – uspokoił ją – Poza tym, nie jesteś pewna – dotknął pod stołem jej uda. Pogładził je – Będzie dobrze.
- Idziemy? - Margaret nachyliła się do Majki – Słyszałam o Abigail. Widziałaś jej minę, jak Oskar ogłosił wasze zaręczyny?
- Przegapiłam to – przyznała z żalem – A może i lepiej, że nie patrzyłam w tamtą stronę?
- Może i tak – Margaret przyjrzała jej się uważnie – Nie ma nic gorszego, niż obojętność. Zwłaszcza dla takiej egocentryczki. No, ale należało jej się – syknęła.
Majka po raz kolejny uzmysłowiła sobie, że Margaret ma co prawda „złote serce” ale „pazurki” także. Musiała się roześmiać.
Obdarowani podchodzili do urny powoli, dostojnie, jakby z namaszczeniem. Dopiero teraz Majka zauważyła, że skrzynka ma zgłębienie, które nie pozwala zauważyć, jaka kulka wędruje do wnętrza. Otworzyła dłoń i przyjrzała się dwóm okrągłym kamykom. Wzięła biały i upewniwszy się, że nikt nie patrzy wsunęła go do maleńkiej misternej torebeczki, dobranej specjalnie do sukni. Zacisnęła w dłoni czarną kulkę.
- Witaj wśród narzeczonych – usłyszała za plecami, rozpoznając głos Juana. Nie było w nim złośliwości.
- To gratulacje? - spojrzała mu w twarz.
- Można tak powiedzieć.
Majka spojrzała na Athinę, pogrążoną w rozmowie z Abigail. Myśl o Darze wróciła.
- Kochasz ją? - spytała cicho – Athinę?
- Nie tak, jak Oskar ciebie – odparł poważnie.
Majkę zatkało. Juan patrzył jej w oczy.
- Musimy porozmawiać – szepnęła z przejęciem – Może potem, na balu...?
Skinął jej głową i odwrócił się do nadchodzącej narzeczonej.
- Athino, znasz Maryann... - zaczął.
- Tak się cieszę, że wreszcie mogę cię poznać osobiście – Majka wpadła mu w słowo – Margaret powiedziała mi o tobie tyle dobrych rzeczy.
- Och! - w oczach dziewczyny pojawiło się zaskoczenie, a po chwili jej twarz rozjaśnił uśmiech – Chyba nie potrafię się odwdzięczyć oryginalnym komplementem – szepnęła – Ty jesteś niesamowita pod każdym względem.
- Każdy z nas jest taki – mrugnęła do niej – Liczę, że jeszcze porozmawiamy.
Magaret ruszyła do urny. Majka ścisnęła w dłoni kulkę.
- Obyś spotkała tam wiele podobnych – szepnęła, wrzucając kamyk.
Usłyszała ciche stuknięcie i... już. Wracając, zatrzymała się na moment obok Anastazji, stojącej razem z mężem i Konstancją. Młodziutka Obdarowana miała na sobie różową suknię, przywodzącą na myśl stroje wróżek. Wyglądała prześlicznie. Majka już miała się do niej odezwać, kiedy kątem oka zauważyła, jak przechodzący obok Juan chowa do kieszeni spodni pozostałą kulkę. Natychmiast odwróciła głowę i zrezygnowawszy z rozmowy, wróciła na swoje miejsce obok Oskara.
- Musze ci coś powiedzieć – szepnęła, z trudem panując nad emocjami – Juan głosował na ciebie.
- Niemożliwe – Oskar spojrzał jej w oczy – Skąd to wiesz?
- Widziałam, jak chował do kieszeni białą kulkę – spuściła wzrok – Wiem, że nie powinnam tego widzieć, ale to był przypadek. Po prostu patrzyłam w tamtą stronę.
- Wie, że widziałaś?
- Nie – zastanowiła się - Na pewno nie.
- To dobrze. Nie mów nikomu – nachylił się do niej i pocałował ją tuż koło ucha – Nie wiem, czym zasłużyłam, że Natura mi ciebie zesłała?
- Musiałeś być naprawdę niegrzeczny – zażartowała, ale po chwili spoważniała – Oskar, co będzie? - spytała z niepokojem, zerkając na ostatnich Obdarowanych, czekających przy urnie.
Nie odpowiedział, ale z jego oczu emanował spokój i siła. Znała dobrze to spojrzenie. 
 

środa, 17 lutego 2016

Meteory. Przed świtem 39

Hamburg. Październik 2014
 
Majka weszła do sypialni dokładnie w chwili, gdy ochroniarze skończyli zdejmować Kamilowi więzy. Chłopak roztarł zdrętwiałe nadgarstki i spojrzał spode łba na towarzyszącego jej Oskara.
- Czy mógłbyś zostawić nas na chwilę? - szepnęła do niego Majka.
- Poczekam za drzwiami – Oskar uścisnął jej dłoń, dodając otuchy.
Majka poczekała, aż zostali z Kamilem sami.
- Twój dziadek nie żyje – powiedziała cicho – Umarł spokojny. Mówił o tobie przed śmiercią.
Kamil zacisnął szczęki, nie wypowiadając ani słowa.
- Towarzyszy mu w tej chwili twoja babcia... - podjęła po chwili.
- Nie jest moją babcią – przerwał jej - To druga żona dziadka.
- Ach tak!
- Czy zdążył? - podniósł na nią pełen niepokoju wzrok.
- Nie jestem pewna, ale zdaje się, że tak – kiwnęła głową – Słuchaj... Dlaczego powiedziałeś, że chronisz Oskara?
- Bo tak powiedział sir Nicolas. „Nadmiar wiedzy może zagrozić Naturze, a ona potrafi się bronić” - wyrecytował – „ Moja rodzina nie jest gotowa do objęcia straży”. Tak powiedział.
- Pamiętasz to? - spytała.
- Nie, ojciec mi przekazał – zwiesił głowę – Umarł szczęśliwy, prawda? - szepnął, patrząc w podłogę.
- Twój dziadek? Myślę, że tak. Uśmiechał się – z trudem przełknęła ślinę - Nie bał się śmierci.
- To dobrze – westchnął z ulgą – Co teraz? Czy mogę odejść?
- Oczywiście, ale chcemy z Oskarem złożyć ci propozycję – zaczęła ostrożnie – Zastanów się spokojnie, zanim odpowiesz. Nie jesteś zobligowany...
Kamil podniósł na Majkę zaskoczone spojrzenie. Jeszcze przed chwilą drżał na myśl, że może ją spotkać nieszczęśliwa przygoda, za którą on zapłaci głową, a tu taka odmiana.
- Oskar jest sprawiedliwy i zawsze dotrzymuje słowa – ciągnęła – Jean, ten, który cię gonił mówił, że gdyby nie Akos, to spokojnie byś mu się wymknął. Jesteś sprytny i silny.
- Nie wiedziałem, że macie na dole człowieka. Policzyłem wszystkich pozostałych – przyznał niechętnie.
- Bo nie mieliśmy. To był przypadek – odparła z uśmiechem, widząc w oczach Kamila zaciekawienie – Niedawno zwolniło się w drużynie miejsce Akosa. Oskar chce ci zaproponować pracę, ale jeśli ją przyjmiesz, musisz najpierw złożyć przysięgę mnie – odczekała chwilę, upewniając się, że jej słowa do niego dotarły – Przysięgniesz mi na Dar, że nie zdradzisz Oskarowi, ani nikomu innemu, żadnej informacji dotyczącej twojego dziadka i sprawy, którą zajmował się Nicolas Lowrens. W przysiędze lojalności Oskarowi, to zostanie pominięte.
- Ale to on musiałby to pominąć! - w głosie Kamila zabrzmiała konsternacja.
- Właśnie o tym mówię. Uzgodniliśmy to, zanim złożyłam ci propozycję w naszym imieniu – powiedziała poważnie – Teraz masz czas do zastanowienia.
- Nie muszę się zastanawiać! - odparł natychmiast – Jeśli on się zgodził na coś takiego... jeśli zaufał ci tak bardzo... - urwał, potrząsając głową z niedowierzaniem – Nie sądziłem, że jest taki.
- Jaki? - uśmiechnęła się jednym kącikiem ust – To co? Składasz przysięgę?
---
Oskar pchnął uchylone drzwi i wszedł do apartamentu Majki. Odwróciła się tyłem i uniosła w górę włosy, ukazując mu rozsunięty zamek błękitnej sukienki i skrawek nagich pleców.
- Mam dla ciebie niespodziankę – szepnął, dotykając ustami jej karku.
- Będzie musiała poczekać – zamruczała – Zdaje się, że jesteśmy spóźnieni. I tak, to był chyba najszybszy angaż w historii Zgromadzenia.
Czując, że sukienka jest dopięta, obróciła się wokół swojej osi i napotkała... dłoń z pierścionkiem i dwoje ciemnych lśniących oczu.
- Co to...? - zaniemówiła zdumiona.
- Helena zwolniła cię z przysięgi, a ponieważ już się zgodziłaś zostać moją żoną, chciałbym, żebyś to nosiła – poruszył krążkiem z białego metalu w którym połyskiwał diament wielkości grochu.
- Jak to? - wciąż nie mogła ochłonąć.
- Matka powiedziała mi to kilka minut temu... - rozciągnął usta w uśmiechu – Pomyślałem, że to jakiś znak, coś niespodziewanego i pozytywnego, zesłanego przez los... Jeśli się zgodzisz, to chciałbym poprosić o ciebie twoich rodziców teraz.
Majka niespodziewanie rzuciła mu się na szyję. Rozsądek podpowiadał jej, że to komplikuje i tak zagmatwaną sytuację, ale nie chciała go słuchać. Nie w tej chwili! Serce biło jej w szalonym rytmie, a krtań zacisnęła się, odcinając dopływ tlenu. Poczuła zawrót głowy. Oskar przytrzymał ją w pasie i okręcił się, sprawiając, że świat wokół nich zawirował.
- Nie musisz nikogo prosić – wyszeptała bez tchu – Już dawno powiedziałam ci, że należę do ciebie i nic się nie zmieniło, chociaż tyle przeżyliśmy... - wzruszenie odebrało jej głos.
- Ale ja chcę. Chcę o ciebie poprosić – spojrzał jej w oczy – Chcę szanować zwyczaje innych, nie tylko Zgromadzenia.
- W takim razie, dobrze – odsunęła się i ujęła go za rękę – Poproś o mnie, a kiedy się zgodzą, dasz mi pierścionek.
Oskar wsunął klejnot do kieszeni marynarki i objąwszy Majkę, poprowadził ją do windy. Zjechali kilka pięter niżej.
- Jesteście wreszcie! – powitała ich Margaret – Czekamy tylko na was... - zawiesiła głos, spoglądając to na Majkę, to na Oskara.
- A dziadek? - Oskar ściszył głos.
- Będzie miał niespodziankę – uśmiechnęła się do syna.
- Chyba pozostali też – Majka poczuła przyjemne podniecenie.
- Przepraszamy za spóźnienie – Oskar wprowadził Majkę i Margaret do niewielkiej prywatnej sali, przybranej i zastawionej do kolacji.
Mistrz, siedzący na szczycie stołu i pogrążony w rozmowie z dziadkami i rodzicami Majki, podniósł głowę i utkwił we wchodzących chłodne spojrzenie. Jednak pod wpływem ich radosnych uśmiechów, złagodniał. W jego oczach pojawił się cień sympatii i zaciekawienia.
- Mistrzu – zaczął Oskar dość oficjalnym tonem – Chciałbym cię prosić o kilka minut zwłoki, zanim usiądziemy do kolacji.
- Proszę – jego zaciekawienie przybrało na sile.
Oskar, wciąż trzymając przy sobie Majkę, podszedł do Piotra i Julii, siedzących pomiędzy Mistrzem, a Heleną i Janem. Piotr, jakby spodziewając się, co nastąpi, podniósł się z krzesła. Julia poszła w jego ślady.
- Chciałbym prosić was oboje o waszą córkę, Mariannę – zaczął Oskar, zgodnie z zasadami panującymi w Zgromadzeniu, powstrzymując się od wszelkich wstępów – Oboje pragniemy złożyć przysięgę i stać się małżeństwem – spojrzał na Majkę.
Ta uśmiechnęła się i do niego, po czym odwróciła się do rodziców. Myślała, że usłyszy coś w rodzaju: „zgoda” albo „skoro tak ustaliliście...”. Tymczasem Piotr, uprzedzając Julię, która już otworzyła usta, wyciągnął dłoń i położywszy ją Oskarowi na ramieniu, zajrzał mu w oczy.
- Nie wyglądasz na kogoś, kto przywykł prosić o cokolwiek – powiedział spokojnym, prawie przyjaznym tonem.
- To prawda – Oskar wytrzymał jego spojrzenie – Zwykle zdobywam to, na czym mi zależy... Ale są wyjątki.
Wszyscy obecni, nie wyłączając Mistrza, wstrzymali oddech.
- Poświęciłem dla tego dziecka więcej, niż mogłem znieść – powiedział nagle Piotr – Oboje poświęciliśmy – poprawił się, obejmując żonę – Chciałbym, żebyś miał tę świadomość.
Spojrzenia obu mężczyzn zdawały się przenikać, tworząc niewidzialny pomost. Majka patrzyła na ojca ogromnymi oczami. Pierwszy raz publicznie wyraził swoje uczucia w taki sposób!
- Będę o tym pamiętał – głos Oskara zabrzmiał cicho, ale wyraźnie.
- Mistrz Zgromadzenia. To wielka odpowiedzialność – Piotr tym razem ogarnął wzrokiem oboje, Majkę i Oskara – Trzeba mieć siłę, by ją unieść. Z tego, co wiem, ty taką masz... - zawiesił głos.
- Nawet najsilniejszemu mężczyźnie potrzebna jest bratnia dusza – Mistrz niespodziewanie włączył się do rozmowy. Jego aksamitnie miękki, głęboki głos, brzmiał prawie dobrotliwie. Jednak emanowała z niego siła, która sprawiła, że oczy wszystkich zwróciły się natychmiast w jego stronę – Jeśli jest nią żona, można mówić o prawdziwym szczęściu. Domyślam się, co cię trapi. Choć jestem Mistrzem dłużej, niż nim nie jestem, to ludzkie problemy dotyczą mnie tak samo, jak innych. Dzięki decyzji Heleny – skłonił nieco głowę w jej stronę - całe Zgromadzenie ujrzy nie jednego człowieka, ale parę ludzi, którzy staną na ich czele. Zgromadzeni wiedzą, że Mistrz na pierwszym miejscu stawia tych, których kocha. Nie jesteśmy nieczuli.
- Obyś nigdy nie musiał wybierać – Piotr cofnął dłoń z ramienia Oskara, ale zaraz wyciągnął ją w geście powitania – Jest w tobie coś, co sprawia, że ci ufam, choć nie zmniejsza to mojego lęku. Może to zrozumiesz, kiedy będziesz miał własne dzieci... synu.
Majka poczuła najpierw dziwne mrowienie na czubku nosa, a po chwili musiała zamrugać, by odzyskać ostrość wzroku. Julia ocierała łzy, podobnie jak Helena i Margaret.
- Też sobie tego życzę, choć wybór jest dla mnie oczywisty – głos Oskara emanował siłą, jakiej nikt się nie spodziewał. Ale on przecież dopiero co dokonał takiego wyboru.
Oskar uścisnął prawicę Piotra, po czym ujął z szacunkiem drobną dłoń Julii i schyliwszy się, musnął ją ustami. Wyprostował się, napotykając zaskoczone spojrzenia pozostałych. Spojrzał niepewnie na Majkę, ale ta mrugnęła do niego z aprobatą. Wyciągnął więc z kieszeni pierścionek i ostrożnie wsunął na serdeczny palec swojej narzeczonej.
- Chciałbym złożyć przysięgę już dziś, ale wiem, że to niemożliwe – powiedział patrząc jej w oczy – Nie każ mi jednak czekać zbyt długo.
- Chyba oboje czekaliśmy wystarczająco długo – odparła z jasnym uśmiechem – Chciałabym tylko przedstawić cię wcześniej moim przybranym rodzicom – dodała proszącym tonem.
- A potem wyprawimy sobie wielki bal! - w głosie Oskara słychać było dziecięcą radość.
Majka znała już ten maleńki chłopięcy zakamarek jego duszy, który ujawniał się czasem w chwilach, gdy był naprawdę szczęśliwy. Za to w oczach pozostałych, nie wyłączając Margaret, pojawiło się zaskoczenie.
- Myślałam raczej o kameralnej uroczystości w stylu antycznej Grecji – Majka oparła obie dłonie na piersi Oskara i nie przejmując się towarzystwem, wspięła się na palce, tak, że jej usta znalazły się dokładnie na wysokości jego ust – Czy w Zgromadzeniu istnieje miesiąc miodowy?
- Miesiąc nie przejdzie – westchnął z żalem – ale tydzień albo dwa... - w jego oczach pojawiły się psotne ogniki.
Rozległo się ciche chrząknięcie i wszyscy spojrzeli w tamtą stronę. W drzwiach stało dwóch kelnerów, popychając przed sobą restauracyjne wózki. Mistrz skinął im przyzwalająco.
- Chyba powinniśmy usiąść? - Oskar musnął usta Majki, po czym otoczył ją ramieniem i poprowadził wokół stołu, do miejsca obok Margaret.
- Chyba nigdy nie był tak szczęśliwy? - szepnęła Margaret i ukradkiem uściskała dłoń Majki – Więc przesilenie powita nie tylko nowego Mistrza.
Pełne emocji słowa Margaret sprawiły Majce wielką przyjemność. Spodobało jej się również, że Mistrz ujął się za Oskarem, jak prawdziwy, dumny z wnuka dziadek. Spojrzała na rodziców. Siedzieli blisko siebie, trzymając się za ręce. Och, tato, kocham cię, ale niepotrzebnie się martwisz, pomyślała.
- Jak mnie przedstawisz? - spytał półgłosem Oskar, nachylając się do niej – Swoim przybranym rodzicom – dodał, widząc, że nie do końca rozumie pytanie.
- Jako mojego narzeczonego – utkwiła w nim uważne spojrzenie.
Kelner ustawił przed nimi filiżanki wypełnione gęstą pomarańczowożółtą zupą dyniową. Poczuli silny zapach czosnku i gałki muszkatołowej.
- Chcesz im wyjaśnić, kim jestem? - spytał po chwili Oskar, upewniwszy się, że kelner ich nie słyszy.
- Chciałabym... - przyznała – Babcia Helena, z oczywistych względów, niewiele im powiedziała. Zawsze mnie kochali, ale traktowali trochę jak odmieńca. Szczególnie ostatnio. Chciałabym, żeby zrozumieli, żeby wiedzieli, że takich jak ja, jest więcej...
Oskar pokiwał głową, wpatrując się w parę unosząca się znad filiżanki.
- Postaram się – westchnął – Ale na razie nie mów tego nikomu. Wiesz, tak na wszelki wypadek.
Spojrzała na niego pytająco.
- Jeśli nie zostanę wybrany, to raczej nie będzie możliwe. Nie w zgodzie z zasadami – dodał szeptem.
- Rozumiem – odparła wolno – A ja miałam cię zapytać, czy mogłabym zaprosić na nasz ślub Agę, moją przyjaciółkę? Pewnie nie – odpowiedziała sobie, nie czekając, aż on to zrobi.
- Nic nie jest przesądzone... – pogładził łagodnie jej dłoń.
- Jeśli się nie da, zrozumiem – spojrzała mu w oczy.
Chciała być jego bratnią duszą. Chciała tego z całego serca. Oskar spojrzał jej głęboko w oczy, dotykając najgłębszych zakamarków duszy. Dla niego nią była.


sobota, 13 lutego 2016

Meteory. Przed świtem 38

Stoję przed niskim domem pomalowanym na biało. Z przodu ma taras wyłożony czerwoną cegłą. Czuję pod stopami nierówności. Okiennice i drzwi, pomalowane na niebiesko, są szczelnie zamknięte. Chyba tak wyobrażałam sobie Grecję, zanim ujrzałam Rodos...
- Timothy? - szepczę niepewnie.
- Wchodzimy. Trzymaj się blisko mnie – głos ma poważny, ale gniew już mu minął – Mam nadzieję, że powód, dla którego mnie tu ściągnęliście, jest naprawdę ważny. Timothy Covendish.
- Marianna Littenstein – dodaję szybko – Wpuść nas.
Czuję, że możemy wejść. Nie bawimy się w otwieranie drzwi, bo i po co? Przenikamy bezpośrednio do salonu. Stoi w nim stara kobieta. Patrzy na nas bardziej z zaciekawieniem, niż z lękiem. Ale ona nie śni!
- Nie jestem Obdarowaną, ale wiem o waszym istnieniu – mówi powoli, jakby nie była pewna, czy ją rozumiemy – Widzę wasze zarysy. Mąż jest tam – wskazuje drzwi.
Niepotrzebnie to robi. Oboje z Timothy'm czujemy jego Dar. Jest słaby, ale azyl ma porządny. Kiwam głową kobiecie i razem z moim towarzyszem i obrońcą, podążam do wskazanego pokoju. Stary zgarbiony Grek spoczywa w łóżku. Właściwie, na wpół siedzi, wsparty na kilku poduszkach. Śni.
- Witajcie – mówi słabym głosem, pełnym spokoju, bez cienia uniżonej uprzejmości, charakterystycznej dla Obdarowanych niższego stopnia, jakich znam. Mam wrażenie, że on rozmawia z nami jak równy z równym - Czemu zawdzięczam twoja obecność, sir Timothy?
- Jest bezpiecznie. Twoje przywołanie oznacza niebezpieczeństwo. Przybędę niezwłocznie, jeśli mnie wezwiesz. – przypomina mi Timothy, ignorując pytanie starca – Oskar śni i czuwa, ale nie wolno mu się przemieszczać, chyba że...- zawiesza głos.
- Dziękuję ci – głos mi drży. Wiem, że chodzi o Swena.
Timothy wznosi ręce i przymyka powieki. Wiem, co robi. Pamiętam, jak Oskar utworzył azyl w moim pokoju. Teraz ja też to potrafię. Staruszek uśmiecha się pobłażliwie.
- Ten azyl utworzyła Rosanna – mówi cicho.
- Ostrożność jest cnotą – Timothy wygląda na zadowolonego ze stanu mojego bezpieczeństwa – Do zobaczenia – posyła mi uspokajające spojrzenie – Żegnaj – mówi do gospodarza, schylając z szacunkiem głowę.
- Żegnaj.
I zostajemy we dwoje. Stoję niezdecydowana. Starzec przygląda mi się uważnie, jakby chciał zajrzeć do wnętrza mojej duszy.
- Jesteś taka podobna – wzdycha wreszcie – Tylko spojrzenie masz inne... radosne. W jej oczach był smutek... - przymyka oczy.
- Moja prababcia? Rosanna? - Co za głupie pytanie, besztam się w myślach. Oczywiście, że mówi o niej! - Twój wnuk, Kamil, mówił, że chcesz ze mną rozmawiać...
- To dobre dziecko – jego twarz rozjaśnia uśmiech – To będzie moja ostatnia rozmowa. Nie zostało mi wiele sił – jego głos brzmi pogodnie - Siadaj przy mnie – wskazuje róg łóżka.
Dziwnie się czuję. Onieśmiela mnie ten człowiek. Mówi z takim spokojem, a przecież umiera.
- Skoro dotychczas mnie nie szukałaś, to znaczy, że twoja prababka nie chciała lub nie mogła przekazać ci tego, co odkryła – zaczyna, a ja nadstawiam uszu – Kiedy tu przyjechała pracować, była od ciebie dużo starsza... doświadczona i mądra... – przygląda mi się uważnie – Ty jesteś młoda, zapalczywa i... zakochana. A jednak, to właśnie ciebie muszę prosić, żebyś kontynuowała jej dzieło – milknie na dłuższą chwilę i przymyka oczy.
- Mówisz tak, jakby młodość i radość życia były przeszkodą – zauważam ostrożnie – A może to zaleta? Do pracy potrzeba sił.
- Twoja prababka coś tu znalazła – ciągnie, ignorując moje wtrącenie – Pierwszy raz przywiozła ją tu Joanna, matka tej biednej Judith. Wtedy była taka jak ty. Ale krótko to trwało... wybuchła wojna... Joanna zginęła, Judith przepadła, a Rosanna zajęła się sobą – zawiesza głos – Ale wróciła. Tajemnica Daru nie dawała jej spokoju. Szukała długo... Odwiedziła chyba wszystkie wyspy, aż pewnego dnia przyjechała tutaj. Czytała po całych dniach, a potem znikała na długie noce. Później wszystko się odwróciło. Nie było jej całe dnie. Wracała zmęczona, okurzona i głodna, ale w jej oczach zaczęły się pojawiać ogniki, których wcześniej nie było. Aż pewnego dnia odwiedził ją Nicolas, a potem... Swen. Nie wiem, czy ich zaprosiła, czy przybyli z własnej inicjatywy, ale wiem, że od tamtej pory Rosanna się zmieniła. Zamknęła się w sobie. Nie siadała już ze mną przed domem, czekając na zmierzch lub na świt – mówi ze smutkiem.
- To ona znała Swena? - wyrywa mi się.
- Wszyscy go znali – Aristoteles patrzy na mnie z pobłażaniem – Taki ładny blondynek. Tylko oczy miał dziwne, zimne i złe. Nawet jak się uśmiechał, to tylko ustami. No, ale biorąc pod uwagę z jakiej pochodził rodziny... Wracał tu kilka razy i przyjdzie znowu... ale będzie za późno - w jego głosie pojawia się nutka złośliwej satysfakcji.
- A Mistrz? Czy on ją odwiedzał? - pytam z nadzieją.
- Ja nie wiem, ale oni się przyjaźnili. Bardzo – wzdycha – Myślę, że przez niego była smutna i nieszczęśliwa.
- Cooo?
- Chyba tęskniła, ale on miał wtedy masę problemów ze Zgromadzeniem, a ona pracowała, jak szalona. Mówiłem, że to ją w końcu zabije, ale od kiedy to w pełni Obdarowani słuchają nas? A potem Swen zwrócił się przeciw Mistrzowi. Rosanna postanowiła, że wraca do rodziny, by ją chronić. I chroniła – mówi z uznaniem – Jej wiedza była najlepszą obroną. To ona nauczyła nas, jak tworzyć azyle, których nie da się przełamać. Potrafiła takie rzeczy... - przerywa mu krótki kaszel – Podaj mi trochę wody.
Biorę z szafki nocnej szklankę z przeźroczystym płynem. Staruszek ujmuje ją dwoma rękami. Są pomarszczone, pokryte cienką, usianą plamami skórą, ale miłe w dotyku, chłodne i delikatne, jak pergamin. Pociąga kilka małych łyczków i odpoczywa. Myśli kłębią mi się pod czaszką. Czy Rosanna przyczyniła się do buntu Swena? Jaką rolę odegrała tu Judit? A Nicolas? Aristoteles oddycha ciężko.
- Może potrzebujesz dłuższego odpoczynku...? - pytam niepewnie, patrząc na jego ściągniętą twarz. Drobna niebieskawa żyłka na skroni pulsuje mu z wysiłku.
- O tak, odpocznę – uśmiecha się blado – Ale najpierw przekażę ci, co wiem. Potem odpocznę...
Nie taki odpoczynek miałam na myśli. Ogarnia mnie panika. Do tej pory, widziałam tylko martwą Judith, ale nikt przy mnie nie umarł tak, od początku do końca.
- Kiedy Rosanna nas opuściła, nie przekazawszy Daru, byłem w rozpaczy. Nie wiedziałem, co znalazła i gdzie, ale wiedziałem, czego szukała. Jeśli zabrała to ze sobą do grobu, tak, jak się odgrażała, to nasze Zgromadzenie nie miałoby szans... - w jego oczach lśnią łzy – Dopiero po kilku latach przybył tu Nicolas i kazał szukać ciebie. Moja córka wyszła za Polaka, więc łatwo było jej zamieszkać w Polsce. To trwało i trwało... już straciliśmy nadzieję, a wtedy Swen napadł na Oskara i zabił Nicolasa – mówi ze zgrozą – I nagle uświadomiłem sobie, że Nicolas mógł mieć rację. Albo Rosanna dała mu to, co znalazła, albo powiedziała mu, gdzie szukać... Swen też szukał, ale gdzie mu tam do Rosanny – prycha z pogardą.
- To tępak! Miałam okazje się przekonać – przytakuję, ale natychmiast milknę, pod uważnym spojrzeniem.
- A więc już się spotkaliście? - kiwa głową – Miałem nadzieję, że zdążę przed nim.
- I tak niewiele zyskał – spuszczam głowę – Nie dałam mu tego, czego chciał.
- Wiesz, o czym mówię? - w oczach starca pojawia się zdumienie – Masz to?
- Chyba tak... - bąkam niepewnie.
- A więc to nie Nicolasowi dała klucz – szepcze do siebie – Sprytnie.
Opada na poduszki i przymyka oczy. Musi być strasznie zmęczony, bo oddech ma ciężki, jak po biegu. Nagle dociera do mnie, że prawie nie czuję jego Daru. Odchodzi?
- Mam klucz – mówię szeptem - Ale nie wiem, gdzie są drzwi. Czy tego szukała? Aristoteles, słyszysz mnie? - ogarnia mnie panika.
- Ich też... i chyba je znalazła... w jednym z klasztorów – mówi tak cicho, że ledwie go słyszę – Jesteś bystra i masz jej Dar. Znajdziesz to, ale uważaj...
Nie wiem, co mam robić? Boję się jego śmierci, ale nie odejdę, póki nie powie mi wszystkiego! Na szczęście jego Dar przybiera jakby na mocy. Otwiera oczy. Są dziwne, pałające, jakby miał gorączkę. Ogarnia mnie niepokój. Może wezwać Timothy'ego?
- Słyszałem, jak mówiła Nicolasowi, że dla w pełni Obdarowanego to zbyt wielka pokusa... że dlatego odeszła z zamku... - jego szept się rwie – Zniszczyła mapy i notatki... Powiedziała: „zabieram tajemnicę do grobu”.
Nie czuję jego Daru! Nie słyszę oddechu! Patrzę na starego człowieka, leżącego na poduszkach. Wygląda tak spokojnie, zupełnie, jakby spał. Co teraz?
Przenikam do salonu. Kobieta, która nas przywitała, siedzi w fotelu i szydełkuje. Macham do niej, żeby zwrócić jej uwagę. Podnosi głowę, a ja podchodzę do drzwi i otwieram je. Wstaje i idzie do pokoju. Siada na łóżku i bierze w ręce kościstą wiotką dłoń męża, gładzi ją.
- Widzisz, zdążyłeś... – szepcze do niego z czułością – Teraz możesz odpoczywać.
Czuję, jak coś dławi mnie w gardle, a po policzkach płyną mi łzy.
- Dziękuję – patrzy na mnie przez ramię – Dziękuję, że przybyłaś.
Kłaniam jej się niżej, niż trzeba i kłaniam się jemu. Dał mi coś naprawdę cennego, choć jeszcze nie wiem, czy powinnam się cieszyć z takiego podarunku.
Muszę zebrać myśli. Muszę mieć chwilę spokoju. Azyl sięga do drzwi wejściowych... Czuję zamęt w głowie. Dlaczego zaufała Nicolasowi i Judith, a nie Mistrzowi? Co to znaczy: „zbyt duża pokusa”? Czy dla mnie też? A dla niej? I co zabrała do grobu, bo przecież nie klucz! Drzwi są w klasztorze, ale w którym? Jak go znajdę? Nicolas zabrał tajemnicę do grobu, i Judith też ... Kurwa! Wszyscy, którzy coś wiedzieli, nie żyją. Rosanna wyjechała z zamku, od Maksa Lowrensa i nie powiedziała mu ani o kamieniu, ani o swoich odkryciach! Nagle ogarnia mnie strach. Kamil powiedział, że chroni Oskara. Może nie powinnam go wciągać w to wszystko? Co się stanie, jeśli znajdę drzwi? Co tam jest? A jeśli Rosanna nie chciała, żebym to odkryła? Jeśli nie chciała, żeby jej rodzina się w to mieszała? Nie powiedziała Helenie, ani Julii, nie powiedziała też nikomu w pełni Obdarowanemu. Może powinnam to zostawić? Czy to z tego powodu Swen pokłócił się z Mistrzem? Może obaj chcieli tego samego...? A Oskar? Co zrobi, kiedy się dowiemy? Jeśli się dowiemy?
Zerkam na ścienny zegar. Strasznie długo to trwało. Powinnam wracać. Powinnam powiedzieć Kamilowi...
- Fairmont Hotel Vier Jehreszeiten – szepczę, skupiając się na swoim ciele, które leży w apartamencie Oskara, tuż obok niego.
- Jesteś nareszcie – Oskar wita mnie z wyraźną ulgą – Wszystko w porządku?
- Tak – uśmiecham się blado – Timothy, wróciłam – mruczę do siebie i czuję, że najpierw łapię, a po chwili tracę z nim kontakt. Obudził się.
---
Majka otworzyła oczy, ale nie ruszyła się z miejsca. Oskar pochylił się nad nią.
- Jak się czujesz? - zajrzał jej w oczy z troską.
- Muszę powiedzieć Kamilowi, że jego dziadek właśnie umarł – powiedziała cicho – Przytul mnie – dodała nagle i nie czekając, wczepiła się palcami we włosy Oskara.
Ogarnął ją ramionami i przycisnął do piersi. Wtuliła twarz w jego szyję i wciągnęła do płuc powietrze przesycone ciepłym, znajomym zapachem. Nagle wydało jej się, że jest strasznie zmęczona. Oskar kołysał ją delikatnie, z czułością.