Lek

Lek

wtorek, 30 sierpnia 2016

Meteory. W blasku dnia. Rozdział 32

Grecja. Grudzień 2014
 
- Musi ponieść karę. Przecież wiesz – Oskar przesunął wzrokiem po twarzy przyjaciela i powoli odwrócił się w stronę okna – Miesiąc bezsenności. W zamku – dodał twardym tonem.
- W bibliotece? - w głosie Johana można było dosłyszeć promyk nadziei.
- Jakim sposobem? Musimy pracować – Oskar wciąż wpatrywał się w krajobraz za oknem, a w każdym razie takie sprawiał wrażenie – Mamy kilka cel... - dodał powoli.
- Na dole? - tym razem Johanowi nie udało się ukryć zaskoczenia – Chcesz ją zamknąć w lochu?
- Miesiąc bezsenności za to, co zrobiła, to nie jest surowa kara – padła spokojna odpowiedź.
- Ale to Clair! - Johan przełknął głośno ślinę – Znasz ją od dziecka...
- Czy gdyby chodziło o ciebie, oczekiwałbyś łagodniejszego traktowania? - Oskar odwrócił się gwałtownie i utkwił w przyjacielu uważne spojrzenie.
- Nie – spuścił głowę, nie mogąc znieść wzroku Oskara – Ale... - zacisnął pięści.
Oskar podszedł blisko, bardzo blisko.
- Czego się boisz, Johan? - spytał cicho – Kiedyś się nie zastanawiałeś...
- To było kiedyś – rzucił, nie patrząc mu w twarz – A poza tym, jesteś moim Mistrzem – głos mu drżał.
- Tylko dlatego? - Oskar starał się nadać swojemu głosowi kpiący ton. Tylko on wiedział, ile go to kosztowało.
Ciało Johana bezwiednie spięło się, jak do skoku. Zaczął drżeć.
- A może jest inny powód, tylko nie masz odwagi go podać? - Oskar nie ustępował – Czego się boisz? - powtórzył.
Z piersi Johana dobył się głęboki pomruk, przechodzący w złowrogie bulgotanie. Stawy jego potężnych, żylastych dłoni zatrzeszczały. W jego oczach pojawił się najpierw cień nadziei, a potem panika. Nieoczekiwanie osunął się na kolana.
- Mistrzu, ukarz mnie! – jęknął – Odejdę – ciągnął zdławionym głosem – Zawiodłem twoje zaufanie – spojrzał na ramię Oskara, gdzie ubranie skrywało ledwie zabliźnioną ranę.
- Odejdziesz? - głos Oskara brzmiał nieco łagodniej – Raczej nie... Ale tak, zawiodłeś moje zaufanie i nie chodzi mi o Sama. Po prostu myślałem, że skoro znamy się tyle lat, będziesz ze mną szczery. No, ale jak chcesz – zaplótł ręce na piersi – Dwa tygodnie bezsenności od jutra. W zamku – dorzucił - A teraz odejdź – odwrócił się do okna.
Johan zamrugał gwałtownie, ale nie odezwał się ani słowem. Spodziewał się, że Oskar nie puści mu płazem takiego zaniedbania, ale... dwa tygodnie bezsenności? „Odejdź”? Tak po prostu? Wyszedł z gabinetu i stanął niezdecydowany.
---
Majka zapukała do pokoju Agnieszki. Drzwi otworzyły się prawie natychmiast, jakby przyjaciółka na nią czekała.
- Jak tam...? - zaczęła niepewnie.
- Zależy, o co pytasz – padła enigmatyczna odpowiedź.
- Wciąż się gniewasz, że nie pozwalamy ci zajrzeć do komnaty? - w głosie Majki można było dosłyszeć autentyczny żal – Zrozum, to nasze najświętsze miejsce, coś jak... - zastanowiła się – Skarbiec Watykanu, czy, bo ja wiem?
Agnieszka westchnęła ciężko. Majkę może dałaby radę przekonać, ale wiedziała, że odpowiedź Oskara była kategorycznie odmowna.
- OK, ale zdaje się, że nie o tym chciałaś rozmawiać – zmieniła temat.
- Masz rację – Majka przysiadła na jednym z dwóch krzeseł, stojących obok niewielkiego stolika – Oskar rozważa przekazanie części Daru Swena Gregowi. Mógłby wtedy objąć stanowisko szefa ochrony zamku albo mieć własny zespół... - zawahała się. Takie rozmowy nigdy nie przychodziły jej ławo. Sama nie będąc zbyt otwartą, tym bardziej czuła zażenowanie.
- Pytasz, czy planujemy wspólną przyszłość? - nieoczekiwanie przyjaciółka przyszła jej z pomocą.
- Właściwie tak – przytaknęła skwapliwie – Tobie nie można przekazać Daru. Nawet odrobiny. Choćbym nie wiem, jak tego chciała – Majka zwinęła dłonie razem i przycisnęła je do piersi – Nie jesteś w żaden sposób z nami spokrewniona...
- Czy ja o to prosiłam?! - Agnieszka przerwała jej gwałtownie.
- Co? - Majka zamrugała szybko, kompletnie zbita z tropu.
- Pieprzę ten wasz dar! Bez obrazy... - zreflektowała się, na widok konsternacji, jaką wywołały jej słowa – Kto ci powiedział, że chciałabym żyć tak, jak ty? Te wasze nakazy i zakazy – wzdrygnęła się z odrazą – To jakaś paranoja! - wyrzuciła ręce w górę.
- No wiesz? - Majka poczuła się trochę dotknięta.
- Kiedy mi o tym opowiadałaś, to było takie... trochę nierealne, tajemnicze i chyba przez to fascynujące – Agnieszka zignorowała oburzenie przyjaciółki - Tyle, że w prawdziwym życiu to jest nie do przyjęcia! Facet zamiast spędzać czas ze mną, leży jak kłoda, a jego... dar, czy dusza, czy jak jej tam, lata gdzieś daleko. To chore!
- Może gdybyś mogła dzielić z nim te doświadczenia... - Majka zaczynała rozumieć jej frustrację.
- Ale nie mogę! - wpadła jej w słowo Agnieszka – A poza tym, OK, może byłoby fajnie...? Ale te wasze prawa! To poczucie jakiejś misji! Ja sobie tego nie wyobrażam. No, i te kary!
- Aga, nie przesadzaj! Kary są za naprawdę duże przewinienia. Poza tym, są po to, żeby obdarowani nie nadużywali swoich zdolności w stosunku do innych ludzi. Nie wszyscy są tacy jak Oskar, czy Greg. Od czasu do czasu trafi się i Swen – Majka spróbowała przywołać na twarz uśmiech.
- Taaa... - Agnieszka wydęła usta – Na szczęście mnie to już nie dotyczy.
- Jak to?
- Można powiedzieć, że zerwaliśmy z Gregiem, jeśli w ogóle coś nas łączyło – wzruszyła ramionami – Wspólna praca uświadomiła nam wiele rzeczy. Między innymi to, że fajnie nam tylko w łóżku. Potem już nie.
- Trochę mało, jak na związek – bąknęła Majka.
- No, raczej.
- Już to obgadaliście?
- Zanim rozkręciła się ta afera z wami i komnatą – Agnieszka przewróciła oczami – Chyba zbytnio się nie przejął. Zresztą, ma teraz inne zmartwienie.
- To znaczy?
- O ile dobrze usłyszałam, to twój wspaniały Oskar postanowił ukarać Johana, tylko nie wiem za co. Ma iść do wiezienia, czy jakiegoś lochu...? – prychnęła - To mi zapachniało średniowieczem – dorzuciła złośliwie.
- Skąd to wiesz? - Majka wybałuszyła na nią oczy.
- Usłyszałam niechcący fragment rozmowy. Nie wiedziałaś?
- Nie – głos Majki zabrzmiał dość ponuro – Widocznie nie zdążył mi powiedzieć.
- Widocznie – tym razem w głosie Agnieszki dało się dosłyszeć także współczucie.
- Muszę iść – Majka wstała – Przykro mi, że tak z wami wyszło.
Agnieszka tylko wzruszyła ramionami. W głębi duszy Majka czuła jednak, że tak jest chyba lepiej. Najwyraźniej różniły się nie tylko wyglądem i temperamentem. Zatrzymała się na chwilę przed drzwiami i spojrzała na przyjaciółkę, ale ta skrzywiła się tylko i machnęła jej ręką. Greg na pewno cierpiał, ale jeśli tak łatwo odpuścił, to mogło oznaczać tylko jedno. Westchnęła ciężko. Tak, czy inaczej, rozmowę z Agą miała za sobą. Ruszyła do pokoju, który zajmowali oboje z Oskarem i wkroczyła do niego w bojowym nastroju. Jej cel stał z komórką w pobliżu okna. Na widok żony rozłączył się i położył ją na parapecie.
- Podobno chcesz zamknąć Johana w lochu? - Majka nawet nie starała się ukryć oburzenia.
- Owszem. I zabroniłem mu śnić – odparł z rozbrajającą szczerością.
- Mógłbyś chociaż udać, że ci przykro z tego powodu – w jej głosie słychać było irytację – Można wiedzieć, co takiego ci zrobił?
- Mnie? - Oskar wyglądał na rozbawionego jej gniewem – No cóż... Zawiodłem się na nim. Traktuje mnie jak Mistrza, a nie jak przyjaciela. Myślałem, że będzie ze mną szczery...
- Czyś ty oszalał?! - przerwała mu w pół zdania - I jeszcze się bezczelnie śmiejesz!
- Pewnie – spróbował wziąć ją w ramiona, ale mu się wykręciła – No, nie złość się. Tak naprawdę, wyświadczyłem mu przysługę.
- Zamykając go w celi? Masz mnie za idiotkę? - uniosła ręce, jakby chciała go uderzyć.
- Halo! Rozmawiasz z Mistrzem – przypomniał jej, udając oburzenie.
Majka jednak nie była w nastroju do żartów, więc skapitulował.
- On i Clair posiedzą w sąsiednich celach – powiedział już poważnie – Mogą rozmawiać do woli, a że będą mieli dużo wolnego czasu... - zawiesił głos.
- Och!
- Mnie nie nabierze. Jego tak zwane „związki” - zrobił w powietrzu znak palcami – nie trwały dłużej niż trzy miesiące. Zraniła go jak cholera, ale on i tak ją kocha.
- To dlaczego...? - zaczęła i urwała w pół zdania, jakby straciła wątek.
- Bo jest dupkiem, który się boi odtrącenia. Raz się sparzył, więc woli niepewność.
- A ona?
- Skała wydała jej się ciepła, kiedy jej dotknęła – odparł z zagadkowym uśmiechem.
Nagle Majka doznała olśnienia.
- A ja myślałam, że to ty jesteś dupkiem – przyznała ze skruchą , opuszczając ręce.
- Ja? - Oskar zajrzał jej w oczy – Tak się składa, że zacząłem być specjalistą od trudnych związków.
- Takich jak nasz? - przysunęła się bliżej.
- Jak nasz – przyznał.
- Co teraz? - spytała zarzucając mu ramiona na szyję.
- A co ma być? Podwójna ceremonia – spoważniał nagle – Pierwszy raz od wielu lat.
- Babcia Helena naprawdę mnie zaskoczyła – Majka wtuliła głowę między ramię, a szyję Oskara – Odda Dar Monice, żeby ta mogła otrzymać dodatkową cząstkę. Powiedziałbyś?!
- Szczerze? - objął ją ramieniem – Odkąd pozwoliła na nasze zaręczyny, patrzę na nią inaczej. Nie miała lekko z taką matką, jak Rosanna.
- Wiem... Oby tylko Monika dała radę. Tak naprawdę, nie ma pojęcia czym jest Dar.
- Podobnie jak ktoś, kogo znam – Oskar uśmiechnął się i pocałował ją w czubek głowy – Nie martw się, moja matka jej pomoże.
Te słowa powinny ją uspokoić, a jednak Majka wciąż była spięta.
- Boję się – szepnęła ledwie dosłyszalnie i wtuliła się mocniej w obejmującego ją męża.
- Ty? Czego?
- Tego, co ma się stać. Nigdy tego nie robiliśmy, a wszystko, co wiemy opiera się na moim „kontakcie” z przodkami. A jeśli się mylę? Jeśli stracimy Dar babci albo ze Swenem coś pójdzie nie tak?
- Nie martw się – Oskar objął ją jeszcze mocniej – Zabraniam ci się martwić. Wszystko, co powiedziałaś zgadza się z tym, co jest zapisane w zwojach.
- Bo czytałam je wcześniej.
- Tego od Juana nie – przerwał jej łagodnie – Poza tym, ja w ciebie wierzę i wcale się nie boję – jego głos brzmiał pewnie.
Majka uniosła gwałtownie głowę i spojrzała mu głęboko w oczy.
- A jeśli jednak nie jesteś bezkarny? - powiedziała powoli.
- Zabraniam ci się martwić - Oskar nie ustępował – Wiesz, dlaczego... - spojrzał znacząco w dół.
- Właśnie dlatego się martwię! Czułam Dary dzieci u Manueli i u Anastazji, a u siebie nie! – Majka o mało nie wybuchnęła płaczem.
- Kochanie – Oskar ujął jej brodę dłonią i uniósł delikatnie w górę – Niedawno nie chciałaś nawet o tym słyszeć, a teraz jesteś taka niecierpliwa – pochylił się i złożył na jej drżących ustach miękki, wilgotny pocałunek – Wiem, co zrobiłem zeszłej nocy. Poczujesz to, obiecuję. A teraz już się nie zamartwiaj. Skoro Rosanna powiedziała, że urodzisz mi córkę, to ja jej wierzę.
- No... - Majka zamrugała szybko. Rosanna niedokładnie tak to ujęła.
- Ćśśś – Oskar położył jej palec na ustach – Mamy sporo pracy. Powinniśmy się spotkać z wybranymi przez Radę. Musisz im powiedzieć, co się będzie działo.
- Zaakceptowałeś nasz wybór? Nikogo nie zmieniłeś? - Majka oderwała się wreszcie myślami od swoich spraw.
- Przecież powiedziałem, że w tym przypadku mój głos liczy się na równi z głosami pozostałych członków – odparł tonem, który przywodził na myśl cierpliwego nauczyciela – Wystarczy, że muszę odebrać Dar, jego rozdział pozostawię innym. Sama mówiłaś, że nadmiar władzy szkodzi – kącik ust drgnął mu lekko na widok jej rozszerzonych zdumieniem oczu.
Popatrzyła na męża z uznaniem. Jego słowa ją uspokoiły. Nie mogła się mylić.

piątek, 19 sierpnia 2016

Meteory. W blasku dnia. Rozdział 31

Grecja. Grudzień 2014
Jakie to cudowne podróżować we śnie bez strachu, myślę, wpatrując się w siedzących przede mną obdarowanych. Sala naszego zamku wydaje mi się taka przytulna po tych wszystkich mrocznych miejscach, które odwiedziliśmy w Grecji. Oskar siedzi obok mnie. Jestem z niego taka dumna! Członkowie Rady też są. Oni również patrzą na niego z szacunkiem i podziwem. I na mnie też tak patrzą, choć nie jestem pewna, czy na to zasługuję... No, może trochę. Johan już prawie kończy zbierać karty z prośbami o cząstkę Daru. Rada będzie miała mało czasu na ich rozpatrzenie, bo za dwa dni odbędzie się ceremonia. Po raz pierwszy od setek lat! Prawdopodobnie straci go tylko Swen. Oskar chce dać jego sługom jeszcze jedną szansę. Kocham go za to. Kocham go za wszystko. Nie! Kocham go, bo jest.
- Mistrzu – Johan kłania się nam uroczyście – Skończyłem – oddaje karty Juanowi.
Nie mogę uwierzyć, że obaj tak się zmienili. Johan jest taki poważny. Chyba bardzo przeżywa to, że Sam tak go podszedł. Myślę, że odbiera to jako osobista porażkę. A Juan? Jest taki dorosły i tak oddany Oskarowi, i... mnie. Jest prawdziwym przyjacielem.
- Dziękuję wam – Oskar wstaje – Otrzymacie odpowiedzi przed nastaniem świtu. Wezwani muszą się stawić we wskazanym miejscu i czasie.
Jeszcze krótkie spotkanie z Radą i mamy wreszcie czas dla siebie. Cały dzień przepracowaliśmy! Dobrze, że po południu przyleciała Margaret i zmusiła Oskara do kilku godzin snu. Wracam myślami do rozmowy z mamą i babcią. Nie chcę podejmować decyzji jako głowa Rodu. Niech to przedyskutują z tatą i dziadkiem, i oczywiście z Moniką.
- Chodźmy – Oskar wskazuje mi drzwi do gabinetu, gdzie zawsze zbierała się Rada.
Czeka na nas osiem identycznych krzeseł, ustawionych po obu stronach fotela. Uśmiecham się na jego widok. Kiedy byłam tu pierwszy raz, zajmował go Maksymilian Lowrens. Nie wiem, gdzie usiąść. Zerkam na Oskara.
- Siadaj przy mnie – mówi cicho.
Siadam. W rzędzie naprzeciw mnie zostaje jedno puste miejsce. Ciekawe, dla kogo?
- Witajcie – Oskar zaczyna zwyczajowym powitaniem, choć wszyscy już się widzieliśmy – Zacznę od tego, że poszerzyłem Radę o dwie nowe osoby. Pierwszą jest Marianna, a drugą Anastazja.
Czuję dziwne łaskotanie w gardle. No, niby mówił kiedyś, że to zrobi, ale... Otwierają się drzwi. Anastazja uśmiecha się do mnie i wchodzi.
- Och! - nie potrafię ukryć zaskoczenia, ale nie jestem odosobniona – Och! - Wyraźnie czuję, że nie jest sama! Rzucam szybkie spojrzenie Oskarowi, ale on patrzy na Anastazję ogromnymi oczami. Zerkam na Timothy'ego. Inni też na niego patrzą. Chyba nigdy nie widziałam go tak zadowolonego z siebie?!
- Zamierzaliście się z nami podzielić ta wiadomością? - z tonu głosu Oskara trudno coś wyczytać, ale na pewno nie jest zły.
- Wybacz. Nie byliśmy pewni... - policzki Anastazji płoną. Ona zawstydzona? Nie wierzę!
- Czy mogę? - zerkam na Oskara i zsuwam się z krzesła.
- Potem – powstrzymuje mnie – Anastazjo, mam nadzieję, że macierzyństwo nie przeszkodzi ci w przyjęciu miejsca w Radzie?
- Skoro nie przeszkadza mojemu mężowi... - zawiesza głos, unosząc jedną brew.
Uwielbiam ją! Taką Anastazję znam.
- W takim razie, załatwione – Oskar wskazuje Anastazji wolne miejsce – Jest jeszcze jedna kwestia... - zawiesza głos i przygląda się wszystkim uważnie – Chcę mieć w Radzie nie w pełni obdarowanego – mówi powoli, jakby czekał na nasze reakcje – Potrzebny mi lepszy kontakt ze Zgromadzeniem. Teraz, kiedy możemy przekazywać Dary tym, którzy nie otrzymali ich w sposób naturalny, granice będą się zacierać... - patrzy na Timothy'ego, a ja wstrzymuję dech. To rewolucja!
Cisza... Posyłam Juanowi błagalne spojrzenie.
- Kodeks nie mówi jasno, kto ma zasiadać w Radzie – mówi ostrożnie.
Andriej kiwa przyzwalająco głową, ale nie wychodzi przed starszych.
- Masz na myśli kogoś konkretnego? - Michael nie wygląda na zachwyconego tym pomysłem.
Anastazja krzyżuje ręce na piersi i przygląda się mężowi z wyraźnym niezadowoleniem. Uff, więc ona jest po stronie Oskara.
- To powinien być ktoś poważany, ale raczej nie sekretarz któregoś z nas... - zastanawiam się głośno. Dlaczego on mi nie powiedział wcześniej? Nagle przypominam sobie nasze niekończące się dyskusje na temat zbytniego lekceważenia niepełnego daru. Głupio mi. On jednak zapamiętał, co wtedy mówiłam.
- Myślałem o Akosu... - Oskar spogląda na mnie i na Michaela – Wy znacie go najlepiej. Czy dobrze wybrałem?
Nagle zdaję sobie sprawę, że to genialne posunięcie! Akos jest „mój”, a jednocześnie ma poważanie. Byliśmy ich świadkami. No, i wkrótce zostanie ojcem rodziny, a Michael jest przecież jego dziadkiem!
- Jestem za – staram się utrzymać powagę – To doskonały wybór.
- Ja także – przyłącza się do mnie Laura.
- To wielki zaszczyt – Michael nie może nie poprzeć wnuka.
- Skoro uważasz, że to korzystne dla Zgromadzenia... - Timothy wreszcie nam przytakuje.
Pozostali tylko czekali, by przypieczętować decyzję.
- Wobec tego, przekaż Akosowi tę propozycję. Oczekuję jego odpowiedzi jutro, kiedy się spotkamy – mówi do Michaela Oskar i wstaje – Zamykam spotkanie.
Wreszcie mogę rzucić się na szyję Anastazji.
- Och, Majka, to takie nieoczekiwane – szepcze mi do ucha – Nie mogłam uwierzyć. Timothy jest w siódmym niebie...
- To zrozumiałe! A co na to Konstancja? - pytam szybko, nim inni nam przeszkodzą.
- Bałam się trochę, ale... wydaje się szczęśliwa – Anastazja patrzy mi w oczy – Najważniejsze, że teraz, kiedy złapaliście Swena, mogę przestać o nią drżeć. Jest taka nieusłuchana. Kogoś mi przypomina – śmieje się do mnie.
Przerywa nam nadejście Oskara i pozostałych. Są tacy zaaferowani! Gdzie się podział ich dystans? Ściskają Anastazję i Timothy'ego.
- Zmieniłaś nas – słyszę cichy głos Juana.
- Ja? - odwracam się do niego gwałtownie.
- Też trudno mi w to uwierzyć – przygląda się Andriejowi, który składa gratulacje przyszłym rodzicom – Przed twoim nadejściem to było nie do pomyślenia... - kręci głową.
Wiem, że ma na myśli Athinę, ale jakoś nie słyszę w jego głosie żalu. Nie wygląda też na niechętnego Andriejowi.
- Te skały mają na nas taki wpływ. Jest w nich wielka moc – mówię półgłosem.
- Coś w tym jest – zgadza się ze mną – Przykro mi, że nadal nie wiem, co robi mój fragment. Może zdradzi nam swoją tajemnicę w twojej komnacie?
- Ta komnata należy do Zgromadzenia – prostuję – Ja tylko nią zarządzam.
- Kochanie... - niespodziewanie Oskar otacza mnie ramieniem.
- Chcę, żebyś odpoczął – patrzę mu w oczy – Proszę.
- Plaża i morze...? - w oczach Oskara zapalają się wesołe ogniki.
Och, więc się zgadza! Nasza rajska wyspa! Może przypłyną delfiny?
- Zanim stąd czmychniemy, chcę ucałować jeszcze Anastazję – przymilam się.
- Znikacie? - Anastazja mruga do mnie znacząco – Może i wam się poszczęści?
Czuję, że się czerwienię, ale jej wszystko wybaczę.
---
- Chcesz popływać czy od razu będziemy się kochać? - Oskar zrzuca ubranie, kiedy tylko nasze stopy dotykają piasku.
Dotykam miejsca na piersi, gdzie widać ledwie podgojoną ranę po kuli. Wiem, że śniąc, podlegamy innym zasadom, ale mimo wszystko nasze ciała nie są niezniszczalne.
- Poleżmy najpierw na piasku – szepczę i też zrzucam ubranie – Tak, żeby woda obmywała nam stopy.
Monotonny szum fal działa na nas kojąco. Oskar przygarnia mnie do siebie, a ja układam się na jego zdrowym ramieniu, obejmując udami jego udo. Przymyka oczy i milczy, jakby czekał, aż odezwę się pierwsza. Wiem, że tak jest, bo słyszę niespokojne bicie jego serca.
- Tam w komnacie... - zaczynam ostrożnie – To było niesamowite. Jakbym rozmawiała z duchami...
- Ty jesteś niesamowita – głos Oskara brzmi tak głęboko i nisko, kiedy mam twarz przy jego piersi – To, co tam zrobiłaś, wiedza, którą posiadłaś... To coś wyjątkowego nawet wśród obdarowanych.
- Każdy z nas ma podobnie – szepczę – Po ceremonii pokażę wam, jak możecie „spotkać się” z przodkami, by uzyskać ze swych Darów więcej... - zastanawiam się przez chwilę – Nie do końca to rozumiem, bo babcia Rosanna przekazywała mi tylko to, co wiedziała, a inne fakty poznałam od jej i moich przodków, ale... no, powiedziała mi też o rzeczach z przyszłości, a może z teraźniejszości? - unoszę głowę, ale Oskar leży nieruchomo.
- Mówiłaś, że to nie był duch, tylko to, co jest w tobie... Informacje zapisane w Darze... - odchyla głowę.
Fale głaszczą nasze nogi. Przytulam policzek do jego skóry.
- Powiedziała, że chciałaby dać swoje imię naszej córce – wypalam.
Serce Oskara przyspiesza gwałtownie.
- Co takiego? Czy ty...? - chwyta moją brodę i zagląda mi w oczy.
- Nie wiem... - O cholera! On myśli, że jestem w ciąży, a ja naprawdę tego nie wiem – Powiedziała tylko, że połączenie wiedzy i woli jest ciekawe... i chciałaby...
Usta Oskara opadają na moje. Jego język jest taki natarczywy i zachłanny. Sama nie wiem jak to się stało, ale już leżę na plecach. Słodki ciężar wgniata mnie w wilgotny piasek. Wciągam nosem słone morskie powietrze, ale i tak brakuje mi tchu. Ręka Oskara sunie po moim boku do pośladka i uda... Czuję, że jest podniecony. A może ja rzeczywiście jestem w ciąży? Nie czuję daru dziecka, ale przecież dar nie musi być od razu... Kręci mi się w głowie.
- Oskar... - odrywam się od jego ust – Oskar...Och! - nagle dociera do mnie, że jest tak blisko, a przecież mogłam go stracić, i że takie chwile jak ta, mogły się już nie zdarzyć... - Oskar, tak strasznie cię kocham! - wsuwam palce w jego włosy i przytrzymuję głowę, tak by widzieć twarz – Kiedy zobaczyłam cię ze Swenem... całego we krwi...
- Ćśśś, kochanie, jestem tutaj, cały i zdrów – uśmiecha się do moich ust i zagląda mi w oczy – A on jest pod kluczem i nie może nas już skrzywdzić. Nikogo już nie może... - urywa i znów mnie całuje.
- To dobrze – jęczę do jego ust – Teraz, kiedy Anastazja jest w ciąży i Monika może do nas dołączy...
- Rodzina nam się powiększy... - gładzi mój bok.
- Chcę mieć rodzinę – przesuwam ręce na kark Oskara, potem na jego plecy – Jeśli to spotkanie z babcią odbyło się za sprawą mojego Daru, to znaczy, że ja tego chcę..., że to jest we mnie.
- Chcesz mieć dziecko?
Kiwam głową.
- Teraz? - przyciska biodra do mojego brzucha, żebym mogła go poczuć.
- Może ono... ona już jest? - szepczę – Połączmy nasze Dary, przekażmy je.
Wpatruje się we mnie przez długą chwilę, po czym pochyla głowę i delikatnie całuje moje usta. Właściwie tylko je muska, potem szyję, obojczyk i ramię. Przymykam oczy i odchylam głowę. Czuję, jak moje sutki twardnieją i zaczynają mrowić nieznośnie w oczekiwaniu na swoją kolej. Po chwili Oskar chwyta zębami jeden, a drugi pieści leniwie palcami. Jęczę głośno i prawie widzę jego uśmiech. Uwielbia, kiedy tak reaguje na jego dotyk. Jęczę jeszcze głośniej, kiedy jego dłoń zaciska się na mojej piersi, a zęby pociągają brodawkę. Jakaś zabłąkana silniejsza fala obmywa nasze uda.
- Oskaaaar! - wyginam się i bezwiednie rozchylam szerzej nogi.
- Chcę żebyś mnie czuła... całym ciałem – wypuszcza z ust pierś i unosi głowę. Gładzi dłonią mój bok, sunie w dół – Jesteś taka piękna i taka słodka.
- I taka twoja – chwytam jego oddech, szukam ust – Kochaj się ze mną - szepczę ochryple – Poczuję cię... - sięgam ręką w dół – Och, na pewno cię poczuję!
Trzymam w dłoni twardy, pokryty żyłami członek. Tak bardzo go pragnę. I pragnę tego pulsowania energii, i tego błogiego zmęczenia, i kołysania w ramionach... Sprawne palce delikatnie głaszczą moją szparkę, odnajdują wrażliwe miejsce, krążą, pocierają, uciskają, a ja płonę z pożądania.
- Oskar, błagam... - nakierowuje go na siebie i wypycham biodra.
- Jaka niecierpliwa – ma aksamitnie niski, seksowny głos, kiedy się tak ze mną droczy.
Kolejna fala obmywa nasze stopy i łydki. Plecy Oskara są takie ciepłe od słońca... Jego członek też! Czuję go u wejścia. Na co on czeka? Unoszę biodra, ale on się cofa. Chwytam jego pośladki i przyciągam do siebie.
- Rozluźnij się – szepcze do moich ust.
Łatwo mu mówić! Jestem jednym pulsującym pragnieniem. Ledwie udaje mi się opanować drżenie nóg, ale nareszcie czuję jak we mnie wchodzi, jak mnie wypełnia. Co za rozkosz! Robi to wolno, nieznośnie wolno i jednocześnie tak doskonale. Gdyby zrobił to szybciej, odebrałby mi tyle doznań! Sunie w górę w tym samym tempie, a ja drżę. Teraz w głąb, do końca, do dna! Moje wnętrze pulsuje, zaciska się wokół niego...To wszystko jest takie nierealne. Leżę na plaży, Oskar na mnie, we mnie... nasze ciała ocierają się o siebie, a przecież jestem setki, a może nawet tysiące kilometrów stąd. W skroniach dudni mi krew. Płynie wartkim nurtem, niosąc ze sobą rozkosz nie do opisania. Chciwie łowię ciężki, chrapliwy oddech mojego kochanego męża. Dobrze mu... jak mnie. Wszystko mi się gmatwa i zlewa... Nasze oddechy się mieszają...
- Maj-ka – zduszony szept Oskara dociera do mnie jak przez mgłę. Moje imię! W takiej chwili on wymawia moje imię. To brzmi jak zaklęcie...
- Os-kar – jęczę.
Nie wiem, czy mi się zdaje, czy unosimy się nad ziemią...? Cała płonę! Czuję, że wypełnia mnie gorąca lawa, pulsuje w moim wnętrzu, rozlewa się... Odrywam sie myślami od ciała...
---
Słońce już tak nie praży. Otula nas ciepłym pomarańczowo złotym blaskiem. Łagodny szum fal zdaje się kołysać.
- Czy to już? - szepczę bezgłośnie, choć w jakiś sposób czuję, że łączy nas coś znacznie większego niż ten fragment ciała, który sączy we mnie nowe życie – Czy to już? - przymykam oczy.
- Chyba tak – Oskar tuli mnie w ramionach.
- Połączyły się... widziałam to – czuję pod powiekami łzy. Tym razem dwie czarne kule zlały się w jedność i spłynęły w dół. Dokąd?
- Ja też to widziałem – Oskar wysuwa się ostrożnie – Jak się czujesz?
- Dziwnie... - próbuję zebrać myśli – Nie wiem, czy coś się zmieniło.
- Musimy ochłonąć – odgarnia mi z twarzy niesforne kosmyki – Do wody? - unosi mnie w górę bez najmniejszego trudu.
Oplatam go ramionami i nogami i pozwalam się zanieść do morza. 

 

czwartek, 11 sierpnia 2016

Meteory. W blasku dnia. Rozdział 30

Grecja. Grudzień 2014
Greg wyszedł z piwnicy na dziedziniec monastyru. Jego potężna sylwetka na moment przesłoniła słabo oświetlone wnętrze.
- Sir Timothy... - zaczął, ale postać ze złotej poświaty machnęła niecierpliwie dłonią – Są zamknięci wewnątrz. Nie mam pojęcia, jak to otworzyć, a w sposób mechaniczny nie da się bez ciężkiego sprzętu. Mogę przygotować listę...
Postać kiwnęła mu głową, po czym odwróciła się do innej złocistej postaci. Wszystko odbywało się w otoczeniu około trzydziestoosobowej grupy ludzi, która traktowała scenę, jak coś najzwyklejszego w świecie.
Nagle spośród zgromadzonych wysunął się Johan. Podszedł do złocistych postaci, wsparty na ramieniu jednego ze swoich podkomendnych. By móc przemówić, musiał przycisnąć pięść do obolałego mostka.
- Sir Timothy, wybacz mi, ale czy nie lepiej przesłuchać jeszcze raz Sama? Może czegoś nam nie powiedział? Ten szpicel kłamał przez cały czas... Nie można mu wierzyć... - kaszlnął z wysiłkiem – Jak mogli tam wejść? - ukrył twarz w dłoniach.
Postać kiwnęła powoli głową i wskazała Johanowi koniec dziedzińca, gdzie stworzono prowizoryczne więzienie dla pojmanych ludzi Swena.
---

- Rozumiem go. Ma wyrzuty sumienia, ale nie możemy czekać – Laura spojrzała na Timothy'ego z niepokojem – Są tam we czworo, więc Swen ma przewagę. Nie chcę nawet myśleć... - głos jej się załamał – Przecież już dawno by wyszli... - w jej oczach zalśniły łzy.
- Masz rację – Timothy położył jej na ramieniu dłoń – Juan, powinniśmy wziąć listę potrzebnego sprzętu i otworzyć wejście. Wiem, że to świętokradztwo, ale tu chodzi o ich życie – spojrzał na Maksymiliana Lowrenasa, jakby szukał u niego aprobaty.
Stary Mistrz nie odpowiedział jednak. Przeczesał palcami siwe włosy i przymknął powieki. Na jego twarzy pojawił się wyraz udręczenia.
- Zaczekajcie – Juan wyciągnął z kieszeni swój kamień – Coś mi nie daje spokoju. Jest ciepły...
- Miałeś go w kieszeni – Laura wzruszyła ramionami - Nosisz go przy sobie? - dodała z dezaprobatą.
- Jest cieplejszy, niż moje ciało – Juan zignorował jej uwagę – Grzeje! – podał kamień Timothy'emu.
- Od dawna? - Timothy ujął kamień i nakrył go drugą dłonią – Gdybyś się zgodził, moglibyśmy spróbować nim otworzyć komnatę...
- Zgadzam się, choć nie sądzę, by to zadziałało – Juan spojrzał na wejście do piwnicy. Może Greg to zrobi?
Śniąc, żadne z nich nie miało możliwości pokonania azylu, który bronił dostępu do piwnic. Choć wszyscy czworo zjednoczyli swoje siły, nie udało im się nawet ugiąć energetycznej bariery. Szybko nakreślił na kartce kilka linijek i przywołał gestem ręki Grega. Ten przeczytał, po czym drżącymi rękami ujął kamień i niezwłocznie ruszył z nim do piwnicy. Wyglądał, jakby niósł największą świętość. Na twarzach Timothy'ego, Laury i Maksa odmalowało się pełne napięcia oczekiwanie.
- Moim zdaniem powinniśmy wrócić do naszych komnat – nieoczekiwanie stwierdził Juan.
- Co? - Laura ledwie go słuchała, wpatrując się w wejście do piwnicy.
- Moim zdaniem powinniśmy wrócić do naszych komnat – powtórzył Juan – I to, jak najszybciej.
- Dlaczego? - Timothy oderwał wzrok od jasnej plamy drzwi.
- Bo ktoś próbował się tam ze mną skontaktować – wypalił – Wtedy nie zdawałem sobie sprawy, co to jest. To było nieoczekiwane i zupełnie mi nieznane, ale teraz...
W drzwiach ukazał się Greg. Szedł ze spuszczoną głową. Juan zrobił dwa kroki w jego stronę i wyciągnął dłoń po kamień. Wziął go od nieszczęśliwego osiłka, po czym odwrócił się do swoich towarzyszy.
- Wracajmy do komnat. Wejdźmy do nich fizycznie. Maks może zorganizować dostawę sprzętu. Tak, na wszelki wypadek, gdyby nam się nie udało.
Timothy i Laura spojrzeli na siebie.
- Maks, poradzisz sobie? - spytał po chwili Timothy.
- Margaret i Anastazja mi pomogą – powiedział dziwnie spokojnym głosem – Róbcie wszystko, co możecie... - dodał ciszej.
---
- Gotowy? - Majka spojrzała Oskarowi w oczy.
Kiwnął jej głową i zacisnął zęby. Przyłożyła obie dłonie do ledwie zasklepionej rany na jego ramieniu i skupiła się na swoich palcach. Oskar wstrzymał oddech. Jego ciało zaczęło drżeć, a na czole pojawiły się krople potu. Rana znów zaczęła krwawić.
- Wytrzymasz? - zmarszczyła brwi.
Bez słowa skinął głową i przymknął oczy. Majka przycisnęła place do otworu, z którego sączyła się ciemna, gęsta krew. Po chwili poczuła na opuszkach dotknięcie czegoś twardego. Wyłuskała pocisk. Oskar odetchnął głęboko. Majka zakryła dłonią ranę, tamując krwawienie. Po chwili na twarzy Oskara pojawił się wyraz ulgi.
- Powinnam od tego zacząć – Majka uśmiechnęła się do niego z zadowoleniem.
- Moja matka będzie zazdrosna – odpowiedział jej słabym uśmiechem.
- Daleko mi do niej, ale już jesteś bezpieczny – w jej oczach zalśniły łzy – Co ty sobie wyobrażałeś? Chciałeś mnie opuścić? - Teraz, kiedy upewniła się, że Oskar nie umrze, mogła dać upust kłębiącym się w jej sercu emocjom.
- Dopiero idąc w dół zdałem sobie sprawę, jakie to straszne – spoważniał – Gdybym mógł zrobić inaczej... - umilkł i odwrócił głowę – Nie sądziłem, że tak ciężko będzie mi umierać.
- Muszę cię o coś spytać – szepnęła, również poważniejąc – Chciałeś go zabić – spojrzała na leżącego nieruchomo Swena – Dlaczego nie zrobiłeś tego od razu?
- Musimy teraz o tym rozmawiać? - Oskar wskazał głową na leżącego pod ścianą osiłka – Nie powinni tego słuchać.
- To ważne. Muszę wiedzieć – nalegała – Możemy iść tam – wskazała wyjście z komnaty.
Oskar westchnął i przyłożył dłoń do ramienia. Poruszył nim. Wygadało na to, że jego żona posiadła wiedzę i zdolności, jakich nie posiadał nikt inny. Utkwił w niej badawcze spojrzenie.
- Jesteś moim Mistrzem i moim mężem – zaczęła – Ale przede wszystkim, jesteś człowiekiem, którego kocham nad życie... - Jak miała mu powiedzieć, że od jego odpowiedzi zależy, czy zaryzykuje osobiste szczęście dla dobra całego Zgromadzenia?
- Póki nie stanęliśmy twarzą w twarz, byłem gotów go zabić – Oskar ściszył głos do szeptu – Potem powstrzymała mnie klątwa...
- Tylko to? - spytała, starając się ukryć zawód.
- Nie – spuścił wzrok. Milczał dłuższą chwilę, po czym spojrzał jej głęboko w oczy – Gdybym mógł odebrać mu Dar, to nie wahałbym się ani chwili. Jednak, zabicie nawet takiej kanalii, to co innego. Nie jestem bogiem. Nie mam takiego prawa.
- Ale mierzyłeś do niego – Majka wytrzymała jego spojrzenie.
- Myślałem, że umieram. Nie mogłem odejść, zostawiając cię z tym samą – wyszeptał ledwie słyszalnie – Proszę, nie każ mi więcej wyjaśniać. Żegnałem się z życiem, z tobą... - w jego oczach zalśniły łzy, ale nie starał się ich ukryć – Nie oceniaj Mistrza, tylko zwykłego człowieka.
Majka ujęła jego twarz w dłonie i nachyliwszy się, przywarła ustami do jego ust. Nagle poczuła, jakby spadło z niej ogromne brzemię. Język Oskara smakował tak cudownie znajomo i słodko. Przytuliła się do niego, a on zamknął ją w ramionach.
- Co teraz? - spytał, kiedy oderwali się od siebie.
- Teraz otrzymasz władzę, która ci się należy – powiedziała z przejęciem.
Wyjęła swój kamień i ułożyła go w zagłębieniu na środku komnaty.
- Wiosna, lato, jesień – wyszeptała, układając dłonie na kamieniu – Zima was wzywa. Przynieście mi nadzieję. Odbiorę to, co należy odebrać i dam to, co należy dać. Mistrz ma WŁADZĘ.
- Jesień? – usłyszeli nagle znajomy głos – Maryann?! Żyjesz! Co z Mistrzem?
- Oboje żyjemy. Juan, tak się cieszę... - z piersi Majki dobył się szloch – Bałam się, że mnie nie usłyszycie...
- Już wcześniej czułem twoją obecność! Pozostali też czekają, ale muszą się chyba oswoić...
- Wiosna...? - głos Laury brzmiał niepewnie – Maryann! O Naturo, dzięki ci!
- Poczekamy na Timothy'ego. Powiem wam, co robić – Majka posłała Oskarowi radosne spojrzenie – Mistrzu, przemów do swoich ludzi – wyszczerzyła zęby w uśmiechu.
- Lauro, Juanie, wasze głosy to chyba najmilsza muzyka dla moich uszu – Oskar starał się opanować drżenie głosu – Timothy?
- Oskar! Maryann! - usłyszeli szorstki, ale pełen radości głos – Potraficie wystawić moje nerwy na próbę. Mistrzu – Timothy zreflektował się szybko – Jak mogę pomóc?
- Majka wam wyjaśni. Wykonujcie dokładnie jej polecenia.
- Skoro rozmawiamy, to znaczy, że fizycznie jesteście w komnatach – zaczęła – Która jest godzina?
- Niespełna dwie godziny do wschodu słońca – odparł szybko Juan.
- Wystarczy, zresztą, to nie ma znaczenia – uspokoiła ich – Co się dzieje na zewnątrz?
- Mamy wszystko pod kontrolą. Używali paralizatora – wyjaśnił Timothy – Czy Swen jest z wami?
- Tak i miał niestety ostrzejszą broń...
- Och! Ale nic wam nie jest? - Laura musiała się upewnić.
- W każdym razie, nic poważnego – zapewnił Oskar.
- Musicie teraz wyjąć swoje kamienie, nie wychodząc z komnat. Po prostu sięgnijcie ręką – ciągnęła Majka – Drzwi się zamkną i utworzy się między nami most. Będziecie mogli nim przejść tutaj. Zróbcie to.
Po słowach Majki zapadła cisza. Dopiero po dłuższej chwili usłyszeli ciche szuranie.
- Które z nich? - rzuciła cicho Majka – Ja stawiam na Juana.
Oskar spojrzał jej w oczy, po czym kiwnął głową. Dopiero po kilku chwilach usłyszeli, że zamykają się kolejne drzwi.
- Jestem gotów – usłyszeli głos Juana.
- Ja też – dołączyła do niego Laura.
- I ja – na końcu odezwał się Timothy.
- Macie teraz Dar tak, jakbyście śnili. Z tą różnicą, że możecie się przemieszczać tylko w obrębie komnat – Majka odsunęła się od wgłębienia – Juan, weź twoją skałę i przynieś mi ją. Musisz się tylko skupić.
Po chwili przed Majką i Oskarem pojawił się Juan. Żadne z nich nie było w stanie powstrzymać emocji. Gdyby nie skała, którą Juan przyciskał do siebie jak dziecko, rzuciliby się sobie w ramiona.
- Oskar! Znaczy, Mistrzu! - oczy Juana o mało nie wyszły z orbit, kiedy ujrzał ogromną plamę zakrzepłej na ubraniu krwi – Jesteś ranny?
- Niegroźnie – Oskar poczuł się nieco zażenowany - Wyliżę się...
- Połóż skałę tu na środku – Majka ochłonęła z pierwszego szoku – Laura, teraz ty!
Cała scena powtórzyła się jeszcze dwa razy, z tym, że kiedy Timothy dołożył swój fragment skały, wszystkie trzy części połączyły się w całość.
- Och!!! - nawet Majka, choć wiedziała, co ma się stać, wydała z innymi okrzyk zdumienia.
- Swen! – Timothy pochylił się nad leżącym, który wyglądał tak, jakby się budził ze snu – Co mu jest? - spojrzał pytająco na Oskara.
- Musiałam odebrać mu część energii – odpowiedziała za niego Majka – Była potrzebna Oskarowi. Związaliśmy go wcześniej – wzruszyła ramionami.
Przybyli rozejrzeli się po komnacie.
- Wszystko wam wyjaśnię, tylko później – zapowiedziała Majka, kiedy wszyscy troje podeszli do ikonostasu – Teraz mamy do załatwienia ważną sprawę. Mistrzu... – zwróciła się do Oskara oficjalnym tonem – Oto naczynie – wskazała skałę, która teraz wyglądała jak odlew misy z ozdobnym rantem – My, strażnicy kluczy jesteśmy tu po to, by ci służyć. Moi przodkowie dali mi potrzebną wiedzę i pozwolili podjąć decyzję, co z nią uczynię, a ja poddaję się woli Mistrza. Teraz wy – spojrzała na Laurę, Juana i Timothy'ego – Musicie również poddać się woli Mistrza.
- Przecież podlegamy Mistrzowi... - zaczęła Laura.
- Musimy to zrobić jeszcze raz tutaj, prawda? - Juan spojrzał na Majkę – Tylko Mistrz nie podlega ocenie... tylko on jest bezkarny?
- Czytałeś zwój! – domyśliła się.
Juan przytaknął skinieniem głowy.
- Pierwszy Mistrz otrzymał od Zgromadzenia absolutną władzę, która umożliwia mu utrzymanie w ryzach tych, którzy chcieliby wykorzystywać Dar w nieodpowiedni sposób. Na przykład do krzywdzenia innych – wyjaśniła Majka – Potem Obdarowani odpowiedzialni za naczynie stopniowo próbowali ograniczyć tę władzę, ale raz nadanej, nie da się cofnąć. Dlatego ukryli najważniejszy klucz, a wiedzę, przynajmniej w części, spisali na zwojach w różnych językach. Mieli się nimi wymienić między sobą, ale tego nie zrobili. Możecie się tego dowiedzieć w swoich komnatach, sięgając do wiedzy zawartej w waszych Darach. Potem pokażę wam, jak to zrobić.
- Czy to wystarczy, by odpowiedzialność za decyzje Mistrza nie spadła na nas? - spytał Juan.
- Wystarczy – odparła z przekonaniem Majka – Oskar, musisz wziąć na siebie tę odpowiedzialność, jeśli chcesz przyjąć władzę nad naczyniem i jego właściwościami – utkwiła w nim uważne spojrzenie – To wielki ciężar i bardzo się o ciebie boję, ale nie znam innej osoby, która zasługiwałaby bardziej... - głos jej się załamał.
Oskar powoli przesunął wzrokiem po zgromadzonych. Na koniec spojrzał na budzącego się z letargu Swena i westchnął ciężko.
- Biorę na siebie tę odpowiedzialność – powiedział poważnym tonem – Oczekuję jednak, że każde z was, w razie wątpliwości, co do moich decyzji, szczerze mi o tym powie.
Wszyscy skinęli w milczeniu głowami.
- A co z nimi zrobimy? - Timothy spojrzał na Swena i jego towarzysza.
- Już dawno postanowiłem, że Swen nie jest godzien Daru, który otrzymał. Utraci go. Czy można taki Dar oddać innym? - zwrócił się do Majki.
- Tak – pokiwała głową – Można dopełnić Dary innych obdarowanych, ale muszą być tu obecni.
- W takim razie, pozostanie naszym więźniem do czasu, aż wybierzemy tych, którzy otrzymają jego Dar. Myślę, że im mocniej go rozdrobnimy, tym lepiej... - posłał swoim słuchaczom pytające spojrzenie.
Z uznaniem pokiwali głowami.
- Co do pozostałych, muszę się zastanowić... - potarł skronie – Wolałbym być w lepszej formie...
- Musisz odpocząć – Majka spojrzała na niego z troską – W takim razie, naczynie tu zostaje. Zabierzecie jego części, kiedy skończymy – zawyrokowała i położyła swój kamień na skale - Teraz wy zróbcie to samo.
Nawet Timothy'emu ręka drgnęła lekko, kiedy układał swój kamień obok pozostałych.
- Zakończyliśmy spotkanie. Niech każdy weźmie swój kamień – powiedziała cicho Majka – Teraz możecie wrócić do swoich komnat i je otworzyć. Wystarczy, że staniecie przed drzwiami i wymówicie imię kamienia.
- A ciebie zabieram ze sobą – Oskar nachylił się nas Swenem – Znajdę sposób, żebyś już nikogo więcej nie skrzywdził.
Oboje, i Majka, i Oskar mogli nadal korzystać ze swych zdolności, więc droga przez ciasny korytarz nie była już uciążliwa. Pochwycili więźniów i bez trudu przetransportowali pod drzwi, choć Swen, odzyskawszy nieco sił, próbował stawiać opór. Oskar stłumił jednak bunt w zarodku.
- Zadziała? - zajrzał Majce w oczy.
- Masz wątpliwości? - uśmiechnęła się do niego przekornie.
- Nie – pokręcił głową. Na jego zmęczonej twarzy również pojawił się uśmiech.
- Cheimonas – wyszeptała, skupiając całą uwagę na drzwiach.
Przez ułamek sekundy panowała cisza, po czym kamienna płyta zaczęła się przesuwać, wpuszczając do wnętrza ostre światło rozstawionych w piwnicy reflektorów. Swen szarpnął się gwałtownie, ale Oskar był przygotowany. Z chwilą otwarcia drzwi Dary przestały działać, więc przytrzymał swego więźnia mocniej.
- Mistrzu! - dwie potężne postaci na chwilę przesłoniły snop światła. Greg i Johan rzucili się do Oskara – Maryann!
W jednym momencie wokół Majki i Oskara zaroiło się od czarno ubranych, dobrze zbudowanych ludzi. Jedni chwycili Swena i jego kompana, inni pospieszyli z kubkami, butelkami wody i ciepłymi okryciami, jeszcze inni wreszcie pospiesznie otwierali przenośne apteczki.
- Dzięki - Majka z wdzięcznością przyjęła plastikowy kubek z wodą i przytrzymała miękki polarowy koc, którym okrył ją Greg – Co tu się dzieje? - rozejrzała się, próbując przyzwyczaić wzrok do mocnego światła.
- Przygaście to! - huknął Johan, odwracając się do stojących z tyłu.
Po chwili natężenie światła zmalało na tyle, że rozpoznali piwnicę.
- Mistrzu, jesteś ranny? - Greg odsunął na bok chłopaka, trzymającego otwartą apteczkę.
- Nic mi nie będzie, ale załóż opatrunek – uspokoił go Oskar – Chcieliście się włamać? - przyjrzał się młotowi pneumatycznemu i ciężkim wiertarkom, przygotowanym pod jedną ze ścian.
- Był taki pomysł... - Johan podrapał się po policzku – Nie wiedzieliśmy, co robić.
Oskar ze zrozumieniem pokiwał głową.
- Moja matka wie? - spytał krótko.
- Tak Mistrzu. Sir Timothy kazał zawiadomić całą twoją rodzinę. Twoją również... - zwrócił się do Majki.
- Bardzo dobrze – Oskar znów pokiwał głową – Powiadom członków Rady, że mają tu przylecieć najszybciej, jak się da. Poza tym, w dwie godziny po zachodzie słońca odbędzie się zebranie wszystkich „głów rodów”. Mają przybyć do zamku... - zastanowił się przez chwilę – Porozmawiaj z siostrą o Darze – spojrzał Majce w oczy.
- Mogę? - uniosła brwi – A gdyby...? - zawahała się. Spojrzała na Grega, ale on unikał kontaktu wzrokowego – Porozmawiam. Dziękuję ci! - nie zważając na kręcących się wokół nich ludzi, Majka szybko pocałowała Oskara w usta. Gdyby nie to, że Greg właśnie go opatrywał, uściskałaby męża z całych sił.
---
Manzanares el real. Grudzień 2014.

Juan postał chwilę przed drzwiami do komnaty.
- ftinóporo – powiedział cicho, ledwie dosłyszalnie.
Kamienna ściana drgnęła i jakby z wahaniem zaczęła się przesuwać. Odetchnął z ulgą. Ufał Majce, ale mimo wszystko gdzieś kołatała mu myśl, że komnata mogłaby się nie otworzyć. Wyszedł i umieścił kamień w zagłębieniu. Drzwi zamknęły się równie powolnym i dostojnym ruchem. Uśmiechnął się do siebie. W duchu podziękował losowi. Gdyby nie tamto spotkanie w pubie i rozmowa z Oskarem, nigdy by się nie odważył wykraść ojcu kamienia i przeczytać zwojów. Nigdy! A jednak to zrobił. Opis cech dawnych Mistrzów, ogrom władzy, jaką mieli, ale i odpowiedzialności, jaka na nich spoczywała, uświadomiły mu, że jego ojciec tego nie udźwignie. Teraz wiedział, że podjął właściwą decyzję. Oskar naprawdę był godzien wygranej. No, i miał przy sobie prawdziwą bratnią duszę... Potarł twarz dłońmi. Ogrom miłości jaką się darzyli był dla niego przytłaczający. Choć o tym nie mówili, ale okazywali to w każdym geście i każdym spojrzeniu, skierowanym do siebie nawzajem. Dawno zrozumiał, że on nigdy czegoś takiego nie doświadczył, a Majka nie odwzajemni mu uczucia nawet, gdyby Oskara zabrakło... Mógł liczyć jedynie na jej przyjaźń, a może na aż tyle...?
Wyszedł z podziemi, lecz zamiast skierować się wprost do sypialni, ruszył podcieniami wzdłuż dziedzińca. Potrzebował zaczerpnąć powietrza i ochłonąć po niedawnych emocjach. Spojrzał na zegarek. Miał jeszcze prawie pół godziny. Nagle wydało mu się, że przy ciężkiej furcie prowadzącej na zewnątrz coś zamigotało. Przyspieszył kroku. Na jedynym skrawku, nie objętym azylem, lśnił złocisty zarys drobnej postaci.
- Con una puta! - zaklął pod nosem. Zupełnie zapomniał o Konstancji - Perdóname. Seguro que no sabe... - urwał, uświadamiając sobie, że ona nie rozumie hiszpańskiego – Wybacz! Pewnie nie wiesz, że są bezpieczni. Twój ojciec również...
Kiedy tylko Juan wszedł na teren poza azylem, postać nagle przyskoczyła do niego i objęła w pasie szczupłymi ramionami. Nim zdążył wypowiedzieć choćby jedno słowo, poczuł na policzku muśnięcie ust i postać umknęła, pozostawiając go w osłupieniu.