Lek

Lek

piątek, 31 października 2014

Moje marzenie. Rozdział 13

Kaśka szybkim krokiem przemierzała niewielka przestrzeń krakowskiego lotniska. Jakże małe i szare wydało jej się w porównaniu z paryskim. Jego jedyną zaletą był rozmiar.
- Artur! - zauważyła go natychmiast, gdy tylko otworzyły się wahadłowe drzwi – Tak tęskniłam – wtuliła się w niego, chłonąc znajomy zapach i ciepło, jakie od niego biło. Zmęczenie ulotniło się gdzieś jeszcze zanim odebrała bagaż. Teraz myślała już tylko o tym, by znaleźć się w opiekuńczych ramionach.
- Cześć Kocie – pocałował ją w policzek.
- Tylko tyle? - wydęła usta – Dwa tygodnie osobno i cmoknąłeś mnie w policzek? - przyjrzała mu się podejrzliwie – Dziwnie na mnie patrzysz. Coś się stało? Ach, już wiem, to przez te włosy – przechyliła głowę do tyłu i potrząsnęła nią – Nie podoba Ci się?
- Nie, to znaczy tak, są inne, ale... ładnie Ci – wpatrywał się w nią, jakby chciał sprawdzić każdy szczegół jej twarzy – Podkreślają kolor oczu.
Zarzuciła mu ramiona na szyję i sięgnęła do ust. Rozchyliła je śmiało językiem i poczuł, że się nie oprze. Smakowała tak dobrze, tak słodko... Przegiął ją w tył, przytrzymując w pasie i pochłonął. Sięgnął językiem w głąb, prześliznął się po linii zębów, i po podniebieniu. Czuł jej ciepło, jej zapach... Co miał robić? Jego własny mózg odmówił współpracy, jego ciało domagało się swoich praw! Jej bliskość wywołała w nim prawdziwą burzę, jakby nagle pierwotne siły przejęły całą kontrolę, ignorując rozsądek. Przywarła do niego, zapominając o otaczającym ich świecie, oddawała pocałunek z pasją, jakby od tego zależało jej życie. Dopiero po dłuższej chwili oderwali się od siebie, dysząc jak topielcy, walczący o życiodajny oddech. Wpatrywał się w jej pałające rządzą oczy, w jej obrzmiałe usta... oblizała je koniuszkiem języka i spuściła wzrok – Jedźmy już – wyszeptała – Chcę się kochać.
Całą przemowę diabli wzięli, pomyślał z rezygnacją. Za każdym razem, gdy próbował coś powiedzieć, wycofywał się w ostatniej chwili. Kaśka za to gadała jak najęta. Opowiadała z entuzjazmem o Paryżu, muzeach, zdjęciach, Nadii. Od czasu do czasu zerkała na niego, upewniając się, czy słucha. Czasem przesuwała mu po udzie swoją szczupłą dłonią tak, że nie był w stanie zebrać myśli – Potrzebuję Cię, jak powietrza – stwierdziła w pewnej chwili śmiejąc się wesoło, a on zamarł. Ma na myśli tu i teraz, przekonywał sam siebie.
- Na pewno nie jesteś głodna? - spytał, idąc za nią po schodach – moglibyśmy gdzies skoczyć.
- Poprosiłam Ewę, żeby zrobiła zakupy – odparła z filuternym uśmiechem - mamy nawet jakieś pierogi, czy coś takiego w lodówce.
Gdy tylko weszli do mieszkania, Artur postawił w przedpokoju walizkę i odwrócił się do Kaśki. Objęła go i pocałowała delikatnie w usta, nie dopuszczając do głosu. Wsunęła mu palce we włosy i zmierzwiła je, mrużąc oczy i pomrukując jak kot. Uwielbiał, kiedy to robiła. Pochylił się do jej ust, zajrzał jej w oczy i wciągnął do płuc powietrze przesycone zapachem wanilii i... jej – Trzymaj mnie – szepnęła i podskoczyła, oplatając jego biodra udami. Chwycił od dołu jej pośladki i przycisnął do siebie. Poczuł na szyi ciepły oddech, a potem delikatne szczypanie zębami. Tego nie dało się zignorować. Zrobił kilka kroków w stronę pokoju, niosąc Kaśkę przed sobą. Stół wydał mu się w tej chwili najbardziej odpowiednim sprzętem. Gdy tylko jej pupa znalazła się na blacie sięgnął dłońmi pod koszulkę i odpiął stanik, dobierając się do twardych obrzmiałych piersi. Westchnęła głęboko gdy objął je rękami. Były dla niego absolutnym cudem natury, duże, ale nie obwisłe, miękkie w dotyku, pod wpływem pieszczot stawały się twarde, ze sterczącymi sutkami, widocznymi nawet przez materiał stanika. Masował je z namaszczeniem, jakby chciał nauczyć się ich kształtu na pamięć. Kaśka zdjęła przez głowę koszulkę razem z bielizną i pozwoliła mu nasycić się do woli także widokiem. Przytrzymał dłonią lewą pierś i objął ustami brodawkę wraz z aureolą. Jęknęła głośno, gdy zacisnął zęby na twardej „wisience”.
- Mmm..., uwielbiam, kiedy to robisz – jej głos miał aksamitną barwę – Jeszcze – przytrzymała jego głowę blisko siebie, jakby się bała, że przestanie. Ani myślał! Ssał i przygryzał jej delikatne ciało, wsłuchując się w jęki i pomruki jakie wydawała – To chyba zbędne? - spytała w pewnej chwili i rozpięła guzik u szortów. Nie potrzebował większej zachęty. Ściągnął jej spodenki razem z majtkami i sięgnął dłonią między uda – A-a-a – pogroziła mu palcem – Najpierw Ty też się rozbierz – na jej zarumienionej twarzy pojawił się lubieżny uśmiech. Bezwstydnie rozłożyła nogi, śledząc spod rzęs jak pozbywał się ubrania – O kurde! Zawsze był taki duży? - uniosła jedną brew, nie podnosząc wzroku.
- Też się stęsknił – Artur zrobił mały krok w przód, stając pomiędzy jej udami – Bez obaw, zmieszczę się – Nawet, gdyby to miała być ostatnia rzecz, jaką zrobię w życiu, dodał w myślach. Słowo „ostatnia” zadźwięczało mu w uszach nieprzyjemnie. Natychmiast odegnał te myśl i skupił się na tym, co miał przed sobą.
- Nie boję się – wyszeptała, kładąc mu dłonie na biodrach – No chodź! - przyciągnęła go lekko.
- Jaka niecierpliwa – powiedział z zachwytem i przesunął opuszkami palców po jej szparce. Natychmiast pokryły się wilgocią – Kotku, Ty mnie naprawdę potrzebujesz!
W odpowiedzi Kaśka objęła dłonią jego fiuta i skierowała go na siebie. Artur przytrzymał dłońmi jej nogi i powoli ruszył do przodu – Chcesz patrzeć? - spytał niskim lekko zachrypniętym głosem. Kiwnęła głową i spojrzała w dól. Jej ciało ustępowało powoli pod naporem gładkiej główki. Patrzyła zafascynowana, jak kolejne centymetry lśniącego, pokrytego nabrzmiałymi żyłami penisa wnikają do jej gorącego wnętrza. Kiedy był w połowie, wydało jej się, że czuje go już na końcu, że już ją wypełnił, ale on sunął głębiej. Brakło jej tchu. Uderzyła ją fala gorąca. Stęknęła cicho – Patrz! - Artur podciągnął jej kolana w górę i rozchylił je mocniej, napierając bezustannie. Wstrzymała oddech... - Już prawie – wychrypiał. Rozchyliła usta, ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk – Już prawie – powtórzył tym swoim seksownym niskim głosem, jej ulubionym... Dzieliły ich może dwa centymetry – Złam mnie za ramiona – nakazał. Zrobiła to, a wtedy on wypchnął biodra w przód.
- Aaach! - krzyknęła. Gorąco z jej wnętrza uderzyło i rozlało się po cąłym ciele.
- Oddychaj – przypomniał jej, a kiedy głośno wciągnęła powietrze, wycofał się płynnym ruchem, pozostawiając w środku tylko główkę – Trzymaj się, kotku – drapieżny uśmiech rozjaśnił jego twarz, kiedy podniosła w górę oczy.
- Aach! - krzyknęła znowu, kiedy wszedł w nią z impetem. Zaparło jej dech, ale on już nie czekał, aż odetchnie. Upewniwszy się, że jest dostatecznie wilgotna, postanowił narzucić szybsze tempo. Jęczała głośno, ale nie cofała się, wczepiona kurczowo w jego ramiona.
- Obejmij mnie nogami – polecił, a kiedy wykonała polecenie, podrzucił ją w górę i... opuścił w dół, tak że nabiła się na jego sterczący maszt całym ciężarem.
- Chryste, Artur! - wydyszała – Przebijesz mnie! - pisnęła. Jednak w jej głosie nie było strachu czy bólu ale czysta rozkosz.
- Tak myślisz? - podrzucił ją znowu, przyciągając ją na końcu do siebie. Niewyraźny krzyk wydobył się z jej gardła – Chcesz inaczej? - spytał, zanim powtórzył manewr.
- Nie! - ledwie ją dosłyszał. Wbiła mu w skórę paznokcie. Podnieciło go to jeszcze mocniej. Był niebezpiecznie blisko. Stęknął z wysiłkiem – Dalej! - przynagliła go i poczuł na szyi jej zęby.
Musiał odzyskać kontrolę! Wciąż zanurzony w jej ciele, posadził Kaśkę na brzegu stołu i pchnął lekko. Upadła miękko na plecy, przytrzymując się jego ramion, jej złociste włosy rozsypały się na blacie, tworząc wokół głowy jasną aureolę. Artur chwycił jej kostki i założył je sobie na ramiona – A teraz zrobię z Tobą, co będę chciał – wychrypiał. Odpowiedział mu gardłowy pomruk aprobaty. Położył dłoń na kępce ciemnych kręconych włosków. Pod nimi widział jej wargi sromowe okalające jego potężny wzwód. Rozciągając się, uwidoczniły łechtaczkę, która sterczała jak maleńki pączek nierozwiniętego kwiatu. Zachwycił go ten widok. Czy ona miała pojęcie, jaka była piękna? Każdy, najmniejszy nawet fragmencik jej ciała był ładny, ale teraz kiedy patrzył w dół miał przed sobą najpiękniejszy widok świata. Nic nie mogło się z nim równać.
- Co tak oglądasz? - bursztynowe oczy wpatrywały się w niego podejrzliwie.
- Ciebie – odparł dziwnie miękko – Chciałbym, żeby ta noc nigdy się nie skończyła – rzucił nagle i spojrzał w okno, gdzie niebo z ciemnego błękitu stopniowo przechodziło w granat..
- Powiedz jeszcze, że piszesz wiesze – uśmiechnęła się i przeniosła ręce za głowę – No, ogierze, to co ze mną zrobisz?
- Zobaczysz... - Chciał żeby ta noc była niezapomniana dla nich obojga. Pochylił się do przodu przyginając jej uda do piersi – Chcę, żebyś dla mnie krzyczała – wyszeptał wprost do jej ust.
Seks z Arturem zawsze był dla niej przeżyciem, ale tym razem było to przeżycie ekstremalne. Nie dość, że był naprawdę duży, to jeszcze pozycja, jaką wybrał, sprawiała, że czuła go inaczej, głębiej i mocniej! Uciskał ją gdzieś z tyłu, jakby miała go... wszędzie. Widziała jego ramiona wsparte na blacie po obu jej stronach, napinające się mięśnie, kiedy w nią wchodził, czuła rozpieranie, a potem wypełnienie i wypuszczała z płuc powietrze, jakby chciała zrobić mu miejsce aż pod przeponą. Wchodząc w nią ocierał się o jej mały wrażliwy guziczek, sprawiając, że wibrował, pozbawiając ją zmysłów. Potem ulga, gdy się wycofywał i czekanie na kolejną słodką torturę.
Artur czuł, że plecy pokrywają mu się potem, ale uda Kaśki też stały się śliskie. Oddychała coraz szybciej, pojękując cicho, potem coraz głośniej, aż wreszcie usłyszał pierwszy urywany krzyk. Uśmiechnął się do siebie. Czekał, aż wykrzyczy jego imię. Przyspieszył, czując, że jądra przyciskają mu się do ciała. Przy każdym pchnięciu czuł opór, który przełamywał z prawdziwą rozkoszą. Jakby coś w jej wnętrzu uginało się pod jego naciskiem. Krzyknęła niewyraźnie – Dalej, Maleńka, poczuj go – wszedł w nią aż po nasadę. Odpowiedział mu gardłowy krzyk przechodzący w jęk – Poczuj. Go. W sobie! - oddychał płytko, dyszał... kropla potu spłynęła mu po skroni.
- Aaartur! - przeciągły krzyk zadźwięczał mu w uszach, spłynął w dół i wystrzelił jak raca – Aaartur... - wydyszała i odrzuciła głowę w tył.
Jednym ruchem rozsunął jej nogi. Kilka szybkich pchnięć i wypełnił ją, dochodząc z głośnym jękiem. Pochylił się nad nią, objął i przytulił do serca. Całował jej twarz, oczy, usta, gładził włosy i znów całował. Opuściła nogi, zwieszając je luźno, otoczyła ramionami jego szyję – Tak Cię kocham – wyszeptała.
- Ćśśś – zamknął jej usta pocałunkiem – nic nie mów.
Trwali tak, póki nie zrobiło im się chłodno. Artur wysunął się ostrożnie i pomógł Kaśce usiąść. Uparła się, że musi iść pod prysznic, więc poszedł razem z nią, a potem ułożył ją w łóżku i przyniósł z lodówki plasterki wędzonej piersi z kurczaka i truskawki. Karmili się nawzajem, popijając sokiem i białym winem, które przyniósł ze sobą.
- Ta moja Ewa to skarb – westchnęła Kaśka, odgryzając kawałek mięsa – nawet nie myślałam, że tak zgłodnieję.
- Po takiej rundzie to raczej normalne – odparł z uśmiechem. Wziął jedną z truskawek i wsunął Kaśce do ust – Najedz się dobrze, bo to dopiero początek. Nie dam Ci spać – dodał tym swoim niskim głosem, który kojarzył jej się z seksem.
- Mówisz poważnie? - udała przerażenie – Och, nie mogę się doczekać – przełknęła szybko i przygryzła dolną wargę – Co mam robić?
- Nic. Połóż się i zamknij oczy – powiedział miękko.
W głosie Artura było coś takiego, że zadrżała. Jakiś dziwny smutek, czy tęsknota... Mam zwidy, ofuknęła się w myślach. Ułożyła się wygodnie, a on ukląkł między jej udami i zaczął delikatnie gładzić opuszkami palców jej kostkę, bawiąc się łańcuszkiem, potem wędrując powoli w górę do ugiętego kolana, a jeszcze później w dół do pachwiny. Głaskał ostrożnie jej obrzmiałą szparkę, jakby chciał sprawdzić, czy będzie w stanie przyjąć go znowu. Czuł przyjemne drganie u nasady członka. Niechybny znak, że nabrzmiewał, szykując się do kolejnego natarcia. Kaśka mruczała zmysłowo i prężyła się jak kot.
Boże, ta dziewczyna zasługuje na wszystko, co najlepsze, a wybrała jego, przemknęło mu przez myśl. Tak bardzo chciał być jej wart. Gdyby mógł cofnąć czas... a przecież chciał dobrze, chciał zapewnić jej to, czego do tej pory jej odmawiano. Właśnie dlatego go wybrała. Potrzebowała mężczyzny, który będzie silny, będzie jej bronił, mężczyzny takiego, jak ci na zdjęciach w jego pokoju. Pamiętał doskonale wyraz jej twarzy, kiedy ich oglądała. Wszystko zepsuł. Chciał osiągnąć tak wiele, a co zyskał? Nic! Co miał do zaoferowania? Długi, ciężką pracę, nędzne życie na kredyt... Zasługiwała na kogoś lepszego niż on. Spojrzał na jej szczupłą talię i sterczące piersi, przybierające pod wpływem pieszczot coraz pełniejszy kształt. Znajdzie odpowiedniego mężczyznę, pomyślał z bólem. W tej chwili pragnął tylko dać z siebie wszystko i wziąć tyle, ile tylko zdoła – Szerzej, skarbie – rozchylił jej uda i objął ustami wrażliwy pączek. Ta noc należała do nich. Do niego.
---
Obudzili się około jedenastej, wtuleni w siebie, rozleniwieni nieprzespaną nocą.
- Leż jeszcze – Kaśka złożyła na ustach Artura długi pocałunek, po czym wysunęła się spod kołdry i ruszyła nago do kuchni, przesadnie kręcąc biodrami – zrobię śniadanie – rzuciła przez ramię.
Powinien teraz rzucić się w pogoń, chwycić ją i wciągnąć z powrotem do łóżka, a potem łaskotaniem, wśród chichotów, zmusić do błagania o litość... Artur leżał nieruchowo, wpatrując się w sufit. Dopiero, gdy usłyszał gwizdek czajnika wstał z ciężkim westchnieniem, ubrał się i poszedł za Kaśką.
- Musisz mi dać paszport, to kupię dla nas bilety. Za tydzień mam egzamin, a z klinicznej mnie zwolnią, bo mam zaliczone wszystkie koła, więc... - odwróciła się do niego z uśmiechem, opierając się o blat. Napotkała chmurne spojrzenie szarych oczu. Przypominały w tej chwili dwa kawałki lodu – O co chodzi? - spytała z niepokojem.
- O nic – nadal się w nią wpatrywał. Było w jego głosie coś niepokojącego.
- Możemy lecieć za dwa tygodnie. Muszę wykorzystać to, że jestem na fali... - urwała, czując, że atmosfera między nimi gęstnieje – Co się dzieje? Mów!
- Nie lecę z Tobą – ton jego głosu był chłodny, spokojny, obcy.
- Nie mówisz poważnie. Jak to nie lecisz? Przecież obiecałeś... - szukała w jego twarzy czegoś, co świadczyłoby o tym, że żartuje, ale jemu nie drgnął nawet jeden mięsień.
- Niczego Ci nie obiecałem – odparł spokojnie – powiedziałem tylko, że potrzebuję pieniędzy. Źle mnie zrozumiałaś.
- Nie wygłupiaj się. Nie polecę bez Ciebie – miała wrażenie, że słyszy słowa, ale nie rozumie ich znaczenia – Gdzie łatwiej zarobić pieniądze, jeśli nie na zachodzie? Jest sezon, potrzebują ludzi do pracy... Artur...
- Jak to sobie wyobrażasz? - wbił w nią ponure spojrzenie – Nie znam języka, a na budowie, jako prosty robotnik nie zarobię nawet ułamka tego, co Ty. Będę dla Ciebie balastem. Nie tego chciałaś.
- Ale ja wcale nie chcę takiego życia, jak myślisz – powiedziała powoli – Nie mów tak, jakbym myślała tylko o sobie. Przecież to tylko na rok... - zamrugała gwałtownie.
- Dla Ciebie to wygrany los na loterii. Bierz go i nie zastanawiaj się – mówił bez emocji, racjonalnie, jakby wygłaszał wyuczoną formułkę – Ja do tego nic nie mam. Zresztą, i tak nasze drogi się rozejdą – stwierdził po prostu.
- Mówisz tak, jakbym nic dla Ciebie nie znaczyła – powiedziała z wyrzutem i zmarszczyła brwi.
- Kaśka, jesteś młoda i niedoświadczona. Zbyt emocjonalnie podchodzisz do życia – jego spojrzenie stało się twarde i zimne jak lód – Nie mówię, że nic dla mnie nie znaczysz, ale to nie ma sensu. Przecież wiesz.
- Artur! Ty słyszysz sam siebie? - Ja chyba śnię? - Wiesz, że to praktycznie oznacza rozstanie? Ja będę tam, a Ty tu! Tak to sobie wyobrażasz?
- Tak - To dla Twojego dobra, tłumaczył sobie. Zacisnął szczęki tak mocno, że aż chrupnęło – Było nam naprawdę wspaniale, ale czas dorosnąć. Ten związek nie ma szans. Nie pasujemy do siebie - Czuł, że właśnie pęka mu serce.
- Nie – wpatrywała się w niego, jakby nie rozumiejąc – Nie – powtórzyła – Nie, nie, nie... – jej oczy napełniły się łzami.
- To niczego nie zmieni – całym sobą pragnął otrzeć jej łzy, scałować je i błagać by mu wybaczyła – Już postanowiłem – usłyszał własne słowa, jakby wypowiedział je ktoś inny.
- Nie zgadzam się! Słyszysz? - łkała – Nigdzie bez Ciebie nie pojadę! - krzyknęła, połykając łzy.
- Kasiu, ja odchodzę. Możesz tu zostać, tylko po co? - cofnął się, jakby w obawie, że ona spróbuje go powstrzymać.
- Co Ty mówisz?! - miała wrażenie, że sufit runie jej na głowę, że podłoga pod jej stopami załamie się i wszystko przepadnie... - Co Ty mówisz? - powtórzyła nieprzytomnie.
- To koniec. Przecież wiesz – powtórzył. Wstał i szybkim krokiem ruszył do przedpokoju. Czuł, że ma w piersi kamień tam, gdzie wcześniej miał serce.
- Ach tak? - krzyknęła za nim z desperacją – Więc to nie chodzi o wyjazd! Ty mnie po prostu zostawiasz! Rzucasz mnie i tyle... - wstrząsnął nią szloch. Otarła twarz wierzchem dłoni – Mówiłeś, że mnie kochasz... Ty kłamco! - krzyknęła - Wynoś się. Wynoś się stąd i z mojego życia! - zacisnęła dłonie w pięści – Przeklinam dzień, w którym Cię poznałam!
Chciał jeszcze coś powiedzieć, wyjaśnić... Otworzył drzwi na klatkę schodową i ruszył w dół. Wydało mu się, że usłyszał szloch. Zacisnął dłonie. Niech tak będzie! Niech uważa go za drania! Doskonale będzie do pasowało do jego opinii. Nagle ogarnął go nieopisany żal. Nigdy wcześniej nie czuł czegoś równie smutnego i gorzkiego zarazem. Nie wiadomo skąd, pojawił mu się przed oczami obraz kalejdoskopu, który dostał, gdy był dzieckiem. Krzysiek upuścił go i umieszczone wewnątrz lusterka rozsypały się w drobne kawałki. Pomieszane z małymi kawałkami plastiku leżały u jego stóp. Nie płakał, zbyt przerażony tym, co się stało. Ile mógł mieć lat? Sześć, siedem? Żal, jaki wtedy odczuwał swoim dziecięcym sercem był równie głęboki, jak ten, którego doświadczał dzisiaj. Coś pięknego, co miał w dłoniach runęło i roztrzaskało się bezpowrotnie.
---
Zamek w drzwiach wejściowych zazgrzytał i po chwili jasną smugę światła przesłoniła drobna kobieca sylwetka.
- Kasia? - Ewa zajrzała do salonu i zamarła. Zwinięta w kłębek, okryta kocem, na kanapie siedziała Kaśka. Wpatrywała się tępo w ekran telewizora, gdzie Patrick Swayze wyznawał miłość Jennifer Gray – Jezu! Co się stało? - dopiero gdy uniosła głowę, Ewa zauważyła, ze ma czerwone, zapuchnięte oczy - Jak Ty wyglądasz?
- Zostawił mnie – wyszeptała i odwróciła głowę. Po jej policzkach popłynęły łzy – myślałam, że już nie mam... - załkała.
- Czego nie masz? - Ewa złapała pilota i wyłączyła wideo – Czego nie masz, Kasiula? - powtórzyła łagodnie.
- Łez – odparła i zwiesiła głowę na piersi.
- Kochanie, chodź do mnie – otoczyła ją ramionami i zaczęła kołysać jak dziecko – Nie płacz. Jak długo tu siedzisz? Jadłaś coś? - spojrzała na suchy poczerniały ogryzek leżący na stoliku obok kanapy.
- Jabłko – usłyszała drżący głos.
- Dzisiaj? - spytała z troską.
- A jaki dziś dzień?
- Wtorek.
- To wczoraj... - głos Kaśki brzmiał głucho i bezbarwnie – Nie rozumiem – powiedziała nagle – Mówił, że mnie kocha, że pojedziemy razem... kochaliśmy się i było tak cudownie... - wstrząsnął nią bezgłośny szloch – i mówił takie piękne, romantyczne rzeczy... - załkała i umilkła, utkwiwszy w Ewie zbolały wzrok.
- Boże, Kasiulka, co mam Ci powiedzieć? - przygarnęła ją do siebie – Faceci tak czasem robią. Oni zupełnie inaczej widzą pewne sprawy... - umilkła, szukając odpowiednich słów.
- A najgorsze jest to, że ja dalej go kocham – Kaśka ukryła twarz w dłoniach – tak mnie to boli, tak strasznie boli, a ja bym mu wszystko wybaczyła... - spomiędzy palców pociekły łzy – Nawet nie jestem na niego zła. Może tylko o to, że tak mi było dobrze w nocy, a potem...
- Dosyć! - Ewa miała w oczach łzy – Cholerny drań złamał Ci serce, a Ty go opłakujesz? Niech idzie do diabła! Znajdziesz innego. Mało to ich chodzi?
- Nie chcę innego – wyszeptała.
- A co Ty tam wiesz? Jakie Ty masz wyobrażenie? Moja siostra niczego Cię nie nauczyła! - rzuciła ze złością – Mówiłam, ze to się źle skończy. Dziecka nie powinno się chować samemu.
- Ona mnie okłamała – w głosie Kaśki słychać było żal – Moim ojcem nie jest brat księdza Andrzeja – spojrzała w przerażone oczy Ewy – znalazłam grób. On był stary, był jego wujem. Dlatego mnie okłamała, prawda?
- Boże! - Ewa wypuściła głośno powietrze z płuc – Powinnaś porozmawiać z mamą... chociaż, bo ja wiem? - zastanawiała się na głos – W tej chwili, to może lepiej nie.
Kaśka podciągnęła pod brodę kolana i objęła je rękami. Wyglądała naprawdę żałośnie. Ewa siedziała obok niej jeszcze jakiś czas pogrążona w myślach. W końcu wstała i energicznym ruchem pociągnęła koc – Wstawaj! Idź pod prysznic, a ja zrobię coś do jedzenia. No, jazda! - szturchnęła bezwolną Kaśkę – Rusz się wreszcie!
- Po co? - w jej podpuchniętych oczach nie było dawnego blasku – Zostaw mnie.
- Mowy nie ma! Masz na głowie egzaminy, masz lecieć do Paryża, pamiętasz? - Ewa nie dawała za wygraną – Ten dupek nie jest Ciebie wart. Poszukasz innego. Ja mam zawsze coś w zanadrzu, tak na wszelki wypadek – uśmiechnęła się znacząco – W Paryżu na pewno kogoś poznasz.
- Chciałam lecieć z Arturem... - broda Kaśki zatrzęsła się niebezpiecznie, ale nie rozpłakała się tym razem – sama nie chcę.
- Tak do niczego nie dojdziemy – Ewa postanowiła zmienić strategię – Myślisz, że coś zyskasz, siedząc tu w kucki? Nic! Chcesz powalczyć czy wolisz beczeć?
Kaśka uniosła głowę i choć nadal była na granicy płaczu, w jej oczach błysnęła iskierka nadziei. Błysnęła i zaraz zgasła.
- Faceci czasem żałują takich decyzji... - zaczęła ostrożnie Ewa. Już wiedziała, którędy dotrzeć do siostrzenicy – On musi zrozumieć, że powinien o Ciebie walczyć, że nie jest jedyny. Może to go zmobilizuje? Pokaż się w męskim towarzystwie w miejscach, gdzie bywa. Ogarnij się! Wyglądaj jak ósmy cud świata! - zachęcała.
Kaśka zmarszczyła czoło, próbując zebrać myśli - Masz rację – powiedziała w końcu – Zadzwonię dziś do Suzannne i powiem, że przylecę dopiero za miesiąc. Najwyżej każe mi zapłacić karę.
- Tym się nie przejmuj – Ewa machnęła ręką – dużo? - spytała jednak.
- Pewnie sporo, ale ... - Kaśka zatrzymała się nagle wpół drogi do łazienki – Cholera! Dlatego mnie namawiał, żebym podpisała umowę. Żebym musiała wyjechać! Ewka, to beznadziejne, on mnie nie chce!
- Nie gadaj głupot. Nie mógł wiedzieć, a poza tym, co to dla Ciebie taka kara? - Ewa nie miała zamiaru odpuścić.
Gorący prysznic był tym, czego Kaśka potrzebowała. Co prawda jej sytuacja się nie zmieniła, ale Ewa rozbudziła w niej słabą nadzieję. Zawsze dobrze jej doradzała i przede wszystkim zawsze miała dla niej czas.
- Dlaczego Ty nie zdecydowałaś się jeszcze na dzieci? - spytała siadając przy niewielkim stoliku w kuchni – Przecież ciągle masz facetów. Żaden się nie nadaje na ojca?
- Na ojca, owszem – Ewa roześmiała się szeroko – ale niestety nie na męża. A tak poważnie, to nie chciałam powielać błędów mojej siostry. Obie przyciągamy nieodpowiednich mężczyzn i zdaje się, że Ty też – westchnęła – Jedz. Jedziemy potem do mnie, więc zabierz książki. Nie zostawię Cię tu samej – stwierdziła kategorycznie widząc wahanie siostrzenicy.
- Zajedziemy po drodze do kantoru, bo już nie mam ani złotówki, a wszystko, co mi mama zostawiła poszło na opłaty – Kaśka zajrzała do parującej miseczki, którą postawiła przed nią Ewa – Co to jest?
- Suchy chleb, kawałek rosołka i wrzątek, jednym słowem „wodzianka”. Powinna być jeszcze podsmażona słoninka, ale nie ma. Nie pamiętasz tego? Babcia na pewno Ci ją robiła, jak byłaś mała.
Kaśka zamieszała łyżką w miseczce i ostrożnie spróbowała gorącego płynu z kawałkiem chleba – Rzeczywiście! Pamiętam ten smak. Och, Ewa – westchnęła i otarła wierzchem dłoni łzę, która popłynęła jej po policzku – Co ja bym bez Ciebie zrobiła?
Przez dwa kolejne dni Ewa praktycznie jej nie odstępowała. Kiedy jechała do pracy zabierała Kaśkę ze sobą. Prosiła ją o pomoc przy lekach robionych na zamówienie i choć Kaśka wiedziała, że był to tylko pretekst, była wdzięczna za te zajęcia. Trzeciego dnia postanowiła pojechać do domu po świeże ubrania. Ktoś musiał też podlać kwiaty. Po cichu miała nadzieję, że na sekretarce telefonu zastanie wiadomość. Niestety!
- Skoro ty nie zadzwonisz, to ja to zrobię – zanim zdążyła pomyśleć, wybrała z pamięci numer.
- Tu automatyczna sekretarka... - odsłuchała całej formułki.
- Cześć Artur – starała się, by jej głos zabrzmiał spokojnie – Chciałabym dokończyć naszą rozmowę, więc gdybyś miał ochotę pogadać, to jeszcze przez miesiąc jestem w Krakowie – rozłączyła się.
Głupia idiotko, łajała się w myślach. Co to miało być? Ewka pewnie by ją zabiła, gdyby to usłyszała. Zła na siebie, zabrała się do pracy. Nie mogła wytrzymać w domu, więc zabrała rzeczy i pojechała do apteki.
- Ewa, perfumy mi się skończyły i przydałby się piling – rzuciła od drzwi. Musiała czymś zając myśli.
Kiedy wieczorem weszła do mieszkania, natychmiast zobaczyła migające światełko sekretarki. Ktoś miał zamiar zostawić wiadomość, ale po sygnale odłożył bez słowa słuchawkę. Sprawdziła numer. To nie był Artur. Wybrała jego numer.
- Halo? - natychmiast poznała chłodny głos jego mamy.
- Dobry wieczór, nazywam się Kasia Nowicka, czy zastałam Artura? - starała się opanować drżenie łydek.
- Przykro mi, nie ma go – Tylko tyle, żadnego zadzwoń później, czy coś przekazać...
- Proszę mu powiedzieć, że dzwoniłam – poprosiła. Miała wrażenie, że słychać, jak wali jej serce – Muszę z nim porozmawiać...
- Przekażę mu – uprzejma obojętność – Czy coś jeszcze?
- Nie, dziękuję... Dobranoc – rozłączyła się. Z jakiegoś powodu nie ufała tej kobiecie. Nie przypadły sobie go gustu, choć Kaśka naprawdę się starała.
Kolejne dni mijały, telefon milczał, a Kaśka popadała w coraz większą depresję. Nie miało sensu się oszukiwać. To nie była kwestia nieprzekazanych wiadomości. Gdyby Artur chciał się z nią skontaktować, to by to zrobił.
Jakimś cudem zdała egzamin na czwórkę i stanęła przed dylematem, co dalej.
- Hej, idziesz z nami na piwo? - Maniek przyglądał jej się z nadzieją – No chodź, trzeba to opić!
- Sama nie wiem... - zawahała się – A dokąd?
- Chłopaki chcą iść do takiej nowej piwiarni. Tam był wcześniej Klub Jazzowy – urwał w pół zdania, przypatrując jej się uważnie – Ale ja mogę gdzieś indziej, jak nie chcesz tam – dodał szybko.
- Nie, tam jest OK – przełknęła ślinę, czując, że zasycha jej w gardle – Tam jest OK – powtórzyła, jakby chciała się upewnić, że podejmuje słuszną decyzję.
Dziwnie się czuła wchodząc do tego wnętrza. Wyglądało teraz zupełnie inaczej, choć bar i stoliki pozostały. Zniknęły plakaty i zdjęcia. Na ich miejscu pojawiły się inne, przedstawiające ludzi przy stołach i dziewczyny w bawarski strojach, roznoszące z uśmiechem naręcza kufli wypełnionych bursztynowym płynem. Muzyka też była inna, skoczna, pewnie podobna do tej jaką puszczano w Niemczech na Octoberfest. Usiedli i zamówili piwo. Kaśka rozejrzała się dokoła. Większość gości stanowili studenci. Widać, że sesja sprzyjała właścicielowi, dając liczne okazje do świętowania sukcesów lub łagodzenia skutków porażek.
- Zdrowie! - Maniek stuknął w jej kufel.
- Zdrowie – uniosła swój, a reszta poszła jej śladem. Kufle zadźwięczały wesoło. Upiła kilka małych łyków.
- Co teraz? Jedziesz gdzieś? - Maniek przysunął się do niej – strasznie tu głośno, nie ma jak pogadać – stwierdził.
- Miałam jechać do Francji, ale jeszcze nie wiem... - pochwyciła spojrzenie barmana. Pamiętała go – Przepraszam Cię na chwilę – zostawiła Mańka zresztą grupy, a sama podeszła do baru – Cześć, my się znamy... - zaczęła niepewnie – Bolek, prawda?
- Pamiętam Cię, przyszłaś z Arturem – ostawił szklankę, którą wycierał i oparł dłonie o blat – Co słychać?
- Ciebie chciałam zapytać – wypaliła prosto z mostu – Artur tu bywa?
- Ostatnio nie, ale jego brat... - rzucił okiem na jej przyjaciół – zmieniłaś towarzystwo – zauważył.
- On mnie zmienił – odparła niechętnie.
- No, tak... – pokiwał głową ze zrozumieniem – jak Adam to sprzedał, to i Artur tu nie bywa. Sorry – rozłożył ręce.

Nie chciała wracać do domy z innymi. Nawet Mańka odprawiła pod pretekstem zakupów w sklepie z ciuchami. Upewniwszy się, że została naprawdę sama, pobiegła na pobliski postój. Kiedy taksówka zatrzymała się przed ładnym jednorodzinnym domkiem, nachyliła się do taksówkarza – Proszę tu poczekać – poprosiła - albo zajmie mi to pięć minut, albo wrócę, żeby zapłacić.
Jeśli wyjdzie Artur, to będzie dobrze, przekonywała samą siebie, czekając przy furtce. Niech to będzie on, błagała w myślach śledząc powoli uchylające się drzwi.
- Tak mi przykro, Artura nie ma – głos jego mamy pozbawiony był emocji – niepotrzebnie się fatygowałaś. Wczoraj wyjechał na wakacje.
- Żadna tam fatyga – z największym trudem przywołała na twarz blady uśmiech – przejeżdżałam po prostu. A można wiedzieć, kiedy wróci?
- Myślę, że pod koniec wakacji – odparła przechylając głowę na bok – nie powiedział dokładnie.
- Dziękuję pani – Zrozumiałam, że nie ma sensu prosić o adres, czy telefon, pomyślała, patrząc kobiecie na schodach prosto w oczy – Przepraszam za kłopot – zacisnęła zęby i odwróciła się na pięcie.
---
Przebudzenie już dawno nie było dla Kaśki tak nieprzyjemnym momentem. Ostatni raz czuła się tak chyba jeszcze w liceum. Przepłakana noc sprawiła, że teraz czuła pod powiekami piasek, a w głowie zamęt. Tym razem Ewa się pomyliła, nie było nadziei.
Telefon zadzwonił i umilkł. Nadstawiła ucha, ale już nie biegła w jego kierunku z drżeniem serca. Cisza. Odwróciła się do ściany. Telefon znów zadzwonił, ale tym razem dłużej. Usiadła. Ktoś był uparty...
- Halo? - dłoń lekko jej drżała, kiedy podnosiła słuchawkę.
- Cześć, przepraszam, ze Ci przeszkadzam, ale chciałbym Cię prosić o spotkanie. Wiem o Arturze i w ogóle, ale wysłuchaj mnie, proszę.
- Czego Ty ode mnie chcesz, człowieku? - spytała z niechęcią – Zresztą, niech Ci będzie... Za dwie godziny pod Adamem.
- Przepraszam, że Ci zawracam głowę – Młody westchnął ciężko i przyjrzał się Kaśce uważnie – Jesteś niewyspana - wyrwało mu się.
- Nie! No, może trochę – Przez Twojego brata, pomyślała z niechęcią, ale patrząc na jego zatroskaną twarz, nie odważyła się powiedzieć tego na głos – Ty też nie wyglądasz najlepiej. Czego chcesz?
- Słuchaj, wiem, że jesteś na Artura wściekła – zaczął szybko, jakby się bał, że mu przerwie - Nie wiem, o co Wam poszło, ale on na pewno tego nie chciał...
- Co?! - aż się zachłysnęła – On? Przecież to on mi powiedział, że to nie ma sensu, że nie wyobraża sobie nas razem... - czuła, jak do oczu napływają jej łzy – zabrał się i wyjechał sobie na wakacje, jak gdyby nigdy nic... Wy to macie w genach? Dręczycie ludzi dla przyjemności? - pociągnęła nosem i zaczęła grzebać w torebce, szukając chusteczki.
- Tak powiedział? Artur? - Młody otworzył usta w wyrazie zdumienia – Mój Artur?
- Na pewno nie mój! - prawie krzyknęła – Tak! Tak powiedział – dodała łagodniej.
- To niemożliwe – potarł czoło dłonią i spojrzał na Kaśkę nieprzytomnym wzrokiem – Myślałem, że Ty go zostawiłaś, że wyjeżdżasz na te swoje zdjęcia i w ogóle...
- W ogóle, co? - otarła łzy i wcisnęła chusteczkę do kieszeni spodenek.
- No... - zawahał się, szukając słów – że teraz poszukasz sobie kogoś... lepszego.
- Młody, zaraz oberwiesz – zagroziła – Nie próbuj mnie obrażać, bo na to nie zasłużyłam – czuła, że za chwilę wybuchnie.
- Ja Cię nie obrażam, ja tylko... Chryste, Kaśka, myślałem, że on Cię kocha, a Ty... - odwrócił wzrok – On mnie zabije, jak się dowie – dodał cicho.
- Jak się dowie czego? - Ja chyba zwariuję! - Mów, do cholery! - pochyliła się nad stolikiem i przyszpiliła Krzyśka wzrokiem.
Bez słowa sięgnął do tylnej kieszeni spodni i wyciągnął złożoną na cztery kartkę. Rozłożył ją i podał Kaśce. Był to formularz, wypełniony dokładnym równym pismem. Natychmiast poznała, czyim. Zresztą, tuż pod nagłówkiem widniało: ARTUR SZMYT, wypisane drukowanymi literami. Przebiegła wzrokiem pierwsze linijki, ale niewiele zrozumiała.
- Co to jest? - przyjrzała się nagłówkowi – NATO? Co Artur ma wspólnego z NATO?
- Jeszcze nic, ale on się chce zgłosić do pracy w obozie dla uchodźców w Kongo, a tak w ogóle to do wojska chyba?
- Przecież tam jest wojna! - Ja chyba śnię, pomyślała, gorączkowo próbując przywołać z pamięci jakieś informacje na temat tamtych rejonów świata – Tam są potrzebni żołnierze, a nie inżynierowie. To jakaś bzdura! - rzuciła kartkę na stół – Poza tym my nie jesteśmy w NATO.
- Też tak myślałem, ale zadzwoniłem pod ten numer podany na dole – Młody pospiesznie schował kartkę do kieszeni – Mamy się z nimi połączyć w przyszłym roku, czy jakoś tak. Szukają ludzi do służby cywilnej. Dobrze płacą, bo to niebezpieczne, a Artur potrzebuje pieniędzy. Zresztą on i tak chce potem iść do wojska. Takiego zawodowego, wiesz...
- Przecież ma pieniądze. Słyszałam, jak rozmawiał z Adamem o giełdzie – zaczynała nabierać podejrzeń, że Młody wciąga ją w jakąś grę. Rozejrzała się nerwowo – To się nie trzyma kupy!
- Nic Ci nie powiedział – pokiwał głową – Ma pieniądze i ich nie ma – zaczął – Wziął gigantyczny kredyt, żeby kupić akcje banku. Miał być szybki zysk, ale zdaje się, że coś poszło nie tak. W każdym razie Artur ma jakiś miliard długu i o ile dobrze zrozumiałem, to nie może sprzedać tych akcji, bo dużo straci.
- Ile? - Kaśka poczuła, jak zasycha jej w gardle – Ile powiedziałeś?
- Miliard wziął z banku, jakieś pięćset milionów od Adama... - wyliczał, a ona czuła, jak robi jej się słabo – Kaśka! - bardziej zauważyła niż poczuła, że chwycił ją za rękę – Co Ci jest?
- Boże! - To ja go popchnęłam do czegoś takiego! - Boże! - poczuła, że włosy stają jej dęba, a krew odpływa z twarzy.
- Słuchaj, to nie jest tak, że tyle straci, ale jak posprzedaje wszystko to będzie miał zero, a właściwie dług – Młody wpatrywał się w Kaśkę wyczekująco – Jak matka się dowie, to serce jej pęknie – powiedział nagle.
- Przepraszam, ale może nie rozmawiajmy o Waszej matce, OK? Wczoraj mnie prawie wyprosiła, informując oschle, że Artur jest na wakacjach – odparła z sarkazmem.
- Kurde, nie wiedziałem – Młody wydawał się szczerze zaskoczony.
- O tym, że dzwoniłam też nie wiedziałeś? - spytała ze złością. Akurat jej pękniętym sercem chyba by się nie przejęła. Młody kręcił głową wyraźnie zakłopotany.
- Bolek mi powiedział, że byłaś w Klu... w piwiarni – poprawił się – Byłem na Ciebie zły, ale on powiedział, że pytałaś o Artura... jakoś mi to nie pasowało.
- No dobra, zostawmy Twoją matkę w spokoju – powiedziała ugodowo - Przecież są inne sposoby na zarobienie pieniędzy – stwierdziła, starając się myśleć logicznie.
- No jasne, ale Artur chce wszystko robić po swojemu. Zawsze był uparty i niezależny, jak... Adam – popatrzył na nią dziwnie – Nigdy by się nie przyznał, że zawalił sprawę. On nie chce być dla Ciebie ciężarem. Ty robisz karierę, możesz sobie ułożyć życie, a on? Kim on dla Ciebie jest?
- Kim on dla mnie jest? - powtórzyła, jak echo - Co mogę zrobić? - spojrzała Młodemu w oczy.
- Porozmawiaj z nim – błagalny ton głosu, jakim to powiedział, sprawił, że w oczach Kaśki znów zalśniły łzy – Tylko mu nie mów, że Ci powiedziałem. Zresztą – machnął ręką zrezygnowany – powiedz mu, co chcesz, byle tylko się wycofał z tego kontraktu. Potem może mi nawet złamać rękę, czy wybić zęby – uśmiechnął się krzywo.
- Ale gdzie on jest? - gdyby wiedziała, już dawno by to zrobiła. Podejrzewała, że specjalnie zniknął, żeby jej to uniemożliwić.
- Na obozie żeglarskim w Rajgrodzie. Jest tam instruktorem – Młody wyciągnął z kieszeni jeszcze jedną kartkę. Tym razem mniejszą i zapisaną odręcznym pismem – Wpisałem tam Martę, żeby miała co pokazać rodzicom, ale oczywiście tam nie pojedzie. Wybieramy się pod namiot, sami – dodał – Możemy Was jeszcze zamienić i pojedziesz na jej miejsce. Jeśli się zgodzisz... – powiedział z nadzieją w głosie.

piątek, 24 października 2014

Moje marzenie. Rozdział 12

Jak to często bywa, wiosenna burza pokrzyżowała im plany zdjęciowe. W nocy spadł rzęsisty deszcz, który zmoczył wszystko, co nie zostało schowane pod dach. Dodatkowo, niebo zasnute było chmurami, spomiędzy których, tylko od czasu do czasu wyglądało słońce. Piotr odwołał zdjęcia, więc Kaśka zadzwoniła do Nadii, żeby ta przypadkiem nie szukała ich na planie. Okazało się, że Nadia była doskonale poinformowana i telefon od Kaśki wcale jej nie zaskoczył. Przeprosiła grzecznie, za to, że nie może poświecić im czasu i obiecała, że zajrzy do nich na zdjęcia następnego dnia. W tej sytuacji, Piotr zarządził zwiedzanie Luwru. Zajęło im to cały dzień, a i tak Kaśka miała wrażenie, że zobaczyli mniej niż połowę. Wracając, wstąpili do małej tureckiej knajpki i zjedli po porcji gyros zawiniętej w placek podobny do naleśnika. Natychmiast po wejściu do pokoju Kaśka rzuciła się do telefonu, ale odebrał Młody i z zakłopotaniem wytłumaczył jej, że Artur poszedł gdzieś z kolegami i wróci bardzo późno, albo raczej bardzo wcześnie następnego dnia. Była tak zmęczona, że nawet jej to nie przeszkadzało. Na szczęście następnego dnia rankiem obudziła się wyspana i pełna energii. Słońce było już wysoko i zapowiadała się wspaniała pogoda. Wskoczyła pod prysznic, żeby pozbyć się resztek sennego rozleniwienia i wyciągnęła z szafy luźne, wygodne ubranie z długimi rękawami, które kazała jej ze sobą zabrać Ola. Tak przygotowana powitała Piotra, kiedy zajrzał do niej schodząc na śniadanie – Widzę, że poważnie podeszłaś do sprawy – pochwalił ją.
Pojechali najpierw do agencji, gdzie Louis wprowadził do fryzury Kaśki nieco twórczego bałaganu, a następnie na plan taksówką, bo urządzono go w niewielkiej knajpce, w jednym z mniej uczęszczanych rejonów miasta. Na pozór niczym nie różniła się ona od tych położonych na Montemarte, ale było tu zdecydowanie spokojniej. Na potrzeby zdjęć ustawiono donice pomalowane na biało, pełne ziół i kwiatów. Wewnątrz, asystentka Suzanne ustawiła parawan i stojak obwieszony bielizną i dodatkami. Właściciel, niewysoki szpakowaty mężczyzna około pięćdziesiątki, oddał im swój obrotowy fotel, a kosmetyczka z poczochranymi włosami, nazywana przez wszystkich Brush (pędzel), urządziła sobie obok niego atelier, używając stolika, lustra i aluminiowej walizki pełnej kosmetyków. Cała ekipa składała się w sumie z sześciu osób, ale wydawało się, że jest ich dwa razy więcej. Inna sprawa, że pomiędzy planem, parawanem i stanowiskiem do makijażu uwijała się córka właściciela, Anette, roznosząc kawę, croissanty i szklaneczki z wodą mineralną z listkami mięty.
Uśmiech praktycznie nie schodził Kaśce z ust, kiedy usadowiona w fotelu śledziła całe to zamieszanie. Centralnym punktem był Piotr, który sto razy przesuwał wszystkie meble i donice, sprawdzał światło i kolory obrusów. W końcu, zadowolony z siebie, stanął przed nią z wyrazem triumfu na twarzy – zaczynamy! – zawołał i zatarł ręce.
Kaśka, mimo że pozowała już w samej bieliźnie, początkowo poczuła się trochę nieswojo. Na wieszaku było osiem różnych kompletów, ale jeden z nich składał się w połowie z satyny i miał też taki krótki szlafroczek. Wybrała to na początek. Ubrana, a właściwie częściowo rozebrana, wyszła do ogródka knajpki, czyli po prostu na ulice oddzieloną od pozostałej części donicami. - Siadaj przy stoliku i udawaj, że pijesz kawę – Piotr w charakterystyczny dla siebie sposób budował całą otoczkę – dopiero, co wstałaś, jesteś zaspana... Nie macie kapci? Przecież nie zeszła do knajpy w szpilkach?! - odwrócił się do rudowłosego chłopaka, który wchodził w skład ekipy.
Nie znaleźli kapci, ale grube, miękkie skarpety doskonale je zastąpiły.
- Może usiądę na nodze? - Kaśka rozchyliła delikatnie szlafrok, a po chwili całkiem go rozwiązała i usadowiła się na krześle tak, żeby widać było także majtki. Starała się zapamiętać w jakich pozach wyglądała najlepiej.
- OK, zrób tak... Super! - Piotr się rozkręcał - teraz spójrz gdzieś nad moją głowę, dobrze, dobrze... Teraz usiądź prawie tyłem do mnie. Niech ktoś jej zsunie szlafrok z ramienia. Przymknęła oczy wyobrażając sobie dłoń Artura sunącą po jej ramieniu...
Pracowali tak około godziny, choć Kaśka wcale nie odczuwała tego, jako obciążenie. Doskonale się bawiła, ale Piotr po czwartym komplecie bielizny stwierdził, że plan już mu się opatrzył, a makijaż wygląda nieświeżo. Wszystko zaczęło się więc od początku: przerwa na kawę, make-up, przestawianie mebli, pomiary światła itd.
W bieliźnianym gorsecie i pończochach ustawiła się w drzwiach kawiarenki z croissantem w dłoni. Piotr odgryzł kawałek, kategorycznie zabraniając jej iść w swoje ślady, ale oczywiście go nie posłuchała. Kawałki lukru przykleiły jej się do uszminkowanych ust. Gdyby Artur tu był, zlizałby te kawałki, pomyślała mrużąc oczy.
- Nie ruszaj się! - Piotr odpiął aparat od statywu i podszedł do niej. Zrobił kilka zdjęć z różnych miejsc – teraz ostrożnie się obliż – znów kilka ujęć – genialne!
- Brawo! - usłyszeli znajomy głos. Za szeregiem doniczek stała Nadia, Pierre i jeszcze jeden chłopak. Był niższy, ale dobrze zbudowany, miał jasną skórę i bardzo ciemne, obcięte na krótko włosy oraz małą bródkę takiego samego koloru. O ile Nadia i Pierre ubrani byli dość swobodnie, o tyle ich kolega wyglądał, jakby właśnie wyszedł ze sklepu z markową odzieżą – Czy są jeszcze wolne stoliki? - Nadia uśmiechnęła się szeroko do Piotra.
- Będziecie nam przeszkadzać – gderał, ale jednocześnie z uśmiechem wskazał im stolik najbardziej oddalony od drzwi knajpki. Kaśka mrugnęła do Nadii, ale nie odważyła się ruszyć z miejsca. Tamta tylko zamachała do niej przyjaźnie.
- To jest Pierre, a to Antoine! – zawołała, wskazując towarzyszących jej mężczyzn – pracuj, a my sobie popatrzymy.
Z nieco większym trudem przyszło Kaśce skupić się na tym, czego chciał od niej Piotr, zwłaszcza, że Antoine bacznie jej się przyglądał, a miała na sobie niewiele. W końcu jednak przestała się tym przejmować.
Kiedy wreszcie Piotr oznajmił, że to koniec zdjęć, Kaśka szybko wskoczyła w swoje prywatne ciuchy i pozbyła się makijażu. Już chciała pobiec do Nadii i jej znajomych, kiedy Brush złapała ją za łokieć – A Ty dokąd? Przejrzyj się najpierw w lustrze! - fuknęła gniewnie.
- Co mam nie tak? - Kaśka przyjrzała się swemu odbiciu – przecież się umyłam.
- Wiesz kogo przyprowadziła Nadia? - spytała tamta.
- Wiem, swojego chłopaka Pierra i jakiegoś kolegę – odparła - zdaje się, że nazywa się - Antoine – wzruszyła ramionami.
- Antoine gra w Paris San Germain. Jest piłkarzem! - Brush złożyła ręce jak do modlitwy.
- Jak Pierre – przewróciła oczami – I co z tego?
- Och, dziewczyno! - Brush wyglądała na zdruzgotaną – On się niedawno rozstał z narzeczoną!
- Brush, proszę Cię! - miała ochotę spytać, czy nie jest przypadkiem stałą czytelniczką kroniki towarzyskiej, ale nie miała pojęcia, jak to powiedzieć nawet po angielsku, o francuskim nie wspominając. Uległa jednak i pozwoliła na odrobinę podkładu i tusz do rzęs. Dla Artura zrobiłaby trzy razy więcej, ale on nie mógł jej teraz zobaczyć.
- Szybko sobie poradziłaś! – Nadia tryskała humorem.
- Nie miałam za wiele do zdejmowania – roześmiała się Kaśka – Jestem Kasia, czyli Catrine – wyciągnęła rękę do Pierre'a, a potem do Antoine'a.
- Podobało mi się, jak pracowałaś – Antoine nadal bacznie jej się przyglądał.
- Może pójdziemy razem na lunch? - Pierre jakoś automatycznie przejął przywództwo.
- Skoro mój strój Wam nie przeszkadza, to chyba możemy iść - zawiesiła głos i spojrzała na wystrojonego Antoine'a.
- Jest OK – błysnął zębami w uśmiechu.
- Leć! - Piotr pojawił się nie wiadomo skąd – na dziś koniec, a ja muszę to wywołać i zobaczyć, co z tego wyszło – Tylko mi ją oddajcie około drugiej, bo musimy się przygotować na jutro - pogroził im palcem – Aha, nasz gospodarz pyta, czy mógłbym zrobić jemu i jego córce kilka zdjęć z Waszym towarzystwie? - spojrzał na Antoine'a – Zdaje się, że tej młodej damie najbardziej zależy na Tobie.
- Jakoś mnie to nie dziwi – zachichotała Nadia.
Okazało się, że Antoine pozował do zdjęć jak zawodowy model. Zarówno właściciel jak i jego córka byli zachwyceni. Kaśka też spojrzała na niego z sympatią, zwłaszcza, gdy na jednej z kart napisał kilka słów i wręczył je uszczęśliwionej Anette. Kiedy skończyli, pożegnali się serdecznie. Pierre miał niedaleko zaparkowany samochód, więc bez trudu przemieścili się do centrum. Objechali Łuk triumfalny, potem przejechali przez Aleję Champs Elysees i skręcili w jedną z bocznych ulic – Jest tu taka nieduża restauracja – Nadia przyjrzała się luźnemu strojowi Kaśki – Przybiegałam tu czasem po zdjęciach. Nie zwracają uwagi na strój.
- A teraz już tam nie chodzisz? - spytała zaciekawiona.
- Już nie pracuję jako modelka – odparła z uśmiechem Nadia – teraz modelki pracują dla mnie, a ja dla modelek – dodała tajemniczo.
- Założyłaś własną agencję? - spojrzała na Nadię z zupełnie innej perspektywy.
- Niezupełnie. To bardziej doradzanie i organizowanie – wyjaśniła – Pracuję dla różnych agencji, ale nie jestem na stałe związana z żadną z nich.
Pierre zaparkował przy chodniku w pobliżu restauracji, więc przerwały rozmowę. Restauracja, a właściwie restauracyjka była dokładnie taka, jaka w wyobrażeniu Kaśki powinna być. Nieco ciemne wnętrze, meble z giętego drewna, obrusy w kratkę i charakterystyczna dla francuskiej ulicy muzyka.
- Lubię to miejsce – Nadia przytuliła się na chwilę do Pierre'a – Pamiętam, jak pierwszy raz Cię tu przyprowadziłam – zachichotała.
- Wcześniej bywałem raczej w modnych lokalach i klubach – Czy w jego głosie zabrzmiało zakłopotanie? Kaśka spojrzała na niego z sympatią. Mówił to, jakby próbował się tłumaczyć.
- Co masz przeciwko modnym lokalom? - Antoine nie wyglądał na uszczęśliwionego wyborem miejsca.
- Nic – Pierre wzruszył ramionami – Po prostu lubię też takie miejsca. Polubiłem je – poprawił się.
Musieli często tu bywać, bo kelner powitał ich jak dobrych znajomych. Kaśka poprosiła, by Nadia wybrała coś także dla niej.
- Nie mówisz po francusku – bardziej stwierdził, niż zapytał Antoine.
- Niestety nie – odparła z autentycznym żalem – ale to ładny język. Może się kiedyś nauczę? Za to mówię po angielsku – pocieszyła się – dzięki temu możemy rozmawiać, choć jesteśmy taką mieszanką – Polska, Rosja, Francja... rzeczywiście zjechali się z rożnych stron świata.
- Nie lubię angielskiego i nie znam go dobrze – Antoine nie podzielał jej entuzjazmu – Zresztą po co mi angielski, skoro wszędzie mogę mówić po francusku?
- No tak – zgodziła się – ale jesteś piłkarzem, a piłkarze czasem dostają zagraniczne kontrakty. Co wtedy zrobisz?
- Zatrudni tłumacza – Pierre wydawał się ubawiony swoim pomysłem.
- Właśnie! Zatrudnię tłumacza – roześmiał się Antoine. Sprawiał wrażenie beztroskiego chłopca, który nie zamierza podchodzić do życia poważnie. Oczywiście mogła się mylić, sadząc, ze jest nieodpowiedzialny, ale jakoś nie miała ochoty sprawdzać. Nie znała wielu piłkarzy, ba, nie znała do tej pory żadnego piłkarza, ale jakoś jej to nie zmartwiło. W każdym razie Pierre zrobił na niej lepsze wrażenie.
Spędzili przyjemnie dwie godziny. Pierre i Antoine opowiedzieli im mnóstwo zabawnych historii związanych z piłką nożną i ich zagranicznymi wyjazdami. W końcu Pierre poprosił o rachunek.
- Powinnam się dorzucić – Kaśka miała po cichu nadzieję, że jej na to nie pozwolą. Nie pomyliła się.
- Właściwie, to ja powinienem zapłacić – Antoine odwrócił się do Kaśki – Chciałem Cię poznać, a lunch to dobry sposób. Nadia opowiadała o Tobie – wyjaśnił, widząc jej zdziwienie – Pojutrze mamy taką wspólna imprezę i chciałbym Cię zaprosić. Co Ty na to?
- No, nie wiem... - spojrzała na Nadię, szukając u niej wsparcia – Zaskoczyłeś mnie.
- To tylko kolacja, choć bardzo elegancka – Nadia jakby na to czekała – Przecież nie będziesz siedziała sama w hotelu.
- Właściwie to masz rację – Co za idiotka ze mnie, zganiła się w myślach – Bardzo chętnie pójdę – Nawet ona musiała przyznać, że było to jednak wyróżnienie. Przypomniała sobie reakcję Brush.
- No, to załatwione! - Nadia wyglądała na zadowoloną – zadzwonię do Ciebie wieczorem i powiem Ci, co i jak.
Popołudnie spędziła z Piotrem, przygotowując się do kolejnej sesji. Tym razem miały to być zdjęcia na dwóch balkonach, z których roztaczał się przepiękny widok na Wieżę Eiffela. Nie mogła się jednak skupić na tym, co mówił do niej Piotr. Spędzona z Arturem sobota wydawała jej się teraz tak odległa. Myśl, że obudzi się sama w wielkim łóżku aż bolała. Tęsknota powoli zakradała się do jej serca.
- Jedziemy do hotelu. Musisz się wyspać – Piotr przyglądał jej się z niepokojem – Dobrze się czujesz?
- Tak, tylko chyba trochę mnie to wszystko przytłacza – westchnęła – Poza tym... tak bym chciała tu zostać, ale jeszcze bardziej chciałbym, żeby Artur był przy mnie – Nagle uświadomiła sobie, że nie chodzi o samą pracę, ale o magię tego miejsca, o magię Paryża... magię, którą nie jest się w stanie cieszyć w pełni.
- Zapytaj go – w oczach Piotra pojawiło się dziwne ciepło – Z tego, co mówiłaś, to on się pracy nie boi. Paryż daje mnóstwo możliwości. Większość kelnerów, malarzy, sprzątaczy, to obcokrajowcy. Ja bym się nie zastanawiał, gdyby Suzanne mnie chciała tu na miejscu. Niestety, mogę liczyć tylko na zlecenia od czasu do czasu, ale dobre i to.
- Zostawiłbyś swoje studio? - jakoś nie przyszło jej do głowy takie rozwiązanie.
- To Paryż! Mekka artystów – spojrzał jej prosto w oczy – zostawiłbym wszystko!
- A Kuba? - nie dawała za wygraną. Ola mówiła jej, że przyjaciel Piotra pojechał za nim do ogarniętej wojną Jugosławii.
- Kuba przyjechałby do mnie – Dlaczego nie pomyślała, że to oczywiste - Pogadaj z nim!
Po powrocie do pokoju trzy razy zrobiła podejście do telefonu, ale za każdym razem kończyło się dezercją w ostatniej chwili. Niepewność jest lepsza niż definitywna odmowa, wytłumaczyła sobie. Kiedy rozległ się sygnał, aż podskoczyła.
- Nadia - poczuła ulgę, słysząc jej głos.
- A kogo się spodziewałaś? - zachichotała – Antoine nie zadzwoni. Nie ma Twojego numeru, poza tym on nie dzwoni nigdy! To dziewczyny dzwonią do niego.
- Chciałam pogadać z moim chłopakiem – przyznała się Kaśka.
- Chłopakiem? - w głosie Nadii zabrzmiało zaskoczenie – No tak, a gdzie on jest?
- Został w Krakowie. To przyjaciel Adama, chłopaka Oli – wyjaśniła – Chyba powinnam o tym powiedzieć Antoineowi?
- A po co? - głos Nadii brzmiał beztrosko – On Cię tylko zaprasza na kolację. Pytał o chłopaka? Nie. Jak zapyta, to mu powiesz.
- Możesz mi wytłumaczyć, jak właściwie pracujesz? – spytała – Trochę niezręcznie mi było w restauracji – z jakiegoś powodu miała wrażenie, że Nadia zorganizowała specjalnie spotkanie z Antoinem.
- Ja jestem tym człowiekiem, który sprawia, że ktoś staje się bardziej znany niż inni. Znam wielu ludzi: piłkarzy, dziennikarzy, redaktorów magazynów modowych, szefów agencji, modnych fryzjerów i stylistów, projektantów itd. Wszyscy są bardzo zajęci i nie chce im się szukać nowych twarzy, a agencje są pełne modelek i nie wiadomo, kogo wybrać. Wtedy wkraczam ja – zawiesiła głos, jakby chciała się zaprezentować.
- Sama to wymyśliłaś? - Kaśka była pod wrażeniem. Skąd u takiej młodej dziewczyny tyle energii?
- Nie do końca, ale udoskonaliłam pomysły innych - Jak przyjechałam, to sama nie wiedziałam, co mam robić – westchnęła – Miałam swoją agencję, dostawałam małe zlecenia. Wystarczało mi na życie, ale czas upływał... - zamyśliła się - Poznawałam ludzi, chodziłam na imprezy i... zaczęłam je opisywać. Najpierw tak dla zabicia czasu, potem już dla pieniędzy, bo artykuły odkupowali ode mnie dziennikarze. Poznałam redaktorów, potem piłkarzy – w jej głosie pojawiła się cieplejsza nuta – A jeden z nich zabrał mnie do siebie i zabronił pisać dla innych. Kazał mi zacząć myśleć o przyszłości, więc zaczęłam. Teraz organizuję spotkania, poszukuję modelek, fotografów, miejsc do zdjeć. Wiem co się dzieje i gdzie. Potrafię wkręcić na imprezę nieznaną nikomu dziewczynę i czasem ona staje się twarzą jakiejś marki...
- Ale to coś zupełnie innego niż... - Kaśka szukała słów - Nie żal Ci pracy modelki?
- Czasem jeszcze coś tam robię – prychnęła – ale teraz najważniejszy jest Pierre. Za dwa lata kończy karierę i chce iść na studia trenerskie od tego roku, więc muszę być na miejscu. Nie mogę się włóczyć po świecie. Nie, nie żal mi – stwierdziła z przekonaniem – poza tym, on chce mieć dzieci. Myślę, że jak zajdę w ciążę, to się pobierzemy.
- No tak – sama nie wiedziała, co o tym myśleć – Teraz rozumiem. Wtedy już nie będziesz mogła pracować jako modelka...
- Dlaczego nie? Czasem potrzebna jest dziewczyna w ciąży. Poza tym, niektóre dziewczyny pracują dalej po urodzeniu dzieci. Trochę zależy od tego, komu je urodziły – przyznała jednak – Zostawmy te rozważania! - otrząsnęła się – Musisz mieć sukienkę i szpilki.
- Zabrałam jedną, ale z butami będzie mały problem - Dlaczego nie wpakowała do walizki choć jednej pary butów na obcasie? Nie sądziła, że będą potrzebne - Balerinki odpadają? - było to raczej pytanie retoryczne.
- Jak mówię „sukienka”, to mam na myśli coś z najnowszych kolekcji. Może YSL? - Nadia myślała głośno.
- Nie kupię sukienki i butów za całą pensję! Wiesz, ile to pieniędzy w Polsce? - Czy ona była niespełna rozumu?
- Oczywiście, że nie kupisz – z drugiej strony słuchawki rozległ się perlisty śmiech – Jutro po zdjęciach pójdziemy pogadać z Suzanne. Na pewno ma coś odpowiedniego w garderobie. Nie martw się, sporo modelek tak robi. Suzanne też.
---
Piątkowe zdjęcia, popołudnie z Nadią i Piotrem w muzeum D'Orsay, pełnym obrazów Moneta i mebli w stylu Art Deco... Wszystko to wydawało się Kaśce czymś nierealnie pięknym. Sobotnie przedpołudnie przeznaczyła na spacer wzdłuż Sekwany. Potrzebowała spokoju, a najlepiej jeszcze ciepłych silnych ramion, dających poczucie bezpieczeństwa. Co za ironia losu, pomyślała, wpatrując się w nurt rzeki. Związek z Arturem wydawał jej się początkowo czymś szalonym, jak jazda na rollercoasterze, a okazał się azylem i oazą szczęścia. A co będzie, jeśli Suzanne zaproponuje jej pracę, a on powie „nie”?
Po powrocie do hotelu długo wpatrywała się w telefon. W końcu podniosła słuchawkę i wybrała numer. Musiała z kimś porozmawiać!
- Kasia? Boże, już się zaczynałam martwić – słowa mamy zadziałały jak balsam. Nagle przestało mieć znaczenie kłamstwo na temat jej ojca i wymuszona obietnica, którą złamała, odwiedzając cmentarz. Nadal mama była jedyna osobą, której mogła zwierzyć się ze swoich rozterek.
- Nadia twierdzi, że jest niewielka szansa na to, żebym mogła tu zostać i to nawet legalnie – zakończyła, czekając na reakcję mamy.
- Jeśli naprawdę tak Ci zależy na tym chłopaku... – Marianna zawiesiła głos – Wydaje mi się, że nie ma znaczenia, gdzie spędzisz najbliższy rok. Jak dla mnie, to urlop dziekański jest do przyjęcia. Zostały Ci dwa semestry, więc i tak w końcu dostaniesz dyplom, a takiej okazji za rok już nie będzie. Nie będę też udawać, że nie wiem o tym, że praktycznie razem mieszkacie – dodała.
- Mamo! - poczuła, że się rumieni.
- Co mamo? Nie nazywam się Dulska i doskonale o tym wiesz! - umilkła, jakby szukała odpowiednich słów – Powiedz mu, to, co mnie – w głosie mamy dominowało ciepło i spokój.
Z drżeniem serca wybierała numer i o mało nie zemdlała, gdy usłyszała głos... Młodego – Artur polazł do kumpli, ale powinien być za jakieś dwie godziny – stwierdził.
- To powiedz mu, że idę na imprezę z Nadią i jej chłopakiem. No, i że zadzwonię jutro rano - rozłączyła się. Byłoby lepiej, gdyby powiedziała mu osobiście. Z drugiej strony, zawsze twierdził, że może robić, co chce. Westchnęła ciężko i poczłapała do łazienki. Jeśli chciała być gotowa przed ósmą, to powinna narzucić tempo. Ze słów Nadii wynikało, że Antoine nie lubi czekać.
- Jesteś ode mnie wyższa - zauważył, kiedy stanęli przed lustrem w holu – Nie masz innych butów?
- Nie wyższa, tylko tego samego wzrostu – poprawiła go – Nie mam innych butów, które pasowałyby do tej sukienki. Zresztą Napoleon był niższy od Józefiny, a nie był z tego powodu nieszczęśliwy – wzruszyła ramionami. Chyba nie miał kompleksów?
- Żartujesz? - spojrzał na nią, jakby przed chwilą zobaczył ją po raz pierwszy w życiu – Nie był niższy!
- Tak, był – upierała się – Od pani Walewskiej też, ale to nie przeszkodziło mu mieć z nią syna – przewróciła oczami.
- Waleska? Może jeszcze była z Polski? - spytał lekko drwiącym tonem.
- Owszem, była – Kaśkę zaczynała męczyć jego ignorancja. Czego ich uczą w tych szkołach?
- A widzisz! – ucieszył się, wskazując na podjeżdżającą taksówkę – Polskie dziewczyny zawsze leciały na Francuzów.
- To nie ona na niego leciała, tylko on na nią – Ty głąbie, dodała w myślach – Ona spokojnie mieszkała z mężem w Polsce, ale on przyjechał i się zakochał.
- Pojechał do Polski? Przecież to strasznie daleko! - wykrzyknął.
Kierowca pomógł Kaśce wsiąść, podczas gdy jej towarzysz sadowił się z drugiej strony. Spojrzała na Antoine'a z politowaniem. Z geografii też był cienki. Jeśli dla niego przemierzenie kawałka Francji i Niemiec, to było strasznie daleko, to co dopiero kampania rosyjska?! - Nieważne – machnęła ręką. Nie próbowała już podtrzymywać rozmowy, a on najwyraźniej był zadowolony z samego faktu, że była.
Zmierzali do przystani płaskodennych barek pokrytych szkłem. Kierowca zgrabnie podjechał do miejsca pilnowanego przez dwóch potężnie zbudowanych ochroniarzy. Wokół zgromadził się spory tłumek gapiów, zdominowany przez wystrojone w krótkie sukienki dziewczyny – Poznaj moje fanki – Antoine był wyraźnie zadowolony z obecności publiki. Kaśka zdecydowanie mniej, ale postanowiła tego nie okazywać. Skoro potrafiła poderwać Artura, to potrafiła wszystko! Wysiadła i stanęła spokojnie obok jednego z ochroniarzy. Gdy tylko ukazał się Antoine, wybuchła wrzawa. Na szczęście podpisał tylko kilka podstawionych mu zdjęć i mogli przejść do ogrodzonej płotem części, gdzie stała już spora grupka gości. W międzyczasie nadjechały dwie kolejne taksówki. Z jednej z nich wysiadła Nadia i Pierre. Towarzyszyło im zainteresowanie, ale nie aż takie jak Antoine'owi.
- Dobrze wyglądasz – pochwaliła ją Nadia – ta jasnoróżowa wstążka dodaje szyku.
Rzeczywiście czarna jedwabna sukieneczka przewiązana wstążką w kolorze pudrowego różu i pantofle w takim samym kolorze robiły wrażenie. Lekko opalone nogi bez rajstop lśniły w sztucznym świetle. Nadia poznała ją z kilkoma zawodnikami i ich dziewczynami lub żonami. Przeszli razem do pływającej restauracji. Przez cześciowo uchylone tafle szkła mogli podziwiać Paryż nocą widziany z rzeki. Stoliki zstawiono tak wykwintnymi potrawami i kwiatami, że przypominały bardziej dzieła sztuki niż kolację. Towarzysz Kaśki był w swoim żywiole. Krążył wśród kolegów, co jakiś czas wracając do Kaśki lub prowadząc ją ze sobą. Rozmawiali zwykle przez chwilę po angielsku, po czym pzrechodzili na francuski, więc tylko stała i przysłuchiwała się brzmieniu słów.
- Skąd masz taką sukienkę? - zapytał ją w pewnej chwili Antoine i prześliznął się wzrokiem po jej ciele – Podobno to z najnowszej kolekcji. Przecież jej nie kupiłaś.
Ale burak, pomyślała – Jak powiedziałam, że idę z TOBĄ na kolację, to w Galerii Lafayette ustawili się w kolejce, żebym coś wzięła – musiała poczekać chwilę, żeby jej słowa dobrze do niego dotarły – Przecież wszyscy będą nas fotografować – wyjaśniła.
Szeroki uśmiech pojawił się na jego starannie wygolonej twarzy – Dobrze wyglądasz – stwierdził zadowolony – chłopakom też się podobasz – dodał.
No jasne, podoba im się mój tyłek, bo niby jak mieliby ocenić mój intelekt, skoro gadają stale po francusku? Westchnęła ciężko. Po deserze na stołach pojawiły się owoce, a na scenie zespół z ciemnoskórą dziewczyną. Grali najnowsze przeboje, a ona śpiewała lepiej niż Madonna, czy Cher. Nadia nachyliła się do Pierra, który po chwili poprosił ją do tańca. Kaśka spojrzała na Antoine'a wyczekująco. On jednak nie miał zamiaru tańczyć. Odwrócił krzesło bokiem do stołu i gadał w najlepsze z kolegami. Siedziała, obserwując dziewczyny piłkarzy. W większości były bardzo ładne i zgrabne, świetnie ubrane w rzeczy, które można podziwiać w magazynach mody. Przypomniała sobie cenę swojej sukienki. Ciekawe, co Artur by jej powiedział, gdyby mógł ją teraz zobaczyć. Wyglądała naprawdę ładnie. Piosenka się skończyła i Nadia z Pierrem wrócili do stołu.
- Musisz powiedzieć dziewczynom, jak to załatwiłaś z tą sukienką – Antoine powrócił na swoje miejsce.
- Daj spokój! - prychnęła – To był żart.
- Co? - zamrugał gwałtownie – Nie dostałaś jej z mojego powodu?
Kaśka posłała Nadii spojrzenie pełne desperacji. Nieoczekiwanie z pomocą przyszedł jej Pierre – Zatańczysz? - spytał, wyciągając do niej dłoń. Taniec był wolny, więc wyjaśniła mu, w czym rzecz. Z trudem powstrzymywał śmiech. Kiedy wrócili do stolika, Nadia jakoś ugłaskała już nieco urażonego Antoine'a.
Kaśka musiała przyznać, że kolacja była naprawdę wykwintna, ale gdyby nie Nadia i Pierre, czułaby się nieswojo i samotnie. Założyła nogę na nogę i przyglądała sie połyskującemu serduszku kołyszącemu sie na jej kostce.
- Ładne – Antoine przesunął palcem po jej kolanie – To prezent?
- Tak. Od mojego chłopaka – odparła. Było jej wszystko jedno, jak zareaguje. Nie, nie było. Chciała, żeby wiedział – Został w Polsce – dodała. Ku jej zdziwieniu, nie stało się nic. Tak, jakby wiedział, albo, jakby go to nie obchodziło. Poczuła się urażona – Może zatańczymy? - miała dość siedzenia i przysłuchiwania się niezrozumiałym rozmowom, miała dość głupkowatego uśmiechania się... miała dość! Czego oczekiwała? Każda z dziewczyn stojących przed płotem przystani oddałby wszystko za bycie na jej miejscu. To moja wina, pomyślała ze złością, nie znam języka, nie wiem o czym rozmawiają. Niepotrzebnie się zgodziłam. Z drugiej strony, Nadia zorganizowała jej wieczór w naprawdę niesamowitym miejscu, więc towarzystwo nadętego dupka nie było aż takim poświęceniem.
- Ty zatańcz dla mnie – usłyszała.
- Co? - miała pląsać przed nim? - Przykro mi, ale nie jestem tancerką – starała się, żeby nie zabrzmiało to sarkastycznie.
- Dla swojego chłopaka też nie tańczysz? - o dziwo, w jego głosie nie było niechęci, czy złośliwości.
- Nie, sama nie – zastanowiła się, nad jego pytaniem. Czy on by tego chciał? - Tańczę z nim – powiedziała powoli.
- Ja nie lubię tańczyć – usłyszała w odpowiedzi. Nie miała ochoty tłumaczyć, że raz mógłby zrobić wyjątek.
---
Taksówka zatrzymała się przed hotelem i kierowca spojrzał wyczekująco w lusterko. - Dziękuję, to był miły wieczór – Kaśka musnęła policzek Antoine'a. Przytrzymał jej rękę, nie pozwalając wysiąść.
- Nie zaprosisz mnie? - zajrzał jej w oczy z czarującym uśmiechem.
- Nie – pokręciła głową z równie czarującym uśmiechem – Nie zaproszę.
- Nie mówisz poważnie – dobry humor go nie opuszczał – Przecież dobrze się bawiłaś.
- To prawda – przyznała – Ale teraz idę spać. Dobranoc. W odpowiedzi powiedział coś po francusku - Nie rozumiem, mów po angielsku – upomniała go.
- Spławiasz mnie? - w jego głosie brzmiało niedowierzanie – To z powodu chłopaka?
- Co? - otworzyła drzwi taksówki i nie zważając na taksówkarza i portiera wybuchnęła śmiechem – Zaprosiłeś mnie na kolację i myślisz, że zostaniesz na śniadanie? - Nie miała zamiaru się tłumaczyć.
Wysiadła i śmiejąc się w głos podeszła do przeszklonych drzwi, które portier natychmiast przed nią otworzył. Śmiała się jeszcze, kiedy podchodziła do recepcji. Jest tylko jeden facet na świecie, z którym się przespałam na pierwszej randce, pomyślała, idąc do windy, i niech tak zostanie.
---
- Siadaj – Suzanne wskazała jej fotel – Mam propozycję. Co prawda agencja nie szuka chwilowo modelek, ale być może dla Ciebie zrobimy wyjątek. Mamy dużo dziewczyn w podobnym typie – rzuciła jej wymowne spojrzenie - Teraz zaczynamy powoli inwestować w dziwne modelki, nie klasycznie ładne, ale Ty masz dobre ciało i jesteś bystra – o dziwo, w jej głosie nie było niechęci - To posunięcie z poderwaniem jednego z większych playboyów wśród piłkarzy było dobre – rzuciła na stół gazetę.
- Mogę? - Kaśka odwróciła żurnal o 180 stopni – O Boże! - Jęknęła, widząc na okładce swoje zdjęcie przed hotelem. Kto je mógł zrobić? Jak to możliwe, że nie zauważyła? Z drugiej strony, czy to miało znaczenie?
- To szmatławiec, ale poczytny – Suzanne założyła nogę na nogę i odchyliła się do tyłu razem z fotelem – Pewnie nie zrobisz kariery jako modelka, ale weźmiemy Cię do zdjęć bielizny i jako dublerkę.
- Dublerkę? - spytała z roztargnieniem, otwierając gazetę na trzeciej stronie, gdzie zapowiadano dalszy ciąg reportażu. Oczywiście nic nie rozumiała, ale widać było, że się śmieje.
- Niektóre gwiazdy firmują np. perfumy czy bieliznę, a mają słabą figurę, albo brzydkie dłonie. Wtedy używamy dublerów części ciała – wyjaśniła – Zawróciłaś mu w głowie i dobrze. Będzie się o Was pisało jeszcze z tydzień. Pewnie dostaniesz bukiet kwiatów na przeprosiny za ten wyskok – stuknęła palcem w zdjęcie, na którym jej adorator siedział rozparty przed skąpo odzianą tancerką – dobrze by było dać anonimowy cynk do którejś redakcji. Nadia Ci podpowie, jak to załatwić.
- Żartujesz – wydęła usta. Miała się znów spotkać z tym dupkiem?
- Nie – Suzanne uśmiechnęła się cierpko – Witaj w naszym świecie. Związek z piłkarzem to świetna trampolina dla kariery. Może umiesz śpiewać albo projektować?
- Dzięki, ale muszę to przemyśleć – Kaśka wstała powoli. Miała wrażenie, że świat wokół niej zwariował.
- Byle nie za długo – usłyszała za plecami – w Paryżu dwa tygodnie to wieczność.
---
- Nadia, możesz wyrażać się jaśniej? - usłyszała dokładnie to samo, co od Suzanne – Czyli Ty to ustawiłaś. Mam go podrywać po to, żeby się wylansować na tutejszych „salonach”? Ale ja mam chłopaka, którego kocham.
- To się zdecyduj! - Nadia traciła powoli cierpliwość – Albo kariera, albo dom z ogródkiem i dzieciaki. Żyjesz tu i teraz.
- A Ty też jesteś z Pierrem z takiego powodu? - zbyt późno ugryzła się w język.
- Nie – Nadia potrząsnęła głową – Pierre jest inny, a poza tym niedługo kończy karierę. Mówiłam Ci. Antoine to niebieski ptak uwielbiany przez dziennikarzy, miedzy innymi za to, że dostarcza im materiału do pisania. W tej chwili to idealny facet dla Ciebie.
- O Boże, Nadia – Kaśka opadła ciężko na kanapę – Ale on proponował mi seks, chociaż wiedział, że mam chłopaka! Wyplącz mnie z tego. Nie chcę tego Twojego Antoine'a i takiej kariery. To nie dla mnie – krzyknęła – Może gdybym nie znała Artura, gdybym go nie kochała... ale nie wyobrażam sobie, że miałabym... z tym.... Wiesz, jak to jest, jak człowiek wie, że spotkał swoją druga połowę?
Nadia słuchała Kaśki w zamyśleniu. W końcu spojrzała jej w oczy – Jesteś drugą osobą, która tak mówi o mężczyźnie – powiedziała powoli – Kiedyś Ola opowiadała mi tak o Adamie. Jeśli ten Twój Artur jest dla Ciebie taki ważny, to musi być naprawdę wyjątkowy.
- Wierz mi lub nie, ale dla niego byłabym chyba gotowa skoczyć w ogień – poczuła drapanie w gardle.
- Mimo wszystko, nie zatrzaskuj tych drzwi – Nadia wsunęła dłonie we włosy i poruszała nimi robiąc sobie na głowie nieład, jakby chciała zmobilizować się do myślenia – Jeśli przyjdzie z kwiatami, to je przyjmij. Umów się na jakieś jedzenie i damy cynk do gazety, żeby znów o Tobie napisali. Twój chłopak się nie dowie, bo skąd miałby się dowiedzieć? Suzanne wie, że masz egzaminy i wracasz do Polski, ale przecież wrócisz. W najgorszym razie przyjedziesz tu we wrześniu na zdjęcia. Chcesz tu zostać, więc potrzebujesz pracy.
- Wcześniej muszę porozmawiać z Arturem - nie podobał jej się ten plan, ale lepszego nie miała – Chcę, żeby przyjechał tu ze mną, inaczej tu nie zostanę. Na razie się zastanawia, ale nie powiedział nie, więc muszę poczekać – Kiedy rozmawiali w niedzielę, odniosła wrażenie, że Artur w pierwszej chwili zapalił się do jej pomysłu. Jednak nie zgodził sie od razu, ale zgodnie ze swoim zwyczajem stwierdził, że każde z nich musi to jeszcze przemyśleć.
- O pracę dla niego postaramy się później, ale nie licz na cuda. Może będzie musiał iść na budowę – Nadia spoważniała – Nie będzie mu łatwo. Zwłaszcza, gdy zobaczy jak Ty pracujesz. Mężczyźni lubią mieć przewagę w dwóch sprawach: seks i pieniądze.
---
Artur szedł zamyślony, mijając kolejnych przechodniów. Dopiero po dłuższej chwili zdał sobie sprawę, że zaczyna kropić deszcz. Pierwsze dni czerwca zaciągnęły niebo chmurami i przyniosły ze sobą gwałtowną letnią burzę. Spędził ten czas na tarasie, obserwując błyskawice i wdychając odurzający zapach bzu. Jego porażka finansowa stała się faktem z chwilą, gdy bank oficjalnie przyznał, że prowadzona jest kontrola jego finansów i akcje gwałtownie spadły. To nawet nie była porażka. To była katastrofa! Wszelka nadzieja przepadła i nadszedł czas na jego plan B. Kiedy w niedzielę rozmawiał z Kaśką, była taka radosna, taka pełna energii, że nie miał sumienia wyjawiać jej prawdy. Zresztą, co by to zmieniło? Ona była tam, a on tu. Trzy dni i będą razem. Razem? Zatrzymał się i spojrzał w górę. Deszcz przybrał na sile, ale gdzieniegdzie zaczynało się ukazywać błękitne niebo. Nagle przez jedną z poszarpanych wiatrem chmur przeniknął pojedynczy promień słońca, po chwili dołączył do niego kolejny. Artur poczuł na twarzy ciepły podmuch wiatru, przymknął oczy. Krople deszczu łączyły się w strużki i spływały mu po skórze w dół, na szyję, wsiąkając w ubranie. Były równie delikatne jak muśnięcia koralowych ust, jak dotknięcia aksamitnej skóry...
-Ooo! - gdzieś z drugiej strony uliczki dobiegł go zachwycony dziecięcy okrzyk. Malec trzymał za rękę ojca i wskazywał coś na niebie. Odwrócił się.
Podwójny łuk tęczy widoczny był tak dobrze, że miało się wrażenie jej bliskości. Jakby minięcie domów wznoszących się wzdłuż drogi, pozwoliło dotrzeć do jednego z jej końców. Znał to zjawisko doskonale, potrafił wytłumaczyć ze szczegółami, jak powstawało, ba, rozszczepiali światło pryzmatami podczas zajęć na studiach, a jednak teraz chciał wierzyć, że jest to magiczny łuk za którym istnieje szczęśliwy świat, świat dla nich dwojga. Gdyby Kaśka stała teraz obok niego, cieszyłaby się jak dziecko! Znów przymknął powieki. Wyobraźnia pozwoliła mu ujrzeć jej rozszerzone zachwytem oczy. Potrafił w myślach odtworzyć za szczegółami rysunek jej tęczówek, przypominających bursztynowe witraże. Jestem masochistą, przemknęło mu przez myśl, kiedy poczuł żelazną obręcz zaciskającą mu się wokół piersi. Głośno wciągnął do płuc powietrze, ale ucisk nie ustępował.
- Znika! - w głosie malca słychać było zawód i żal.
- Znowu się kiedyś pojawi – ojciec uśmiechał się do syna ciepło – trzeba tylko wypatrywać, jak będzie padał deszcz i świeciło słońce.
- Ale to się tak rzadko zdarza – narzekał mały.
- To prawda, ale dziś nam się udało. Może znów nam się uda?
Artur powoli odwrócił głowę od blaknącej tęczy i ruszył w kierunku domu.
- No jesteś wreszcie! - Młody wyszczerzył do niego zęby – Twoja super-woman dzwoniła. Powiedziała, że zadzwoni jeszcze raz, za... - zerknął na zegarek – No, właściwie, to lada moment. Co jest, nie cieszysz się?
- Cieszę, a co, mam skakać na jednej nodze? - z trudem opanował dziwne drżenie w żołądku. Co mi jest, zastanowił się – Dzięki! - rzucił ugodowo do brata. Krążył po domu bez celu, czekając na telefon. Co miał powiedzieć? Teraz, czy potem? Dzwonek telefonu zawibrował mu w uszach
- Kaśka? - ucisk w gardle jakby zelżał.
- Och, nareszcie! - głos Kaśki brzmiał radośnie – Mam Ci tyle do powiedzenia, ale nie wiem, od czego zacząć? Boże, zacznę od Suzanne, bo nie wytrzymam dłużej tej niepewności. Ona zaproponowała mi pracę, ale jeszcze się nie zgodziłam... Mogłabym nawet za dwa tygodnie... Artur, pomyśl, Paryż latem, Montematre i Champs Elysees, tak bym chciała przyjąć tę pracę... Powiedz mi szybko, co postanowiłeś, proszę! - umilkła i tylko słychać było jej przyspieszony oddech.
Artur prawie widział jej pałające oczy, rumieńce podniecenia, skrzydełka nosa drgające przy każdym oddechu... - Podpisz umowę – powiedział powoli.
- Och, naprawdę? - głos jej się załamał – Kocham Cię! Nie będziesz żałował!
- Zobaczymy – odparł ostrożnie. W szybie biblioteczki zobaczył swoje odbicie. Spojrzał w swoje własne oczy...
- Artur, nawet nie wiesz, jak strasznie się cieszę! - urwała nagle – Ale Ty jedziesz ze mną? - upewniła się.
- Muszę Ci coś powiedzieć – zaczął, wciąż wpatrując się w szybę – Te operacje finansowe nie poszły mi tak, jak chciałem... będę potrzebował pieniędzy... - czuł, że robi mu się gorąco, a jednocześnie jego ciało pokryło się lodowatym potem. Blada twarz wpatrywała się w niego szarymi oczami.
- Nie martw się, kochanie – perlisty śmiech zabrzmiał mu w uszach i spłynął ciepłem do serca – Zarobiłam tyle, że starczy nam na bilety i na początek... Kocham Cię! - pociągnęła nosem – Widzisz, co się stało? Cholera, gdzie ja mam jakąś chusteczkę? - po chwili usłyszał, że wydmuchuje nos – No to następna sprawa, zamieniłam bilet. Przylecę o szóstej ale do Krakowa! Cieszysz się? Przyjedziesz po mnie na lotnisko? Pojedziemy do mnie, co? Już tak strasznie za Tobą tęsknię! Mmmm... - zamruczała cicho do słuchawki – Wyśpij się lepiej, bo mam na Ciebie taką ochotę...
- Kocie... - poczuł dziwne pieczenie pod powiekami. Zamrugał szybko – Dobrze, przyjadę... - powiedział ugodowo. Niech będzie, jak chce – i pojedziemy do Ciebie – dodał cicho.