Lek

Lek

czwartek, 25 września 2014

Moje marzenie. Rozdział 8

Artur przepuścił Adama przodem i po chwili sam wszedł do pokoju. Adam postawił torbę na biurku rozejrzał się dokoła. - Dawno tu nie byłem – powiedział z uśmiechem – Nic się nie zmieniło. No, prawie – dodał, zerkając na zdjęcie leżące na biurku. Była na nim wysoka blondynka z krótką fryzurką ubrana w białą koszulę, spod której wyglądała czarna koronka stanika.
- Taaak – Artur potarł dłonią podbródek – To co? Liczymy jeszcze raz? - postanowił odwrócić uwagę przyjaciela. Zapomniał schować zdjęcie do szuflady.
- Nie ma sensu – Adam klepnął torbę - jest trzysta, z poprzednią ratą masz pięćset.
- Na pewno nie chcesz w to wejść? - Artur podniósł torbę i schował ją do szafy – To pewniak, a najważniejsze, że nie trzeba czekać. Wszystko będzie wiadomo w ciągu dwóch tygodni.
- Nie – Adam zdecydowanie pokręcił głową – Ufam Ci, ale kompletnie się na tym nie znam, więc nie jestem w stanie ocenić ryzyka. Za to chętnie zainwestuję w Twoją firmę, jak już ją będziesz miał.
- Będę, będę, tylko najpierw muszę na nią zarobić – Artur spoważniał – Tylko moim starszym ani słowa. Ojciec by chyba dostał zawału, jakby się dowiedział.
- A masz jakiś plan B, gdyby to nie wypaliło? - w głosie Adama dało się wyczuć troskę.
- Nie spodobałby Ci się, ale mam – może i był buntownikiem, ale też dobrym strategiem. Wiedział doskonale, że zawsze istnieje pewne ryzyko i nawet jeśli jest minimalne, nie wolno go lekceważyć – jestem lepszy w przewidywaniu konsekwencji – dodał nieco kpiącym tonem – Ty nie bardzo miałeś plan B, jak utknąłeś w Meksyku. O mało ja nie dostałem wtedy zawału – wyszczerzył do przyjaciela zęby.
- No, co Ty? Myślałeś, ze nawiałem? Nie wierzę! - Adam wykrzywił się okropnie, ale w oczach skrzyły mu się wesołe iskierki – Nie zostawiłbym mojego skarbu w Twoich łapach.
- Nie ufasz mi? - Artur uniósł jedną brew – Dajesz mi 500 milionów bez pokwitowania, a podejrzewałeś mnie o to, że ja i Olka? To ja nie wierzę! - zaśmiał się.
- Myślałem... - Adam przesunął dłońmi po włosach – Sam nie wiem, co myślałem. To było silniejsze ode mnie – przyznał skonsternowany – Ale nawet babcia Kasia dała się nabrać, a wiesz, jak ona Cię kocha, jak własnego wnuka. Ale przyznaj, że Ola Ci się podoba.
- Jasne, to super laska – Artur wzruszył ramionami – Słuchaj, wiedziałem, że ona jest Twoja, ale po prostu zgłupiałem. W życiu nie widziałem, żeby ktoś tak rozpaczał.
- I kto to mówi? Rzuciłeś więcej lasek, niż masz włosów na głowie – zakpił Adam – Daria do tej pory nie może Ci darować.
- Wiem, ale nic na to nie poradzę – Artur spojrzał na zdjęcie Kaśki, leżące na biurku i pokręcił głową, jakby nagle zabrakło mu słów.
- Zakręciła Ci w głowie, co? - na twarzy Adama pojawił się złośliwy uśmiech – Trafiła kosa na kamień – dodał z satysfakcją.
- A tam, zaraz w głowie? To super dupeczka i tyle – Artur sięgnął po zdjęcie i schował je do szuflady. Adam był jedyna osoba, z którą gadał o laskach, ale o tej nawet z nim nie chciał rozmawiać.
- Ta, jasne! I jesteś z nią, bo dobrze Ci daje – Adam odwrócił się do Artura plecami i utkwił wzrok w jakimś punkcie za oknem – Stary, od jak dawna Cię znam? Jeśli chcesz wiedzieć, to babcia Kasia powiedziała, że jesteś zakochany, tylko myślała, że w Oli.
- Bo się na nią gapiłem? Też mi nowina! Zawsze się gapię na ładne laski – No dobra, mogła tak myśleć, przyznał babci Kasi punkt za spostrzegawczość – Kaśka ma taki tyłek, że mógłbym go oglądać przez cały dzień – przyznał.
- Tylko tyłek? Ja zauważyłem, że ma też inne atuty, zresztą nie tylko ja – Adam przybrał niewinną minę, a widząc, że Artur połknął haczyk, ciągnął dalej – Pawełek tylko czeka, kiedy jej odpuścisz. Nawet Alicja go nie upilnuje.
- No chyba żartujesz?! - Artur poczuł nagle, że ma ochotę kogoś uderzyć i z pewnością nie był to Adam.
- Nie przypominam sobie, żebyś tak reagował na Pawełka, a przecież nie raz się ślinił do naszych „tak zwanych” dziewczyn – w tym momencie Artur zdał sobie sprawę, że dał się przyłapać – Ale w porządku, ja Cię rozumiem – Adam znacząco potarł dłonią nadgarstek, który nadwyrężył, kiedy uderzył Bogdana za to, że próbował dobierać się do Oli.
- Nic nie rozumiesz! - Artur nachmurzył się nagle. Jak miał powiedzieć kumplowi, że nie uważa się za dość dobrego dla takiej dziewczyny? Ona miała w kieszeni kontrakt na pracę na zachodzie i przyszłość przed sobą, a on? Czym miał jej zaimponować? Jaką był w stanie zapewnić przyszłość? Przyszłość? Kurwa, co mi chodzi po głowie, zaklął w myślach – Muszę się sprężyć przez te dwa dni, a potem wytrzymać nerwowo przez dwa tygodnie – stwierdził wymijająco.
- Słuchaj – Adam położył mu dłoń na ramieniu – tylko żadnych głupot beze mnie, OK? - wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- Masz to, jak w banku – Artur również uniósł dłoń i poklepał Adama po plecach – Chodź, podrzucę Cię do domu, bo i tak jadę potem do miasta – Celowo użył tego sformułowania, zamiast po prostu powiedzieć, że jedzie do Kaśki, bo nie miał ochoty wystawiać się na dalsze kpiny ze strony przyjaciela. Jednak uśmieszek błądzący po twarzy Adama powiedział mu, że tamten doskonale wie, co Artur będzie robił tego wieczoru i gdzie.
---
Kaśka przebrała się po raz kolejny. Tym razem założyła granatowe rybaczki do połowy łydki i elegancką białą bluzkę. Przejrzała się w lustrze. Zbyt szkolne, pomyślała i skrzywiła się na widok swojego odbicia. W szafie mamy powinna być gdzieś koszula z cieniowanego błękitnego jedwabiu. Przesunęła kilka wieszaków zanim ją znalazła. Super! Przydałby się pasek. Wspięła się na palce, żeby sięgnąć na najwyższą półkę i jęknęła cicho. Artur wyszedł od niej wczesnym rankiem, zostawiając ją na wpół śpiącą w łóżku. Kochali się całe popołudnie i pół nocy. Ostrożnie napięła mięśnie. Jak on to u licha zrobił, że rano był rześki, jak skowronek? Jego sposób na rozładowanie emocji, odpowiedziała sobie sama i poszła do kuchni po taboret. Kiedy już odnalazła to, czego szukała, jej uwagę przykuł jasny prostokąt koperty, leżącej z boku, koło apaszek i szalików. Wyciągnęła ją i obejrzała ze wszystkich stron. Na pożółkłym papierze nie było adresu, ani znaczka. Rozchyliła ostrożnie papier. W środku spoczywały trzy czarno-białe zdjęcia uśmiechniętej ciemnowłosej dziewczyny. Mama? Przyjrzała się uważnie pierwszej fotografii. Marianna mogła mieć na tym zdjęciu tyle lat co ona. Miała na sobie kostium kąpielowy i stała po kostki w wodzie. Osłaniała oczy od słońca, a obok widać było fragment cienia tego, kto robił zdjęcie. To była jakaś rzeczka, bo za plecami miała drugi brzeg i ścianę lasu. Na kolejnym zdjęciu stała na polnej drodze w kwiecistej sukience podwiewanej przez wiatr, jak na filmie z Marylin Monroe. Śmiała się! Za jej plecami widać było odległe zabudowania z wieżą kościoła. Kaśka wytężyła wzrok, ale nie rozpoznała tego miejsca. Na kolejnym zdjęciu Marianna siedziała na kraciastym kocu na tle łanów zboża. Obok koca leżały jej sandałki. Patrzyła w dół i gdyby nie to, że zdjęcie było czarno-białe, można by zobaczyć, że ma rumieńce. W jej twarzy było coś... nieuchwytnego, pięknego. To musiało być, zanim się urodziłam, pomyślała Kaśka oglądając zdjęcia ze wszystkich stron. Nagle zachwiała się i o mało nie spadła z taboretu. Przytrzymała się półki i ostrożnie zeszła na podłogę. - Trzy razy pod rząd to dla mnie chyba za mocne - powiedziała do siebie. Zabrała zdjęcia do swojego pokoju i rozłożyła je na biurku, a potem sięgnęła po album ze zdjęciami z czasów, gdy była dzieckiem. Przerzuciła kilka stron, szukając podobnych budynków, jak na fotografii, ale niczego nie znalazła. Upewniła się za to, że sukienka pochodzi z okresu jej bardzo wczesnego dzieciństwa, a być może mama miała ją jeszcze przed jej urodzeniem. Ciekawe, kto jej zrobił te zdjęcia? Może mój ojciec, przeszło jej przez myśl. Tylko, dlaczego te zdjęcia leżały schowane w szafie? Spojrzała na zegarek i ruszyła do przedpokoju. Jeśli nie chciała się spóźnić, to powinna zwiększyć tempo! Umówiły się z Olą, że zakładają buty na obcasie. Tego dnia broniła się ósemka studentów tego samego promotora i należało przypuszczać, że wszystkim będą kibicowały dziewczyny. Sięgnęła po jasną marynarkę i po raz kolejny sprawdziła, czy ma w torebce prezent.
Kiedy taksówka zatrzymała się nieopodal wejścia do ogromnej ciemnej bryły budynku AGH, Kaśka zauważyła z boku sporą grupę chłopaków w ciemnych garniturach, a obok nich kolorowe stroje dziewczyn. Część stała z boku i paliła papierosy, strzepując dość nerwowymi ruchami popiół na trawnik. Dwie męskie sylwetki dominowały w towarzystwie, choć wszyscy prezentowali się bardzo dobrze. Obok ciemnowłosego Adama rozpoznała wiotką sylwetkę Oli. Prosta elegancka sukienka w kolorze kakao i lekki jasny płaszczyk zwracały uwagę. Jemu garnitur pasował doskonale. Natomiast widok Artura w takim stroju był dla niej zaskoczeniem. Krawat miał lekko rozluźniony i nie zapiął koszuli na ostatni guzik pod szyją, ale to tylko dodawało mu nonszalancji. Jego jasne kosmyki włosów były starannie zaczesane, a mimo to nie sprawiały wrażenia grzecznej fryzury. Rozpięta marynarka podkreślała szerokość klatki piersiowej. Wprost nie potrafiła oderwać od niego wzroku.
- Kaśka! - Ola pierwsza ją zauważyła.
Kaśka rozejrzała się niepewnie, ale nie widząc nigdzie w okolicy osób mogących być rodzicami Artura, podeszła do niego dziarskim krokiem. - Jak się czujesz? - wspięła się na palce i pocałowała go delikatnie na przywitanie.
- A Ty? - spytał cicho i przygarnął ją do siebie – Spokojny, jak nigdy – powiedział głośno – rano wstałem jak nowo narodzony! - błysnął do niej zębami w szerokim uśmiechu.
Kaśka poczuła, że policzki robią jej się cieplejsze, niż zwykle – A Ty? - szybko zwróciła się do Adama, żeby ukryć zakłopotanie – Ty też się nie denerwujesz?
- Nie – przyciągnął do siebie Olę – Ja też rano poczułem „Moc” - zniżył głos, jakby ubiegał się o rolę w „Gwiezdnych Wojnach”.
- Przestań! - Ola klepnęła go w ramię i posłała mu karcące spojrzenie.
- Idziemy? - jeden z chłopaków stojących w środku grupy zwrócił się z pytaniem do palących. Zgasili niedopałki i z ociąganiem podążyli do wejścia.
Dało się zauważyć, że nie wszyscy są tacy opanowani, jak Adam i Artur, choć starali się trzymać fason. Kaśka z roztargnieniem przedstawiała się pozostałym w trakcie, gdy wspinali się wszyscy po schodach. Wreszcie Artur ogarnął ją ramieniem – Nie denerwuj się. Wszystko pod kontrolą – szepnął jej do ucha.
- To chyba dlatego, że mogę się tylko bezczynnie przyglądać – fuknęła gniewnie – I jeszcze ten wspólny obiad – dodała ciszej.
- Tym to już w ogóle się nie przejmuj – roześmiał się – będą tak zszokowani tym, że kogoś wreszcie przyprowadziłem...
- Nie powiedziałeś im? - przerwała mu skonsternowana.
- Powiedziałem, ale myśleli, że żartuję – wzruszył ramionami.
Dalsze dyskusje nie były już możliwe, bo drzwi do sali otworzyły się i ukazał się w nich starszy siwy pan w szarym garniturze. Uprzejmie zaprosił wszystkich do środka. Po pięciu minutach siedmiu chłopaków wyszło na korytarz, pozostawiając w środku jednego z kolegów.
- Co teraz? - Kaśka zupełnie zapomniała o rozmowie sprzed chwili.
- Łukasz poszedł na pierwszy ogień, a my czekamy – Artur przesunął dłonią po włosach – drugi wchodzi Adam, potem Tomek i ja, a za nami reszta. Jak chcesz, to możemy zejść na dół, bo to jeszcze potrwa.
- Lepiej nie – westchnęła, ale zaraz uśmiechnęła się na widok Oli i Adama opartych o ścianę i dyskutujących o czymś zawzięcie. Tej to dobrze, pomyślała z zazdrością, i mama i babcia Adama są w niej zakochane.
- To tylko obiad. Nie panikuj – Artur uniósł w górę jej podbródek palcem wskazującym, a kciukiem potarł brzeg żuchwy – To ma dla Ciebie aż takie znaczenie?
- Owszem ma – spojrzała mu w oczy, ale jego szare wilcze spojrzenie wyrażało tylko spokój.
Po kilkunastu minutach drzwi się otworzyły i chłopak, który bronił się pierwszy wywołał Adama. Ten spokojnie pocałował Olę w policzek, mrugnął do nich i... poszedł. Podeszli do Oli, żeby dotrzymać jej towarzystwa. Tymczasem Łukasz z wypiekami na twarzy opowiadał wszystkim, jak mu wypadła prezentacja i jak komisja zadawała mu pytania. Kaśka ze zdumieniem zauważyła, że Arturowi nawet nie drgnęła powieka, podczas gdy pozostali wyłazili ze skóry na myśl o własnym „występie”. - Zawsze taki byłeś, czy tego się można nauczyć? - spytała w końcu.
- Nauczyłem się od Adama – przyznał - ale nie było to trudne.
Adam był w środku znacznie dłużej niż Łukasz i w końcu zaczęli się niepokoić. Kiedy wreszcie ukazał się w drzwiach, dziewczyny o mały włos nie rzuciły się na niego z pytaniami.
- Chyba byli pod wrażeniem – stwierdził lakonicznie.
- To cały Ty – Oli opadły ręce.
Kaśka miała wrażenie, że poprzedniej nocy po prostu przejęła od Artura cały stres i teraz była bliska omdlenia. Kiedy nadeszła jego kolej, ten zachował się identycznie jak Adam. - Ja chyba zwariuję – lamentowała, patrząc na drzwi.
- Lepiej zachowaj zimną krew na popołudnie – Adam oparł się o ścianę obok niej – Jesteś pierwszą dziewczyną, którą przedstawi rodzicom.
- Nie żartuj – spojrzała na Adama z niedowierzaniem. Tej prawniczki im nie pokazał?
- Nie żartuję – powiedział powoli. Zauważyła, że Ola posłała mu ostrzegawcze spojrzenie, ale on je zignorował – Mam wrażenie, że dla jego mamy żadna dziewczyna nie będzie dość dobra.
- O kurde! – nagle poczuła się tak, jakby ktoś wytrącił jej ziemię spod nóg.
- Adam, nie przesadzaj! - Ola zareagowała natychmiast – Jak byłam u nich z babcią to mama Artura była dla mnie bardzo miła, a Kaśka ma dokładnie to samo. Jest studentką, modelką... Jest dokładnie taka, jaka powinna być!
- Ola, daj spokój – przerwała jej Kaśka. Mieszka sama, bo jej mama sprząta we Włoszech czyjeś mieszkanie, a ojca nie zna, dodała w myślach.
- Ola, ona Cię poznała jako moją dziewczynę – argument Adama był nie do przebicia.
Dlaczego Artur mnie nie uprzedził? Może mu nie zależy na tym, jak wypadnę?
- Nie o to chodzi – Adam mówił cicho i łagodnie, tak, żeby nikt ich nie słyszał – myślę, że on nie widzi problemu, bo nie zdaje sobie sprawy, jak jego mama jest w niego zapatrzona. Artur jest podobny do jej ojca, a ona go uwielbiała – umilkł i zamyślił się na moment – Nie mów, że mu nie zależy...
- Przepraszam – nagle poczuła się głupio – tak mi się powiedziało.
- Nie martw się – Ola objęła ją za szyję - będzie mama Adama, a ona ma zdrowsze podejście do facetów.
- I będzie babcia Kasia, a z jej zdaniem liczą się wszyscy – Adam ogarnął ramionami obie dziewczyny – ale fajnie, jak Artura nie ma – ucieszył się.
- Ja bym się nie przyzwyczajał – aż podskoczyli na dźwięk głosu Artura.
- Jak poszło? - Adam utkwił w przyjacielu uważne spojrzenie.
- A bo ja wiem? - Artur odwrócił się do Kaśki – przyjąłem założenie, że cała historia wynalazków to pasmo przypadków i... chyba im się spodobała taka koncepcja.
Więc nie tylko słuchał, ale też liczył się z jej zdaniem. Kaśka poczuła, jak rozpiera ją duma i radość. To wszystko było takie dziwne i poplątane na samym początku ich znajomości, ale powoli zaczynało przypominać normalny związek.
Usiedli razem na parapecie w końcu korytarza, czekając na pozostałych. Gadali o wizie dla Oli i wyjeździe do Stanów. Adam opowiedział im też o spotkaniu z dawnym kolegą Henryka Karskiego, Karola.
- Dlaczego nie dałeś mi znać? - Artur nawet nie próbował ukryć wzburzenia.
- Przeceniłem własne siły – przyznał Adam – Ale przynajmniej jest jakaś szansa na załatwienie spraw ojca. Gdyby mój skarb nie zwrócił na siebie ich uwagi, to pewnie nadal goniłbym za tymi papierami.
- No dobra, a Bogdan? Przecież powiedziałam im skąd wiem o dokumentach – Ola wyglądała na zmartwioną.
- Pewnie już dawno ucięli sobie z nim pogawędkę – Adam jakby mniej się tym przejmował – żyje i ma wszystkie kończyny całe, więc krzywda mu się nie stała – zsunął się z parapetu i zapiął marynarkę na jeden guzik – chodźcie. Chyba zaraz będziemy mieć wyniki?
Podeszli do reszty grupy dokładnie w chwili, gdy drzwi się otworzyły i profesor zaprosił ich do środka. Osiem dziewczyn zostało na korytarzu. Przechodzący studenci zerkali na nie z zainteresowaniem, ale one zdawały się tego nie widzieć. Dopiero po chwili Kaśka uświadomiła sobie, że taka żeńska grupa musi tu być rzadkością. W końcu cała ósemka ubranych w garnitury facetów z zadowolonymi minami wyszła z sali.
- Piątka z wyróżnieniem – Adam wyciągnął dłonie do Oli.
- Nawet przez chwilę nie pomyślałam, że będzie inaczej – roześmiała się serdecznie.
- Dostałem wyróżnienie – Artur wyglądał na szczerze zaskoczonego – Tylko my dwaj... - spojrzał na Adama, jakby szukał u niego potwierdzenia.
- Mówiłam Ci – Kaśka zarzuciła mu ręce na szyję – wybrałeś bardzo trudny temat, ale to dla Ciebie nie pierwszyzna, co? - dodała ciszej, wtulając mu się w szyję.
Po chwili odsunęła się i sięgnęła do torebki, wyjmując mały welurowy woreczek – To dla Ciebie. Mam nadzieję, że przyniesie Ci szczęście w interesach – wręczyła go zaskoczonemu Arturowi.
Otworzył go i wysunął na dłoń srebrny klips do spinania pieniędzy, zapięty na jednodolarowym banknocie. Obejrzał go ze wszystkich stron. Była tam wygrawerowana data obrony i jego inicjały. - Jest piękny – uniósł głowę i uśmiechnął się jednym kącikiem ust – nie spodziewałem się - przyznał z zakłopotaniem. Zrobił krok do przodu, tak że jego twarz znalazła się dokładnie naprzeciw dwojga wpatrzonych w niego bursztynowych oczu.
- Resztę dostaniesz wieczorem – wyszeptała bez tchu, cofając się o pół kroku.
- Już się nie mogę doczekać – usłyszała cichy pomruk zadowolenia.
Przejechanie do Rynku o drugiej w południe nie stanowiło większego problemu i wkrótce BMW Adama zatrzymało się na niewielkim wewnętrznym dziedzińcu, przekształconym przez mieszkańców przyległych kamienic w parking. Wspięli się po schodach na drugie piętro. W drzwiach przywitała ich energiczna starsza pani o żywym spojrzeniu i ciepłym uśmiechu. Kaśka od razu się domyśliła, że to babcia Kasia.
- A Ty jesteś Kasia, moja imienniczka – serdecznie przywitała Kaśkę, nie dając jej dojść do słowa – Wchodźcie do pokoju, bo wszyscy są strasznie głodni.
Wzięła głęboki oddech i ruszyła za Olą i Adamem, mając za plecami Artura. Przecież mnie nie zjedzą, dodała sobie w myślach otuchy.
---
- Dlaczego nie chciałaś wejść do domu, kiedy się przebierałem? - Artur otworzył drzwi golfa i wrzucił na tył sporą sportową torbę.
- Wolałam pogadać jeszcze chwilę z Olą i Adamem – uśmiechnęła się przepraszająco – a Twoja mama i tak się spieszyła, więc po co miałam jej jeszcze przeszkadzać?
- No, niby racja – przyznał – Ona jest w porządku, chociaż ma dość bezpośredni sposób bycia.
- Zauważyłam – zachichotała. Pytanie o rodziców było wystarczająco bezpośrednie, żeby wprawić ją w zakłopotanie. Dobrze, że Adam w porę ją ostrzegł, czego ma się spodziewać. - Twojemu tacie też nic nie brakuje. „Teraz rozumiem, dlaczego Artura tak trudno zastać w domu” - przypomniała słowa, jakie wypowiedział, witając się z nią.
- No cóż – Artur uniósł jedną brew – ma swoje lata, ale zna się na kobietach.
- Z pewnością – zaśmiała się, już trochę rozluźniona – Twoja mama jest bardzo ładna. Zresztą, mama Adama też. Są nawet trochę podobne – zastanowiła się – Tylko z charakterów, chyba nie...
- Zdecydowanie nie – Artur wyjechał na prostą. Pogładził udo Kaśki i ścisnął je lekko – Twoja mama naprawdę pracuje w tej organizacji rozdzielającej leki? - spytał.
- No chyba nie myślisz, że kłamałam? - obruszyła się. To w zasadzie połowa prawdy, ale nie kłamstwo, przyznała niechętnie w myślach.
- Nie, no coś Ty? Po prostu nigdy o tym nie mówiłaś – uścisk na udzie zelżał, ale dłoń pozostała na miejscu.
- Bo nie pytałeś – wzruszyła ramionami. Brzmi to lepiej, niż sprzątaczka, pomyślała. Tak, jak wdowa zabrzmiało w ustach jego mamy lepiej niż panna z dzieckiem. Postanowiła, że na razie tego nie sprostuje – Chyba nie przypadłam do gustu Twojej mamie, co? - spytała po chwili.
Nie odpowiedział od razu. Wpatrywał się w drogę przed nimi, aż w końcu rzucił jej badawcze spojrzenie – Myślę, że to dla niej nowość – powiedział powoli - Daj jej trochę czasu.
Och, z przyjemnością! Kaśka poczuła w żołądku ucisk, ale był on przyjemny. Więc to naprawdę jest coś poważnego także dla Ciebie, kochany, pomyślała z tkliwością.
- Jesteśmy – Artur zarzucił sobie torbę na ramię – dostanę dalszy ciąg prezentu teraz, czy muszę poczekać do wieczora?
- Musisz poczekać – droczyła się – najpierw wyjaśnisz mi jedną rzecz, która będzie mi potrzebna jutro na zajęciach.
- To będzie wymagało dodatkowej opłaty – powiedział poważnie, ale w oczach zaiskrzyły mu się wesołe ogniki.
- No cóż, w takim razie będę chyba musiała poszukać tańszego korepetytora – pokiwała głową, udając, że się zastanawia nad jego propozycją.
- Tylko spróbuj – groźba w głosie Artura sprawiła, że była prawie gotowa „odpuścić” naukę – Tym razem masz lekcję gratis, ale potem... - zawiesił głos. W odpowiedzi Kaśka zachichotała i zaczęła szperać w torebce w poszukiwaniu klucza.
Nie bardzo wiedział, dlaczego matka zareagowała tak nerwowo, kiedy przedstawił Kaśkę. Przecież nie zamierzał się z nią żenić. Za to ojciec był zachwycony, ale trudno się dziwić, zważywszy na to jak wyglądała przyprowadzona przez syna dziewczyna. Nawet fakt, że nie miała ojca nie zrobił na nim większego wrażenia.
Weszli do mieszkania. - Wezmę książkę, muszę najpierw zobaczyć, o co chodzi – Artur ruszył do jej pokoju. Słyszała, jak szeleści kartkami – Hej, to zdjęcia Twojej mamy? Niezła laska – zawołał.
- Miałeś czytać, a nie oglądać zdjęcia – ofuknęła go, wchodząc do pokoju. Stał nad biurkiem z otwartą książką w ręce i przyglądał się pozostawionym fotografiom.
- Niezły z niej musiał być numer – uśmiechnął się z błyskiem w oku.
- Dlaczego tak myślisz? - stanęła obok i przyjrzała się zdjęciom jeszcze raz. Jego słowa zabrzmiały jak komplement.
Artur wskazał zdjęcie, na którym Marianna siedziała na kocu – Zgadnij co robiła zanim ktoś cyknął jej fotkę? - uniósł znacząco brew.
- Myślisz, że...? - akurat to jej nie przyszło do głowy, kiedy oglądała zdjęcia, ale coś w tym było.
- Masz identyczny wyraz twarzy, jak jesteś „po” - trącił delikatnie nosem jej policzek – Od razu to widać – odłożył zdjęcie.
- Ja jakoś tego nie widzę – No, dobra, może masz rację, przyznała w duchu.
- Bo nie oglądasz się wtedy w lusterku – stwierdził z lekką drwiną w głosie – Ale ja doskonale znam ten obraz... - oblizał się koniuszkiem języka, zbliżając do niej twarz. Poczuła jego ciepły oddech na szyi. Odsunęła się, oddychając płytko. Jeśli miała się przygotować na zajęcia, to teraz.
Z największym trudem opanowali podniecenie, które w nich narastało. Choć o tym nie rozmawiali, oboje czuli, że jest między nimi coś więcej niż pożądanie – Myślę, że te zdjęcia zrobił mój ojciec – powiedziała szybko, starając się odwrócić swoje myśli od nabrzmiewającego rozporka Artura – szkoda, że nie wiem, gdzie je zrobił – odetchnęła głęboko.
- Nie wiesz? - w głosie Artura zabrzmiało zdziwienie – naprawdę?
- A powinnam? - przyjrzała się zdjęciom po raz kolejny – nie widziałam ich wcześniej, a mama nigdy nie mówiła, gdzie dokładnie poznała ojca. Wiem tylko, że była na wakacjach.
- To niedaleko, jakieś 50 – 60 km stąd. Możemy tam kiedyś wyskoczyć – popatrzył na nią głodnym wzrokiem – z aparatem – dodał głosem niższym, niż zwykle.
- Naprawdę wiesz, gdzie to jest? - O cholera, może on tam mieszkał? Może tam jest jego grób? Może tam mieszka jego matka? Słowo babcia w odniesieniu do kobiety, która nie chciała jej nawet poznać, jakoś jej nie pasowało – możemy tam pojechać w przyszłym tygodniu?
- A możemy później? Mam do załatwienia jedną sprawę i nie będzie mnie przez trzy dni – rzucił od niechcenia i wrócił do kartkowania książki.
- Powiesz mi, jaką? - oparła brodę o jego ramię, robiąc słodkie oczy.
- Na razie nie, ale w odpowiedniej chwili Ci powiem – odparł wymijająco – bierzmy się do tych lekcji – rozsiadł się przy biurku, odsuwając na bok zdjęcia.
Niechętnie przysiadła się do niego i spróbowała skupić na słowach, które do niej wypowiadał. Ze zdziwieniem odkryła, że Artur ma niezwykły dar jasnego formułowania myśli. Zawiły opis z książki nagle stał się dla niej banalny w swojej prostocie. - Powinieneś pisać podręczniki – stwierdziła, kiedy udało jej się odpowiedzieć na wszystkie pytania jakie jej zadał, sprawdzając, czy zrozumiała. - A teraz czas na Twój prezent, więc przenieś się na łóżko – rozkazała, wstając.
Dopiero teraz zauważył, że przy ścianie ułożyła podgłówek, tak że siadając w poprzek mógł przyjąć pozycję półleżącą. Wykonał z ochotą polecenie, zastanawiając się, co też wymyśliła. Tymczasem Kaśka pociągnęła zasłonę, pogrążając pokój w półmroku i sięgnęła do magnetofonu stojącego obok biurka. Zanim zdążył się wygodnie ułożyć rozległo się „The way you make me feel” Jacksona. Roześmiał się cicho. Zapowiadało się nieźle. Uklękła obok niego i pochyliła się tak, że jej usta znalazły się tuż przy jego uchu. Poczuł ciepło jej oddechu i zapragnął jej. - Zaraz – przytrzymała jego dłoń – ty nic nie robisz – przeniosła mu obie dłonie za głowę. Odetchnął głęboko, ale postanowił na zrazie nie protestować. Tymczasem ona podciągnęła powoli jego koszulkę, odsłaniając równe „czekoladki” mięśni na jego brzuchu. Miał uniesione ramiona, więc bez trudu ją ściągnęła. Pokryła pocałunkami najpierw jego szyję, potem klatkę, by wreszcie przenieść się niżej. Westchnął, gdy jej oddech dosięgnął dróżki włosów rozpoczynającej się pod pępkiem i ginącej gdzieś pod paskiem dżinsów. Kaśka uklękła nad nim okrakiem i powoli rozpinała guziki od koszuli. Śledził jej palce aż do chwili, gdy obie połówki przodu rozsunęły się odsłaniając pełne piersi obramowane tylko cienką koronką. Wyciągnął ręce, ale ona pogroziła mu palcem – Nic nie robisz – przypomniała – bo Cię zwiążę – zagroziła.
Tego już było za wiele! Co ona sobie wyobrażała? Otworzył usta, by zaprotestować, ale właśnie wtedy ona ujęła jego twarz w dłonie i wpiła się w niego pocałunkiem. To nie było delikatne, ale właśnie tego potrzebował. Wpakowała mu język do ust i dosłownie go pożarła. Musiał przyznać, że kompletnie go to wytrąciło z równowagi. Po chwili jej lubieżny język zatoczył krąg w jego ustach, a gdy podążył za nim, ona przejęła kontrolę nad jego językiem ssąc go i przygryzając zębami. Sapała przy tym zapamiętale, co wydało mu się tak cholernie seksowne, że poczuł przyjemne mrowienie w jądrach. Nagle oderwała się od niego dysząc ciężko. Jej obrzmiałe usta rozciągnęły się w szelmowskim uśmiechu. Miał ochotę zlizać jej ten uśmiech z ust, ale ona zsunęła z ramion bluzkę, po czym zajęła się jego spodniami. Nie spuszczając wzroku z jego oczu, ściągnęła mu spodnie, a potem uklękła między jego kolanami i pochyliła się do przodu. Wróciła do pocałunków na jego podbrzuszu, ale tym razem zahaczyła palcami gumkę bokserek i pociągnęła, odsłaniając nabrzmiały członek. Kiedy dotknęła go ustami, poczuł, że twardnieje. Cholera, mógł stwardnieć jeszcze bardziej? Przesunęła paznokciami po jego męskości coraz mocniej unoszącej materiał spodenek - Chyba nam to przeszkadza? - wyszeptała zmysłowo, a do niego wreszcie dotarło, co miała zamiar zrobić. Odchylił głowę i przymknął oczy, starając się zapanować nad chęcią pochwycenia jej głowy i nakierowania tych słodkich pełnych ust na siebie. Zadrżał, kiedy objęła go ręką i przesunęła nią w dół, obnażając lśniącą główkę. Nie mógł się oprzeć i spojrzał w dół w chwili, gdy wysunęła język i przeciągnęła nim po całej długości, od nasady, aż do koniuszka. Oblizała się i zamruczała zmysłowo. Uniósł brwi, jakby w odruchu zdumienia. Robił to ze sto razy, ale nigdy nie był aż tak podniecony, zanim jeszcze... - Ssss - wciągnął z sykiem powietrze, kiedy objęła go ustami i wzięła w siebie tak głęboko, jak zdołała. Dotyk jej języka, widok obejmujących go ust, świadomość, że klęczy nad nim przyciśnięta piersiami do jego ud, były chyba najbardziej erotycznym doznaniem, jakiego doświadczył. Bezwiednie napiął mięśnie, kiedy zaczęła poruszać głową w górę i w dół, wywołując fale gorąca, rozchodzące się coraz mocniej i dalej z tego jednego miejsca. Jej policzki zapadały się, kiedy ssała go i pochłaniała. Gdzieś z głębi piersi wyrwał mu się niski pomruk, kiedy zmęczona rozchyliła usta, by dać im chwilę wytchnienia. Nie ma wprawy, przemknęło mu przez myśl, lecz nie tylko mu to nie przeszkadzało, ale wręcz poczuł coś w rodzaju dumy, że właśnie tak chciała sprawić mu przyjemność. Zresztą, nie potrzebowała wiele się starać, by doprowadzić go do ekstazy. Przez ułamek sekundy myślał nawet, że wystrzeli wprost do jej gardła. Byłby to chyba najszybszy orgazm w jego życiu. Tymczasem ona powróciła do pracy. Oddychała płytko, pojękując cicho od czasu do czasu, co przyprawiało go o zawrót głowy. Zacisnął pięści z całej siły, ale na niewiele się to zdało. Nie panował już nad sobą. Poruszył biodrami, wypychając je na spotkanie jej ust, modląc się, by nie przestawała. Lecz ona chwyciła dłońmi jego biodra i wbiła mu paznokcie, przyciągając go do siebie i dosłownie go połykając. Orgazm uderzył go jak huragan, bez ostrzeżenia. Odrzucił głowę w tył i wypchnął biodra w górę, z chrapliwym jękiem. Przyjęła wszystko, co do kropli, a na koniec oblizała zmysłowo opuchnięte usta i utkwiła w nim swoje ogromne bursztynowe oczy.
- To było... - wydyszał – Cholera, Kaśka, jesteś idealna! - i choć nie sprecyzował, czy ma na myśli to, co zrobiła teraz, czy całokształt, poczuła się wspaniale. Wprost euforycznie dobrze! Opadła zmęczona na jego brzuch, przyciskając do niego policzek.
Artur opuścił ramiona i wsunął palce w jej jedwabiste włosy. Nie zaprotestowała, kiedy gładził jej kark i głowę. - Połóżmy się razem – poprosił cicho. Pozbyła się reszty garderoby i wsunęła pod kołdrę. - Jeśli pozwolisz, to za chwilę wezmę sobie dokładkę – wyszeptał jej wprost do ucha. Objęła go i przytuliła się mocno, jakby się bała, że jej ucieknie. Sięgnął ręką w dół i objął dłonią jej krągły pośladek, przygarniając go do siebie. Była idealna pod każdym względem. Był tego absolutnie pewien.

środa, 17 września 2014

Moje marzenie. Rozdział 7

- Strasznie jesteś milcząca – Marianna trąciła kolanem udo Kaśki.
Jechały taksówką do studia fotograficznego Piotra. Warszawa przywitała je hałasem, natłokiem ludzi i krzykliwymi reklamami. Była mniej zielona, niż Kraków. Gdzieniegdzie kwitły forsycje i kaliny, ale krzewom daleko było jeszcze do soczystej wiosennej zieleni.
- Mam tremę – przyznała.
- Przed zdjęciami? - w głosie mamy usłyszała niedowierzanie.
- Też – powiedziała z wahaniem – ale bardziej przed spotkaniem z tym ich dyrektorem – westchnęła – Z jednej strony, bardzo bym chciała, żeby mnie wzięli, ale z drugiej strony... - odwróciła wzrok – boję się, że to będzie wymagało wyjazdów, a może nawet... urlopu dziekańskiego? - zwiesiła głowę.
- A co na to Artur? - wyglądało na to, że mama potrafiła czytać w jej myślach.
- Nie rozmawialiśmy o tym – stwierdziła wymijająco - ale on zawsze mówi, że to moje życie i sama muszę podejmować takie decyzje.
- Bardzo wygodne – Marianna uśmiechnęła się krzywo – nie chce brać odpowiedzialności.
- No, co Ty? - żachnęła się – On taki nie jest!
- Nie? - czyżby słyszała w głosie mamy sarkazm?
- On pochodzi z bardzo dobrej rodziny i... - czy to wystarczy, żeby być odpowiedzialnym? Sama nie wiedziała – nie rozumiem, o co Ci chodzi? - zaatakowała.
Marianna uśmiechnęła się do siebie – No cóż – zaczęła ostrożnie – w zasadzie i tak najważniejsze decyzje kobieta często musi podjąć sama... - umilkła i zamyśliła się.
Kaśka miała wrażenie, że wcale nie chodziło tu o nią. Mogła się jednak mylić...
- Jesteśmy na miejscu – taksówkarz przerwał im rozmowę. Stali przed wysokim szarym budynkiem.
- Ciekawe, jakie Piotr zrobi na Tobie wrażenie? - zastanawiała się głośno Kaśka, wchodząc pierwsza do surowej klatki schodowej.
- W jakim sensie?
- Międzyludzkim – rzuciła, szczerząc zęby w uśmiechu – Piotr jest gejem. No co? - wzruszyła ramionami, widząc minę mamy – Ola mi powiedziała. Zresztą, od razu się zorientujesz, bo on się z tym nie kryje.
- W porządku. Przynajmniej z jego strony nic Ci nie grozi – stwierdziła, wciągając głośno powietrze.
- Mamo! - Kaśka aż przystanęła z wrażenia – Jestem dorosła i wiem, co robię. To, że Ty w moim wieku miałaś dziecko, to nie znaczy, że ja też muszę – prychnęła - Przepraszam – dodała po chwili ugodowym tonem – Wiem, że się martwisz, ale niepotrzebnie.
- Kochanie, chcę tylko, żebyś nie popełniała tych samych błędów co ja.
- Nazywasz mnie błędem? - spytała z uśmiechem i spojrzała w zatroskaną twarz mamy.
- Nigdy! - Marianna wspięła się na ostatni schodek i objęła córkę – Po prostu widzę, jaka jesteś nieszczęśliwa z powodu braku ojca. Tylko tyle – pogładziła ją po włosach – Kiedy się decydowałam, nie myślałam, co będzie, jak urośniesz.
- Mam Ciebie i to wystarczy – pocałowała mamę w czoło – Chodźmy, bo Piotr nas w końcu objedzie za spóźnienie!
Zadzwoniły do drzwi, które prawie natychmiast otworzyła im koścista kobieta o surowym spojrzeniu. Jednak, na widok Kaśki rozchmurzyła się, a kreseczka jej zaciśniętych ust przybrała nieco łagodniejszy kształt. Z obszernego przedpokoju weszły do salonu, który pełnił jednocześnie rolę studia fotograficznego.
- Ola opowiadała mi o tym miejscu – szepnęła do mamy Kaśka, kiedy znalazły się na chwilę same – za zasłonami są ogromne okna, przez które widać cmentarz na Powązkach.
- Kaśka! Nareszcie jesteś – Piotr rozłożył szeroko ręce, i przywitał ją, jakby znali się od stu lat – kogo przyprowadziłaś?
- To moja mama. Mam nadzieję, ze nie masz nic przeciwko... - zaczęła niepewnie.
- Jasne, że nie – wyciągnął rękę do nieco oszołomionej Marianny – Idź się robić na bóstwo, skarbie, a my sobie pogawędzimy – lekko popchnął Kaśkę w stronę drzwi do przyległego pokoju.
Posłusznie ruszyła do pomieszczenia obok studia, gdzie kobieta, która im otworzyła już przygotowała całą kolekcję bielizny. To musi być „Raszpla”, jak ją nazywała Ola. Opis się zgadzał.
- Siadaj tu – Raszpla wskazała jej fotel i przyjrzała się uważnie całej twarzy – ładna cera – stwierdziła, po czym zajęła się najpierw zmywaniem, a potem malowaniem.
Kaśka przymknęła powieki i zapadła w błogi letarg. Delikatne muśnięcia opuszkami palców przywodziły jej na myśl pieszczoty, pędzelki łaskotały przyjemnie... Wróciła myślami do rozmowy z mamą. Artur nie chciał odpowiedzialności? Nigdy tak o tym nie myślała. Chciał, żeby była niezależna i tyle. Choć musiała przyznać, że chętnie zgodziłaby się na pewne ograniczenia, nawet na spore... Jak cudownie było w klubie, kiedy Artur zabrał ją z parkietu. Właśnie tak! Zabrał. Jak coś swojego. Poczuła, że do niego należy i to było wspaniałe. Chciała do niego należeć. Nie tylko w łóżku. Oddałaby część tej swojej wolności. Jeszcze jak!
- Zdejmij górę – dotarły do niej słowa Raszpli – muszę Ci zmatowić dekolt i zatrzeć różnię między twarzą i szyją.
- Gotowa? - Piotr wychylił się zza framugi – Prawie – odpowiedział sam sobie i wycofał się.
Jako pierwszy dostała do założenia sznurowany na plecach gorset i dopinane do niego pończochy. Kiedy wszystko było gotowe, Raszpla ostrożnie posmarowała jej nogi i ramiona kremem dającym delikatny połysk, a potem narzuciła na nią szlafrok z miękkiej bawełny
- I jak? - Kaśka wkroczyła do salonu rozchylając poły szlafroka – O kurde! - zaskoczył ją widok niewielkiej scenki, przygotowanej na tle kotary ułożonej w miękkie fałdy. Fotel na wygiętych nogach ustawiono bokiem i oświetlono z dwóch stron.
- Siadaj na oparciu – polecił Piotr, stając za ustawionym na statywie aparatem
Kaśka rozejrzała się po całym pokoju w poszukiwaniu Marianny. Zauważyła ją w głębi. Siedziała pod ścianą w jednym z wielu rozstawionych w całym pomieszczeniu foteli. Miała na kolanach rozłożoną książkę ze zdjęciami. Pomachała ręką na widok córki, ale nie ruszyła się z miejsca.
- Trochę do tyłu. Za dużo – Piotr zrobił chyba z 10 ujęć – Teraz na stojąco. Oprzyj się o fotel ręką i popatrz na mnie. Dobrze. Teraz na ścianę za mną – komenderował, wciąż robiąc zdjęcia – Ręce na biodra i tyłem. Obróć głowę. Wspaniale!
Spełniała polecenia z zapałem, siadając, wstając i okręcając się wokół własnej osi. Wreszcie Piotr zarządził zmianę stroju. Po gorsecie przyszła pora na komplety majtek i staników. Najpierw białe z satyny i koronki. Pozy prawie za każdym razem takie same. Zmieniał się tylko fotel. Po godzinie Piotr zarządził przerwę i zmianę makijażu na mocniejszy.
- Ma talent, ale przed nią jeszcze długa droga – Piotr podszedł do Marianny, która skończyła właśnie oglądać jego album ze zdjęciami ukazującymi zniszczenia wojenne w byłej Jugosławii.
- Poradzi sobie. Jest twarda – odparła z przekonaniem.
- A ja mam wrażenie, że tak naprawdę, jest bardzo delikatna – uśmiechnął się tajemniczo.
Marianna przyjrzała mu się uważnie – Jest pan dobrym obserwatorem – powiedziała powoli – Wyjątkowym i uważnym – pogładziła okładkę albumu – Nic dziwnego, że Kasia jest tak panem zauroczona.
- Wie pani, że niektóre prymitywne ludy uważają, że jak im robimy zdjęcia, to kradniemy duszę? – ciągnął, jakby nie słyszał komplementu.
- Coś w tym jest... - przyznała.
- Żeby zrobić dobre ujęcie, czasem trzeba zużyć cały film. Kiedy potem oglądam te zdjęcia, mam wrażenie, że widzę tam więcej niż chcieliby mi pokazać – zamyślił się – Ta pewność siebie, to obrona – spojrzał swojej rozmówczyni w oczy – Nie mylę się?
Westchnęła ciężko – Chowałam ją sama, bez ojca – przyznała – nie było jej lekko, choć naprawdę się starałam – sama nie wiedziała, dlaczego mówi o tym człowiekowi, którego dopiero przed chwilą poznała – Boję się, że nie będzie potrafiła ułożyć sobie życia – zawahała się – z drugim człowiekiem – dokończyła, a w jej głosie zabrzmiał strach.
Piotr położył jej rękę na ramieniu – Powiedziałem, że jest delikatna, a nie słaba – uśmiechnął się.
- Proszę nad nią czuwać. Jest młoda i niedoświadczona i... zakochana – podniosła na niego oczy – w takim stanie człowiek traci rozsądek.
- Zakochana – powtórzył z rozmarzeniem w głosie – piękny stan duszy. To widać! Poprzednio nie była taka promienna – westchnął – Będę o nią dbał jak... - szukał odpowiedniego słowa – o młodszą siostrę.
- Co tu się dzieje? - Kaśka oniemiała na widok mamy i Piotra objętych i poklepujących się po plecach.
- Nic, nic – odparła szybko Marianna – po prostu odnaleźliśmy wspólny temat i jakieś... braterstwo dusz, czy coś – była wyraźnie zmieszana.
- Do roboty – Piotr nie dał się tak łatwo zbić z tropu – czarna bielizna jest sexi, więc się postaraj. Chcesz muzykę?
- Jasne – zachichotała.
Piotr poszperał przy sprzęcie ustawionym w rogu i po chwili rozległo się „Fever” Madonny. - Teraz dobrze? - przeciągnął się – Wyobraź sobie, że dziewczyna kupująca taki stanik musi być przekonana, że będzie wyglądała w nim tak, jak Ty. Choć to oczywiście graniczy z cudem – dodał – Wiem co mówię – jego ton stał się poważny – Może z pięć zdjęć pójdzie na pudełka. Reszta jest po to, żeby ten dupek, który jutro przyjedzie postanowił Cię zatrudnić i zabrać do Paryża. Włóż zatem cały swój seksapil w to, żeby na razie przekonać MNIE, a jak pewnie wiesz, nie będzie to łatwe – wyszczerzył do niej zęby.
- Nie pojadę bez Ciebie – wykrztusiła, zaskoczona jego słowami .
- Omówiliśmy to z Twoją mamą – uspokoił ją – Ty załatw wyjazd, a ja się postaram pojechać tam z Tobą, OK?
- OK – spojrzała niepewnie w stronę Marianny, ale ta stała spokojnie, przysłuchując się ich rozmowie.
Co u diabła mam zrobić, myślała gorączkowo. Zaraz, Ola mówiła... Sięgnęła myślami do chwil spędzonych z Arturem. Wyobraźnia podsunęła jej uśmiech. Zadziwiające, że nie jego muskularny tors, nie pośladki, czy zawartość bokserek, ale ten niewinny grymas. Najbardziej niesamowity i seksowny obraz. Powiedział, że jest mega kosmiczną dupą i spojrzał w dół z uśmiechem, jakby zakłopotany swoim stwierdzeniem. To był dopiero afrodyzjak! Taki „łobuz” zakłopotany z jej powodu? Spojrzała w obiektyw, niewidzącymi oczami. Obraz przesłaniał jej najcudowniejszy uśmiech świata.
- Bomba! - Piotr dwoił się i troił – Na dzisiaj dosyć – stwierdził w końcu - Jeśli jutro tak nam pójdzie, to mamy ten angaż w kieszeni – klepnął się z rozmachem po udach.
---
Odprowadzając mamę na lotnisko, Kaśka miała mieszane uczucia. Z jednej strony przyjemnie było mieć ją przy sobie, z drugiej jednak obecność rodzica automatycznie sprawiała, że czuła się mniej pewnie. Podświadomie wyczuwała również, że Mariannie zależy na powrocie do Włoch. Opowiadała dość zdawkowo o swojej pracy, ale trudno się dziwić, skoro prowadziła komuś dom. Choć mówiła również o pracy w jakiejś kościelnej organizacji zajmującej się lekami. Tam przynajmniej mogła wykorzystać swoje wykształcenie, pomyślała, obserwując ludzi przekraczających bramki. Czy i jej uda się przejść na druga stronę? Wszystko miało się wyjaśnić za kilka godzin. Wsiadła do taksówki i kazała się zawieźć pod cmentarz powązkowski, dokładnie naprzeciw studia Piotra. Musiała się przejść, a cisza i spokój tego miejsca dawały ukojenie. Myślała o Arturze. Bezwiednie analizowała ich rozmowy, idąc niespiesznie szerokaą aleją między pomnikami z piaskowca i granitu. Cichy chrzęst kamyków wydawał się głośniejszy, niż w rzeczywistości. Jak zareaguje, kiedy powie mu o wyjeździe? Oczywiście jeśli on dojdzie do skutku. Rozpierała go duma, kiedy Pawełek powiedział... O cholera! Nagle ją olśniło. Artur za każdym razem porównywał się z Adamem! Byli przyjaciółmi, ale toczyła się między nimi dziwna rywalizacja. To dlatego, tak mu zależało na dziewczynie-modelce! To dlatego był wtedy z Olą... Chciał się poczuć jak Adam. Kupił od niego samochód. No dobra, to była okazja. Wybrał takie same studia, choć nie był do nich przekonany. To by się zgadzało!
- Cholera! - potknęła się i o mało nie upadła. Zakryła dłonią usta. W końcu to cmentarz, pomyślała – No dobra, naciągana teoria – powiedziała do siebie na głos i rozejrzała się. Między grobami spacerowały pojedyncze osoby, ale nikt nie zwrócił na nią uwagi. Przyspieszyła kroku, uważając, żeby się tym razem nie potknąć. Piotr nie byłby zachwycony siniakiem.
- Dobrze, że jesteś wcześniej – powitał ją w drzwiach – zupełnie zapomnieliśmy o depilacji – w jego głosie dało się słyszeć frustrację.
- Spoko, zrobiłam, co trzeba – uśmiechnęła się żeby ukryć zakłopotanie.
- No, nie wiem – Piotr potarł brodę – widziałaś stringi?
Poprowadził ją do pokoiku, gdzie królowała poprzedniego dnia Raszpla i z jednego z pudełek wyciągnął skrawek materiału, który nazwał stringami.
- Mam to założyć? - obejrzała niewielki trójkąt i dwie tasiemki w cielistym kolorze.
- Możemy z nich zrezygnować, jeśli chcesz, bo będę fotografował tylko Twój tyłek – Piotr rozłożył ręce.
- Jak uważasz – odparła z wahaniem – Kiedy ten facet przyjeżdża? - Obecność Piotra jakoś jej nie krępowała.
- Mamy ze dwie godziny – spojrzał na zegarek.
- To załatwmy to szybko, a potem zrobimy resztę bielizny – zaproponowała.
Początkowo dziwnie się czuła tylko w staniku i przeźroczystych rajstopach, zwłaszcza, gdy okazało się, że oprócz Piotra w mieszkaniu jest jeszcze jego przyjaciel, ale przy trzeciej parze szło jej już lepiej. Schemat był zawsze taki sam, zakładała ostrożnie parę rajstop i ustawiała się tyłem do Piotra w lekkim wykroku. Na podłodze nakleił jej kawałki taśmy malarskiej, żeby wiedziała gdzie dokładnie ma ustawić stopy. Kubuś, miły blondynek w okularach dbał, żeby nie pomylić kolejności fotografowanych par i zapisywał wszystkie symbole i numery zdjęć. Po dwóch godzinach siedziała z Piotrem i popijała sok, a Kuba pojechał do zakładu w centrum, zostawić filmy do wywołania i odebrać te z poprzedniego dnia.
- Mówią, że Kodak pracuje nad nowym typem aparatu – Piotr pociągnął spory łyk ze swojej szklanki – fotografia cyfrowa – dodał tajemniczo.
- Cyfrowa? Czyli jaka? - zupełnie nie miała pojęcia o czym mówił.
- Taka bez filmu. Będzie się wszystko robiło w komputerze – wyjaśnił.
- I to się przyjmie? - spytała z niedowierzaniem – Każdy musiałby mieć wtedy komputer, żeby zobaczyć zdjęcia. To bez sensu.
- Nie, wcale nie – Piotr się ożywił – Można by je drukować na papierze zamiast wywoływać, jak teraz. Dla odbiorcy nie byłoby różnicy, tylko my musielibyśmy mieć komputery.
- Aaaa, tak to rozumiem – przyznała – I co, zdecydujesz się?
- Na razie to tylko takie obietnice – machnął ręką – Jak będzie na rynku gotowy aparat to się zobaczy. Pewnie na początku będzie strasznie drogi – westchnął i wstał, nasłuchując – zdaje się, że idziesz się malować – wyjął jej z dłoni pustą szklankę.
Rzeczywiście, drzwi otworzyły się i ukazała się w nich Raszpla. Po chwili obie ruszyły na zaplecze.
- Czy mogę o coś spytać? - Kaśka spojrzała przymilnie na surowe oblicze malującej ją kobiety.
- Pytaj – odparła dziwnie łagodnym tonem, nie pasującym do jej fizjonomii.
- Dlaczego Ola prawie nie pracuje już z Piotrem? Oczywiście, jeśli możesz mi powiedzieć – dodała szybko.
Raszpla zastanowiła się przez chwilę – Może dlatego, że ona nie traktuje tego poważnie? - odparła z wahaniem – Myślę, że Piotr zdaje sobie z tego sprawę i nie zabiega o kontrakty dla niej tak, jak kiedyś.
- Czy to znaczy, że ja zajęłam jej miejsce? - poczuła się z tą myślą nieprzyjemnie.
- Nie. Raczej nie – Raszpla przyjrzała jej się uważnie – Nie jesteście podobne – stwierdziła – I nie mam na myśli fizycznego podobieństwa. Lubie Olę, ale Ty wiesz, czego chcesz i jak Ci nie odbije, to daleko zajdziesz. Ona wiedziała tylko, czego nie chce.
Nie jesteśmy podobne? Poczuła się zawiedziona. Zawsze podświadomie uważała Olę za lepszą od siebie. Chciała być do niej podobna. Chociaż trochę... Usłyszała trzaśnięcie drzwiami i głosy kilku osób.
- Musimy się pospieszyć – Raszpla była wyraźnie zdenerwowana. Kiedy wreszcie uznała, że wszystko jest idealne, kazała Kaśce nałożyć jeden z kompletów czarnej satynowej bielizny. Na koniec stanęła za nią i szturchnęła ją w pośladek kolanem – to na szczęście – mrugnęła, wprawiając Kaśkę w osłupienie.
- W samą porę – Piotr zajrzał do nich i ogarnął wzrokiem całą sylwetkę swojej modelki – Buty! - wskazał pantofle na szpilce, stojące obok wieszaka na ubrania.
Kaśka czuła się dziwnie spokojna. Oczywiście, że zależało jej na tej pracy, ale miała poczucie, że zrobiła wszystko i teraz nic już nie zależy od niej. Weszła do studia okryta szlafrokiem, jakby wchodziła na normalny plan zdjęciowy. Stawiała stopy ostrożnie.
- To jest nasza modelka, Kate – angielski Piotra brzmiał całkiem nieźle – To jest Herr Hans Grundmann, przedstawił szpakowatego mężczyznę około czterdziestki, a to Fräulein Gita Sztilz, asystentka pana dyrektora.
- Miło mi - Kaśka uścisnęła lekko wyciągnięte do niej dłonie.
Szpakowaty pan miał lekką nadwagę i rumiane policzki, wzbudzające sympatię. Spod nieco ciężkawych powiek wyzierało bystre spojrzenie niebieskich oczu. Fräulein Gita wzbudzała zdecydowanie mniej pozytywnych uczuć. Zgrabna, choć na dość masywnych nogach, z ciasno zaczesanymi do tyłu ciemnymi włosami, spiętymi w kok na karku, sprawiała wrażenie sztywnej. Miała na sobie doskonale skrojoną szarą spódnicę za kolano i kremową bluzkę. Apaszka na szyi miała chyba dodawać uroku, ale tylko niepotrzebnie skracała szyję. Zmierzyła Kaśkę uważnym spojrzeniem i sięgnęła do płaskiej teczki z czarnej skóry, którą miała przy sobie. Wyciągnęła stamtąd papiery i... miarkę.
Kiedy się później nad tym zastanawiała, Kaśka doszła do wniosku, że wyglądało to trochę, jak targ niewolników. Fräulein Gita dokładnie ją zmierzyła, kazała się uśmiechać, przechadzać, kucać, podnosić i opuszczać ręce. Piotr na jej polecenie zrobił też kilka zdjęć w rożnych pozach. Herr Grundmann siedział przez cały czas z nieodgadnionym wyrazem twarzy i śledził bez słowa całe to przedstawienie, popijając herbatę z eleganckiej filiżanki, którą Piotr przyniósł nie wiadomo skąd.
- To wszystko – stwierdziła na koniec Fräulein Gita beznamiętnym tonem – wszystko się zgadza.
- Skoro tak - Herr Grundmann obdarzył Kaśkę dobrotliwym uśmiechem – to będzie mi miło, jeśli podpiszemy umowę – wyciągnął rękę w stronę swojej asystentki, a ona natychmiast podała mu kilka kartek, które wyciągnęła ze swojej eleganckiej teczki.
- Piotr? - Kaśka spojrzała niepewnie na fotografa.
- Przeczytam to, jeśli pozwolisz – wziął umowę od Niemca i zagłębił się w lekturze. Zapanowała niezręczna cisza. Dopiero teraz Kaśka zauważyła, że na pierwszej stronie już wpisano jej dane, a na stoliku leży identyczna umowa z nazwiskiem Piotra – Możesz śmiało podpisać – Piotr wskazał jej fotel obok stolika i podał długopis – Ja już podpisałem – uspokoił ją.
Ustalanie dalszych planów i terminów zajęło im jeszcze prawie godzinę. W międzyczasie dotarł Kubuś ze zdjęciami i mogli ocenić efekty ich pracy z poprzedniego dnia. Kaśka była zdumiona tym, że właściwie niewiele się zmieniła pod wpływem makijażu. Bez trudu można ją było rozpoznać. Zawsze myślała, że modelki na zdjęciach wyglądają inaczej niż w normalnym życiu. Okazało się, że nie wszystkie. Tak, czy inaczej, wracała do Krakowa z trofeum w postaci upragnionej umowy i zapowiedzią wyjazdu do Paryża w maju.
---
Artur stał na peronie kołysząc się w przód i w tył. Miał jeszcze jakieś dziesięć minut, gdyby pociąg przyjechał o czasie, a na razie nikt nie zapowiadał opóźnienia. Od dwóch dni nie mógł sobie znaleźć miejsca. Został mu tydzień do obrony pracy magisterskiej i dwa tygodnie do „interesu życia” jak nazwał swój pomysł z wykupieniem akcji banku. Tego ranka rozmawiał z trzema chłopakami, których znał jeszcze z czasów podstawówki. Teraz pracowali jako ochroniarze i za podwójną stawkę zgodzili się na dwudniową robotę u niego. Na szczęście Jacek i Marek weszli do spółki, więc koszt rozkładał się na trzech. Nie to jednak było najważniejsze. Mając w kolejce do biura maklerskiego dwóch kumpli i trzech ochroniarzy mógł liczyć na kilka godzin snu w ciągu tych dwu dni. Czekał jeszcze tylko na decyzję w sprawie kredytu. I to oczekiwanie sprawiało, że czuł się jak na haju. Nie mógł się już doczekać, kiedy weźmie w ramiona Kaśkę. Przynajmniej na jakiś czas oderwie myśli od tej sprawy. Jej obecność sprawiała, że cała jego uwaga natychmiast skupiała się na niej. Patrzył na nią, słuchał jej, smakował... i nigdy nie miał dość. Kiedy wydawało mu się, że zna ją od dawna, ona nagle mówiła albo robiła coś, co kompletnie go zaskakiwało. Większość dziewczyn, z którymi się spotykał, po miesiącu stawała się nie do zniesienia. Te same frazesy, żadnych głębszych treści. Dopiero związek z Darią był dla niego czymś nowym i odkrywczym. Może nie była pięknością, ale w końcu nie można mieć wszystkiego, pomyślał.
- Część przystojniaku – głos Darii wprawił go w osłupienie.
- Cześć – odpowiedział, z trudem odzyskując głos – Nie uwierzysz, ale właśnie o Tobie myślałem – Kurwa, że też musiałaś się napatoczyć! Zaklął w myślach.
- Dobrze wyglądasz – bezczelnie otaksowała go wzrokiem – Czekasz na kogoś? - słodki ton, jakim wypowiedziała ostatnie zdanie, sprawił, że w głowie Artura rozległ się sygnał alarmowy.
- Na dziewczynę – odparł niechętnie, wiedząc, że właśnie popełnia błąd.
- Och, to zobaczę co teraz mamy na topie! Chyba, że doszedłeś do wniosku, że warto sprawdzić, czy te brzydkie są również inteligentne – I pomyśleć, że jej złośliwość kiedyś go bawiła.
- Słuchaj, o co Ci chodzi? - teraz wiedział, dlaczego przez dwa ostatnie miesiące skrzętnie omijał miejsca, gdzie mogliby się spotkać.
- O nic – przybrała niewinny wyraz twarzy – martwię się o Ciebie. To, że się rozstaliśmy, nie znaczy, że jesteś mi całkiem obojętny – gdyby jej nie znał, może nabrałby się na jej zatroskany ton.
- OK, jeśli masz do mnie żal, to mi przykop, ale ją zostaw w spokoju – Nie było sensu bawić się w ciuciubabkę. Wiedział doskonale, że Daria nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa w ich relacji.
- Mój boże, jakie to romantyczne – westchnęła teatralnie – Czyżbyś się zakochał?
- A jeśli tak? - jesteś ostatnią osobą, której miałbym ochotę to powiedzieć, pomyślał ze złością.
- Ty nie masz pojęcia, o czym mówisz – Daria odpuściła sobie uprzejmości – mylisz słowo „kochać” z „pokochać się”! - wysyczała.
- Daria, to Ty mnie zostawiłaś... – zaczął. Nie musisz wiedzieć, że nie rozpaczałem z tego powodu, dodał w myślach.
- Uprzedziłam Cię, prawda? - spytała jadowicie – Powiedz mi tylko, czy tym razem też się zabawisz i zostawisz ją, jak inne? Jestem ciekawa, czy zabrałeś ją do domu? - przyszpiliła go wzrokiem.
- To chyba nie Twoja sprawa – ta rozmowa zaczynała wytrącać go z równowagi – ale owszem, była u mnie w domu. Zadowolona? - spytał z satysfakcją, widząc jej zaskoczenie – Nie jestem tu po to, żeby się z Tobą kłócić – dodał ugodowo. Za wszelką cenę chciał uniknąć konfrontacji w obecności Kaśki – Wybacz, ale pewnych rzeczy nie da się zrobić na siłę.
- Naprawdę? - uniosła znacząco brew, rzucając mu wyzywające spojrzenie.
- Nie mówię o tym – wypuścił głośno powietrze i opuścił ręce zrezygnowany – Odpuść, proszę – dodał łagodnie.
- Jestem w szoku – Daria spuściła nieco z tonu – Artur Szmyt zakochany – stwierdziła z niesmakiem.
Odwrócił się do niej bokiem, przeżuwając upokorzenie. Mógłby doprowadzić ją do kapitulacji, gdyby chciał. Nie chodziło jednak o niego. Miał wystarczające argumenty, ale za chwilę na peron wjedzie pociąg, z którego wysiądzie bogu ducha winna dziewczyna, której nie pozwoliłby skrzywdzić za nic na świecie.
- Proszę – powtórzył ciszej.
- Jesteś draniem, wiesz? - rzuciła przez ramię, zanim odeszła kilka kroków.
Stał nieruchomo, wpatrując się w migające mu przed oczami okna wagonów. Kiedy pociąg stanął z piskiem hamulców, cofnął się o krok i uniósł się na palcach, wypatrując jasnej głowy. Zauważył ją, kiedy wychyliła się przez drzwi sąsiedniego wagonu. Ruszył szybko w tamtym kierunku.
- Artur! - Kaśka rzuciła mu się na szyję.
Przytulił ją do piersi, jakby chciał ochronić. Odgięła głowę, ujęła jego twarz w dłonie i przywarła do ust mrucząc cicho. Nagle poczuł, że całe napięcie koncentruje się właściwie w jednym miejscu, ale z tym akurat potrafił sobie poradzić. Katem oka dostrzegł Darię, mijającą ich ze złośliwym uśmieszkiem.
- Mam Ci tyle do opowiadania – Kaśka oderwała się od jego ust i spojrzała w górę, zaglądając mu w oczy.
- To jedziemy coś zjeść i do Ciebie – powiedział pełnym pożądania głosem. Już miał ją poprowadzić do wyjścia, kiedy nagle zatrzymał się – Słuchaj, przyjdziesz na moją obronę? Potem idziemy wszyscy do babci Adama na obiad – spytał powoli.
- Jasne, że tak, ale... Wszyscy, to znaczy rodzice też? - przyjrzała mu się uważnie, a kiedy kiwnął głową, przełknęła głośno ślinę z wrażenia – Tak, przyjdę – odparła cicho i znów go pocałowała. Dawno nie czuł się tak dobrze.
---
- Nie dam rady więcej jeść – Kaśka odsunęła talerz z resztą naleśnika. Zabrali je ze sobą do jej mieszkania. Jedząc, opowiedziała Arturowi wszystko, co się wydarzyło. Słuchał jej z uwagą. Szczególnie zainteresował go cyfrowy aparat.
- Prawie nie jadłaś – spojrzał na jej talerz – Najpierw gadałaś, a teraz jest pewnie zimny.
- Nie, po prostu jestem skonana – podparła ręką brodę – nie sądziłam, że tak mnie to wykończy. Nawet nie chodzi o to stanie, czy gimnastykę przed aparatem, ale stres. No, ale się opłaciło. Zawsze chciałam zobaczyć Paryż. To tylko tydzień, ale zawsze coś – Szkoda, że Ciebie nie mogę zabrać, pomyślała z żalem, patrząc na Artura – A Ty? Co robiłeś?
- Nic ciekawego – machnął ręką – Uczyłem się i robiłem slajdy na prezentację, ale już skończone. Wiesz co? Idź się myć, a ja tu ogarnę – wstał i jakby nigdy nic, zaczął zbierać ze stołu talerze i kubki. Posłała mu pełne wdzięczności spojrzenie i ruszyła do łazienki. Naprawdę czuła się rozbita. Tylko się nie rozchoruj, nakazała sobie w myślach. Odkręciła wodę i zrzuciła pospiesznie ubranie. Weszła do wanny i odchyliła głowę, przymykając oczy. Poziom wody podnosił się wolno, ogarniając kolejne spięte mięśnie przyjemnym ciepłem.
- Nie zasypiaj w wodzie – Artur wszedł cicho jak kot i przysiadł na brzegu wanny – posuniesz się? - spytał nagle i ściągnął przez głowę koszulkę. Mogła podziwiać jego umięśniony tors. Bez słowa skrzyżowała nogi i przesunęła się do przodu. Po chwili Artur pozbył się ubrania i poczuła za sobą ruch wody. Usiadł przesuwając stopy do przodu, a ją pochwycił za ramiona i przyciągnął do swojej klatki. Siedziała, a właściwie na wpół leżała jak w głębokim fotelu, wsparta o jego kolana. Teraz mogła się przyjrzeć z bliska bliźnie na wewnętrznej stronie ramienia. Przesunęła po niej palcem.
- Skąd to masz? - spytała wreszcie.
- Od noża – poczuła jego policzek obok swojego – podoba Ci się?
- Może być – pocałowała jasną kreskę – Bawiłeś się nożem? - spytała z rozbawieniem.
- Można to tak nazwać – położył jej dłoń na czole i przyciągnął głowę do siebie. Przymknęła oczy – trochę rozrabialiśmy z Adamem w jednym klubie studenckim, a byliśmy na pierwszym roku i chłopaki postanowili dać nam nauczkę.
- I co? - zaciekawiła się.
- Szło nieźle, chociaż ich było trzech, dopóki jeden z nich nie wyciągnął noża – westchnął.
- Jezu, mógł Cię zabić! – otworzyła gwałtownie oczy.
- Nie mnie – powiedział niechętnie – Adama – czuła, że na moment spiął się, jakby mięśnie bezwiednie mu się skurczyły.
- I jak to się skończyło? - była naprawdę ciekawa.
- W szpitalu – prawie zobaczyła jego uśmiech – Złamałem mu rękę, ale zdążył mnie drasnąć. Gdyby Adam nie opowiedział, jak było, to wywalili by mnie z treningów. Wolno używać nabytych umiejętności tylko w obronie - przyznał.
- Ale przecież to było w obronie, prawda? – wielkie rzeczy, opowiedzieć, jak było.
- W zasadzie tak, chociaż to my ich zaczepiliśmy – przyznał niechętnie – Tylko, że byliśmy nieuzbrojeni, nie licząc moich nóg – pocałował ją w czubek głowy – Daj coś do mycia. Woda stygnie – instynktownie wyczuła, że nie ma ochoty dalej o tym mówić, więc odpuściła.
Jeszcze rozgrzana kąpielą wtuliła się w poduszkę i czekała. Artur jednak nie położył się obok niej - Masz jakąś oliwkę? - spytał, siadając na brzegu łóżka.
- Mam... - sięgnęła do szufladki w nocnej szafce – Po ci ona? - spytała podejrzliwie. Była naprawdę zmęczona.
- Połóż się na brzuchu, to zobaczysz – ton jego głosu nie zdradzał niczego, ale podejrzewała, że po tych kilku dniach przerwy powinna się spodziewać czegoś mocnego. Czy potrafiła mu odmówić? Z rezygnacją ułożyła się płasko na materacu.
Artur wciągnął głośno powietrze do płuc – ładnie pachnie – pochwalił – co to?
- Olejek migdałowy, aromat wanilii, pomarańczy i bergamotki – wyliczała sennie.
- Znasz skład? - spytał zaskoczony.
- Jasne, sama to skomponowałam – zachichotała – Ty się bawiłeś w piaskownicy, a ja w aptece. Mama i Ewa pracowały, a ja dostawałam różne rzeczy do przelewania i przesypywania. Tak dorastałam.
- Niesamowite! – powąchał jeszcze raz i wylał jej odrobinę oliwki na zagłębienie u podstawy pleców – rozluźnij się, zrobię Ci masaż – przysiadł na jej udach i powolnymi kolistymi ruchami zaczął okrążać jej łopatki. Uciskał przy tym delikatnie obolałe miejsca, wyczuwając pod palcami napięte mięśnie.
- Jak mi dobrze – jęknęła. Myślała, że chce zaspokojenia, że myśli wyłącznie o... - Nie będzie seksu? - zamruczała sennie, czując, jak ogarnia ją dziwna niemoc.
- Nie – pocałował ją w ramię – Pukanie śpiącej królewny, to nie dla mnie. Chyba, że mnie poprosisz, ale jesteś taka nieprzytomna, że nawet wtedy się zastanowię.
- Kocham Cię – wyszeptała i poddała się jego troskliwym rękom.
Dopiero kiedy usłyszał miarowy głęboki oddech, Artur odważył się zakończyć masowanie i ostrożnie ułożył się obok śpiącej Kaśki. Dwa słowa, które wypowiedziała, powinny go przestraszyć. Przynajmniej do tej pory tak było. Nawet Daria, która od początku utrzymywała, że to związek oparty na udanym seksie, w którejś chwili zapragnęła więcej i... uświadomiła mu, że „więcej” w jego przypadku nie istnieje. To dlaczego zamiast uciekać, miał ochotę wtulić się w to ciepłe ciało? Dlaczego posłusznie masował ją, zamiast po prostu odprężyć się w jej ślicznej szparce? Przecież wiedział, jak ją przekonać. A jeśli Daria nie miała racji? Kochać i pokochać się, mogły leżeć bardzo blisko siebie, może w tej chwili bliżej, niż był gotów przyznać. Gdzieś zza ściany dobiegła go cicha melodia. Po chwili ktoś pogłośnił i mógł rozróżnić słowa:
And when the rain begins to fall
You`ll ride my rainbow in the sky
And I will catch you if you fall...”

Bezwiednie zaczął w myślach tłumaczyć słowa piosenki:
I kiedy deszcz zaczyna padać,
Jesteś moją tęczą na niebie
I złapie cię gdy upadniesz...
Nigdy nie musisz pytać dlaczego...
I kiedy deszcz zaczyna padać
Będę słońcem twego życia.
Wiesz, że możemy mieć wszystko....
I wszystko będzie dobrze.
Kaśka oddychała spokojnie, wtulona w jego szyję. Jej ciepło było takie kojące i... miłe. Przymknął oczy i odpłynął.