Lek

Lek

środa, 30 marca 2016

Meteory. W blasku dnia. Rozdział 2

Warszawa. Listopad 2014.


- Tato! - na widok ojca, Majka zapomniała o manierach i rzuciła mu się na szyję.
- Moja mała dziewczynka! – pan Nowakowski odsunął od siebie przybraną córkę i przyjrzał jej się uważnie – Ale wypiękniałaś!
- To w dużej mierze jego zasługa – pocałowała ojca w policzek, po czym cofnęła się i stanęła obok Oskara – Tato, poznaj Oskara Lowrensa. Oskar, meet my Dad.
- Janusz Nowakowski – ojciec Majki wyciągnął do Oskara dłoń, którą ten uściskał bez wahania Please – szerokim gestem zaprosił oboje do mieszkania.
W przedpokoju czekała na nich pani domu.
- Mamo, to jest Oskar, mój narzeczony – Majka pocałowała matkę w policzek – Oskar, my Mother.
Oskar uścisnął delikatnie podaną mu dłoń, po czym wręczył pani Nowakowskiej ogromny bukiet różnokolorowych kwiatów, ułożonych w wymyślny bukiet.
- Jaki piękny! Och, sorry, it is beautiful! - matka Majki wydawała się nieco oszołomiona.
- This is for you – Oskar podał gospodarzowi butelkę doskonałego Burbona. Wybrał ją spośród wielu podobnych, spoczywających w głębokich piwnicach zamku.
- Musimy niestety rozmawiać po angielsku – wtrąciła Majka – Ale się nie stresujcie, jak czegoś nie rozumiecie, albo nie wiecie, jak powiedzieć, to mówcie po polsku. Ja to przetłumaczę – uśmiechnęła się do rodziców.
Pan Nowakowski poprowadził Oskara do salonu.
- Naprawdę narzeczony? - matka chwyciła Majkę za łokieć, zatrzymując ją na moment w przedpokoju.
- Naprawdę. Właściwie, to chcemy was zaprosić na ślub. Bardzo mi na tym zależy – położyła matce dłonie na ramionach.
- Zaraz! Już się pobieracie? Tak szybko? Musicie? - Nowakowska spojrzała wymownie na talię Majki.
- Nie musimy – przewróciła oczami - Myślisz, że tylko z takiego powodu ludziom się spieszy? - zbyt późno ugryzła się w język – Po prostu się kochamy i chcemy być razem – dodała ugodowo.
- Dziewczyny? - z salonu dobiegł głos Nowakowskiego i Majka postanowiła na razie zakończyć tę rozmowę.
Stół zastawiony był do kolacji, a Oskar pogrążony był w rozmowie z przyszłym teściem, więc Majka usiadła spokojnie obok. Po chwili dołączyła do nich jej matka, ustawiając wpierw na stole półmisek z przyrumienionym kawałem pieczonej szynki. Po pokoju rozszedł się smakowity zapach. Przez kilka minut delektowali się doskonałym mięsem, wymieniając tylko krótkie uwagi na temat jedzenia.
- Czy ty też potrafisz tak wspaniale gotować? - spytał Oskar po angielsku, spoglądając na Majkę, po czym odkroił mały kawałek szynki i obejrzał go ze wszystkich stron. Różowe mięso było miękkie i soczyste, ale nie surowe, dopieczone idealnie – Chociaż, prawda, jajecznicę robisz najlepszą na świecie.
- Och, it's nothing special – pani Nowakowska aż się zaróżowiła z zadowolenia. Nagle skrzywiła się i ściągnęła brwi, jakby coś ją ugryzło – Do you live together?
- Mamo! - Majka przewróciła oczami – Jestem dorosła.
- Owszem, ale jeszcze studiujesz. No, w każdym razie mam taką nadzieję, bo przecież zniknęłaś z domu i nawet nie wiemy, czy cię nie wyrzucili – załamała ręce – Co ja mam powiedzieć babci i znajomym?
- In English, please – Majka przetłumaczyła Oskarowi słowa matki, pomijając ostatnie zdanie.
Widząc jego lekkie zdziwienie, ojciec Majki położył dłoń na przedramieniu żony. Westchnął ciężko.
- Wybacz – zwrócił się do Oskara po angielsku – Wiem, że i tak nie mamy wpływu na decyzje naszej córki, ale... - zawiesił głos, szukając odpowiednich słów – My nic o tobie nie wiemy. Znacie się tak krótko, a tu od razu ślub. Martwimy się. Maja jest taka młoda, nie zna życia...
- Tato! - Majka nie mogła uwierzyć w to, co słyszy.
- Spokojnie – teraz Oskar położył dłoń na jej dłoni – Twój ojciec ma rację. Powinienem od tego zacząć. Pochodzę ze starej rodziny – zwrócił się do jej rodziców - Mamy herb i zamek, i trochę winnic. Oczywiście nie utrzymuję się tylko z odziedziczonego majątku. Jestem prezesem międzynarodowego holdingu, zajmującego się szeroko pojętą ochroną środowiska. Prowadzimy także działalność na rzecz innych firm, co przynosi nam spore dochody. Poza tym jestem Mistrzem świeckiego zakonu, zwanego Zgromadzeniem, zrzeszającego ludzi o podobnych przekonaniach, jak nasze – tu spojrzał na Majkę.
Odpowiedziała mu zaskoczonym spojrzeniem. Była pod wrażeniem, jak gruntownie się przygotował do spotkania z jej przybranymi rodzicami.
- Chcemy się pobrać między innymi po to, żeby państwa uspokoić. Zgadzamy się z tradycyjnym podejściem do rodziny, ale oczywiście Majka skończy studia, jeśli sobie tego życzy. Może również pracować tak, jak ma ochotę, choć jestem w stanie utrzymać rodzinę – głos Oskara brzmiał spokojnie, ale było w nim coś władczego, coś, co czyniło jego wypowiedź wiarygodną.
- No dobrze... - państwo Nowakowscy spojrzeli na siebie, odrobinę zbici z tropu. Owszem, zdawali sobie sprawę, że Oskar nie może być byle kim, ale trochę ich zaskoczył tym zamkiem. Nie mogli wiedzieć, że ujawnił im zaledwie ułamek tego, co posiadał i... potrafił.
- Zaprosiliśmy również moich biologicznych rodziców i dziadków – dodała po chwili Majka.
- To zrozumiałe – przyznali zgodnie.
Majka odetchnęła głęboko i spojrzała na Oskara, a potem odwróciła się na moment do okna. Słońce zaszło i niebo przybrało granatowy odcień.
- Nasz ślub odbędzie się za dwa tygodnie w Zamku Ainay-le-Vieil, ale zanim to nastąpi, muszę wam coś pokazać – zaczęła – Coś, o czym nie będziecie mogli nikomu powiedzieć – zaznaczyła.
- Nawet babci? - wyrwało się matce Majki, ale pod wymownym spojrzeniem męża, zakryła usta dłonią.
- Zwłaszcza jej – Majka zniżyła głos – Musicie dać mi słowo, że dotrzymacie tajemnicy.
- Słowo – zabrzmiały zgodne, choć nieco drżące głosy.
Spojrzała Oskarowi w oczy. Kiwnął jej głową i wtedy przeszła na polski.
- Helena powiedziała wam, że mam pewne zdolności, które zmusiły moich rodziców do oddania mnie. Do ukrycia – poprawiła się, a kiedy kiwnęli z przejęciem głowami, ciągnęła dalej – Teraz pokażę wam, na czym one polegają. Nie jest to niebezpieczne, pod warunkiem, że przestrzega się pewnych zasad. Po pierwsze, nie wolno mnie dotykać, póki Oskar wam nie pozwoli. Najlepiej, jeśli pozwolicie mi zasnąć i obudzić się samej, dobrze?
Znowu kiwnęli głowami. Ojciec Majki ujął mocniej dłoń żony.
- Oskar odpowie wam, jeśli będziecie mieć pytania – dodała, po czym wstała zza stołu, pocałowała Oskara w policzek i podeszła do ustawionej pod ścianą sofy.
Zaśnięcie nie zajęło jej więcej, niż pięć minut.
---
Śnię. No, moi drodzy, czas na przedstawienie, myślę i powoli wstaję.
- Och! - rodzice witają moją postać ze złocistej poświaty, okrzykiem zdumienia.
Podchodzę do stołu i unoszę dzbanek z herbatą, nalewam złotawego chłodnego już płynu do filiżanki i wypijam kilka łyków.
- Co ona...? What is she doing? - tato patrzy to na mnie, to na Oskara.
- Drinking – Oskar się uśmiecha.
Rozpościeram ręce i unoszę się w górę, prawie pod sufit.
- Mój pokój – szepczę i znikam im z oczu. Z półki biorę pierwszą z brzegu książkę i wracam do salonu.
- Och! - rodzice znów reagują okrzykiem.
Oskar wyjaśnia im, że mogę się przenieść także w odległe miejsca i prosi, żeby mi powiedzieli,co mam przynieść i skąd.
- Tato zapomniał okularów do czytania z pracy... - mówi nieśmiało mama. Biedna, nie wie, czy mówić do mnie śpiącej, czy do mojej złotej poświaty.
Skupiam się na biurze taty i po chwili zjawiam się w salonie z jego okularami. Kładę je na stole.
- Enough – mówi w końcu Oskar.
I tak jestem mu wdzięczna, że wyraził na to zgodę. Gdyby nie on został Mistrzem, nie byłoby to możliwe. Podchodzę jeszcze do rodziców i delikatnie dotykam ich dłoni. Czują moją energię jako przyjemne ciepło. Wracam do mojego śpiącego ciała.
---
- Teraz wiecie – powiedziała, siadając – Te zdolności ujawniły się w czasie wakacji, ale się z nimi urodziłam. Oskar ma tak samo.
- Więc jest więcej takich ludzi? - szepnął ojciec i spojrzał na Majkę ogromnymi oczami.
- Tak. Tworzą Zgromadzenie, któremu przewodzi Oskar. Został wybrany Mistrzem dwa tygodnie temu. Wcześniej Mistrzem był jego dziadek, Maksymilian Lowrens.
- To się dziedziczy? - odzyskał głos.
- To się nazywa Dar. Tak, nasze dzieci mają dużą szansę na posiadanie takiego samego Daru, jak my. Można też mieć niepełny Dar, a wtedy nie da się przenosić przedmiotów. Są jeszcze inne różnice, ale nie mają dla was znaczenia – ominęła gładko kwestie mocy, azylu itp.
- O Boże! - matka zakryła usta dłońmi. Wyglądała na zagubioną.
- To jest możliwe tylko po zachodzie słońca – wyjaśniła Majka – Zadaniem Zakonu jest wykorzystywanie Daru do szlachetnych celów. Nie wolno krzywdzić niewinnych, nieświadomych ludzi – zaznaczyła – Jest cały system zasad i surowych kar za ich łamanie.
- Wszyscy ich przestrzegają? - ojciec przyjrzał jej się badawczo.
- Prawie. Jest kilku niesubordynowanych, ale trzymamy ich w ryzach – uśmiechnęła się, pokrywając zdenerwowanie. Nie miała zamiaru ich straszyć.
- Nie podglądasz nas, kiedy śpimy? - matka zmrużyła podejrzliwie oczy.
- Dwa razy byłam w domu, kiedy spaliście. Ale to było dawno. Nie znałam wszystkich zasad i nie zrobiłam tego ze złych zamiarów – przyznała – Po prostu tęskniłam. Teraz tego nie robię. No, ale skoro już wiecie, to czasem mogę wpaść. Oczywiście, za waszą zgodą i kiedy nie śpicie.
- Wow! - ojciec potarł twarz dłońmi – Nie miałem pojęcia, że coś takiego istnieje!
- Ja też nie miałam – zauważyła zgryźliwie – Wiesz, jakie to głupie uczucie, odkryć coś takiego u siebie?
- Wyobrażam sobie – pokręcił w odpowiedzi głową – To dlatego byłaś taka rozkojarzona. A ta kobieta? Judith? Ona też ma taki dar?
- Miała – przyznała – Niestety nie żyje. Miała wypadek. Nie mówmy o tym – uprzedziła dalsze pytania - Bardzo to przeżyłam.
- I co teraz? - pani Nowakowska spoglądała to na córkę, to na męża.
- A co ma być? Nasza córka wychodzi za mąż – ojciec przyglądał się Majce – Przecież zawsze wiedzieliśmy, że to nastąpi. Może liczyliśmy, że to będzie trochę później i trochę bliżej domu, ale tak widocznie miało być.
- Więc przyjedziecie? - położyła dłonie na ich dłoniach.
- Jesteś naszym dzieckiem, chociaż musimy się tobą dzielić z inną rodziną – ojciec zamrugał szybko – Za nic na świecie nie opuszczę takiej uroczystości.
- No! - odetchnęła z ulgą – To teraz wam opowiem, jak będzie wyglądał ślub.

sobota, 26 marca 2016

Meteory. W blasku dnia. Rozdział 1

Zamek Ainay-le-Vieil . Listopad 2014
Za oknem rozległy się śmiechy i wesołe piski. Oskar drgnął, jakby się obudził i uniósł głowę. Jego wrażliwy słuch wyłowił krzyki dwóch dziewcząt. Podniósł się z krzesła i zaintrygowany, wyjrzał przez okno. Na żwirowej ścieżce, na szeroko rozstawionych nogach, stała Konstancja. Jakieś dziesięć kroków od niej, z rozczapierzonymi palcami ustawiła się Majka. Nagle wykonała gwałtowny ruch w przód. Konstancja pisnęła, ale żadna z dziewczat nie ruszyła się z miejsca. Dopiero po chwili, jakby w zwolnionym tempie Majka zrobiła pierwszy krok. Konstancja obróciła się i z krzykiem zaczęła uciekać w kierunku grupy ogromnych platanów. Majka goniła ją, pokrzykując wesoło. Dystans między dziewczynami malał, aż wpadły z impetem między drzewa. Wtem Konstancja potknęła się i runęła jak długa na stertę świeżo zagrabionych liści. Majka poszła w jej ślady i obie poturlały się dalej, zaśmiewając się i piszcząc.
Oskar obserwował całą scenę, jak zauroczony. Wrócił pamięcią do dzieciństwa, kiedy ojciec ganiał go po tych samych ścieżkach, a on z piskiem przewracał się na liście lub dopiero co skoszoną trawę. Odszukał wzrokiem dziewczęce postaci. Wstały już i otrzepawszy ubrania, oparły się plecami o dwa sąsiednie drzewa. Nad ich głowami unosiły się obłoczki pary. Wyobraził sobie jak zdyszane, łapią powietrze przez otwarte usta, próbując uspokoić mocno bijące serca. Majka miała pewnie zaróżowione policzki i lśniące rozbawieniem oczy. Uśmiechnął się do siebie. Czy to ta sama dziewczyna, która dwa tygodnie wcześniej kroczyła dystyngowanie obok niego i witała się z wdziękiem z głowami rodów? Wielu z nich nawiązywało do jej sukni, identycznej z tą, jaką kiedyś miała na sobie Rosanna, a ona przyjmowała komplementy z naturalnością, o jaką jej nie podejrzewał. A teraz, ta sama Majka ganiała się wokół drzew z jego kuzynką, jak nastolatka. Prawdopodobnie, w którymś z sąsiednich okien stał Maksymilian Lowrens i również obserwował całą scenę. Anastazja umyślnie podesłała mu Konstancję, wiedząc, że ukochana wnuczka potrafi zająć jego myśli i wypełnić wolny czas, którego nagle mu przybyło.
- Mistrzu – cichy głos Johana, wyrwał Oskara z zadumy.
- Daj spokój! - odwrócił się do przyjaciela - Jesteśmy sami.
- Wybacz, ale tak mi łatwiej, bo ciągle się mylę – Johan wyszczerzył do niego zęby - Samolot będzie gotowy za dwie godziny, więc powinniśmy ruszać.
- W porządku. Zawiadom pozostałych – Oskar podszedł do okna i otworzył je szeroko.
- Już to zrobiłem. Bagaże są w samochodzie – Johan skinął Oskarowi głową i ruszył do drzwi.
Oskar odprowadził go wzrokiem. Nie przypuszczał, że Johan zgodzi się przyjąć funkcję jego osobistego sekretarza. A jednak przyjaciel go zaskoczył. Greg w naturalny sposób został przy nim. Jean i Kamil mieli stworzyć własną grupę, na podobieństwo tej, której do niedawna przewodził Oskar. Akos i Manuela od jakiegoś czasu byli „przyboczną strażą” Majki. Wyjrzał przez okno. Dziewczyny niespiesznie wracały do zamku, rozmawiając i chichocząc. Patrząc na nie, poczuł ulgę. Nie chciał, by jego przyszła żona była skazana na samotność. Miał cichą nadzieję, że nowe znajomości choć w części zastąpią jej dotychczasowe życie.
- Oskar! - pomachały do niego, zadzierając głowy.
- Jeśli nadal chcesz odwiedzić rodziców, to musimy jechać – zawołał do Majki – A ty, zdaje się, miałaś pilne zajęcia w bibliotece? – zwrócił się do młodszej kuzynki, naśladując sposób mówienia dziadka.
- Widzisz? Mówiłam ci, że tak będzie! - głos Konstancji zabrzmiał płaczliwie – Biedna ty!
- Nie martw się, jakoś sobie poradzę z tym despotą – Majka zachichotała i ucałowawszy Konstancję w policzek, ruszyła do zamku prawie biegiem.
Dotarcie do apartamentu Oskara zajęło jej kilka chwil. Teraz już oficjalnie z niego korzystała. Zresztą, Oskar prawie w nim nie bywał. Pierwsze dwa tygodnie były dla niego prawdziwym maratonem. Jakby mało było obowiązków do przejęcia, ze wszystkich stron posypały się nowe. Największym wyzwaniem okazała się nowa inwestycja w puszczy amazońskiej. Proces niszczenia lasów nagle przybrał na sile, a opinia publiczna zdawała się tak zajęta problemami w Europie i na bliskim wschodzie, że kompletnie zignorowała próby zwrócenia uwagi na niekontrolowany wyręb drzew.
- A gdyby Laura zadbała o rozprzestrzenienie informacji o zarazie? - Majka starała się podrzucić Oskarowi jakieś rozwiązanie – Ludzie strasznie się tego boją, a wszyscy wiedzą, że w tych lasach jest pełno nieznanych szczepów bakterii i wirusów. Andriej mógłby zrobić w internecie trochę szumu. Jak nie znajdą chętnych do pracy, to zwolnią tempo.
- Możemy spróbować – Oskar popatrzył na nią z uznaniem – Pomysłowa jesteś.
- Po prostu lepiej znam mentalność zwykłych ludzi.
Majka szybko zrzuciła ubranie i po błyskawicznym prysznicu, przygotowała się do podróży. Rodzice nie mogli się już doczekać jej i tajemniczego Oskara. Ona też już za nimi tęskniła. Może nie byli idealni, wielu rzeczy nie rozumieli, ale w końcu ją wychowali. Poza tym, kiedy emocje związane z wyborami opadły, jej umysł upomniał się o choćby krótkie wakacje. Nie byłaby jednak sobą, gdyby pozwoliła mu próżnować. Zadzwoniła na uczelnię i umówiła się na zaliczenia. Pozostało jeszcze skontaktować się z Agnieszką i tygodniowy pobyt w Warszawie miałaby zorganizowany. Wychodząc z apartamentu, odszukała w komórce numer przyjaciółki.
- No nareszcie! - usłyszała tuż przy uchu zrzędliwy ton - Jak miło, że żyjesz.
- Przepraszam cię, ale tyle się działo – Majka starała się nadać swojemu głosowi przymilne brzmienie. Miała wyrzuty sumienia, że przez dwa tygodnie, które upłynęły od wyborów nie znalazła czasu na rozmowę – Chciałam ci zrobić niespodziankę, ale wiesz, że nie potrafię wyprowadzić cię w pole – uciekła się do małego oszustwa.
- Niespodziankę?
- Wybieram się do Warszawy i pomyślałam...
- Kiedy? Dlaczego ja nic nie wiem? - wpadła jej w słowo Agnieszka, natychmiast zapominając o urazach.
- Właściwie, to zaraz – roześmiała się – Tyle, że muszę dziś pomieszkać z rodzicami. Też ich ostatnio zaniedbałam. Ale jutro jestem do dyspozycji i... poznasz Oskara.
- Wow! Przywozisz go do rodziców? To poważna sprawa, co? - z głosu Agnieszki aż kipiało ciekawością – Jak poważna?
- Bardzo... - zawiesiła głos – Jeśli dochowasz tajemnicy...
- Tak, tak! No mów!
- Zaręczyliśmy się.
- O kurde! Majka! - w telefonie słychać było przez chwilę przyspieszony oddech – Tylko cię z oka spuścić, a ty rozrabiasz! No, no, no, a nie wyglądałaś na taką – cmoknęła z niedowierzaniem przyjaciółka – To się niektórzy zmartwią.
- Jacy „niektórzy”? - spytała z irytacją.
- Nie ci, co myślisz – Agnieszka zachichotała – Ten facet od geologii o ciebie pytał. No wiesz, ten od kamieni.
- Stanek?
- Aha! Właściwie, to już od jakiegoś czasu prosi o twój numer, ale powiedziałam, że stary nie działa, a nie mam nowego i też czekam, aż się odezwiesz. Miałam ci powiedzieć, ale pomyślałam, że masz ważniejsze sprawy na głowie – Majka wyobraziła sobie, jak Aga wzrusza ramionami – No mów, jaki on jest? Przystojny?
- Przecież ci mówiłam – roześmiała się – Zresztą, jutro go poznasz. Powiedz mi lepiej, co mówił Stanek. Chciał czegoś konkretnego? - zmarszczyła brwi. Wiedziała doskonale, o co chodziło. Jak tylko Akos doniósł jej, że dr Stanek szuka w Internecie informacji o „dziwnych” kamieniach, natychmiast przeszukała jego pracownię i usunęła wszystkie notatki na temat jej kamienia. To samo zrobiła z zawartością komputera. Razem z Andriejem usunęli wszystkie zdjęcia i wyniki badań. Teraz żałowała, że w ogóle poszła z tym do Zakładu Geologii.
- Mówił, że chodzi o jakieś badania, które robiliście razem... - Agnieszka zniżyła głos – Wszyscy tak mówią, ale wiadomo, o co im chodzi. To na którą się umówimy? Mam rano zaliczenie, ale o dwunastej jestem wolna.
- Ja też się umówiłam na zaliczenia z samego rana. Myślę, że skończę podobnie. Możemy iść na obiad – zaproponowała szybko.
- Wow! Brzmi bajecznie. Dokąd pójdziemy? Mam założyć szpilki? - Agnieszka nie potrafiła powstrzymać się od uszczypliwości.
- Nie kpij! Ubieram się normalnie, ale jak chcesz, to zarezerwuję Sheratona – fuknęła, udając oburzenie.
- Zarezerwuj, co chcesz. Najważniejsze, że cię zobaczę. Was – poprawiła się – Tęsknię za tobą. Nie mam się z kim przekomarzać! Musiałaś wyjechać tak daleko? Na wspólne ferie pewnie też nie mam co liczyć?
- Ja też cię kocham – Majka przewróciła oczami - I nie jęcz! Coś wymyślę.
Rozłączyła się i schowała telefon do torby. Mogła zrezygnować z wielu rzeczy, ale z przyjaźni z Agą? Nigdy! Tę jedną rzecz Oskar będzie musiał zaakceptować, postanowiła.
Wsiadając do samochodu, Majka układała sobie w głowie listę argumentów, jakie zamierzała przytoczyć.
- Oskar, bardzo mi zależy na tym, żeby Aga była na ślubie... - zaczęła ostrożnie.
Popatrzył na nią poważnie. Jego oczy mówiły „nie”.
- W porządku – powiedział ledwie dosłyszalnym matowym głosem i odwrócił głowę, jakby nagle zainteresował go krajobraz za oknem.
Majkę na moment zamurowało.
- Dlaczego to robisz? - spytała w nagłym przypływie irytacji.
- Co?
- Nie udawaj! - fuknęła gniewnie – Dlaczego się zgadzasz, choć uważasz, że nie mam racji?
- Bo cię kocham... bo nie chcę cię zranić... - nadal unikał jej wzroku.
- Ale tak nie można. Ja tak nie chcę!
- To co mam robić? Mam ci powiedzieć, że nie, bo to zły pomysł? - tym razem spojrzał jej prosto w oczy i poczuła się, jak na przesłuchaniu.
- Dlaczego zły? Ona nikomu nie powie. Jest moją przyjaciółką. Zresztą, powinniśmy współpracować z ludźmi. Pośrednio ich chronimy. Może byłoby łatwiej, gdyby wiedzieli...? - urwała, widząc jego minę – No dobrze, a nie w pełni Obdarowani? Oni mogliby pomóc. Są pomostem między naszymi światami. Wiedzą o życiu więcej niż całe Zgromadzenie! Żyją normalnie! - podniosła w górę ręce – Mam na myśli, w normalnym świecie. Pracują w hotelach, bankach, szkołach... Powinieneś czerpać z ich wiedzy, tak jak ja. Przecież sam mówiłeś, że moje doświadczenie jest cenne.
- Czerpię z ich wiedzy – wpadł jej w słowo.
- Doprawdy? - przekrzywiła głowę.
- Oczywiście, że tak. Rozmawiam codziennie z nie w pełni Obdarowanymi – Oskar zdawał się zaskoczony jej argumentacją – Pracuję z nimi...
- Tak? A z kim? - uniosła brwi.
- Z moimi ludźmi.
- Oskar, masz na myśli Johana, który od dziecka rósł w Zgromadzeniu? A może Grega, który jest tak w ciebie wpatrzony, jakbyś był co najmniej gwiazdą rocka? A może Akosa, który rzucił interesującą pracę i pognał za tobą? - spytała.
Oskar przyglądał jej się z rosnącym niepokojem, ale milczał.
- Posłuchaj, nie chcę stawiać na swoim za wszelką cenę. Możemy pójść na kompromis... - dodała ugodowo – Po prostu uważam, że wszyscy by zyskali na współpracy. Nie musimy się ujawniać publicznie, ale moglibyśmy wtajemniczyć niektórych, powiedzmy, zaprzyjaźnionych „normalnych” ludzi. Przedyskutujmy to. Skoro mamy spędzić ze sobą życie, skoro mamy być bratnimi duszami...?
Oskar przyglądał jej się z dziwnym wyrazem twarzy.
- O co chodzi? Co powiedziałam? - zaniepokoiła się.
- Ty masz być moją bratnią duszą – powiedział powoli.
- Jak to? To nie działa w dwie strony? - zmarszczyła brwi – Nie – odpowiedziała sama sobie.
Zaplotła na piersiach ręce i zacisnęła usta.
- Nie denerwuj się. Przepraszam – tym razem głos Oskara brzmiał o wiele łagodniej – To tylko słowa. To nie ma nic wspólnego z nami. Tak się utarło: mężczyzna szuka bratniej duszy, nie kobieta. Ale to kwestia... - szukał odpowiedniego określenia – ...nazewnictwa. Jeśli my czujemy inaczej...
- My? - spojrzała mu hardo w oczy.
- Jesteś moją bratnią duszą. Wybrałem cię, pamiętasz? - Oskar ujął jej drobną twarz w dłonie - Jeśli ty też chcesz mnie tak nazywać, to proszę bardzo – wyczuła w jego głosie wahanie.
- Ale nie przy innych, tak? - zbyt późno ugryzła się w język.
Oskar westchnął.
- W porządku – ściszyła głos do szeptu.
- To tylko taka umowa. Coś między nami. Nie wszyscy muszą wiedzieć, że nasz związek jest... - zastanawiał się przez chwilę – taki postępowy.
Teraz Majka westchnęła. Ich pojęcie „postępowości” zdawało się jednak mocno od siebie różnić.


piątek, 25 marca 2016

Meteory. W blasku dnia. Prolog


Powietrze przesycone było wilgocią i zapachem mchu. Choć letnia noc była dość ciepła, ale w głębi lasu panował chłód. Pnie ogromnych drzew, o korze pooranej przez czas, wyglądały jak kolumnada jakiejś nierealnej świątyni. Budzące się słońce podrywało z ziemi postrzępione pasma mgieł. U podnóża pochylonego, na wpół spróchniałego dębu, przywierając do ziemi i jednego z konarów, tkwiła nieruchomo skulona chłopięca postać. W porównaniu z potężnym drzewem wydawała się drobna, a wręcz żałosna. Chociaż wokół niej pełno było odgłosów, szelestów i pohukiwań, ona nawet nie drgnęła. Nagle gdzieś niedaleko trzasnęła sucha gałązka, potem następna. Zaszeleściły liście. Coś dużego szło przez las.
- Oskar – rozległo się przyciszone wołanie.
Postać nie wykonała najmniejszego ruchu.
- Oskar! - głos odezwał się bliżej.
Szelest stawał się coraz wyraźniejszy, a po chwili w nikłym świetle można było rozpoznać zarys człowieka. Wołający przeszedł obok skulonego chłopca i zaczął się oddalać, wciąż nawołując. Dopiero, kiedy odgłosy ucichły, a gdzieś w pobliżu odezwała się sowa, chłopak drgnął. Zmienił pozycję, by dać wytchnienie zdrętwiałym mięśniom, ale wciąż krył się w cieniu drzewa. Rozejrzał się ostrożnie, jakby czegoś szukał. Nie znalazłszy, ułożył się pomiędzy konarami, moszcząc sobie legowisko na miękkim mchu. Po chwili udało mu się oderwać myślami od otaczającego go świata. Śnił. Nie widział jednak niczego, poza gęstą mgłą. Już od jakiegoś czasu nie miał marzeń sennych, ale za to popadał w coś w rodzaju letargu, z którego czasem udawało mu się wyłuskać zarysy miejsc lub zniekształcone głosy. Były na wpół realne, na wpół sprawiały wrażenie wyimaginowanych. Tym razem było inaczej. Emocje związane z zagrożeniem, ucieczką z kampusu, przedzieraniem się przez las, a teraz lękiem o ojca, sprawiły, że zmysły mu się wyostrzyły. Wiedział, że ma Dar, ale jest zbyt młody, by mógł go świadomie i w pełni użyć. Musiał zdecydować, który zmysł działa u niego najlepiej. Słuch! Skupił się na ojcu, na jego głosie... Mgła gęstniała, lecz Oskar zaczął wyławiać z niej dźwięki. Najpierw pojedyncze słowa, przerywane przyspieszonymi chrapliwymi oddechami i odgłosami szarpaniny, potem całe frazy.
- Nie dostaniesz go – rozpoznał zduszony głos ojca.
- Dostanę – zimny nieprzyjemny głos należał do kogoś, kogo Oskar nie znał.
- Nie... - w głosie ojca dosłyszał drwinę, prawie rozbawienie.
- Nie boisz się śmierci? - w zimnym głosie dało się wyczuć irytację. Oskar zadrżał.
- A ty?
- Tato – wszystkie myśli Oskara powędrowały do Nicolasa Lowrensa - Tato!
- Ja nie umrę – głos nieznajomego przeszedł w szyderczy śmiech.
- Dla nas, tak – padła odpowiedź pełna smutku – Natura odwraca się od tego, kto odbiera Dar.
- Skąd możesz to wiedzieć? Nikt dotąd świadomie nie odebrał nikomu Daru.
Do Oskara znów dotarły odgłosy szamotaniny i ciche jęki.
- Tato, wracaj! – wyszeptał pobladłymi wargami – Nadchodzi świt!
Nagle Oskar poczuł coś, jakby dotyk, nie dłonią, nie realny... Ojciec dotykał myślą jego duszy... a potem nagle odepchnął z całych sił.
- Nie dostaniesz go... - usłyszał jeszcze.
- Tato! - jęknął z desperacją, zapadając się w przerażającą ciszę. Nie odpowiedział mu nikt. Poczuł w piersi ból i natychmiast się obudził. Nadchodził świt – Tato... - dwie ogromne łzy zalśniły w czarnych jak węgielki oczach.
Nagle gdzieś daleko odezwała się kawka. Dziwny odgłos, jak na leśne ostępy. Po chwili jeszcze raz. Oskar szybko otarł oczy, po czym zwinął dłonie i przyłożywszy je do ust, wydobył w płuc dźwięk podobny do krakania. Nasłuchiwał. Kawka odezwała się dwa razy. Uniósł ostrożnie głowę i nasłuchiwał dalej. Pobudzone ptaki utrudniały mu zadanie, ale wkrótce zlokalizował kierunek, z którego nadchodziła pomoc. Nie ujawnił się jednak, póki nie rozpoznał sylwetek dwóch ludzi.
- Jesteś cały? - rzucił z niepokojem starszy z nich, potężnie zbudowany szatyn z kwadratową szczęką.
- Tak – Oskar z trudem panował nad głosem – Minęło mnie dwóch. Jeden cicho, drugi wołał mnie po imieniu...
- To było ich co najmniej czterech – stwierdził drugi, młodszy, ale równie mocno umięśniony mężczyzna.
- Co z moim ojcem? - spytał z niepokojem Oskar.
- Zaalarmował nas... - rzucił starszy.
- Prowadził mnie przez las, wskazywał mi drogę, ale potem... – Oskar przełknął ślinę – Ktoś z nim był. Wróg.
Mężczyźni spojrzeli na siebie, a potem wbili wzrok w Oskara.
- Nic nie wiemy. Mamy cię zabrać do Mistrza. Natychmiast.
Oskar zacisnął usta. Już wiedział, że coś się stało. Coś złego.
- Czy to ludzie Swena? - wycedził przez zęby.
Starszy z mężczyzn kiwnął głową, a młodszy splunął pod nogi.
- Idziemy – Oskar zacisnął drobne chłopięce dłonie w pięści i nie oglądając się za siebie, ruszył w kierunku, z którego nadeszli dwaj ochroniarze.