- Coś Ci dzisiaj nie idzie – Artur
ruszył po piłki walające się za linią kortu. Wygrywał z Adamem
kolejne sety bez większego wysiłku. Dawno go tak nie sponiewierał
– Aż się boję zaproponować matę – wyszczerzył do
przyjaciela zęby w szerokim uśmiechu.
- A może to wcale nie jest zły
pomysł? - Adam ruszył po piłki leżące po jego stronie siatki.
Zdecydowanie nie był to jego dobry dzień. No, ale trudno się
dziwić, że przegrywał, skoro myślami był lata świetlne od kortu
– To co, rewanż na macie? - rzucił zaczepnie, chowając piłki do
plastikowego cylindra.
- Jak sobie życzysz – Artur
wykręcił ramiona, aż coś chrupnęło mu w stawach. Adam nie był
dla niego groźnym przeciwnikiem. Ćwiczyli razem od ponad roku, ale
wciąż górował nad nim techniką. W końcu nie tak łatwo
nadrobić różnicę pięciu lat, chociaż musiał przyznać,
że jego kumpel robił postępy.
Schowali rakiety i piłki do toreb i
ruszyli powoli w stronę hali. Mieli do pokonania jakieś 150 metrów
w linii prostej, ale trzeba było okrążyć otoczony siatką kort.
- Adam, już zdecydowałeś, co
zrobisz z kasą za klub? - Artur rzucił przyjacielowi krótkie
spojrzenie. Niezależnie od wyniku meczu wciąż byli kumplami, nawet
jeśli ostatnio prawie się nie widywali.
- Jeszcze nie, a co? - Adam wydawał
się pogrążony w myślach.
- Jest interes do zrobienia i... -
zawiesił głos, zastanawiając się, czy podzielić się z Adamem
wszystkimi informacjami jakie posiadał. Ostatecznie doszedł do
wniosku, że tak – Dostałem cynk, że na giełdę wchodzi duży
bank i akcje powinny skoczyć trzy- czterokrotnie w górę,
może więcej. Wchodzisz?
- A Ty dalej się w to bawisz? -
pokręcił głową – ostatnio, jak dobrze pamiętam, to wtopiłeś.
- Niewiele – Artur machnął ręką
z lekceważeniem – Teraz to pewniak. Wchodzą na początku maja,
więc jest trochę czasu na zebranie kasy.
- A jak będzie redukcja? - Adam nie
wydawał się zachwycony pomysłem – Co wtedy?
- W Polsce to tak nie działa – w
głosie Artura zabrzmiało coś, co przypominało politowanie – Nie
jesteśmy w USA, stary. Tutaj pierwszy bierze wszystko, a reszta to,
co zostanie. Jeśli zostanie! - dodał, zadowolony z siebie.
- A jak zamierzasz być pierwszy,
jeśli wolno spytać? - Adam nie dawał za wygraną.
- Ustawię się przed bankiem dzień
wcześniej – To chyba jasne?
- A ludzie? - dociekliwość Adama
zaczynała być irytująca.
- Wynajmę ochroniarzy – to też
było raczej oczywiste. Nie zamierzał stać sam pod biurem
maklerskim z walizką pieniędzy.
- No, nie wiem, stary – Adam
pokręcił głową z powątpiewaniem – a jak te akcje wcale nie
wzrosną, albo, co gorsza, spadną?
- Nie spadną – pewność w głosie
Artura jednak nie podziałała na Adama uspokajająco – Nawet jeśli
nie wzrosną, to odzyskam to, co zainwestuję – zakończył
ugodowo.
- Minus koszt ochrony, opłata za
obrót papierami, jakiś podatek... – wyliczał Adam – bo
chyba jakieś podatki trzeba płacić w tym kraju. Chyba, że na
giełdzie nie?
- Puki co, nie – Artur zgodził się
z przyjacielem – dochodzi jeszcze koszt kredytu, bo ja nie mam
takiej gotówki, jak Ty.
- Pomyślę, ale nie powala mnie ten
pomysł – Adam wyprzedził o krok Artura i sięgnął do klamki,
żeby otworzyć boczne drzwi do hali – Dobrze to przemyśl, bo to
spore ryzyko.
Spore? Artur wbił ponure spojrzenie
w plecy kumpla. Jeśli się pomyli, to będzie katastrofa, a nie
spore ryzyko. Kredyt pod zastaw samochodu plus reszta gotówki,
jaką posiadał, dawały jakieś 150 do 200 mln. Mógł wziąć
jeszcze kredyt z banku, o ile mu go dadzą. Nie pierwszy raz próbował
zarobić pieniądze. No, zarabiał w czasie wakacji, ale nie
chodziło mu o takie pieniądze. Wiedział, że z Adamem nie ma się
co porównywać, ale gdyby mógł podwoić, albo potroić
swoje zasoby, stać by go było przynajmniej na własny kąt. Odkąd
Adam zamieszkał z Olą, nie było mowy, żeby mógł
skorzystać z jego mieszkania.
- A gdybym chciał pożyczyć od
Ciebie kasę na dwa, powiedzmy trzy miesiące? - spytał.
- Nie mówię nie – Adam
rzucił torbę na podłogę i rozejrzał się po przebieralni,
szukając wolnego wieszaka – Wiem, że u Ciebie mi nie zginie.
Wyszli na salę już nie rozmawiając.
Grupa facetów około czterdziestki ganiała za piłką do
kosza. Postali chwilę, przypatrując im się z zainteresowaniem.
- Też tak będziemy? - Artur wskazał
głowa grających.
- Jak się wcześniej nie połamiemy –
Adam ustawił się w pozycji do walki – Dawaj!
Artur zamarkował cios i uskoczył,
kiedy pięść Adama śmignęła kilka centymetrów obok jego
szczęki. Powtórzył manewr, ale tym razem poczuł na brodzie
muśnięcie. Gdyby nie jego refleks, dostałby potężne uderzenie.
Tym razem wyprowadził cios w pierś przeciwnika, nie nadając mu
jednak pełnej prędkości. Adam stęknął głucho i odpowiedział
uderzeniem. Artur poczuł, że żebra naprężyły mu się pod siłą
pięści Adama. Kaszlnął, żeby odzyskać oddech. To nie fair!
- Co jest, za mocno? - dobiegł go
głos z lekką nutą kpiny – Chcesz wrócić na kort?
Spojrzał w ciemne oczy przyjaciela i
wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- Ty jednak chcesz oberwać –
pokręcił głową.
Mierzyli się przez chwilę wzrokiem,
po czym Adam ruszył do natarcia. Wymienili kilka ciosów, ale
szybko stało się jasne, kto rządzi na macie. Adam nie miał jednak
zamiaru skapitulować, a przynajmniej nie tak łatwo. Zamarkował
cios w szczękę przeciwnika, po czym uderzył go w mostek. Na
Arturze nie zrobiło to spodziewanego wrażenia. Przyjął w życiu
wystarczająco dużą liczbę uderzeń, żeby wiedzieć, że to ma go
tylko rozproszyć. Wyprostował rękę i zatrzymał pięść tuż
przed twarzą przyjaciela.
- Nie chcę Ci przestawić nosa –
powiedział, cofając się i opuszczając pięści – zresztą sam
też nie mam zamiaru dać się obić – postanowił pozwolić
Adamowi wycofać się z godnością. W końcu byli jak bracia.
- A co, boisz się, że tłum chętnych
się przerzedzi? - Adam również opuścił pięści i
rozluźnił mięśnie.
- Wiesz, że laski nie na to lecą –
Artur wyszczerzył zęby i wymownie spojrzał w dół, dając
jasno do zrozumienia, co ma na myśli. Ku jego zaskoczeniu, Adam nie
tylko się nie roześmiał, ale lekko pobladł i zacisnął pieści.
Opanował się jednak.
- Coś Ci się język stępił –
stwierdził chłodno– może powinieneś nim popracować?
- Masz na myśli konkretne miejsce
pracy? - Artur miał wrażenie, że igra z ogniem, ale ryzyko, to
było coś, czego nie potrafił zignorować i odpuścić.
- Po prostu dawno Cię nie widziałem
z jakąś fajna dupeczką – Adam poruszył głową, jakby chciał
sprawdzić, czy mięśnie karku działają mu prawidłowo we
wszystkich płaszczyznach – starzejesz się.
- A Ty nie? - teraz Artur przeszedł
do ataku – Tak się zasiedziałeś, że nawet nie masz kiedy
pograć!
- Wiesz co? Znajdź sobie jakąś
fajną dupę, to pogadamy! - ton głosu Adama sprawił, że Artur
poczuł, jak ciśnienie zaczyna mu się niebezpiecznie podnosić.
- A może już znalazłem? - spytał
przez ściśnięte gardło. Nie przypominał sobie, żeby
kiedykolwiek tak rozmawiali. Co to, kurwa, jest? I nagle go olśniło.
Ola! Chodziło o nią!
- Chcesz mi coś powiedzieć? - słowa
Adama dotarły do niego, jakby w zwolnionym tempie, jakby ktoś
wyciągał taśmę ze starego szpulowca. Miał wrażenie, że się
przesłyszał, że Adam za chwilę roześmieje się serdecznie i
klepnie go po ramieniu, ale tak się nie stało.
- Chcę Ci tylko powiedzieć, że do
tej pory nigdy żadna dupa nie stanęła między nami – powiedział
wolno.
- Bo nigdy żadna nie była taka ważna
– usłyszał w odpowiedzi – I nie mów o niej dupa! -
ostatnie słowa zabrzmiały dziwnie miękko, bardziej jak prośba niż
groźba.
- Więc skoro jest taka ważna, to z
nią podgadaj - miał dość tej głupiej gadki. Nie czekał na
odpowiedź. Odwrócił się i pomaszerował do szatni, czując
na plecach wzrok przyjaciela. Przyjaciela? Wciąż nim był,
niezależnie od ilości i wagi wypowiedzianych słów.
Dopiero po kilku minutach Adam wszedł
do szatni. Nie odezwali się już do siebie, ale zapanowało coś w
rodzaju zawieszenia broni. Artur bez słowa wskazał Adamowi drzwi
samochodu, kiedy znaleźli się przed halą.
- Cześć – Adam wyciągnął do
niego dłoń, kiedy zatrzymali się przed domkiem pani Mai, gdzie
mieszkał teraz z Olą.
- Cześć – Artur uścisnął
wyciągniętą do niego dłoń i po chwili jechał sam w stronę
domu. Nie obejrzał się za siebie ani razu. Musiał to wszystko
przetrawić w spokoju. Zawsze byli od siebie różni, choć
wiele osób postrzegało ich, jak braci. Rodzice zwykle
stawiali mu Adama za wzór, jako dojrzałego nad wiek i
odpowiedzialnego. Jednak tylko oni dwaj wiedzieli, że wielokrotnie
wina za ich młodzieńcze eskapady spadała na Artura niezasłużenie.
Był po prostu bardziej zadziorny i nieustępliwy. To z tego powodu
rodzice zapisali nastolatka z nadmiarem energii na treningi
wschodnich sztuk walki. Próbował różnych technik, aż
w końcu wybrał „krav maga”, choć miał także osiągnięcia w
karate. Po zdobyciu mistrzostwa województwa juniorów
nabawił się niegroźnej kontuzji i miał więcej czasu na wspólne
wypady z Adamem. Kariera sportowa już go nie interesowała. Wraz z
nowym kumplem, w jego życiu pojawiła się muzyka z zachodu, imprezy
i... dziewczyny.
- Kurwa! - zacisnął palce na
kierownicy. Naprawdę do tej pory żadna dziewczyna nie stanęła
między nimi. Tylko, czy Ola stanęła? Cofnął się pamięcią do
sylwestra... potem do ich rozmowy... po co jej to powiedział?
Przecież to nie miało sensu. Oboje o tym wiedzieli. Ola kochała
Adama, a Adam Olę i koniec! A może po prostu przez chwilę chciał
się znaleźć na miejscu kumpla? Nie w sensie dosłownym, ale tak
jakoś... - Cholera! - zahamował gwałtownie przed przejściem, o
mało nie wjeżdżając w tył motocykla – Jeszcze się zabiję
przez te głupoty – mruknął pod nosem.
---
Kaśka po raz trzeci zmieniła strój,
tym razem stawiając na „małą czarną”. Stanęła przed lustrem
i podskoczyła. Piersi podskoczyły razem z nią, a potem zakołysały
się lekko. Obcisły materiał sukienki był cienki, ale przód
wzmocniono tak, żeby można było czuć się swobodnie bez stanika.
Ustawiła się bokiem i powtórzyła manewr. Doszła do
wniosku, że wszystko w porządku, więc zajęła się makijażem.
Czuła przyjemne podniecenie na myśl o spotkaniu z Arturem. Nawet
jedząc szybki obiad z Ewą, wciąż sprawdzała, która
godzina. Wreszcie dobiegło ją ciche pukanie do drzwi. To musiał
być Artur, tylko on nie dzwonił, jakby chciał od razu dać jej
znać, że to on.
- Cześć, gotowa? - zaczął od
drzwi, ale nagle umilkł i przyjrzał jej się krytycznie. Idziemy do
Klubu, a nie do kościoła, pomyslał, ale zachował kąśliwa uwagę
dla siebie.
- Nie podoba Ci się – stwierdziła,
łapiąc jego spojrzenie – A teraz? - odwróciła się,
ukazując plecy odkryte aż do kości krzyżowej i przesłonięte
jedynie cienką gipiurą. Bez pośpiechu wykonała półobrót
i skierowała twarz w stronę swojego gościa – Może być?
- Tak... - odparł z roztargnieniem,
nie odrywając od niej wzroku – Tak, oczywiście – dodał szybko,
żeby ukryć, jakie na nim zrobiła wrażenie.
- To idziemy? - sięgnęła po krótką
kurteczkę, ale Artur natychmiast ją uprzedził.
- Wyglądasz
super! – powiedział już swoim zwykłym głosem.
W klubie, jak zwykle było tłoczno i
duszno. Kaśka z zachwytem chłonęła atmosferę tego miejsca.
Słyszała o Klubie jazzowym, ale nikt z jej zanjomych tu nie
przychodził, a samej było
jej jakoś głupio. Teraz nie tylko znalazła się w
wymarzonym miejscu, ale jeszcze, jak się okazało na specjalnych
prawach.
- Artur! - od jednego z centralnie
ustawionych stolików dobiegł ich silny głos, z trudem
przebijając się przez panujący hałas – załatw krzesła i chodź
do nas.
Kaśka spojrzała w tamtą stronę,
zauważając trzy pary siedzące przy zastawionym drinkami maleńkim
blacie. Artur machnął do nich ręką i zwrócił się w
stronę baru, gdzie na jego widok potężnie zbudowany barman
wyszczerzył zęby w uśmiechu i wskazał głową jakieś drzwi. Adam
pociagnął za sobą Kaśkę i po chwili znaleźli się w niewielkim
pokoju umeblowanym jak biuro.
- Cześć Boguś – rzucił Artur od
drzwi – potrzebuję dwuch krzeseł.
- A skąd ja Ci wezmę... - zaczął
gruby facet, siedzący przy biurku – Wow, kogo przyprowadziłeś? -
dokończył, bezceremonialnie taksując wzrokiem Kaśkę, która
wysunęła się zza Artura.
- Poznaj Kasię – w głosie Artura
nie usłyszała spodziewanej uprzejmości – Jest ze mną –
podkreślił.
- Bardzo mi miło. Bogdan jestem –
facet zadziwiająco sprawnie wydostał się zza biurka i podszedł do
Kaśki, ujmując jej dłoń w swoje – Skąd wy bierzecie takie
laski? - rzucił w kierunku Artura, nie odrywając od niej wzroku, a
właściwie od jej biustu zarysowującego się wytaźnie pod cienkim
matriałem sukienki.
- Ręce przy sobie – chłodny ton
głosu Artura sprawił, że Bogdan musnął tylko delikatnie trzymaną
dłoń i wypuścił ją pospiesznie.
- Spokojnie – obruszył się –
skoro jest z Tobą...
- Gdzie te krzesła? - Artur zdawał
się nie przywiązywać wagi do jego słów. Ujął dwa krzesła
stojące pod ścianą i złożył je razem – otwórz drzwi –
polecił dziewczynie i ruszył do wyjścia, puszczając ją przodem.
Za ich plecami rozległo się głośne
westchnienie i Kaśka była gotowa założyć się o wszystko, że
usłyszała je dokładnie w chwili, kiedy się odwróciła,
ukazując Bogdanowi plecy. Nie miała jednak czasu na zastanawianie
się nad tym, bo już szli w kierunku stolika, gdzie Artur poznał ją
ze znajomymi. Maćka, Justynę i Jacka kojarzyła, choć nie do
końca wiedziała skąd. Marzena – prawniczka i dziewczyna Jacka w
jednym, była chyba nowa w towarzystwie. No i jeszcze Ela i Marek,
których również nie znała. Wcjsnęli się pomiędzy
pozostałych. Po chwili barman osobiście przyniósł im
drinki.
- Jak na Ciebie zareagował Bogdan? -
Justyna wyszczerzyła zęby do Kaśki – opadła mu kopara?
- Nie wiem – odparła trochę zbita
z tropu – może trochę – przyznała, uśmiechając się na widok
miny Artura.
- Trochę? - Justyna najwyraźniej
świetnie się bawiła, obserwując jego reakcję. Odchyliła się do
tyłu i obejrzała ostentacyjnie tył Kaśki – Artur? - posłała
mu pytające spojrzenie.
- Grzecznie się przywitał –
stwierdził lakonicznie.
- Aha! – Marek roześmiał się
głośno – Chyba tylko myśl, że z Tobą nie skończy się na
limie, go powstrzymała.
- Na limie? - spojrzała na Artura
pytająco – O czym oni mówią?
- Och, nie powiedział Ci? - Justyna
była zachwycona, że ma słuchaczkę – Bogdan próbował się
dobierać do Oli i Adam podbił mu oko. Ale wyglądał, mówię
Ci!
- Ten grubas startował do Oli? -
Kaśka spojrzała na Justynę z niedowierzaniem, ale tamta
energicznie pokiwała głową – No, nie! Żartujesz sobie.
- Zdziwiłabyś się – Artur
podniósł swoją szklankę – Za limo Bogusia! - dodał
wesoło – I żebym mu nie musiał niczego złamać – dorzucił z
lekką groźbą w głosie.
- Bez jaj! - Kaśka podniosła
szklankę z miną mówiącą, że już sam pomysł uważa za
głupi.
Siedzieli jakiś czas gadając, a
właściwie przekrzykując się wzajemnie. Kaśka po zaledwie kilku
minutach stała się pełnoprawnym członkiem towarzystwa i ktoś
patrzący z boku przysiągłby, że wszyscy znają się od lat.
-
Kochani, gramy! - z rogu sali rozległ się wesoły głos – Widzę
starych znajomych! - Chłopak z dredami, który stał na
podwyższeniu z mikrofonem w dłoni, pomachał w stronę ich stolika,
na co dziewczyny odpowiedziały zgodnym piskiem – Tańczyć chyba
nie da rady, z powodu gęstości zaludnienia, ale nadstawcie uszu –
ciągnął – Mam dla was takiego starocia z 1983, FR David i
„Words”
bardziej znane jako „Words
don't come easy”
- Naprawdę nie da się potańczyć? -
Ela spojrzała tęsknie na Marka.
- Przecież widzisz... - Marek
rozłożył ręce w geście poddania.
Jednak kilka par przemieściło się
w pobliże sceny i mimo braku miejsca, jakoś im się udało. Kaśka
miała nadzieję, że Artur też da się namówić, ale on był
pogrążony w rozmowie z Jackiem.
- Idziesz? - Justyna pociągnęła ją
za łokieć – idziemy do kibelka – mrugnęła do niej wskazując
głową zajętych rozmową chłopaków. Poszły.
- Od dawna jesteście razem? - spytała
Justyna.
- Od tygodnia – jeśli to można
nazwać byciem razem – chociaż poznaliśmy się w styczniu.
- Ooo, a co tak długo? - w głosie
Justyny słychać było zdziwienie – Zwykle lepiej się uwijał.
Kurde, przepraszam, ale mam niewyparzony jęzor!
- Nie, w porządku, nic się nie stało
– wzruszyła ramionami – po prostu myślałam, że on jest z Olą.
To ona nas... no, można powiedzieć: umówiła.
- Starzeje się, czy co? Do tej pory
nie potrzebował swatki – zachichotała Justyna – No, ale w
każdym razie dobrze, że wreszcie kogoś ma. No, i w sumie fajnie,
że to jesteś Ty.
- Ja też się cieszę – przyznała
szczerze.
Kabiny były ciasne, ale o dziwo
czyste, co wprawiło Kaśkę w niemałe zdziwienie.
- To zasługa Adama – wyjaśniła
Justyna – On ma bzika na tym punkcie. Bogdan jest raczej od
liczenia kasy. Niestety, jak Adam to sprzeda, to pewnie i tu się
zrobi syf, jak wszędzie.
- To on jest współwłaścicielem?
- zdumiała – I chce to sprzedać? Dlaczego?
- My też niedawno się
dowiedzieliśmy, że jest wspólnikiem Bogdana. Az nie chce się
wierzyć – Justyna pokręciła głową z dezaprobatą – A że
chce to sprzedać? Pewnie potrzebne mu pieniądze. Myślę, że
planują coś z Olką.
- A dawno są razem? - zaciekawiła
się – Ola i Adam.
- Ze trzy lata – zastanowiła się
Justyna – mieli małą przerwę, ale, co tam. Najważniejsze, że
są razem, i że są szczęśliwi – strzepnęła wodę z rąk –
Chodź, pokiwamy się, bo chłopaki mają jakieś ważne sprawy.
Znalazły sobie kawałek wolnego
miejsca koło sceny i zaczęły podrygiwać w rytm muzyki. Kaśka
zerknęła kilka razy w stronę stolika, ale Artur wciąż był
zajęty rozmową. Nagle katem oka zauważyła, że jakiś chłopak
stojący parę metrów od nich przygląda jej się z
zainteresowaniem. Udała, że tego nie zauważa, ale on wciąż
patrzył, czuła to. Jednocześnie miała jakieś dziwne
przeświadczenie, że go zna.
- Hej, księżniczko, czy ja Cię
skądś znam? - usłyszała znajomy głos i zamarła.
Jarek! To musiał być on. Doskonale
pamiętała jego głos, a jeszcze lepiej, drwiący śmiech. Starszy
brat Edyty, jej koleżanki z klasy. Wszystkie dziewczyny się w nim
podkochiwały, ale tylko ona była na tyle głupia, żeby się jej
zwierzyć. Skąd miała wiedzieć, że ta idiotka rozedrze się na
pół korytarza. „Jarek, a Kaska się w tobie kocha!” Co z
a wstyd? One w pierwszej klasie ogólniaka a on w trzeciej!
Jego mina powiedziała jej wszystko i ten śmiech...
- Wiem! - wyszczerzył do niej zęby w
szerokim uśmiechu – Byłaś tu w zeszłą sobotę!
Nie poznał jej, co zresztą nie było
dziwne, biorąc pod uwagę, jak się zmieniła od tamtego czasu.
Posłała mu powłóczyste spojrzenie, od którego
uśmiech jeszcze odrobinę mu się poszerzył.
- Zatańczysz? - nie czekając na
odpowiedź, ujął jej dłoń i położył sobie na ramieniu.
- Raczej nie – próbowała się
odsunąć, ale druga dłoń Jarka już powędrowała na jej plecy.
Poczuła coś dziwnego. Jakby satysfakcję, ale jednocześnie
niechęć.
- Nie daj się prosić, księżniczko
– spróbował ją przygarnąć do siebie – Jestem Jarek, a
Ty?
- Słuchaj, nie jestem tu sama –
rozejrzała się nerwowo, ale tańczący przesłaniali jej widok na
stolik, a Justyna gdzieś się zapodziała. Z drugiej strony, co w
tym złego, że zatańczę, pomyślała? Artur jest zajęty...
- Przepraszam – Jarek trącił kogoś
barkiem.
- Proszę – Artur stał obok nich z
rękami skrzyżowanymi na piersi.
- O, Artur! - Kaśka spróbowała
ponownie uwolnić się z rąk Jarka, ale ten najwyraźniej nie miał
zamiaru jej puścić.
Artur bez najmniejszego wysiłku
wyłuskał Kaśkę z jego objęć i przyciągnął do swojego boku.
- Hej, co jest?! - Jarek obejrzał się
na dwóch kolegów, którzy już podążali w jego
kierunku.
- To, co widzisz – głos Artura był
lodowato uprzejmy – Ona jest ze mną.
- Ale teraz tańczy ze mną –
upierał się Jarek.
- Już nie – Artur spojrzał Kaśce
w oczy – Chyba, że masz ochotę dokończyć taniec? - powiedział
do niej spokojnie.
- Nie – chcę zatańczyć z Tobą,
głupku, pomyślała, odpowiadając mu nieco wyzywającym
spojrzeniem.
- No, to... - Artur zawiesił głos,
spoglądając na Jarka – spadaj! - odwrócił się do Kaśki,
ale w tej chwili obaj towarzysze Jarka stanęli za jego plecami.
- Ty! - Jarek położył dłoń na
ramieniu Artura, ale ledwie to zrobił, syknął z bólu, bo
Artur natychmiast uchwycił jego nadgarstek i wygiął go do góry.
- Taaak? - spytał, przyglądając się
kolegom swojego przeciwnika.
- Co Ty, Jarek? Szmytowi chcesz laskę
poderwać? Życie Ci nie miłe? - powiedział nagle jeden z nich –
Spokojnie, my już idziemy – dodał pospiesznie, przyglądając się
Arturowi. Ten puścił nadgarstek Jarka i znów odwrócił
się do Kaśki.
- Idziemy? - spytał. Nie miał
zamiaru poświęcać chłopakom więcej uwagi.
- A może ze mną zatańczysz? -
zajrzała mu w oczy. Były lśniące, jakby miał gorączkę.
Artur bez słowa objął ją w pasie
i po chwili ich ciała poruszały się płynnie w rytm muzyki. Dobrze
tańczy, pomyślała. Kurde, on wszystko robi dobrze! I jestem jego
laską? Tak, jestem laską Artura Szmyta, ale fajnie. Przytuliła
policzek do jego szyi.
- Nie rób tego więcej –
wyszeptał jej do ucha.
- Nic nie zrobiłam – odszeptała –
Chciał tylko zatańczyć, a Ty byłeś zajęty – dodała z
wyrzutem.
- Ale jesteśmy tu razem... - Cholera!
Miała rację.
- To znaczy, że mam pytać czy mogę
zatańczyć? - rzuciła zaczepnie. Nie miała zamiaru się tłumaczyć.
- Nie – sam nie wiedział, co ma jej
odpowiedzieć – Ale nie rób tego więcej. Nie wystawiaj mnie
na próbę...
- Jesteś zazdrosny – powiedziała
powoli.
- Nie! - I jak jeszcze! Zabiłbym
gnoja, pomyślał ze złością.
- Jesteś... – szepnęła mu
ciepłym, aksamitnym głosem prosto do ucha. Poczuł to jak
pieszczotę, choć nigdy by się do tego nie przyznał.
- Nie chcę, żeby jakiś dupek Cię
obmacywał – przyznał niechętnie. Co się z nim działo? Nigdy
się nie tłumaczył żadnej ze swoich dziewczyn. Żadnej!
- Nie obmacywał mnie – obruszyła
się.
- Widziałem.
- Masz problemy ze wzrokiem –
prychnęła.
- Zrób to jeszcze raz, a
pożałujesz – groźba w jego głosie podziałała na Kaśkę w
zupełnie inny sposób, niż można by przypuszczać. Poczuła
przyjemne łaskotanie gdzieś poniżej pępka.
- A co zrobisz – prychnęła znowu –
zbijesz mnie?
- Zobaczysz... - urwał w połowie
zdania, bo tuż obok nich pojawiła się Justyna z Maćkiem – W
domu się policzymy – syknął jej cicho do ucha.
Kaśka poczuła, jak zasycha jej w
gardle, jakby cała wilgoć spłynęła nagle w dół,
koncentrując się w miejscu, gdzie jej ciało stykało się z
koronkowymi majtkami. Uniosła głowę i napotkała dwoje szarych
oczu. Topniała pod tym spojrzeniem, ale wydało jej się, że ono
łagodnieje, pod wpływem jej wzroku. Przesunęła ręce dalej na
kark Artura i przywarła do niego ściślej. Bardziej poczuła niż
usłyszała niski pomruk zadowolenia. Uśpiłam bestię, pomyślała
zadowolona z siebie. Tańczyli dalej, stopniowo zyskując więcej
miejsca, w miarę jak kolejni goście opuszczali klub. Około północy
postanowili zarządzić odwrót. Sobie tylko znanym sposobem
Artur zorganizował im dwie taksówki. Kaśka doszła do
wniosku, że chyba nie ma takiej rzeczy, której on nie
potrafiłby dokonać.
- Zmęczona? - Artur uniósł
jej brodę w górę i pocałował delikatnie, kiedy taksówka
zwolniła, skręcając w osiedlową uliczkę.
- Trochę – otarła się policzkiem
o jego policzek. Był dziwnie gładki, choć wiedziała, że rano z
pewnością już taki nie będzie. Zdążyła się nauczyć już tylu
rzeczy o swoim chłopaku. Tak o nim myślała. Tak chciała o nim
myśleć.
Weszli do mieszkania i natychmiast
przywarli do siebie w pocałunku. Zrzucali pospiesznie ubrania, liżąc
i skubiąc wzajemnie swoje spragnione wargi. Byli jak dwoje
wygłodniałych wilków, krążących wokół siebie i
gotujących się do zwarcia. Artur sięgnął do kieszeni spodni,
zanim rzucił je na podłogę, a potem pociągnął Kaśkę do
jadalni. Nagi, usiadł na krześle i spojrzał na nią wygłodniałym
wzrokiem. Patrzyła jak urzeczona, kiedy zakładał prezerwatywę na
sterczący wzwód. Po chwili siedział na nim okrakiem, a on
pieścił jej szyję, obojczyk, ramię...
- Kochaj się ze mną – jęczała,
kiedy Artur zapamiętale ssał i kąsał jej obrzmiałe piersi. Czuła
jego wyprężony członek na brzuchu, a rozchylone uda drżały jej z
pożądania – Kochaj się ze mną, och!
- Już? - wyszeptał, sięgając do
jej spragnionych ust. Zagłębił się w nie, dając na chwilę
wytchnienie wrażliwym sutkom. Wsunął rękę w dół, między
ich ciała i nagle wstrząsnął nią dreszcz. Artur dotknął jej
najwrażliwszego punktu.
- Już! Błagam – wyprężyła się
napierając na jego palce – Och, myślałam, że naprawdę chcesz
mi wymierzyć karę... - dyszała – Och, wejdź we mnie...
- Tak bardzo chcesz? - uniósł
nieco jej biodra i poczuła jego dłoń u wejścia. Artur stęknął,
czując, jak jej wilgoć spływa mu po palcach – Chcę Cię, Kocie
– wychrypiał i nacelował twarda główkę na jej delikatne
wejście. Zaparło mu dech, kiedy Kaśka śmiało opuściła się na
niego. Po chwili ich ruchy zgrały się i pokój wypełniły
wydawane przez oboje jęki – A teraz czas na obiecaną karę –
powiedział nagle. Jednocześnie usłyszała plaśniecie i poczuła
na pośladku piekący ból. Krzyknęła bardziej przestraszona,
niż obolała.
- Co Ty do cholery robisz? - przyjemne
drżenie w kroczu nie pozwoliło jej dokończyć.
- Nie było przyjemnie? - uniósł
brwi i wykrzywił usta w uśmiechu.
- Nie? - stęknęła.
- Nie zabrzmiało to przekonująco -
powiedział tym swoim niesamowitym głosem, który przyprawiał
ją o zawrót głowy - Skoro nie jesteś pewna, to
sprawdzimy...
No dobra, to było przyjemne, musiała
się z nim zgodzić. Artur jakby w odpowiedzi ujął jej biodra w
dłonie i uniósł je w górę by potem ściągnąć je
gwałtownie w dół. Jęknęła głośno. Artur powtórzył
manewr, i jeszcze raz i jeszcze... Kaśka jęczała z rozkoszy.
- Au! - krzyknęła, kiedy Artur
wymierzył jej kolejnego klapsa. Zapiekło, a potem spłynęło
wilgocią między jej uda.
- Podoba Ci się – ucieszył się,
widząc jej gwałtowną reakcję - Wiedziałem, że odrobina
pikanterii Ci nie zaszkodzi.
Po chwili znów go ujeżdżała,
trzymając się kurczowo jego ramion, a on co jakiś czas wymierzał
jej klapsa. Początkowy szok minął i po kilku razach zorientowała
się, że na nie... czeka. Wypełniała ją coraz silniejsza fala
rozkoszy. Czuła, jak szumi jej w uszach, jak zagłusza wszystko
inne... Oparła się piersiami o twardy tors i przyspieszyła,
wbijając jednocześnie paznokcie w naprężone mięśnie jego
ramion. Artur stęknął raz i drugi, próbując przytrzymać
jej biodra, ale nie był w stanie jej powstrzymać. Galopowała na
złamanie karku, czując, że porywa go z sobą. Kiedy przeszył ją
pierwszy dreszcz, wyprężyła się i znieruchomiała na moment... po
nim przyszły kolejne, sprawiając, że zacisnęła się na
wypełniającej ją męskości. Artur jęknął głośno i poruszył
biodrami, wbijając się w nią mocniej. Nie była pewna, czy to w
ogóle możliwe. Po chwili wystrzelił, poruszając
konwulsyjnie lędźwiami. Kaśka przytuliła się do niego, drżąc
na całym ciele. Trwali tak, wtuleni w siebie, a potem Artur powoli
uniósł jej biodra, wysuwając się ostrożnie z jej ciepłego
wnętrza. Tak dobrze byłoby zasypiać, czując jej ciepło,
pomyślał, patrząc jak Kaśka chwiejnym krokiem idzie do swojego
pokoju. Szybko ruszył do łazienki, postanawiając, że rano
pogadają o zmianie formy antykoncepcji.