Jak to często bywa, wiosenna burza
pokrzyżowała im plany zdjęciowe. W nocy spadł rzęsisty deszcz,
który zmoczył wszystko, co nie zostało schowane pod dach.
Dodatkowo, niebo zasnute było chmurami, spomiędzy których,
tylko od czasu do czasu wyglądało słońce. Piotr odwołał
zdjęcia, więc Kaśka zadzwoniła do Nadii, żeby ta przypadkiem nie
szukała ich na planie. Okazało się, że Nadia była doskonale
poinformowana i telefon od Kaśki wcale jej nie zaskoczył.
Przeprosiła grzecznie, za to, że nie może poświecić im czasu i
obiecała, że zajrzy do nich na zdjęcia następnego dnia. W tej
sytuacji, Piotr zarządził zwiedzanie Luwru. Zajęło im to cały
dzień, a i tak Kaśka miała wrażenie, że zobaczyli mniej niż
połowę. Wracając, wstąpili do małej tureckiej knajpki i zjedli
po porcji gyros zawiniętej w placek podobny do naleśnika.
Natychmiast po wejściu do pokoju Kaśka rzuciła się do telefonu,
ale odebrał Młody i z zakłopotaniem wytłumaczył jej, że Artur
poszedł gdzieś z kolegami i wróci bardzo późno, albo
raczej bardzo wcześnie następnego dnia. Była tak zmęczona, że
nawet jej to nie przeszkadzało. Na szczęście następnego dnia
rankiem obudziła się wyspana i pełna energii. Słońce było już
wysoko i zapowiadała się wspaniała pogoda. Wskoczyła pod
prysznic, żeby pozbyć się resztek sennego rozleniwienia i
wyciągnęła z szafy luźne, wygodne ubranie z długimi rękawami,
które kazała jej ze sobą zabrać Ola. Tak przygotowana
powitała Piotra, kiedy zajrzał do niej schodząc na śniadanie –
Widzę, że poważnie podeszłaś do sprawy – pochwalił ją.
Pojechali najpierw do agencji, gdzie
Louis wprowadził do fryzury Kaśki nieco twórczego bałaganu,
a następnie na plan taksówką, bo urządzono go w niewielkiej
knajpce, w jednym z mniej uczęszczanych rejonów miasta. Na
pozór niczym nie różniła się ona od tych położonych
na Montemarte, ale było tu zdecydowanie spokojniej. Na potrzeby
zdjęć ustawiono donice pomalowane na biało, pełne ziół i
kwiatów. Wewnątrz, asystentka Suzanne ustawiła parawan i
stojak obwieszony bielizną i dodatkami. Właściciel, niewysoki
szpakowaty mężczyzna około pięćdziesiątki, oddał im swój
obrotowy fotel, a kosmetyczka z poczochranymi włosami, nazywana
przez wszystkich Brush (pędzel), urządziła sobie obok niego
atelier, używając stolika, lustra i aluminiowej walizki pełnej
kosmetyków. Cała ekipa składała się w sumie z sześciu
osób, ale wydawało się, że jest ich dwa razy więcej. Inna
sprawa, że pomiędzy planem, parawanem i stanowiskiem do makijażu
uwijała się córka właściciela, Anette, roznosząc kawę,
croissanty i szklaneczki z wodą mineralną z listkami mięty.
Uśmiech praktycznie nie schodził
Kaśce z ust, kiedy usadowiona w fotelu śledziła całe to
zamieszanie. Centralnym punktem był Piotr, który sto razy
przesuwał wszystkie meble i donice, sprawdzał światło i kolory
obrusów. W końcu, zadowolony z siebie, stanął przed nią z
wyrazem triumfu na twarzy – zaczynamy! – zawołał i zatarł
ręce.
Kaśka, mimo że pozowała już w
samej bieliźnie, początkowo poczuła się trochę nieswojo. Na
wieszaku było osiem różnych kompletów, ale jeden z
nich składał się w połowie z satyny i miał też taki krótki
szlafroczek. Wybrała to na początek. Ubrana, a właściwie
częściowo rozebrana, wyszła do ogródka knajpki, czyli po
prostu na ulice oddzieloną od pozostałej części donicami. -
Siadaj przy stoliku i udawaj, że pijesz kawę – Piotr w
charakterystyczny dla siebie sposób budował całą otoczkę –
dopiero, co wstałaś, jesteś zaspana... Nie macie kapci? Przecież
nie zeszła do knajpy w szpilkach?! - odwrócił się do
rudowłosego chłopaka, który wchodził w skład ekipy.
Nie znaleźli kapci, ale grube,
miękkie skarpety doskonale je zastąpiły.
- Może usiądę na nodze? - Kaśka
rozchyliła delikatnie szlafrok, a po chwili całkiem go rozwiązała
i usadowiła się na krześle tak, żeby widać było także majtki.
Starała się zapamiętać w jakich pozach wyglądała najlepiej.
- OK, zrób tak... Super! -
Piotr się rozkręcał - teraz spójrz gdzieś nad moją
głowę, dobrze, dobrze... Teraz usiądź prawie tyłem do mnie.
Niech ktoś jej zsunie szlafrok z ramienia. Przymknęła oczy
wyobrażając sobie dłoń Artura sunącą po jej ramieniu...
Pracowali tak około godziny, choć
Kaśka wcale nie odczuwała tego, jako obciążenie. Doskonale się
bawiła, ale Piotr po czwartym komplecie bielizny stwierdził, że
plan już mu się opatrzył, a makijaż wygląda nieświeżo.
Wszystko zaczęło się więc od początku: przerwa na kawę,
make-up, przestawianie mebli, pomiary światła itd.
W bieliźnianym gorsecie i
pończochach ustawiła się w drzwiach kawiarenki z croissantem w
dłoni. Piotr odgryzł kawałek, kategorycznie zabraniając jej iść
w swoje ślady, ale oczywiście go nie posłuchała. Kawałki lukru
przykleiły jej się do uszminkowanych ust. Gdyby Artur tu był,
zlizałby te kawałki, pomyślała mrużąc oczy.
- Nie ruszaj się! - Piotr odpiął
aparat od statywu i podszedł do niej. Zrobił kilka zdjęć z
różnych miejsc – teraz ostrożnie się obliż – znów
kilka ujęć – genialne!
- Brawo! - usłyszeli znajomy głos.
Za szeregiem doniczek stała Nadia, Pierre i jeszcze jeden chłopak.
Był niższy, ale dobrze zbudowany, miał jasną skórę i
bardzo ciemne, obcięte na krótko włosy oraz małą bródkę
takiego samego koloru. O ile Nadia i Pierre ubrani byli dość
swobodnie, o tyle ich kolega wyglądał, jakby właśnie wyszedł ze
sklepu z markową odzieżą – Czy są jeszcze wolne stoliki? -
Nadia uśmiechnęła się szeroko do Piotra.
- Będziecie nam przeszkadzać –
gderał, ale jednocześnie z uśmiechem wskazał im stolik
najbardziej oddalony od drzwi knajpki. Kaśka mrugnęła do Nadii,
ale nie odważyła się ruszyć z miejsca. Tamta tylko zamachała do
niej przyjaźnie.
- To jest Pierre, a to Antoine! –
zawołała, wskazując towarzyszących jej mężczyzn – pracuj, a
my sobie popatrzymy.
Z nieco większym trudem przyszło
Kaśce skupić się na tym, czego chciał od niej Piotr, zwłaszcza,
że Antoine bacznie jej się przyglądał, a miała na sobie
niewiele. W końcu jednak przestała się tym przejmować.
Kiedy wreszcie Piotr oznajmił, że
to koniec zdjęć, Kaśka szybko wskoczyła w swoje prywatne ciuchy i
pozbyła się makijażu. Już chciała pobiec do Nadii i jej
znajomych, kiedy Brush złapała ją za łokieć – A Ty dokąd?
Przejrzyj się najpierw w lustrze! - fuknęła gniewnie.
- Co mam nie tak? - Kaśka przyjrzała
się swemu odbiciu – przecież się umyłam.
- Wiesz kogo przyprowadziła Nadia? -
spytała tamta.
- Wiem, swojego chłopaka Pierra i
jakiegoś kolegę – odparła - zdaje się, że nazywa się -
Antoine – wzruszyła ramionami.
- Antoine gra w Paris San Germain.
Jest piłkarzem! - Brush złożyła ręce jak do modlitwy.
- Jak Pierre – przewróciła
oczami – I co z tego?
- Och, dziewczyno! - Brush wyglądała
na zdruzgotaną – On się niedawno rozstał z narzeczoną!
- Brush, proszę Cię! - miała ochotę
spytać, czy nie jest przypadkiem stałą czytelniczką kroniki
towarzyskiej, ale nie miała pojęcia, jak to powiedzieć nawet po
angielsku, o francuskim nie wspominając. Uległa jednak i pozwoliła
na odrobinę podkładu i tusz do rzęs. Dla Artura zrobiłaby trzy
razy więcej, ale on nie mógł jej teraz zobaczyć.
- Szybko sobie poradziłaś! – Nadia
tryskała humorem.
- Nie miałam za wiele do zdejmowania
– roześmiała się Kaśka – Jestem Kasia, czyli Catrine –
wyciągnęła rękę do Pierre'a, a potem do Antoine'a.
- Podobało mi się, jak pracowałaś
– Antoine nadal bacznie jej się przyglądał.
- Może pójdziemy razem na
lunch? - Pierre jakoś automatycznie przejął przywództwo.
- Skoro mój strój Wam
nie przeszkadza, to chyba możemy iść - zawiesiła głos i
spojrzała na wystrojonego Antoine'a.
- Jest OK – błysnął zębami w
uśmiechu.
- Leć! - Piotr pojawił się nie
wiadomo skąd – na dziś koniec, a ja muszę to wywołać i
zobaczyć, co z tego wyszło – Tylko mi ją oddajcie około
drugiej, bo musimy się przygotować na jutro - pogroził im palcem –
Aha, nasz gospodarz pyta, czy mógłbym zrobić jemu i jego
córce kilka zdjęć z Waszym towarzystwie? - spojrzał na
Antoine'a – Zdaje się, że tej młodej damie najbardziej zależy
na Tobie.
- Jakoś mnie to nie dziwi –
zachichotała Nadia.
Okazało się, że Antoine pozował
do zdjęć jak zawodowy model. Zarówno właściciel jak i jego
córka byli zachwyceni. Kaśka też spojrzała na niego z
sympatią, zwłaszcza, gdy na jednej z kart napisał kilka słów
i wręczył je uszczęśliwionej Anette. Kiedy skończyli, pożegnali
się serdecznie. Pierre miał niedaleko zaparkowany samochód,
więc bez trudu przemieścili się do centrum. Objechali Łuk
triumfalny, potem przejechali przez Aleję Champs Elysees i skręcili
w jedną z bocznych ulic – Jest tu taka nieduża restauracja –
Nadia przyjrzała się luźnemu strojowi Kaśki – Przybiegałam tu
czasem po zdjęciach. Nie zwracają uwagi na strój.
- A teraz już tam nie chodzisz? -
spytała zaciekawiona.
- Już nie pracuję jako modelka –
odparła z uśmiechem Nadia – teraz modelki pracują dla mnie, a ja
dla modelek – dodała tajemniczo.
- Założyłaś własną agencję? -
spojrzała na Nadię z zupełnie innej perspektywy.
- Niezupełnie. To bardziej doradzanie
i organizowanie – wyjaśniła – Pracuję dla różnych
agencji, ale nie jestem na stałe związana z żadną z nich.
Pierre zaparkował przy chodniku w
pobliżu restauracji, więc przerwały rozmowę. Restauracja, a
właściwie restauracyjka była dokładnie taka, jaka w wyobrażeniu
Kaśki powinna być. Nieco ciemne wnętrze, meble z giętego drewna,
obrusy w kratkę i charakterystyczna dla francuskiej ulicy muzyka.
- Lubię to miejsce – Nadia
przytuliła się na chwilę do Pierre'a – Pamiętam, jak pierwszy
raz Cię tu przyprowadziłam – zachichotała.
- Wcześniej bywałem raczej w modnych
lokalach i klubach – Czy w jego głosie zabrzmiało zakłopotanie?
Kaśka spojrzała na niego z sympatią. Mówił to, jakby
próbował się tłumaczyć.
- Co masz przeciwko modnym lokalom? -
Antoine nie wyglądał na uszczęśliwionego wyborem miejsca.
- Nic – Pierre wzruszył ramionami –
Po prostu lubię też takie miejsca. Polubiłem je – poprawił się.
Musieli często tu bywać, bo kelner
powitał ich jak dobrych znajomych. Kaśka poprosiła, by Nadia
wybrała coś także dla niej.
- Nie mówisz po francusku –
bardziej stwierdził, niż zapytał Antoine.
- Niestety nie – odparła z
autentycznym żalem – ale to ładny język. Może się kiedyś
nauczę? Za to mówię po angielsku – pocieszyła się –
dzięki temu możemy rozmawiać, choć jesteśmy taką mieszanką –
Polska, Rosja, Francja... rzeczywiście zjechali się z rożnych
stron świata.
- Nie lubię angielskiego i nie znam
go dobrze – Antoine nie podzielał jej entuzjazmu – Zresztą po
co mi angielski, skoro wszędzie mogę mówić po francusku?
- No tak – zgodziła się – ale
jesteś piłkarzem, a piłkarze czasem dostają zagraniczne
kontrakty. Co wtedy zrobisz?
- Zatrudni tłumacza – Pierre
wydawał się ubawiony swoim pomysłem.
- Właśnie! Zatrudnię tłumacza –
roześmiał się Antoine. Sprawiał wrażenie beztroskiego chłopca,
który nie zamierza podchodzić do życia poważnie. Oczywiście
mogła się mylić, sadząc, ze jest nieodpowiedzialny, ale jakoś
nie miała ochoty sprawdzać. Nie znała wielu piłkarzy, ba, nie
znała do tej pory żadnego piłkarza, ale jakoś jej to nie
zmartwiło. W każdym razie Pierre zrobił na niej lepsze wrażenie.
Spędzili przyjemnie dwie godziny.
Pierre i Antoine opowiedzieli im mnóstwo zabawnych historii
związanych z piłką nożną i ich zagranicznymi wyjazdami. W końcu
Pierre poprosił o rachunek.
- Powinnam się dorzucić – Kaśka
miała po cichu nadzieję, że jej na to nie pozwolą. Nie pomyliła
się.
- Właściwie, to ja powinienem
zapłacić – Antoine odwrócił się do Kaśki – Chciałem
Cię poznać, a lunch to dobry sposób. Nadia opowiadała o
Tobie – wyjaśnił, widząc jej zdziwienie – Pojutrze mamy taką
wspólna imprezę i chciałbym Cię zaprosić. Co Ty na to?
- No, nie wiem... - spojrzała na
Nadię, szukając u niej wsparcia – Zaskoczyłeś mnie.
- To tylko kolacja, choć bardzo
elegancka – Nadia jakby na to czekała – Przecież nie będziesz
siedziała sama w hotelu.
- Właściwie to masz rację – Co za
idiotka ze mnie, zganiła się w myślach – Bardzo chętnie pójdę
– Nawet ona musiała przyznać, że było to jednak wyróżnienie.
Przypomniała sobie reakcję Brush.
- No, to załatwione! - Nadia
wyglądała na zadowoloną – zadzwonię do Ciebie wieczorem i
powiem Ci, co i jak.
Popołudnie spędziła z Piotrem,
przygotowując się do kolejnej sesji. Tym razem miały to być
zdjęcia na dwóch balkonach, z których roztaczał się
przepiękny widok na Wieżę Eiffela. Nie mogła się jednak skupić
na tym, co mówił do niej Piotr. Spędzona z Arturem sobota
wydawała jej się teraz tak odległa. Myśl, że obudzi się sama w
wielkim łóżku aż bolała. Tęsknota powoli zakradała się
do jej serca.
- Jedziemy do hotelu. Musisz się
wyspać – Piotr przyglądał jej się z niepokojem – Dobrze się
czujesz?
- Tak, tylko chyba trochę mnie to
wszystko przytłacza – westchnęła – Poza tym... tak bym chciała
tu zostać, ale jeszcze bardziej chciałbym, żeby Artur był przy
mnie – Nagle uświadomiła sobie, że nie chodzi o samą pracę,
ale o magię tego miejsca, o magię Paryża... magię, którą
nie jest się w stanie cieszyć w pełni.
- Zapytaj go – w oczach Piotra
pojawiło się dziwne ciepło – Z tego, co mówiłaś, to on
się pracy nie boi. Paryż daje mnóstwo możliwości.
Większość kelnerów, malarzy, sprzątaczy, to obcokrajowcy.
Ja bym się nie zastanawiał, gdyby Suzanne mnie chciała tu na
miejscu. Niestety, mogę liczyć tylko na zlecenia od czasu do
czasu, ale dobre i to.
- Zostawiłbyś swoje studio? - jakoś
nie przyszło jej do głowy takie rozwiązanie.
- To Paryż! Mekka artystów –
spojrzał jej prosto w oczy – zostawiłbym wszystko!
- A Kuba? - nie dawała za wygraną.
Ola mówiła jej, że przyjaciel Piotra pojechał za nim do
ogarniętej wojną Jugosławii.
- Kuba przyjechałby do mnie –
Dlaczego nie pomyślała, że to oczywiste - Pogadaj z nim!
Po powrocie do pokoju trzy razy
zrobiła podejście do telefonu, ale za każdym razem kończyło się
dezercją w ostatniej chwili. Niepewność jest lepsza niż
definitywna odmowa, wytłumaczyła sobie. Kiedy rozległ się sygnał,
aż podskoczyła.
- Nadia - poczuła ulgę, słysząc
jej głos.
- A kogo się spodziewałaś? -
zachichotała – Antoine nie zadzwoni. Nie ma Twojego numeru, poza
tym on nie dzwoni nigdy! To dziewczyny dzwonią do niego.
- Chciałam pogadać z moim chłopakiem
– przyznała się Kaśka.
- Chłopakiem? - w głosie Nadii
zabrzmiało zaskoczenie – No tak, a gdzie on jest?
- Został w Krakowie. To przyjaciel
Adama, chłopaka Oli – wyjaśniła – Chyba powinnam o tym
powiedzieć Antoineowi?
- A po co? - głos Nadii brzmiał
beztrosko – On Cię tylko zaprasza na kolację. Pytał o chłopaka?
Nie. Jak zapyta, to mu powiesz.
- Możesz mi wytłumaczyć, jak
właściwie pracujesz? – spytała – Trochę niezręcznie mi było
w restauracji – z jakiegoś powodu miała wrażenie, że Nadia
zorganizowała specjalnie spotkanie z Antoinem.
- Ja jestem tym człowiekiem, który
sprawia, że ktoś staje się bardziej znany niż inni. Znam wielu
ludzi: piłkarzy, dziennikarzy, redaktorów magazynów
modowych, szefów agencji, modnych fryzjerów i
stylistów, projektantów itd. Wszyscy są bardzo zajęci
i nie chce im się szukać nowych twarzy, a agencje są pełne
modelek i nie wiadomo, kogo wybrać. Wtedy wkraczam ja – zawiesiła
głos, jakby chciała się zaprezentować.
- Sama to wymyśliłaś? - Kaśka była
pod wrażeniem. Skąd u takiej młodej dziewczyny tyle energii?
- Nie do końca, ale udoskonaliłam
pomysły innych - Jak przyjechałam, to sama nie wiedziałam, co mam
robić – westchnęła – Miałam swoją agencję, dostawałam małe
zlecenia. Wystarczało mi na życie, ale czas upływał... -
zamyśliła się - Poznawałam ludzi, chodziłam na imprezy i...
zaczęłam je opisywać. Najpierw tak dla zabicia czasu, potem już
dla pieniędzy, bo artykuły odkupowali ode mnie dziennikarze.
Poznałam redaktorów, potem piłkarzy – w jej głosie
pojawiła się cieplejsza nuta – A jeden z nich zabrał mnie do
siebie i zabronił pisać dla innych. Kazał mi zacząć myśleć o
przyszłości, więc zaczęłam. Teraz organizuję spotkania,
poszukuję modelek, fotografów, miejsc do zdjeć. Wiem co się
dzieje i gdzie. Potrafię wkręcić na imprezę nieznaną nikomu
dziewczynę i czasem ona staje się twarzą jakiejś marki...
- Ale to coś zupełnie innego niż...
- Kaśka szukała słów - Nie żal Ci pracy modelki?
- Czasem jeszcze coś tam robię –
prychnęła – ale teraz najważniejszy jest Pierre. Za dwa lata
kończy karierę i chce iść na studia trenerskie od tego roku, więc
muszę być na miejscu. Nie mogę się włóczyć po świecie.
Nie, nie żal mi – stwierdziła z przekonaniem – poza tym, on
chce mieć dzieci. Myślę, że jak zajdę w ciążę, to się
pobierzemy.
- No tak – sama nie wiedziała, co o
tym myśleć – Teraz rozumiem. Wtedy już nie będziesz mogła
pracować jako modelka...
- Dlaczego nie? Czasem potrzebna jest
dziewczyna w ciąży. Poza tym, niektóre dziewczyny pracują
dalej po urodzeniu dzieci. Trochę zależy od tego, komu je urodziły
– przyznała jednak – Zostawmy te rozważania! - otrząsnęła
się – Musisz mieć sukienkę i szpilki.
- Zabrałam jedną, ale z butami
będzie mały problem - Dlaczego nie wpakowała do walizki choć
jednej pary butów na obcasie? Nie sądziła, że będą
potrzebne - Balerinki odpadają? - było to raczej pytanie
retoryczne.
- Jak mówię „sukienka”, to
mam na myśli coś z najnowszych kolekcji. Może YSL? - Nadia myślała
głośno.
- Nie kupię sukienki i butów
za całą pensję! Wiesz, ile to pieniędzy w Polsce? - Czy ona była
niespełna rozumu?
- Oczywiście, że nie kupisz – z
drugiej strony słuchawki rozległ się perlisty śmiech – Jutro po
zdjęciach pójdziemy pogadać z Suzanne. Na pewno ma coś
odpowiedniego w garderobie. Nie martw się, sporo modelek tak robi.
Suzanne też.
---
Piątkowe zdjęcia, popołudnie z
Nadią i Piotrem w muzeum D'Orsay, pełnym obrazów Moneta i
mebli w stylu Art Deco... Wszystko to wydawało się Kaśce czymś
nierealnie pięknym. Sobotnie przedpołudnie przeznaczyła na spacer
wzdłuż Sekwany. Potrzebowała spokoju, a najlepiej jeszcze ciepłych
silnych ramion, dających poczucie bezpieczeństwa. Co za ironia
losu, pomyślała, wpatrując się w nurt rzeki. Związek z Arturem
wydawał jej się początkowo czymś szalonym, jak jazda na
rollercoasterze, a okazał się azylem i oazą szczęścia. A co
będzie, jeśli Suzanne zaproponuje jej pracę, a on powie „nie”?
Po powrocie do hotelu długo
wpatrywała się w telefon. W końcu podniosła słuchawkę i wybrała
numer. Musiała z kimś porozmawiać!
- Kasia? Boże, już się zaczynałam
martwić – słowa mamy zadziałały jak balsam. Nagle przestało
mieć znaczenie kłamstwo na temat jej ojca i wymuszona obietnica,
którą złamała, odwiedzając cmentarz. Nadal mama była
jedyna osobą, której mogła zwierzyć się ze swoich
rozterek.
- Nadia twierdzi, że jest niewielka
szansa na to, żebym mogła tu zostać i to nawet legalnie –
zakończyła, czekając na reakcję mamy.
- Jeśli naprawdę tak Ci zależy na
tym chłopaku... – Marianna zawiesiła głos – Wydaje mi się, że
nie ma znaczenia, gdzie spędzisz najbliższy rok. Jak dla mnie, to
urlop dziekański jest do przyjęcia. Zostały Ci dwa semestry, więc
i tak w końcu dostaniesz dyplom, a takiej okazji za rok już nie
będzie. Nie będę też udawać, że nie wiem o tym, że praktycznie
razem mieszkacie – dodała.
- Mamo! - poczuła, że się rumieni.
-
Co mamo? Nie nazywam się Dulska i doskonale o tym wiesz! - umilkła,
jakby szukała odpowiednich słów – Powiedz
mu, to, co mnie – w głosie mamy dominowało ciepło i spokój.
Z drżeniem serca wybierała numer i
o mało nie zemdlała, gdy usłyszała głos... Młodego – Artur
polazł do kumpli, ale powinien być za jakieś dwie godziny –
stwierdził.
- To powiedz mu, że idę na imprezę
z Nadią i jej chłopakiem. No, i że zadzwonię jutro rano -
rozłączyła się. Byłoby lepiej, gdyby powiedziała mu osobiście.
Z drugiej strony, zawsze twierdził, że może robić, co chce.
Westchnęła ciężko i poczłapała do łazienki. Jeśli chciała
być gotowa przed ósmą, to powinna narzucić tempo. Ze słów
Nadii wynikało, że Antoine nie lubi czekać.
- Jesteś ode mnie wyższa - zauważył,
kiedy stanęli przed lustrem w holu – Nie masz innych butów?
- Nie wyższa, tylko tego samego
wzrostu – poprawiła go – Nie mam innych butów, które
pasowałyby do tej sukienki. Zresztą Napoleon był niższy od
Józefiny, a nie był z tego powodu nieszczęśliwy –
wzruszyła ramionami. Chyba nie miał kompleksów?
- Żartujesz? - spojrzał na nią,
jakby przed chwilą zobaczył ją po raz pierwszy w życiu – Nie
był niższy!
- Tak, był – upierała się – Od
pani Walewskiej też, ale to nie przeszkodziło mu mieć z nią syna
– przewróciła oczami.
- Waleska? Może jeszcze była z
Polski? - spytał lekko drwiącym tonem.
- Owszem, była – Kaśkę zaczynała
męczyć jego ignorancja. Czego ich uczą w tych szkołach?
- A widzisz! – ucieszył się,
wskazując na podjeżdżającą taksówkę – Polskie
dziewczyny zawsze leciały na Francuzów.
- To nie ona na niego leciała, tylko
on na nią – Ty głąbie, dodała w myślach – Ona spokojnie
mieszkała z mężem w Polsce, ale on przyjechał i się zakochał.
- Pojechał do Polski? Przecież to
strasznie daleko! - wykrzyknął.
Kierowca pomógł Kaśce
wsiąść, podczas gdy jej towarzysz sadowił się z drugiej strony.
Spojrzała na Antoine'a z politowaniem. Z geografii też był cienki.
Jeśli dla niego przemierzenie kawałka Francji i Niemiec, to było
strasznie daleko, to co dopiero kampania rosyjska?! - Nieważne –
machnęła ręką. Nie próbowała już podtrzymywać rozmowy,
a on najwyraźniej był zadowolony z samego faktu, że była.
Zmierzali do przystani płaskodennych
barek pokrytych szkłem. Kierowca zgrabnie podjechał do miejsca
pilnowanego przez dwóch potężnie zbudowanych ochroniarzy.
Wokół zgromadził się spory tłumek gapiów,
zdominowany przez wystrojone w krótkie sukienki dziewczyny –
Poznaj moje fanki – Antoine był wyraźnie zadowolony z obecności
publiki. Kaśka zdecydowanie mniej, ale postanowiła tego nie
okazywać. Skoro potrafiła poderwać Artura, to potrafiła wszystko!
Wysiadła i stanęła spokojnie obok jednego z ochroniarzy. Gdy tylko
ukazał się Antoine, wybuchła wrzawa. Na szczęście podpisał
tylko kilka podstawionych mu zdjęć i mogli przejść do ogrodzonej
płotem części, gdzie stała już spora grupka gości. W
międzyczasie nadjechały dwie kolejne taksówki. Z jednej z
nich wysiadła Nadia i Pierre. Towarzyszyło im zainteresowanie, ale
nie aż takie jak Antoine'owi.
- Dobrze wyglądasz – pochwaliła ją
Nadia – ta jasnoróżowa wstążka dodaje szyku.
Rzeczywiście
czarna jedwabna sukieneczka przewiązana wstążką w kolorze
pudrowego różu i pantofle w takim samym kolorze robiły
wrażenie. Lekko opalone nogi bez rajstop lśniły w sztucznym
świetle. Nadia poznała ją z kilkoma zawodnikami i ich dziewczynami
lub żonami. Przeszli razem do pływającej restauracji. Przez
cześciowo uchylone tafle szkła mogli podziwiać Paryż nocą
widziany z rzeki. Stoliki zstawiono tak wykwintnymi potrawami i
kwiatami, że przypominały bardziej dzieła sztuki niż kolację.
Towarzysz Kaśki był w swoim żywiole. Krążył wśród
kolegów, co jakiś czas wracając do Kaśki lub prowadząc ją
ze sobą. Rozmawiali zwykle przez chwilę po angielsku, po czym
pzrechodzili na francuski, więc tylko stała i przysłuchiwała się
brzmieniu słów.
- Skąd masz taką sukienkę? -
zapytał ją w pewnej chwili Antoine i prześliznął się wzrokiem
po jej ciele – Podobno to z najnowszej kolekcji. Przecież jej nie
kupiłaś.
Ale burak, pomyślała – Jak
powiedziałam, że idę z TOBĄ na kolację, to w Galerii Lafayette
ustawili się w kolejce, żebym coś wzięła – musiała poczekać
chwilę, żeby jej słowa dobrze do niego dotarły – Przecież
wszyscy będą nas fotografować – wyjaśniła.
Szeroki uśmiech pojawił się na
jego starannie wygolonej twarzy – Dobrze wyglądasz – stwierdził
zadowolony – chłopakom też się podobasz – dodał.
No jasne, podoba im się mój
tyłek, bo niby jak mieliby ocenić mój intelekt, skoro gadają
stale po francusku? Westchnęła ciężko. Po deserze na stołach
pojawiły się owoce, a na scenie zespół z ciemnoskórą
dziewczyną. Grali najnowsze przeboje, a ona śpiewała lepiej niż
Madonna, czy Cher. Nadia nachyliła się do Pierra, który po
chwili poprosił ją do tańca. Kaśka spojrzała na Antoine'a
wyczekująco. On jednak nie miał zamiaru tańczyć. Odwrócił
krzesło bokiem do stołu i gadał w najlepsze z kolegami. Siedziała,
obserwując dziewczyny piłkarzy. W większości były bardzo ładne
i zgrabne, świetnie ubrane w rzeczy, które można podziwiać
w magazynach mody. Przypomniała sobie cenę swojej sukienki.
Ciekawe, co Artur by jej powiedział, gdyby mógł ją teraz
zobaczyć. Wyglądała naprawdę ładnie. Piosenka się skończyła i
Nadia z Pierrem wrócili do stołu.
- Musisz powiedzieć dziewczynom, jak
to załatwiłaś z tą sukienką – Antoine powrócił na
swoje miejsce.
- Daj spokój! - prychnęła –
To był żart.
- Co? - zamrugał gwałtownie – Nie
dostałaś jej z mojego powodu?
Kaśka posłała Nadii spojrzenie
pełne desperacji. Nieoczekiwanie z pomocą przyszedł jej Pierre –
Zatańczysz? - spytał, wyciągając do niej dłoń. Taniec był
wolny, więc wyjaśniła mu, w czym rzecz. Z trudem powstrzymywał
śmiech. Kiedy wrócili do stolika, Nadia jakoś ugłaskała
już nieco urażonego Antoine'a.
Kaśka musiała przyznać, że
kolacja była naprawdę wykwintna, ale gdyby nie Nadia i Pierre,
czułaby się nieswojo i samotnie. Założyła nogę na nogę i
przyglądała sie połyskującemu serduszku kołyszącemu sie na jej
kostce.
- Ładne – Antoine przesunął
palcem po jej kolanie – To prezent?
- Tak. Od mojego chłopaka –
odparła. Było jej wszystko jedno, jak zareaguje. Nie, nie było.
Chciała, żeby wiedział – Został w Polsce – dodała. Ku jej
zdziwieniu, nie stało się nic. Tak, jakby wiedział, albo, jakby go
to nie obchodziło. Poczuła się urażona – Może zatańczymy? -
miała dość siedzenia i przysłuchiwania się niezrozumiałym
rozmowom, miała dość głupkowatego uśmiechania się... miała
dość! Czego oczekiwała? Każda z dziewczyn stojących przed płotem
przystani oddałby wszystko za bycie na jej miejscu. To moja wina,
pomyślała ze złością, nie znam języka, nie wiem o czym
rozmawiają. Niepotrzebnie się zgodziłam. Z drugiej strony, Nadia
zorganizowała jej wieczór w naprawdę
niesamowitym miejscu, więc towarzystwo nadętego dupka nie było aż
takim poświęceniem.
- Ty zatańcz dla mnie – usłyszała.
- Co? - miała pląsać przed nim? -
Przykro mi, ale nie jestem tancerką – starała się, żeby nie
zabrzmiało to sarkastycznie.
- Dla swojego chłopaka też nie
tańczysz? - o dziwo, w jego głosie nie było niechęci, czy
złośliwości.
- Nie, sama nie – zastanowiła się,
nad jego pytaniem. Czy on by tego chciał? - Tańczę z nim –
powiedziała powoli.
- Ja nie lubię tańczyć –
usłyszała w odpowiedzi. Nie miała ochoty tłumaczyć, że raz
mógłby zrobić wyjątek.
---
Taksówka zatrzymała się
przed hotelem i kierowca spojrzał wyczekująco w lusterko. -
Dziękuję, to był miły wieczór – Kaśka musnęła
policzek
Antoine'a. Przytrzymał jej rękę, nie pozwalając
wysiąść.
- Nie zaprosisz mnie? - zajrzał jej w
oczy z czarującym uśmiechem.
- Nie – pokręciła głową z równie
czarującym uśmiechem – Nie zaproszę.
- Nie mówisz poważnie –
dobry humor go nie opuszczał – Przecież dobrze się bawiłaś.
- To prawda – przyznała – Ale
teraz idę spać. Dobranoc. W odpowiedzi powiedział coś po
francusku - Nie rozumiem, mów po angielsku – upomniała go.
- Spławiasz mnie? - w jego głosie
brzmiało niedowierzanie – To z powodu chłopaka?
- Co? - otworzyła drzwi taksówki
i nie zważając na taksówkarza i portiera wybuchnęła
śmiechem – Zaprosiłeś mnie na kolację i myślisz, że
zostaniesz na śniadanie? - Nie miała zamiaru się tłumaczyć.
Wysiadła i śmiejąc się w głos
podeszła do przeszklonych drzwi, które portier natychmiast
przed nią otworzył. Śmiała się jeszcze, kiedy podchodziła do
recepcji. Jest tylko jeden facet na świecie, z którym się
przespałam na pierwszej randce, pomyślała, idąc do windy, i niech
tak zostanie.
---
- Siadaj – Suzanne wskazała jej
fotel – Mam propozycję. Co prawda agencja nie szuka chwilowo
modelek, ale być może dla Ciebie zrobimy wyjątek. Mamy dużo
dziewczyn w podobnym typie – rzuciła jej wymowne spojrzenie -
Teraz zaczynamy powoli inwestować w dziwne modelki, nie klasycznie
ładne, ale Ty masz dobre ciało i jesteś bystra – o dziwo, w jej
głosie nie było niechęci - To posunięcie z poderwaniem jednego z
większych playboyów wśród piłkarzy było dobre –
rzuciła na stół gazetę.
- Mogę? - Kaśka odwróciła
żurnal o 180 stopni – O Boże! - Jęknęła, widząc na okładce
swoje zdjęcie przed hotelem. Kto je mógł zrobić? Jak to
możliwe, że nie zauważyła? Z drugiej strony, czy to miało
znaczenie?
- To szmatławiec, ale poczytny –
Suzanne założyła nogę na nogę i odchyliła się do tyłu razem z
fotelem – Pewnie nie zrobisz kariery jako modelka, ale weźmiemy
Cię do zdjęć bielizny i jako dublerkę.
- Dublerkę? - spytała z
roztargnieniem, otwierając gazetę na trzeciej stronie, gdzie
zapowiadano dalszy ciąg reportażu. Oczywiście nic nie rozumiała,
ale widać było, że się śmieje.
- Niektóre gwiazdy firmują np.
perfumy czy bieliznę, a mają słabą figurę, albo brzydkie dłonie.
Wtedy używamy dublerów części ciała – wyjaśniła –
Zawróciłaś mu w głowie i dobrze. Będzie się o Was pisało
jeszcze z tydzień. Pewnie dostaniesz bukiet kwiatów na
przeprosiny za ten wyskok – stuknęła palcem w zdjęcie, na którym
jej adorator siedział rozparty przed skąpo odzianą tancerką –
dobrze by było dać anonimowy cynk do którejś redakcji.
Nadia Ci podpowie, jak to załatwić.
- Żartujesz – wydęła usta. Miała
się znów spotkać z tym dupkiem?
- Nie – Suzanne uśmiechnęła się
cierpko – Witaj w naszym świecie. Związek z piłkarzem to świetna
trampolina dla kariery. Może umiesz śpiewać albo projektować?
- Dzięki, ale muszę to przemyśleć
– Kaśka wstała powoli. Miała wrażenie, że świat wokół
niej zwariował.
- Byle nie za długo – usłyszała
za plecami – w Paryżu dwa tygodnie to wieczność.
---
- Nadia, możesz wyrażać się
jaśniej? - usłyszała dokładnie to samo, co od Suzanne – Czyli
Ty to ustawiłaś. Mam go podrywać po to, żeby się wylansować na
tutejszych „salonach”? Ale ja mam chłopaka, którego
kocham.
- To się zdecyduj! - Nadia traciła
powoli cierpliwość – Albo kariera, albo dom z ogródkiem i
dzieciaki. Żyjesz tu i teraz.
- A Ty też jesteś z Pierrem z
takiego powodu? - zbyt późno ugryzła się w język.
- Nie – Nadia potrząsnęła głową
– Pierre jest inny, a poza tym niedługo kończy karierę. Mówiłam
Ci. Antoine to niebieski ptak uwielbiany przez dziennikarzy, miedzy
innymi za to, że dostarcza im materiału do pisania. W tej chwili to
idealny facet dla Ciebie.
- O Boże, Nadia – Kaśka opadła
ciężko na kanapę – Ale on proponował mi seks, chociaż
wiedział, że mam chłopaka! Wyplącz mnie z tego. Nie chcę tego
Twojego Antoine'a i takiej kariery. To nie dla mnie – krzyknęła –
Może gdybym nie znała Artura, gdybym go nie kochała... ale nie
wyobrażam sobie, że miałabym... z tym.... Wiesz, jak to jest, jak
człowiek wie, że spotkał swoją druga połowę?
Nadia słuchała Kaśki w zamyśleniu.
W końcu spojrzała jej w oczy – Jesteś drugą osobą, która
tak mówi o mężczyźnie – powiedziała powoli – Kiedyś
Ola opowiadała mi tak o Adamie. Jeśli ten Twój Artur jest
dla Ciebie taki ważny, to musi być naprawdę wyjątkowy.
- Wierz mi lub nie, ale dla niego
byłabym chyba gotowa skoczyć w ogień – poczuła drapanie w
gardle.
- Mimo wszystko, nie zatrzaskuj tych
drzwi – Nadia wsunęła dłonie we włosy i poruszała nimi robiąc
sobie na głowie nieład,
jakby chciała zmobilizować się do myślenia – Jeśli przyjdzie z
kwiatami, to je przyjmij. Umów się na jakieś jedzenie i damy
cynk do gazety, żeby znów o Tobie napisali. Twój
chłopak się nie dowie, bo skąd miałby się dowiedzieć? Suzanne
wie, że masz egzaminy i wracasz do Polski, ale przecież wrócisz.
W najgorszym razie przyjedziesz tu we wrześniu na zdjęcia. Chcesz
tu zostać, więc potrzebujesz pracy.
- Wcześniej muszę porozmawiać z
Arturem - nie podobał jej się ten plan, ale lepszego nie miała –
Chcę, żeby przyjechał tu ze mną, inaczej tu nie zostanę. Na
razie się zastanawia, ale nie powiedział nie, więc muszę poczekać
– Kiedy rozmawiali w niedzielę, odniosła wrażenie, że Artur w
pierwszej chwili zapalił się do jej pomysłu. Jednak nie zgodził
sie od razu, ale zgodnie ze swoim zwyczajem stwierdził, że każde z
nich musi to jeszcze przemyśleć.
- O pracę dla niego postaramy się
później, ale nie licz na cuda. Może będzie musiał iść na
budowę – Nadia spoważniała – Nie będzie mu łatwo. Zwłaszcza,
gdy zobaczy jak Ty pracujesz. Mężczyźni lubią mieć przewagę w
dwóch sprawach: seks i pieniądze.
---
Artur szedł zamyślony, mijając
kolejnych przechodniów. Dopiero po dłuższej chwili zdał
sobie sprawę, że zaczyna kropić deszcz. Pierwsze dni czerwca
zaciągnęły niebo chmurami i przyniosły ze sobą gwałtowną
letnią burzę. Spędził ten czas na tarasie, obserwując błyskawice
i wdychając odurzający zapach bzu. Jego porażka finansowa stała
się faktem z chwilą, gdy bank oficjalnie przyznał, że prowadzona
jest kontrola jego finansów i akcje gwałtownie spadły. To
nawet nie była porażka. To była katastrofa! Wszelka nadzieja
przepadła i nadszedł czas na jego plan B. Kiedy w
niedzielę rozmawiał z Kaśką, była taka radosna,
taka pełna energii, że nie miał sumienia wyjawiać jej prawdy.
Zresztą, co by to zmieniło? Ona była tam, a on tu. Trzy dni i będą
razem. Razem? Zatrzymał się i spojrzał w górę. Deszcz
przybrał na sile, ale gdzieniegdzie zaczynało się ukazywać
błękitne niebo. Nagle przez jedną z poszarpanych wiatrem chmur
przeniknął pojedynczy promień słońca, po chwili dołączył do
niego kolejny. Artur poczuł na twarzy ciepły podmuch wiatru,
przymknął oczy. Krople deszczu łączyły się w strużki i
spływały mu po skórze w dół, na szyję, wsiąkając
w ubranie. Były równie delikatne jak muśnięcia koralowych
ust, jak dotknięcia aksamitnej skóry...
-Ooo! - gdzieś z drugiej strony
uliczki dobiegł go zachwycony dziecięcy okrzyk. Malec trzymał za
rękę ojca i wskazywał coś na niebie. Odwrócił się.
Podwójny łuk tęczy widoczny
był tak dobrze, że miało się wrażenie jej bliskości. Jakby
minięcie domów wznoszących się wzdłuż drogi, pozwoliło
dotrzeć do jednego z jej końców. Znał to zjawisko
doskonale, potrafił wytłumaczyć ze szczegółami, jak
powstawało, ba, rozszczepiali światło pryzmatami podczas zajęć
na studiach, a jednak teraz chciał wierzyć, że jest to magiczny
łuk za którym istnieje szczęśliwy świat, świat dla nich
dwojga. Gdyby Kaśka stała teraz obok niego, cieszyłaby się jak
dziecko! Znów przymknął powieki. Wyobraźnia pozwoliła mu
ujrzeć jej rozszerzone zachwytem oczy. Potrafił w myślach
odtworzyć za szczegółami rysunek jej tęczówek,
przypominających bursztynowe witraże. Jestem masochistą,
przemknęło mu przez myśl, kiedy poczuł żelazną obręcz
zaciskającą mu się wokół piersi. Głośno wciągnął do
płuc powietrze, ale ucisk nie ustępował.
- Znika! - w głosie malca słychać
było zawód i żal.
- Znowu się kiedyś pojawi – ojciec
uśmiechał się do syna ciepło – trzeba tylko wypatrywać, jak
będzie padał deszcz i świeciło słońce.
- Ale to się tak rzadko zdarza –
narzekał mały.
- To prawda, ale dziś nam się udało.
Może znów nam się uda?
Artur powoli odwrócił głowę
od blaknącej tęczy i ruszył w kierunku domu.
- No jesteś wreszcie! - Młody
wyszczerzył do niego zęby – Twoja super-woman dzwoniła.
Powiedziała, że zadzwoni jeszcze raz, za... - zerknął na zegarek
– No, właściwie, to lada moment. Co jest, nie cieszysz się?
- Cieszę, a co, mam skakać na jednej
nodze? - z trudem opanował dziwne drżenie w żołądku. Co mi jest,
zastanowił się – Dzięki! - rzucił ugodowo do brata. Krążył
po domu bez celu, czekając na telefon. Co miał powiedzieć? Teraz,
czy potem? Dzwonek telefonu zawibrował mu w uszach
- Kaśka? - ucisk w gardle jakby
zelżał.
- Och, nareszcie! - głos Kaśki
brzmiał radośnie – Mam Ci tyle do powiedzenia, ale nie wiem, od
czego zacząć? Boże, zacznę od Suzanne, bo nie wytrzymam dłużej
tej niepewności. Ona zaproponowała mi pracę, ale jeszcze się nie
zgodziłam... Mogłabym nawet za dwa tygodnie... Artur, pomyśl,
Paryż latem, Montematre i Champs
Elysees, tak bym chciała przyjąć tę pracę... Powiedz mi szybko,
co postanowiłeś, proszę! - umilkła i tylko słychać było jej
przyspieszony oddech.
Artur prawie widział jej pałające
oczy, rumieńce podniecenia, skrzydełka nosa drgające przy każdym
oddechu... - Podpisz umowę – powiedział powoli.
- Och, naprawdę? - głos jej się
załamał – Kocham Cię! Nie będziesz żałował!
- Zobaczymy – odparł ostrożnie. W
szybie biblioteczki zobaczył swoje odbicie. Spojrzał w swoje własne
oczy...
- Artur, nawet nie wiesz, jak
strasznie się cieszę! - urwała nagle – Ale Ty jedziesz ze mną?
- upewniła się.
- Muszę Ci coś powiedzieć –
zaczął, wciąż wpatrując się w szybę – Te operacje finansowe
nie poszły mi tak, jak chciałem... będę potrzebował pieniędzy...
- czuł, że robi mu się gorąco, a jednocześnie jego ciało
pokryło się lodowatym potem. Blada twarz wpatrywała się w niego
szarymi oczami.
- Nie martw się, kochanie –
perlisty śmiech zabrzmiał mu w uszach i spłynął ciepłem do
serca – Zarobiłam tyle, że starczy nam na bilety i na początek...
Kocham Cię! - pociągnęła nosem – Widzisz, co się stało?
Cholera, gdzie ja mam jakąś chusteczkę? - po chwili usłyszał, że
wydmuchuje nos – No to następna sprawa, zamieniłam bilet.
Przylecę o szóstej ale do Krakowa! Cieszysz się?
Przyjedziesz po mnie na lotnisko? Pojedziemy do mnie, co? Już tak
strasznie za Tobą tęsknię! Mmmm... - zamruczała cicho do
słuchawki – Wyśpij się lepiej, bo mam na Ciebie taką ochotę...
- Kocie... - poczuł dziwne pieczenie
pod powiekami. Zamrugał szybko – Dobrze, przyjadę... - powiedział
ugodowo. Niech będzie, jak chce – i pojedziemy do Ciebie – dodał
cicho.
Przeczytalam wszystkie twoje opowiadania masz wielki talent pisz dalej i troszke szybciej bo bardzo dlugo kazesz nam czekac. Pozdrawiam Marta ♡
OdpowiedzUsuń