Zebrawszy podpisane przez
uczestników spotkania dokumenty, profesor Kos podszedł do rzutnika. Po chwili
na ekranie ukazał się obraz otoczonego palmami szpitalnego budynku. Uwagę Ady
przykuły angielskie i arabskie napisy nad wejściem.
-
To Egipt – wyjaśnił Kos. - Kilka miesięcy temu, do jednego ze szpitali został
przyjęty turysta z objawami ciężkiej infekcji płuc. To jeden z dwóch szpitali w
mieście, prowadzony przez europejską, głównie niemiecką obsadę. Mimo leczenia,
stan pacjenta się nie poprawiał, a nawet uległ pogorszeniu.
Zgromadzonym ukazał się kolejny
slajd z listą zastosowanych antybiotyków. Przy każdym z nich widniał czerwony
minus. Tylko ostatni, o długiej i dziwnie brzmiącej nazwie, oprócz minusa miał
dostawiony mały jasnozielony plusik.
-
Oporność na wszystko? – Ada i Zaława zadali pytanie niemal równocześnie.
-
Niestety tak. – Profesor rozłożył ręce. – Z posiewów udało się pozyskać szczep
bakterii przypominających dwoinkę zapalenia płuc, ale jak widzieliście,
zachowującą się nietypowo. Odizolowali pacjenta i właściwie czekali aż umrze, bo
o transporcie nie mogło być mowy, ale wtedy jeden z egipskich pielęgniarzy
zaoferował pomoc. Nie mieli nic do stracenia, więc podali choremu lek, który
dostarczył…
-
Chce nam pan powiedzieć, że zadziałał? – przerwał profesorowi Zaława.
-
Owszem.
-
Co to było? Jakiś glikopeptyd? – Ada uznała za stosowne włączyć się do
dyskusji, zadając choćby tak banalne pytanie. Dla profesora i pozostałej dwójki
naukowców, wrażliwość tej akurat bakterii na antybiotyki glikopeptydowe musiała
być oczywista. Resztą uczestników zupełnie się nie przejmowała, nie traktując
ich jako partnerów do rozmowy.
-
I tu pojawia się problem. – Profesor zwrócił się wprost do Ady. – Nie mamy
pojęcia, co to było.
-
Jak to? – tym razem do chórku dołączyła Magda i ku zaskoczeniu naukowców także
Max.
-
Pielęgniarz, o którym mówiłem jest poprzez żonę związany z plemieniem osiadłym
na pustyni, kilkadziesiąt kilometrów od miasta. Oni dostarczyli lek, ale
podawali go sami i nie pozwolili zbadać.
-
Nie zrobiono wcześniej antybiogramu?! – Ada poderwała się z krzesła.
-
Nie było czasu, a kiedy po dwunastu godzinach nastąpiła poprawa, nikt nie
odważył się ryzykować zaprzestania terapii…
-
Zaprzestania terapii? Nie rozumiem…
-
Taki widać postawili warunek. – Bardziej stwierdził, niż zapytał Max. – To dość
typowe. Ludzie pustyni zazdrośnie strzegą swoich tajemnic.
-
Ale tu chodziło o życie człowieka! – Ada pokręciła z niedowierzaniem głową.
Spojrzała na Załawę, jakby szukała u niego wsparcia.
-
O życie niewiernego. – Max nie ustępował. – I tak wykazali dobrą wolę.
-
To niewyobrażalne! – W głosie profesora Załawy dało się słyszeć oburzenie. – A
co na to władze szpitala? Lekarz prowadzący?
-
Nie mieli wielkiego wyboru. Poza tym, nie znacie tamtejszych zwyczajów,
układów… - Profesor spojrzał wymownie na Maxa, który tymczasem zsunął się nieco
na krześle i kołysał nim w przód i w tył.
Ada posłała mu uważne spojrzenie.
Nonszalancja tego człowieka zaczynała naprawdę działać jej na nerwy. Odwróciła
głowę w stronę Załawy. On także obserwował Maxa.
-
Pacjent przeżył? – spytała po chwili.
-
Tak – odparł profesor.
-
Dlaczego nic o tym nie wiedzieliśmy? To sensacja, a tymczasem… - Ada poczuła na
przedramieniu dłoń Załawy i urwała w pół zdania. Zrozumiała bez słów, że
powinna powściągnąć język.
-
Całe zdarzenie udało się na razie utrzymać w tajemnicy dzięki hojnej darowiźnie
dla dyrekcji szpitala, ale przede wszystkim, dzięki błyskawicznej reakcji
jednego z lekarzy. – Pospieszył z wyjaśnieniem Kos. - Przebywał wcześniej na
stażu w moim instytucie i nawiązała się między nami nic sympatii.
- Jakie w związku z tym przewidział pan dla
nas zadanie? – Zaława utkwił w mówcy badawcze spojrzenie.
-
Trzeba dotrzeć do ludzi, którzy mają lek i ustalić jego skład.
-
Powiedział pan, że nie zgodzili się go podać – wpadła mu w słowo, milcząca
dotąd Magda.
-
Moja droga, przecież mnie znasz. – Profesor uśmiechnął się dobrotliwie, ale
jego oczy zalśniły dziwnym blaskiem. – Pracuję nad tym od dwóch miesięcy. Nie
dadzą wywieźć leku, ale pozwolą zbadać.
-
Jeśli poznamy skład, to przecież tak, jakby nam go dali. – Ada zmarszczyła
brwi.
-
Oni tego nie rozumieją. – Usłyszała głos Maxa. Spojrzała w tamtą stronę i
napotkała uważne spojrzenie szarych oczu. Nie wyrażały żadnych emocji, ani
pozytywnych, ani negatywnych. Stwierdził fakt, ale nie opowiadał się po żadnej
stronie.
-
A co z tą bakterią? – Zainteresował się nagle Zaława. – Mamy ją?
-
Niezupełnie… - Kos potarł otłuszczony podbródek. – W obawie przed epidemią
dyrektor szpitala nakazał zniszczyć wszystko, co miało z nią styczność. Szalki
z posiewami również…
Siedząca naprzeciw Kosa trójka
naukowców jęknęła zawiedziona.
-
Spokojnie. – Profesor uniósł w górę dłonie, jakby chciał ich uciszyć. – Turysta
był wcześniej w innym państwie, gdzie najprawdopodobniej się zaraził. W każdym
razie wyizolowano tam od innych chorych podobne bakterie…
-
Te same objawy? Czym ich leczono? – Ada znów zbyt późno ugryzła się w język. Na
szczęście pozostałym udzieliła się jej ekscytacja.
-
Podobne objawy i podobne leczenie. – Kos uśmiechnął się smutno. – Ale żaden z
chorych nie przeżył.
-
Nadal uważa pan, że nie mamy prawa domagać się tego leku? – Zaława wychylił się
do przodu i spojrzał na Maxa, wyraźnie go prowokując. Ten jednak nie podjął
dyskusji, a tylko wzruszył ramionami.
-
Czy ktoś jeszcze zachorował? Mam na myśli, czy ten turysta kogoś zaraził? –
Magda, wyraźnie podekscytowana, przerwała kłopotliwą ciszę, która zapanowała po
słowach Załawy.
-
Z tego, co wiemy, nie. To również przyczyniło się do utrzymania wszystkiego w
tajemnicy. – Kos wyraźnie się odprężył, widząc, że między Maxem i Załawą chwilowo
zapanował rozejm. – A teraz jeszcze jedna sprawa – ciągnął. – Bardzo mi zależy
na przyspieszeniu terminu wyjazdu. Spróbujmy… za dwa tygodnie? – Zaplótł ręce
na brzuchu i czekał na reakcje zgromadzonych. Tak, jak przypuszczał, żadne z
jego gości nie zaprotestowało. Magda pokiwała głową ze zrozumieniem, Ada i
Zaława sięgnęli po telefony, by sprawdzić kalendarze, a Max odchylił się w tył
i przymknął oczy, jakby w skupieniu analizował w pamięci rozkład swoich zleceń.
***
Wychodząc ze spotkania Ada miała dziwne
wrażenie, że dała się wciągnąć w spiralę zdarzeń, których do końca nie
pojmowała. Kos nie powiedział im wszystkiego, ba, nawet tego nie ukrywał. Poza
tym, że wszystko rozegrało się w Egipcie, nie wymienił miasta, gdzie stał
szpital, ani nazwy kraju, z którego turysta przywlókł infekcję. Irytowało ją
to, ale z drugiej strony, zdawała sobie sprawę, że sama postąpiłaby dokładnie
tak samo. Już od dawna wiedziała, że w świecie nauki, zachowanie tajemnicy odgrywało
kluczową rolę. Konkurencja nie spała nigdy, a przy współczesnych środkach
komunikacji podkradanie pomysłów właściwie spowszedniało. Kiedyś takie
zdarzenia budziły powszechne oburzenie i nierzadko stawały się przyczyną
ostracyzmu wobec „złodzieja”. Tymczasem obecnie Amerykanie podkradali naukowców
z całego świata, a Chińczycy fałszowali nagminnie badania. Nikt na to nie
reagował. No, chyba, że ktoś odważył się wystąpić przeciwko któremuś z
koncernów…
-
Przepraszam. – Niski ciepło brzmiący męski głos i delikatne dotknięcie ramienia
przerwało Adzie rozmyślania. – Może da się pani zaprosić na kawę? – Nie
zauważyła, że Zaława poszedł za nią do lobby. – Chętnie zaproponowałbym coś
mocniejszego, żeby łatwiej nam było przejść na „ty”, ale kawa wydaje mi się
bardziej odpowiednia dla kierowcy.
-
Nie jestem pewna… - Ada zawahała się, zerkając na maleńki złoty zegarek. Czas
jednak nie naglił. – Właściwie, to czemu nie? – Posłała mężczyźnie przyjazne
spojrzenie, okraszone delikatnym, prawie zalotnym uśmiechem. – W naszym
przypadku, przejście do mniej oficjalnych form nie będzie trudne. – Uznała, że
dorównywali sobie stopniem naukowym i pozycją zawodową. - Poza tym,
rzeczywiście, zostawiłam na parkingu samochód, więc kawa musi wystarczyć.
Weszli do oddzielonej taflą
kolorowego szkła części barowej i zamówiwszy dwa espresso, usiedli przy
niewielkim stoliczku. Oboje milczeli przez dłuższą chwilę.
-
Wierzysz mu? – Zaława odezwał się pierwszy.
-
Kosowi? Chyba tak. – Zastanowiła się. Dlaczego miałaby nie wierzyć? Rynek leków
był jednym z najbardziej dochodowych, ale też pełnym patologii i wypaczeń.
Odkrycie nowego skutecznego antybiotyku z pewnością dałoby gigantyczne dochody.
Pod warunkiem wyłączności na okres ochrony patentowej. – Ty pewnie nie, skoro
pytasz. – Przyjrzała się swemu rozmówcy dokładniej.
Szczupły, choć nie wysportowany,
lekko szpakowaty, gładko ogolony i do tego doskonale ubrany, robił dobre
wrażenie. Odpowiedział na zainteresowanie swoją osobą śmiałym spojrzeniem.
-
Profesor pominął sporo informacji – zaczął powoli. – Rozumiem to, ale… - Umilkł
na widok kelnera, który postawił na stoliczku dwie filiżanki, małe szklaneczki
z wodą i miseczkę drobnych ciasteczek.
-
Och, Grzegorzu. – Ada z uśmiechem uniosła w górę maleńkie naczynie wypełnione
ciemnym, parującym płynem. – Przecież żadne z nas nie podałoby takich
informacji. – powiedziała. Upiła odrobinę i oblizała wargi koniuszkiem języka.
-
Ado, czy raczej Adelajdo? – Zaława podążył wzrokiem do ust swojej towarzyszki.
-
Ado, jeśli łaska. – Pochwyciwszy spojrzenie Załawy, przymrużyła zalotnie oczy.
Jeszcze nie wiedziała do czego, ale zainteresowanie tego człowieka mogło się
przydać. Jego spostrzegawczość także. – Przerwałam ci myśl – podjęła.
-
Zastanawia mnie, czy wszystkim nam obiecał to samo? – Zaława uśmiechnął się
chytrze. – Ma ogromny budżet, nawet jak na całkowicie nowy antybiotyk, a przy
tym żadnych gwarancji powodzenia. Niepokoi mnie też ten Max. To nie jest
prawdziwe imię. I jak on się właściwie nazywa? A słyszałaś, jak kręcił nosem na
udział kobiet w badaniach?
-
Nie w badaniach, tylko w wyjeździe. Skoro ma być odpowiedzialny za całą grupę,
a jedziemy do Egiptu, to raczej zrozumiałe. – Spróbowała obiektywnie spojrzeć
na sprawę. Upiła kolejny łyk kawy. – Ale masz rację, ma w sobie coś niepokojącego…
- Nie była to szczera opinia. Młody, pewny siebie, nawet zarozumiały…
Intrygował, chociaż chętnie utarłaby mu nosa…
-
Chyba naprawdę ci podpadł. – Zaława dotknął delikatnie szczupłych palców Ady. –
Aż się zaróżowiłaś.
-
Nie żartuj! – Pokryła zmieszanie gniewnym wykrzywieniem ust, ale nie cofnęła ręki.
Zauważyła, że Zaława nie nosił obrączki. – To działanie kofeiny, nic więcej. –
Wzruszyła ramionami.
-
To świetnie, bo zdaje się, że nasz tajemniczy „opiekun” właśnie tu idzie. –
Zaława cofnął dłoń.
Max nie podszedł jednak do
rozmawiających, ale usiadł przy barze i zamówił piwo. Przyjacielska atmosfera,
panująca dotychczas przy stoliku, gdzieś się jednak ulotniła. Ada nagle poczuła
się skrępowana.
-
Powinnam już wracać. – Posłała Załawie przepraszający uśmiech. – Wyjazd za dwa
tygodnie, to w moim przypadku karkołomne przedsięwzięcie – westchnęła.
-
Podobnie, jak w moim. – Zaława pokiwał głową.
Wychodząc, zauważyli, że Max, na
pozór zajęty rozmową z barmanem, dyskretnie im się przygląda. Fragmenty wolnej
lustrzanej powierzchni, na tle której ustawiono butelki z alkoholem, doskonale
się do tego nadawały.
-
Dziękuję za kawę i miłe towarzystwo. – Ada wyciągnęła do Załawy dłoń, którą ten
musnął ustami, przytrzymując jednocześnie dłużej, niż wypadało. Musiała przyznać,
że sprawił jej tym przyjemność.
-
Idę w tę samą stronę – odparł, spoglądając na przeszklone drzwi.
-
Nie mówiłeś przypadkiem, że zostajesz do jutra? – Zmarszczyła leciutko brwi.
-
Owszem. Miałem jednak nadzieję na hiszpańską kuchnię, a tu jej nie serwują,
więc muszę się przejechać do centrum.
-
W takim razie, chętnie cię podwiozę – powiedziała z czarującym uśmiechem i
wziąwszy swego towarzysza pod ramię, skierowała się do windy, by zjechać do
podziemnego parkingu. – Mamy niedaleko instytutu lokal z kuchnią andaluzyjską.
Nie wyobrażasz sobie, jakie serwują cuda!
-
Przypuszczam, że nie dasz się namówić na wspólny posiłek - westchnął, posyłając
rozmówczyni tęskne spojrzenie. – A może jednak?
-
Tym razem nie. – Roześmiała się odrobinę za głośno. – Ale zapamiętam sobie, że
proponowałeś obiad. – Kiedy ostatni raz widziała w oczach mężczyzny pożądanie?
Na pewno nie ostatnio i nie w domu. Na uczelni, owszem, jednak Załawy nie
porównałaby z byle asystentem. Co to, to nie!
-
Liczę na to – odparł tymczasem mężczyzna, przyciskając nieznacznie dłoń Ady do
swego boku.
Witaj Roksano!!!. Jak fajnie że wróciłaś do nas. Tęskniłem za Twoimi opwiadaniami. Coś mi się wydaje że te opowiadanie będzie bardzo ciekawe. Pozdrawiam Wiktor
OdpowiedzUsuńWitaj!!! Ja też tęskniłam ;)
OdpowiedzUsuńNie wiem, czy będzie ciekawe, ale na pewno trochę inne. Zobaczymy, czy się spodoba. Pozdrawiam, Roksana
Czekałam, zagladalam. I jestes :) Inez
OdpowiedzUsuńTez zagladalam i czekalam na nowa czesc i juz nie moge sie doczekac. Zazwyczaj wole opowiadania fantasy, ale takie tez zapowiada sie niczego sobie, zwlaszcza ze interesowalam sie kiedys eksperymentami na roznych bakteriach( co niewatpliwie robia nawet i w tym czasie, nie koniecznie dla dobra ludzi).
OdpowiedzUsuńWitaj Inez, witaj Meska!
OdpowiedzUsuńZobaczymy, jak mi to wyjdzie, ale nie tylko bakterie tu namieszają. Niestety, nie mogę niczego zdradzić, żeby nie popsuć zabawy.
Pozdrawiam