Lek

Lek

piątek, 19 grudnia 2014

Moje marzenie. Rozdział 24

Przez niedomknięte okiennice do pokoju docierały przytłumione odgłosy budzącego się do życia miasta. Jednak nie to było powodem, dla którego Artur nie mógł spać. Przeżycia poprzedniego dnia wywarły na nim większy wpływ niż przypuszczał. Mimo pozornego opanowania, wielokrotnie ogarniał go lęk i tylko on wiedział, ile razy serce o mało nie wyskoczyło mu z klatki piersiowej. Jeszcze teraz na samą myśl czuł dławienie w gardle. Było ono jednak coraz słabsze i momentami nawet przyjemne. Jeszcze raz spróbował odtworzyć ich ponowne przybycie do tego domu. Marianna nadspodziewanie dobrze zniosła wiadomość o tym, że zostanie teściową i w dodatku babcią. Inna sprawa, że rozegrał to dość sprytnie. Najpierw pozwolili jej ochłonąć po stresie wywołanym ucieczką Kaśki i skrzętnie omijali temat podczas kolacji. Dopiero kiedy rozsiedli się wygodnie w fotelach, Artur w dość oficjalnej formie poprosił ją o zgodę na ślub. Kiedy ją otrzymał, przyznali oboje, że chcieliby z wiadomych względów pobrać się najpóźniej w październiku. Zanim wszyscy zdążyli ochłonąć zwrócił się do księdza Andrzeja. - Mam nadzieję, że jako najbliższy krewny Kasi ze strony ojca zechcesz nie tylko być naszym gościem, ale weźmiesz czynny udział w tej uroczystości.
Spokojnie przyjął zaskoczone spojrzenie Kaśki i jej mamy. Zaległa taka cisza, że prawie słyszał bicie czterech serc.
- Kasiu? - ksiądz po raz pierwszy zwrócił się bezpośrednio do niej – Co Ty na to?
- Ja chcę tego, co Artur – odparła przez ściśnięte gardło i utkwiła wzrok w swoim rozmówcy. Długo nie spuszczali z siebie wzroku, aż w końcu na ich twarzach pojawił się nieśmiały uśmiech.
Kaśka westchnęła przez sen i Artur odwrócił głowę w jej stronę. Spała na wznak, z lekko rozchylonymi ustami, na jej bladych policzkach pojawił się delikatny rumieniec. Wokół oczu wciąż widoczne były zaczerwienienia - pamiątka po przepłakanym popołudniu.
Prześledził wzrokiem jej szczupłą sylwetkę wyraźnie zarysowaną pod cienkim prześcieradłem. Uśmiechnął się na widok dłoni z połyskującym na palcu pierścionkiem. Za nic na świecie nie chciała go zdjąć, nawet do snu. A więc mam narzeczoną, pomyślał, a niedługo będzie moją żoną. Jak to jest mieć żonę, zastanowił się? Jedynym żonatym facetem w ich otoczeniu był Pawełek, ale on akurat nie był najlepszym kandydatem do rozmowy. Adam pewnie już się zaręczył, wpadło mu do głowy. Przecież rozmawiali o tym przed wakacjami. Wszystko wskazywało na to, że on pierwszy się ożeni, a tymczasem los spłatał im figla. Przynajmniej będę miał świadka, roześmiał się w duchu.
Z korytarza dobiegły ciche kroki. Jakby ktoś w miękkich rannych pantoflach stąpał ostrożnie po kamiennej posadzce. Cały dom był nią wyłożony, zmieniały się tylko kolory w poszczególnych pokojach. Sypialnia, którą im wskazała Maria wyłożona była granitem w odcieniu brudnego różu, do tego meble z polerowanego orzecha z marmurowymi blatami. Gdyby nie zmęczenie, Kaśka pewnie obejrzałaby każdy najmniejszy fragment. Tymczasem ledwie skończyła krótki prysznic, padła do łóżka i zasnęła wpół zdania. Artur znów jej się przyjrzał. Spała tak spokojnie. Nie mógł się oprzeć myśli, że w dużej mierze było to jego zasługą.
Na końcu korytarza rozległ się hałas, jakby szum wody? Artur wstał ostrożnie, poprawił spodenki od piżamy i powoli zbliżył się do drzwi sypialni. Rzucił jeszcze okiem na łóżko, ale Kaśka pogrążona była w głębokim śnie. Wyszedł na korytarz i ruszył w kierunku, skąd docierały hałasy.
- Nie możesz spać? - ksiądz Andrzej w cienkim szlafroku i rannych pantoflach krzątał się po niewielkim aneksie kuchennym – Kawy?
- Poproszę – Artur z zaskoczeniem odkrył, że na piętrze urządzono jakby dodatkową maleńką kuchnię ze stoliczkiem na dwie osoby. Przylegający do niej balkon umeblowany był niskimi rattanowymi fotelami ocienionymi płócienną markizą. Gęsto ustawione donice z drzewkami oliwnymi i pomarańczowymi zasłaniały widok przed ciekawskimi spojrzeniami. Inna sprawa, że na tyłach kamienicy przebiegała wąska uliczka używana prawdopodobnie tylko przez mieszkańców, a domy naprzeciw miały bardzo podobne dyskretne balkoniki.
- Otwórz drzwi – usłyszał za plecami – wypijemy na zewnątrz, to będziemy mogli porozmawiać nie budząc nikogo.
Na balkonie Artur znalazł dużą drewnianą tacę, która po rozłożeniu nóżek zamieniała się w stoliczek. Usiedli z filiżankami cappuccino w dłoniach. Na tacy pojawiła się fajansowa miseczka z drobnymi ciasteczkami maślanymi. Nieźle, pomyślał Artur, oceniając rozmiary domu. - Piękny dom – powiedział głośno – i w świetnym miejscu.
- Nie jest mój, ale mogę z niego korzystać wedle własnego uznania – ksiądz jakby czytał w jego myślach – To przywilej mojej pozycji – wydało mu się, że głos księdza pobrzmiewał goryczą.
Artur pokiwał głową i upił łyk delikatnej mlecznej kawy.
Marianna wspaniale go umeblowała, choć część sprzętów już tu była – ciągnął ksiądz.
Artur znów pokiwał głową, ale nie powiedział ani słowa. Zbytek w jakim żyli był dla niego szokiem, ale nie chciał tego oceniać.
- Jesteś dobrym dyplomatą – ksiądz pociagnał łyk kawy i przyjrzał się Arturowi uważnie – Co będziesz robił w życiu? - spytał przyjaźnie – Marianna mówiła, że skończyłeś AGH. Będziesz inżynierem?
- Już nim jestem, ale nie planuję pracy w fabryce – odparł wpatrując się w swoje dłonie obejmujące delikatną porcelanową filiżankę – Miałem pomysł na sprowadzanie zachodnich samochodów, ale do tego potrzebny jest porządny warsztat, lakiernia, ludzie... czyli pieniądze – roześmiał się.
- Mów dalej – ksiądz Andrzej wyraźnie się zainteresował.
Artur streścił mu swoje dotychczasowe próby pomnożenia pieniędzy. Nie ukrywał przy tym roli, jaką odegrała Kaśka. - Na szczęście odzyskałem zainwestowane pieniądze - zakończył – Choć prawie straciłem już nadzieję na wygrzebanie się z długów. Gdyby nie Kaśka, to pewnie bym tu nie siedział i prawdę powiedziawszy, to nie chcę myśleć, gdzie bym był. Ona czasem potrafi zrobić coś tak szalonego... - przyjemne wspomnienia wywołały na jego twarzy ciepły uśmiech.
- Ma to po ojcu – ksiądz Andrzej wpatrywał się w srebrzysto-zielone listki oliwek z dziwnym uśmiechem.
- I jest strasznie uparta – dodał z westchnieniem.
- No, to akurat ma po matce – ksiądz roześmiał się, ale zaraz spoważniał – Byłem w seminarium, kiedy to się stało. Każde z nas wróciło do swojego życia, ale kiedy się dowiedziałem... uznałem, że nie powinienem być księdzem, a wtedy Marianna spytała, co zamierzam robić w życiu... i wiesz co? Nie potrafiłem jej odpowiedzieć – umilkł i przez chwilę wpatrywał się w resztki mlecznej pianki oblepiającej wnętrze filiżanki, jakby tam szukał odpowiednich słów – Moja matka była załamana. Miała tylko mnie. Niczego na świecie nie pragnęła tak, jak tego, bym został księdzem – uśmiechnął się gorzko – Kobiety podjęły za mnie najważniejsze decyzje -przyznał smutno - Mój wuj był już wtedy bardzo chory... - ciągnął - Nie mogli mieć dzieci, a bardzo ich chcieli oboje z ciotką... miał żal do mojej matki, że mnie powstrzymała – westchnął – Zgodził się dać dziecku nazwisko.
- Ale Kaśka nosi nazwisko matki – zauważył Artur.
- Marianna uznała, że tak będzie lepiej, bo mniej będzie to zwracało uwagę. Nie zapominaj w jakich czasach wtedy żyliśmy – dodał cicho i odstawił filiżankę na tacę - Rzadko się spotykaliśmy i zawsze w tajemnicy przed Kasią... i moją matką. Dopiero, kiedy zmarła, wszystko się zmieniło.
- Chyba powinniście jej powiedzieć wcześniej... - stwierdził ostrożnie Artur – Bardzo to przeżyła.
- Wiem, ale baliśmy się, że to jej wypaczy obraz rodziny i związku między dwojgiem ludzi... Boże, to takie skomplikowane – ksiądz przeczesał dłońmi włosy. Pojedyncze srebrne niteczki zalśniły w porannym słońcu.
- Teraz już nie musicie się bać – Arturowi nagle zrobiło się go żal. Właściwie, ich obojga. Krótkie wyznanie nie oddawało w pełni tego, przez co przeszli. Nawet teraz nie mogli okazać sobie uczuć tak jak on i Kaśka.
- Pomogę Ci – powiedział nagle ksiądz Andrzej – Skoro niedługo zostaniemy rodziną...
- Ale ja nie zamierzam zostać ani księdzem, ani zakonnikiem – zażartował Artur.
- Mam nadzieję! - ksiądz Andrzej podniósł się energicznie z fotela – Zacznę od zrobienia kawy, żebyś mógł zrobić dobre wrażenie na swojej narzeczonej.
Kaśka przeciągnęła się leniwie i otworzyła oczy. Wydało jej się, że czuje obok siebie ruch. Artur usiadł ostrożnie na łóżku tak, by nie uronić nic z zawartości pękatej filiżanki.
- To dla mnie? - uniosła się na łokciach.
- Dla mojej narzeczonej, więc jeśli nią jesteś, to tak – odparł niskim czarującym głosem i uniósł jedną brew.
W odpowiedzi wyciągnęła przed siebie dłoń z połyskującym w półmroku pierścionkiem i uśmiechnęła się promiennie.
- Tak, to na pewno Ty – Artur poczekał aż usiądzie wygodnie i podał jej filiżankę – Pij, a ja Cię trochę pozaczepiam – dodał, mrużąc oczy. Ułożył się na łokciu obok Kaśki i sięgnął ręką pod prześcieradło, którym była nakryta. Głaskał jej gładkie udo, posuwając się centymetr po centymetrze w górę. Wreszcie sięgnął dalej wsuwając palce między jej rozchylone nogi.
- Uważaj, bo się obleję! – aż podskoczyła z wrażenia.
- To się pospiesz, bo już nie dam rady czekać dłużej – niski seksowny głos i ciepłe palce bezczelnie wędrujące do jej wrażliwego miejsca uświadomiły jej, że nie żartuje.
- Przestań! A jak ktoś wejdzie? - broniła się słabo, czując jak pod wpływem pieszczot wzbiera w niej wilgoć.
- Nie wejdzie – odparł pewnym siebie aksamitnym głosem – skoro dali nam wspólną sypialnię, to wiedzą, że trzeba poczekać, aż sami wyjdziemy, a poza tym w drzwiach jest klucz. Zgadnij, co zrobiłem? - jeden kącik ust uniósł mu się w filuternym uśmiechu.
Kaśka przełknęła resztkę kawy i odstawiła drżącą ręką filiżankę na nocną szafkę - Naprawdę nie powinniśmy... - szepnęła bez przekonania.
- Ale ja mam gdzieś to, co powinniśmy, a co nie – czarował ją rozpalonym spojrzeniem – Poza tym wczoraj mama mi Cię dała, pamiętasz? - zniżył głos – Ciesz się, że pozwoliłem Ci spać, bo teraz już tak lekko nie będzie... - starał się, by to zabrzmiało groźnie.
- Taak? - udała oburzenie – Więc teraz jestem Twoją własnością? - nie mogła się powstrzymać, by jeszcze raz nie spojrzeć na pierścionek.
- W łóżku tak! - rzucił i nie czekając dłużej, zanurkował pod cienkie płótno przykrycia dokładnie między jej nogi. Chichotał w duchu na myśl, jak będzie się starała powstrzymać jęki rozkoszy. Chyba fajnie mieć żonę, przemknęło mu jeszcze przez myśl, zanim całkowicie pochłonęły go zupełnie inne zajęcia.

1 komentarz: