Zamek
Ainay-le-Vieil. Październik 2014
Majka otuliła się
szczelnie kurtką, bo nad ranem panował dotkliwy ziąb. Drzwi
znalazła uchylone, ale Oskara nie było, za to dosłyszała szum
prysznica. Nie lubi być brudny, pomyślała z rozbawieniem i
zdjąwszy kurtkę, zakradła się do łazienki. Przed drzwiami
zawahała się. W łazience zapanowała tymczasem cisza. Nacisnęła
klamkę...
- O kurde! - wyrwało
jej się na widok jędrnych męskich pośladków.
- Podglądasz! -
Oskar odwrócił się i udał, że rzuca w nią ręcznikiem.
- Pozwoliłeś mi tu
wchodzić, kiedy chcę – zapiszczała cienkim głosikiem – To ma
swoje konsekwencje.
- Zaraz ci pokażę
konsekwencje! - rzucił na ziemię ręcznik i skoczył w stronę
Majki, ale ta umknęła mu z krzykiem.
- I tak cię złapię
– stanął w progu salonu, pozwalając jej nacieszyć wzrok swoim
nagim ciałem.
Prześliznęła
się po nim głodnym spojrzeniem, aż zatrzymała się na rannym
udzie i uśmiech spełzł jej z ust.
- Wystraszyłeś
mnie – powiedziała cicho.
- Bałaś się o
mnie? - spytał z uśmiechem – Niepotrzebnie. Nic mi się nie
stanie, pamiętaj!
Zrobił krok w jej
stronę. Nie uciekała.
- Mówiłeś,
że nie powinniśmy być zbyt pewni siebie... - zaczęła ostrożnie.
- Bo to prawda, ale
ja znam swoje ograniczenia. Nie zaryzykowałbym życia – spojrzał
jej w oczy – Zwłaszcza teraz – dodał aksamitnie miękkim
głosem.
- A gdybyś musiał?
Gdyby życie innego Obdarowanego zależało od ciebie?
- Obdarowanego nie
tak łatwo zabić – przyjrzał jej się z uwagą – Do czego
zmierzasz?
- Czasem są takie
sytuacje, kiedy nie mamy wyboru... - zawiesiła głos.
- Majka! – głos
Oskara obniżył się o kilka tonów, a oczy pociemniały –
Powiedziałaś, że Akos jest dla ciebie, jak Greg dla mnie.
Nagle poczuła, że
zaschło jej w gardle. Oblizała się koniuszkiem języka.
- Nie zimno ci?
Jesteś goły – zauważyła, próbując zyskać na czasie.
Czego ja się boję, pytała się w myślach?
Zawrócił do
łazienki i narzucił na siebie miękki płaszcz kąpielowy w kolorze
głębokiego granatu. Majce natychmiast skojarzył się on z kolorem
oczu Oskara. Westchnęła, nerwowo wykręcając palce.
- Jak to się stało?
- Oskar wbił w nią twarde spojrzenie.
- Pochwycili go ci
dwaj od Swena... - zaczęła niepewnie.
- Taak?
- On tam był –
wyrzuciła z siebie i... odetchnęła z ulgą – On tam był! -
powtórzyła – Dręczył Akosa tak strasznie... Nie
wyobrażasz sobie – głos jej się załamał, a w oczach zalśniły
łzy.
- Majka, czyś ty
oszalała?! - Oskar pobladł – Swen? Widziałaś Swena?
Pokiwała głową,
nie mogąc wydobyć z siebie słowa. Nagle wszystko wróciło.
Obraz rozwalonego domu i pokiereszowanego ciała chłopaka, i jego
oczu pełnych bólu i rozpaczy.
- Odebrałam go –
wyjąkała – Odebrałam Akosa...
- Czy ty sobie
zdajesz sprawę, jak ryzykowałaś? – Oskar zamknął ją w
ramionach, jakby chciał ochronić – Opowiedz mi wszystko –
poprosił, siląc się na spokój.
Majka
spróbowała możliwie jak najwierniej odtworzyć przebieg
tamtej nocy. Oskar słuchał jej w skupieniu, z trudem panując nad
sobą.
- Czy ty sobie w
ogóle zdajesz sprawę, jak bliska byłaś śmierci? - prawie
krzyknął, kiedy skończyła – Majka, na boga, powinnaś wezwać
pomoc!
- Pomoc? On
powiedział, że to azyl! Poza tym, kogo miałam wezwać?
- A ja siedziałem w
tej pieprzonej bibliotece... - głos Oskara zabrzmiał głucho.
- Poradziłam sobie
– rzuciła zadziornie – Oddałam mu medalion, ale kamień ocalał.
- O czym ty mówisz?
Nawet gdybyś straciła ten kamień... - Oskar chwycił ją w ramiona
– Swen już odebrał mi jedną bliską osobę... - w jego głosie
zabrzmiała udręka.
- Oskar, jestem tu –
ujęła jego twarz w dłonie – Niby jest taki straszny, a dał się
podejść, jak dziecko. Och, nie złość się już! Skoro ja mam się
nie martwić o ciebie, to ty o mnie też nie!
- Muszę się o
ciebie martwić! I troszczyć! Wiesz, co by się stało, gdyby cię
skrzywdził?
- Przepadłby mój
Dar? - spytała cicho.
- Dar? - w głosie
Oskara zabrzmiało niedowierzanie – Dar? Równie dobrze
mógłby mi wyrwać serce!
W ogromnych oczach
Majki znów zalśniły łzy.
- Nie płacz,
głuptasie – otarł jej policzek wierzchem dłoni – Kocham cię.
Nie wystawiaj mnie na próbę, proszę...
- Oskar, on mnie
zwabił – wyszeptała przejęta – Nie wiedziałam, co zastanę...
- Wiem, skarbie,
wiem... – potarł czoło - Powinniśmy porozmawiać z Timothym.
Musisz mieć lepszą ochronę. Na pewno już się zorientował, że
go okpiłaś - Czyżby w głosie Oskara dała się słyszeć nutka
dumy? – Byłaś niesamowicie przytomna. I dzielna!
- Myślał, że
dzwonię do ciebie – podniosła na niego wzrok – Myślał, że
zabierasz nas do samolotu.
- Bardzo ryzykowałaś
– wypuścił powietrze z głośnym westchnieniem – Musiało mu
strasznie zależeć na tym kluczu, skoro cię puścił.
- To on mógł
mnie zatrzymać? - zmarszczyła czoło.
Oskar pokiwał
głową.
- Słuchaj, a
dlaczego on się ciebie tak boi? - spytała nagle – Dlatego, że
masz pozwolenie na... no, że mógłbyś go zabić?
- Nie tylko –
odparł powoli – On ma czysty Dar woli, jak ja. Jesteśmy sobie
równi siłą. Co najmniej.
- On czerpie energię
z nienawiści. Widziałam to!
- Ja też potrafię
– Oskar spojrzał Majce głęboko w oczy – Mój Dar ujawnił
się tamtej nocy. Próbowałem ratować ojca. To było tak
silne przeżycie...
- Nie wiedziałam –
wyjąkała.
- Tylko dwie osoby
wiedzą... Teraz trzy – powiedział powoli, patrząc Majce w oczy.
Poczuła w piersi
dziwny ucisk. Oskar powierzał jej kolejną ze swych tajemnic. Nagle
zapragnęła go przytulić, pocieszyć. Zarzuciła mu ręce na szyję
i objęła mocno.
- Błagałam o pomoc
moją krew i... ciebie – wyszeptała, pokonując ścisk w gardle –
Kiedy brakowało mi sił, myślałam o tobie i o tym, że cię
kocham. Bałam się, że już cię nie zobaczę, ale... Zrozum, nie
mogłam go tak zostawić! Jak spojrzałabym w oczy Manueli? On jest
dla niej całym światem. Tak, jak ty dla mnie... - łzy popłynęły
jej po policzkach.
Oskar zaczął się
kołysać w przód i w tył, jakby uspokajał dziecko. Już po
raz drugi omal nie stracił miłości swojego życia. O ile jednak
rozstanie dawało choć cień nadziei na przyszłość, o tyle śmierć
byłaby ciosem stokroć gorszym. Z jego szerokiej piersi dobyło się
ciężkie westchnienie. Majka odruchowo przywarła do niego jeszcze
mocniej.
- Jeśli zostanę
Mistrzem, to zrobię z nim porządek – wycedził przez zęby – A
na razie ustalmy, że nie ruszasz się nigdzie beze mnie.
- Masz na myśli, we
śnie? - spytała cicho.
- Tak. Damy też
dodatkową ochronę twojej rodzinie, jednej i drugiej – wyprostował
się – A o wizycie u Gonzagów jeszcze porozmawiamy.
- Zgadzam się –
uśmiechnęła się przez łzy – Będę cię słuchać, tylko już
się nie martw.
Pierwsze promienie
słońca dosięgły ich, kiedy nadal wtuleni w siebie, całowali się
delikatnie i z czułością, uspokajając wzajemnie. Oskar powoli
oswajał się z myślą, że obecność Majki stawała się dla niego
czymś tak oczywistym i niezbędnym, jak powietrze, którym
oddychał. Ona, mimo całej buntowniczej natury, odkrywała, że
Oskar staje się jej punktem odniesienia, stałym elementem, na
którym mogłaby oprzeć swoje dalsze życie. I co
najdziwniejsze, wcale jej to nie przeszkadzało! Jego lęk był
najpiękniejszym wyznaniem miłości, jakie mógł jej złożyć.
Ten odważny, silny mężczyzna drżał na myśl, że mógłby
ją stracić! Kiedy to sobie uświadamiała, ogarniała ją radość
nie do opisania, wprost euforia!
- Masz ciepłe
ubranie? - spytał nagle Oskar, wyrywając ją z radosnego uniesienia
– Chcę ci coś pokazać. Przejdziemy się po parku, zanim
przygotują śniadanie.
- Przygotują
śniadanie? - powtórzyła, jakby nie rozumiejąc jego słów.
- Zjemy razem z
dziadkiem. Mama pewnie zapomniała ci powiedzieć. Miała ostatnio
dużo pracy – westchnął.
- Jest niesamowita!
- przyznała Majka.
Miała ochotę
spytać, dlaczego taka atrakcyjna kobieta jest sama, choć od śmierci
męża minęło tyle lat, ale pomyślała, że lepszym adresatem dla
tego pytania byłaby Anastazja. Zamknęła więc buzię i wstała z
kolan Oskara.
- Daj mi kwadrans –
cmoknęła go w policzek.
- Ok, za kwadrans na
zewnątrz – mrugnął do niej.
---
Maksymilian Lowrens
podniósł się ze swojego ulubionego fotela, rozprostowując
kości i wolno podszedł do otwartego kominka. Schylił się,
podniósł bukowe polano i ułożył je starannie na żarzących
się niedopałkach. Przez chwilę obserwował, jak czerwone fragmenty
nadpalonych drewek przybierają jaśniejszy odcień, a potem
pojedyncze wątłe płomyki wystrzeliwują z miejsc, gdzie nowe
polano stykało się z paleniskiem. Na koniec ogień wypełznął i
objął w posiadanie rzucone mu na żer drewno. Mistrz wyciągnął
dłonie w stronę kominka. Twarz rozjaśnił mu błogi uśmiech,
kiedy ciepło zaczęło przenikać jego stare kości. Czuł się
zmęczony, ale pełen satysfakcji. Dzięki swoim zabiegom i
korzystnym zrządzeniom losu, miał prawie zapewniony wybór
wnuka na Mistrza. Już tylko naprawdę nieprzewidywalny kataklizm
mógł pokrzyżować jego plany. Przygotowania do Zjazdu ponad
tysiąca Obdarowanych szły pełną parą. Oficjalnie miał to być
Kongres organizowany dla Obrońców Praw Natury. Fundacja
zarejestrowana była od lat i działała bez zarzutu, przynosząc
niemałe zyski, pozwalające na finansowanie Zgromadzenia i jego
działań na rzecz Natury. Niewielki bank mający siedzibę w
Ainay-le-Vieil
obsługiwał bez najmniejszych problemów finansową stronę
całego przedsięwzięcia. Louis, dyrektor banku, oczywiście
Obdarowany i oddany Mistrzowi całym sercem, zażywny jegomość z
brzuszkiem, właśnie opuszczał zamek po zakończonym zebraniu. Miał
przed sobą masę pracy, a za kilka godzin miała go odwiedzić
Margaret w towarzystwie Marianny Littenstein, „nowej nadziei”,
jak niektórzy zaczynali
ją nazywać.
-
Marianna... - westchnął Mistrz i spojrzał
na grubą księgę leżącą na komodzie.
Spoczywało tam
jedno z niewielu zdjęć Rosanny. Zrobiono je tuż przed tym, jak
opuściła gościnną zamkową bibliotekę i wyjechała, by nigdy
więcej nie wrócić do Zamku Ainay-le-Vieil. Mistrz zapatrzył
się w ogień. Dlaczego tak się poróżnili? Oboje wierni
Darowi i Naturze, posiadający ogromną wiedzę, obdarzeni
nieprzeciętnymi umysłami... Może właśnie dlatego? Każde z nich
miało swoją wizję Daru i jego natury. Rosanna... starsza od niego
o dziesięć lat, dystyngowana, atrakcyjna i piekielnie inteligentna
imponowała mu, jak nikt inny. Zresztą nie tylko jemu. Zasiadając w
jego Radzie nie raz toczyła z nim długie dysputy, które
często kończyły się kłótnią, przypominającą burzę z
piorunami. Ich starcia były jak partie szachów z szafotem w
tle. Zbite argumenty umierały przebite jej celnymi ripostami. Z
rzadka udawało mu się wygrać. Potrafiła przegrywać! Kiedy
przyznawała mu rację, odczuwał satysfakcję porównywalną
niemal z seksualnym zaspokojeniem. Wiadomość o jej śmierci
sprawiła mu ból stokroć większy od tego, po śmierci żony.
Może bardziej rozpaczał po śmierci syna, ale na pewno Rosanna
pozostawiła po sobie większą pustkę...
- Rosanna,
Rosanna... – Mistrz westchnął i tęsknym wzrokiem omiótł
wnętrze gabinetu, by na koniec zatrzymać się na oświetlonych
pierwszymi promieniami słońca koronach drzew.
Nagle jego uwagę
przykuły dwie postaci, zdążające jasną alejką do niewielkiej
kapliczki, obok której pochowano panów zamku
Ainay-le-Vieil. Potężniejsza utykała lekko, a jednak szła dalej,
obejmując tę drobniejszą. Natychmiast rozpoznał Oskara i Majkę.
Jakże nieprzewidywalna okazała się Natura, łącząc tych dwoje,
pomyślał z dziwną tkliwością. Od pierwszej chwili, gdy ujrzał
Mariannę, wiedział kim jest. Nie przypominała Rosanny, jaką znał,
a jednak przeczucie go nie myliło. Choć nie chciał się do tego
przyznać nawet przed sobą, był zły na dziewczynę, że otrzymała
taki Dar, a nie była jak prababka! Nie miała tej charyzmy, tego
wdzięku i poczucia humoru... Dopiero, kiedy stanęła przed Radą,
kiedy usłyszał, jak przemawia... coś w nim poruszyła. A potem,
kiedy porównał ją do Rosanny...
„Dziękuję
Mistrzu. Potraktuję to jako komplement”
Przywołał z
pamięci ten błysk w oku, z którym rzuciła mu odpowiedź.
Bez zastanowienia, od niechcenia... To było to! Nic dziwnego, że
Oskar stracił dla niej głowę. Tak musiało się stać! Ich rody
miały się połączyć, wcześniej czy później.
Mistrz odszukał
wzrokiem wnuka i jego wybrankę. Stali objęci, nad grobem Nicolasa.
Pewnie Oskar opowiada jej, jak to się potoczyło, pomyślał.
Jeszcze raz zadumał się nad tym, czego był świadkiem. Margaret
miała rację. Oskar był zakochany i to z wzajemnością. Odwrócił
się plecami do okna i spojrzał na portret Nicolasa Oskara i jego
ukochanej Konstantiny.
- No i znów
ze mnie zakpiliście –wymruczał pod nosem słowa skierowane do
jego rodziców – Najpierw Anastazja, a teraz Oskar –
pokiwał głową.
- Panie – od drzwi
dobiegł go cichy głos – Na kiedy życzysz sobie śniadanie i na
ile osób mamy nakryć?
Młody służący
stał w drzwiach, nie śmiejąc podnieść na Mistrza wzroku.
- Powiedzmy, o
dziewiątej. Na cztery osoby – odparł z zadowoloną miną – I
powiedz w kuchni, że jestem głodny jak wilk!
Dzięki Wam wszystkim za komentarze! Dawno nie mówiłam, jak je lubię ;))) Kasiu, nie mogę niczego zdradzić, żeby wam nie psuć zabawy. Ja się bawię doskonale, kiedy podglądam Wasze domysły. Jedno muszę przyznać, inwencję macie niezłą! Aha, żeby nie zapomnieć. Znalazłam to zdjęcie jakiś czas temu i tylko czekałam, kiedy będzie okazja się nim podzielić. Baaardzo je lubię ;)))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło, Roksana.
Roksano my też bawimy się fajnie czytając, domyślając się dalszych losów bohaterów i dyskutując na różne tematy. Takie miejsce spotkań i odpoczynku po pracy. Dzięki
UsuńWitaj Roksano!!!. Witajcie dziewczyny!!!. Część wspaniała. Fragment o rozmowie Majki z Oskarem o starciu ze Swenem rewelacyjny. Sorki dzisiaj tak króciutko. Troszkę jestem już spóźniony, ale nie mogłem nie przeczytać i nie skomentować. Dzięki Roksano. Pozdrawiam Wszystkich Wiktor
OdpowiedzUsuńA mi o dziwo najbardziej podobał się ten fragment gdzie "siedzieliśmy" w głowie mistrza, jakoś łatwiej mi go teraz zrozumieć , i wydaje mi się że on kochał Rosanne tylko może sam nie zdawał sobie z tego sprawy. Może nie jest on aż tak bezwzględny jak nam się wszystkim wydaje. Natalia
OdpowiedzUsuńWitaj Natalio!!!. To pewne, że ją kochał. Widocznie jak to w zgromadzeniu, dla daru kazali mu się ożenić z kimś innym. A miłość do Rossany pozostała. Takie jest moje zdanie.
OdpowiedzUsuńBlogowicze, a może kto ma odmienne zdanie od mojego. Chętnie je poznam/y. Jak uważacie? . Pozdrawiam Wszystkich Wiktor
Witku , nie wydaje mi się , Rossana była 10 lat starsza od niego , najprawdopodobniej kiedy ja poznał była już żoną i dlatego ożenił się z kimś innym. Natalia:)
OdpowiedzUsuńNatalio, no tak. Masz rację. Uciekł mi gdzieś jej wiek. Możesz mieć rację. Pozdrawiam Wiktor
OdpowiedzUsuńWitam! Roksano, cóż za cudowna miniaturka! Jak zwykle perfekcyjna nawet w detalach.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Majka w końcu opowiedziała Oskarowi o porwaniu Akosa. Podoba mi się jak opisałaś emocje. Wszystko takie realne. Brakowało mi tylko jakiejś konkretniejszej reakcji Majki na słowa "kocham cię". Zastanawiam się teraz co będzie dalej "A o wizycie u Gonzagów jeszcze porozmawiamy." - tak powiedział Oskar i może on pojedzie wraz z Majką?
Najbardziej spodobał mi się fragment: "Oskar powoli oswajał się z myślą, że obecność Majki stawała się dla niego czymś tak oczywistym i niezbędnym, jak powietrze, którym oddychał. Ona, mimo całej buntowniczej natury, odkrywała, że Oskar staje się jej punktem odniesienia, stałym elementem, na którym mogłaby oprzeć swoje dalsze życie. I co najdziwniejsze, wcale jej to nie przeszkadzało".
Pozdrawiam serdecznie,
Kasia xxx
Witaj Kasiu!!!. Mówisz wszystko takie realne. To fakt!!!. nie wiem jak to się wypowiedzieć. Mnie urzekła rozmowa majki z Oskarem. Kasiu jestem facetem i troch,e odbieram opowiadania trochę inaczej opowiadania niż Wy. Lecz nie sposób się zachwycać. Sposobem pisania i tym dobranym słownictwem do danej sytuacji. Jak jest coś poważnego lub smutnego to czytając jako facet np. rozmowę Majki z Oskarem może nie płakałem, ale miałem ( nie wiem jak to opisać), byłem przygnębiony. Znowu czytając sceny zabawne lub śmieszne Śmiejesz się przed monitorem lub fonem jak głupi.
UsuńKasiu. Roksano, Dziewczyny widocznie jestem jedynym facetem na tym blogu. Jak nie to chociaż kilka słów. Pozdrawiam Wiktor
Wiktorze, po Twoim komentarzu Roksana powinna pisać już tylko same zabawne części abyśmy cieszyli się jak głupi przed monitorami każdego dnia. Jednak bez tych wszystkich upadków nie docenimy wzlotów.
UsuńOsobiście bardzo lubię te ciemne i mroczne momenty w opowiadaniu ale przyznam otwarcie, że kiedy mam gorszy dzień to chciałabym przeczytać coś miłego i lekkiego, trochę podnoszącego na duchu. Nie zawsze udaje się Roksanie wstrzelić w kalendarz moich fochów i dąsów hahaha...
Roksano, zastanawiam się od jakiegoś czasu czy Ty tak mówisz jak piszesz - chodzi mi o to, że czasami (rzadko bo rzadko ale zdarza się, że) nie znam niektórych, użytych przez Ciebie słów mimo, że są po polsku. Nie wiem czy to przez różnicę wiekową ale często znajduje takie zdania, że nie sądzę nawet, aby mogłby powstać w mojej głowie. Trochę to też wina tego, że ja do osób uzdolnionych językowo / literacko nie należę. Raczej ta druga półkula u mnie pracuje ;-) Tym bardziej miło czyta się tak dopracowane teksty
Pozdrawiam, Kasia xxx
Witaj, Kasiu! Zaskoczyłaś mnie tym komentarzem. Chyba tak nie mówię, ale czasem zdarza mi się użyć jakiegoś niezbyt popularnego sformułowania. Często mówię do ludzi (wykłady), ale nie jestem humanistką. Pisanie jest dla mnie odskocznią. Po zastanowieniu, przyznaję jednak, że odkąd piszę, słownictwo mi się poprawiło. Składnia też. No, ale teraz wszyscy dążą do upraszczania języka. Tym bardziej się cieszę, że tu jesteście i czytacie.
UsuńPozdrawiam, Roksana.