Lek

Lek

środa, 27 lipca 2016

Meteory. W blasku dnia. Rozdział 27

Grecja. Grudzień 2014.
Majka najpierw usłyszała głośny trzask, a potem hałas przesuwanych beczek. Skulona, wychyliła się odrobinę i z przerażeniem ujrzała wchodzącego Swena i jednego z jego drabów. Obaj mieli w dłoniach broń. W tej chwili zdała sobie sprawę, że Oskar uzbrojony jedynie w ciężką latarkę nie miał szans, a ona będzie musiała spełnić jego polecenie. Włosy uniosły jej się w górę, a zimny pot w sekundzie pokrył zgarbione plecy. Skuliła się jeszcze mocniej i zamknęła oczy. Babciu Rosanno, jeśli mnie słyszysz... jeśli potrafisz mi pomóc... to zrób to! Cały jej umysł, wszystkie uczucia skierowała w niemym błaganiu do tej, która oddała jej swój Dar.
Nagle zaległa cisza. Musieli wyłączyć windę, bo usłyszała z boku kroki, ale nie miała odwagi otworzyć oczu.
- Come here! - dobiegło do Majki od strony wejścia do komnaty. Poznałaby ten głos nawet w piekle!
- Jeśli nie pomożesz mi ocalić Oskara, to nie chcę żyć! Zabierz sobie swój Dar! Daj go Monice, albo niech go piekło pochłonie! - jej usta poruszały się, nie wydając jednak żadnego dźwięku – Rosanna! Nie zostawiaj mnie tak! Pomóż mi, albo umrę razem z nim...
Nagle umysł Majki jakby eksplodował bólem. Ostatkiem sił oparła dłonie na podłodze, dzięki czemu nie upadła z łoskotem, a łagodnie osunęła się na ziemię, nim straciła czucie.
Jej oczom ukazał się dziwny obraz. Siwowłosa kobieta stała w wejściu do komnaty. Z trudem rozpoznała w niej Rosannę. Jakby w przybliżeniu ujrzała jej surowe, pełne wyrzutu spojrzenie dwukolorowych oczu. Nie spiesząc się, postać sięgnęła po kamień i wyjęła go, po czym zrobiła krok w dół i zniknęła w korytarzu. Drzwi zaczęły się powoli zamykać, nie wydając najmniejszego dźwięku. Majka z przerażeniem uświadomiła sobie, że jej babka odcięła Oskarowi drogę powrotną. Ból w jej głowie stał się nie do zniesienia. Uniosła pięści i docisnęła je do skroni. Nagle wszystko ustało.
- To koniec? - wyszeptała pobielałymi ustami – Umarłam?
Chciała spojrzeć na drzwi, ale otoczyła ją ciemność.
---
Manzanares el real. Grudzień 2014.
Juan stał przed Laurą i Timothy'm, trzymając w dłoniach kamień, który przed chwilą otrzymał z rąk ojca.
- Przysięgam strzec tajemnicy, którą mi powierzono do końca mego życia, a kiedy nadejdzie czas, przekażę ją memu spadkobiercy – wyrecytował.
- Przyjmujemy twoją przysięgę – odparli mu chórem.
- W zasadzie, powinniśmy zaczekać na Maryann, ale w zaistniałych okolicznościach... - Timothy zawiesił głos, spoglądając na Raula. Ten już otworzył usta, by odpowiedzieć, ale Laura odezwała się pierwsza.
- Mistrz zapewnił mnie, że ona o wszystkim wie, i nie ma nic przeciwko temu – powiedziała z przekonaniem – Należy im się trochę prywatnego życia.
Stojąca z tyłu Konstancja chrząknęła cicho, jakby tłumiła chichot. Timothy odwrócił się do niej, ściągając brwi, ale ona odpowiedziała mu niewinnym spojrzeniem.
- Skoro już tu są, chcielibyśmy poznać wasze dzieci – z głosu Raula nie można było nic wyczytać.
Wszyscy wiedzieli, że wygłosił grzecznościową formułkę, bo doskonale znał zarówno Konstancję, jak i Angelo.
- Konstancjo, podejdź – Timothy przywołał córkę – Moja spadkobierczyni.
- Angelo – Laura skinęła synowi – Mój spadkobierca.
- Piękna para – Raul wyciągnął dłonie do obojga – Piękna...
Angelo wyglądał na onieśmielonego, natomiast Konstancja uściskała dłoń Raula, po czym zwróciła się do Juana.
- Moje gratulacje – uśmiechnęła się – To piękne miejsce. Godne tajemnicy, którą skrywa.
Wszyscy spojrzeli na nią, zaskoczeni powagą i elegancją jej słów.
- Dziękuję. To pierwsze gratulacje, które otrzymałem z tej okazji – spojrzał na kamień.
- Oby nie ostatnie – szepnęła z błyskiem w oku i cofnęła dłoń.
Juan dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że ostatnie słowa dosłyszał tylko on.
- Ja też gratuluję – Angelo spojrzał na Juana z podziwem. Imponowało mu, że tak młody Obdarowany wszedł do Rady, a teraz jeszcze otrzymał klucz.
Po odebraniu gratulacji, Juan po raz pierwszy otworzył komnatę i wpuścił do niej wszystkich obecnych.
- Jest prawie identyczna, jak nasza – szepnęła Konstancja rozglądając się uważnie dokoła – Tylko u nas drzwi są ciemnozielone, jak kamień ojca.
- Spostrzegawcza jesteś – Juan przysunął się do niej – Pogadamy?
- Kiedy i gdzie? - rzuciła i podeszła do miejsca, gdzie spoczywał zwój zamknięty w metalowej ozdobnej puszce – Czy te dokumenty także zostaną przetłumaczone? - spytała głośno.
- Właśnie chciałem prosić, by Manuela przyleciała jutro do Manzanares – Juan zwrócił się do Timothy,ego.
Raul otworzył usta, ale nie wypowiedział ani słowa sprzeciwu.
- Zaraz po powrocie jej to przekażę – głos Timothy'ego nie zdradził, jaką odczuł ulgę po tych słowach – Powinniśmy już wracać – skinął głową Konstancji.
- My również – Laura obdarzyła Juana ciepłym uśmiechem – Witaj wśród nas.
- Nie zatrzymuję was, bo ta noc będzie dla mnie pracowita – Juan skinął im głową – Obiecałem Mistrzowi i Maryann, że dowiem się, co ukazuje nasza skała, więc do rana mam co robić – na nieco dłuższą chwilę zatrzymał wzrok na twarzy Konstancji.
Prawie niezauważalnie skinęła mu głową. Jeśli dobrze zrozumiała, dał jej znak, że na nią czeka. Teraz musiała tylko urwać się z domu, bez wiedzy rodziców.
---
Grecja. Grudzień 2014
Oskar stąpał powoli po wąskich kamiennych stopniach, nie starając się ukrywać swojej obecności. Jeśli szedł za nim Swen, chciał za wszelką cenę ściągnąć na siebie jego uwagę. Nie tak wyobrażał sobie ich konfrontację. Niestety życie dopisało swój scenariusz. Podejmując decyzję, nie czuł lęku. Dopiero teraz zdał sobie w pełni sprawę, co zrobił, ale nie było już odwrotu. Zatrzymał się i nasłuchiwał. Wydało mu się, że gdzieś na górze słyszy ciche kroki. Ktoś szedł za nim. Majka? Zamarł w bezruchu i wstrzymał oddech. Nagle przestraszył się, że poszła za nim. Nie! Kroki były cięższe i... należały do co najmniej dwóch osób. Oskar zszedł niżej, umyślnie szurając nogami. Korytarz zakręcał. Snop światła z ręcznej latarki wydobywał z ciemności zadziwiająco gładkie, wykute w kamieniu ściany. Tym razem jednak nikt się nimi nie zachwycał.
- Master – z góry dobiegł go szept.
- Shat up! - rozpoznał głos Swena.
Oskar przełknął ślinę. A więc poszli za nim. Poczuł ulgę i jednocześnie ból. Co z nim zrobią? Nieważne. Rzuci się do nierównej walki, licząc na szybką śmierć. Oby tylko Majka zamknęła drzwi. Nagle uświadomił sobie, że już jej nie zobaczy, nie dotknie... Poczuł pod powiekami łzy. Pozwolił im spłynąć swobodnie po policzkach. I tak nikt ich nie ujrzy. Kroki stały się wyraźniejsze i głośniejsze. Oskar przyspieszył.
- Oskar! - usłyszał znienawidzony głos, odbijający się od skalnych ścian.
- Swen! - rzucił beznamiętnie w ciemność. Nagle dopadła go myśl, że towarzysz Swena może zawrócić po Majkę, jeśli nabiorą podejrzeń – Run! - krzyknął, jakby miał towarzystwo i ruszył w dół, starając się nie stracić równowagi na wąskich stopniach. Jego prześladowcy ruszyli za nim.
Pamiętał, że korytarz prostuje się i kończy nagle. Kiedy znalazł się w komnacie, nie zastanawiając się, skoczył w bok, przywarł plecami do ściany i zgasił latarkę.
Pierwszy do komnaty wbiegł ochroniarz Swena i natychmiast zwalił się na ziemię, otrzymawszy potężny cios w potylicę. Latarka, którą trzymał w rękach poleciała naprzód. Oskar uskoczył i miał zamiar zamachnąć się ponownie, ale Swen był szybszy. Przeskoczył leżące na ziemi ciało i wycelował w niego broń. Leżący jęknął głucho, ale nie wstawał. Obaj mężczyźni stali naprzeciw siebie. W skąpym świetle upuszczonej latarki wyglądali strasznie. Obaj ubrani w ciemne kurtki i spodnie, na tle których ich twarze, wykrzywione gniewem, wydawały się blade, wręcz upiorne. Oskar, choć wyższy, nie górował posturą nad mocną sylwetką Swena.
- Młody Mistrz w pułapce – w zimnym głosie zabrzmiała kpina.
Oskar nie odpowiedział, skupiony na Swenie do granic wytrzymałości. Wiedział, że jeśli jego przeciwnik popełni najmniejszy błąd, będzie miał nikłą szansę. Może ostatnią w życiu?
Swen nie spuszczał z Oskara wzroku. Jego człowiek nadal nie wstawał.
- A gdzie twoja piękna żona? Chciałbym się przywitać i z nią – dodał, robiąc mały krok w tył.
Oskar również zrobił krok, próbując podążyć za nim.
- O nie! - Swen uniósł wyżej pistolet – Zostań tam, jeśli nie chcesz zginąć już teraz.
- Obaj zginiemy, więc jaka to różnica? - z pewnym trudem Oskarowi udało się zachować spokój.
- Ty tak, ale ja nie zamierzam tu umierać – Swen przesunął się o kolejny krok i jeszcze jeden, ale nie zdecydował się na oderwanie wzroku od Oskara, by sprawdzić, czy gdzieś tu ukryta jest Majka – Wstawaj! - warknął do gramolącego się niezdarnie osiłka.
Oskar spiął się w sobie, wiedząc, że z każdą chwilą jego szanse maleją. Powalony drab próbował utrzymać równowagę na czworakach. Przysiadł na piętach i sięgnął ręką na kark.
- Auuu! - jęknął. Spróbował wstać, ale nie dał rady.
- Sprawdź pod ścianą! – Swen tracił cierpliwość.
Oskar roześmiał się głośno, prawie radośnie. Miał ochotę rzucić Swenowi w twarz, że dał się przechytrzyć, ale postanowił dać Majce jeszcze tych kilka minut. Zastanawiał się, czy usłyszy, jak drzwi się zatrzasną. Osiłek dowlókł się do ikonostasu.
- Nie ma nikogo – w jego głosie brzmiało zdumienie.
Na twarzy Swena odmalowało się najpierw zaskoczenie, a potem gniew.
- Ty... ty draniu! - rzucił w stronę Oskara z furią – Jest na górze! Leć po nią! - wrzasnął do ochroniarza.
Wszystko nabrało nagle tempa. Potężnie zbudowany mężczyzna rzucił się do schodów. Oskar rzucił się za nim, chwytając go za kurtkę i spowalniając w ten sposób jego ruchy. Swen strzelił. Oskar padł na ziemię, jak rażony piorunem. Ostatnią rzeczą, która dotarła do jego świadomości był dziwny dźwięk, jakby szmer i ciche zgrzyty, odbijające się echem od ścian korytarza.
- Kurwa! - Swen skoczył do leżącego. Jego ciężki but wylądował na ramieniu Oskara.
Zdławiony, pełen bólu dźwięk odbił się od ścian komnaty. To ja, stwierdził ze zdumieniem Oskar. Nagle poczuł potworny ból i zacisnął szczęki, dygocąc na całym ciele. Gdzieś z góry dobiegł ich głuchy przytłumiony odgłos, jakby szuranie kamienia o kamień.
- Zamęczę cię na śmierć – zimny, pełen nienawiści głos zawisł nad twarzą Oskara – A tę twoją żonkę dopadną za chwilę moi ludzie. Przywloką ją tu jak zwykłą kurwę! I wiesz, co z nią zrobię?
- Nie dostaniesz jej – wyszeptał ledwie słyszalnie Oskar.
- Zabawne – Swen wykrzywił usta w uśmiechu – To samo powiedział mi twój ojciec, kiedy poprosiłem go o klucz. „Nie dostaniesz go”. A ja mam i klucz, i komnatę, a za chwilę będę miał jeszcze Maryann. Nie sądzisz, że się pomylił?
Nie uzyskał jednak odpowiedzi, a przynajmniej nie taką, jakiej się spodziewał. Oskar chwycił go zdrową ręką za kostkę tuż nad krótką cholewą buta i w odruchu rozpaczy szarpnął z całej siły.

9 komentarzy:

  1. Coś czuję że Konstancja polubi młodego Gonzagę��. Oscar nie daj się pomiatać 50letniemu dziadowi. Roxano co do słodkości to uwielbiam w każdej ilości.

    OdpowiedzUsuń
  2. Roksano tylko nie mój Oskar. Ja cię błagam o cukierkowe zakończenie. Natalia

    OdpowiedzUsuń
  3. No, halo! Natalio, Grafoman! Nie bądźcie tacy! Dajcie autorowi trochę autonomii :) Ale tak na serio, to Was rozumiem. To w końcu Oskar! Nie mogę zdradzić, co się stanie, choć zakończenie już mam napisane. Musicie trochę poczekać, ale obiecuję, że niedługo. Pozdrawiam, skonsternowana Roksana.

    OdpowiedzUsuń
  4. Witajcie. Roksano, będzie tak krótko bo z pracy. Roksano ale my dajemy Ci niezależność w pisaniu. Też chciałbym by było cukierkowo i słodko, ale to się zobaczy co im wymyśliłaś. Pozdrawiam Wiktor

    OdpowiedzUsuń
  5. Roksano dajemy ci pełną autonomie do napisania happy endu, masz tyle opcji do wyboru np. Rossanna a raczej jej duch albo nawet Helena z starym mistrzem mogą wpaść i uratować Oskara, a jak koniecznie musi być ktoś martwy to Swen jest idealnym kandydatem, spełnia ku temu wszystkie warunki, ;) Natalia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj. Natalio i to jest komentarz co poprawia humor w pracy. Jesteś niesamowita.. Pozdrawiam Wiktor

      Usuń
    2. Natalio, ja Cię chyba zatrudnię w roli konsultantki ;))) Pozdrawiam, Roksana

      Usuń
    3. Witaj Roksano!!!. Witaj Natalio!!!.
      Natalio oj brakowało tu Ciebie na blogu. Smutno tak było.
      Natalio ja to widzę tak. Jeszcze została kwestia zabrania daru. Swen i jego drab są na dole z Oskarem i duchem Rossany (jak można tak powiedzieć). Rossana ma klucz i wiedzę jak zabrać dar. Swen teraz już nie ucieknie bo drzwi są zamknięte.Coś mi się wydaje, że ocali Oskara.
      Pozdrawiam wszystkich Wiktor

      Usuń
  6. Witku, trzymam kciuki abyś miał rację :) Natalia

    OdpowiedzUsuń