Grecja. Grudzień
2014.
Majka najpierw
usłyszała głośny trzask, a potem hałas przesuwanych beczek.
Skulona, wychyliła się odrobinę i z przerażeniem ujrzała
wchodzącego Swena i jednego z jego drabów. Obaj mieli w
dłoniach broń. W tej chwili zdała sobie sprawę, że Oskar
uzbrojony jedynie w ciężką latarkę nie miał szans, a ona będzie
musiała spełnić jego polecenie. Włosy uniosły jej się w górę,
a zimny pot w sekundzie pokrył zgarbione plecy. Skuliła się
jeszcze mocniej i zamknęła oczy. Babciu Rosanno, jeśli mnie
słyszysz... jeśli potrafisz mi pomóc... to zrób to!
Cały jej umysł, wszystkie uczucia skierowała w niemym błaganiu do
tej, która oddała jej swój Dar.
Nagle zaległa
cisza. Musieli wyłączyć windę, bo usłyszała z boku kroki, ale
nie miała odwagi otworzyć oczu.
- Come
here! - dobiegło do Majki od
strony wejścia do komnaty. Poznałaby ten głos nawet w piekle!
- Jeśli nie
pomożesz mi ocalić Oskara, to nie chcę żyć! Zabierz sobie swój
Dar! Daj go Monice, albo niech go piekło pochłonie! - jej usta
poruszały się, nie wydając jednak żadnego dźwięku – Rosanna!
Nie zostawiaj mnie tak! Pomóż mi, albo umrę razem z nim...
Nagle umysł Majki
jakby eksplodował bólem. Ostatkiem sił oparła dłonie na
podłodze, dzięki czemu nie upadła z łoskotem, a łagodnie osunęła
się na ziemię, nim straciła czucie.
Jej oczom ukazał
się dziwny obraz. Siwowłosa kobieta stała w wejściu do komnaty. Z
trudem rozpoznała w niej Rosannę. Jakby w przybliżeniu ujrzała
jej surowe, pełne wyrzutu spojrzenie dwukolorowych oczu. Nie
spiesząc się, postać sięgnęła po kamień i wyjęła go, po czym
zrobiła krok w dół i zniknęła w korytarzu. Drzwi zaczęły
się powoli zamykać, nie wydając najmniejszego dźwięku. Majka z
przerażeniem uświadomiła sobie, że jej babka odcięła Oskarowi
drogę powrotną. Ból w jej głowie stał się nie do
zniesienia. Uniosła pięści i docisnęła je do skroni. Nagle
wszystko ustało.
- To koniec? -
wyszeptała pobielałymi ustami – Umarłam?
Chciała spojrzeć
na drzwi, ale otoczyła ją ciemność.
---
Manzanares
el real. Grudzień 2014.
Juan stał przed
Laurą i Timothy'm, trzymając w dłoniach kamień, który
przed chwilą otrzymał z rąk ojca.
- Przysięgam
strzec tajemnicy, którą mi powierzono do końca mego życia,
a kiedy nadejdzie czas, przekażę ją memu spadkobiercy –
wyrecytował.
- Przyjmujemy
twoją przysięgę – odparli mu chórem.
- W zasadzie,
powinniśmy zaczekać na Maryann, ale w zaistniałych
okolicznościach... - Timothy zawiesił głos, spoglądając na
Raula. Ten już otworzył usta, by odpowiedzieć, ale Laura odezwała
się pierwsza.
- Mistrz zapewnił
mnie, że ona o wszystkim wie, i nie ma nic przeciwko temu –
powiedziała z przekonaniem – Należy im się trochę prywatnego
życia.
Stojąca z tyłu
Konstancja chrząknęła cicho, jakby tłumiła chichot. Timothy
odwrócił się do niej, ściągając brwi, ale ona
odpowiedziała mu niewinnym spojrzeniem.
- Skoro już tu
są, chcielibyśmy poznać wasze dzieci – z głosu Raula nie można
było nic wyczytać.
Wszyscy
wiedzieli, że wygłosił grzecznościową formułkę, bo
doskonale znał zarówno Konstancję, jak i Angelo.
- Konstancjo,
podejdź – Timothy przywołał córkę – Moja
spadkobierczyni.
- Angelo –
Laura skinęła synowi – Mój spadkobierca.
- Piękna para –
Raul wyciągnął dłonie do obojga – Piękna...
Angelo wyglądał
na onieśmielonego, natomiast Konstancja uściskała dłoń Raula, po
czym zwróciła się do Juana.
- Moje gratulacje
– uśmiechnęła się – To piękne miejsce. Godne tajemnicy,
którą skrywa.
Wszyscy
spojrzeli na nią, zaskoczeni powagą i elegancją jej słów.
- Dziękuję. To
pierwsze gratulacje, które otrzymałem z tej okazji –
spojrzał na kamień.
- Oby nie
ostatnie – szepnęła z błyskiem w oku i cofnęła dłoń.
Juan dopiero po
chwili zdał sobie sprawę, że ostatnie słowa dosłyszał tylko on.
- Ja też
gratuluję – Angelo spojrzał na Juana z podziwem. Imponowało mu,
że tak młody Obdarowany wszedł do Rady, a teraz jeszcze otrzymał
klucz.
Po odebraniu
gratulacji, Juan po raz pierwszy otworzył komnatę i wpuścił do
niej wszystkich obecnych.
- Jest prawie
identyczna, jak nasza – szepnęła Konstancja rozglądając się
uważnie dokoła – Tylko u nas drzwi są ciemnozielone, jak kamień
ojca.
- Spostrzegawcza
jesteś – Juan przysunął się do niej – Pogadamy?
- Kiedy i gdzie?
- rzuciła i podeszła do miejsca, gdzie spoczywał zwój
zamknięty w metalowej ozdobnej puszce – Czy te dokumenty także
zostaną przetłumaczone? - spytała głośno.
- Właśnie
chciałem prosić, by Manuela przyleciała jutro do Manzanares –
Juan zwrócił się do Timothy,ego.
Raul otworzył
usta, ale nie wypowiedział ani słowa sprzeciwu.
- Zaraz po
powrocie jej to przekażę – głos Timothy'ego nie zdradził, jaką
odczuł ulgę po tych słowach – Powinniśmy już wracać –
skinął głową Konstancji.
- My również
– Laura obdarzyła Juana ciepłym uśmiechem – Witaj wśród
nas.
- Nie zatrzymuję
was, bo ta noc będzie dla mnie pracowita – Juan skinął im głową
– Obiecałem Mistrzowi i Maryann, że dowiem się, co ukazuje nasza
skała, więc do rana mam co robić – na nieco dłuższą chwilę
zatrzymał wzrok na twarzy Konstancji.
Prawie
niezauważalnie skinęła mu głową. Jeśli dobrze zrozumiała, dał
jej znak, że na nią czeka. Teraz musiała tylko urwać się z domu,
bez wiedzy rodziców.
---
Grecja. Grudzień
2014
Oskar stąpał
powoli po wąskich kamiennych stopniach, nie starając się ukrywać
swojej obecności. Jeśli szedł za nim Swen, chciał za wszelką
cenę ściągnąć na siebie jego uwagę. Nie tak wyobrażał sobie
ich konfrontację. Niestety życie dopisało swój scenariusz.
Podejmując decyzję, nie czuł lęku. Dopiero teraz zdał sobie w
pełni sprawę, co zrobił, ale nie było już odwrotu. Zatrzymał
się i nasłuchiwał. Wydało mu się, że gdzieś na górze
słyszy ciche kroki. Ktoś szedł za nim. Majka? Zamarł w bezruchu i
wstrzymał oddech. Nagle przestraszył się, że poszła za nim. Nie!
Kroki były cięższe i... należały do co najmniej dwóch
osób. Oskar zszedł niżej, umyślnie szurając nogami.
Korytarz zakręcał. Snop światła z ręcznej latarki wydobywał z
ciemności zadziwiająco gładkie, wykute w kamieniu ściany. Tym
razem jednak nikt się nimi nie zachwycał.
- Master –
z góry dobiegł go szept.
- Shat up! -
rozpoznał głos Swena.
Oskar przełknął
ślinę. A więc poszli za nim. Poczuł ulgę i jednocześnie ból.
Co z nim zrobią? Nieważne. Rzuci się do nierównej walki,
licząc na szybką śmierć. Oby tylko Majka zamknęła drzwi. Nagle
uświadomił sobie, że już jej nie zobaczy, nie dotknie... Poczuł
pod powiekami łzy. Pozwolił im spłynąć swobodnie po policzkach.
I tak nikt ich nie ujrzy. Kroki stały się wyraźniejsze i
głośniejsze. Oskar przyspieszył.
- Oskar! - usłyszał
znienawidzony głos, odbijający się od skalnych ścian.
- Swen! - rzucił
beznamiętnie w ciemność. Nagle dopadła go myśl, że towarzysz
Swena może zawrócić po Majkę, jeśli nabiorą podejrzeń –
Run! - krzyknął, jakby miał towarzystwo i ruszył w dół,
starając się nie stracić równowagi na wąskich stopniach.
Jego prześladowcy ruszyli za nim.
Pamiętał, że
korytarz prostuje się i kończy nagle. Kiedy znalazł się w
komnacie, nie zastanawiając się, skoczył w bok, przywarł plecami
do ściany i zgasił latarkę.
Pierwszy do komnaty
wbiegł ochroniarz Swena i natychmiast zwalił się na ziemię,
otrzymawszy potężny cios w potylicę. Latarka, którą
trzymał w rękach poleciała naprzód. Oskar uskoczył i miał
zamiar zamachnąć się ponownie, ale Swen był szybszy. Przeskoczył
leżące na ziemi ciało i wycelował w niego broń. Leżący jęknął
głucho, ale nie wstawał. Obaj mężczyźni stali naprzeciw siebie.
W skąpym świetle upuszczonej latarki wyglądali strasznie. Obaj
ubrani w ciemne kurtki i spodnie, na tle których ich twarze,
wykrzywione gniewem, wydawały się blade, wręcz upiorne. Oskar,
choć wyższy, nie górował posturą nad mocną sylwetką
Swena.
- Młody Mistrz w
pułapce – w zimnym głosie zabrzmiała kpina.
Oskar nie
odpowiedział, skupiony na Swenie do granic wytrzymałości.
Wiedział, że jeśli jego przeciwnik popełni najmniejszy błąd,
będzie miał nikłą szansę. Może ostatnią w życiu?
Swen nie spuszczał
z Oskara wzroku. Jego człowiek nadal nie wstawał.
- A gdzie twoja
piękna żona? Chciałbym się przywitać i z nią – dodał, robiąc
mały krok w tył.
Oskar również
zrobił krok, próbując podążyć za nim.
- O nie! - Swen
uniósł wyżej pistolet – Zostań tam, jeśli nie chcesz
zginąć już teraz.
- Obaj zginiemy,
więc jaka to różnica? - z pewnym trudem Oskarowi udało się
zachować spokój.
- Ty tak, ale ja nie
zamierzam tu umierać – Swen przesunął się o kolejny krok i
jeszcze jeden, ale nie zdecydował się na oderwanie wzroku od
Oskara, by sprawdzić, czy gdzieś tu ukryta jest Majka – Wstawaj!
- warknął do gramolącego się niezdarnie osiłka.
Oskar spiął się
w sobie, wiedząc, że z każdą chwilą jego szanse maleją.
Powalony drab próbował utrzymać równowagę na
czworakach. Przysiadł na piętach i sięgnął ręką na kark.
- Auuu! - jęknął.
Spróbował wstać, ale nie dał rady.
- Sprawdź pod
ścianą! – Swen tracił cierpliwość.
Oskar roześmiał
się głośno, prawie radośnie. Miał ochotę rzucić Swenowi w
twarz, że dał się przechytrzyć, ale postanowił dać Majce
jeszcze tych kilka minut. Zastanawiał się, czy usłyszy, jak drzwi
się zatrzasną. Osiłek dowlókł się do ikonostasu.
- Nie ma nikogo –
w jego głosie brzmiało zdumienie.
Na twarzy Swena
odmalowało się najpierw zaskoczenie, a potem gniew.
- Ty... ty draniu! -
rzucił w stronę Oskara z furią – Jest na górze! Leć po
nią! - wrzasnął do ochroniarza.
Wszystko nabrało
nagle tempa. Potężnie zbudowany mężczyzna rzucił się do
schodów. Oskar rzucił się za nim, chwytając go za kurtkę i
spowalniając w ten sposób jego ruchy. Swen strzelił. Oskar
padł na ziemię, jak rażony piorunem. Ostatnią rzeczą, która
dotarła do jego świadomości był dziwny dźwięk, jakby szmer i
ciche zgrzyty, odbijające się echem od ścian korytarza.
- Kurwa! - Swen
skoczył do leżącego. Jego ciężki but wylądował na ramieniu
Oskara.
Zdławiony, pełen
bólu dźwięk odbił się od ścian komnaty. To ja, stwierdził
ze zdumieniem Oskar. Nagle poczuł potworny ból i zacisnął
szczęki, dygocąc na całym ciele. Gdzieś z góry dobiegł
ich głuchy przytłumiony odgłos, jakby szuranie kamienia o kamień.
- Zamęczę cię na
śmierć – zimny, pełen nienawiści głos zawisł nad twarzą
Oskara – A tę twoją żonkę dopadną za chwilę moi ludzie.
Przywloką ją tu jak zwykłą kurwę! I wiesz, co z nią zrobię?
- Nie dostaniesz jej
– wyszeptał ledwie słyszalnie Oskar.
- Zabawne – Swen
wykrzywił usta w uśmiechu – To samo powiedział mi twój
ojciec, kiedy poprosiłem go o klucz. „Nie dostaniesz go”. A ja
mam i klucz, i komnatę, a za chwilę będę miał jeszcze Maryann.
Nie sądzisz, że się pomylił?
Nie uzyskał jednak
odpowiedzi, a przynajmniej nie taką, jakiej się spodziewał. Oskar
chwycił go zdrową ręką za kostkę tuż nad krótką cholewą
buta i w odruchu rozpaczy szarpnął z całej siły.
Coś czuję że Konstancja polubi młodego Gonzagę��. Oscar nie daj się pomiatać 50letniemu dziadowi. Roxano co do słodkości to uwielbiam w każdej ilości.
OdpowiedzUsuńRoksano tylko nie mój Oskar. Ja cię błagam o cukierkowe zakończenie. Natalia
OdpowiedzUsuńNo, halo! Natalio, Grafoman! Nie bądźcie tacy! Dajcie autorowi trochę autonomii :) Ale tak na serio, to Was rozumiem. To w końcu Oskar! Nie mogę zdradzić, co się stanie, choć zakończenie już mam napisane. Musicie trochę poczekać, ale obiecuję, że niedługo. Pozdrawiam, skonsternowana Roksana.
OdpowiedzUsuńWitajcie. Roksano, będzie tak krótko bo z pracy. Roksano ale my dajemy Ci niezależność w pisaniu. Też chciałbym by było cukierkowo i słodko, ale to się zobaczy co im wymyśliłaś. Pozdrawiam Wiktor
OdpowiedzUsuńRoksano dajemy ci pełną autonomie do napisania happy endu, masz tyle opcji do wyboru np. Rossanna a raczej jej duch albo nawet Helena z starym mistrzem mogą wpaść i uratować Oskara, a jak koniecznie musi być ktoś martwy to Swen jest idealnym kandydatem, spełnia ku temu wszystkie warunki, ;) Natalia
OdpowiedzUsuńWitaj. Natalio i to jest komentarz co poprawia humor w pracy. Jesteś niesamowita.. Pozdrawiam Wiktor
UsuńNatalio, ja Cię chyba zatrudnię w roli konsultantki ;))) Pozdrawiam, Roksana
UsuńWitaj Roksano!!!. Witaj Natalio!!!.
UsuńNatalio oj brakowało tu Ciebie na blogu. Smutno tak było.
Natalio ja to widzę tak. Jeszcze została kwestia zabrania daru. Swen i jego drab są na dole z Oskarem i duchem Rossany (jak można tak powiedzieć). Rossana ma klucz i wiedzę jak zabrać dar. Swen teraz już nie ucieknie bo drzwi są zamknięte.Coś mi się wydaje, że ocali Oskara.
Pozdrawiam wszystkich Wiktor
Witku, trzymam kciuki abyś miał rację :) Natalia
OdpowiedzUsuń