Grecja. Grudzień
2014.
Snop światła wyławiał z ciemności zadziwiająco gładkie ściany. Stopnie, choć wydawały się strome, w rzeczywistości okazały się całkiem wygodne. Tylko na samym początku schodziły ostro w dół, potem korytarz wił się spiralnie, jakby wkręcał się w korpus skały.
- Widzisz to? -
Majka przesunęła dłonią po ścianie – Jest tak cudownie gładka!
To granit! Jakim sposobem oni to zrobili?
- Nie wiem. To ty
jesteś geologiem – Oskar odruchowo ściszył głos.
- To fascynujące!
Zeszliśmy już ze dwa piętra w dół, a powietrze nie jest stęchłe.
Nie ma też wilgoci!
- Nie ma też
pajęczyn – zauważył – że nie wspomnę o nietoperzach.
- No, to mi akurat
nie przeszkadza – wzdrygnęła się.
- Uwaga!
Światło latarki
nagle pobiegło w przód, rozjaśniając głębię. Korytarz się
wyprostował. Oskar omiótł uważnie ściany w poszukiwaniu
ewentualnych pułapek, ale nie napotkał niczego niepokojącego.
Wszystko zdawało się wykute w jednolitej skale. Zrobili jeszcze
kilka kroków i wstrzymali oddech. Znienacka korytarz urywał się w
wejściu do ogromnej komory.
- Ach!
Komnata była o
wiele wyższa od tych, które widzieli w zamkach i była... czarna!
Granit gdzieniegdzie połyskiwał drobnymi cyrkoniami. Miejscami było
ich mnóstwo, miejscami tylko pojedyncze punkciki. Stanęli oboje,
jak wryci. To przeszło ich wyobrażenia.
- Oskar! - głos
Majki odbił się echem od półkolistych ścian – Spójrz tutaj!
W blasku latarki
ujrzeli trzy drewniane skrzydła ikonostasu, a obok niego jeszcze
jeden osobny obraz.
- Czy to jest...? -
Oskar podszedł bliżej i pochyliwszy się, oświetlił z bliska
poważne twarze świętych.
- Tak. Nigdy nie
opuścili meteoru – szepnęła z przejęciem Majka.
- Ale dlaczego? -
Oskar spojrzał na nią z wyrazem zdumienia w oczach – I kto to
zrobił?
- Zniknęły w 1979
roku, więc albo Rosanna albo Nicolas – kręciła głową, jakby
wciąż nie mogła uwierzyć w to, co widzi – Tak myślę. A
dlaczego? - schyliła się i ująwszy dłoń Oskara skierowała
światło na pierwszy obraz – Popatrz tu – wskazała tło –
Mimoza. Kwitnie wczesną wiosną – oświetliła kolejny –
Lawenda...
- Latem całe
Ainay-le-Vieil nią pachnie! - wykrzyknął.
- Oliwki
– wskazała srebrzystolistną gałązkę, oblepioną czarnymi
dojrzałymi owocami – Zbierają je w listopadzie.
- Myślisz, że to
trzy pory roku? - Oskar jeszcze raz obejrzał wszystkie obrazy – To
nieprawdopodobne!
- Ależ nie –
pokręciła głową – Musi tak być. Inaczej by tutaj tego nie
ukryli, a poza tym – uśmiechnęła się chytrze – Wdziałeś na
górze obraz w kamiennej rotundzie? Była na nim gałązka z
pomarańczą! A kiedy dojrzewają pomarańcze?
- Zimą...
- No właśnie! To
były wskazówki, które należało ukryć! - gorączkowała się –
Pojedynczy obraz niczego nie tłumaczy, ale kiedy wisiały razem...?
- Załóżmy, że
masz rację – Oskarowi wciąż nie wszystko pasowało, ale kimże
on był, żeby krytykować. W końcu Majka była prawnuczką Rosanny
– Znalazłaś komnatę!
- My znaleźliśmy –
poprawiła go – Przeszukajmy ją!
Oskar
omiótł całe pomieszczenie światłem latarki. Najpierw pobieżnie
ściany i podłogę dokoła, potem dokładniej od sufitu, po ścianach
w dół. Jedyne, co odkryli, to zagłębienie w posadzce o średnicy
niespełna metra i głębokości nie większej niż dwadzieścia
centymetrów.
- Czy to jest
naczynie? - Oskar przesunął dłonią po idealnie gładkiej
powierzchni.
- Nie wygląda jak
tamta skała – Majka również włożyła dłonie do zagłębienia
– Ale wiem na pewno, że mój klucz wykonano z tego samego
kamienia, co komnatę. Och, Oskar!
- Tyle, że nie
wiemy, co z nią zrobić. Potrzebujemy trzeciego zwoju. Pewnie już
zapada zmierzch – spojrzał na zegarek – Dziwne! Wskazówka się
nie porusza.
- Zepsuł się?
Akurat teraz? - Majka przyjrzała się cyferblatowi.
Oskar wyciągnął
z kieszeni telefon komórkowy.
- Nie działa! –
rzucił z niepokojem w głosie - Wyjdźmy stąd
---
Johan
usiadł na masce samochodu i wpatrywał się w kulę słońca, która
pod wieczór wreszcie wyszła zza chmur. Przez cały dzień niebo
miało kolor ołowiu, ale teraz łagodny różowozłoty blask
oświetlił od spodu szarą warstwę, wydobywając z niej
fantastyczne kształty. Przypomniał sobie zachody słońca na Rodos
i przyległych wyspach, i na Karaibach, i na Riwierze Francuskiej...
Ile ich widział? Setki? Tysiące? Romantyczne wieczory... Były
romantyczne? Czasami... kiedy oglądał je, czekając na spotkanie z
dziewczyną. Potem, owszem, bywało romantycznie, ale podczas zachodu
słońca? Zawsze oglądał je sam. Czasem z Oskarem i kumplami.
-
Johan – jeden z chłopaków podszedł do niego i wskazał
poruszający się w oddali punkt – Nadjeżdża samochód.
- Zatarasujcie wjazd
na parking – rzucił – Tylko jakieś sto metrów niżej. Ja
zadzwonię do Mistrza.
Ledwie wyciągnął
telefon, gdy ten zaczął drgać. Przesunął palcem po ekranie.
- Tak?
Słuchał przez
chwilę w skupieniu, po czym rozłączył się i schował komórkę
do kieszeni.
- Alarm odwołany.
To goście klasztoru! - zawołał w kierunku dwóch ludzi
wsiadających do SUV-a identycznego, jak ten, na którym siedział.
Zsunął się na
nogi i otrzepał ubranie. Nie lubił bezczynności. Kiedy wyjeżdżali
z zamku, o mało nie podskakiwał z radości, że idą w teren. Teraz
prawie tęsknił za zamkiem, komputerem i nocami wypełnionymi pracą.
- Starzeję się,
czy co? - mruknął pod nosem.
Ustawił się tak,
by widzieć dokładnie samochód.
- Chłopaki,
schowajcie się, a ja na wszelki wypadek sprawdzę – ruszył w dół,
po asfaltowej, pokrytej jasnym kurzem drodze.
Granatowy ford
transporter zbliżał się szybko, pokonując ostatni kręty odcinek
drogi. Kierowca, widząc człowieka na środku jezdni, zwolnił, a po
chwili stanął. Johan pokazał, by ten otworzył okno i podszedł
bliżej.
-
Calispera – uśmiechnął
się do niego ciemnowłosy chłopak.
-
Calispera –
odpowiedział – Zobaczymy, czy będzie dobry – mruknął do
siebie i spróbował zajrzeć do środka przez przednią,
nieprzyciemnianą szybę.
Chłopak wciąż
się uśmiechając i nie gasząc silnika, zaciągnął ręczny
hamulec. Otworzył drzwi.
-
I'd like only
check...-
zaczął Johan, ale nagle urwał.
Pierwsze, co
poczuł, to brak tchu, dopiero potem ostry ból. Chwycił się
odruchowo za pierś. W jego spojrzeniu odmalowało się najpierw
zdumienie, a potem zgroza. Jego potężne ciało osunęło się
bezwładnie na ziemię.
- Weź go do środka
i posadź na przednim siedzeniu. Zwabimy resztę – beznamiętny
głos dobiegł z tylnego siedzenia.
---
Droga
w górę korytarza była nieco trudniejsza, ale pokonali ją w końcu.
Zanim wyszli, Oskar wyjrzał ostrożnie. Wszystko wyglądało tak,
jak to zostawili.
- Zamknij komnatę –
polecił Majce – Przenocujemy tu wszyscy, a jutro ściągniemy
resztę ludzi. Jeszcze tej nocy spróbuję się skontaktować z
Juanem... - urwał nagle i sięgnął do kieszeni.
Telefon komórkowy
Oskara ożył i zaczął wibrować. Po chwili jednak przestał.
- Sms? Przecież nie
ma zasięgu – wymamrotał pod nosem – O kurwa!
- Co się dzieje? -
mimo słabego światła Majka zauważyła, że Oskar blednie.
-
Ktoś manipuluje ze sprzętem do zakłócania sygnału. Zamknij
komnatę i się schowaj! - rzucił, a sam podszedł do drzwi.
Pociągnął za klamkę, robiąc tylko wąską szparę. Zresztą, na
tyle pozwoliły mu ciężkie beczki – Sam?
– syknął – Sam!
Przez
kilka chwil panowała cisza.
- Jestem, Mistrzu –
usłyszał wreszcie. Wydało mu się, że głos chłopaka brzmi
niepewnie.
- Wszystko w
porządku? - Oskar nadał głosowi swobodny ton.
- W największym.
- Chodź do nas –
cofnął się i odsunął jedną z beczek – Kiedy zmierzch?
- Za dwadzieścia
minut.
- Przejdziesz? -
Oskar przesunął drugą beczkę, robiąc samowi wąskie przejście.
Kiedy Sam znalazł
się w środku, Oskar zamknął pospiesznie drzwi i przesunął
beczkę na swoje miejsce.
- Gdzie lady
Maryann? - chłopak rozejrzał się po piwnicy.
- Poszła uruchomić
windę. Zjedziemy tamtędy – oświadczył Oskar – Podaj mi
skrzynkę. Musimy zablokować klamkę.
- Zablokować? - w
oczach Sama pojawiło się zdumienie. Oskar dojrzał w nich jednak
coś jeszcze.
- Tak, musimy użyć
innej drogi... - nagle Oskar wyrzucił przed siebie rękę i chwycił
niczego nie podejrzewającego chłopaka za gardło.
- Mistrzu! - Sam
złapał trzymającą go w żelaznym uścisku dłoń, próbując się
uwolnić.
- Stój spokojnie –
Oskar bez trudu wykręcił mu ręce na plecy, zmuszając do
uklęknięcia.
- Majka! Obszukaj go
– rzucił za siebie.
- Oszalałeś? -
wybiegła zza rzędu skrzynek.
- Jeśli się mylę,
to go przeproszę – głos Oskara brzmiał śmiertelnie poważnie –
Obszukaj go!
- Mistrzu,
błagam.... - Sam zaczął jęczeć, kiedy Majka drżącymi rękami
opróżniała kieszenie jego kurtki – Mistrzuuuu...
- Sam, co zrobiłeś?
Powiedz mi w tej chwili – Oskar ścisnął mocniej przeguby
chłopaka, tak, że ten jęknął głośniej.
- Oskar! - do Majki
dotarło wreszcie, że on się nie myli. Skupiła się na kieszeniach
Sama.
Na podłodze
wylądował służbowy telefon, opakowanie gumy do żucia, plastikowa
okładka z dokumentami, a w niej kilka drobnych banknotów.
- Tylne kieszenie! -
rzucił Oskar, zginając Sama w pół.
- O kurwa! - zza
spodni, z wewnętrznej ukrytej kieszeni Majka wyłuskała płaski
smartphone. Spróbowała go uruchomić.
- Hasło dostępu –
warknął Oskar.
- Mistrzu, daruj! –
łkał Sam – Moja siostra...
- Wystawiłeś nas?
- przerwał mu brutalnie Oskar – Mów! - wolną ręką chwycił go
za kark jak szczeniaka – Co się dzieje?
- Idą na górę –
wyjęczał chłopak.
- A co z Johanem? Z
chłopakami? – Majka poczuła w ustach znajomy słodkawy smak. Była
bliska omdlenia.
- Obiecał, że ich
tylko zwiąże...
- Ty kretynie! -
wrzasnęła, szarpiąc go za ubranie – Ty głupi, łatwowierny...
- Ile mamy czasu? -
Oskar był blady, jak ściana.
- Minuty...
- Swen? Ilu ludzi? -
rzucił, gorączkowo próbując coś postanowić.
Nie czekając na
odpowiedź, szarpnął Sama w górę i ruszył na tył piwnicy,
wlokąc go ze sobą.
- Dokąd? - Majka
nie mogła się ruszyć z miejsca, sparaliżowana przez strach.
- Podeprzyj drzwi,
czym się da. A potem się schowaj, jak najdalej od nich. Szybko!
Zatoczyła się,
jak pijana. Zbierała się powoli, ale strach w końcu zmalał na
tyle, że dała radę. Najpierw upewniła się, że klamka nie da się
nacisnąć, podparta kawałkiem deski, potem znalazła kawałek
sznura i obwiązała blokadę. Spojrzała na swoje dzieło. Nie
powstrzyma Swena, ale da im kilka minut. Spróbowała przesunąć
jeszcze jedną beczkę, ale ta nawet nie drgnęła. Z oddali
docierały do niej jęki Sama, potem coś, jakby głuche uderzenie o
ziemię i zgrzyt zardzewiałego mechanizmu. Winda działała.
Pobiegła w tamtą stronę. Ujrzała na drewnianej platformie
bezwładne ciało.
- Czy on...? - głos
uwiązł jej w krtani.
- Jest nieprzytomny,
ale żyje.
- Co teraz? Oskar,
co teraz? - panika odbierała jej zmysły.
Oskar uruchomił
windę, posyłając ją razem z Samem gdzieś w dół. Zdołał
wydobyć z chłopaka, że Swen nie był przygotowany na to wezwanie i
miał przy sobie tylko garstkę ludzi. Był pewien, że hałas zwabi
do niej przynajmniej jednego z nich. Mieliby wtedy większe szanse.
Wsunął kawał metalowego pręta w mechanizm tak, by ten zablokował
się, zanim platforma dotrze na sam dół, po czym, pociągnął
Majkę do miejsca, gdzie odkryli tajemne wejście.
- Dlaczego on to
zrobił? - załamała ręce.
- Swen obiecał mu
pełny Dar.
- I on mu uwierzył?!
- prawie krzyknęła.
- Kiedy się czegoś
bardzo pragnie... - pokręcił głową z dezaprobatą - Otwórz
komnatę. Nie zdążymy stąd wyjść. Swen może być już na
dziedzińcu.
- Cooo?
- Rób, co mówię –
jego głos złagodniał – Otwórz komnatę! - poprosił.
Majka, jak w
transie wykonała polecenie. Kamienna płyta zaczęła się
przesuwać, ukazując czarną czeluść.
- Kochanie,
posłuchaj mnie – Oskar ujął jej twarz w dłonie – Zejdziemy
razem do komnaty, ja i Swen...Ty masz tu zostać – przerwał, żeby
się upewnić, że go usłucha – Podkradniesz się i wyjmiesz
klucz, ale dopiero, kiedy zejdziemy niżej. Tak, żeby nie zdążył
wyjść. Rozumiesz?
- A ty? Jak ty
wyjdziesz? - w jej oczach pojawił się niepokój.
- O mnie się nie
martw – spróbował przywołać na twarz uśmiech – Po prostu to
zrób. Nie wiemy, kto tutaj wejdzie. Jeśli to będzie Swen, to muszę
go zwabić na dół.
- Ale jeśli go
zabijesz, to nie będziesz mógł... - nagle dotarło do niej, co
naprawdę postanowił zrobić – Nie, Oskar, nie! - spróbowała się
uwolnić od jego rąk – To pożegnanie, tak?
Oskar przytrzymał
ją, wciąż zaglądając jej w oczy.
- Kochanie, tak
trzeba. To tylko na wszelki wypadek – wyszeptał – Ale gdyby...
Poradzisz sobie. Jesteś silna i mądra. Zgromadzenie cię
potrzebuje...
- Potrzebują
ciebie! - wpadła mu w słowo – Jesteś Mistrzem!
- Potrzebują
bezpieczeństwa, a ja muszę im je zapewnić – obejrzał się przez
ramię – Schowaj się.
- Nie. Proszę cię
– wczepiła palce w jego włosy i przyciągnęła do siebie – Ja
ciebie potrzebuję! Powiedziałeś, że składasz życie w moje
ręce... że nasze Dary...
– Zrozum, nie
możemy stąd wyjść cało oboje - Oskar przywarł ustami do jej
ust. Majce wydało się, że czuje na policzkach łzy, ale nie była
pewna, czyje. Chciwy język wziął jej usta w posiadanie tak
gwałtownie, jakby od tego zależało ich życie. Zakręciło jej się
w głowie. Po chwili jednak Oskar odsunął się i jeszcze raz
spojrzał jej w oczy. W głębi duszy czuł ból nie do opisania -
Masz przeżyć i... – głos uwiązł mu w gardle – Jeśli
jesteś... - nie dokończył, widząc kątem oka jak klamka się
porusza.
Popchnął Majkę w
ciemny kąt, gdzie stały dwie omszałe beczki. Chwycił kawał
drewna i stłukł najbliższe żarówki, pogrążając miejsce
ukrycia Majki w jeszcze większym mroku. Usłyszał, że ktoś
szarpie się z drzwiami i skoczył do otworu wykutego w skale. Hałas
windy sprawił, że nie musiał się zachowywać cicho. Ostatni raz
spojrzał w stronę, gdzie ukrył żonę i zniknął w czarnej
czeluści.
Witaj Roksano!. Cześć wspaniała. Nie zrobisz im chyba tego, że Oskar zginie lub zabije Swena?. Podejrzewałem któregoś z zakonników że jest ze Swenem. Sama nie podejrzewałem. I co teraz?.
OdpowiedzUsuńRoksano ale nam dajesz przeżycia.
Pozdrawiam Wiktor
Roksano, Oskar nie może zginąć, wiesz że darze go platonicznym uczuciem, to by złamało mi serce . Natalia
OdpowiedzUsuńWitaj Natalio. Cóż się z Tobą działo?. Kilka razy próbowałem Ciebie wywoływać?., Co u Ciebie?. Fajnie że się odezwałaś. Natalio Oskar jest super gościem. Jak o nim myślę to zawsze mam na uwadze Ciebie i zawsze przypomina mi o Natalii, co tak dzielnie go broniłaś. Oskar jest świetnym mistrzem. Pozdrawiam Wiktor
UsuńWitaj Wiktorze, cały czas obserwowałam bloga jednak nie miałam chwili czasu by napisać, bardzo mi przykro z tego powodu ale teraz juz postaram się komentować. Ja Witku z kolei pamiętam jak ty broniłeś Swena. Oskar jest nie tylko świetnym mistrzem ale i mężem :) U mnie wszystko dobrze miałam małe zawirowania w życiu ale juz powoli wraca wszystko na dobrą drogę. A co u ciebie? Natalia
OdpowiedzUsuńWitaj. Natalio, bo my faceci jak stwierdziła Roksana nie boimy się Swena.
OdpowiedzUsuńNatalio u mnie dobrze pracuję. W tym roku brakuje ludzi i pracujemy często po 12 godzin i dzisiaj też idę do pracy na noc. Jeszcze tylko z dzisiejszym dniem 6 dni i urlop.
A jak u Ciebie sprawy sercowe?. Pozdrawiam Wiktor
Kiepsko, żadnego fajnego kawalera nie ma na horyzoncie ale jakoś mi to nie przeszkadza, dobrze mi samej jak na razie ale wierze ze kiedyś spotkam swojego Oskara :) co do pracy to znam ten ból ostatnio spędziłam w pracy 20h bo tez brakuje ludzi. Na szczęście teraz mam tydzień wolnego a potem praktyki :) Natalia
OdpowiedzUsuńJak uśmiercisz Oscara to się obrażę.
OdpowiedzUsuńZrób z niego inwalidę, niech go pożądnie obiją ale ma żyć.
A najlepiej by było, jak by pojawił się niezapowiedziany superman Marcus i odkupił winy względem Oscara, jeśli jakiekolwiek by nie były, ratując go z opresji.
Witajcie Kochani! Natalio, jak się cieszę, że tu jesteś <3
OdpowiedzUsuńWspółczuję z powodu pracy, ale ostatnio chyba wszyscy mamy podobnie (Witku, Tobie też współczuję, ale idziesz niedługo na urlop, to odpoczniesz). Nie wiem, czy to z powodu sezonu urlopowego, czy generalnie ludzi jest mniej? Też mam sporo pracy, a tu jeszcze tyle do napisania w Meteorach. No cóż, nie złośćcie się na mnie (Grafoman), ale nie może być tak cukierkowo. Chociaż, z drugiej strony, ja też lubię Oskara. Udał mi się facet i w dodatku, Natalia czeka na kogoś podobnego... :P Zobaczę, co da się zrobić ;) Postaram się jutro dodać kolejny rozdział. Na razie pozdrawiam Wszystkich zapracowanych i tych urlopujących też, Roksana.
Dlaczego nie może być cukierkowo? Ja tam lubię cukierkowe zakończenia, taka odskocznią od życia pełnego problemów :) Natalia
OdpowiedzUsuń