Automat
nastawiony na dziewiątą rano zaczął unosić żaluzje, zalewając stopniowo
sypialnię jasnym światłem dnia. Ada przeciągnęła się sennie i już miała
otworzyć oczy, kiedy poczuła obok siebie ruch i po chwili pokój zaczął na
powrót pogrążać się w mroku.
- Nie wstawaj jeszcze. – Głos Bogdana zabrzmiał
blisko jej ucha.
Uniosła niechętnie powieki i ujrzała
męża wspartego na łokciu tuż obok swego boku. Musiał się położyć już po jej
zaśnięciu. Trzymał w dłoni pilota, którym zatrzymał żaluzje, pozostawiając
wąski pasek światła pomiędzy ich brzegiem i parapetem. Westchnęła i spróbowała
odwrócić się do niego tyłem.
-
Daj się przeprosić – wyszeptał błagalnie. – Jestem tylko człowiekiem i
popełniam błędy…
-
To jakaś nowość – odparła z sarkazmem, patrząc mu prosto w oczy.
-
Proszę… – Bogdan odchylił rąbek kołdry i pochylił głowę, muskając dekolt i
pierś Ady nosem. – Jeśli nie chcesz, to nie poprawiaj tej opinii. Przesadziłem.
– Zwiesił głowę.
-
To prawda. – Ada przyglądała się mężowi uważnie. Sprawiał wrażenie naprawdę
przybitego.
-
Wynagrodzę ci to, tylko już się na mnie nie złość. – Schylił się i pocałował
ostrożnie najpierw jedno, a potem drugie oko Ady. – Nie chcę, żebyś przeze mnie
płakała.
-
To ze złości. – Spojrzała w bok nadąsana.
Bogdan odgarnął ostrożnie niesforne kosmyki
jasnych włosów, obserwując, jak napięcie w twarzy Ady powoli ustępuje.
-
Daj się przeprosić… - Opuszki jego palców prześledziły linię żuchwy, szyję i
zarys obojczyka, zsuwając niżej brzeg kołdry. – Masz takie piękne ciało… –
Pocałował zagłębienie między piersiami.
Początkowo Ada przyjmowała te hołdy
biernie, ale służalcza postawa Bogdana w końcu wywarła na niej wrażenie. Poczuła
przyjemny dreszczyk, który sprawił, że jej ciało pokryła „gęsia skórka”. Odetchnęła
głębiej i przymknęła powieki.
-
Mogę cię dotykać? Tak? – Usta Bogdana posuwały się systematycznie w dół,
pokrywając pocałunkami delikatną jasną skórę. – Pokażę ci, jak bardzo mi się
podobasz… - Uniósł się na rękach i nie przerywając pieszczot, przemieścił nad
wyciągnięte leniwie ciało żony. – Jesteś naprawdę piękna! – W jego głosie
dosłyszała szczery zachwyt. – Widziałem kimono… - Sięgnął językiem w
zagłębienie pępka. Ada zachichotała, próbując odepchnąć głowę męża od swojego
brzucha. – Na pewno wyglądasz w nim bosko! Szkoda, że tego nie widziałem.
-
Sam tego chciałeś. – Westchnęła z cieniem wyrzutu w głosie.
-
Można powiedzieć, że część kary już sobie wymierzyłem. – Język Bogdana podjął
dalszą wędrówkę, przemieszczając się coraz niżej. – To niesamowite, że tu na
dole też jesteś blondynką. – Pogładził z czułością maleńką kępkę włosków
łonowych. – Ale jesteś apetyczna. Jak ty to robisz?
-
Dbam o siebie – szepnęła, unosząc kąciki ust w delikatnym uśmiechu.
-
Mój klejnocik. – Rozchylił delikatne płatki i liznął ciemnoróżową wypukłość.
Ada jęknęła przeciągle. – Jak to dobrze, że nic mi cię tutaj nie popsuło. –
Objął ustami wrażliwe miejsce i puścił w ruch język i zęby.
Ada spięła się w sobie, chwytając
gwałtownie powietrze, po czym jęcząc opadła na poduszki. Zacisnęła palce na kołdrze
i wygięła się w łuk. Bezwiednie złączyła uda, ale po chwili poczuła, jak ciepła
dłoń toruje sobie drogę pomiędzy nimi. Spróbowała się rozluźnić, ale Bogdan
właśnie dopuszczał się takich występków wobec jej łechtaczki, że skapitulowała.
Ogarniała ją słodka niemoc. Czułe słowa pieściły ucho. Zastanowiła się, co właściwie
do niej mówił? Nie popsuło jej? Co? Pewnie myślał o ciąży. Zęby mężczyzny
zacisnęły się mocniej i wyrwały z gardła oszołomionej dziewczyny głośny jęk.
Myśli gdzieś odleciały. Mięśnie zareagowały gwałtownym skurczem i zaczęły
drżeć. Jak w transie Ada rozsunęła szeroko uda, pozwalając na penetrację
ociekającego wilgocią wnętrza. Wtargnięcie, choć powolne, zaparło jej dech w
piersiach. Rozchyliła usta, zaciskając jednocześnie powieki. Wyprężone ciało
pokryła cienka warstewka potu. Posuwisty ruch palców, raz po raz przerywał
spazm zaciskających się wokół nich mięśni. Ada miała wrażenie, że język męża
wwierca się w nią bezlitośnie i już, już chciała chwycić bujną czuprynę, by
przerwać tę inwazję, gdy nowa fala rozkoszy pozbawiała ja woli i sił. Jęknęła
głośno. Napięcie skłębiło się w podbrzuszu, grożąc rychłym wybuchem. Drżała na
samą myśl o jego sile. Nagle poczuła coś z pogranicza bólu i rozkoszy. Bodziec
tak silny, że zamarła w bezruchu i dopiero po chwili krzyknęła niewyraźnie.
Maleńki fragment ciała, na moment skupił w sobie całe jej odczuwanie, a
równocześnie sam pozostał nieczuły na jakikolwiek bodziec. – „Bryłka lodu w
płomieniach” – przemknęło jej przez myśl. Krzyczała w ekstazie, nie panując nad
sobą.
Bogdan uniósł głowę i z zachwytem
obserwował swoje dzieło. Okrył spocone ciało i przygarnął do siebie. Poczuł
przyjemny ciężar narastającego wzwodu. Ada drżała, nie mogąc się uspokoić. Wtuliła
się ufnie w otaczające ją ramiona, z trudem łapiąc oddech.
-
Moja księżniczka. – Bogdan gładził miękkie jak jedwab włosy.
Jakby w odpowiedzi Ada pocałowała go
w miejsce, gdzie szyja łączy się z klatką piersiową, tworząc małe zagłębienie i
sięgnęła dłonią w dół, między dwa przytulone ciała. Bogdan przytrzymał szczupłą
rękę, dociskając ją do swego biodra.
-
Nie chcesz niczego w zamian? – Ada odchyliła głowę. Rozszerzone źrenice prawie
zakrywały jej jasnoniebieskie tęczówki, potęgując wyraz zdumienia.
-
To było na zgodę. – Roześmiał się w odpowiedzi. – Taki prezent tylko dla
ciebie. Choć nie ukrywam, że dla mnie też przyjemny.
Gdyby nie rumieniec niedawnych
emocji, policzki Ady z pewnością przybrałyby intensywniejszy odcień. Pocałowała
męża w usta i ukryła się na powrót w jego ramionach. Nagle uświadomiła sobie,
że nie pamięta, kiedy ostatni raz tak się czuła. Uprawiali seks, ale to, co jej
zafundował tego ranka, wykraczało daleko poza doznania, których zwykle
doświadczała.
–
Umówiłem się z chłopakami na squash’a. – Bogdan pocałował Adę w czoło i usiadł.
– Muszę oszczędzać energię, ale wieczorem… - Zawiesił głos i spojrzał znacząco
na przesuwane drzwi garderoby.
-
Kimono? – Ada przeciągnęła się leniwie, obserwując męża spod półprzymkniętych
powiek.
-
Idę zrobić sobie koktajl. Przewidzieć i ciebie? – Bogdan poprawił luźne
jedwabne spodenki od piżamy i pomaszerował do kuchni.
-
Mhm… - zamruczała.
Wkrótce do Ady dotarły odgłosy
otwieranej i zamykanej lodówki, ciche postukiwania magnetycznych zatrzasków
kuchennych szafek, a na koniec grzechot miksera. Tymczasem Bogdan przemieścił
się do łazienki i do kuchennych hałasów dołączyło bzyczenie elektrycznej golarki.
Ada skrzyżowała ręce za głową i wbiła wzrok w sufit. Niewiele brakowało, a
przyjęłaby propozycję Kosa. Co prawda, mogłaby się potem wycofać, ale zdawała sobie sprawę, że to dość mocno
podważyłoby jej wiarygodność. Nie zamierzała od razu darować Bogdanowi całej
winy, ale nie miało sensu planować zemsty. Wystarczyło pozbyć się nielojalnej
sekretarki i zadbać o to, by nowa wiedziała, kto jest szefem. Uśmiechnęła się
do siebie, dochodząc do wniosku, że być może warto było się pokłócić.
-
Muszę lecieć. Podać ci śniadanko? – Bogdan, już w stroju sportowym stanął w
drzwiach sypialni, poruszając szklanym pojemnikiem, wypełnionym gęstą jasną
breją.
-
Nie. Wstaw do lodówki.
Nie było takiej siły, która
wyrwałaby Adę z łóżka w weekend przed jedenastą. Słyszała, jak Bogdan kręci się
jeszcze przez chwilę w kuchni, potem wychodzi, uderzając sportową torbą o
drzwi, wreszcie wsiada do windy. Z jakiegoś powodu nie mogła jednak ponownie
zasnąć. Łóżko wydało jej się nagle niewygodne. Pomyślała o książce i rozejrzała
się po sypialni. Jej wzrok padł na pozostawiony na komodzie smartfon. Westchnęła ciężko i wstała. Po chwili
przeglądała pocztę, szukając maila otrzymanego od profesora Kosa. Pomiędzy nią
i wyciągiem z konta bankowego napotkała dziwną wiadomość z wykrzyknikiem. Nie
znała nadawcy. Zawahała się w obawie przed wirusem. W tytule zamieszczono
jednak jej imię. Było rzadkie, więc zbieg okoliczności raczej nie wchodził w
grę. W końcu ciekawość wzięła górę.
-
„To powinno panią zainteresować. Z wyrazami sympatii, Przyjaciel” –
przeczytała.
Otworzyła pierwszy z załączników
i zamarła. Nie wierzyła własnym oczom! Mimo, iż na zdjęciu widniały dwie
postaci, przez nieodpowiednie kadrowanie pozbawione głów, natychmiast
rozpoznała jedną z nich. Męskie przedramię obejmowało dół pleców, a dłoń tkwiła
w kieszeni dżinsów. Określenie „tkwiła”, nie oddawało w pełni sytuacji. Palce
zaciskały się na pośladku przez materiał spodni. Męskich spodni! Przełknęła
głośno ślinę. Otworzyła kolejne zdjęcie. Szczupły chłopak o delikatnych rysach
i blond czuprynie sączył przez słomkę błękitnawego drinka, wpatrując się w
twarz jej męża. Zapewne tak było, bo Ada widziała tylko plecy i tył głowy
Bogdana. Bez trudu rozpoznała jego i jasny lniany garnitur, który ona sama
kupiła. Kolejne zdjęcie. Pozycja jak na poprzednim, nieco zbliżona, dłoń
Bogdana odgarniająca kosmyk jasnych włosów. Następne zrobiono z innej
perspektywy. Chłopak podawał Bogdanowi wisienkę wyłowioną z drinka. Ada poczuła
mdłości.
-
Ty… - wycedziła przez zęby, nie mogąc znaleźć odpowiedniego określenia.
Drżącymi rękoma przewijała kolejne
ujęcia: objęci przy barze, szepczący do ucha, objęci przy bramce z białego
drewna… całujący się! Ostatnie zdjęcie sprawiło, że poczuła w żołądku dziwny
ciężar. Słabo doświetlone, zrobione z ukrycia, bez lampy, a jednak Ada widziała
dokładnie zarys obu mężczyzn. Wyobraźnia podsunęła jej obraz Bogdana
wsuwającego język do ust chłopaka. Ten sam język, którym przed chwilą pieścił
jej…
-
Ohyda! – Upuściła telefon na łóżko i odrzuciła kołdrę.
Biegnąc do łazienki pragnęła tylko
jednego, zmyć każdy najmniejszy ślad, najlżejszy dotyk pozostawiony przez
Bogdana na jej ciele.
***
Szczupły,
na oko czterdziestoletni mężczyzna, w ciemnym prostym stroju, stał przy oknie
eleganckiego apartamentu i obserwował lekko pomarszczoną taflę Jeziora
Genewskiego. W pewnej chwili westchnął i przeczesał dłonią proste kruczoczarne
włosy, ścięte równo na wysokości karku. Na nadgarstku błysnął ciężki złoty
zegarek, jedyna ozdoba, poza prostym złotym sygnetem z grawerunkiem kilku
przecinających się pod różnymi kontami linii. Pociągła twarz o smagłej cerze,
naznaczonej gdzieniegdzie głębokimi bliznami, prawdopodobnie po przebytej
ospie, nie wyrażała żadnych emocji.
Nagle drzwi do apartamentu uchyliły
się i do wnętrza wsunął się bezszelestnie mężczyzna, wyglądający prawie
identycznie, jak ten przy oknie. Dopiero po dłuższej chwili można było
dostrzec, że nowoprzybyły jest nieco młodszy, a jego wygolonych policzków nie
szpecą blizny.
Mężczyzna przy oknie, jakby
wyczuwając przybysza, odwrócił się.
-
Sahid – powiedział zadziwiająco niskim głosem, o niemal ciepłym brzmieniu.
Nazwany Sahidem skłonił z szacunkiem
głowę, dotykając opuszkami palców czoła, ust i piersi, i czekał. Jego dłoń
także zdobił sygnet z dziwacznym rysunkiem.
Powoli,
jakby z ociąganiem, mężczyzna z bliznami podszedł do antycznego złoconego
biurka, wybrał jeden z czterech telefonów komórkowych i podał go Sahidowi.
-
Mamy człowieka w grupie Kosa – zaczął. – Będziesz jego cieniem. W telefonie
jest numer komórki i dane, a jeszcze dziś dostaniesz pozostałe informacje. Za
dwa tygodnie mają spotkanie w Polsce, w Warszawie. Polecisz tam na wypadek,
gdyby chciał się skontaktować osobiście.
-
Rozumiem.
-
Nie jest oddany sprawie, ale będzie naszymi oczami i uszami. Jeśli Allach
pozwoli, dostarczy lek.
-
Co mam robić?
-
Masz być blisko, ale nie wolno ci się kontaktować. On to zrobi, kiedy będzie
bezpiecznie. Ty masz być na każde jego wezwanie. Jest dla nas cenny – zaznaczył.
Sahid skinął ze zrozumieniem głową.
-
Ale jeśli zdradzi… - Zawiesił głos, a w pokoju jakby powiało chłodem. – Zabij.
Sahid ponownie się skłonił, po czym
widząc, że rozmowa zakończona, dotknął palcami piersi, ust i czoła. Mężczyzna z
bliznami powtórzył ten sam gest i odwrócił się do okna.
***
-
Adelajda! – Bogdan chwycił żonę za ramię i odkręcił w swoją stronę – Robisz
duży błąd!
-
Mówi się „popełniasz” – wysyczała, wyrywając się z uścisku. – Błąd się
popełnia. A ja popełniłam go, obdarzając cię ślepym zaufaniem!. – Zacisnęła
szczęki. Zastanowiła się, co zabolało bardziej? Sam fakt zdrady, czy związane z
nią upokorzenie? – Jak wrócę, ma cię tu nie być.
-
Ada…
-
Nie dotykaj mnie! – krzyknęła, odskakując od męża, który najwyraźniej miał
zamiar ją zatrzymać. – Brzydzę się tobą.
Jadąc do ojca, na Żoliborz, Ada
wciąż jeszcze dygotała z emocji. Sytuacja ją przerosła. Gdyby zrobił to z inną
kobietą, młodszą, ładniejszą, może z koleżanką z pracy, ale z facetem? Przecież
nie był gejem. Wiedziałaby… Zastanowiła się nad tym. Zawsze podziwiała Bogdana
za doskonały gust. Dobrze się ubierał, uwielbiał nowoczesne wzornictwo, znał
najnowsze trendy, potrafił kupić jej buty… Nagle uświadomiła sobie, że kieruje
się stereotypami. Przecież to nie miało wiele wspólnego z orientacją seksualną.
Skupiła się na samym fakcie zdrady. Chciała sobie wyobrazić, że nadal są
małżeństwem, ale w żaden sposób nie mogła. Zaparkowała na chodniku przed
pomalowaną na biało kamienicą. Zanim zadzwoniła do ojca, spróbowała odbyć
rozmowę z którąś z koleżanek, ale po krótkim namyśle odrzuciła ten pomysł.
Wszyscy znajomi byli „wspólni” i wszyscy w jakiś sposób powiązani
zależnościami. Choć niechętnie, musiała przyznać, że w obecnej sytuacji,
najlepszym rozwiązaniem było zwrócenie się do własnego ojca.
-
Dzień dobry, Anno. – Ada uścisnęła lekko dłoń kobiety, która otworzyła jej
drzwi. Samodzielnie powiesiła płaszcz na wieszaku.
-
Dzień dobry. Generał jest w dużym pokoju. – Anna uśmiechnęła się nieśmiało.
-
Co się stało? - Okolona równo przystrzyżoną brodą twarz ojca ukazała się w
drzwiach salonu, zanim Ada zdążyła tam wejść.
-
Potrzebuję dobrego prawnika. Najlepiej takiego spoza kręgów Bogdana –
powiedziała bez zbędnych wstępów. Kontakty z ojcem nie należały do jej mocnych
stron, ale układały się dość poprawnie. Natomiast ubrania ich konwersacji w
eleganckie formy mijała się w tym przypadku z celem.
-
Co zrobił? – Nie było tajemnicą, że generał nie darzył zięcia sympatią.
-
Nieważne. - Ada zagryzła wargi. – Zresztą…, zdradza mnie. To znaczy, twierdzi,
że tylko raz i niby do niczego nie doszło, ale mu nie wierzę!
-
Mówiłem, że w końcu znajdzie sobie jakąś młodą dupę, która urodzi mu dziecko –
rzucił w odpowiedzi, marszcząc brwi.
-
Generale! – Anna właśnie wchodziła, niosąc imbryk z herbatą. – Tak nie można.
-
Daj spokój, Anno. – Ada nawet nie starała się ukryć rozdrażnienia. – I nie
musisz przy mnie udawać. Przecież wiem, że nie jesteś tylko gospodynią. –
Posłała ojcu przeciągłe spojrzenie.
Generał milczał, jakby przetrawiając
słowa córki. Choć dobiegał siedemdziesiątki, trzymał się zadziwiająco dobrze. Na
tyle dobrze, że zamieszkała z nim kobieta młodsza o dwadzieścia lat. Pokaźny
brzuch nie przeszkadzał mu ani w codziennej aktywności, ani w czynnym udziale w
polowaniach, ani w innych sprawach. Rumiana twarz, po trosze z powodu
uszkodzonych mrozem naczynek, po trosze objaw nadciśnienia, przywodziła na myśl
Świętego Mikołaja. Ada wiedziała jednak doskonale, że jej ojciec ze świętym
niewiele miał wspólnego.
-
Masz takiego, czy nie? – powtórzyła chłodnym tonem. – Chyba, że już nic nie
możesz… - zawiesiła głos.
-
Niewiele wiesz o życiu emerytowanych wojskowych, prawda? – spytał nagle, jakby
zbudzony ze snu.
-
To może ja podam ciasto? – Anna pospiesznie wycofywała się z pokoju.
Ada zastanowiła się nad słowami
ojca. Co wiedziała o jego życiu? Rozstali się z matką, gdy miała czternaście
lat, ale nigdy nie wzięli rozwodu. Kiedy matka umierała, ojca przy niej nie
było. Przyjechał dopiero tuż przed jej śmiercią. Nie związał się na stałe z
żadną kobietą, dopiero kilka lat temu, kiedy pojawiła się Anna…
-
Ada, opowiedz mi wszystko po kolei. - W
głosie ojca dosłyszała troskę. – Skąd wiesz o zdradzie i co ci powiedział
Bogdan.
Westchnęła ciężko i opadła na jeden
z foteli. Bez słowa wyjęła z torebki komórkę, odszukała zdjęcia i podała ojcu.
Przeglądał je przez chwilę.
-
Zabiję skurwysyna – wycedził przez zęby.
-
Ty? – Wyobraziła sobie obu mężczyzn naprzecie siebie. Może ojciec i miał
siedemdziesiątkę na karku, ale postawiłaby wszystkie pieniądze na to, że w
bezpośrednim starciu Bogdan nie miałby szans. Inaczej w sądzie… - Wystarczy
dobry prawnik – powiedziała z rezygnacją w głosie.
***
Lato wybuchło nagle. Po deszczowym
maju, nadszedł gorący i słoneczny czerwiec. Roślinność bujnie krzewiła się na
nawet najskromniejszym spłachetku niezaasfaltowanej ziemi. Warszawa na chwilę
upodobniła się do Barcelony, czy Rzymu, z ich donicami wypełnionymi ziołami i
kwiatami we wszystkich kolorach tęczy.
Ada nie zwracała jednak uwagi na
otaczającą ją przyrodę. Idąc na spotkanie z profesorem Kosem i pozostałymi
członkami zespołu badawczego, miała dziwne myśli. Zgodziła się na udział w
projekcie z poczuciem, że ucieka. Adwokat, „stary wyjadacz” i przyjaciel
generała, nie krył przed Adą, że czeka ich batalia o majątek. Doradzał
odwlekanie rozwodu i gromadzenie informacji. Zastanawiała się, jak ma przemóc
odrazę i dać Bogdanowi złudną nadzieję na przebaczenie?
Dojechała na miejsce i z ulgą powitała
wjazd do podziemnego parkingu. Jadąc samotnie windą, wygładziła sukienkę i
obejrzała się w lustrach ze wszystkich stron. W holu panował spory ruch, ale
przy recepcyjnym stole zauważyła tylko jednego człowieka.
-
W czym mogę pomóc? – Szpakowaty recepcjonista spojrzał na Adę wyczekująco.
-
Jestem umówiona na spotkanie „Grupy Farmakologów” – wyrecytowała ustalona
wczesniej formułkę.
-
Sala zielona. Pierwsze piętro, od windy na prawo – odparł z uśmiechem.
Stojący nieopodal mężczyzna, niby od
niechcenia otaksował Adę wzrokiem. Uniosła wyżej głowę, posyłając mu obojętne
spojrzenie. Wyglądał na południowca i mógł mieć najwyżej trzydziestkę. Nie
interesowała się takimi. Ruszyła do schodów, uznając jazdę windą na pierwsze piętro
za kompletną głupotę. Po drodze minęła jeszcze jednego, wyraźnie
zaintrygowanego nią faceta. Ten wydawał się jeszcze młodszy, ale musiała
przyznać, że należał do typu mężczyzn, którzy przyciągali jej uwagę. Przyzwyczaiła
się już dawno do wrażenia, jakie robiła na przeciwnej płci. Traktowała to jak
coś absolutnie naturalnego i tylko czasami, w największej skrytości ducha
drżała na myśl, że kiedyś to przeminie.
Drzwi do Sali zielonej pozostawiono
uchylone, ale tuż za nimi stał młody, dobrze zbudowany mężczyzna, najwyraźniej
w roli ochroniarza.
-
Dzień dobry, jestem… - zaczęła Ada.
-
Dzień dobry, wiem kim pani jest. – Mężczyzna przerwał jej spokojnym, ale
zdecydowanym tonem. – Proszę do środka. – Przepuścił ją i wrócił na swoją
pozycję, obserwując bacznie korytarz.
Zachowanie ochroniarza wydało się
Adzie mocno przesadzone, ale postanowiła tego nie komentować. Tym bardziej, że
z głębi sali już podążał do niej pokaźnych rozmiarów mężczyzna, w którym z
niejakim trudem rozpoznała profesora Kosa. Od czasu gdy wykonano dostępne w internecie
zdjęcia, wyraźnie przytył. Gładko wygoloną twarz z podwójnym podbródkiem i
śladami niewyspania, na widok Ady, rozjaśnił
szczery uśmiech.
-
Pani profesor, jestem szczęśliwy, że pani dotarła! Mirosław Kos. Zaraz panią
przedstawię – powiedział głośno i wyciągnął na powitanie rękę. Mówił po polsku
z dość silnym akcentem, ale bez większych trudności.
Ada sztywno podała Kosowi dłoń. Jego
brak manier zbytnio jej nie zdziwił, w końcu od dawna mieszkał w Ameryce. Kątem
oka ujrzała wysokiego szczupłego mężczyznę w jasnej marynarce, który zbliżywszy
się, przystanął jakiś metr za Kosem.
-
Przedstawi mnie pan? – spytał głosem, który Ada natychmiast uznała za co
najmniej interesujący.
-
Oczywiście! – Kos przesunął się w bok o pół kroku. – Profesor Grzegorz Zaława,
a to pani profesor Ada Brzezińska-Tyc.
-
Miałem okazję czytać pani publikacje, ale widzę, że moje wyobrażenie o autorze
nie przystawało w najmniejszym stopniu do rzeczywistości – powiedział
swobodnie, patrząc Adzie prosto w oczy.
Poczuła się mile połechtana niezbyt
wyszukanym komplementem.
-
Miło mi – Wyciągnęła dłoń do mężczyzny, który nie odrywał od niej wzroku. –
Proszę wybaczyć, ale nie jestem w stanie odwdzięczyć się panu podobną
znajomością pańskich publikacji. – Posłała swemu rozmówcy przepraszający
uśmiech.
-
Ależ, nic nie szkodzi. Z przyjemnością wybiorę jakąś pozycję, która mogłaby
panią zainteresować…
-
Moi drodzy – Przerwał im bezceremonialnie Kos. – Chciałbym was poznać z
pozostałymi członkami naszego zespołu.
Pogrążona w rozmowie Ada, dopiero
teraz zauważyła młodą kobietę, stojącą przy stoliku z napojami i mężczyznę podobnej
postury do tego, który powitał ją w drzwiach. Oboje pogrążeni byli w rozmowie,
ale po słowach Kosa przerwali i podeszli do pozostałych.
-
Doktor Magda Zdyb. Pracuje u mnie w instytucie. – Kos spojrzał pytająco na
towarzysza Magdy – Gdzie Max?
-
Sprawdzę – rzucił tamten krótko i kiwnąwszy głową Adzie, po prostu sobie
poszedł.
-
Miło mi – Nie uznała za stosowne przedstawiać się po raz kolejny. Wyciągnęła
dłoń do dziewczyny. – Jaka specjalność?
-
Analityka – odparła natychmiast i spojrzała na Kosa, jakby szukała jego aprobaty.
-
Magda jest królową pracowni analitycznej. – Zażartował. – Wsławiła się
zorganizowaniem laboratorium tuż po przejściu tsunami. Poradzi sobie w każdych
warunkach.
-
Jestem pod wrażeniem. – Ada spojrzała na Magdę łaskawiej.
-
Wolontariuszka? – zainteresował się Zaława.
-
Nie. Pojechałam na wakacje, a wylądowałam w piekle. – Westchnęła w odpowiedzi
dziewczyna i potrząsnęła burzą kasztanowych loków. - Jakoś tak wyszło, że potrzebowali pomocy, a
profesor przedłużył mi urlop.
-
To była dobra robota. – W głosie Kosa zabrzmiała duma. – No, jest wreszcie! –
wykrzyknął nagle, odwracając się w stronę drzwi. – Przedstawiam państwu Maxa,
szefa całej ekspedycji.
Ada ze zdumieniem ujrzała mężczyznę,
który kilka minut wcześniej przykuł jej uwagę w holu. Posturą zbliżony do
ochroniarzy, przewyższał ich nieco wzrostem, choć nie dorównywał Załawie. Jasne,
krótko przycięte włosy kontrastowały z opalenizną gładko wygolonej twarzy.
Dopiero teraz zwróciła uwagę, że pozostali dwaj ochroniarze również byli
opaleni. Może ich ciemne włosy, a może opuszczone do połowy żaluzje okienne
sprawiły, że jej to umknęło?
Max obrzucił wszystkich uważnym
spojrzeniem, na końcu zatrzymując się nieco dłużej na Adzie. Zauważyła, że
bezczelnie zjechał spojrzeniem w dół, do jej odsłoniętych nóg, obutych w
niebotycznie wysokie szpilki. Odpowiedziała mu krytycznym spojrzeniem. Max
rzucił coś do stojącego przy drzwiach towarzysza, po czym westchnąwszy ciężko,
podszedł do stojącej razem czwórki naukowców.
-
Dwie kobiety – stwierdził, posyłając Kosowi posępne spojrzenie.
-
Ma pan coś przeciwko kobietom? – W Adzie drgnęła czuła struna.
-
Generalnie nie, ale w tym konkretnym przypadku będzie to pewne utrudnienie…
-
Och, doprawdy? Możemy korzystać ze wspólnej toalety, jeśli o to chodzi. Ja nie
widzę problemu. – Ada zmrużyła oczy do wąskich szparek. – Może powinien pan
zatrudnić kogoś starszego? – zwróciła się do Kosa.
Max w lot pojął aluzję, ale
powstrzymał się od riposty, zaciskając jedynie zęby.
-
Pani profesor jest uznanym naukowcem i dużo podróżuje. – Wtrącił się nagle do
rozmowy Zaława – Nie sadzę, by jej udział sprawił więcej kłopotów, niż mój.
Ada posłała mu ciepłe spojrzenie.
Nie potrzebowała wsparcia, by „usadzić” takiego młokosa, ale doceniła dobre
chęci kolegi.
-
Skoro mamy uchodzić za grupę przyjaciół na wakacjach, powinniśmy mówić sobie po
imieniu – cierpko stwierdził w odpowiedzi Max. – Mimo „młodego” wieku, mam w tych sprawach niejakie
doświadczenie.
-
Moi drodzy – Kos uniósł w górę dłonie. – Obsada jest najwyższej jakości. Nie ma
wśród nas przypadkowych osób. Państwa kwalifikacje nie podlegają dyskusji. –
Zwrócił się do trójki naukowców. – A Max jest specjalistą w organizacji
przedsięwzięć na terenach pustynnych. Chyba wystarczy, jeśli powiem, że
pracował nie tylko dla cywili… - Zawiesił głos, pozwalając by słuchacze
należycie przetrawili jego słowa.
Podczas całej tej przemowy Max stał
spokojnie z założonymi rękami. Obserwował jednak bacznie słuchachy. Pozostali
dwaj ochroniarze zbliżyli się do dyskutującej grupy i również obserwowali
bacznie całe zajście.
-
Jak już mówiłem – ciągnął Kos – Nie ma wśród nas przypadkowych osób. Zespół stał
skompletowany tak, by maksymalnie wykorzystać wasze umiejętności, jednocześnie
zachowując pełną dyskrecję i bezpieczeństwo. Proszę o zajęcie miejsc – Wskazał
dwa rzędy krzeseł ustawione przed
przenośnym ekranem. – Chciałbym prosić o przeczytanie i podpisanie zobowiązań,
które określają dokładnie jakich informacji nie wolno państwu od tej chwili
udzielać nikomu spoza tego grona. – Spoważniał. – Wszystko, co od tej chwili
powiem jest absolutną tajemnicą. Przekazanie ich komukolwiek postronnemu spotka
się z konsekwencjami prawnymi i finansowymi.
Wszyscy zebrami, spojrzeli na Kosa z
lekkim zdziwieniem. Wszyscy, poza Maxem, którego twarz nie wyrażała niczego,
ponad zainteresowanie. Podeszli do krzeseł, na których ułożono teczki podpisane
imionami i nazwiskami. Ada z zadowoleniem usadowiła się pomiędzy Magdą, a
Załawą. Kątem oka zauważyła, że na teczce Maxa widniało tylko imię. Otworzyła
tekturową okładkę i zaczęła czytać. Stronami zawierającymi umowę miała być w
tym przypadku ona i profesor Mirosław Kos, reprezentujący Teksaski Instytut
Naukowy przy aprobacie i wsparciu Rządu Stanów Zjednoczonych. Uniosła głowę
zaskoczona.
Kos uśmiechał się do niej
tajemniczo.
Witaj Roksano. Kim jest tajemniczy Max? Czy to on będzie szpiegiem, a może ktoś inny?. Roksano oj zaciekawiasz czytelnika opowiadaniem. Czekam na next. Pozdrawiam Wiktor
OdpowiedzUsuńNiestety nie bede zbyt czesto komentowac czezci. Ta czesc juz wnosi bardzo ciekawa atmosfere :D I mnie rowniez interesuje kim jest ten caly Max
OdpowiedzUsuńpozdrawiam Ania
Kochani, nie wiecie, kim jest Max? Szefem ekspedycji, człowiekiem utrzymującym się z organizowania wycieczek ;) Zaciekawił Was? Super! A jak się Wam podoba Ada?
OdpowiedzUsuńPierwsza mysl jak przeczytalam twoje pytanie:Catharina z Zaufaj Mi.. Ale czekam niecierpliwie jak rozwiniesz jej postac. Pozdrawiam Inez.
OdpowiedzUsuńTak bardzo pokochalam Oskara ze teraz wypatruje podobnego bohatera :) pozdrawiam Natalia
OdpowiedzUsuńKochani,
OdpowiedzUsuńŻyczę wszystkim Czytelnikom zdrowych, spokojnych i rodzinnych Świąt i wszystkiego najlepszego w Nowym Roku! Obym znalazła w nim zapał i czas na nowe opowiadania, które sprawią Wam radość!
Roksana <3<3<3