Dwa dni upłynęły, nim wszystko w
obozie zaczęło funkcjonować sprawnie. Kaśka przez te dwa dni
widywała Artura praktycznie tylko podczas posiłków. Gocha
okazała się świetnym sternikiem i doskonałą nauczycielką.
Szybko też zorientowała się, kto wśród jej załogi pływał,
a kto nie. Kaśka, choć bardzo się starała nie rzucać w oczy,
natychmiast została rozszyfrowana. Wytłumaczyła się jednak tym,
że pływała z ciotka i jej przyjacielem po mazurach jako załogant.
Miało to też swoje dobre strony: Gośka traktowała ją łagodniej,
niż resztę. Posadziła ją też obok siebie przy obiedzie, co
pozwalało Kaśce mieć Artura w zasięgu wzroku, a także słyszeć
o czym plotkują z Wioletą. Trzeciego dnia przy obiedzie, kiedy
Artura nie było w czasie posiłku, właśnie jego wzięły na
języki.
- Jest nie do wytrzymania – Wioleta
rzuciła okiem na puste krzesło koło pani Bożeny – nie dość,
że zdecydował się w ostatniej chwili, to prawie gryzie! Co się z
nim dzieje? W zeszłym roku też taki był?
- No wiesz, roboty to on zawsze
pilnował... - Gocha zastanowiła się chwilę – Z pospólstwem
się nie bratał, ale zabawowy był. Nie wiem... Podobno panna go
rzuciła.
Kaśka nadstawiła uszu, ale udawała,
że jest bardzo zajęta rozgrzebywaniem gołąbka w kapuście.
- Jego? - Wioleta aż się zachłysnęła
– Chyba on ją.
- To nie byłby w takim wisielczym
humorze! - zachichotała – Jak tylko przyjechał to wiedziałam, że
coś jest nie tak.
Kaśka nagle straciła apetyt,
zresztą nigdy nie przepadała za gołąbkami. Więc on też przeżył
to rozstanie. Na swój męski sposób, ale tak.
- Jedz, bo dzisiaj dłużej popływamy
– Gocha zajrzała jej w talerz.
- Jakoś nie mam ochoty na gołąbki.
Poza tym, na co dzień też jadam niewiele – starała się ukryć
rozsadzającą ją radość.
- Podobno pracujesz jako modelka? -
Wioleta wychyliła się zza Gośki.
- Dorabiam do stypendium – odparła
z lekkim zakłopotaniem. Cholera, tylko tego mi brakowało, zaklęła
w duchu – Skąd wiesz? - przecież Artur jej nie powiedział,
pomyślała.
- Jesteś na pudełku ze stanikiem,
który mam na sobie – wyszczerzyła do niej zęby Wioleta –
Spoko! - mrugnęła do niej – fajne masz te fotki.
- Dzięki – odetchnęła z ulgą.
Gośka przyjrzała jej się uważnie,
ale nic nie powiedziała. Kaśka miała jednak wrażenie, że lekko
uśmiechnęła się do siebie.
Tego popołudnia rzeczywiście
zanosiło się na niezłe pływanie. Pogoda była żeglarska, wiała
„czwórka”, słońce przypiekało, po prostu bajka!
- Za parę dni, jak trochę się
ogarniecie, będziemy mogli zarządzić regaty. Kaśka, przejmij ster
– rzuciła – Pobalastujemy trochę! - przekrzykiwała się z
łopotem żagli.
Jednak nie miał to być dla nich
udany dzień. Wszystko potoczyło się błyskawicznie. Zrobili dwa
zwroty, ćwicząc przemieszczanie się po łodzi i dociążając
burty, tak by równoważyć przechył. Przy trzecim łódką
szarpnęło. - Noga! - Kaśka wrzasnęła na całe gardło do
chłopaka, który przydeptał jej talię, czyli linę
utrzymującą bom grota w odpowiedniej pozycji – Darek, noga! -
spróbowała wyluzować linę, by zmniejszyć przechył,
jednocześnie zmieniając położenie steru.
- Luzuj! - zdążyła jeszcze krzyknąć
Gośka, zanim leciutka „Omega” nabrała burtą wody i przechyliła
się niebezpiecznie.
Kaśka odpuściła ster, lecz było
już za późno. Mając doświadczoną załogę, Gośka byłaby
w stanie jeszcze „przebalastować” łódź i zmusić ją do
utrzymania się na wodzie, ale miała tylko kursantów. „Omega”
zatrzymała się na moment na boku, wyrzucając do wody załogę i
obróciła się dnem do góry. Kaśka zdołała jeszcze
chwycić przerażoną Mariolkę za ramię i ocalić ją od nakrycia
żaglem. Gośka zbierała resztę załogi.
- Co Ty, kurwa, zrobiłaś? - Darek
wrzeszczał na Kaśkę – Wywaliłaś łódkę, idiotko!
- Trzeba było nie wsadzać nogi w
talię, debilu - odparowała spokojnie, prychając wodą.
- Cisza! - Gośka przeliczyła załogę
i rozejrzała się po jeziorze. W zasięgu wzroku nie było nikogo.
Byli zdani na siebie.
- Niech teraz płynie po pomoc, jak
narozrabiała! - Darkowi puściły nerwy.
- Zamknij się! – Mariolka
spróbowała go dosięgnąć, ale nie dała rady – To nie jej
wina!
- Spokój! Nikt nigdzie nie
płynie – Gośka oceniała spokojnie sytuację – macie się
trzymać łodzi i czekać na pomoc.
- Nikt nas nie widzi – powiedziała
cicho Mariolka, tak, żeby tylko Kaśka ją usłyszała.
- Wiem – odparła równie
cicho.
- To co robimy? - drobna ciemnowłosa
Iza odgarnęła ociekającą wodą grzywkę. Na wszelki wypadek
trzymała się blisko Darka, który najlepiej pływał –
Nikogo tu nie ma. Skąd będą wiedzieli, że potrzebujemy pomocy?
- Z naszego obozu nas nie widać, ale
są inne – Gośka wiedziała, co mówi, ale był jeden
problem. Potrzebowali kogoś z łódką, możliwie dużą –
Cholera, najbardziej mnie wkurza, że chłopaki będą z nas robić
jaja przez tydzień!
- Widzisz, co narobiłaś? - Darek
rzucił zjadliwie w kierunku Kaśki.
- Ty lepiej się nie odzywaj – w
głosie Gośki zabrzmiała groźba – Ciesz się, że nie puściła
talii, bo byś miał teraz urwaną nogę!
Kaśka spojrzała na nią z
wdzięcznością. Przesadziła z tą urwaną nogą, ale Darek już
nie był taki pewny siebie – Słuchaj, a jakbyśmy ją postawili? -
spytała ostrożnie.
- Z doświadczoną załogą... - Gośka
popatrzyła na swoich ludzi uczepionych do kadłuba łódki –
No, nie wiem. Trzeba ściągnąć żagle, top jest pewnie w mule...
- Damy radę! - Kaśka spojrzała na
Darka i Izę, szukając u nich poparcia – ja mogę zanurkować. Już
to kiedyś robiłam – kusiła – Wtedy to była głupota, dla
zakładu weszłam pod łódkę i wyłowiłam aparat
fotograficzny, ale teraz... Zgódź się. Nawet jak ktoś
podpłynie, to i tak musimy ściągnąć szmaty.
Gośka przyglądała jej się przez
chwilę, potem po kolei oceniała pozostałych - Możemy spróbować
– stwierdziła w końcu – Dobra, ja z Kaśką ściągamy żagle.
Darek i Jędrek, odbieracie je od nas. Iza i Mariolka, rozglądajcie
się i jak ktoś się pokaże to wzywacie pomocy i machacie. Jak dasz
radę, to wdrap się na kadłub i wzywasz pomocy – rzuciła do Izy.
Kaśka zanurkowała pierwsza.
Poruszała się praktycznie o omacku, bo woda była przezierna tylko
tuż pod powierzchnią. Wymacała piętę masztu i zaczęła
odplątywać linkę blokującą żagiel. W tym samym czasie Gośka
powinna odblokować fał. Szło jej sprawnie do chwili, gdy poczuła,
że brakuje jej powietrza. Wynurzyła się ciężko dysząc – Idzie
– wydyszała do Gośki. Ta zanurkowała dokładnie tam, gdzie
powinien teraz znajdować się koniec żagla.
- Już prawie – wydyszała Gośka,
wynurzając się obok Kaśki – teraz Ty.
- Podam Ci fał i wciągniemy na top
masztu koło – zaproponowała, zanim ugryzła się w język.
- Jasne – Gośka w ferworze akcji
nie zwróciła uwagi na doświadczenie Kaśki – Mariolka,
podaj koło, Jędrek, wiesz, co masz robić? Tylko nie utop tych
zapinek, bo nas Artur oskalpuje!
Pracowali zespołowo i po dwudziestu
minutach mieli ściągniętego grota, koło przygotowane do
wciągnięcia na maszt, a Kaśka kończyła ściąganie foka przy
pomocy Darka, którego siła okazała się niezwykle przydatna.
Szło im opornie, bo Kaśka musiała uważać, aby nie zaplątać się
w liny. W końcu jednak żagiel znalazł się przy kadłubie łódki.
Pozostało tylko wciągnąć koło na szczyt masztu, żeby stanowiło
rodzaj pływaka, który pomoże im ustawić łódkę na
burcie.
- Ktoś do nas płynie – Iza
wskazała wiosłową łódkę, powoli zbliżającą się od
strony najbliższego brzegu.
- Pychówka – prychnęła
Gośka – dobre i to. Przyda się silny facet. Bez obrazy –
spojrzała na Darka i Jędrka – dwóch, to trochę za mało,
a my jesteśmy zmęczone.
Kiedy wiosłowa łódź
znalazła się obok nich, byli praktycznie gotowi do odwrócenia
żaglówki. Przy pomocy trzech dodatkowych mężczyzn cała
akcja przebiegła nadzwyczaj sprawnie. Pozbawiona żagli, pełna wody
„Omega” stanowiła żałosny widok.
- Iza, do łodzi i wylewaj wodę –
poleciła przytomnie Gośka, a sama zabrała się za oględziny.
Straty nie były duże. Znaleźli nawet plastikowe wiadro, które
zaklinowało się pod dziobem. Po kilku minutach do Izy dołączył
Jędrek i woda zaczęła znikać z kokpitu w znacznie szybszym
tempie.
- Kurde! Rozerwaliśmy żagiel –
Kaśka oglądała około dwudziestocentymetrową podłużną dziurę
w płótnie grota – Musiałam za mocno szarpnąć, jak go
ściągałam.
- Równie dobrze mógł
się rozerwać sam – Gośka klepnęła ją po ramieniu – Cholera,
dobra jesteś! Skąd wiedziałaś o kole? Tego nie wyczytałaś ze
skryptu – rzuciła jej badawcze spojrzenie.
- Mówiłam Ci, że pływałam z
ciotką i jej facetem – odparła wymijająco – Sprawdźmy ster.
Coś się zblokowało, bo wyszarpnęłam talię – tłumaczyła się.
Mimo wszystko miała poczucie winy, ze zafundowała im kąpiel.
- Daj spokój, „omega” jest
wywrotna. Ja też kiedyś zrobiłam grzyba – Gośka nachyliła się
nad sterem – O ja Cię... - dokończyła pod nosem jakimś
wyjątkowo soczystym przekleństwem – Zobacz – poruszyła sterem,
który w jedną stronę poruszał się z cichym zgrzytem i
stawiał silny opór. Zawias, na którym chodził, był
skrzywiony i nie pozwalał na swobodny ruch płetwy – Darek, dasz
radę to wyprostować? Panowie, macie jakieś kombinerki, czy coś
takiego? - zwróciła się do facetów z łódki.
- W ośrodku tak, ale tu? - pokręcili
głowami.
Darek ostrożnie uniósł
płetwę i powoli zaczął prostować wygięcie zawiasu – Więcej
się nie da, bo urwę – stwierdził w pewnej chwili – Rusza się
lepiej – pomachał sterem w obie strony.
- Spoko, dopłyniemy – Gośka
sprawdziła ster. Podziękowała „ratownikom” i odwróciła
się do swojej załogi – Ogłaszam, że załoga jest zgrana,
doświadczona i pozytywnie przeszła chrzest bojowy. Straty? -
zwróciła się do Mariolki.
- Dwie szmaty, zapasowa lina, zapasowe
szekle – wyliczyła – No i rozerwany żagiel. Aha, jeszcze mokre
ciuchy, ale to jakoś przeżyjemy – roześmiała się.
Wszyscy przyłączyli się do niej,
śmiechem odreagowując stres.
- Jeszcze coś – Darek zwróciła
się do Kaśki – Sorry! Moja wina z tą nogą i... nie wiedziałem
o sterze – przyznał.
- Nie ma sprawy – Kaśka roześmiała
się trochę nerwowo, czując drapanie w gardle.
- Koniec apelu, płyniemy! – Gośka
spojrzała na zniżającą się tarczę słońca – zaraz nam
zdechnie wiatr i wtedy już nic nas nie uratuje od głupich żartów.
Dopływali do pomostu na ostatnich
słabych podmuchach wiatru, ale lekka żaglówka radziła sobie
całkiem dobrze. Z niepokojem wypatrywali, kto stoi na brzegu, ale
instruktorzy na szczęście zajęci byli swoimi sprawami, więc na
pomoście zobacztyli tylko Wioletę i dwóch chłopaków
z jej załogi.
- Rany boskie! Co wyście robili? - ze
zgrozą oglądała kawałki zielska powbijane w olinowanie i upaprane
żagle – Nie mów, że zaliczyliście grzyba!
- Owszem, ale mam super załogę i
postawiliśmy krypę do pionu – Gośka starała się udawać
obojętność, ale rozsadzała ją duma.
Chłopcy zabrali się do klarowania
żagli, a Kaśka z Mariolką wyciągnęły szmaty z sąsiednich łódek
i zabrały się za usuwanie oznak wywrotki. Tymczasem Gośka
opowiadała Wiolecie całe zajście. Wzmożony ruch przy pomoście
sprawił, ze powoli schodzili się pozostali kursanci, a za nimi
instruktorzy. Na szczęście Paweł i Maciek zjawili się, kiedy
łódka wyglądała prawie normalnie.
- Przynieście na górę ten
żagiel – Gocha rzuciła do Kaśki i Darka, którzy mozolnie
odpinali płótno od bomu i ruszyła do namiotu magazynowego.
- Daj, ja to zaniosę – Kaśka
wzięła od kolegi zwój sztywnego materiału – Na babę nie
będzie wrzeszczał – roześmiała się.
- Dzięki – Darek wyraźnie się
odprężył.
Kaśka wolnym krokiem ruszyła pod
górę. Gośka pewnie już opowiedziała Arturowi, co się
stało. Szkoda, że tego nie widział, przemknęło jej przez myśl.
Była z siebie naprawdę dumna. Nie straciła głowy, pokonała
strach i nawet Darek ją przeprosił.
- Hej, zaczekaj! Kaśka! - odwróciła
się na dźwięk swojego imienia. Grzesiek i dwaj jego koledzy stali
obok Darka – Naprawdę nurkowałaś pod jachtem po żagle?
- No, przecież Wam mówię! -
Darek wyszczerzył do niej zęby – Nasza załoga jest najlepsza!
- Naprawdę – odparła spokojnie,
ale czuła, że się rumieni.
- To szacun! - wyrwało się jednemu z
chłopaków. Grzesiek spojrzał na niego przeciągle, ale
pokiwał głową z uznaniem – Myślałem, że ładne laski nie
robią takich rzeczy – rzucił z uśmiechem, który pewnie
miał ja oczarować.
- Niektóre robią –
odparowała i ruszyła do magazynu śmiejąc się do siebie w duchu.
Teraz już nikt jej nie podskoczy. Mogą sobie nawet rozwiesić jej
zdjęcia w bieliźnie na okolicznych drzewach! Podchodząc do namiotu
usłyszała podniesione głosy. Zatrzymała się z wahaniem. Zrobiła
jeszcze krok i przystanęła.
- Kompletnie Ci odbiło? Pozwoliłaś
jej nurkować między linami? A jakby się zaplątała, to co byś
zrobiła na środku jeziora? - Artur może nie krzyczał, ale na
pewno nie mówił spokojnie.
- Ja też nurkowałam. Było
bezpiecznie – głos Gośki nie brzmiał pewnie – Nic się nie
stało. Wszyscy są cali i zdrowi.
- Myślałem, że jak będzie w Twojej
załodze, to będzie bezpieczna... – urwał nagle, zdając sobie
sprawę, że się zagalopował – Oni sobie nie zdają sprawy jak
niebezpieczna jest woda – dodał łagodniej – mamy pilnować,
żeby sobie nie zrobili krzywdy – w jego głosie dało się wyczuć
troskę.
Kaśka cofnęła się i obejrzała za
siebie. W pobliżu nie było nikogo – Zaraz idę! - krzyknęła,
żeby zaalarmować tych dwoje w namiocie. Starała się wyglądać na
zmartwioną żaglem. Boi się o mnie, cieszyła się w duchu. O mało
nie podskoczyła z radości na tę myśl – Cześć Artur –
zaczęła cicho od samego wejścia – przyniosłam żagiel... -
nieśmiało podniosła na niego wzrok, ale natychmiast spuściła
głowę.
Spojrzał na nią tak, że poczuła
jak kolana robią jej się dziwnie miękkie. W jego oczach zobaczyła
ulgę. Naprawdę się o nią bał.
- Wszystko w porządku? Nic Ci nie
jest? - spytał z niepokojem - Gocha już mi wszystko opowiedziała –
dodał dziwnie cichym głosem, biorąc pod uwagę, że przed chwilą
prawie krzyczał – daj ten żagiel – wyciągnął do niej ręce –
powinnaś się chyba przebrać...?
Spojrzała na siebie. Była jeszcze
mokra, potargana i ogólnie musiała wyglądać okropnie.
Podniosła głowę i ich oczy się spotkały. Nie był w stanie ukryć
przed nią uczuć. Mógł sobie opowiadać, że to koniec, mógł
to wmawiać wszystkim, ale nie jej...
- Hm, hm – Gośka przyglądała im
się podejrzliwie – Kurde, Wy się znacie!
Spojrzeli na nią oboje – Owszem –
głos Artura zabrzmiał dość szorstko.
– Brat Artura wpisał mnie na listę
- Kaśka również oprzytomniała.
- Teraz rozumiem, dlaczego byłeś
zły, jak ją zobaczyłeś! - Gośka palnęła się w czoło – masz
pilnować dziewczyny brata.
- Nie jestem jego dziewczyną! -
odparowała natychmiast.
- Co nie zmienia faktu, że wolałbym,
żeby nic Ci się nie stało! - Artur całkowicie odzyskał panowanie
nad sobą.
- Tylko czemu udawaliście, że się
nie znacie? - Gośka wiedziała swoje.
- Nie chciałam taryfy ulgowej –
Kaśka rzuciła Arturowi pytające spojrzenie – Może zachowasz to
dla siebie? - zwróciła się do Gochy.
- Nie jesteś zły o żagiel? - tym
razem Gośka skierowała pytanie do Artura. Najwyraźniej postanowiła
przy okazji załatwić swoje sprawy.
- Jasne, że jestem – burknął –
Ale w sumie, to dobrze, że tylko tyle – odwrócił się i
ruszył szybko w głąb namiotu – Jutro weźcie ten zapasowy. Jest
trochę za duży, ale najwyżej go zrefujecie – rzucił przez ramię
– Tylko nie opowiadaj wszystkim, że robię tu za niańkę!
- Z góry dziękuję – Kaśka
spojrzała na osłupiałą Gośkę - Idę się przebrać. Ty chyba
też powinnaś – uśmiechnęła się do niej.
- I co? Nie zabił Cię za tę dziurę
w żaglu? - Mariolka już w suchym stroju czekała na nią przed
namiotem.
- Nie – roześmiała się beztrosko
– było super!
Mariolka wybałuszyła na nią oczy –
Super? - spytała z niedowierzaniem.
- Mhm – Kaśka, pogwizdując
wpakowała się do namiotu, zgarniając po drodze z jego szczytu
ręcznik.
Tej nocy długo nie mogła zasnąć.
Artur był tak blisko, najwyżej dwadzieścia kroków od niej,
a jednocześnie tak daleko... Momentami wydawało jej się, że
dalej, niż wtedy, gdy była w Paryżu. A może popełniła błąd,
namawiając go do wyjazdu? Może szukałby innego rozwiązania, gdyby
nie mówiła tyle o „karierze”? Powieki jej ciążyły,
ogarniało ją błogie ciepło. Już się tego nie dowiem, pomyślała
sennie. Przyśnij mi się, przyśnij mi się ładnie, skierowała
prośbę do pogrążonego w ciemnościach Artura. Westchnęła
głęboko czując jego ciepłe dłonie sunące po jej ciele i
zapadła w głęboki spokojny sen.
---
Załoga Gośki sprawnie „klarowała”
łódkę. Przygoda z wywrotką miała swoje dobre strony.
Przekonali się, że mogą na siebie liczyć, a delikatne dziewczyny
okazały się bardziej zaradne i wytrzymałe niż początkowo sadzili
dwaj chłopcy należący do załogi. Gocha też się zmieniła. Mieli
teraz więcej swobody na wodzie i szkolenie zaczynało nabierać
tempa.
Porządkując liny Kaśka ukradkiem
śledziła, jak Artur bezskutecznie próbował nauczyć panią
Bożenę co znaczy „ostrzyć” i „odpadać” w stosunku do
wiatru. Tamta najwyraźniej bardziej była zainteresowana jego
tyłkiem, niż deską i żaglem. W końcu dał za wygraną, przybił
do końca pomostu i ruszył do brzegu piechotą, ciągnąc deskę po
wodzie za koniec masztu. Natychmiast wykorzystała okazję i zgrabnie
zeskoczyła z „omegi” udając, że poprawia cumę – Ja też
chciałabym spróbować – rzuciła, kiedy Artur znalazł się
naprzeciw ich łodzi – nie wygląda na trudne – dodała,
obdarzając panią Bożenę lekceważącym spojrzeniem.
- Przykro mi, ale nie mam już więcej
wolnego czasu – odparł z obojętną miną. Chciał jak
najszybciej odejść.
- To są dodatkowo płatne lekcje –
pani Bożena popatrzyła na nią z wyższością.
- Chętnie zapłacę – wzruszyła
ramionami – skoro to tylko kwestia pieniędzy?
- Nie tylko – teraz usłyszała w
jego głosie to, ma co czekała. Był zdenerwowany, choć dobrze to
ukrywał – Pani Bożena umawiała się dużo wcześniej.
Przepraszam, ale naprawdę nie mam kiedy...
- Ta, jasne! - prychnęła –
Myślałam, że potrzebujesz pieniędzy.
- Bo potrzebuję! – udało jej się
wytrącić go z równowagi.
- A za nadgodziny dostajesz premię? -
wypaliła.
Jej załoga stała na łodzi
przysłuchując się tej wymianie zdań z coraz większym
zainteresowaniem.
- Ty smarkata! – pani Bożena
zrobiła krok w jej kierunku, ale ona nawet nie drgnęła. Stała tak
z roziskrzonym wzrokiem, skrzydełka nosa drgały jej lekko, a na
policzki wypełzał delikatny rumieniec. Artur wpatrywał się w nią
oddychając szybko.
- Nie biorę nadgodzin – powiedział
nagle dziwnie łagodnym tonem i powoli ruszył dalej, zmuszając
panią Bożenę do odejścia.
Kaśka została na pomoście sama.
Czuła na sobie zaciekawione spojrzenia kolegów. Nikt jednak
nie odważył się jej zaczepić. Może dlatego, że im imponowała i
uchodziła za wygadaną, a może dlatego, że pani Bożeny nikt tak
naprawdę nie lubił. Odetchnęła kilka razy i jakby nigdy nic,
zabrała się za klarowanie lin. Pozostali też powoli zebrali się
do pracy, rzucając jej tylko ukradkowe spojrzenia.
Po południu poszła do kierownika
obozu i poprosiła o możliwość korzystania z deski szkoleniowej.
Był zdziwiony, że chce próbować sama, ale się zgodził. W
ciągu godziny wpadła do wody chyba ze sto razy, ale w końcu
zrozumiała, że musi złapać w żagiel wiatr tak, żeby bom zaczął
pełnić rolę poręczy, która pozwoli jej utrzymać równowagę
na chybotliwej desce. Zanim pod wieczór zgasł wiatr, udało
jej się przepłynąć kilkanaście metrów bez kąpieli.
Zmęczona, ale zadowolona z siebie wyciągnęła sprzęt na brzeg.
- Artur, pomóż jej! -
kierownik stanął tuż obok niego, przyglądając się z daleka
Kaśce walczącej z masztem – uszkodzi mi sprzęt – zrzędził.
Artur, który do tej pory obserwował wszystko zza rogu namiotu
pełniącego rolę magazynu sprzętowego, ruszył bez słowa na brzeg
jeziora.
- Nie szarp się z tym – starał
się, by zabrzmiało to obojętnie – ja to odniosę – bez trudu
odpiął maszt od deski i ułożył go na trawie.
- Dzięki – jej głos zabrzmiał
miękko i ciepło. Schylił się szybko po deskę, unikając jej
wzroku i ruszył do namiotu dużymi krokami. Przez chwilę Kaśka
stała nad żaglem, rozważając czy nie odnieść go do magazynu,
ale w końcu ruszyła do swojego namiotu. Wszyscy szykowali się już
do kolacji, więc ostatnie metry pokonała biegiem, o mało nie
potrącając jednego z chłopaków idących w przeciwnym
kierunku.
- Sorry! - krzyknęła nie zwalniając.
- Cała przyjemność po mojej stronie
– odpowiedział, a potem rozległ się śmiech.
- Grzesiek! Leci na ciebie! - koledzy
stroili sobie żarty z kumpla, ale Kaśka już tego nie słuchała.
Coś jej mówiło, że serce Artura drgnęło.
W trakcie posiłku wydało jej się,
że czuje na sobie jego wzrok, jednak ani razu nie udało jej się
uchwycić jego spojrzenia. W końcu sama już nie wiedziała, co o
tym myśleć. A jeśli Młody się mylił, jeśli on rzeczywiście
jej nie chciał? Siedzący naprzeciw niej Grzesiek, usilnie starał
się zwrócić na siebie jej uwagę. Robił to jednak na tyle
nieudolnie, że nawet nie chciało jej się odpowiadać na jego
zaczepki.
- Ty, blondi! - Grzesiek zupełnie się
nie zraził jej brakiem zainteresowania jego osobą – może byś
się pobawiła z chłopakami, zamiast gadać?
- Ty chyba nie rozumiesz słowa:
„NIE”! - burknęła w jego kierunku niechętnie. Grzesiek wybrał
nieodpowiedni moment.
Artur pozornie nie zwracał uwagi na
całe zajście, ale w rzeczywistości czuł, jak niebezpiecznie
podnosi mu się poziom adrenaliny, Grzesiek zdecydowanie za daleko
się posuwał. Najchętniej zamknąłby mu ten głupi pysk, ale... no
właśnie! Wpadł we własną pułapkę. Musiał zachować spokój.
- Grzesiek, zachowuj się! - rzucił
niedbale w kierunku rozochoconego chłopaka – nie jesteś na
rykowisku.
Reszta towarzystwa przy stole
wybuchnęła śmiechem. Grzesiek zmieszał się nieco. Bądź co
bądź, Artur był nie tylko instruktorem, ale wiadomo było, że nie
należy mu wchodzić w drogę. Przez chwilę panował spokój.
Grzesiek gadał cicho z dwoma koleżkami, rechocząc wesoło od czasu
do czasu. W końcu podniósł się z krzesła i podszedł do
Kaśki, opierając się tyłkiem o stół jakiś metr od niej.
- Masz ładne „oczy” – zagaił,
gapiąc się na jej biust – Dziewczyny mówiły, że są na
opakowaniach staników. Chętnie bym się z nimi zapoznał -
wyszczerzył zęby.
Kaśka poczuła, jak krew odpływa
jej z twarzy. Miała ochotę rzucić się na tego dupka, ale nagle
dotarło do niej, że siedzący w pobliżu ludzie uważnie
przyglądają się całej scenie. Artur nie zareagował do tej pory,
więc albo nie słyszał słów Grześka, albo uznał, że to
jej sprawa. Przełknęła głośno ślinę. Kiedyś pewnie skuliłaby
się w sobie i uciekła, ale teraz?
- Kup sobie jeszcze rajstopy –
wycedziła przez zęby – to zapoznasz się z moim tyłkiem – po
tych słowach odwróciła się do dziewczyny siedzącej
naprzeciw – Podasz mi piwo? - spytała spokojnie.
- Co jest? - Grzesiek nie dał się
zbyć – Nie odpowiada Ci męskie towarzystwo? - stanął prosto,
jakby chciał zrobić krok w jej stronę.
- Ależ skąd? - uśmiechnęła się
czarująco – Powiem szczerze, że nawet przydało by mi się trochę
rozrywki z fajnym facetem, ale zupełnie mnie nie interesuje, co w
tym czasie będą robić chłopcy – powiedziała głośno, rzucając
mu pogardliwe spojrzenie.
Wszyscy wybuchnęli śmiechem,
sprawiając, że na twarzy Grześka pojawił się ciemny rumieniec.
Artur miał dziwny wyraz twarzy. Kaśka spojrzała na niego
przelotnie, ale natychmiast odwróciła wzrok. Wydało jej się,
że w oczach Artura czai się żądza mordu, jednak, kiedy spojrzała
na niego znowu, on spokojnie rozmawiał z kierownikiem obozu. Zyskała
święty spokój i to było najważniejsze. Grzesiek nie
zbliżył się już do niej przez cały wieczór. Po
zapadnięciu zmroku rozpalili ognisko i z zadowoleniem stwierdziła,
że jej nieudolny adorator razem z kumplami zajął miejsce dokładnie
po przeciwnej stronie płonącego stosu. Artur krążył między
ludźmi. Był dość mocno oblegany, bo zbliżający się powoli
egzamin wszystkich wprawiał w niepokój. Nie zostało jej
wiele czasu na szczerą rozmowę, a biorąc pod uwagę, że Artur
dość skutecznie jej unikał,
sytuacja stawała się prawie beznadziejna.
- Napij się – Mariolka podała jej
butelkę piwa i usiadła obok – dobrze, że go usadziłaś. Głupi
szczeniak! - rzuciła w stronę Grześka pogardliwe spojrzenie.
- Wkurzył mnie i tyle – odparła
niechętnie - Nie przyjechałam tu romansować.
- Artur Ci się podoba, co? - Mariolka
pociągnęła spory łyk piwa – Nie tylko Tobie, ale on jest poza
zasięgiem – dodała - To stare babsko też ma na niego chrapkę –
spojrzała na panią Bożenę.
- Jakoś się od niej nie opędza –
Kaśka nie zdołała ukryć niechęci. Patrzyła jak pani Bożena
tłumaczy coś zawzięcie Arturowi.
- No, coś Ty? Zrezygnował z lekcji.
Powiedział, że musi się skupić na nas bo za tydzień mamy
egzamin, ale chyba trochę mu dopiekłaś wtedy na pomoście –
dodała ze złośliwym uśmieszkiem – żebyś widziała jej minę.
- Naprawdę? - poczuła, że serce
bije jej szybciej – Skąd to wiesz?
- Gośka słyszała – odparła
Mariolka zadowolona z wrażenia, jakie wywołały jej słowa – Nikt
tej francy nie lubi, więc zaraz nam wypaplała.
- Super! - pociągnęła kolejny łyk
– No to, za egzamin – uniosła butelkę w górę i stuknęła
lekko w naczynie Mariolki. Twoje zdrowie, pomyślała, rzucając
Arturowi ukradkowe spojrzenie.
Od strony namiotów dały się
słyszeć dźwięki strojenia gitary i po chwili ukazały się dwie
sylwetki. Były prawie identyczne, ale jedna niosła gitarę w
prawej, a druga w lewej ręce. Dwaj bliźniacy rozsiedli się na
pieńkach przy ognisku – To co, zaczynamy koncert? Kto umie,
śpiewa, kto nie umie, ten dupek! - krzyknęli, a wszyscy wybuchnęli
śmiechem.
Artur stał w cieniu, przysłuchując
się, jak bliźniacy szaleją z gitarami, a towarzystwo ośmielone
wypitym alkoholem śpiewa szanty. Uwielbiał szanty, zwłaszcza
„Hiszpańskie dziewczyny”, które właśnie śpiewali, ale
zdecydowanie nie miał ochoty zbliżać się do kręgu światła.
Przebywanie w pobliżu Kaśki było dla niego coraz trudniejsze, ba,
stawało się prawdziwą torturą. Nie był w stanie ukrywać dłużej,
że działała na niego, jak katalizator, jak płonąca pochodnia w
składzie prochu. Sam ledwie widoczny, doskonale widział jej
oświetloną ciepłym blaskiem płomieni twarz. Śpiewała ze
wszystkimi kolejne szanty, nie zaglądając do śpiewnika, jakby
znała je wszystkie. Dobrze się przygotowała, przemknęło mu przez
myśl. Poczuł coś na kształt dumy, ale natychmiast stłumił to
uczucie.
- Co teraz? - jeden z bliźniaków
podniósł głowę znad gitary.
- Irlandię! - Mariolka krzyknęła
pierwsza.
„Na tańcach ją poznałem,
długowłosą blond
Dziewczynę moich marzeń nie wiadomo skąd
Ona się tam wzięła piękna niczym kwia-a-at
Czy jak syrena wyszła z morza, czy ją przywiał wiatr
Żegnaj, Irlandio, czas w drogę mi już
W porcie gotowa stoi moja łódź
Na wielki ocean przyjdzie mi zaraz wyjść
I pożegnać się z dziewczyną na Long Sherry”
Dziewczynę moich marzeń nie wiadomo skąd
Ona się tam wzięła piękna niczym kwia-a-at
Czy jak syrena wyszła z morza, czy ją przywiał wiatr
Żegnaj, Irlandio, czas w drogę mi już
W porcie gotowa stoi moja łódź
Na wielki ocean przyjdzie mi zaraz wyjść
I pożegnać się z dziewczyną na Long Sherry”
Zauważył, że tym razem śpiewało
znacznie mniej osób. Kaśka przymknęła oczy, jakby miała
pod powiekami tekst. Śledził jej usta... O czym była ta szanta?
Czy nie o nim? Miał przecież wyruszyć w nieznane, pozostawiając
ukochaną, której nawet nie powiedział, dlaczego... Coś
chwyciło go za gardło. Odwrócił głowę, ale nie ruszył
się z miejsca, jakby śpiew go uwięził.
- A teraz co? - bliźniacy brzdąkali coś, podczas, gdy reszta się przekrzykiwała – To może dość szant? - A Shenandoah znacie? - Artur nawet nie musiał podnosić głowy, by wiedzieć, kto spytał. - Jasne! A zaśpiewasz sama? - uciszyli wszystkich – bo my nie wyciągniemy. - Zaśpiewam – wydało mu się, że spojrzała w jego stronę. Nie, nie mogła go widzieć... „O Missouri, ty wielka rzeko, Ojcze rzek - kto bieg twój zmierzy ? Wigwamy Indian na twym brzegu. A away, gdy czółno mknie poprzez nurt Missouri” Zadrżał, kiedy Kaśka zaczęła śpiewać tęsknym głosem. Nagle wszyscy ucichli, jakby bali się jej przeszkadzać. Nie miał pojęcia, że ona ma taki głos. Czysty, donośny i taki... smutny. „O, Shenandoah jej imię było Ojcze rzek - kto bieg twój zmierzy ? I nie wiedziała co to miłość.
A away, gdy czółno
mknie
poprzez nurt Missouri Aż przybył kupiec i w rozterce Ojcze rzek - kto bieg twój zmierzy ? jej własne podarował serce...”
Znał doskonale tekst i
nie czuł się na siłach wysłuchać go do końca, zwłaszcza w
takim wykonaniu. Czuł, że serce bije mu znacznie mocniej niż
powinno. Ruszył w tył najostrożniej jak potrafił, ale dźwięczny
głos wciąż mu towarzyszył. Czuł się, jakby miał gorączkę,
jakby coś się w nim gotowało, narastało... jakiś bunt... czarna
tafla wody połyskiwała w świetle księżyca. Zsunął trampki z
gołych stóp i wszedł do jeziora. Chłód wody łagodził
przyjemnie. Kaśka skończyła tymczasem śpiewać i po chwili
rozległy się gromkie brawa. Mimowolnie się uśmiechnął. Nie
potrafił inaczej. Łowił urywki zdań dobiegających od strony
ogniska.
- A zrobicie mi chórki?
- wydało mu się, że słyszy jej głos – Daj gitarę, muszę
sprawdzić, czy dam radę... - Cholera, to ona potrafiła też grać?
Czego jeszcze o niej nie wiedział? - Proszę o wybaczenie Briana
Adamsa – krzyknęła ze śmiechem i rozległy się dźwięki
gitary. Grała inaczej niż bliźniaki, bardziej... instrumentalnie,
nie akordami. Początkowo nieśmiało, kilka razy trącając złą
strunę, jakby się uczyła nowego instrumentu. Przerwała i zaczęła
na nowo, ale już pewniej. Po chwili dołączyła do niej druga
gitara, dając tło. Słuchał jak urzeczony, kiedy Kaśka zaczęła
śpiewać.
„When you love a woman
You tell her that she's really wanted
When you love a woman
You tell her that she's the one...”
You tell her that she's really wanted
When you love a woman
You tell her that she's the one...”
Te słowa burzyły w nim krew. Miał
wrażenie, że jego serce eksploduje, rozsadzając mu klatkę
piersiową na milion kawałków. Ściągnął koszulkę i
spodnie i powoli zaczął się zanurzać w chłodnym nurcie.
„...And when you find yourself lyin' helpless in her arms
You know you really love a woman...”
Zanurkował, pogrążając się w
ciszy. Nie było miejsca dla nich dwojga na tym obozie. Skoro
postanowiła zostać, on musiał odejść. Już wiedział, dlaczego
przyjechała.
- Czyś Ty zgłupiał? Chcesz się
utopić? - Gośka stała na brzegu, trzymając jego ubranie – Co
Cię napadło?
- Nigdy nie pływałaś przy księżycu?
- Artur potrząsnął włosami, strzepując z siebie wodę jak pies –
Musisz spróbować.
„...She will be there for you, takin' good care of you
You really gotta love your woman, yeah...”
Dwie gitary rozbrzmiewały jeszcze przez dłuższy czas.
- Zdolna ta Kaśka – Gośka
przyglądała mu się uważnie – i uparta – dodała w zamyśleniu
– Szczęściarz z tego Twojego brata - Odwróciła się i
powoli ruszyła w stronę ogniska, skąd dobiegły ich okrzyki i
brawa. Artur został na brzegu sam. Stał ociekając wodą. Co miał
zrobić? Czuł się tak okropnie bezradny. Nienawidził tego uczucia,
bał się go. Umiał sobie radzić ze wszystkim, poza tym...
---
Kaśka i Mariolka gawędziły do
późna, wypijając po jeszcze jednej butelce.
- Mam dość – Mariolka ziewnęła,
zasłaniając usta – jutro ostre pływanie. Idziesz ze mną? -
wskazała głową ścianę lasu, na tle której widniały
jaśniejsze prostokąty drewnianych sławojek. Przy ognisku pozostała
hałaśliwa grupa osób.
Kaśka szukała wzrokiem Artura, ale
nigdzie go nie było, więc powlokła się za Mariolką. Piwo
wieczorem to niezbyt dobry wybór, pomyślała, wracając –
Dobranoc – pożegnała koleżankę i ruszyła do swojego namiotu.
Oczy jej się kleiły, ale myśl, że Artur nawet się nie pokazał,
kiedy śpiewała dla niego nie pozwalała zasnąć. Przecież musiał
wiedzieć, że to było dla niego, pomyślała. Jaka szkoda, że nie
mogę patrzeć na gwiazdy, westchnęła. Coś poruszyło się obok
ściany namiotu. Nadstawiła uszu. Szelest, jakby ktoś się skradał.
Czyżby Artur w końcu uległ? Serce jej zamarło. Leżała, bojąc
się głośniej oddychać, gdy do jej uszu dobiegł dźwięk
rozsuwanego zamka. Wsparła się na łokciach, starając się
przeniknąć ciemność. Poła namiotu odchyliła się i jakaś
postać przesłoniła na chwilę wejście, ale to nie był Artur.
- Witaj, skarbie – Grzesiek rzucił
się na nią całym ciężarem, unieruchamiając ją w śpiworze –
miło, że czekałaś.
- Odwal się – zdążyła warknąć,
nim zakrył jej dłonią usta.
- Nie bądź niemiła – poczuła
zapach piwa tuż przy swojej twarzy. Szarpnęła się, ale śpiwór
nie pozwalał na skuteczną obronę – zobaczysz jak Cię zaraz
przelecę.
- Mmmm! - próbowała uwolnić
się chociaż od jego ręki.
- Nie wrzeszcz – przycisnął
mocniej, unieruchamiając jej głowę – zaraz wszyscy pójdą
puszczać sztuczne ognie, więc i tak nikt nie usłyszy – ostrzegł.
Jakby na potwierdzenie jego słów, dobiegły ich odległe
piski i śmiechy, a potem rozległ się świst i wybuch. Kaśka zdała
sobie sprawę, że mówił prawdę, więc szybko zmieniła
taktykę. Przestała się szarpać.
- Mmmm – starała się by zabrzmiało
to błagalnie. Grzesiek powoli zabrał rękę.
- Przestań, przecież nie zrobisz nic
na siłę... - zaczęła.
- A kto mówi, że na siłę?
Sama mi dasz – zarechotał - Tylko trzeba Cię trochę zachęcić.
Znów się szarpnęła,
starając się trafić Grześka kolanem w krocze. Jednak ręce
oplątane śpiworem i prawie osiemdziesiąt kilogramów na nim
były skutecznym unieruchomieniem.
- Przecież to lubisz – Grzesiek
znów nachylił się nad nią. Tym razem ujął róg
śpiwora i próbował użyć go jako knebla – Nie zmuszaj
mnie, żebym Cię uderzył – w jego głosie zabrzmiała groźba –
Może być przyjemnie, albo nie. Od Ciebie to zależy.
Jest pijany! Do Kaśki dotarło, że
Grzesiek kompletnie nie panuje nad swoimi emocjami. Jęknęła.
Czuła, jak łzy złości napływają jej do oczu. Tymczasem
napastnik odsunął nieco zamek błyskawiczny jej śpiwora i sięgnął
do osłoniętej tylko cienką koszulką piersi. Kaśka wyrzuciła do
przodu górną część ciała i głową dosięgła jego brody.
Niestety nie był to mocny cios, za to w następnej sekundzie poczuła
silne uderzenie w splot słoneczny i straciła oddech. Otworzyła
szeroko usta, ale nie była w stanie nabrać powietrza. W uszach
miała szum, przez który przebijały odgłosy fajerwerków
i odległe krzyki.
- Zaraz sobie poradzimy z Twoimi
oporami – stwierdził z zadowoleniem Grzesiek.
Rozpaczliwie próbowała coś
zrobić, ale sytuacja wydawała się beznadziejna. Włosy stanęły
jej dęba, gdy poczuła, że Grzesiek opada na nią całym ciężarem.
Z piersi wydobył jej się stłumiony jęk. Znów mogła
oddychać! On jednak nie wykonał żadnego ruchu. Leżał przez
krótką chwilę bezwładny jak worek, po czym powoli zsunął
się z niej w stronę wejścia. Natychmiast usiadła, zrywając z
siebie śpiwór i zaczęła po omacku szukać latarki.
- Kto to? - wychrypiała i skierowała
snop światła, na twarz, która ukazała się w wejściu –
Artur – załkała, na jego widok.
- Chodź do mnie – wyciągnął ręce
– już dobrze – przytulił ją i gładził po głowie, starając
się uspokoić – już dobrze – powtarzał, a ona zaszlochała
cicho, wtulona w jego szyję.
- Nie odchodź – wyszeptała
przestraszona, kiedy się poruszył.
- Dobrze – usłyszała miękki,
łagodny szept – zostanę. Ładnie śpiewałaś – wciąż tulił
ją do siebie, starając się mówić spokojnie, ale wyraźnie
słyszała, że głos mu drży. Kołysał się w tył i w przód,
jak to robią rodzice, kiedy dziecko obudzi się z płaczem. Słowa
piosenki wkręcały mu się w mózg, mimo że próbował
się przed nimi bronić.
„By naprawdę kochać kobietę
Daj jej się obejmować
Dopóki nie dowiesz się, jak potrzebuje być dotykana
Musisz nią oddychać
Naprawdę jej zasmakować
Aż poczujesz ją w swojej krwi...”
„By naprawdę kochać kobietę
Daj jej się obejmować
Dopóki nie dowiesz się, jak potrzebuje być dotykana
Musisz nią oddychać
Naprawdę jej zasmakować
Aż poczujesz ją w swojej krwi...”
Przytuliła się do niego całym
ciałem. Artur poczuł bijące od niej ciepło, miękkość jej ciała
i zapach, cudowny, odurzający, pełen najsłodszych obietnic...
„Kiedy zobaczysz swoje nienarodzone dzieci w jej oczach
Wtedy wiedz, że naprawdę kochasz kobietę...”
Wzbierało w nim podniecenie,
którego wkrótce nie dało się już ukryć. Odsunął
się nieco, ale wtedy Kaśka zrobiła coś nieoczekiwanego. Wsunęła
udo między jego nogi i otarła się biodrem o jego wzwód.
Stęknął cicho.
- Chodź do mnie – wyszeptała tuż
koło jego ucha – przecież wiem, że mnie chcesz. Czuję to.
Chcesz? Dobre sobie! Nie przespał
spokojnie ani jednej nocy od dnia jej przyjazdu. Świadomość, że
leży w namiocie oddalonym kilkanaście metrów od niego
sprawiała, że rzucał się przez sen jak w gorączce. Zamykał oczy
i przed oczami miał jej obraz, czuł na ciele jej dotyk i przez sen
smakował pocałunkami jej pełne usta. Budził się w środku nocy i
znów zapadał w niespokojny sen. Chcesz, powiedziała...
Pragnął jej bardziej niż powietrza, niż czegokolwiek na świecie!
Pożądanie zalewało mu mózg, odbierając zdolność
logicznego myślenia - Nie powinniśmy... - jęknął, kierując się
resztką rozsądku, jaka mu pozostała. Jeśli teraz to zrobią,
przepadł!
- Za dużo kombinujesz – szepnęła,
siadając okrakiem na jego brzuchu – Choć raz pomyśl tym, czym
faceci myślą w takich sytuacjach – podciągnęła mu koszulkę,
pozbyła się swojej i po chwili poczuł na sobie jej ciężkie
piersi. Ujęła jego dłonie i przeniosła mu je za głowę,
splatając palce z jego palcami.
- Błagam Cię... – głos miał
nabrzmiały pożądaniem. Sam już nie wiedział, czy prosi o to, by
pozwoliła mu odejść, czy by mógł zaznać ulgi w jej ciele.
W odpowiedzi, schyliła się i sięgnęła do jego ust. Smakowała
tak cudownie, że aż zakręciło mu się w głowie. Jak dawno jej
nie całował! Każda chwila bez niej wydała mu się bezsensownie
stracona. Powietrze wokół nich zgęstniało, wypełniło się
przyspieszonymi oddechami, odgłosami pocałunków i cichymi
westchnieniami. Powoli przesunęła paznokciami po jego ramionach.
Przeniknął go dreszcz, jakby skóra iskrzyła pod jej
dotykiem. Uniosła głowę, lecz wciąż czuł jej oddech na twarzy,
szyi, obojczyku... Oparła mu dłonie na klatce i usiadła – O nie!
– jęknął, uświadamiając sobie, że wcześniej pozbyła się
spodenek. Zaśmiała się cicho i sięgnęła rękami za plecy, do
jego dresu. Mocowała się chwilę z gumką. Wyobraźnia podsunęła
mu jej obraz z rękami do tyłu, z odrzuconą na bok głową, z
piersiami, kołyszącymi się przy każdym ruchu. Sięgnął do nich
i po omacku objął je dłońmi, przesunął kciukami po brodawkach,
zacisnął palce na miękkim, pachnącym ciele. Westchnęła i
szarpnęła materiał spodni, uwalniając jego wzwód. Panujące
ciemności sprawiły, że wyostrzyły mu się pozostałe zmysły.
Słyszał każdy szelest, każde westchnienie, czuł zniewalająco
słodki zapach jej perfum pomieszanych z wonią skóry i
podniecenia. Uniosła się w górę, sięgając dłonią do
jego członka sterczącego pionowo jak maszt. Wojownik w jego duszy
szarpał niewidzialne łańcuchy, bezskutecznie broniąc się przed
nieuniknionym... Osunęła się na niego powoli, przyjmując go nie
bez trudu do ciasnego wilgotnego wnętrza. To było jak liźnięcie
ognia i łyk życiodajnej wody jednocześnie. Łańcuchy jego woli
rwały się, uwalniając drzemiący w nim pierwotny instynkt. Oto
uratował swoją księżniczkę przed gwałtem i teraz czekała go
nagroda. Zsunął dłonie w dół na jej biodra, zacisnął na
nich palce i przycisnął ją do siebie, wypełniając jeszcze
mocniej.
- Nareszcie – wydyszała – Weź
mnie, weź mnie mocno.
- Co ja robię? - czy on to powiedział
na głos?
- To, czego oboje chcemy – jej pełen
pożądania szept pozbawił go resztek zahamowań. Chwycił ją za
ramiona i przygarnął do piersi, jedną dłonią przytrzymał jej
biodra, a drugą plecy, obracając się tak, że znalazła się pod
nim. Wycofał się i pchnął, wycofał i pchnął, jeszcze raz i
jeszcze... Poczuł, że rozchyla uda, otwierając się na niego
szerzej, wypycha biodra na jego spotkanie. Nie był sobą, nie
panował nad tym, co się z nimi działo, parł naprzód,
ogarnięty palącą potrzebą spełnienia. Miał w ramionach tę
jedyną, najdroższą..., rozkoszował się jej bliskością,
oddychał jej oddechem. Chwyciła go za ramiona, zacisnęła palce,
rozorała skórę paznokciami, wydając chrapliwy jęk. Opadł
na łokcie, odszukał jej usta i zmiażdżył je pocałunkiem. To nie
było delikatne ani czułe, ale też nie oczekiwała delikatności.
Jakby w odpowiedzi, szarpnęła go za włosy, jak dzikiego konia,
który nie zaznał uprzęży... oderwał się od niej z
gardłowym pomrukiem. Podkręciła go, jak cholera! Przygwoździł ją
do ziemi, wciskając się torsem w jej obrzmiałe piersi. Wypuściła
z sykiem powietrze i poczuł jej zęby zaciskające się na barku tuż
nad obojczykiem. Ból spłynął mu wzdłuż kręgosłupa i
wystrzelił wprost do jąder, sprawiając, że skurczyły się i
przycisnęły do ciała. Sięgnął dłonią w dół i
przygarnął jej pośladek, wbijając w niego palce. Oplotła go
nogami. Wchodził w nią z dzikim impetem, taką otwartą, bezbronną,
gotową na wszystko... odszukał znów jej usta, wepchnął
język najgłębiej jak potrafił i zaczął je posuwać tak samo jak
jej cipkę. Chciał jej jeszcze bardziej, mocniej, bliżej...
Rozrzuciła na boki ręce i napięła mięśnie, zaciskając dłonie
na śpiworze. Pieprzyli się z całej siły, bez opamiętania, jakby
chcieli nadrobić stracony czas. Oderwał od niej usta, by
zaczerpnąć tchu.
- Aaartur – dotarł do niego jej
przytłumiony głos. Brzmiał jak skarga, jak błaganie, jak wołanie
o pomoc – ko-chaj mnie – urywane oddechy nie pozwalały jej na
więcej – ko-chaj mnie... Ooooch! - przeciągły jęk uwiązł jej
w gardle.
- Moja piękna... - dał jej rozkosz,
dał jej to, czego pragnęła, czego on pragnął... - Moja jedyna! -
Poczuł jak jądra kurczą mu się i nagle z piersi wydobył mu się
głuchy gardłowy pomruk. Dotarł do mety w chwili, gdy zacisnęła
się na jego pulsującym fiucie. Oparł spocone czoło na jej nagim
ramieniu, oddychając płytko i starając się bezskutecznie zebrać
myśli. Gdzieś na horyzoncie majaczyło poczucie winy, zakradało
się do jego świadomości, sącząc do serca jad. Spróbował
się wycofać, lecz ona otoczyła go w pasie nogami i przyciągnęła
do siebie – Nie odchodź – wyszeptała błagalnie.
- Dobrze – czy już tego nie mówił?
- Nie odchodź nigdy! – wtuliła się
w niego jeszcze mocniej.
Tym razem długo się nie odzywał.
Powoli traciła już nadzieję, że usłyszy odpowiedź, kiedy jego
pierś uniosła się w głębokim westchnieniu – Potem porozmawiamy
– powiedział cicho tuż przy jej uchu.
- Nie! Porozmawiajmy teraz –
otoczyła jego szyję ramionami – Zostań tu do rana.
- Wiesz, że nie mogę – powiedział
zbolałym głosem – Jeśli ktoś się dowie... - Co ja zrobiłem?
Co ja najlepszego zrobiłem? Nie udało mu się powstrzymać jęku
rozpaczy.
- Mam to w dupie! - przerwała mu –
A niech się dowiedzą! Mam gdzieś tych wszystkich ludzi. Egzamin i
cały ten obóz też! - dodała – Mam patent żeglarza od
siedemnastego roku życia! Przyjechałam tu po Ciebie!
- Co takiego??
- Wiem o banku i akcjach, i Twoim
kretyńskim pomyśle na wyjazd do Kongo, czy jak mu tam – wyrzucała
z siebie słowa z prędkością karabinu maszynowego – Nie zgadzam
się! Rozumiesz? Mam pieniądze! Więcej niż jestem w stanie wydać
i dam Ci je albo zapłacę za te Twoje akcje. Wszystko mi jedno.
- Uspokój się – ujął jej
twarz w dłonie – Nie mogę Cię w to wciągać... - bronił się
przed myślą, że mógłby...
- To odsprzedaj mi cześć akcji za
gotówkę – odparowała natychmiast – Kocham Cię. Nie
pozwolę, żeby coś Ci się stało. I przy okazji mnie... – dodała
przez ściśnięte gardło.
- Kasiu, to nie zabawa! Wtopiłem
straszne pieniądze... Nie wyobrażasz sobie, jakie... - zaczął.
- Nie muszę sobie wyobrażać –
wyszeptała wprost do jego ucha - Po prostu wiem.
- Młody Ci powiedział? - spytał
cicho. Nie odpowiedziała, ale i tak wiedział, kto za tym stoi –
Chyba go zabiję!
- Chyba powinieneś mu podziękować!
- prychnęła. Rozluźniła uda i pozwoliła Arturowi się wycofać.
Usiadł obok niej i ukrył twarz w
dłoniach. Nagle poczuł na plecach jej delikatne palce. Westchnął
ciężko – Co ja mam z Tobą zrobić? - jęknął.
- Mam kilka pomysłów -
zachichotała, ale zaraz spoważniała – ja mówię poważnie.
Chcę Ci pomóc. Ja nadal w Ciebie wierzę – zapewniła
gorąco.
- To nie jest kwestia wiary, Kocie!
Żyjemy w dzikim kraju. Myślałem, że potrafię to wykorzystać,
ale jestem za cienki! - gdyby wiedział to dwa miesiące wcześniej...
gdyby potrafił przewidzieć – Tak marzyłaś o Paryżu... - urwał,
czując w gardle ucisk.
- Marzyłam o wielu rzeczach. Paryż
nie jest tu najważniejszy – jej głos zabrzmiał wyjątkowo
poważnie.
- Wyjdźmy stąd – powiedział nagle
– Chcę Ci coś pokazać – Czuł, że brak mu powietrza, jakby
kochając się zużyli cały zapas.
Kaśka pospiesznie naciągnęła
spodenki od piżamy i sięgnęła po bluzę od dresu. Artur wyjrzał
ostrożnie z namiotu, ale w pobliżu nie było nikogo. Przekradli się
cicho do ściany lasu i chyłkiem okrążyli obóz, kierując
się w stronę jeziora. Sztuczne ognie się skończyły i całe
towarzystwo rozchodziło się do namiotów. Kilka postaci
majaczyło na tle ogniska. Artur poprowadził Kaśkę na niewielkie
wzniesienie i ustawił twarzą do jeziora. Sam stanął z tyłu,
obejmując ją ramionami. Wciągnął do płuc jej zapach – Boże,
Ty tak pachniesz... jak marzenie – westchnął.
- Dlaczego tu przyszliśmy? - spytała
drżącym głosem. Ogarniał ją niepokój pomieszany z
podnieceniem.
- Mówiliśmy o marzeniach –
zaczął – Jak byłem w ogólniaku, to Adam zabrał mnie do
swojego ojca do Stanów. Zarabialiśmy, malując ludziom płoty
i strzygąc trawniki. Po pracy oglądaliśmy telewizję i tam wtedy
leciał taki serial „Miami vice”. On potem był też w Polsce.
Widziałaś choć jeden odcinek? - spytał.
- Nawet kilka! Don Johnson był przez
chwilę moim idolem – westchnęła z rozmarzeniem – Taki silny,
zdecydowany blondyn ze spluwą – zażartowała.
- No, tak. A pamiętasz czołówkę?
- odczekał chwilę, a ponieważ nie odpowiadała, ciągnął dalej –
tam jest taka scena, jak chłopak z długimi włosami płynie po
zatoce na desce windsurfingowej. W pewnej chwili kładzie się na
wiatr, odchyla głowę i moczy włosy, potem podnosi się i strząsa
krople wody w świetle zachodzącego słońca... - kiedy to mówił,
w jego głosie słychać było dziecięcy zachwyt – To było moje
marzenie. Tak pływać! Kupiłem deskę i żagiel. Rodzice pukali się
w głowę, ale ja wiedziałem swoje.
- Spełniłeś swoje marzenie.
Widziałam jak pływasz – czuła, że po policzkach płyną jej
łzy.
- Tak i uwierzyłem wtedy, że jak
czegoś bardzo chcę, jak o tym marzę, to mogę to mieć...
- Ja też w to wierzę – przerwała
mu szybko, czując, co chce jej powiedzieć – Ja też spełniłam
swoje marzenie, ale żeby ono dalej było spełnione, potrzebuję
pomocy... - głos jej się załamał – Chcesz, żeby stanęły
między nami głupie pieniądze? - wyszeptała.
Artur mocniej ją do siebie
przygarnął. Nie był w stanie wydobyć z siebie słowa. Tafla
jeziora dziwnie mu się zamazywała. Zamrugał szybko. Kaśka
odchyliła głowę i oparła ją na jego ramieniu. Stali tak bez
słów, przytuleni, z przymkniętymi oczami, bojąc się
poruszyć.
Przy twoich pracach przeżywam całą gamę humorów! To jest tak piękne i niesamowite, aż uzależniające :) ciągle chce się wiecej
OdpowiedzUsuńW końcu trafiłem na Twój blog. Dziękuję Ci za kolejną część opowiadania, czekam na następne części .Super piszesz, naprawdę z przyjemnością się czyta.Przeczytałem wszystkie Twoje opowiadania,bardzo są wciągające. Pozdrawiam!. Wiktor
OdpowiedzUsuńNaprawdę świetne są Twoje opowiadania! Z wypiekami na twarzy czytam kolejne rozdziały i z niecierpliwością oczekuję dalszego ciągu. Każda z historii ma swój niepowtarzalny klimat. Z przyjemnością dołączam do grona uzależnionych :)
OdpowiedzUsuń