- A Ty dokąd? - Kaśka obudziła się
nagle, czując obok siebie ruch.
- Pójdę do siebie, zanim inni
się pobudzą – Artur nachylił się i pocałował ją w czubek
nosa – wczoraj dość brutalnie wywaliłem stąd Grześka...
- Przecież go nie zabiłeś –
wzruszyła ramionami – zresztą, należało mu się – dodała,
bezwiednie dotykając mostka, gdzie wciąż jeszcze czuła skutki
uderzenia.
- No, w zasadzie tak, ale jestem jakby
opiekunem... – w głosie Artura pobrzmiewało poczucie winy –
Trochę mnie poniosło.
- Kocham Cię – usiadła i objęła
jego tors – Nie przejmuj się tym. To co, jesteśmy razem?
Odpowiedziało jej głośne
westchnienie, ale kiedy uniosła głowę napotkała pałające szare
oczy i promienny uśmiech – Jesteś niemożliwa! Zobaczysz, że
jeszcze tego pożałujesz!
- Na pewno nie – odparła z
przekonaniem – A jak robimy z innymi? Nie musimy się publicznie
całować, ale ukrywać się też nie ma sensu. Chociaż... to może
być zabawne – zachichotała.
- Jak chcesz, ale Gośce musisz
powiedzieć, że nie podchodzisz do egzaminu. Magistrom też –
odsunął suwak i wystawił ostrożnie głowę na zewnątrz. Do
namiotu dostał się powiew rześkiego powietrza i promienie
wschodzącego słońca. Musiało być bardzo wcześnie.
- No dobra, to dbaj o moją reputację
– zażartowała, widząc, że jednak postanowił wyjść – ja
jeszcze podrzemię – opadła na posłanie i naciągnęła na siebie
śpiwór.
- Ja raczej pobiegam – wyszczerzył
do niej zęby – dawno tak dobrze nie spałem – rzucił i zniknął
za połą namiotu. Po chwili usłyszała cichy dźwięk zasuwanego
zamka błyskawicznego. Przekręciła się powoli na bok i odchyliła
głowę, przymykając oczy. W tej chwili miała ochotę mruczeć, jak
prawdziwy kot.
Idąc na śniadanie, Kaśka czuła
się tak, jakby wszyscy wiedzieli, że spędziła noc z Arturem i
teraz śledzili każdy jej ruch. Dopiero po kilku minutach zdała
sobie sprawę z niedorzeczności takich przypuszczeń. Spojrzała za
stół, gdzie w koszykach piętrzyły się bułki, a z dzbanków
z herbatą unosiła się para i podeszła do Mariolki.
- Zaspałaś? - usłyszała na
przywitanie – Nie wiedziałam, bo bym Cię obudziła. Przepraszam.
- Nie ma sprawy – Kaśka słuchała
jednym uchem, rozglądając się za Arturem, którego jednak
nigdzie nie było widać. Usiadła obok Mariolki i sięgnęła po
bułkę – Nie chleb? Co im się stało?
- Podobno zawsze w sobotę są bułki
i... – Mariolka urwała nagle, otwierając szeroko oczy na widok
czegoś lub kogoś za plecami Kaśki – O rany! - zasłoniła usta
dłonią.
Kaśka odwróciła się powoli
i napotkała ponure spojrzenie Grześka. Wrażenie potęgował
potężny siniak na policzku pod lewym okiem. Kaśka wytrzymała jego
spojrzenie, a ponieważ Grzesiek nie odważył się podejść, bez
pośpiechu wróciła do smarowania pieczywa.
- Ciekawe gdzie się tak załatwił? -
Mariolka spuściła głowę, ale nie udało jej się ukryć uśmiechu
– Trzeba popatrzeć, kto jeszcze odniósł rany.
- Obawiam się, że nie znajdziesz
takiego - stwierdziła i ogryzła kawałek bułki z dżemem.
- O kurde, Ty coś wiesz! Powiedz mi,
błagam – Mariolka złożyła ręce, jak do modlitwy – Że też
ja zawsze przegapię, jak się dzieje coś ciekawego. No mów,
nie daj się prosić!
- No cóż, po prostu pomylił
namioty, a ponieważ nie chciał wyjść po dobroci... - zawiesiła
głos i wykręciła dłonie tak, że stawy palców naciągnęły
się z cichym trzaskiem.
- Ty? Nie wierzę – Mariolka
pokręciła głową. Przyjrzała się Grześkowi, potem Kaśce, a na
koniec wybuchnęła śmiechem – Szkoda, że tego nie widziałam.
Całe szczęście, że nie widziałaś!
Kaśka prześliznęła się wzrokiem po jej roześmianej twarzy. Kto
wie, ile czasu zajęłoby jej dotarcie do Artura, gdyby nie ta akcja
z Grześkiem? Co za paradoks, powinnam podziękować temu palantowi,
pomyślała z rozbawieniem. Tymczasem od strony kuchni nadszedł
Artur w towarzystwie obu magistrów i pozostałych
instruktorów. Kaśka odwróciła wzrok, obserwując
ukradkiem reakcję, Grześka, ale on najwyraźniej nie miał pojęcia,
kto go obezwładnił. I bardzo dobrze, postanowiła. Na nią Grzesiek
nie poskarży, duma mu nie pozwoli.
Pod koniec śniadania Wioleta
ogłosiła, że w niedzielę wachtę mają instruktorzy, co spotkało
się z powszechnym aplauzem.
- Chodźmy umyć ząbki, bo Gośka już
się szykuje – Mariolka szturchnęła Kaśkę w bok – nie mogę
się doczekać, kiedy będę mogła pokpić sobie z tego buraka –
posłała Grześkowi jadowite spojrzenie.
- Daj mu spokój – Kaśka
machnęła ręką i ruszyła w stronę namiotu.
- Możesz tu na chwilę przyjść? -
Artur mrugnął do niej, kiedy przechodziły z Mariolką obok
instruktorów, którzy głośno się o coś spierali –
Jadę zaraz po obiedzie do Augustowa. Pogadaj z Gochą i zjedz szybko
obiad – rzucił półgłosem – Pojedziemy razem, OK?
- OK – posłała mu rozbawione
spojrzenie. Taka ciuciubabka miała w sobie coś pociągającego i
słodkiego.
- Co chciał? - Mariolka przyglądała
jej się uważnie.
- Nic takiego, a co? - Kaśka sięgnęła
do namiotu po kosmetyczkę.
- Jakoś tak inaczej wygląda, jak z
Tobą gada. Chyba mu się podobasz – Mariolka wyszczerzyła do niej
zęby – Wtedy na pomoście też było widać.
- Naprawdę? - Zastanawiała się
przez chwilę, czy może jej powiedzieć – On też mi się podoba –
przyznała – nawet bardzo. Bardzo, bardzo... - znacząco uniosła
brwi.
- Mhm – Mariolka o mało nie
zakrztusiła się pastą.
Mycie zębów w jeziorze
wymagało pewnej wprawy, bo wszyscy chcieli to zrobić naraz, a
plucie pastą wprost do wody było źle widziane. Należało więc
wcześniej upatrzyć sobie dogodną pozycję w pobliżu trzcin.
- Wrzucisz mi to do namiotu? - Kaśka
wyciągnęła w stronę Mariolki kosmetyczkę – muszę zamienić
dwa słowa z Gochą.
- Jasne! - Mariolka złapała
kosmetyczkę i ruszyła w górę, doganiając grupkę chłopaków
– Co ci w oczko? - rzuciła słodkim głosikiem w kierunku Grześka.
- Gocha, pomogę Ci - Kaśka podeszła
do Gośki w chwili, gdy ta szła do magazynu po kapoki – Pogadamy
zanim będziemy płynąć?
- Jasne, chodź – kiwnęła
przyjaźnie głową.
- Nie będę owijać w bawełnę –
zaczęła – Przepraszam, że Ci nie powiedziałam od początku, ale
ja mam już patent żeglarza. Daj mi skończyć – uprzedziła,
widząc, że Gośka zamierza jej przerwać – jesteśmy z Arturem
parą od kilku miesięcy, tylko się... rozstaliśmy. Przyjechałam
się pogodzić. Nie chciałam nikogo wtajemniczać – dodała szybko
– Tylko Ty wiesz.
- O cholera! - Gośka stanęła jak
wryta – Ale z Ciebie numer! Prawie się nabrałam na tego brata –
pokręciła głową.
- Ale to jest akurat prawda. Młody
mnie wpisał, czyli Artura brat – Kurde, myślałam, że będzie
awantura, odetchnęła w duchu – Pogodziliśmy się – dodała,
nie kryjąc radości – Dalej chcę się szkolić, ale powinnaś
wiedzieć, kogo masz w załodze, a już mogę się przyznać...
- No nie! - Gośka pokiwała głową –
Wczoraj się pogodziliście – stwierdziła nagle.
- Dziś w nocy... – Kaśka nagle
zainteresowała się czubkami swoich tenisówek. Właściwie
nie powinna się czuć zakłopotana, a jednak nie do końca potrafiła
zapanować nad sobą – Skąd wiedziałaś? - spytała bardziej po
to, by pokryć zmieszanie, niż z faktycznej ciekawości.
- Bo Artur jest jak do rany przyłóż
– zachichotała – Nawet pojechał dziś do Rajgrodu po bułki!
Aleś go wzięła! Skubany, nie puścił pary z gęby, a gadaliśmy
ze dwadzieścia minut.
- Tak się umówiliśmy –
przyznała – Chciałam to najpierw załatwić z Tobą. Muszę
jeszcze powiedzieć magistrom o egzaminie – dodała.
Gośka kiwnęła głową i ruszyła
wreszcie z miejsca – Wiesz co? - spojrzała na Kaśkę grzebiącą
w stercie kapoków – Ja im powiem. Tak, przy jakiejś okazji.
W końcu nie ma nigdzie zakazu szkolenia tych z patentami. Powiedzmy,
że chciałaś sobie przypomnieć, bo dawno nie pływałaś –
rozłożyła ręce - Musisz mi wszystko opowiedzieć – wzięła
pagaj i dwa kapoki, pozostawiając Kaśce resztę – Tylko Wiolce na
razie ani słowa! Muszę się trochę nacieszyć jej ignorancją.
Do Kaśki dotarło wreszcie, że nie
mogła liczyć na większą sympatię i zrozumienie - Jesteś super,
wiesz? - stwierdziła.
Pływanie przy słabym wietrze
okazało się prawdziwą sztuką. Gocha dopiero teraz pokazała
klasę. Inna sprawa, że załoga spełniała jej polecenia z
szybkością i precyzją, jakiej mogli jej pozazdrościć pozostali
instruktorzy, nie wyłączając Artura. W pewnej chwili jednak
wszystkie łódki stanęły. Smętnie wiszące żagle nie
pozostawiały złudzeń, wiatr „zdechł”.
- Skąd on to wiedział? - Gośka
zastanawiała się głośno, patrząc z zazdrością na żaglówkę
Artura, która znalazła się najbliżej brzegu – Wiedział,
skubaniec, że po południu będzie flauta!
Kaśka uśmiechnęła się do siebie.
Jej w ogóle nie dziwiło, że Artur był o krok przed innymi.
Nie odważyła się jednak wyrazić głośno swojego podziwu. Zamiast
tego sięgnęła po pagaj, Darek poszedł w jej ślady. Reszta załogi
zrzuciła bezużyteczne żagle. Na szczęście nie byli daleko od
brzegu, więc po półgodzinnej „zabawie” z wiosłami
dobili do pomostu.
- No dobra! Popołudnie macie wolne –
Gośka nie wyglądała na zmartwioną – Ja idę podręczyć Wiolkę
- mrugnęła do Kaśki porozumiewawczo – Nie jedziesz czasem z
Arturem? - spytała półgłosem – Tampony mi się skończyły,
a jego wolałabym nie prosić.
- No właśnie miałam Ci powiedzieć
– przyznała z lekkim zakłopotaniem.
- To się pospiesz – mruknęła –
bo pani Bożenka pewnie już waruje przy samochodzie.
Tego nie wzięła pod uwagę. A może
Artur już się jej pozbył? W końcu inicjatywa wyszła od niego, a
nie jest na tyle głupi, żeby wsadzić do samochodu dwie nieznoszące
się kobiety, pomyślała z nadzieją. Niestety, idąc do namiotu
miała okazję zauważyć panią Bożenę paradującą w sukience
ledwie zakrywającej obfity biust. Nadeszła pora na ciężką
artylerię, postanowiła i wyciągnęła z plecaka krótką
rozkloszowaną sukieneczkę na cienkich ramiączkach. Kolorowa
szkocka krateczka w skos dodawała strojowi pikanterii. Na nogi
zamiast tenisówek nałożyła lekkie sandałki na płaskiej
podeszwie złożone z cienkich rzemyków oplecionych na stopie
i wokół kostki.
- Dokąd się wybierasz? - Mariolka aż
cmoknęła na jej widok.
- Do Augustowa z Arturem – przyznała
– Może być? - okręciła się wokół własnej osi. Nie
było sensu udawać, skoro i tak za chwilę miała bliskie spotkanie
z panią Bożeną.
- Wow, zaprosił Cię? - oczy Mariolki
zrobiły się okrągłe ze zdziwienia - Super!
- Uhm, tylko muszę się pozbyć
konkurencji – wskazała głową panią Bożenę, która
wolnym krokiem przemieszczała się w stronę golfa zaparkowanego
obok należącego do jednego z magistrów poloneza.
- Powodzenia – Mariolce nieco
zrzedła mina.
Kątem oka Kaśka zauważyła
zbliżającego się Artura. Odczekała aż podejdzie bliżej i
stanęła przed nim, zagradzając mu drogę – Może być? -
spytała, nie zważając na stojącą obok koleżankę. Właściwie
nie musiała czekać na odpowiedź. Wzrok Artura powiedział jej
wszystko, co chciała wiedzieć.
- Tak, zdecydowanie tak – odparł,
czując, że zabrzmiało to głupio. Kaśka wyglądała po prostu
zjawiskowo. Ujął ją za rękę i pociągnął lekko w stronę
samochodu.
- Nie wiedziałam, że zaprosiłeś
więcej osób - stwierdziła niewinnym tonem.
Artur zmarszczył brwi, ale nie
odpowiedział od razu. Na prośbę kierownika obozu podwiózł
raz jego siostrę do Augustowa, ale tym razem miał trochę inne
plany. Westchnął ciężko – Przepraszam, ale chyba nie mamy
wyjścia... - Nie zapraszał jej. Powinna go zapytać! No, ale
kierownikowi się nie odmawia, zwłaszcza, kiedy poszedł mu na rękę
i przyjął w ostatniej chwili.
- Słyszałam, że jedziesz do
Augustowa. Zabiorę się z Tobą – pani Bożena poprawiła włosy i
zmierzyła Kaśkę niechętnym spojrzeniem – Usiądę z przodu, bo
na tylnym siedzeniu mnie mdli – obdarzyła Artura czarującym
spojrzeniem.
- Świetnie panią rozumiem, mam ten
sam problem – Kaśka spojrzała na Artura wyczekująco. No,
kochanie, twój ruch, dodała w myślach.
- No, ale jest tylko jedno siedzenie z
przodu – w głosie pani Bożeny pobrzmiewało zniecierpliwienie.
- W takim razie Ty prowadzisz –
Artur podał Kaśce kluczyki – Ja się świetnie czuję na każdym
miejscu.
- Chyba żartujesz? Ona ma prowadzić?
- spytała pani Bożena i z niedowierzaniem patrzyła, jak Kaśka
otwiera samochód.
- A dlaczego nie? Jest dobrym
kierowcą, a Augustów jest o „rzut beretem”. Nie widzę
problemu – Artur wzruszył ramionami – Siadaj z przodu obok
Kaśki, a ja z tyłu.
- A odkąd to jesteście w takiej
komitywie? - pani Bożena nawet nie starała się ukryć złości.
- Tak zasadniczo, to od tej nocy –
Kaśka postanowiła włączyć się do tej wymiany zdań – Ale tak
w ogóle, to od kilku miesięcy – ze słodkim uśmiechem
ujęła dłoń Artura. Spojrzał na nią odrobinę zaskoczony, ale po
chwili splótł palce z jej palcami i uniósł ich dłonie
na wysokość mostka, przyciskając je lekko do piersi. OK, jego
dziewczyna zaznaczyła terytorium. Poczuł się z tym dziwnie. Myślał
już o niej „moja”, ale nigdy nie zastanawiał się nad tym, jak
ona myśli o nim.
- W takim razie ja dziękuję –
obrażony głos pani Bożeny przeleciał gdzieś obok jego myśli -
Nie będę ryzykować! - odwróciła się na pięcie.
Kaśka stała z kluczykami w dłoni i
beznamiętnie patrzyła, jak bani Bożena energicznym krokiem idzie w
stronę ośrodka przylegającego do ich obozu. Spojrzała na Artura
pytająco. Bez słowa wskazał jej siedzenie kierowcy – Mogę? -
spytała z niedowierzaniem. Uwielbiał swój samochód.
Nie pozwalał nim jeździć nikomu, poza Adamem, od którego go
kupił.
- Wywalczyłaś miejsce, to je bierz –
roześmiał się i usiadł grzecznie na siedzeniu pasażera.
Jechali w milczeniu po polnej drodze.
Kaśka starała się jak najlepiej wyczuć sprzęgło i gaz, zanim
wyjadą na asfalt. Artur się nie mylił, była dobrym kierowcą, ale
każdy samochód jest inny. Po kilku minutach poczuła się
pewniej i odważyła się oderwać wzrok od drogi i dźwigni zmiany
biegów. Spojrzała na Artura. Siedział zamyślony, ale nie
zauważyła w nim napięcia, którego się spodziewała. Ufał
jej, ufał jej umiejętnościom. Wyjechali na szosę i Kaśka
wrzuciła wyższy bieg, dodając lekko gazu – Ale fajnie się
prowadzi – postanowiła przerwać niezręczną ciszę – Dzięki,
że mi pozwoliłeś...
- No cóż, nie miałem wyjścia
– kącik ust zadrgał mu w lekkim uśmiechu – postawiłaś sprawę
dość jasno.
- Ach, o to Ci chodzi? - roześmiała
się z cichym prychnięciem – Po prostu nie zamierzam się Tobą
dzielić – stwierdziła unosząc lekko brwi – Pogapiła się na
Twój tyłek w czasie lekcji pływania i starczy!
- Co takiego? - w głosie Artura
słychać było rozbawienie – Zwariowałaś chyba!
- Wcale nie. Nie udawaj, że nie wiesz
o czym mówię – rzuciła mu spojrzenie pełne politowania –
Nie tylko ja widziałam. No, ale mamy ją z głowy. Myślę, że
zrozumiała!
- Kurde, Ty naprawdę jesteś ostra –
w oczach Artura zapaliły się ogniki, które przyprawiły
Kaśkę o przyjemny dreszczyk.
- Niech nie sięga po moje! - rzuciła
zaczepnie.
- Jestem Twój? - spytał nagle
dziwnie niskim i chropowatym głosem, jakby nagle zaschło mu w
gardle.
Kaśka zdjęła nogę z gazu i
zjechała na pobocze. Czuła dziwne dławienie w gardle. Wyrzuciła
bieg na luz i zaciągnęła ręczny hamulec, odwróciła się
powoli w stronę wpatrzonego w nią Artura.
- A masz coś przeciwko temu? -
spytała wprost.
Patrzył w jej bursztynowe w oczy,
szukając jednocześnie choćby jednego powodu, dla którego
nie miałby być „jej”. Ale nie znalazł nic. Za to poczuł
wyraźnie, że chce do niej należeć, że chce jej oddać jakąś
cząstkę siebie. Nie wiedział dokładnie którą, ale ona z
pewnością to wiedziała.
- Nie – pokręcił powoli głową,
nie odrywając od niej wzroku – Nie mam nic przeciwko temu.
- Więc jesteś mój –
przysłoniła oczy rzęsami, jakby nie mogła znieść jego
spojrzenia – Tylko mój – powtórzyła ciszej i
pochyliła się w jego stronę.
Artur zadziałał instynktownie.
Sięgnął do delikatnych wilgotnych ust i wsunął język do
ciepłego wnętrza. Kaśka westchnęła głęboko i przyjęła go
przechylając głowę na bok. Poczuł to gdzieś na dole,
zdecydowanie niżej niż powinien. Czyżby? Przecież zawsze tak na
nią reagował, od pierwszego pocałunku. Sama jej obecność go
podniecała, więc czemu wciąż się dziwił? Sięgnął językiem
głębiej... smakowała tak dobrze, tak słodko. Oderwał usta od jej
ust i zajrzał w jej rozszerzone źrenice. To, co w nich dostrzegł,
wstrząsnęło nim do głębi. Czy właśnie o tym śpiewała? -
Wiesz, że stawiasz na przegranego faceta? - spytał cicho.
- Nie sądzę – wyszeptała, ale w
jej cichych słowach było tyle wiary i miłości, że nie był w
stanie protestować. Spuścił wzrok – Powiedz mi wszystko, od
początku do końca. Chcę zrozumieć, co zrobiłeś i dlaczego –
poprosiła.
Spojrzał na nią przeciągle. Nie
przywykł do czegoś takiego. Zawsze robił wszystko sam. Sam
podejmował decyzje i sam ponosił ich konsekwencje. No, czasem razem
z Adamem, ale to było co innego. To była męska przyjaźń,
braterstwo z wyboru. Kaśka czekała cierpliwie, nie popędzała go –
Jedź – wskazał głową drogę. Ruszyła powoli. Droga była
pusta, więc mogła nabrać prędkości. Artur odczekał chwilę –
Pamiętasz, jak rozmawialiśmy o tym, co będę robił po studiach? -
zaczął.
Zanim dojechali do Augustowa zdążył
opowiedzieć ze szczegółami, jak wpadł na pomysł szybkiego
pomnożenia pieniędzy i jak zabrał się za jego realizację. Kaśka
słuchała z uwagą, zadając pytania, kiedy doszedł do giełdy i
nie do końca rozumiała mechanizm jej działania. Wreszcie z ciężkim
sercem przeszedł do tego, że cały misterny plan się nie powiódł,
bo cena akcji zamiast wzrosnąć, spadła na łeb na szyję i nie
zanosiło się na zmianę sytuacji.
- Dokąd teraz? - spytała, kiedy
minęli tablicę z nazwą miasta.
- Prosto, koło rynku, potem przez
most i na Ogrodniki. Musimy dojechać do Hotelu PTTK – oznajmił -
Stamtąd mogę zadzwonić do tego znajomego maklera. Powie mi, jak
stoją akcje.
- No dobrze, – zastanowiła się
chwilę – A bankowi nie zależy na tym, żeby akcje rosły?
- Jasne, że tak! - przyznał – Na
tym oparty był cały pomysł, ale najwidoczniej jest ktoś, jakaś
wpływowa osoba, która skupuje te akcje po zaniżonej cenie,
żeby zrobić to, co ja, ale z jeszcze większym zyskiem.
- A jeśli ta osoba skończy, czy nie
będzie chciała, żeby one poszły w górę? - powoli
zaczynała rozumieć, w czym leżał problem. Próbowała też
odruchowo szukać rozwiązania.
- Wszystko się zgadza – pokiwał
głową – Pytanie brzmi nie „jeśli” tylko „kiedy”. Przy
takim kredycie pociągnę miesiąc, dwa... ale pół roku?
Miałem zamiar spłacić go po sprzedaniu akcji.
- Teraz już się nie musisz martwić.
Ja będę płaciła raty i poczekamy – skręciła w prawo,
objeżdżając rynek.
- A jeśli się mylę? Jeśli te akcje
nie wzrosną, bo bank ma jakiś ukryty interes w tym, żeby jego
wartość spadła? - spytał – Władujesz swoje pieniądze w błoto.
To, co mówił, nosiło duże
znamiona prawdopodobieństwa. Tak naprawdę nikt nie wiedział, jak
funkcjonuje dopiero organizująca się giełda, banki, biznes...
Mogło tak być. Co chwila w dzienniku pojawiały się nowe
doniesienia o oszustwach, przekrętach i dziwnych operacjach
finansowych. Zwykle odpowiedzialni za nie ludzie nie ponosili
większych konsekwencji, bo prawo nie przewidywało takich sytuacji –
Dwa, trzy miesiące możemy poczekać – stwierdziła w końcu –
Zobaczymy, co będzie.
- Zobaczymy – powtórzył jak
echo. Ona naprawdę była uparta.
- Apteka! - Kaśka zwolniła
gwałtownie – muszę tam na chwilę wejść. Pojedziesz dalej?
Zatrzymała się przy zatłoczonym
chodniku i pobiegła do apteki, zostawiając Artura w samochodzie.
Kiedy wróciła, siedział już za kierownicą.
- Będziesz mogła się porozglądać
– stwierdził Artur, ruszając – Teraz jedziemy nad Nettą –
wskazał prawą stronę mostu – Po lewej, przystań. Jedziemy dalej
prosto, teraz w prawo, potem w lewo i nie za szybko – komenderował,
jakby dalej prowadziła Kaśka - Będziemy skręcać w lewo w taką
drogę przez las.
Rzeczywiście skręcił w lewo i
wjechali między drzewa. Na końcu drogi był okrągły podjazd z
klombem na środku. Wysiedli z samochodu i weszli do recepcji.
- Pójdę obejrzeć taras –
powiedziała, czując, że Artur wolałby zostać sam.
Przeszła przez kawiarnię i znalazła
się na kamiennym tarasie otoczonym niewysokim murkiem. Za nim
rozciągał się sosnowy las, pozwalający obserwować pobliskie
jezioro. Prawie nie było krzaków, tylko wysokie, strzeliste
drzewa. Spojrzała w górę. Korony stykały się jedna z
drugą, tworząc coś w rodzaju ciemnozielonego dachu.
- Podać coś? - w drzwiach stał
ubrany na biało kelner.
- Tak, kawę poproszę – zrobiła
krok w stronę kwadratowego, nakrytego bordowym obrusem stoliczka –
Albo, dwie kawy – poprawiła się.
Kawa pojawiła się prawie
równocześnie z Arturem. Usiadł obok niej i spojrzał na
jezioro – Podoba Ci się tu? - spytał.
- Bardzo – odparła ze szczerym
zachwytem – Nigdy tu nie byłam. Znam tylko mazury. Patent robiłam
w Sztynorcie, a potem pływaliśmy z Ewą i jej facetem do Mikołajek
i do Węgorzewa. Tu jest inaczej – rozejrzała się – Las jest
inny, jeziora są inne. Żeglarzy jest chyba mniej... - zastanowiła
się.
- Ja wolę Augustów, chociaż
na mazurach też pływałem i uważam, że jest super. Tylko, że tu
jest bardziej dziko... - umilkł na chwilę, jakby się nad czymś
zastanawiał – Coś Ci pokażę.
Dopili kawę, zapłacili i ruszyli do
wyjścia.
- Dalej nic? - spytała, kiedy
znaleźli się w samochodzie.
- Bez zmian – Artur pokręcił
głową.
Wyjechał na asfaltową drogę, ale
nie skręcił w stronę Augustowa.
- Dokąd jedziemy? - spytała Kaśka
rozglądając się ciekawie. Las stawał się coraz gęstszy i
ciemniejszy. Teraz pomiędzy sosnami pojawiły się też świerki
obwieszone podłóżnymi szyszkami.
- Zobaczysz – Artur roześmiał się
beztrosko.
Uwielbiała go takiego, tajemniczego,
pewnego siebie.
- Wiesz, że to chyba pierwsza poważna
rozmowa, której nie odbywamy w trakcie seksu, albo tuż po
nim? - spytała z rozbawieniem.
- Czy to sugestia? - posłał jej
znaczące spojrzenie.
- Nie, po prostu tak sobie
uświadomiłam – odparła z lekkim zmieszaniem.
- Ładnie Ci z rumieńcami –
zauważył z zadowoleniem – Wezmę pod uwagę to, co powiedziałaś.
- Nic Ci już nie powiem –
prychnęła, ale po chwili jej twarz rozjaśnił uśmiech.
Przejechali jakieś dwadzieścia
kilometrów, kiedy Artur skręcił w lewo w wąską asfaltówkę.
Zagłębiali się w las. Po przejechaniu jakichś trzech kilometrów
skręcił w leśną drogę, ujechał dwieście metrów i
stanął.
- Jesteśmy na miejscu –
zakomunikował – wysiadamy.
- Jestem w sandałach – Kaśka
zmarszczyła nos, ale posłusznie wysiadła.
- Wiem, dlatego dojechałem tak
daleko, jak się dało – stwierdził. Wziął ją za rękę i
poprowadził między drzewami rozgarniając maliny i inne krzaki. Po
przejściu trzydziestu kroków pod górę, nagle znaleźli
się na szczycie wzniesienia, a ich oczom ukazało się niewielkie
jeziorko.
- O kurde! - Kaśka stanęła jak
wryta – Skąd znasz to miejsce?
Z trzech stron otoczone lasem,
jezioro było całkowicie niewidoczne dla tych, którzy nie
wiedzieli o jego istnieniu. Nawet przechodząc bardzo blisko, mogli
je przeoczyć z powodu wyższego brzegu od strony drogi. Na
przeciwległym brzegu widać było linię trzcin, a ściana lasu była
jakby oddalona – Co tam jest? - spytała.
- Przesmyk do następnego jeziorka, a
dalej do jeszcze jednego większego. Chodź, popływamy – Artur
pociągnął ją za rękę – Gdzieś tu powinien być taki stary
pomost...
- Nie zabrałam kostiumu – Kaśka
starała się iść dokładnie za Arturem, tak, żeby nie pokaleczyć
sobie nóg o kolczaste krzewy. Nie było żadnej drogi, ani
nawet ścieżki. Nikt tam nie przychodził.
- Po co Ci kostium? Jesteśmy sami –
Artur odnalazł pomost zbity z nieoheblowanych poszarzałych desek –
Poczekaj tu – zostawił Kaśkę na brzegu i ostrożnie, deska po
desce, sprawdził pomost – Dobra, chodź! - wyciągnął do niej
dłoń.
- Naprawdę będziesz pływał? -
spojrzała na niego z niedowierzaniem.
- Jasne! A Ty nie? - ściągnął
przez głowę koszulkę, a potem zsunął spodnie i bokserki.
Kaśka otaksowała go wzrokiem. Jasne
pośladki kontrastowały z osmaganym wiatrem i słońcem umięśnionym
torsem i nogami. Wiedziała doskonale, jak wygląda, ale widząc go
nagiego w tej niesamowitej scenerii, zachwyciła się na nowo.
Tymczasem Artur, jakby nieświadomy jej myśli, ukląkł a potem
zsunął się zgrabnie do wody. Odepchnął się od jednego ze słupów
wbitych w dno i leżąc na plecach przepłynął kilka metrów.
Po tafli jeziora rozeszły się niezliczone kręgi wzbudzone jego
ruchem. Słońce tańczyło na załamaniach falującej wody. Nie
zastanawiała się dłużej, zrzuciła ubranie i ostrożnie usiadła
na ostatniej desce pomostu.
- Uwaga na drzazgi! - Artur roześmiał
się głośno – Bo będziemy cierpieć oboje.
- Wariat! - zawołała i uniosła się
nieco na rękach, by bezpiecznie ześliznąć się do wody – Ale
ciepła! - zdumiała się. Czuła się dziwnie, jak w ogromnej
wannie.
Artur podpłynął do niej i otoczył
ją ramionami. Zarzuciła mu ręce na szyję. Pocałował ją szybko
i miękko, a potem uwolnił z uścisku i odpłynął kilka metrów.
Popłynęła za nim. Wypłynęli na środek, co biorąc pod uwagę
rozmiary akwenu, nie było wielkim wyczynem. Kaśka odkryła, że
pływanie nago jest znacznie przyjemniejsze niż w stroju. Czuła się
całkowicie wolna bez krepującego ruchy kostiumu. Opływająca jej
ciało woda pieściła delikatnie skórę.
- No i jak? - Artur pozwolił jej się
nacieszyć wrażeniami, ale teraz chciał wiedzieć, czy
niespodzianka się udała.
- Super! Jak to znalazłeś? -
rozejrzała się wokoło – Przecież to głusza.
- Przypadkiem – podpływał do niej
powolną „żabką” - byłem u jednego znajomego nad tym ostatnim
jeziorem i pożyczyłem łódkę. Wpłynąłem tutaj i
znalazłem ten pomost. Nawet ten facet nie wiedział, że tu jest
takie jeziorko, bo przesmyk nie zawsze jest możliwy do pokonania.
Kąpali się i chlapali jeszcze jakiś
czas. W końcu zmęczeni ułożyli się na pomoście. Słońce na
szczęście oświetlało jeszcze tę część jeziorka, tak, że
mogli wyschnąć w jego ciepłych promieniach.
- Nie podejrzewałam, że jesteś
taki... - zastanawiała się nad odpowiednim słowem – romantyczny.
- Ja? - przekręcił się na bok i
podparł głowę na łokciu – Tu jest romantycznie, bo jestem z
Tobą.
- Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że
nie czujesz uroku tego miejsca? Ono jest magiczne – upierała się.
- No tak, gdybym nie uważał, że
jest piękne, to bym Cię tu nie przywiózł, ale romantyczne?
- zastanowił się.
- A ambona? Pamiętasz? - na samą
myśl poczuła między udami przyjemne drżenie.
- Czy pamiętam? - przymknął oczy, a
z jego piersi dobył się głęboki, niski pomruk.
Kaśka odchyliła głowę i zamknęła
oczy. Poczuła, że Artur wtulił twarz w jej włosy i głośno
wciągnął powietrze – Ale Ty pachniesz – sunął ustami po jej
szyi, obojczyku, piersi – chyba nigdy nie będę miał dość tego
zapachu – skubał delikatnie skórę na twardniejącej
piersi, przesunął się w dół, na brzuch – najbardziej
mnie zachwyca to, że Ty cała pachniesz, nie tylko na szyi i
nadgarstkach – poczuła jego ciepły oddech na podbrzuszu i
rozchyliła odrobinę uda - Uwielbiam to – dwa palce ucisnęły
ciało po obu stronach jej wrażliwego pączka. Smagniecie języka
było jak snop iskier, rozpalających jej zmysły. Jęknęła cicho.
Kolejne liźnięcia sprawiły, że ugięła kolana i rozsunęła
nogi, pozwalając Arturowi na więcej. Skorzystał z tego z ochotą,
wsuwając w nią język i chwytając zębami delikatne ciało.
Wyciągnęła ręce i wplatała palce w jego jasną czuprynę.
Przyciągnęła go do siebie, oddychając szybko i płytko. Czuła
pulsowanie i dręczące ruchy jego szorstkiego języka. Była taka
spragniona, tak bardzo spragniona... Jęknęła z dezaprobatą, kiedy
nagle się wycofał.
- Chodź tu – Artur usiadł na
swojej koszulce i pociągnął Kaśkę na siebie. Uklękła nad nim
okrakiem drżąc z podniecenia. Artur objął ramieniem jej talię i
przygarnął do siebie. Powoli osuwała się w dół. Jej
obrzmiały srom pragnął wypełnienia. Czuła wypływającą z niej
wilgoć, czuła drżenie ud i mrowienie brodawek sunących po torsie
Artura. Dotknęła twardej główki i wstrząsnął nią
dreszcz – Dalej, Kotku, siadaj – napiął mięśnie brzucha,
wypychając biodra w górę i jednocześnie pociągnął Kaśkę
w dół. Stęknęła cicho, czując wypełniającą ją
twardość. Artur przytrzymał dłońmi jej biodra, przyciskając je
do siebie. Poruszała się w górę i w dół, oddychając
coraz szybciej i głośniej. Przytrzymała się jego ramion i
odchyliła głowę, przysłaniając oczy rzęsami.
Artur z zachwytem patrzył na
poruszające się w rytm pchnięć piersi, na rozchylone usta i
delikatny rumieniec, przybierający coraz intensywniejszy kolor.
Ciche pojękiwania w połączeniu z głosami ptaków i szumem
trzcin stanowiło niesamowitą i jednocześnie podniecającą
mieszankę. Przesunął ręką po wygięciu jej pleców,
sięgnął do piersi, ścisnął jędrny pośladek. Kaśka jęknęła
głośniej - Już? Tak szybko? - głos miał niski i chrapliwy.
- Tak bardzo Cię chciałam –
jęknęła znowu – Nie masz pojęcia, jak mi Cię brakowało przez
te wszystkie dni.
- Nie tak, jak mnie brakowało Ciebie
– wychrypiał – Myślałem, że mi serce pęknie... a potem
przyjechałaś... i było jeszcze gorzej! - mówił z trudem,
między kolejnymi pchnięciami – Nie mogłem spać... czułem Twoją
obecność... tak blisko...
- Och, Artur – wydyszała – Och! -
rozchyliła usta łapiąc z trudem powietrze, oczy jej lśniły
dziwnym blaskiem – Nie zostawiaj mnie więcej... samej.
- Kocie... - jak dobrze było mieć ją
przy sobie. Czy istniało coś równie pięknego? Równie
cudownego, jak to, że miał ją w ramionach, że mógł ją
całować, dotykać, pieścić... - Kocie – powtórzył. Mógł
powiedzieć jej wszystko, absolutnie wszystko, wiedząc, że go
wysłucha, ale tak naprawdę, z uwagą i będzie się starała pomóc.
Nie jak jego kobieta, ale jak przyjaciel. Mógł z nią BYĆ –
Nie będziesz sama... - póki żyję, dodał w myślach.
- Aaartur! - wyprężyła się i
zacisnęła palce, wbijając mu paznokcie w ramiona.
Przycisnął ją do siebie czując,
że jądra mu się kurczą i za chwilę eksploduje. Zwierzęcy
gardłowy pomruk wstrząsnął jego piersią i uwiązł mu w gardle.
Orgazm na chwilę pozbawił go czucia. Drżał na całym ciele tuląc
do siebie drugie drżące ciało. Trwali tak w uścisku, oświetlani
blaskiem słońca powoli zbliżającego się do linii drzew. Dopiero
po długich minutach doszli do siebie na tyle, by paść na deski
pomostu. Leżeli trzymając się za ręce i patrząc sobie w oczy.
Niewypowiedziane obietnice zawisły między nimi jak dobre duszki.
- Coś w tym jest – powiedział
nagle Artur – z tym omawianiem ważnych spraw w trakcie –
roześmiał się.
Odpowiedziała
mu promiennym uśmiechem - Co teraz? - westchnęła
przeciągając się.
Artur pocałował ją w usta - Teraz
się ubierzemy i pojedziemy na najlepsze jabłko w cieście „u
Polikarpa” na rynku. Muszę Cię trochę porozpieszczać.
Jestes swietna :) masz dla nas jakies nowe historie :) z mila checia wrocilabym do dalszych losow Catriny :) moze kiedys napszesz jeszcze cos o nich :) Weronika
OdpowiedzUsuńwspaniale, czekam na kolejna część
OdpowiedzUsuń