To były niesamowite dwa tygodnie.
Przynajmniej Kaśka tak je zapamiętała. Tydzień obozu minął im z
zawrotną szybkością, ale postanowili nie kończyć jeszcze
wakacji. W dniu egzaminu, który Artur spędził wyjątkowo
pracowicie, jako członek komisji, Kaśka wynajęła w sąsiednim
ośrodku domek na kolejny tydzień. Artur dogadał się z
kierownikiem obozu w kwestii wyżywienia i wypożyczenia deski
windsurfingowej dla Kaśki w zamian za darmowe lekcje dla uczestników
kolejnego turnusu. Pozostali instruktorzy usilnie
namawiali ich do pozostania jeszcze dłużej, a Artura do szkolenia
kolejnej załogi, ale oni postanowili wracać i zacząć wreszcie
organizować wyjazd. Jeszcze raz odwiedzili ukryte w lesie jeziorko,
a w drodze powrotnej pojechali obejrzeć śluzy na kanale
Augustowskim i nad jezioro Serwy.
- Ale tu pięknie – zachwycała się
Kaśka, kiedy Artur zaprowadził ją na pole namiotowe położone nad
samym brzegiem jeziora. Usiedli na ogromnym pniu, który służył
biwakowiczom za ławkę.
- Kiedyś było jeszcze ładniej, bo
stały tu tylko pojedyncze domy – Artur wskazał kilka niskich
drewnianych domków ukrytych wśród zieleni drzew i
krzewów posadzonych tak, by stanowiły naturalny parawan –
Teraz rolnicy sprzedają kolejne działki, a poza tym stawiają takie
drewniane budy z pokojami do wynajęcia.
Rzeczywiście, za ich plecami
widoczna była budowla przypominająca stodołę, ale posiadająca
kilka okien. Stała na miejscu dawnego pastwiska i mówiąc
kolokwialnie szpeciła krajobraz. W jej pobliżu rosły tylko dwie
olchy i kępa wierzbowych krzaków, używanych do pozyskiwania
wikliny. Po drugiej stronie drogi grupa robotników wybierała
ze sterty drewna pociemniałe ze starości bale i układała jedne na
drugich na krzyż. Powoli zaczynało to przybierać kształt
wiejskiej chaty. Na drewnianych elementach widać było wymalowane
jasną farbą numery.
- Ale fajnie, jakby układali klocki –
roześmiała się przekrzywiając głowę – szkoda, że nie będzie
stał nad jeziorem – spojrzała na Artura mrużąc oczy.
- Działki z linią brzegową są
znacznie droższe, a tak, to może zawsze przejść przez pole
namiotowe – wyjaśnił.
- A właściciel mu pozwoli?
- Właścicielem jest gmina – odparł
spokojnie – musi dać dostęp do jeziora, poza tym tam jest droga
dojazdowa – wskazał ręką polną drogę oddzielającą pole
namiotowe od prywatnych otoczonych drzewami domków.
- Skąd Ty to wszystko wiesz? -
zdumiała się.
- Miałem taki pomysł, żeby kupić
tu ziemię, potrzymać z pięć lat i sprzedać z zyskiem –
uśmiechnął się smutno – powolny zarobek ale pewny, bo tylko w
ciągu tego roku cena ziemi skoczyła o jakieś 20%.
- To chyba dużo? – zastanowiła
się. Nie miała pojęcia o cenach ziemi, drogach, bankach,
akcjach... A on miał! Znał się na tylu różnych rzeczach, o
których z pewnością nie uczyli go na zajęciach.
- No, raczej! - roześmiał się –
Nie ma tak oprocentowanych lokat.
- Kurde, Ty naprawdę pomyliłeś
kierunki – utkwiła w nim poważny wzrok – Nie mówię, że
byłbyś złym inżynierem, ale bardziej mi pasujesz na jakiegoś
bankowca czy ekonomistę. Zresztą, ja też chyba źle wybrałam –
przyznała z niechęcią – Jak patrzyłam na pracę mamy, to
wydawała mi się taka nudna i bezpłciowa, że za nic na świecie
nie chciałam iść na farmację, a teraz widzę, że analityka jest
jeszcze nudniejsza. Powinnam wybrać jakiś „ruchliwy” kierunek,
może geodezję?
- A mnie się wydaje, że wcale się
nie pomyliłaś. Jak opowiadasz o
aptece i o mieszaniu tych różnych rzeczy to
zapalają Ci się w oczach takie ogniki – zajrzał jej w oczy –
Zresztą, chyba jesteś w tym dobra, bo i Ty, i Twoje kremy
pachniecie nieziemsko. Jak wczoraj smarowałaś stopy, to miałem
ochotę je zjeść. Co to było?
- Piling? - roześmiała się
zaskoczona – brązowy cukier, zmielone skorupki orzechów
laskowych, gliceryna, olejek migdałowy i jeszcze kilka dodatków.
Tak Ci się podobał? Mogłabym zrobić też krem albo perfumy dla
Ciebie.
- Naprawdę? Ale ja nie chcę pachnieć
różami – zaznaczył.
- No pewnie, że nie! - zachichotała
– Dla mężczyzn używa się innych zapachów, bardziej
kolońskich i ziołowych. Można też użyć przypraw, np. pieprzu.
- Dla mnie to czary-mary, ale poproszę
– musnął jej usta – Chodź, zbieramy się. Obiecałem, że po
południu zrobię kursantom wykład z wiatrów.
- To ja się trochę w tym czasie
spakuję – westchnęła – Z jednej strony się cieszę, że
wracamy, ale z drugiej... - zawiesiła głos – Dobrze mi tu z Tobą.
Powrót do Krakowa zajął im
prawie cały dzień. Jazda z deską przywiązaną do bagażnika
dachowego nie należała do komfortowych. W samo południe musieli
zrobić sobie przerwę, bo jazda w upale dała im w kość. Puki
mieli uchylone okna, jakoś dało się wytrzymać, szczególnie
przy większych prędkościach, ale kiedy wjechali do Warszawy?! Ruch
był duży, a rozgrzany słońcem asfalt topił się pod kołami.
Posuwali się naprzód z prędkością nie przekraczającą 20
km/godz.
- Mam dość! - w głosie Artura dało
się słyszeć zniecierpliwienie – Za Warszawą staniemy na jakieś
jedzenie i odpoczniemy – zadecydował.
Ledwie skończył mówić,
kiedy ze schowka samochodu rozległo się ciche brzęczenie.
- Co to jest? - Kaśka wyciągnęła
stamtąd niewielkie szare pudełeczko z plastiku przypominające
pilota. Na wyświetlaczu migał numer telefonu.
- Pager. Pokaż numer – rzucił
okiem na wyświetlacz – Zdaje się, że to moi starzy. Może uda
się zadzwonić, jak staniemy?
- A jak to działa? - oglądała z
zaciekawieniem urządzenie.
- Jak nie ma mnie w domu, a ktoś chce
się ze mną skontaktować to dzwoni, a centrala przekazuje to drogą
radiową na pager. Wtedy wyświetla mi się numer i wiem do kogo
dzwonić. To już przeżytek – rzucił z pogardą - Teraz będą
telefony komórkowe.
- Już są – choć raz mogła się
pochwalić jakąś techniczną nowinką – Ewy facet ma taki z
wyciąganą anteną.
- A wiesz, że na początku trzeba
było nosić torbę z baterią, żeby to ustrojstwo działało? -
roześmiał się i wyprostował w siedzeniu, odganiając zmęczenie –
Pojedziemy do mnie, dobra? Mama zrobi kolację.
- Dobrze – zgodziła się
natychmiast – Ewa nie wie, kiedy wracam, więc najwyżej zadzwonię
do niej od Ciebie.
- Jasne – kiwnął głową i skupił
się na drodze.
Przyglądała mu się przez dłuższą
chwilę. Nie czuła entuzjazmu w jego głosie, gdy mówił o
kolacji w domu. Generalnie był dość małomówny, odkąd
wyruszyli z Rajgrodu.
- Co jest? - spytała w końcu –
Jakoś nie tryskasz entuzjazmem.
- Trochę mnie wkurza, że znów
zaczną się naciski na pójście do pracy w hucie... - zaczął.
- A jak im powiesz, że za chwilę
wyjeżdżasz? - spytała, unosząc brwi.
- Lepiej im nie mówić, że
jadę z Tobą – odetchnął głośno – Raczej nie będą
zachwyceni.
- No tak, a wina spadnie na mnie –
pokiwała głową ze zrozumieniem – To może lepiej nie mówić...
Wiesz co? - położyła mu dłoń na udzie - Przeprowadź się do
mnie. Mama jest w Rzymie i na razie nie wybiera się z wizytą, a
Ewka nie ma nic przeciwko temu. Sama prowadzi dość... - zawahała
się - rozrywkowe życie – dokończyła.
- Właściwie mogę – stwierdził z
namysłem – i tak prawie u Ciebie mieszkałem... No dobra –
zwolnił i skręcił z drogi na parking przed zajazdem – Przerwa w
podróży proszę pani! - zaparkował samochód i
wyłączył stacyjkę – Trzeba będzie zatankować – stwierdził
– Cholera, że też nie mogą zrobić tak jak Niemcy: stacja,
knajpa, kibel, wszystko w kupie, a nie jak tutaj.
- Nie narzekaj – klepnęła go w
tyłek – u Ruskich gotowalibyśmy sobie na kuchence gazowej w
rowie.
- Aha – popatrzył na nią
zaskoczony klapsem, który dostał – Póki najbliższy
stójkowy by się nie zorientował! - oddał klepnięcie i
udał, że ucieka, jakby bawili się w berka.
Weszli po betonowych schodach,
przeszli przez niewielki taras, gdzie ustawiono dwa parasole, a pod
nimi stoliki nakryte ceratą i znaleźli się w sali zastawionej
przyciężkimi stołami z ciemnego drewna i równie solidnymi
krzesłami. Wewnątrz panowała duchota, potęgowana przez zapach
przypalonego oleju i „stołówkowej” zupy. W tej chwili
Kaśka z rozrzewnieniem wspomniała paryskie knajpki.
- Może zostaniemy na zewnątrz? -
spytała. Poczuła się dziwnie nieswojo – Zaraz zwymiotuję –
szepnęła do Artura i cofnęła się w stronę otwartych drzwi.
- Zapytam, czy możemy zjeść na
dworze? – rozejrzał się za kimś z obsługi, ale jedynymi osobami
na sali było trzech facetów w podkoszulkach, siedzących przy
stole w rogu lokalu i para w średnim wieku, która zajęła
sąsiedni stolik. Prawie wszyscy palili papierosy strzepując popiół
do szklanych popielniczek.
- Zaczekam na zewnątrz – rzuciła,
robiąc w tył zwrot .
Usiadła przy jednym ze stolików
ustawionych na tarasie. Po dłuższej chwili dołączył do niej
Artur – zamówiłem nam po udku z kurczaka, bo na wszystko
inne trzeba czekać, a poza tym nie obsługują na zewnątrz, więc
przyniosę to z baru.
- Szczerze mówiąc, to po tych
zapachach przeszła mi ochota na jedzenie – uśmiechnęła się
przepraszająco.
- Nie przejmuj się. Ja też wolę
zjeść na świeżym powietrzu – schylił się i pocałował ją w
czubek nosa – Zadzwonię do domu, OK?
- OK – kiwnęła głową.
Usiadła tak, by widzieć ladę baru,
skoro sami mieli sobie przynieść jedzenie. Jakie było jej
zdziwienie, gdy dziewczyna obsługująca bar wyszła z talerzami na
zewnątrz i z uśmiechem postawiła przed Kaśką skwierczące
jeszcze dania.
- Dziękuję – wybąkała
zaskoczona.
Dziewczyna uśmiechnęła się,
przyglądając jej się uważnie, po czym ruszyła do zajazdu. Po
chwili jednak zawróciła. - Pani jest tą modelką? - spytała
nieśmiało – tą z reklamy, no wie pani – objęła dłońmi
swoje piersi i uniosła je lekko, wciąż wpatrując się w Kaśkę.
- Tak, to ja – roześmiała się.
Teraz wszystko stało się jasne.
- Ale pani ładna – zachwyciła się
dziewczyna – jak na tych zdjęciach – dodała.
- Dziękuję – poczuła się
zakłopotana całą sytuacją.
- A mogłabym sobie z panią zrobić
zdjęcie? - spytała z nadzieją w głosie – Mój chłopak ma
aparat i zanim zjecie, to by podjechał...
- Jasne, nie ma sprawy – czuła się
coraz bardziej głupio.
Dziewczyna zakręciła się w miejscu
i wbiegła do środka, a po chwili w drzwiach ukazał się Artur.
- Załatwione. O! Przyniosłaś
jedzenie? - usiadł za stołem i sięgnął po widelec – Ale jestem
głodny! Czemu nie jesz? - podniósł wzrok znad talerza.
- Nie uwierzysz! Mam sobie cyknąć
zdjęcie z panią, która to przyniosła – roześmiała się,
wskazując talerze.
- No, to mamy wymierne korzyści z
Twojej popularności – wyszczerzył do niej zęby w uśmiechu – A
narzekałaś, że tylko z tym kłopot.
- Bo był. Gdyby nie Ty, nie wiadomo
jak by się skończyła ta impreza z Grześkiem – prychnęła –
Dupek!
- Może ma podobne upodobania do
moich? – zażartował Artur.
- Nie porównuj siebie to tego
żałosnego... - aż się zagotowała z oburzenia – Nie lubię
przemocy!
- Eee, ja tam uważam inaczej – na
twarzy Artura pojawił się lubieżny uśmieszek.
- To co innego – Kaśka
zaczerwieniła się lekko. Doskonale wiedziała, co miał na myśli.
Pierwszego wieczoru, kiedy przenieśli się do domku kempingowego,
Artur przywiązał ją do piętrowego łóżka – Zgodziłam
się – zaznaczyła.
- Naprawdę? - w jego głosie brzmiała
kpina – Mam przypomnieć, co mówiłaś?
- Nie musisz – zmarszczyła brwi i
spuściła wzrok. Jej policzki pociemniały pod wpływem wspomnień.
Co miał na myśli? Pewnie „Artur, rozwiąż mnie natychmiast! Nie
podoba mi się to!” - To była taka gra – dodała, wpatrując się
z uporem w swój talerz.
- Jasne – udał, że się z nią
zgadza – Jak wyjąłem pasek, też?
Cholera, jak wyciągnął z dżinsów
skórzany pasek i uderzył nim w swoją dłoń, trochę ją
wytrącił z równowagi. No dobra, przestraszyła się, ale
tylko na chwilę... na minutę... na kilka minut? Poczuła delikatne
drżenie między udami. Podniosła wzrok. Artur wpatrywał się w nią
swoimi szarymi oczami. Było w nich coś takiego... przenikliwego,
jakby chciał zajrzeć w głąb jej duszy – No dobrze, paska się
przestraszyłam. Myślałam, ze naprawdę mnie uderzysz... -
przyznała.
- Powiem Ci coś w sekrecie –
przegiął się przez stół i nachylił do jej ucha – Nawet,
gdybyś nie zaczęła błagać, nie uderzyłbym Cię tak, żeby
zrobić Ci krzywdę – powiedział cichym, aksamitnie miękkim
głosem – Nigdy! Ale fajnie, że się wtedy nabrałaś! -
wyprostował się - Miałem frajdę, jak cholera! Nie masz pojęcia,
jak mnie to kręciło – oblizał się koniuszkiem języka.
- Jesteś zboczony – wyszeptała z
trudem przełykając kęs kurczaka.
- Ja? Tobie też się podobało,
przyznaj się – uniósł dłonią jej podbródek –
Podobało Ci się. I teraz też Ci się podoba. Kiedyś to
powtórzymy, tylko będę musiał wymyślić coś innego, bo na
pasek już się nie nabierzesz.
- Jesteś niemożliwy – pokręciła
głową z dezaprobatą. Najgorsze było to, że miał rację.
Podobało jej się, choć ją przestraszył, a potem zmusił do
błagania o seks. Poddała się w końcu, czując, że jeśli jej nie
przeleci, to ona eksploduje z podniecenia. Podniecało ją poczucie
zagrożenia i jego władczy ton, jego brutalność... choć nie zadał
jej bólu. Wystarczyła groźba i pozwoliła mu przejąć
kontrolę. Nigdy w życiu nie czuła czegoś takiego. Zawsze strach
ją paraliżował, a w obecności Artura, w jego rękach był
narzędziem do sprawienia rozkoszy. To była kompletna sprzeczność,
która nie mieściła jej się w głowie, a jednak on potrafił
to pogodzić. Wątpiła, by ktokolwiek inny byłby w stanie dać jej
choćby namiastkę takich wrażeń.
- Hej, Kocie, ślinka Ci cieknie –
mrugnął do niej.
W odpowiedzi fuknęła gniewnie i
sięgnęła ręką po nóżkę kurczaka. Zaczęła ogryzać ją
z pasją, udając, że nie widzi rozbawionego wzroku Artura. Kiedy
skończyła i wytarła serwetką ręce, jak spod ziemi pojawiła się
dziewczyna z baru ze swoim chłopakiem. Chcąc nie chcąc, Kaśka
zrobiła sobie z obojgiem zdjęcia. Mogli ruszyć w dalszą drogę.
- Jak chcesz, to się zdrzemnij,
wyglądasz na zmęczoną – Artur przyjrzał jej się uważnie –
Aha, zapomniałem Ci powiedzieć, poznasz moją babcię Helenę, bo
będzie na kolacji.
- To mama twojej mamy? - upewniła się
– Żona dziadka Stefana?
- Ale masz pamięć – roześmiał
się – Nie gotuje tak, jak babcia Adama, ale też jest niezła.
- Trzeba mi było powiedzieć, to
zjadłabym tylko surówkę – stwierdziła ziewając i ułożyła
się wygodniej na siedzeniu.
- Śpiochu! - słowa docierały do
Kaśki powoli – Jesteśmy w Krakowie.
Otworzyła oczy i przeciągnęła
się, mrucząc sennie. Zanim dojechali na miejsce, zdążyła dojść
do siebie na tyle, żeby przygładzić włosy i poprawić rozmazany
makijaż. Artur wjechał na podwórko przez otwartą bramę.
Gdy tylko zgasił silnik, w drzwiach ukazał się pan Szmyt.
- Cześć tato! – zawołał w jego
stronę Artur, czekając aż Kaśka wysiądzie z samochodu.
- Dzień dobry – przywitała się z
uśmiechem – Przepraszam za kłopot, ale...
- Jaki kłopot? Zapraszamy –
rozłożył szeroko ręce. Poczuła się raźniej.
Artur ujął Kaśkę za rękę i
poprowadził za sobą. Wzruszyła ją taka opiekuńczość. W
przedpokoju czekała na nich starsza pani o bystrych oczach, zupełnie
nie pasujących do starzejącej się twarzy pokrytej drobniutką
siatką zmarszczek. Kaśka od razu skojarzyła ją z jednym ze zdjęć,
które oglądała w pokoju Artura. Nadal widać było ślady
dawnej urody. Poza tym, że miała starannie ufarbowane na kasztanowo
włosy, trzymała się prosto i poruszała energicznie.
- Babciu, to jest Kaśka, moja
dziewczyna – przedstawił ją Artur.
- Dzień dobry, bardzo mi miło –
starała się odgadnąć nastawienie starszej pani. Miała nadzieję,
że przyjmie ją cieplej niż jej córka.
- Dzień dobry, Kasiu. Mogę tak
mówić? - utkwiła w Kaśce badawcze spojrzenie - Mam tyle
lat, że chyba mogę, choć, nie przyznaję się do konkretnej daty –
zaznaczyła.
- Tak, bardzo proszę – odetchnęła
z ulgą. Od razu polubiła te kobietę.
Artur objął babcię i podniósł
w górę jak piórko. Zaniosła się zadziwiająco
dziewczęcym perlistym śmiechem, nie broniąc się wcale przed
wnukiem. Od razu było widać, że jest w nim zakochana. Kaśka
westchnęła cicho. Kobiety w tym domu miały słabość do Artura.
- Dzień dobry, jak droga? - powitanie
mamy Artura było zdecydowanie chłodniejsze, ale uprzejme.
- Dzień dobry. Dziękuję za
zaproszenie – Kaśka starała się przywołać na twarz ciepły
uśmiech – Artur tak świetnie prowadzi, że prawie nie odczułam,
jak to daleko.
Artur mrugnął do niej i ruszył do
matki. Objął ją ramieniem za szyję i pocałował w policzek, a
potem odwrócił głowę w kierunku kuchni i wciągnął nosem
dochodzące stamtąd zapachy.
- Ale pachnie – uwolnił mamę z
objęć i wrócił do Kaśki – idziemy myć ręce – wskazał
jej kierunek, który doskonale znała.
- Fajna ta Twoja babcia –
powiedziała cicho, kiedy znaleźli się sami w niewielkiej łazience.
- Mamą się nie przejmuj – od razu
się zorientował, co ją gryzło – Ona ma taki styl bycia. Jak
dziadek - dodał.
- Jak Ty – roześmiała się cicho –
Ale przy bliższym poznaniu zyskujesz, więc Twoja mama pewnie też.
- Jasne, że tak – trącił nosem
jej policzek – Daj jej trochę czasu.
Kaśka spojrzała w lustro na odbicie
Artura. Mówił to tak lekko, jakby dla niego było oczywiste,
że jego mama w końcu ją zaakceptuje. On mnie traktuje naprawdę
poważnie, przemknęło jej przez myśl. Uśmiechnęła się do
siebie.
Kolacja, której Kaśka
początkowo się obawiała, okazała się całkiem przyjemna. Mama
Artura była dobrą kucharką i naprawdę się postarała. Podała
trzy różne sałatki i pierś indyka pieczoną z jabłkami i
suszonymi śliwkami. W sam raz na wczesną letnią kolację.
- Latem jadamy czasem z żoną na
tarasie, ale jak dzieci podrosły, okazało się, że mamy za mało
miejsca – ojciec Artura siedział naprzeciw Kaśki, więc siłą
rzeczy wciąż ją zagadywał – Może wina? - podniósł
butelkę.
- Dziękuję, ale chyba już wystarczy
– uśmiechnęła się do niego.
- Ale od tego roku będziemy mieli
altanę – kontynuował – Właściwie to już mamy, tylko muszę
skończyć oświetlenie – spojrzał na Artura – Miałem nadzieję,
że syn mi pomoże.
- Nie ma sprawy, mogę podskoczyć po
południu – Artur posłał Kaśce pytające spojrzenie – Nie mamy
planów na popołudnie? - upewnił się.
- Nie mamy – przytaknęła. Cholera,
zaklęła w duchu, widząc minę jego mamy.
- Znowu nocujesz poza domem? -
spytała, obdarzając syna wymownym spojrzeniem.
- Mamo, jestem dorosły – roześmiał
się – Właściwie, to miałem zamiar wziąć parę rzeczy i
przeprowadzić się na razie do Kaśki – stwierdził beztroskim
tonem, ale jednocześnie przysunął pod stołem nogę tak, że
dotknął kolanem uda siedzącej obok niego Kaśki.
- Potem porozmawiamy - odparła
chłodno pani Szmyt i posłała mężowi spojrzenie pt. „ A nie
mówiłam?” - A co na to Twoja mama? - spojrzała na Kaśkę
bez sympatii.
- Mieszkam sama, a poza tym niedługo
wyjeżdżam... - ugryzła się w język, ale było za późno.
- Och, naprawdę? A dokąd? - tym
razem jej głos zabrzmiał zdecydowanie przyjaźniej - Jeśli
oczywiście można spytać.
- Do Paryża – odparła z wahaniem
– To dalszy ciąg kontraktu, który dostałam – poczuła,
że robi jej się ciepło.
- Ach tak! To ta reklama bielizny –
pani Szmyt prześliznęła się spojrzeniem po Arturze, ale nadal
się uśmiechała – To wspaniale! A kiedy jedziesz?
- No właśnie, jeszcze tego nie
ustaliliśmy – Kaśka ochłonęła nieco i posłała Arturowi
spanikowane spojrzenie – Na pewno muszę tam być we wrześniu, bo
tak mówi kontrakt, ale być może, że wcześniej...
- Artur nic nie mówił, że
jesteś modelką – starsza pani wydawała się zaskoczona.
- Bo to jest tylko dodatkowe zajęcie
– kluczyła – studiuję analitykę i teraz muszę podjąć
decyzję, czy brać urlop, czy tylko prosić o indywidualny tok
studiów.
- Podam lody – mama Artura była w
wyraźnie lepszym humorze.
- Może pomogę? - Kaśka modliła się
w duchu, by usłyszeć, że nie ma takiej potrzeby.
- Jeśli nie jesteś zbyt zmęczona,
to bardzo proszę – pani Szmyt wskazała ręką kuchnię.
Wstając, Kaśka zauważyła ponure
spojrzenie Artura. O co mu chodzi? Przecież mogło być gorzej, ba,
można powiedzieć, że było całkiem nieźle! Ruszyła do kuchni.
- Paryż to piękne miejsce –
zaczęła mama Artura – Byłam na wycieczce, ale tylko jeden dzień.
No, ale zamieszkać tam... - pokiwała głową.
Co za zmiana! Kaśka spojrzała na
nią z zaciekawieniem – Muszę porozmawiać z Arturem... - zaczęła
ostrożnie – Zależy mi na jego opinii. Myślałam, że może mnie
odwiedzi, albo pojedzie ze mną we wrześniu na zdjęcia?
- Świetny pomysł. Dobrze mu zrobi,
jak zobaczy kawałek świata. Może wtedy zrozumie, że pieniądze
nigdzie nie spadają z nieba – odparła i energicznie otworzyła
drzwiczki zamrażarki, wyjmując trzy opakowania lodów – A
ten Twój wyjazd?
- Dostałam propozycję pracy w
agencji modelek, ale musiałabym wziąć urlop – zawahała się.
Może to dobry moment, by powiedzieć jej o ich wspólnych
planach?
- Oczywiście, to nie moja sprawa, ale
wydaje mi się, że to prawdziwa okazja – podała Kaśce łyżkę
do lodów, a sama zaczęła rozstawiać szklane pucharki –
Urlop dziekański to nic strasznego, a czas szybko mija. Jesteście
młodzi i wszystko jeszcze przed Wami. Ani się obejrzycie, a rok
minie. No, i Paryż nie jest znowu tak daleko, żebyście nie mogli
się czasem spotkać.
Kaśka podziękowała w duchu swojej
intuicji, która kazała jej trzymać język za zębami. Pani
Szmyt najwyraźniej nie miała pojęcia o planach syna i chyba nie
należało tego zmieniać. Z drugiej strony, nawet Artur nie był do
tego przekonany, a co dopiero ona!
Nakładały lody, przechodząc na
neutralne tematy. Kiedy wszystko było gotowe, zaniosły pucharki do
salonu i Kaśka zajęła swoje miejsce obok Artura – W porządku? -
spytał cicho.
- Tak, spokojnie – roześmiała się,
choć w gruncie rzeczy, wcale nie było jej tak wesoło – doszłyśmy
do wspólnego wniosku, że Paryż jest piękny.
Po kolacji postanowili przenieść
się na taras, gdzie stał niewielki stolik i cztery zgrabne
krzesełka nakryte poduszkami w drobne różyczki.
- To Wy sobie tu odpoczywajcie, a ja
wezmę parę rzeczy – Artur mrugnął do Kaśki – skoro jutro mam
dłubać przy kablach, to muszę się wyspać – zażartował.
- A mogłabym zobaczyć tę altankę
zanim pojedziemy? - była naprawdę ciekawa, a poza tym, postanowiła
unikać dalszej rozmowy z panią Szmyt.
Artur stał jeszcze przez chwilę,
obserwując jak jego ojciec prowadzi Kaśkę alejką w głąb ogrodu
do miejsca, gdzie spędził najpiękniejsze beztroskie chwile
dzieciństwa, do piaskownicy! Oczywiście teraz była tam altana, a
obok od dobrych dziesięciu lat, ukochana sadzawka jego matki. Była
prezentem dla żony na piętnastą rocznicę ślubu. Pamiętał, jak
ojciec, zapalony wędkarz z obrzydzeniem wpuszczał tam czerwone
karasie, zdobyte jakimś jemu tylko znanym sposobem. Pamiętał też
zachwyt matki, kiedy wróciła po dwutygodniowym pobycie u
Baśki, mamy Adama i zaprowadzili ją do ogrodu... Otrząsnął się
z tych myśli i ruszył do siebie.
Pokój był wysprzątany i
przewietrzony, na biurku znalazł formularz podania o pracę w hucie
z wypełnionymi rubrykami dotyczącymi miejsca i stanowiska. Według
niego starał się o posadę na wydziale stalowni. Właściwie, mógł
się tego spodziewać. Szefem był tam przyjaciel ojca, a niedawno
jego syn dostał etat na wydziale kierowanym przez pana Szmyta.
Odłożył kartkę na miejsce i wyciągnął z szafy sportową torbę,
której używał na treningach. Właśnie wkładał do niej
koszulki i bieliznę, kiedy rozległo się ciche skrzypnięcie
schodów i po chwili w drzwiach stanęła jego matka.
- Mamo, co to miało być? - spytał
cichym spokojnym głosem, wskazując leżący na biurku formularz -
Dlaczego namawiałaś Kaśkę do wyjazdu, a mnie do pójścia
do pracy?
- Wcale jej nie namawiałam... -
spojrzała na syna z uśmiechem, ale widząc jego minę, spoważniała
natychmiast – No dobrze, chciałam żeby pojechała. Niech tam
sobie robi tę swoją karierę! Do czego Ci ona? - wzruszyła
ramionami.
- Mamo – w jego cichym głosie było
coś złowrogiego – nie próbuj ze mną walczyć. Przegramy
oboje...
- Kochanie, ja wcale z Tobą nie
walczę – jej głos nagle stał się miękki i ciepły – Po
prostu się o Ciebie martwię. To nie jest odpowiednia dziewczyna dla
Ciebie.
- A skąd Ty to możesz wiedzieć?
Widziałaś ją dwa razy – zmarszczył brwi. Nie dam się nabrać
na ten lep, pomyślał ze złością – Nie masz porównania,
bo nigdy wcześniej nikogo nie przyprowadziłem.
- No właśnie... - zaczęła.
- No właśnie – przerwał jej –
mogłabyś docenić to, że wreszcie znalazłem kogoś, kto mi
odpowiada nie tylko... - szukał odpowiedniego słowa, ale nie
znalazł – A może właśnie o to chodzi? Że odpowiada mi pod
każdym względem?
- Skarbie, przecież wiesz, że chcę
tylko Twojego dobra. Skoro ona Ci się podoba to w porządku, ale
przecież nie musisz się z nią żenić – wzruszyła ramionami –
Spotykaj się, ale żeby od razu się wyprowadzać?
Artur
poczuł, że krew odpływa mu z twarzy. Miał traktować Kaśkę jak
którąś kolejną laskę? Przecież ona była wyjątkowa.
Chciał tylko, żeby rodzice ją poznali,
zaakceptowali,
przyjęli tak, jak mama Adama przyjęła Olę. - Zaraz, co
powiedziałaś? - spojrzał na matkę spode łba – Nie muszę się
z nią żenić? - powtórzył. No, nie muszę, ale... to nie
jest takie głupie. Oczywiście, teraz nie, ale gdyby sytuacja się
zmieniła... gdyby nie długi?
- Tylko mi nie mów, że
zamierzasz się żenić – matka prawie usiadła z wrażenia.
- Nie, nie zamierzam – odparował
dziwnie spokojnym i chłodnym tonem – A wiesz, dlaczego? Bo nie
zgotowałbym kochanej kobiecie takiego losu, jaki miałaby ze mną.
- Cooo? - oczy pani Szmyt zrobiły się
okrągłe – Cooo?
- To, co słyszysz – mówił
spokojnie, choć w środku kipiał ze złości – Zainwestowałem
całe pieniądze w akcje, wziąłem gigantyczny kredyt i... -
roześmiał się kpiąco – jestem bankrutem! Nie mam nic, poza
długami. Takimi, że nawet Wam się nie śni. I wiesz co? Gdyby nie
Kaśka, to biegałbym teraz po poligonie na Pomorzu, szykując się
do wyjazdu do Afryki – odczekał chwilę, żeby pozwolić matce
ochłonąć – A teraz to ona spłaca mój dług.
- Ja... nie wiedziałam –
wykrztusiła, ale zaraz ochłonęła – Przecież my możemy Ci
pomóc! Dlaczego nic nam nie powiedziałeś?
- Bo nie chcę Waszej pomocy. Macie
jeszcze Krzyśka na głowie, a ja powinienem sam sobie radzić –
odparł, ledwie panując nad emocjami – Poza tym, nie chcę
pracować w hucie, niezależnie od tego, jak Ci na tym zależy.
- Boże, ale Ty jesteś uparty! Jak
Twój dziadek – w jej głosie słychać było
zniecierpliwienie – Nie rozumiem, dlaczego nie chcesz pomocy
rodziny, a od obcej osoby przyjmujesz ją bez oporów!
- Nie jest obca... - może ona jedna
mnie rozumie, dodał w myślach - Naprawdę mi na niej zależy.
- Ale ona jest nieodpowiednia...
- Nadal tak uważasz? Po tym, co Ci
powiedziałem? - spytał - Co ma nieodpowiedniego? Brak ojca? Pracę
modelki? Co?
- Nie umiem Ci tak od razu powiedzieć
– stwierdziła wymijająco – ale... jakoś mi nie pasuje.
- To ja Ci powiem, co – zrobił krok
w jej stronę i spojrzał na nią z góry – Jest dziewczyną,
którą kocham i którą przyprowadziłem od domu. Ty nie
zaakceptujesz żadnej – uśmiechnął się kącikiem ust –
Trudno, jakoś to przeżyję – odwrócił się i zaczął
zbierać rzeczy rozłożone na łóżku i układać je w
torbie.
- Artur, nie wygłupiaj się! Przecież
jesteś moim synem, nie wyrzucam Cię – patrzyła zszokowana, jak
opróżnia szufladę biurka – Nie chcę żebyś się
wyprowadzał. Kocham Cię.
- Mamo, jestem dorosły. Kiedyś i tak
bym się wyprowadził – wyprostował się na chwilę – Teraz
wszystko zależy od Ciebie – spojrzał jej w oczy i przełknął
głośno ślinę – Ja też Cię kocham, ale nie dajesz mi wyboru.
- Ja? - zmarszczyła brwi.
- Ja też palnąłem głupstwo,
myśląc, że robię to z miłości – powiedział, zasuwając torbę
i zarzucając ją na plecy – Jak się kogoś kocha, to najlepiej
nie uszczęśliwiać go na siłę – dodał.
- To już nie będziesz przychodził
na obiad? - spytała z desperacją.
- Ależ skąd? Z przyjemnością –
przystanął obok matki i pocałował ją w czoło – Jeśli tylko
nas zaprosisz.
Stojąc na szczycie schodów
patrzyła, jak Artur całuje babcię Helenę i wychodzi. Dopiero,
kiedy drzwi się zamknęły, zeszła powoli na dół. Matka i
córka stanęły naprzeciw siebie.
- Co za uparty osioł! - pani Szmyt
tupnęła nogą.
- Jak Twój ojciec – starsza
pani poprawiła włosy, rzucając przelotne spojrzenie w kierunku
lustra – Oj, Małgosiu, jesteś moją córką, ale czasami
Cię nie rozumiem. Jak hulali obaj z Adamem, to umierałaś ze
strachu...
- Ja? - przerwała matce w pół
zdania.
- A pamiętasz, jak jechałyśmy do
szpitala? Kto mdlał po drodze? Bo chyba nie ja! - fuknęła gniewnie
babcia Helena – Najwyższy czas, żeby się ustatkował. Ta
dziewczyna ma na niego dobry wpływ.
- Jakoś tego nie widzę! - odparła
gniewnie – Słyszałaś, w co się wpakował!
- Znając mojego wnuka, to wcale jej
nie pytał. Was zresztą też nie – rozłożyła ręce – Cały
dziadek! On też mnie nigdy o nic nie pytał, tylko informował po
czasie. Genów nie oszukasz! - kiwnęła głową, jakby chciała
wzmocnić swoje słowa.
- Ale on jest taki młody –
próbowała postawić na swoim - Musi się wyszumieć.
- Coś mi się zdaje, że już się
wyszumiał – usłyszała w odpowiedzi – I wiesz co? Cieszę się.
Zresztą, porozmawiaj ze swoim mężem. Z przykrością muszę
stwierdzić, że w tej kwestii okazuje się o wiele rozsądniejszy od
Ciebie.
- No, co też Ty mówisz? - aż
się zakrztusiła własnym oburzeniem - On gotów się z tą
Kasią ożenić!
- No to co? - starsza pani wzruszyła
ramionami - A Ty mnie pytałaś? Zaręczyłaś się i tyle. Zresztą,
wiedziałam, że za niego wyjdziesz – dodała z politowaniem – I
wiesz co? Ja bym na Twoim miejscu zaczęła zbierać na wesele.
- Chyba żartujesz? - cofnęła się o
krok i oparła o ścianę.
- Ani trochę – odparła z uśmiechem
– Ja zrobiłam co do mnie należy. Już dawno dostał ode mnie
pierścionek. Krzysio zresztą też, tylko od Halinki. Podzieliłyśmy
się wnukami. W końcu nie będą się zaręczali byle czym!
- Ja chyba zwariuję – głos jej się
łamał.
- No, pojechali – w drzwiach ukazał
się pan Szmyt senior – Swoją drogą, to przynajmniej teraz sprawa
jest jasna, a nie takie udawanie: mieszka, nie mieszka! Co Ci jest,
skarbie? - spytał, gdy nagle zauważył, że żona jest dziwnie
blada – Mamo, coś się stało?
- E tam, zaraz stało – prychnęła
– Wspominamy Wasze zaręczyny – klepnęła go przyjaźnie po
ramieniu – Nalej no nam po kieliszeczku, bo Małgosia się chyba
przejadła.
Kaśka stała przed lustrem i
kończyła się wycierać. Czuła się okropnie zmęczona. Nie
chodziło jednak o odbytą podróż. To było bardziej znużenie
i psychiczny „dołek”. Artur nie odzywał się przez całą drogę
do domu, ale czuła, że coś go trapiło, choć się nie skarżył.
Sama już nie wiedziała, czy powinna go wypytywać, czy raczej dać
mu czas.
Drzwi do łazienki uchylały się
powoli – Twój ręcznik – starała się, żeby jej głos
zabrzmiał neutralnie, ale ciepło – wystarczy Ci tyle miejsca? -
otworzyła szafkę obok lustra, gdzie opróżniła połowę
jednej z półek.
- Kocham Cię, wiesz? - stanął za
nią, obejmując ją rękami i wtulając twarz w kąt między jej
szyją i ramieniem.
- Wiem – wymruczała, kładąc
dłonie na jego przedramionach.
Przesunął ręce w górę i
objął jej pełne piersi. Syknęła cicho, kiedy zacisnął palce.
Rozluźnił uścisk i zaczął masować twardniejące ciało.
Odchyliła głowę i przymknęła oczy, rozkoszując się doznaniami
płynącymi z drażnionych brodawek.
- Wezmę prysznic – zamruczał jej
do ucha. W jego głosie usłyszała znużenie.
- Coś się stało – bardziej
stwierdziła, niż spytała.
Nie odpowiadał przez dłuższą
chwilę, unikając jej spojrzenia - Nie wiem, jak im to powiedzieć –
przyznał w końcu.
- Wiesz, co myślę? - nagle ją
olśniło – Ty sam nie jesteś przekonany.
Uniósł głowę i spojrzał w
oczy jej odbiciu w lustrze. To były najsmutniejsze szare oczy, jakie
kiedykolwiek widziała. Był nieszczęśliwy, choć nie chciał jej
tego powiedzieć. Zgodził się, bo nie miał wyjścia, ale to nie
była jego decyzja. Zastanowiła się, czy mówiąc, że nie
chce pracować z ojcem, powiedział prawdę. Mogła tylko
przypuszczać, że stanął przy niej, przeciw własnej rodzinie.
Powinna skakać z radości, a tymczasem zwycięstwo smakowało
goryczą.
- Boję się... - mówił tak
cicho, że ledwie go słyszała – że będę tam nikim. Będę od
Ciebie zależny we wszystkim... Już jestem... i nie jest to dla mnie
łatwe.
- Co Ty mówisz? - spróbowała
się do niego odwrócić przodem, ale nadal ją trzymał tak,
że musiała pozostać w dotychczasowej pozycji – Wcale ode mnie
nie zależysz! Jesteś silnym facetem! Wiem, że chcesz dominować i
mnie to odpowiada – zapewniła gorąco – Nie tylko w łóżku...
chociaż tam najbardziej – Więc to o to chodziło! Dotarło do
niej, jak bardzo stresowała go zaistniała sytuacja – To, że
trochę Ci pomagam, to normalne. Artur, nie mieszaj seksu z
pieniędzmi – może zabrzmiało to głupio, ale tylko to przyszło
jej do głowy.
- Nie wiem, czy potrafię – pochylił
głowę, uciekając przed jej spojrzeniem.
- Dosyć tego! – zmarszczyła czoło
– weź prysznic i chodź do mnie. Pokaż mi, jakim facetem jesteś
w łóżku. Nie rozmawiajmy na razie o wyjeździe. Jutro
pójdziemy na obiad do Ewy. Ona ma czasem naprawdę niezłe
pomysły i zna kupę ciekawych ludzi. No, i nie może się doczekać,
żeby poznać Ciebie.
Ej co jest wogole mi nie wyswietla tekstu
OdpowiedzUsuńMi również :<
UsuńBardzo przepraszam, choć to nie z mojej winy.
Usuńmi także
OdpowiedzUsuńJuż działa. Bardzo przepraszam.
Usuńkolejny cudny rozdział:)
OdpowiedzUsuńA ja mam pytanie nie odnoszące się do tekstu (który swoją drogą jest świetny i jak zawsze czuję niedosyt mimo że jest długi) piszesz coś innego, jakąś inną historię albo kontynuację, czy tylko skupiasz się na "Moim marzeniu"? :)
OdpowiedzUsuńRobię przymiarkę do II części Cateriny, ale na razie mam tylko notatki. Pozdrawiam.
UsuńFantastyczna wiadomość!!! Już nie mogę się doczekać :)
Usuń