Sen powoli ustępował miejsca
świadomości, która zaczynała atakować Artura
nieprzyjemnymi myślami. Nie było to dla niego niczym nowym, biorąc
pod uwagę, że od dobrych kilku tygodni źle spał. Co prawda, od
czasu, gdy znalazł się w namiocie Kaśki, udało mu się kilka razy
przespać całą noc, ale i tak męczyły go koszmary. Nie potrafił
ich opisać, ale budził się roztrzęsiony, w środku nocy i długo
nie mógł zasnąć. Wczorajsza rozmowa z matką też nim
wstrząsnęła, choć nie chciał się do tego przyznać nawet przed
sobą. Zmęczenie podróżą i intensywny seks przed snem
sprawiły, że spleceni ze sobą szybko zapadli w nicość, ale i tak
obudził się, gdy było jeszcze ciemno, a zasnął dopiero bladym
świtem. Odwrócił głowę, by widzieć śpiącą obok niego
Kaśkę. Posapywała cichutko. Pod wpływem wydychanego powietrza jej
rozchylone obrzmiałe jeszcze usta, pokryły się delikatnymi
bruzdkami. Przyjrzał się jej delikatnym rysom i gładkiej, pokrytej
złocistą opalenizną skórze. Wyglądała tak niewinnie i
słodko, a przecież drzemała w niej siła. Co prawda, od samego
początku była pewna siebie i wygadana, ale szybko się zorientował,
że jej pewność siebie była w rzeczywistości sposobem obrony, a
rzekome doświadczenie seksualne, raczej instynktem i chęcią
poznania czegoś nowego. W tej chwili miał na myśli zupełnie inną
siłę, taką, którą cenił najbardziej: upór,
konsekwentne dążenie do celu i wiarę w powodzenie. Problem polegał
na tym, że to były cechy jego
charakteru. Zawsze tego właśnie oczekiwano od mężczyzn w jego
rodzinie, ale od kobiet nie. Co prawda, i babcia, i mama były
silnymi kobietami, ale ich siła wynikała z pozycji i pieniędzy ich
mężów. Kaśka miała swoją pozycję, samodzielnie
wypracowaną i popartą pieniędzmi ojca. No właśnie! Ona miała
jakiś problem w kwestii ojca. Zupełnie to „olał”, zajęty
swoimi sprawami, a potem uznał, że już go to nie dotyczy. Kaśka
odetchnęła głębiej przez sen. Budziła w nim tyle różnych
uczuć: podziw i pożądanie, ale też pragnienie, by się nią
opiekować, chronić... Nigdy tak nie myślał o żadnej
dziewczynie... nigdy nie brał pod uwagę małżeństwa. A może
podświadomie myślał o czymś takim? Nie, dopiero, kiedy mama to
wypowiedziała, zdał sobie sprawę... „Nieodpowiednia”, też
coś! A czy on byłby odpowiedni? Tak hipotetycznie, gdyby mieli
spędzić razem całe życie... czy był dla niej odpowiedni?
- Hej, o czym myślisz? - lekko
chropowaty, jeszcze senny głos wyrwał go z zadumy.
- Hej, Kocie – uśmiechnął się
lekko kącikiem ust – tak się zastanawiam... - urwał, nie
wiedząc, co ma jej powiedzieć.
- Umawialiśmy się – wydęła usta
– na razie nie rozmawiamy o wyjeździe.
- Nie, nie myślałem o tym – odparł
szybko – Mam ochotę Cię przytulić – odszukał ręką jej talię
i przyciągnął ją do siebie.
- Artur, wykończyłeś mnie w nocy –
jęknęła, czując na brzuchu twardy podłużny kształt.
- Nie muszę się kochać, po prostu
chcę Cię mieć blisko – otoczył ją ramieniem i pociągnął na
siebie.
-
To coś nowego – przyjrzała mu się podejrzliwie, ale ponieważ
nie wykonał żadnego ruchu, poza tym, że ją rzeczywiście
przytulił, westchnęła i oparła mu głowę na piersi. Leżeli
tak spokojnie, głaszcząc się wzajemnie.
- Nie sądziłem, że to może być
takie przyjemne – stwierdził z rozbrajającą szczerością –
Myślałem, że facet tego nie potrzebuje.
- A teraz zmieniłeś zdanie? -
spytała z rozbawieniem.
- Chyba tak... - odetchnął głęboko
i pocałował ją w czubek głowy – Przesuń się, to pójdę
do sklepu.
- Żartujesz! - uniosła gwałtownie
głowę – Co Ci jest?
- Nic – roześmiał się – po
prostu staram się być przydatny.
Po śniadaniu rozpakowali swoje
bagaże, a właściwie wywalili ich zawartość na podłogę w
łazience. Artur przyglądał się zafascynowany, jak Kaśka rozkłada
ubrania na kupki według kolorowego kodu – Zawsze tak robisz? -
spytał wreszcie.
- No pewnie – spojrzała na niego,
zaskoczona pytaniem – A Ty nie?
- Zawsze mama się tym zajmowała –
stwierdził, pocierając z zakłopotaniem brodę – albo babcia.
Nigdy się nie zastanawiałem, jak to jest. Po prostu wrzucało się
ubrania do kosza na bieliznę, a one pojawiały się czyste w szafie.
- Hmm - uniosła głowę i przyjrzała
się Arturowi przez szparki przymrużonych oczu – To mi nie brzmi
zachęcająco – westchnęła.
- Umiem sobie uprasować koszulę –
szybko odzyskał pewność siebie – Poza tym, mogę się nauczyć.
Nie wygląda skomplikowanie.
- Żartowałam – zachichotała –
wystarczy, że pomożesz mi wieszać. Od czasu do czasu – dodała.
Czas upłynął im niepostrzeżenie,
kiedy tak krzątali się po domu. Była prawie pierwsza, kiedy udało
im się wreszcie wyjść.
- To dla Ciebie – Kaśka zamknęła
drzwi i wręczyła Arturowi klucz.
- A Ty? Przecież nie będę wchodził
na górę, żeby Ci otworzyć – ustalili, że Artur pojedzie
do rodziców pomóc przy oświetleniu altany i wróci
po kolacji.
- Mam swój. Ten jest dla Ciebie
– roześmiała się.
Poczuł się dziwnie, oglądając
klucz z doczepioną niewielką metalową kotwicą. Co to miało być?
Bezpieczny port? Mój klucz do wspólnego mieszkania,
pomyślał i uświadomił sobie, że była to przyjemna myśl. Nie
chciał w tej chwili pamiętać, czyje ono było.
- Dzięki – wsunął klucz do
kieszeni dżinsów.
Ewa mieszkała w bloku podobnym do
tego, w którym znajdowało się mieszkanie Kaśki i jej mamy,
chwilowo przemianowane na ich wspólne lokum. Artur zauważył
srebrne audi zaparkowane niedaleko wejścia. - Niezła fura –
gwizdnął cicho przez zęby i postawił swojego golfa obok.
- Całkiem dobrze wyglądają obok
siebie – Kaśka przyglądała się obu samochodom, podczas gdy
Artur sięgnął na tylne siedzenie po kwiaty, które kupił
dla Ewy. Co prawda Kaśka twierdziła, że nie ma takiej potrzeby,
ale on wiedział swoje.
Gospodyni powitała ich uśmiechem,
który na widok kwiatów jeszcze się poszerzył. Nawet
nie ukrywała, że Artur zrobił na niej wrażenie. On z kolei wcale
nie wydawał się tym speszony. Kaśka miała niezły ubaw,
obserwując ich oboje, przerzucających się komplementami, jak para
dobrych znajomych.
- Poznajcie mojego chłopaka – Ewa
gestem zaprosiła ich do pokoju.
- Masz nowego chłopaka? - Kaśka
przewróciła oczami – A Karol?
- To już zamierzchła przeszłość –
szepnęła Ewa – Krzysztof, to moja siostrzenica i jej chłopak,
Artur.
- Miło mi – przystojny mężczyzna
około czterdziestki, na ich widok podniósł się z fotela i
zrobił krok w ich kierunku. Przywitali się uprzejmie.
- No, to chłopaki pogadają chwilę,
a Ty pomóż mi w kuchni – Ewa kiwnęła głową na Kaśkę –
Słuchaj, chcemy sobie zrobić tydzień wakacji – zaczęła, kiedy
znalazły się w kuchni – popilnujesz mi mieszkania?
- Tak, jasne, tylko... - westchnęła
ciężko – Muszę Ci coś powiedzieć.
- Tylko nie mów, że znów
coś wymyśliłaś! - Ewa załamała ręce.
- Nie, nic nie wymyśliłam.
Chociaż... właściwie tak – wykręciła palce – Podpisałam
umowę na pracę dla tej agencji w Paryżu. Na razie przez rok, ale
bez stałej pensji.
- To znaczy? - w głosie Ewy słychać
było niepokój.
- No wiesz, jak będzie dla mnie
zlecenie, to oni dostają 25%, a ja resztę.
- A jak nie ma zleceń? - tego pytania
bała się najbardziej.
- To nikt nie zarabia – odparła
ostrożnie – Ale Nadia mówi, że agencji zależy na
zleceniach, bo mają z tego pieniądze. Zwykle tak zawierają
umowy... Kurde, Ewa, dostać się do takiej agencji, to marzenie
każdej dziewczyny!
- Ale musisz się z czegoś utrzymywać
– Ewa miała bardziej pragmatyczne podejście – No i trzeba
będzie przerwać studia, a został Ci tylko rok, a właściwie
semestr i trochę. Nie szkoda Ci?
- Ta praca nie będzie czekać –
odparowała.
Ewa przez dłuższy czas nie
odpowiadała, jakby całkowicie pochłonęło ją przygotowanie
obiadu. Z pokoju doleciał ich śmiech i Kaśka odruchowo zaczęła
się przysłuchiwać rozmowie Artura z Krzysztofem. Głównie
mówił ten drugi, opowiadał o swojej firmie i podróżach.
- Od dawna go znasz? - spytała.
Ewa spojrzała na Kaśkę
nieprzytomnym wzrokiem, jakby wyrwana z zamyślenia – Od trzech
tygodni – odparła, po czym posłała jej nachmurzone spojrzenie -
Kasia, nie podoba mi się ten pomysł z wyjazdem. Boję się, że jak
wyjedziesz, to nie skończysz tych studiów. Nie możesz
poprosić o indywidualny tok studiów?
- Co to za różnica? Chyba
tylko taka, że wydam kupę pieniędzy na dojazdy – obruszyła się
– Chciałam tam pomieszkać!
- A on? - wskazała głową drzwi,
mając na myśli Artura – Pojedzie z Tobą? I co będzie tam robił?
- Znajdzie jakąś pracę –
wzruszyła ramionami – Ewa, o co Ci chodzi?
- O to, że Ci na nim zależy, ale
robisz wszystko, żeby go stracić – powiedziała powoli. Kaśka
gwałtownie podniosła głowę i wbiła w nią pytające spojrzenie –
Nie słyszysz o czym rozmawia z Krzysztofem? - spytała cicho i
umilkła, pozwalając siostrzenicy posłuchać, jak Artur z
entuzjazmem wypytywał swojego rozmówcę o jego firmę.
- No dobra, rozumiem, że dla Artura
to może być fascynujące – przyznała - Dla mnie też
przewożenie miejskim autobusem toreb z chińskimi firanami z
lotniska na dworzec jest nawet śmieszne, ale... - powoli zaczynała
rozumieć, o co chodziło Ewie – OK, przyznaję, że o wyjeździe
do Paryża nie mówi z takim entuzjazmem, ale ja i tak muszę
tam jechać, a nie chcę rozłąki – jej głos zabrzmiał żałośnie.
- Ale rozłąka na krótkie
odstępy czasu będzie lepsza, niż zmuszenie go do wyjazdu wbrew
jego woli – Ewa zawiesiła głos, czekając na jej reakcję.
- Ja go wcale nie zmuszam – odparła,
czując, że nie mówi prawdy.
- Czyżby? - Ewa zaplotła ręce na
piersiach – Wyciągasz go z kłopotów finansowych i myślisz,
że powie „nie” Twoim zachciankom?
- To nie są zachcianki – obruszyła
się.
- A co na to jego rodzice? - tym razem
Ewa sięgnęła po ciężką artylerię.
- Nie lubią mnie – przyznała –
To znaczy, jego mama mnie nie lubi.
- To normalne – Ewa machnęła ręką
z lekceważeniem – Przejdzie jej. A ojciec?
- On jest w porządku – stwierdziła
z przekonaniem.
- Ale jak jego syna, na którego
wykształcenie łożył, zagonisz do roboty na budowie, to przestanie
być „w porządku” – wydęła usta.
Kaśka, mimo wewnętrznego buntu, nie
mogła odmówić ciotce racji. Westchnęła ciężko i zajęła
się nakładaniem ziemniaków do miski, którą podała
jej Ewa. - Pomyślę o tym – bąknęła.
Na czas posiłku zawiesiły dalszą
rozmowę. Okazało się, że Krzysztof jest archeologiem, ale
wybierając studia, zupełnie nie zdawał sobie sprawy z tego, co go
czeka na końcu. Po roku pracy przy katalogowaniu zbiorów,
doszedł do wniosku, że przekładanie pudełek pełnych kamieni
zupełnie go nie satysfakcjonuje. Zgłosił się do pracy w „bratniej
Chińskiej Republice Ludowej” i tak zaczęła się jego przygoda z
wymianą handlową.
- Teraz mam przywieźć z Hamburga
dwadzieścia maszyn do tkania firan i czegoś tam jeszcze –
roześmiał się – dostałem jakieś opisy po niemiecku, ale nic z
tego nie rozumiem.
- Ja znam niemiecki. Mogę Ci to
przetłumaczyć – zaproponował Artur.
- Ja też znam, ale to jest napisane
takim językiem – Krzysztof pokręcił głową z obrzydzeniem –
Same dziwne zwroty. Coś okropnego!
- Pewnie technicznym – Artur
roześmiał się, ale po chwili spoważniał – Na kiedy Ci to
potrzebne? Ja mówię poważnie. I tak nie mam chwilowo nic do
roboty.
- Zapłacę Ci – Krzysztof również
przestał się śmiać – Chcemy wyskoczyć z Ewą do Hiszpanii na
parę dni. Co powiesz na tydzień?
- Dużo tego jest? - spytał Artur.
- Trochę. Mam to w samochodzie –
jego głos brzmiał teraz zupełnie inaczej, pewniej i znacznie
spokojniej - Jak skończymy jeść, to przyniosę.
Kaśka spojrzała na Artura
przeciągle. Już wiedzieli, do kogo należy srebrne audi zaparkowane
przed blokiem. Zdała sobie sprawę, że Krzysztof był dokładnie
tym, czym chciał być Artur. Mieli nawet podobny styl mówienia,
kiedy rozmawiali o interesach. Interesach? Otrząsnęła się. To
miało być tylko tłumaczenie kilku stron. A jeśli Krzysztof
zaproponuje mu pracę, przemknęło jej przez myśl.
- Powinienem już jechać – cichy
głos Artura wyrwał ją z zamyślenia.
- Jedź – uśmiechnęła się do
niego – Zostanę tu jeszcze i wrócę potem sama.
Krzysztof też się pożegnał i
wyszli z mieszkania obaj. Kaśka stanęła przy oknie i obserwowała
jak podchodzą do samochodów i Krzysztof wyciąga z bagażnika
coś, co przypominało gruby skrypt formatu A4. Artur przekartkował
go pobieżnie, po czym rozmawiali jeszcze chwilę i w końcu podał
swojemu rozmówcy rękę. Dobili targu, pomyślała. Artur
wydawał się zadowolony.
- Imponuje mu – Ewa bezszelestnie
podeszła do siostrzenicy – Nic dziwnego. Był w wieku Artura, jak
zaczął zarabiać pieniądze. Szkoda, że życia sobie nie potrafił
poukładać – westchnęła – No, ale wtedy nie byłoby go tutaj.
- Co masz na myśli? - odwróciła
się do ciotki, niechętnie odrywając wzrok od ruszającego z
parkingu golfa.
- Jest po rozwodzie, ma dwunastoletnią
córkę. Żona nie chciała siedzieć w domu i czekać –
odparła ze smutkiem – To cena sukcesu.
- I Ty mi mówisz, że
krótkotrwała rozłąka jest lepsza, niż bycie razem na co
dzień? - prychnęła.
- Och, Kaśka, nie wiem! - w jej
głosie pobrzmiewało zniecierpliwienie – Nie jestem ekspertem od
stałych związków. Sama zobacz, jak wygląda moje życie.
Nawet już nie wiem, który to facet. Patrzę na Ciebie i w
duchu Ci zazdroszczę, a potem ogarnia mnie panika, że jeśli Wam
się nie uda, to będziesz miała takie życie, jak moje, albo co
gorsza, takie jak Twoja matka! - w jej oczach zalśniły łzy.
- To czemu tego nie zmienisz? - nagle
Kaśka ujrzała w swojej niezależnej i silnej Ewie, delikatną i
słabą kobietę – Przecież mogłabyś się z kimś związać na
dłużej, nawet na bardzo długo...
– Myślisz, że bym nie chciała? -
pociągnęła nosem Ewa – To nie takie proste, jak myślisz. Faceci
nie chcą się żenić z kobietami w moim wieku. Wolą po prostu
przyjść i wyjść, kiedy mają ochotę.
- Myślałam, że jest odwrotnie –
przyznała. Zawsze jej się wydawało, że Ewa jest taka niezależna
i silna, że to ona rozdaje karty i na koniec wyciąga asa z rękawa
– A Krzysztof? Lubisz go?
- Gdybym go nie lubiła, to nie
wpuściłabym go do łóżka – w głosie Ewy pobrzmiewała
dawna pewność siebie. Chwila słabości minęła i znów była
sobą – Zobaczymy. Od rozwodu minęły trzy miesiące i nie sadzę,
by miał ochotę się wiązać, ale zobaczymy... Zrobię nam kawę –
dodała, zabierając się za zbieranie naczyń ze stołu – W razie
czego, dziecko już ma, więc przynajmniej ten obowiązek mi odpadnie
– zażartowała.
- Nie chciałabyś mieć dzieci? -
spytała z niedowierzaniem.
- Chyba do tego nie dojrzałam. Poza
tym, do tego potrzebny jest odpowiedni facet, a ja takiego nie mam –
ruszyła do kuchni obładowana talerzami – Co Ci w ogóle
chodzi po głowie? - spytała nagle – Ty chyba nie...? - zawiesiła
głos.
- Nie! No przecież biorę tabletki –
odparła szybko.
- To dobrze – Ewa odetchnęła z
ulgą – Bierz resztę i chodź do kuchni.
Po wyjściu od Ewy, Kaśka skierowała
się do najbliższej apteki. Specjalnie nie poszła do ich zakładu,
ale do miejsca, gdzie nikt jej nie znał. Biorąc pod uwagę, co
zamierzała kupić, wolała pozostać anonimową klientką.
Artur spojrzał na zegarek.
Dochodziła północ, a on nadal siedział u rodziców.
Mama skrzętnie omijała temat Kaśki, a ojciec pracy, więc wszyscy
byli w doskonałym humorze. Spędzili razem z ojcem popołudnie na
dłubaniu przy kablach i przy okazji przypominali sobie, jak uczyli
się z Krzyśkiem majsterkowania. Wspominali również dziadka,
który przed śmiercią zdążył zaszczepić Arturowi miłość
do samochodów.
- Z wnukami też będę kiedyś
majsterkował – stwierdził w pewnej chwili ojciec i poklepał
Artura po plecach.
- A jak będziesz miał wnuczki? - sam
nie wiedział, dlaczego ma ochotę ciągnąć temat.
- To będziemy budować dom dla lalek
– ojciec odłożył narzędzia i wsunął ręce do kieszeni. Zaczął
się kołysać na butach w przód i w tył. Artur roześmiał
się na ten widok. Kiedy nad czymś myślał, robił dokładnie tak
samo. Kaśka zwróciła na to uwagę – Synu, jeśli masz
problemy, to przyjdź z tym do mnie – powiedział poważnym tonem –
Jestem Twoim ojcem i muszę Cię wychowywać, a nie tylko kochać,
dlatego czasami możesz mieć wrażenie, że się czepiam.
- Tato – wypuścił głośno
powietrze z płuc – Już mnie wychowałeś – roześmiał się
trochę nerwowo. Poczuł się jak po wywiadówce w czasach
szkolnych.
- Wiem, że już za późno na
dobre rady. Jesteś dorosły, ale właśnie dlatego podziel się ze
mną problemami. Twoje niepowodzenia są miedzy innymi wynikiem
naszych błędów wychowawczych – uśmiechnął się smutno
pan Szmyt.
- No coś Ty? - Ojciec kompletnie zbił
go z tropu. Spodziewał się bury za to, że sprawił matce
przykrość, i że nie powiedział o długach... Cholera! Coś
zaczęło go dławić w gardle.
- Sam to zrozumiesz, jak będziesz
miał swoje dzieci. Nie wściekaj się na mamę. Ona Cię po prostu
kocha. Chyba nawet bardziej niż mnie, więc sam rozumiesz –
roześmiał się – A tę Kaśkę przyprowadzaj, kiedy tylko chcesz.
Zawsze jest tu mile widziana.
- No, nie wiem, czy mama też tak to
widzi – przyznał z wahaniem, ale poczuł zdecydowaną ulgę, że
nie rozmawiają już o błędach wychowawczych.
- Jak na razie, to ja jestem tu głową
rodziny – ton, jakim ojciec to wypowiedział nie pozostawiał co do
tego wątpliwości – Skoro tak powiedziałem, to tak jest. Ty
dokonałeś wyboru i my nie możemy go zmienić. Zresztą –
uśmiechnął się kącikiem ust – Nie jest źle.
Takiego ojca uwielbiał. Twardego,
ale potrafiącego przyznać się do błędu. Znów poczuł
ucisk w gardle, ale tym razem nie było to nieprzyjemne. Odetchnął
głębiej i skupił się na kablach, które okręcał izolacją.
- Gotowe! - stwierdził, odrywając ostatni kawałek taśmy.
- No, to próba – ojciec
nacisnął włącznik.
Zarówno lampa w altanie, jak i
cztery niskie lampki wzdłuż prowadzącej do domu ścieżki
rozbłysły jasnym światłem. Zapadający zmierzch pozwolił im w
pełni docenić efekty ich wspólnej pracy.
Zbierając się do wyjścia, Artur
jeszcze raz wyszedł do ogrodu i zapalił włącznik umieszczony na
tarasie domu. To był jego pomysł, by można było oświetlić drogę
do altany zarówno z tej, jak i z tamtej strony ścieżki. Może
przed wyjazdem zdąży to jeszcze pokazać Kaśce?
Jechał pustymi ulicami, więc
szybko znalazł się przed blokiem. Wydało mu się, że okno od
pokoju Kaśki jest jaśniejsze od pozostałych. Czyżby na niego
czekała? Wbiegł szybko na górę i cicho otworzył drzwi
używając klucza, który dostał rano. Rzeczywiście pod
drzwiami jej pokoju widoczna była słaba smuga światła. Uchylił
je ostrożnie.
Kaśka spała przy zapalonej lampce
nakryta książką, która wysunęła jej się z rąk. Rzęsy
oświetlone od góry rzucały na jej drobną twarz podłużne
cienie. Przy kąciku rozchylonych
ust przylgnął jej kosmyk włosów.
Najdelikatniej jak potrafił, uniósł książkę i spojrzał
na tytuł: „Pożegnanie z Afryką” Karen Blixen. Jego mama
uwielbiała tę książkę. Odłożył ją na biurko, zakładając
kawałkiem papieru miejsce, gdzie była otwarta. Wziął prysznic u
rodziców po skończonej pracy, więc teraz tylko umył zęby i
pozbywszy się ubrania wsunął się pod kołdrę obok śpiącej
Kaśki. Zamruczała cicho przez sen i przytuliła się do niego.
Ogarnęła go dziwna tkliwość, kiedy poczuł bijące od niej
ciepło.
Zasypiał z uśmiechem, choć miał na głowie więcej problemów,
niż mógł udźwignąć.
Kaśka obudziła się pierwsza. Artur
oddychał głęboko, śpiąc spokojnie tuz obok niej. Odetchnęła z
ulgą. Usiadła powoli, starając się za wszelką cenę go nie
obudzić. Najostrożniej i najciszej, jak tylko potrafiła,
przekradła się do łazienki, zamykając za sobą drzwi na zatrzask.
Z najdalszego kąta szafki wyciągnęła test ciążowy i drżącymi
rękami wyjęła z foliowej torebeczki. Usiadła na sedesie czując,
jak drżą jej łydki. To tylko formalność, tłumaczyła sobie,
brak miesiączki się zdarza przy tabletkach. Ze zdenerwowania nie
była w stanie wycisnąć z siebie ani kropli moczu, choć czuła, że
pęcherz za chwilę rozsadzi jej brzuch. Wreszcie się udało!
Ułożyła na pralce złożony kawałek papieru toaletowego, a na nim
plastikowe pudełeczko z niewielkim okienkiem. Pięć minut.
Przeczytała to poprzedniego dnia chyba z dziesięć razy, ale dla
pewności jeszcze raz wzięła do rąk pudełko. To było chyba
najdłuższe pięć minut w jej życiu. Nie wiedziała, czy ma
patrzeć na okienko, gdzie widniała w tej chwili jedna błękitna
kreseczka, czy raczej odwrócić je i sprawdzić po upływie
czasu? Ostatecznie odwróciła test i śledziła wskazówki
zegarka, który przezornie zostawiła w łazience. Ostatnie
trzydzieści sekund czuła jak dudnienie w uszach. Dziesięć...
dziewięć... Odliczała w myślach. Trzy... dwa... jeden! Drżącymi
palcami ujęła test.
- Jedna... - szepnęła – Jedna! -
powtórzyła już śmielej.
Wpatrywała się w jedną błękitną
kreskę, czując, jak wali jej serce. Wypuściła głośno powietrze
z płuc, emocje powoli opadały. Wzięła ulotkę i jeszcze raz
sprawdziła. Wszystko się zgadzało. Na samym końcu pisali, że w
przypadku zatrzymania miesiączki konieczna jest wizyta u lekarza,
ale to akurat rozumiała doskonale. Zwykłe zamieszanie spowodowane
przerwą w tabletkach, wytłumaczyła sobie i schowała test. Ukryła
starannie pudełeczko i umyła ręce. Mogła wrócić do łóżka.
Szła na palcach, aby nie zbudzić
Artura. Musiał być wykończony, skoro wrócił tak późno,
pomyślała. Dopiero, gdy weszła do pokoju i zauważyła książkę
na biurku, uświadomiła sobie, że zasnęła czytając. Spojrzała
na Artura. Spał na wznak z rękami nad głową, jak dziecko.
Uśmiechnęła się do niego. No, mało brakowało! Podeszła do
łóżka i ostrożnie uniosła róg kołdry. Prześliznęła
się wzrokiem po unoszącej się spokojnym oddechem klatce
piersiowej. Uchyliła kołdrę jeszcze trochę. Umięśniony brzuch
był teraz rozluźniony, tak, że nie widać było zwykle widocznych
„czekoladek”. Przygryzła dolną wargę i podniosła rękę
wyżej, odkrywając kolejne fragmenty ciała. Szybki rzut oka na jego
twarz, ale Artur nawet się nie poruszył pogrążony w głębokim
śnie. Przełknęła głośno ślinę, gdy uświadomiła sobie, że
go podgląda, korzystając z okazji. Linia włosków
zarysowywała się tuż pod pępkiem i schodziła coraz wyraźniejszym
szlakiem w dół, aż do... Wow! Musiało mu się śnić coś
przyjemnego, przemknęło jej przez myśl i poczuła, że pieką ją
policzki. Miała nieodpartą ochotę, by go dotknąć, ale nie
chciała się zdradzić, więc ostrożnie opuściła kołdrę, która
ułożyła się w zgrabny namiocik nad biodrami śpiącego.
- Ładnie to tak? - nagle
wypowiedziane słowa sprawiły, że aż podskoczyła. Artur jak żbik
zerwał się z łóżka i pochwycił ją wpół, rzucając
na pościel – Ty mała diablico! Co chciałaś zobaczyć? - w jego
głosie czaiła się groźba, ale oczy połyskiwały rozbawieniem.
- Nic – wykrztusiła i spuściła
wzrok – nic nie widziałam – pisnęła.
- Taak? To czemu jesteś czerwona jak
burak? - kciukiem przytrzymał jej brodę i uniósł w górę,
zmuszając, by na niego spojrzała.
- Mogłeś powiedzieć, że nie śpisz
– zaatakowała – Udawałeś, żeby się teraz ze mnie nabijać!
- Jasne, że tak – odparł niskim
seksownym głosem, a na twarzy pojawił mu się kpiący uśmiech –
Nie masz pojęcia, jaką miałem zabawę. Wyglądałaś jak
pensjonarka, która pierwszy raz w życiu widziała fiuta.
- Pensjonarka? - prychnęła jak kotka
– Co to za określenie?
- Nie zmieniaj tematu – nie dał się
zbić z tropu – Podglądałaś mnie.
- No dobra, podglądałam –
przyznała – Nie mogłam się oprzeć.
- W takim razie muszę Cię ukarać –
głos mu się obniżył, kiedy to mówił, a w oczy jakby
pociemniały.
- OK, ukarz mnie – udała skruchę.
Ta zabawa zaczynała ją wciągać. Poranny stres sprawił, że miała
ochotę go odreagować, a seks doskonale się do tego nadawał – Co
to będzie?
- Zobaczysz – przekręcił ją na
brzuch jakby była niesfornym dzieckiem i wymierzył jej klapsa.
- Au! To boli – spróbowała
się przekręcić, ale Artur chwycił ją za kark i przycisnął do
materaca unieruchamiając skutecznie.
- Masz piękny czerwony ślad mojej
ręki na pupie – roześmiał się i nachylił tak, że prawie
dotykał ustami jej ucha – mam na Ciebie ochotę. Co Ty na to,
żebyś w ramach zadośćuczynienia za Twoje zachowanie pozwoliła
mi na coś... mniej grzecznego? - ciepły oddech i zmysłowy niski
głos działały przyjemnie na jej zmysły. Przestała się szarpać,
a wtedy Artur zrobił coś nieoczekiwanego. Rozluźnił palce
przytrzymujące jej kark i poczuła delikatne ugryzienie, potem
drugie... niżej. Przyjemny dreszczyk przeszył ją wzdłuż
kręgosłupa. Wygięła się lekko. Artur uklęknął nad nią
okrakiem i rozłożył jej ręce szeroko na boki. Cały czas całując
i szczypiąc zębami skórę na plecach, sięgnął po
poduszkę, zwinął w wałek i podsunął jej pod biodra. Wstrzymała
powietrze, kiedy podłużny twardy kształt dotknął jej tyłka -
Jeszcze nie, skarbie. Jeszcze nie jesteś gotowa – wychrypiał.
Poczuła jego oddech na pośladku.
Całował miejsce, które wciąż jeszcze odrobinę piekło,
gładził je opuszkami palców i szczypał zębami. Bodźce
przemieszały się ze sobą. Miała wrażenie, że pobudzona klapsem
skóra jest bardziej wrażliwa na dotyk. Jęknęła cicho,
kiedy poczuła jego zęby, a potem wygięła się mocniej.
- Zrobię to jeszcze raz –
powiedział nagle i zanim zdążyła zareagować, usłyszała
plaśnięcie i poczuła pieczenie na drugim pośladku. Tym razem jej
nieartykułowany jęk był znacznie głośniejszy. Artur natychmiast
pokrył obolałe miejsce pocałunkami, gładził je i szczypał
delikatnie.
- Uff! - stęknęła, czując między
udami przyjemne pulsowanie. Rozchyliła nieznacznie nogi, pozwalając
wilgoci wypłynąć na zewnątrz. Artur natychmiast zauważył jej
ruch. Dwa palce śmiało wsunęły się do jej ciepłego wnętrza,
rozpychając się na boki – Oooo! - nie spodziewała się, że tak
ją to podkręci. Posuwisty ruch sprawił, że zaczęła drżeć na
całym ciele.
- Napatrzyłaś się do woli? - znów
szeptał jej do ucha swoim niskim seksownym głosem – Chciałabyś
go dostać?
- Tak, Artur, tak! - krew pulsowała
jej w skroniach, zaciskała i rozluźniała palce, kiedy sunął w
głąb jej wilgotnego, spragnionego ciała – Jest piękny...
tylko... - jęknęła głośniej – taki duży!
- To nic, przecież już nie raz się
zmieścił – rozsunął jej uda szerzej i dotknął twardą główką
obrzmiałego sromu – ale mięciutka cipka – wyszeptał z
zachwytem i jednym płynnym ruchem wszedł aż do końca.
Brakło jej tchu. Wypełniał ją tak
rozkosznie, cofał się i napierał, sprawiając, że omdlewała spod
jego ciężarem. Odwróciła głowę mocniej i kątem oka
ujrzała jego zachwycony wzrok utkwiony w... Och! Wyobraziła sobie
swoje zaróżowione pośladki uginające się pod naciskiem
jego bioder. Ogarnęło ją ciepło, rozlało się po całym ciele,
parzyło... Oddychała z trudem, dyszała... Oooch! Jak to dobrze, że
nic się nie stało, jak dobrze, że są te testy, przemknęło jej
przez myśl. Nagle w jej otumanionym mózgu rozległ się
dzwonek alarmowy. Nie była w ciąży, ale przecież tabletki
skończyły się ponad tydzień temu. Cholera! Kochali się bez
zabezpieczenia.
Artur czuł, że była blisko. Ciało
pokryło jej się delikatną mgiełką potu, lśniło w świetle
budzącego się dnia. Oddychała płytko i szybko, jęki, które
wydawała przynaglały go do działania. On też był blisko, ale nie
mógł sobie pozwolić na utratę kontroli. Zostawił ją
samą na całe popołudnie i chciał jej to teraz wynagrodzić.
- Stój! - sięgnęła dłonią
do tyłu i ujęła dłonią nasadę jego członka – Nie ruszaj się
– wydyszała.
- Co robisz? - nie rozumiał, co się
dzieje, ale posłusznie zamarł w bezruchu, podczas gdy Kaśka
zmusiła go do wycofania się i nakierowała ociekająca wilgocią
główkę na... - O kurde! Jesteś pewna? - nawet nie śmiał o
tym marzyć. Jeszcze sekundę temu obserwował jak jej odbyt napinał
się, kiedy penetrował jej szparkę, a teraz ona sama zachęcała
go, by wziął ją właśnie tak.
- Zrób to – głos miała
zachrypnięty, pełen pożądania – zrób to, już! -
podciągnęła pod siebie kolana, otwierając się szerzej. Naparł
powoli, z namaszczeniem, przytrzymując jej biodra lewą ręką,
podczas gdy prawą odszukał sam jej pączek. Stęknęła z
wysiłkiem, ale nie cofnęła się jak poprzednim razem, śmiało
wyszła mu naprzeciw.
- Cholera, Kocie, zabijesz mnie –
teraz on jęknął głośno. Dotarł do niego jej urywany śmiech i
zdał sobie sprawę, że w tej chwili role się odwróciły. To
on miał problem z zapanowaniem nad sobą. Wszedł do połowy i
wycofał się, by powtórzyć manewr odrobinę głębiej. Kaśka
wypięła cudownie gładką pupę w jego stronę i czekała
spokojnie, a on walczył ze sobą by nie wbić się w nią za szybko.
Ufała mu, nie bała się, dawała mu to, czego tak pragnął... Z
jego piersi wyrwał się gardłowy pomruk. Pożądanie odbierało mu
rozum, pozbawiało woli... kolejne pchnięcie i kolejny pomruk,
niższy, bardziej dziki. Kierując się bardziej instynktem, niż
rozsądkiem zanurzył palce w jej wilgotnej cipce i po chwili pokój
wypełnił się głośnymi jękami na dwa głosy.
Orgazm uderzył ich prawie
jednocześnie. Artur, choć opierał się z całych sił, nie zdołał
powstrzymać ciosu, jakim był nagły skurcz jąder i pulsująca fala
gorącego nasienia. Miał uczucie, jakby w dole brzucha miał lawinę,
która go porwała i nic już nie mógł zrobić. Na
szczęście dokładnie w chwili, gdy zdał sobie sprawę, z tego co
się dzieje, Kaśka znieruchomiała i krzyknęła przeciągle,
odrzucając głowę do tyłu. Wycofał się najostrożniej, jak tylko
pozwalały mu drżące z emocji mięśnie. - Och, skarbie – objął
ją w pasie i przylgnął, dysząc ciężko, do jej spoconych pleców
– Wpędzisz mnie do grobu!
- A ja myślałam, że Ci się spodoba
– droczyła się.
- Spodoba? - roześmiał się na głos
i ugryzł ją w ramię.
- Aua! Jeszcze nie koniec kary? -
otarła się o niego, prężąc mięśnie, jak prawdziwy kot.
- Kary? A tak – z trudem zbierał
myśli – Gdybyś jeszcze kiedyś chciała mnie podglądać, to nie
mogę się doczekać. Klapsów też – dodał, całując
ugryzione przed chwilą miejsce.
- Dobrze mi z Tobą – zamruczała i
przekręciła się tak, że ich twarze znalazły się naprzeciw
siebie. Jej bursztynowe oczy lśniły radością i szczęściem.
- A mnie z Tobą – szepnął jej do
ucha, tuląc do siebie. Tak łatwo sprawić jej przyjemność,
pomyślał, czując, że ma ochotę się śmiać. Szczęście jest
chyba zaraźliwe.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz