Kaśka szła po wytartych kamiennych
schodach szpitalnej klatki najwolniej jak się dało. Im była bliżej
wejścia do kliniki ginekologii, tym bardziej się bała. Dopiero
teraz pożałowała, że poprzedniego wieczoru nie zdobyła się na
szczerość wobec Artura. A była już tak blisko! Gdyby nie to
fatalne zestawienie słów! On nawet przez chwile nie brał pod
uwagę, że mogłaby być w ciąży, pomyślała z goryczą. Zaraz
jednak przyszło jej do głowy, że przecież nie dała mu cienia
szansy. Skąd miał wiedzieć, co się dzieje?
Stanęła przed wysokimi
przeszklonymi drzwiami i nacisnęła dzwonek. Po chwili rozległ się
stukot szybkich kroków i w uchylonych drzwiach ukazała się
rumiana twarz z bystrymi ciemnymi oczami – Słucham? - ostry ale
uprzejmy ton natychmiast ją otrzeźwił.
- Dzień dobry. Mam to oddać pani
Jadwidze, oddziałowej – zaczęła i wyciągnęła przed siebie
dłoń z karteczką.
Spojrzenie pielęgniarki, która
jej otworzyła złagodniało, kiedy spojrzała na kartkę.
- Można wejść – spojrzała
wymownie na obute w sandałki stopy Kaśki – ale powinna pani mieć
ochraniacze na buty.
- To ja zejdę na dół i kupię
– miała ochotę rzucić się do ucieczki.
- Nie – roześmiała się dziewczyna
– Przecież na dworze jest czysto – poprowadziła Kaśkę słabo
oświetlonym korytarzem do dyżurki pielęgniarskiej. Po drodze
mijały sale zastawione łóżkami na których siedziały
lub leżały kobiety w różnym wieku. Zawsze ginekologia
kojarzyła jej się z ciążą, tymczasem nie zauważyła żadnej
kobiety z brzuchem. Nie miała jednak czasu, by się nad tym
zastanawiać, bo dziewczyna wprowadziła ją do niewielkiego
pomieszczenia wyłożonego zielonymi kafelkami i wskazała taboret
obok pomalowanego na biało biurka - Pani Jadziu, ta dziewczyna od
doktora! - zawołala w stronę wysokiej postawnej kobiety stojącej
obok szklanej szafy pełnej pudełek z lekami i jakimiś medycznymi
urządzeniami.
- Powierz krew na co tam doktor
napisał i daj na cito do laboratorium – poleciła rzucając Kaśce
przelotne spojrzenie.
Wszystko odbyło się dość
sprawnie, po czym dziewczyna kazała jej przejść na koniec
korytarza, gdzie przy oknie ustawiono ogromną donicę z podsychającą
palmą. Usiadła posłusznie na jednym z trzech obdrapanych krzeseł.
Siedziała tak bezmyślnie gapiąc się na poszarzałą firanę w
oknie. Docierały do niej odgłosy kroków, przyciszonych
rozmów, szczęk talerzy i inne dziwne stukania. Od czasu do
czasu któraś z pielęgniarek głośno wywoływała jakieś
nazwisko, albo przekazywała koleżankom jakieś krótkie
polecenia. Podskakiwała wtedy z wrażenia ale po chwili znów
popadała w coś w rodzaju letargu.
- Nowińska! - nagle usłyszała swoje
nazwisko i zerwała się na równe nogi – Proszę tu podejść!
- Zza kontuaru oddzielającego dyżurkę od korytarza wyglądała
oddziałowa. Zniecierpliwienie w jej głosie zmusiło Kaśkę do
poruszenia się. Podeszła niepewnym krokiem do wołającej ja
kobiety. Wyglądała trochę jak sarna wpatrująca się ogromnymi,
pełnymi zdumienia oczami w nadjeżdżający samochód – Musi
pani zejść na radiologię. Doktor tam przyjdzie za jakieś pięć
minut. Wie pani gdzie to jest?
- Tak – wykrztusiła – miałam tu
w laboratorium zajęcia...
- O proszę! – oddziałowa
rozchmurzyła się nieco – To proszę iść, żeby doktor nie
czekał.
Podziękowała słabym głosem i
przeszła przez korytarz starając się nie zaglądać do sal.
Złośliwa podświadomość ukazywała jej obraz własnej osoby
leżącej na jednym z łóżek. Gdy już prawie dochodziła do
drzwi, te nagle otworzyły się i ujrzała przeraźliwie bladą młodą
kobietę na łóżku popychanym przez dwie pielęgniarki.
Musiała być tuż po operacji, bo miała podłączoną kroplówkę
i pojękiwała cicho przy każdym szarpnięciu łóżka, choć
wyglądała na uśpioną.
Sama nie wiedziała jak znalazła się
na radiologii. Czuła, ze jeszcze chwila i ucieknie z tego miejsca.
- No, jest moja pacjentka – spokojny
głos doktora dotarł do niej jakby z opóźnieniem – raz
dwa, bo mamy mało czasu – ponaglił ją i wskazał leżankę obok
czegoś co przypominało duży komputer z małym monitorem –
Pęcherz pełny? - spytał, a gdy kiwnęła głową usiadł na
obrotowym krześle przy urządzeniu – Proszę odsłonić brzuch.
Niżej.
- Panie doktorze... – zaczęła, ale
uciszył ją i zaczął jeździć po brzuchu mokrą głowicą,
wpatrując się usilnie w ekran. Zerkała również na monitor,
ale widziała tylko szare przemieszczające się plamy. Czuła, że
gdzieś w środku cała dygocze.
Całe badanie trwało może z
dziesięć minut, po czym doktor poprosił z sąsiedniego pokoju
swojego kolegę - Co myślisz? - spytał i przesunął głowicą
kilka razy po jej brzuchu. Tamten przyglądał się przez chwilę –
Albo ciąża, albo mięśniak – wzruszył ramionami – G tu widać!
- skwitował w końcu.
- Dzięki – doktor nie wyglądał na
zachwyconego – Proszę – podał Kaśce kawałek czegoś podobnego
do papieru toaletowego – No to wygląda na to, że jednak
zrobiliście sobie dziecko – uśmiechnął się do niej – Zaraz
zadzwonimy do laboratorium.
- To znaczy, że jednak jestem w
ciąży? - spytała, czując, że robi jej się słabo – O,
cholera!
- Biorąc pod uwagę, że
podejrzewałem coś znacznie gorszego... - zawiesił głos – zaraz
się upewnimy – dodał i podszedł do biurka, na którym stał
aparat telefoniczny.
---
Wchodziła do domu jakby szła na
ścięcie. Drzwi wejściowe nie były zamknięte, co mogło oznaczać
tylko jedno. Zawiesiła torebkę na wieszaku i ruszyła do swojego
pokoju.
- Artur, muszę Ci coś powiedzieć –
zaczęła niepewnie – właściwie, to już od wczoraj próbuję...
- Taak?- uniósł głowę znad
papierów.
- Jestem w ciąży – powiedziała,
patrząc mu prosto w oczy. Wyrzuciła to z siebie i poczuła ulgę.
- O, kurwa! - Artur wyprostował się
i zaniemówił.
- Artur! - prawie krzyknęła.
Spodziewała się, że będzie to dla niego szok, ale nie sądziła,
że tak zareaguje – Dla mnie też to było zaskoczeniem, ale stało
się – rozłożyła ręce.
- Ale jak? Kiedy? - wstał z miejsca i
wbił w nią twarde spojrzenie – Myślałem, że masz okres. Możesz
mi to jakoś wyjaśnić?
- Jak się rozstaliśmy, to
zapomniałam o tabletkach... no, na kilka dni. Potem chciałam zacząć
na nowo, ale nie wiedziałam jak i po prostu zaczęłam je łykać
tak, jakbym je normalnie brała – zwiesiła głowę – Jak się
kochaliśmy wtedy na obozie, to myślałam, że jest bezpiecznie...
- Cholera! - Artur potarł twarz
dłońmi – Wiesz na pewno?
- Na pewno. Zrobiłam test i był
ujemny... ale poszłam do lekarza... – głos jej drżał, ona też
zaczęła drżeć – Artur, przepraszam. Wzięłam całe opakowanie
i czekałam na okres, myślałam, że jestem zabezpieczona... Boże,
nie zrobiłam tego specjalnie! Nie złość się – Przecież
wiedziała, że się nie ucieszy, ale nie sądziła, że aż tak źle
to przyjmie.
-
Kaśka, nie mówię, że zrobiłaś to specjalnie, ale wiesz,
jaką mam sytuację – uniósł głowę i zajrzał jej w oczy
– Nie jestem zły, tylko... cholera! - Odwrócił
się i ruszył do drzwi.
- Artur, zaczekaj! - ruszyła za nim,
ale zatrzymała się w przedpokoju, kiedy bez słowa wyszedł z
mieszkania. Wróciła do pokoju i usiadła na brzegu łóżka
ukrywając twarz w dłoniach..
Artur zbiegł
po schodach i ruszył przed siebie. Wzburzenie nie pozwalało mu
trzeźwo myśleć. Klął w duchu na swoją bezsilność wobec tego,
co się stało. Ciąża! Jeszcze tylko tego brakowało! Jak to się
mogło stać? Przecież nie była idiotką. Specjalnie też tego nie
zrobiła... Cholera!
Szedł, a
właściwie prawie biegł, aż do chwili, gdy nie wiadomo skąd tuż
przed nim pojawiło się drzewo i kamienny murek. Zatrzymał się
gwałtownie, nie wiedząc, co ma dalej zrobić. Szedł bez celu, po
to by iść, by ochłonąć.
- Miau – zza
drzewa dobiegło ciche miauknięcie i po chwili spory bury kot
wyszedł bez pośpiechu zza drzewa i wskoczył na murek, nie
zawracając na Artura najmniejszej uwagi.
- Psik! - rzucił
odruchowo w jego kierunku. Ten jednak odwrócił tylko głowę
w jego stronę i wbił w niego urażone spojrzenie bursztynowych
oczu. Artur poczuł się nieswojo – Czego chcesz? - spytał i
rozejrzał się szybko dokoła – Gadam z kotem – uświadomił
sobie na głos. Kot wciąż się w niego wpatrywał. Artur zrobił
krok w przód, ale kot się nie poruszył – Idź sobie –
stanął tuż obok murka. Wydało mu się, że kot czuje się tu
panem sytuacji, a on najzwyczajniej w świecie mu przeszkadza – A
to siedź! - już miał odejść, kiedy gdzieś z góry dobiegł
go cichy śmiech. Podniósł głowę. Na najniższym balkonie
stała mała dziewczynka, mogła mieć najwyżej pięć lat.
- Gadasz z kotką
– powiedziała poważnym tonem – Ona jest dziewczyną i jest u
siebie.
- No dobra,
niech Ci będzie. To Twój kot? Kotka? - poprawił się.
- Tak, nazywa
się Hrabina – na dźwięk imienia kotka podniosła głowę i
spojrzała na dziewczynkę, po czym znów utkwiła oczy w
Arturze. Wyciągnął do niej rękę – Uważaj! - krzyknęła cicho
dziewczynka – Ona nie lubi obcych, a poza tym psiknąłeś na nią.
- Przepraszam –
No nie! Odbiło mi. Najpierw kot, teraz dziecko. Spojrzał w oczy
kotki. Przypominały mozaikę z bursztynu. Piękną mozaikę... -
zaryzykuję – stwierdził i delikatnie, opuszkami palców
dotknął grzbietu kotki. Zmrużyła oczy i wygięła się lekko.
Zaskoczyło go, jak miękkie i jedwabiste miała futerko. Coś mu
przypominało. Podobnie jak jej oczy.
- Lubi Cię –
w głosie dziewczynki słychać było zdziwienie – podrap ją po
łebku albo pod bródką.
Artur wykonał
polecenie dziewczynki, a kotka zamruczała przyjaźnie. Nagle
przypomniał sobie, dlaczego się tu znalazł. Cofnął rękę. Kotka
wstała i posłała mu obrażone spojrzenie, po czym ruszyła w
kierunku balkonu nerwowo poruszając na boki ogonem. Stał i patrzył
jak idzie do końca murka i jednym płynnym skokiem bez wysiłku
wskakuje na balkon, a następnie nie zaszczycając go już uwagą,
wchodzi do mieszkania.
- Ma Cię dość
– westchnęła mała – Jest kapryśna, jak to kobieta –
rozłożyła ręce.
Roześmiał
się, słysząc z ust dziecka takie słowa. Gniew mu minął, za to
pojawiło się poczucie winy - Muszę iść – powiedział powoli –
Zostawiłem w domu swojego kota i chyba jest mu smutno.
- Nie martw się,
koty lubią czasem pobyć same – stwierdziła ze znawstwem – ale
tylko wtedy, kiedy same chcą. Po prostu go przeproś. Jak pozwoli
się pogłaskać, to znaczy, że Ci wybaczył.
Dźwięk
naciskanej klamki i otwieranych drzwi był cichy, ale Kaśka
usłyszała je natychmiast - Jesteś – jej oczy wypełniły się
łzami, choć bardzo starała się nad sobą panować – Przepraszam
– wyszeptała.
- Za co? - nagle zdał sobie sprawę,
jak bardzo musi być w tej chwili nieszczęśliwa – Chodź tutaj –
rozłożył ramiona, a po chwili przyciągnął ją do siebie – Nie
płacz, głuptasie! To nie jest powód do płaczu, tylko do
radości.
- Ale Ty się nie cieszysz -
pociągnęła nosem – No, ja też się nie cieszyłam, jak się
dowiedziałam – przyznała – ale, co mam zrobić? Przecież to
nasze dziecko! - łzy popłynęły jej po policzkach.
- Nasze dziecko... – powtórzył
powoli, jakby chciał się oswoić z tą myślą – Mały Szmyt –
uśmiechnął się kącikiem ust.
- Albo mała – otarła łzy
wierzchem dłoni – na razie nie wiadomo. Doktor powiedział, że
jesteśmy wyjątkowo zdolni, jak udało nam się zrobić dziecko w
takich warunkach – dodała ponuro.
- Opowiadałaś mu, jak się
kochaliśmy? - spytał skonsternowany.
- No, nie ze szczegółami, ale
dla ginekologa to jest ważne: kiedy? jak często? Zawsze o to pyta –
przełknęła głośno ślinę. Na samo wspomnienie poczuła się
nieswojo – To jest okropne, że trzeba się tak ze wszystkiego
wyspowiadać – przyznała.
Nie mógł się nie roześmiać.
Objął Kaśkę mocniej i przytulił do siebie. Mimo ogarniającego
go niepokoju, czuł coś w rodzaju dumy. Źle się stało, ale nie
mieli już na to wpływu.
- Niepotrzebnie władowałaś
pieniądze w te akcje – pokręcił głową z dezaprobatą – No i
z Paryżem też będzie problem – dodał.
- To najlepszy dowód, że tego
nie zaplanowałam – odchyliła się i ujęła jego twarz w dłonie
– Spokojnie. Na razie nic nie będzie widać i mogę pracować.
Jakoś sobie poradzimy.
- Będę musiał poprosić o pomoc
rodziców – ta myśl chyba najbardziej go uwierała.
- Nie mów im na razie, co? -
utkwiła w nim błagalne spojrzenie – Twoja mama i tak mnie nie
lubi, a teraz to już w ogóle!
- Kocie, przecież w końcu będę
musiał im powiedzieć. Zostaną dziadkami – westchnął – A mamą
się nie przejmuj. Po prostu ciężko jej się pogodzić z tym, że
nie jest już najważniejszą kobietą w moim życiu. Przejdzie jej,
zobaczysz!
- Ale na razie nie mów, dobrze?
Chciałabym najpierw powiedzieć mojej mamie – wyprostowała się –
Chciałabym pojechać do niej do Rzymu – spojrzała na niego
błagalnie.
Zastanowił się nad jej prośbą. To
kosztowało, ale z drugiej strony, czy mógł jej odmówić?
Właśnie zapłaciła ratę jego kredytu, choć w obecnej sytuacji,
powinna raczej liczyć się z każdym groszem – No dobrze, ale
pojedziemy samochodem – powiedział powoli.
- Kocham Cię! - objęła go za szyję.
- To dobrze, bo chyba powinniśmy
omówić jeszcze jedną sprawę – przełknął głośno
ślinę. Nagle poczuł, że zaschło mu w gardle – wiem, że
oczekujesz ode mnie teraz konkretnej deklaracji, ale... - zawahał
się – uważam, że ślub nie będzie dobrym pomysłem –
powiedział powoli – oczywiście, to jest moje dziecko i ja je
uznaję – dodał szybko - ale małżeństwo to poważna sprawa, a
ja mam długi.
- Artur, jeśli to jedyny powód...
- zaczęła, ale widząc jego minę, zmieniła zdanie – Słuchaj,
ja wcale tego nie oczekuję – skłamała - Sama chowałam się bez
ojca i jakoś mnie to nie zabiło – Czuła, że coś się w niej
załamuje.
- Kocie, będę przy Tobie przez cały
czas, dam mu nazwisko, albo jej... - spojrzał w bok. Nie mógł
znieść jej wzroku, bólu, jaki miała w oczach – Chodzi
tylko o to, żeby Ciebie nie obciążać, gdyby...
- Cicho, nic już nie mów –
wyszeptała połykając łzy – Będzie dobrze. Najważniejsze, że
wróciłeś.
- Myślałaś, że odejdę? Że się
przestraszę? - jego szare oczy zalśniły jak płynne srebro.
- Nie! - odparła szybko – Ale...
Artur, tak strasznie się bałam – wybuchnęła płaczem –
Siedziałam w tym szpitalu i czekałam... a doktor nie przychodził...
a wcześniej powiedział, że to chyba nie ciąża, tylko coś
gorszego! - łkała – I pomyślałam, że mogę nigdy nie mieć
dzieci, a wtedy Ty... - głos uwiązł jej w gardle.
- Chryste, Kaśka! - chwycił ją za
ramiona – Dlaczego mi nie powiedziałaś? - wpatrywał się w jej
zapłakaną twarz – Siedziałaś tam sama? Przecież mogłem
pojechać z Tobą. Powinienem tam z Tobą być!
- Nie wiedziałam jak Ci powiedzieć i
nie miałam pojęcia, co – przyznała słabym głosem. Stała taka
biedna i skulona, ocierając mokre policzki wierzchem dłoni –
Bałam się!
- Bałaś się mnie? Kocie mój
kochany! – objął ją i przytulił mocno – Nigdy się mnie nie
bój. Nigdy! - czuł, że coś dławi go w gardle. Myśl, że
bała się jego reakcji, wydała mu się niedorzeczna. A jednak...
Pokręcił głową z niedowierzaniem – Posłuchaj – jego głos
brzmiał ciepło i miękko – Od dzisiaj mówisz mi, jeśli
się czegoś boisz, albo dzieje się coś niedobrego, OK? - zajrzał
jej w oczy. Kiwnęła głową kilka razy i wtuliła się w jego
szyję.
Artur oparł brodę o jej głowę.
Była w tej chwili taka bezbronna, zdana na niego... - Wiesz co? -
nagle dotarło do niego, czego się obawiała – Daj mi trochę
czasu, jakoś to załatwię.
Chyba nigdy nie będę miała dość tej historii! Ciągle pragnę więcej i więcej i nadal mi mało. Mam nadzieję, że części będą się często ukazywać :)
OdpowiedzUsuńWitam tu byl kiedys blog w ktorym bo opisywane losy dziewczyny ktora stracila przyjaciółke i zakochala sie w jej bracie wolal on na nia mala pomuzcie martyna :)
OdpowiedzUsuń