Wychodzili od Ewy śmiejąc się i
przepychając na wąskiej klatce schodowej. Od dramatycznych wydarzeń
upłynęło kilka dni i pozwoliło im oswoić się z rzeczywistością.
Kaśka do ostatniej chwili wahała się, czy nie wyznać prawdy Ewie,
ale doszła do wniosku, że ta z pewnością zadzwoni do siostry, a
wtedy Marianna zjawi się w Krakowie. Zdecydowanie nie odpowiadał
jej taki scenariusz.
Artur był w doskonałym humorze. Nie
ustalili z Krzysztofem konkretnej sumy za tłumaczenie dokumentów
i dwumilionowy banknot mile go zaskoczył.
- Powinniśmy zajechać do kantoru –
Kaśka trąciła go biodrem – Mam tylko trochę franków. No
wiesz, to co mi zostało z wyjazdu.
- Dobra – zgodził się – koron
nie ma sensu kupować, ale szylingi by się przydały – zastanowił
się chwilę - I jeszcze liry, bo we Włoszech autostrady są płatne.
Potem można wymienić na miejscu marki niemieckie. Dowiem się, co
się bardziej opłaci.
- Od koooogo?! - Kaśka potknęła się
i o mały włos nie runęła w dół z ostatnich kilku schodów.
Artur w ostatniej chwili złapał ją za ramię i przyciągnął do
siebie.
- Uważaj! - przytrzymał ją mocniej
niż potrzeba. Poczuł szybkie bicie serca – Mogłaś sobie coś
zrobić – strofował ją.
Odchyliła się i wbiła w niego
uważne spojrzenie – Spokojnie – uśmiechnęła się –
przytrzymałabym się, a poza tym to tylko cztery schodki. Najwyżej
miałabym siniaka...
- Kaśka! Nie chodzi mi o siniaka –
dopiero, gdy to powiedział, zdał sobie sprawę, że zareagował
odruchowo, szybciej niż pomyślał... Kaśka przyglądała mu się
uważnie. Chyba do niej też to dotarło - Uważaj – dodał trochę
szorstko ale już spokojnie.
Szła posłusznie obok Artura,
trzymając go za rękę. Patrzyła pod nogi, jednak nie dlatego, że
bała się potknąć, ale z powodu uśmiechu, którego nie
potrafiła ukryć. Chronił ją, ją i... och, nawet w myślach było
to trudne. Artur otworzył jej drzwi do samochodu. Umiem otworzyć
sobie drzwi, pomyślała butnie – Dzięki – bąknęła, widząc
jego minę i potulnie wsiadła do samochodu.
Artur nie pojechał do ich
mieszkania, ale skręcił w kierunku centrum.
- Dokąd się wybieramy? - spytała.
- Do kogoś, kto zna się na walucie –
spojrzał na nią z ukosa. Głupio się poczuł, widząc jej nieco
kpiący uśmieszek, ale nic na to nie mógł poradzić. Własna
reakcja go zaskoczyła.
- Aha, już wiem! Jedziemy do tego
Bogdana od klubu? - najwyraźniej przeszła do porządku dziennego
nad jego nadopiekuńczością. Odetchnął z ulgą.
- Dokładnie – zaparkował na
chodniku i wyłączył silnik – Idziemy. Masz przy sobie jakieś
pieniądze?
- Trochę mam – zajrzała do torebki
– Trochę więcej niż trochę – przyznała, odchylając
wewnętrzna kieszonkę.
- Spróbujemy coś utargować –
Artur schodził w dół pierwszy, tak by w razie czego Kaśka
zatrzymała się na jego plecach – Jest Bogdan? - spytał chudego
dryblasa zza baru.
- Jest u siebie – odparł tamten
przyglądając się Arturowi nieufnie – Jest zajęty... - zaczął,
widząc, że Artur zmierza wprost do pokoiku na zapleczu.
- Trudno, jakoś to przeżyje –
odparł spokojnie i zapukał, a następnie nie czekając nacisnął
klamkę – cześć Boguś – rzucił, wchodząc do pokoju.
Bogdan powitał ich jak starych
znajomych i gdyby nie jego fałszywy uśmiech, można by pomyśleć,
że naprawdę się cieszy z wizyty. Artur dość konkretnie omawiał
kwestię wymiany pieniędzy. Kaśkę zaskoczyło, jak twardo potrafi
negocjować. Inna sprawa, że przy rozmowie z Krzysztofem to tęż
był zupełnie inny Artur...
- Załatwione – podali sobie z
Bogdanem dłonie – Jutro rano podjadę po kasę – Artur mrugnął
do Kaśki.
- Zapraszam na piwko – Bogdan aż
się oblizał na jej widok.
- Wolałabym sok, jeśli to Ci nie
sprawi różnicy – odpowiedziała z czarującym uśmiechem,
łowiąc złowrogie spojrzenie Artura – Widzę, że dobrze sobie
radzisz – dodała, rozglądając się po sali, kiedy wyszli z
„biura”.
- Jakoś leci – skrzywił się
Bogdan – Trochę mnie kosztowało to miejsce – dodał z
przekąsem, mając najpewniej na myśli wykupienie udziałów
Adama – ale nie narzekam. Czasy są w sam raz dla ludzi z
inicjatywą.
Artur nic nie odpowiedział, tylko
roześmiał się obnażając kły. Kaśka zdążyła się już
nauczyć, że ten grymas w jego wykonaniu nie wróżył niczego
dobrego. Wypili sok, gawędząc z Bogdanem na neutralne tematy i
ruszyli w drogę do domu. Popołudnie było parne, jakby miała
nadejść burza. Słońce przypiekało, choć dawno minęło już
najwyższy punkt na niebie.
- Po co Ci aż tyle lirów?
Przecież będziemy mieszkać u mojej mamy – spytała, kiedy
pokonywali klatkę schodową.
- No, nie wiem... - posłał jej
ponure spojrzenie – Wolę być przygotowany na ewentualność, że
nie przyjmie mnie z entuzjazmem. W końcu zrobiłem Ci dziecko.
- Jakoś nie przypominam sobie, żebyś
mnie zgwałcił – roześmiała się – Chyba razem je zrobiliśmy?
Daj spokój, też nie była święta! Ja przynajmniej mam
widoki na męża. Oczywiście kiedyś, w przyszłości – dodała
szybko – A w każdym razie, dziecko ma ojca z krwi i kości, a nie
świstek papieru z nazwiskiem.
- Nie mów tak – przełknął
głośno ślinę – Zostawił Ci spadek...
- Nie wiemy, jak to było –
przerwała mu – Pieniądze są moje, ale nie wierzę ani Ewie, ani
mamie. To wszystko nie trzyma się kupy! Między innymi po to
jedziemy. Chcę znać prawdę!
- Myślałem, że chcesz powiedzieć
mamie o dziecku – zagrodził jej drogę do drzwi – Tak
powiedziałaś.
- Odsuń się. Nie będziemy tego
omawiać na klatce schodowej – odparła poważnym tonem.
Kiedy znaleźli się w mieszkaniu
dotarł do nich daleki pomruk zbliżającej się burzy.
- Miałam nadzieję na przeciąg. Tu
się nie da oddychać – westchnęła podchodząc do drzwi balkonu.
Artur bez słowa otworzył je na oścież i przystawił krzesłem,
żeby gwałtowne podmuchy wiatru ich nie zamknęły. Ruszył do
kuchni i tam też otworzył okno blokując je ciężką książką
kucharską – Nie boisz się? - Kaśka odsunęła się od okna.
- Czego? - spojrzał na nią bez
uśmiechu – Burzy? Wiesz, jakie jest prawdopodobieństwo trafienia
piorunem człowieka znajdującego się w mieszkaniu?
- Nie, ale mama zawsze kazała zamykać
okna w czasie burzy – usiadła na kanapie i podkuliła nogi.
Zdawała sobie sprawę, że nie ucieknie przed tą rozmową – W tej
sprawie też kłamała? - spytała z sarkazmem.
- Kasia, wybieramy się w daleką
podróż. Dla Ciebie dość męczącą... - zaczął – Nie
wiem, czego się spodziewać na miejscu. Biorąc pod uwagę
okoliczności, to raczej niczego przyjemnego, więc powiedz mi
wszystko, co powinienem usłyszeć.
Siedziała wpatrując się w swoje
dłonie i ważąc każde słowo, które zamierzała
wypowiedzieć. W końcu uniosła głowę i spojrzała Arturowi w
oczy. - Chcę wreszcie poznać prawdę o swoim pochodzeniu –
powiedziała powoli - Myślałam, że to nie ma znaczenia, że już
sobie z tym poradziłam, ale dziecko uświadomiło mi, że to nie
takie proste. Kocham Cię i zależy mi tylko na Tobie, ale Ty masz
rodzinę i czy mi się to podoba, czy nie, muszę w końcu przed nimi
stanąć i poprosić, żeby mnie przyjęli. Muszę wiedzieć, co mam
im odpowiedzieć, jak zapytają, kim jestem. Chcę wiedzieć, co mam
powiedzieć dziecku, kiedy się urodzi... - w jej oczach zalśniły
łzy – No i chcę powiedzieć mamie. To dobry moment, żeby
wreszcie wszystko wyjaśnić, nie uważasz?
- Może masz rację? - zastanowił się
– Skoro to dla Ciebie takie ważne, to niech Ci będzie – pokiwał
głową – Tak czy siak, wyjeżdżamy jutro na noc. Może nie będzie
takich kolejek na granicach, jak za dnia. Jak damy radę, to
pojedziemy do rana. Najwyżej przekimamy się w Austrii na parkingu
ze dwie godzinki. W poniedziałek po południu będziemy w Rzymie –
usiadł obok Kaśki i położył dłoń na jej udzie. Za oknem
błysnęło, a po dłuższej chwili rozległ się grzmot. Ciepły
podmuch wiatru szarpnął firanką. Kaśka skuliła się w sobie, ale
łagodny dotyk Artura ją uspokoił – Pójdziemy na obiad do
moich rodziców, OK? W końcu jutro niedziela, a poza tym muszę
zabrać mapę i parę rzeczy.
- Ale im nie powiesz? - upewniła się.
- Nie – roześmiał się, gładząc
jej udo – Na razie nie.
Znów błysnęło i rozległ
się grzmot. Tym razem był głośniejszy i pojawił się prawie
równocześnie z błyskawicą. Burza nadciągała w szybkim
tempie, a z nią porywisty wiatr, który wpadł do mieszkania
szarpiąc firanką. Krzesło przystawione do balkonowych drzwi
zaszurało o podłogę. Poczuli na twarzach chłodny podmuch, niosący
wilgotne powietrze.
– Jednak przymknę, bo zaraz lunie –
Artur pochylił się do przodu, żeby wstać, ale Kaśka przytrzymała
jego dłoń, jakby się bała zostać sama – Zaraz do Ciebie wrócę
– rozbroiła go przestraszonym spojrzeniem. Szybko przymknął
drzwi balkonowe i ruszył do kuchni. Właśnie zamykał okno, kiedy
rozległ się ogłuszający grzmot. Kaśka pisnęła cicho i
przybiegła do kuchni. Wczepiła się w jego koszulkę oddychając
szybko.
Deszcz lunął niespodziewanie,
bębniąc w blaszany parapet ogromnymi kroplami.
- Głuptasie, to tylko burza i trochę
wody – przytulił ją do piersi – Jesteś taką dzielną
dziewczyną. Myślałem, że Ty się niczego nie boisz – roześmiał
się. Jej reakcja wywołała w nim dziwne uczucia. Powinien się
śmiać z jej strachu, a tymczasem odpowiadało mu, że szukała u
niego schronienia.
- Nieprawda – szepnęła - Nie
jestem odważna - Boję się i to bardziej niż możesz sobie
wyobrazić, ale właśnie dlatego staram się to ukryć, dokończyła
w myślach.
- Przy mnie też się boisz? - wtulił
twarz w jej włosy, wdychał ich zapach, wplątał palce w jasne
kosmyki.
- Nie, przy Tobie nie – westchnęła
– Bałam się tylko... - umilkła. Nie chciała, żeby wiedział,
jak bardzo jej zależy, jak bardzo go kocha. Strach, że mógłby
ją zostawić był paraliżujący – Już się nie boję.
Artur poczuł przyjemne ciepło
wypełniające mu klatkę piersiową. Chwycił swoją małą
przestraszoną dziewczynkę na ręce i zaniósł do sypialni.
Posadził ją ostrożnie na łóżku i zasłonił okno. Włączył
radio i poszukał „trójki”. Właśnie leciała lista
przebojów.
„... Jak statki na niebie, jak
statki na niebie...”
- Pokochajmy się – Kaśka zarzuciła
mu ręce na szyję – Od czasu, jak Ci powiedziałam o ciąży tylko
mnie przytulasz. Stęskniłam się – położyła dłoń na rozporku
jego dżinsów.
- A możemy? - sama myśl, że poczuje
jej ciepło, jej miękkość, sprawiła, że materiał spodni
wybrzuszył się na podłużnym kształcie – Nie zrobię Ci
krzywdy? To znaczy... jemu? - spojrzał wymownie na jej płaski
brzuch.
- Głuptasie! Przecież się
kochaliśmy jak byłam w ciąży i nic się nie stało. I to jak! -
dodała unosząc zabawnie jedną brew – Już jestem mokra –
przygryzła dolną wargę – Możesz sprawdzić...
Nie musiała mu tego dwa razy
powtarzać. Sięgnął dłonią do złączenia jej ud i przesunął
palcami po aksamitnej skórze wewnętrznej strony. Rozchyliła
odrobinę nogi odsłaniając nasiąkającą wilgocią bieliznę.
Artur uklęknął przed nią i ostrożnie zsunął koronkowe majtki.
Lubił ją rozbierać, odsłaniać kolejne fragmenty ciała, jakby
odpakowywał prezent. Sięgnął do lekkiej sukieneczki i podciągnął
ją w górę. Została w samym staniku. Nie spieszył się,
przesuwał opuszkami palców po skórze tuż obok
koronki. Klatka unosiła jej się szybkimi oddechami. Zsunął jedno
z ramiączek i odsłonił pełną pierś i sterczącą jak wisienka
na torcie, brodawkę – Hmm, najbardziej mnie denerwuje, że mi to
zabierze – pochylił się nad na wpół leżącą Kaśką i
liznął okrężnym ruchem sutek.
- Tylko na jakiś czas – jęknęła
– I nie tak szybko. Na razie są tylko Twoje.
Powoli sięgnął za jej plecy i
odpiął haftki, uwalniając drugą pierś w obramowań koronki. Ujął
ją dłonią i kciukiem zaczął trącać twardniejącą brodawkę –
Będą jeszcze większe? - spytał, wciąż liżąc i skubiąc
wargami różową aureolę.
- Chyba tak – westchnęła i opadła
na poduszkę – Cała się zmienię. Zrobię się okrągła... -
sięgnęła w dół i ułożyła dłonie na brzuchu.
- A tam na dole? - przesunął dłonią
po jej boku i sięgnął do delikatnego pączka, rozchylając
otaczające go miękkie ciało – Jak ty dasz radę urodzić
dziecko? Jesteś taka ciasna!
- Chyba się rozciągnę? - oblizała
usta koniuszkiem języka – Mam tylko nadzieję, że potem wszystko
wróci do normy – usiadła gwałtownie – A co będzie, jak
nie?
- To przestanę się stresować, że
coś Ci pęknie, jak mnie poniesie – wyszczerzył do niej kły i
warknął zaczepnie, ale po chwili spoważniał - Jesteś pewna, że
nic się nie stanie? Możemy się kochać?
- Nie bądź głupi! Przecież jest
malutki jak fasolka i w dodatku głęboko schowany. Brzuch mi nie
urósł nawet o centymetr – prychnęła – Naprawdę się
bałeś, że coś mi rozerwiesz? - spojrzała na niego z
niedowierzaniem. Ta myśl sprawiła, że poczuła między nogami
przyjemne drżenie.
- „Bałeś”, to może za mocno
powiedziane - roześmiał się – ale staram się nie iść na
żywioł. No, chyba, że sama chcesz... - oblizał się lubieżnie.
Wspomnienie szalonej nocy w namiocie podziałała na niego jak
najlepszy afrodyzjak.
- Chyba wiem, co masz na myśli –
przesunęła rękami po jego torsie, ściągając mu przez głowę
koszulkę – Uwielbiam te „czekoladki” – westchnęła,
przesuwając paznokciami po nierównościach jego mięśni.
Zahaczyła palcem o pasek spodni,a potem zaczęła odpinać guziki
rozporka – Wiesz, że to bardziej seksowne niż suwak? - rozchyliła
dżinsy – Wstań – poleciła.
Kiedy wykonał jej rozkaz, jednym
ruchem zsunęła mu dżinsy wraz z bokserkami. Dwa małe kroczki i
pozbył się ich zupełnie, odsuwając je stopą na bok.
- Co teraz? - spojrzał w dół,
czując w twardniejącym członku przyjemne rozpieranie. Sterczał w
górę dokładnie naprzeciw jej twarzy.
- Teraz się pobawię – otarła się
o niego policzkiem, jednocześnie sięgając dłonią pod jądra.
Artur z sykiem wciągnął powietrze, kiedy przesunęła paznokciem
po jego kroczu – Jaki jesteś wrażliwy – spojrzała w górę.
Jej źrenice prawie przesłoniły tęczówki.
Znów rozległ się grzmot,
poprzedzony błyskiem, którego nawet materiał zasłon nie był
w stanie ukryć. Kaśka odruchowo przysunęła się bliżej do
twardego mięśnia brzucha zarysowanego w kształt litery „V”.
Aksamitna ciepła główka dotknęła jej szyi. Ujęła w dłoń
nabrzmiewający coraz mocniej wzwód i pochylając się liznęła
go od nasady aż po czubek. Artur stęknął cicho i napiął mięśnie
– Uważaj – ostrzegł – Czuję się trochę wyposzczony.
- To dobrze – oblizała usta i
wysunęła koniuszek języka. Liznęła jeszcze raz, jak poprzednio,
i jeszcze... Artur dotknął jej włosów, wsunął w nie
palce... po chwili jednak cofnął dłonie, jakby bojąc się, że
nie będzie w stanie się powstrzymać. Uniósł ramiona i
splótł je na karku. Już sam jego widok był pieszczotą.
Kaśka zaśmiała się cicho i okrążyła językiem lśniący
napletek. Artur jęknął, wypychając jednocześnie biodra w przód.
Z otworu w kształcie łezki wypłynęła kropla gęstego
przeźroczystego płynu. Kaśka zamruczała cicho i zlizała ją z
lubieżnym uśmiechem.
- Kocie... - oczy Artura lśniły
płynnym srebrem. Jądra ciążyły mu boleśnie i przyciskały się
do ciała, ponaglając go do działania.
Nie czekając dłużej, Kaśka
odepchnęła go lekko, a potem pociągnęła na łóżko.
Zrozumiał natychmiast, o co jej chodzi. Wyciągnął się na
materacu, a wtedy ona usiadła okrakiem na jego udach, uniosła
biodra, nakierowała jego sterczący maszt na swoje spragnione ciało
i powoli opuściła się w dół.
- Oooo... - Artur patrzył z
zachwytem, jak jego członek zanurza się w jej miękkich czeluściach
aż po nasadę.
Oparła mu dłonie na klatce
piersiowej i zaczęła się poruszać w górę i w dół.
Jej ciężkie piersi kołysały się i podskakiwały przy każdym
ruchu. Artur śledził ich ruchy spod na wpół przymkniętych
powiek, a po chwili objął je dłońmi i ścisnął delikatnie. Miał
ochotę przyciągnąć Kaśkę do siebie, poczuć na sobie miękkość
jej ciała, zobaczyć, jak piersi wysklepiają jej się, kiedy
przyciska je mocno do swojej klatki... Widok jej zaróżowionych
policzków i rozchylonych ust budził w nim zwierzę.
Bezwiednie zacisnął palce, przytrzymał mocno i wypchnął biodra w
górę... Kaśka jęknęła głośno. O, cholera! Za mocno,
przemknęło mu przez myśl.
- O Boże, tak! Właśnie tak –
jęczała, ocierając się o niego spojeniem przy każdym ruchu –
Właśnie taaak!
- O kurwa, nie ruszaj się kotku -
stęknął – Daj mi chwilę...
Ale ona właśnie chciała się
ruszać, chciała go czuć całą sobą, w środku, głęboko. Nie
dość, że się nie zatrzymała, to jeszcze zakręciła biodrami
tak, jakby chciała rozciągnąć na nim swoją gorącą cipkę.
- Nie szalej! - warknął
ostrzegawczo, ale widząc, że nie zamierzała go posłuchać, usiadł
przyciskając jej biodra do swoich – Jeśli nie przestaniesz, to
skończę przed Tobą – głos miał niski i chrapliwy, seksowny.
- No, to co? Najwyżej potem
doprowadzisz mnie też... Oj! - jęknęła, kiedy położył dłoń
na jej pupie i przycisnął ją do siebie – Jeszcze długo po,
jesteś twardy – wydyszała z chytrym uśmieszkiem, próbując
wyrwać się z jego żelaznego uścisku.
- A jeśli tym razem będzie inaczej?
- spytał, unosząc jedną brew. Odpowiedział mu jęk frustracji.
Schylił się i sięgnął do prężącej się piersi, wciągnął ją
głęboko ustami i zaczął ssać i pieścić językiem. Kaśka
poczuła to jak snop iskier. Pociemniało jej w oczach na myśl o
jego białych zębach zaciskających się na obrzmiałej brodawce.
Wiedział doskonale, jak doprowadzić ją do szczytu najprostszą
drogą, co jednak wcale nie oznaczało, że najkrótszą.
Oddawał hołd jej piersiom tak długo, aż zaczęła drżeć na
całym ciele, a jej skóra pokryła się mgiełką potu. Burza
szalała w najlepsze, ale ona już tego nie słyszała, a w każdym
razie nie było to w stanie wpłynąć na jej doznania. Orgazm
dojrzewał w jej podbrzuszu, gwałtownie szukając ujścia. Artur
jednak wcale się nie spieszył, przytrzymał jej biodra i powoli
położył się na wznak, a potem z żelazną konsekwencją
kontrolował tempo w jakim się na nim poruszała. Każda próba
przyspieszenia z góry skazana była na niepowodzenie w
zderzeniu z jego siłą.
- Tego chcesz – niski seksowny głos
dotarł do niej z trudem. Utkwiła w Arturze przymglone spojrzenie.
Nie była w stanie odpowiedzieć... ale tak, takiego go chciała,
takiego pragnęła najbardziej: władczego, pewnego siebie i...
Och!... potrafiącego doprowadzić ją do szaleństwa! Jęknęła
głośno i jej ciało wyprężyło się. Wydało jej się, że słyszy
grzmot, że burza jest tuż nad nimi i nagle otoczyła ją noc. W jej
gorącym wnętrzu panował chaos. Artur przyspieszył nagle,
zwielokrotniając jeszcze jej doznania. Krzyczała w ekstazie, kiedy
on dochodził w niej z przeciągłym jękiem. Opadła na niego bez
sił, drżąc z emocji i wyczerpania, ich spocone ciała przylgnęły
do siebie.
- Szalona kobieto – wyszeptał jej
do ucha, tuląc do piersi. Odpowiedział mu cichy pomruk zadowolenia.
Burza odchodziła bez pośpiechu, od czasu do czasu przypominając o
sobie dalekimi odgłosami piorunów. Deszcz padał spokojniej,
z jednostajnym szumem strużek wody. Uspokajali się powoli,
wyrównując oddechy i tuląc się do siebie.
- Och! - Kaśka jęknęła cicho,
kiedy członek Artura wysunął się nagle z jej zaciskającej się
szparki – nie lubię tego momentu – dodała rozleniwionym głosem.
- Jak sobie życzysz księżniczko, to
następnym razem ułożę się tak, żebyś zasnęła wypełniona –
roześmiał się do niej i pocałował czubek jej nosa, a potem
przeturlał ją na bok i pociągnął kołdrę, na której
leżeli. W pokoju było ciepło i duszno, więc tylko narzucił na
nich cienkie okrycie. Po chwili słyszał spokojny miarowy oddech.
Jego księżniczka spała w najlepsze nieświadoma ani burzy, ani
tego, że uchylił okno i przyglądał jej się jeszcze długo,
wsłuchany w szum wody.
Obudzili się późno, zbudzeni
śpiewem ptaków i
podmuchami świeżego powietrza raz po raz
poruszającymi cienkie zasłony. Zapowiadał się piękny dzień.
- Dzień dobry – Kaśka przeciągnęła
się leniwie – Ale dobrze – westchnęła rozmarzona.
- Dzień dobry, łobuzie – Artur
przyglądał jej się z błądzącym po twarzy tajemniczym uśmiechem.
- Łobuzie? - uniosła brwi.
- Jesteś niemożliwa i nie chcesz
mnie słuchać – roześmiał się grożąc jej palcem.
Przekomarzali się jeszcze jakiś
czas, a potem ze śmiechem przenieśli się najpierw do łazienki, a
potem do kuchni. Mieli przed sobą pracowity dzień, jeśli chcieli w
nocy wyjechać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz