Lek

Lek

poniedziałek, 8 grudnia 2014

Moje marzenie. Rozdział 21

Wychodzili od Ewy śmiejąc się i przepychając na wąskiej klatce schodowej. Od dramatycznych wydarzeń upłynęło kilka dni i pozwoliło im oswoić się z rzeczywistością. Kaśka do ostatniej chwili wahała się, czy nie wyznać prawdy Ewie, ale doszła do wniosku, że ta z pewnością zadzwoni do siostry, a wtedy Marianna zjawi się w Krakowie. Zdecydowanie nie odpowiadał jej taki scenariusz.
Artur był w doskonałym humorze. Nie ustalili z Krzysztofem konkretnej sumy za tłumaczenie dokumentów i dwumilionowy banknot mile go zaskoczył.
- Powinniśmy zajechać do kantoru – Kaśka trąciła go biodrem – Mam tylko trochę franków. No wiesz, to co mi zostało z wyjazdu.
- Dobra – zgodził się – koron nie ma sensu kupować, ale szylingi by się przydały – zastanowił się chwilę - I jeszcze liry, bo we Włoszech autostrady są płatne. Potem można wymienić na miejscu marki niemieckie. Dowiem się, co się bardziej opłaci.
- Od koooogo?! - Kaśka potknęła się i o mały włos nie runęła w dół z ostatnich kilku schodów. Artur w ostatniej chwili złapał ją za ramię i przyciągnął do siebie.
- Uważaj! - przytrzymał ją mocniej niż potrzeba. Poczuł szybkie bicie serca – Mogłaś sobie coś zrobić – strofował ją.
Odchyliła się i wbiła w niego uważne spojrzenie – Spokojnie – uśmiechnęła się – przytrzymałabym się, a poza tym to tylko cztery schodki. Najwyżej miałabym siniaka...
- Kaśka! Nie chodzi mi o siniaka – dopiero, gdy to powiedział, zdał sobie sprawę, że zareagował odruchowo, szybciej niż pomyślał... Kaśka przyglądała mu się uważnie. Chyba do niej też to dotarło - Uważaj – dodał trochę szorstko ale już spokojnie.
Szła posłusznie obok Artura, trzymając go za rękę. Patrzyła pod nogi, jednak nie dlatego, że bała się potknąć, ale z powodu uśmiechu, którego nie potrafiła ukryć. Chronił ją, ją i... och, nawet w myślach było to trudne. Artur otworzył jej drzwi do samochodu. Umiem otworzyć sobie drzwi, pomyślała butnie – Dzięki – bąknęła, widząc jego minę i potulnie wsiadła do samochodu.
Artur nie pojechał do ich mieszkania, ale skręcił w kierunku centrum.
- Dokąd się wybieramy? - spytała.
- Do kogoś, kto zna się na walucie – spojrzał na nią z ukosa. Głupio się poczuł, widząc jej nieco kpiący uśmieszek, ale nic na to nie mógł poradzić. Własna reakcja go zaskoczyła.
- Aha, już wiem! Jedziemy do tego Bogdana od klubu? - najwyraźniej przeszła do porządku dziennego nad jego nadopiekuńczością. Odetchnął z ulgą.
- Dokładnie – zaparkował na chodniku i wyłączył silnik – Idziemy. Masz przy sobie jakieś pieniądze?
- Trochę mam – zajrzała do torebki – Trochę więcej niż trochę – przyznała, odchylając wewnętrzna kieszonkę.
- Spróbujemy coś utargować – Artur schodził w dół pierwszy, tak by w razie czego Kaśka zatrzymała się na jego plecach – Jest Bogdan? - spytał chudego dryblasa zza baru.
- Jest u siebie – odparł tamten przyglądając się Arturowi nieufnie – Jest zajęty... - zaczął, widząc, że Artur zmierza wprost do pokoiku na zapleczu.
- Trudno, jakoś to przeżyje – odparł spokojnie i zapukał, a następnie nie czekając nacisnął klamkę – cześć Boguś – rzucił, wchodząc do pokoju.
Bogdan powitał ich jak starych znajomych i gdyby nie jego fałszywy uśmiech, można by pomyśleć, że naprawdę się cieszy z wizyty. Artur dość konkretnie omawiał kwestię wymiany pieniędzy. Kaśkę zaskoczyło, jak twardo potrafi negocjować. Inna sprawa, że przy rozmowie z Krzysztofem to tęż był zupełnie inny Artur...
- Załatwione – podali sobie z Bogdanem dłonie – Jutro rano podjadę po kasę – Artur mrugnął do Kaśki.
- Zapraszam na piwko – Bogdan aż się oblizał na jej widok.
- Wolałabym sok, jeśli to Ci nie sprawi różnicy – odpowiedziała z czarującym uśmiechem, łowiąc złowrogie spojrzenie Artura – Widzę, że dobrze sobie radzisz – dodała, rozglądając się po sali, kiedy wyszli z „biura”.
- Jakoś leci – skrzywił się Bogdan – Trochę mnie kosztowało to miejsce – dodał z przekąsem, mając najpewniej na myśli wykupienie udziałów Adama – ale nie narzekam. Czasy są w sam raz dla ludzi z inicjatywą.
Artur nic nie odpowiedział, tylko roześmiał się obnażając kły. Kaśka zdążyła się już nauczyć, że ten grymas w jego wykonaniu nie wróżył niczego dobrego. Wypili sok, gawędząc z Bogdanem na neutralne tematy i ruszyli w drogę do domu. Popołudnie było parne, jakby miała nadejść burza. Słońce przypiekało, choć dawno minęło już najwyższy punkt na niebie.
- Po co Ci aż tyle lirów? Przecież będziemy mieszkać u mojej mamy – spytała, kiedy pokonywali klatkę schodową.
- No, nie wiem... - posłał jej ponure spojrzenie – Wolę być przygotowany na ewentualność, że nie przyjmie mnie z entuzjazmem. W końcu zrobiłem Ci dziecko.
- Jakoś nie przypominam sobie, żebyś mnie zgwałcił – roześmiała się – Chyba razem je zrobiliśmy? Daj spokój, też nie była święta! Ja przynajmniej mam widoki na męża. Oczywiście kiedyś, w przyszłości – dodała szybko – A w każdym razie, dziecko ma ojca z krwi i kości, a nie świstek papieru z nazwiskiem.
- Nie mów tak – przełknął głośno ślinę – Zostawił Ci spadek...
- Nie wiemy, jak to było – przerwała mu – Pieniądze są moje, ale nie wierzę ani Ewie, ani mamie. To wszystko nie trzyma się kupy! Między innymi po to jedziemy. Chcę znać prawdę!
- Myślałem, że chcesz powiedzieć mamie o dziecku – zagrodził jej drogę do drzwi – Tak powiedziałaś.
- Odsuń się. Nie będziemy tego omawiać na klatce schodowej – odparła poważnym tonem.
Kiedy znaleźli się w mieszkaniu dotarł do nich daleki pomruk zbliżającej się burzy.
- Miałam nadzieję na przeciąg. Tu się nie da oddychać – westchnęła podchodząc do drzwi balkonu. Artur bez słowa otworzył je na oścież i przystawił krzesłem, żeby gwałtowne podmuchy wiatru ich nie zamknęły. Ruszył do kuchni i tam też otworzył okno blokując je ciężką książką kucharską – Nie boisz się? - Kaśka odsunęła się od okna.
- Czego? - spojrzał na nią bez uśmiechu – Burzy? Wiesz, jakie jest prawdopodobieństwo trafienia piorunem człowieka znajdującego się w mieszkaniu?
- Nie, ale mama zawsze kazała zamykać okna w czasie burzy – usiadła na kanapie i podkuliła nogi. Zdawała sobie sprawę, że nie ucieknie przed tą rozmową – W tej sprawie też kłamała? - spytała z sarkazmem.
- Kasia, wybieramy się w daleką podróż. Dla Ciebie dość męczącą... - zaczął – Nie wiem, czego się spodziewać na miejscu. Biorąc pod uwagę okoliczności, to raczej niczego przyjemnego, więc powiedz mi wszystko, co powinienem usłyszeć.
Siedziała wpatrując się w swoje dłonie i ważąc każde słowo, które zamierzała wypowiedzieć. W końcu uniosła głowę i spojrzała Arturowi w oczy. - Chcę wreszcie poznać prawdę o swoim pochodzeniu – powiedziała powoli - Myślałam, że to nie ma znaczenia, że już sobie z tym poradziłam, ale dziecko uświadomiło mi, że to nie takie proste. Kocham Cię i zależy mi tylko na Tobie, ale Ty masz rodzinę i czy mi się to podoba, czy nie, muszę w końcu przed nimi stanąć i poprosić, żeby mnie przyjęli. Muszę wiedzieć, co mam im odpowiedzieć, jak zapytają, kim jestem. Chcę wiedzieć, co mam powiedzieć dziecku, kiedy się urodzi... - w jej oczach zalśniły łzy – No i chcę powiedzieć mamie. To dobry moment, żeby wreszcie wszystko wyjaśnić, nie uważasz?
- Może masz rację? - zastanowił się – Skoro to dla Ciebie takie ważne, to niech Ci będzie – pokiwał głową – Tak czy siak, wyjeżdżamy jutro na noc. Może nie będzie takich kolejek na granicach, jak za dnia. Jak damy radę, to pojedziemy do rana. Najwyżej przekimamy się w Austrii na parkingu ze dwie godzinki. W poniedziałek po południu będziemy w Rzymie – usiadł obok Kaśki i położył dłoń na jej udzie. Za oknem błysnęło, a po dłuższej chwili rozległ się grzmot. Ciepły podmuch wiatru szarpnął firanką. Kaśka skuliła się w sobie, ale łagodny dotyk Artura ją uspokoił – Pójdziemy na obiad do moich rodziców, OK? W końcu jutro niedziela, a poza tym muszę zabrać mapę i parę rzeczy.
- Ale im nie powiesz? - upewniła się.
- Nie – roześmiał się, gładząc jej udo – Na razie nie.
Znów błysnęło i rozległ się grzmot. Tym razem był głośniejszy i pojawił się prawie równocześnie z błyskawicą. Burza nadciągała w szybkim tempie, a z nią porywisty wiatr, który wpadł do mieszkania szarpiąc firanką. Krzesło przystawione do balkonowych drzwi zaszurało o podłogę. Poczuli na twarzach chłodny podmuch, niosący wilgotne powietrze.
Jednak przymknę, bo zaraz lunie – Artur pochylił się do przodu, żeby wstać, ale Kaśka przytrzymała jego dłoń, jakby się bała zostać sama – Zaraz do Ciebie wrócę – rozbroiła go przestraszonym spojrzeniem. Szybko przymknął drzwi balkonowe i ruszył do kuchni. Właśnie zamykał okno, kiedy rozległ się ogłuszający grzmot. Kaśka pisnęła cicho i przybiegła do kuchni. Wczepiła się w jego koszulkę oddychając szybko.
Deszcz lunął niespodziewanie, bębniąc w blaszany parapet ogromnymi kroplami.
- Głuptasie, to tylko burza i trochę wody – przytulił ją do piersi – Jesteś taką dzielną dziewczyną. Myślałem, że Ty się niczego nie boisz – roześmiał się. Jej reakcja wywołała w nim dziwne uczucia. Powinien się śmiać z jej strachu, a tymczasem odpowiadało mu, że szukała u niego schronienia.
- Nieprawda – szepnęła - Nie jestem odważna - Boję się i to bardziej niż możesz sobie wyobrazić, ale właśnie dlatego staram się to ukryć, dokończyła w myślach.
- Przy mnie też się boisz? - wtulił twarz w jej włosy, wdychał ich zapach, wplątał palce w jasne kosmyki.
- Nie, przy Tobie nie – westchnęła – Bałam się tylko... - umilkła. Nie chciała, żeby wiedział, jak bardzo jej zależy, jak bardzo go kocha. Strach, że mógłby ją zostawić był paraliżujący – Już się nie boję.
Artur poczuł przyjemne ciepło wypełniające mu klatkę piersiową. Chwycił swoją małą przestraszoną dziewczynkę na ręce i zaniósł do sypialni. Posadził ją ostrożnie na łóżku i zasłonił okno. Włączył radio i poszukał „trójki”. Właśnie leciała lista przebojów.
„... Jak statki na niebie, jak statki na niebie...”
- Pokochajmy się – Kaśka zarzuciła mu ręce na szyję – Od czasu, jak Ci powiedziałam o ciąży tylko mnie przytulasz. Stęskniłam się – położyła dłoń na rozporku jego dżinsów.
- A możemy? - sama myśl, że poczuje jej ciepło, jej miękkość, sprawiła, że materiał spodni wybrzuszył się na podłużnym kształcie – Nie zrobię Ci krzywdy? To znaczy... jemu? - spojrzał wymownie na jej płaski brzuch.
- Głuptasie! Przecież się kochaliśmy jak byłam w ciąży i nic się nie stało. I to jak! - dodała unosząc zabawnie jedną brew – Już jestem mokra – przygryzła dolną wargę – Możesz sprawdzić...
Nie musiała mu tego dwa razy powtarzać. Sięgnął dłonią do złączenia jej ud i przesunął palcami po aksamitnej skórze wewnętrznej strony. Rozchyliła odrobinę nogi odsłaniając nasiąkającą wilgocią bieliznę. Artur uklęknął przed nią i ostrożnie zsunął koronkowe majtki. Lubił ją rozbierać, odsłaniać kolejne fragmenty ciała, jakby odpakowywał prezent. Sięgnął do lekkiej sukieneczki i podciągnął ją w górę. Została w samym staniku. Nie spieszył się, przesuwał opuszkami palców po skórze tuż obok koronki. Klatka unosiła jej się szybkimi oddechami. Zsunął jedno z ramiączek i odsłonił pełną pierś i sterczącą jak wisienka na torcie, brodawkę – Hmm, najbardziej mnie denerwuje, że mi to zabierze – pochylił się nad na wpół leżącą Kaśką i liznął okrężnym ruchem sutek.
- Tylko na jakiś czas – jęknęła – I nie tak szybko. Na razie są tylko Twoje.
Powoli sięgnął za jej plecy i odpiął haftki, uwalniając drugą pierś w obramowań koronki. Ujął ją dłonią i kciukiem zaczął trącać twardniejącą brodawkę – Będą jeszcze większe? - spytał, wciąż liżąc i skubiąc wargami różową aureolę.
- Chyba tak – westchnęła i opadła na poduszkę – Cała się zmienię. Zrobię się okrągła... - sięgnęła w dół i ułożyła dłonie na brzuchu.
- A tam na dole? - przesunął dłonią po jej boku i sięgnął do delikatnego pączka, rozchylając otaczające go miękkie ciało – Jak ty dasz radę urodzić dziecko? Jesteś taka ciasna!
- Chyba się rozciągnę? - oblizała usta koniuszkiem języka – Mam tylko nadzieję, że potem wszystko wróci do normy – usiadła gwałtownie – A co będzie, jak nie?
- To przestanę się stresować, że coś Ci pęknie, jak mnie poniesie – wyszczerzył do niej kły i warknął zaczepnie, ale po chwili spoważniał - Jesteś pewna, że nic się nie stanie? Możemy się kochać?
- Nie bądź głupi! Przecież jest malutki jak fasolka i w dodatku głęboko schowany. Brzuch mi nie urósł nawet o centymetr – prychnęła – Naprawdę się bałeś, że coś mi rozerwiesz? - spojrzała na niego z niedowierzaniem. Ta myśl sprawiła, że poczuła między nogami przyjemne drżenie.
- „Bałeś”, to może za mocno powiedziane - roześmiał się – ale staram się nie iść na żywioł. No, chyba, że sama chcesz... - oblizał się lubieżnie. Wspomnienie szalonej nocy w namiocie podziałała na niego jak najlepszy afrodyzjak.
- Chyba wiem, co masz na myśli – przesunęła rękami po jego torsie, ściągając mu przez głowę koszulkę – Uwielbiam te „czekoladki” – westchnęła, przesuwając paznokciami po nierównościach jego mięśni. Zahaczyła palcem o pasek spodni,a potem zaczęła odpinać guziki rozporka – Wiesz, że to bardziej seksowne niż suwak? - rozchyliła dżinsy – Wstań – poleciła.
Kiedy wykonał jej rozkaz, jednym ruchem zsunęła mu dżinsy wraz z bokserkami. Dwa małe kroczki i pozbył się ich zupełnie, odsuwając je stopą na bok.
- Co teraz? - spojrzał w dół, czując w twardniejącym członku przyjemne rozpieranie. Sterczał w górę dokładnie naprzeciw jej twarzy.
- Teraz się pobawię – otarła się o niego policzkiem, jednocześnie sięgając dłonią pod jądra. Artur z sykiem wciągnął powietrze, kiedy przesunęła paznokciem po jego kroczu – Jaki jesteś wrażliwy – spojrzała w górę. Jej źrenice prawie przesłoniły tęczówki.
Znów rozległ się grzmot, poprzedzony błyskiem, którego nawet materiał zasłon nie był w stanie ukryć. Kaśka odruchowo przysunęła się bliżej do twardego mięśnia brzucha zarysowanego w kształt litery „V”. Aksamitna ciepła główka dotknęła jej szyi. Ujęła w dłoń nabrzmiewający coraz mocniej wzwód i pochylając się liznęła go od nasady aż po czubek. Artur stęknął cicho i napiął mięśnie – Uważaj – ostrzegł – Czuję się trochę wyposzczony.
- To dobrze – oblizała usta i wysunęła koniuszek języka. Liznęła jeszcze raz, jak poprzednio, i jeszcze... Artur dotknął jej włosów, wsunął w nie palce... po chwili jednak cofnął dłonie, jakby bojąc się, że nie będzie w stanie się powstrzymać. Uniósł ramiona i splótł je na karku. Już sam jego widok był pieszczotą. Kaśka zaśmiała się cicho i okrążyła językiem lśniący napletek. Artur jęknął, wypychając jednocześnie biodra w przód. Z otworu w kształcie łezki wypłynęła kropla gęstego przeźroczystego płynu. Kaśka zamruczała cicho i zlizała ją z lubieżnym uśmiechem.
- Kocie... - oczy Artura lśniły płynnym srebrem. Jądra ciążyły mu boleśnie i przyciskały się do ciała, ponaglając go do działania.
Nie czekając dłużej, Kaśka odepchnęła go lekko, a potem pociągnęła na łóżko. Zrozumiał natychmiast, o co jej chodzi. Wyciągnął się na materacu, a wtedy ona usiadła okrakiem na jego udach, uniosła biodra, nakierowała jego sterczący maszt na swoje spragnione ciało i powoli opuściła się w dół.
- Oooo... - Artur patrzył z zachwytem, jak jego członek zanurza się w jej miękkich czeluściach aż po nasadę.
Oparła mu dłonie na klatce piersiowej i zaczęła się poruszać w górę i w dół. Jej ciężkie piersi kołysały się i podskakiwały przy każdym ruchu. Artur śledził ich ruchy spod na wpół przymkniętych powiek, a po chwili objął je dłońmi i ścisnął delikatnie. Miał ochotę przyciągnąć Kaśkę do siebie, poczuć na sobie miękkość jej ciała, zobaczyć, jak piersi wysklepiają jej się, kiedy przyciska je mocno do swojej klatki... Widok jej zaróżowionych policzków i rozchylonych ust budził w nim zwierzę. Bezwiednie zacisnął palce, przytrzymał mocno i wypchnął biodra w górę... Kaśka jęknęła głośno. O, cholera! Za mocno, przemknęło mu przez myśl.
- O Boże, tak! Właśnie tak – jęczała, ocierając się o niego spojeniem przy każdym ruchu – Właśnie taaak!
- O kurwa, nie ruszaj się kotku - stęknął – Daj mi chwilę...
Ale ona właśnie chciała się ruszać, chciała go czuć całą sobą, w środku, głęboko. Nie dość, że się nie zatrzymała, to jeszcze zakręciła biodrami tak, jakby chciała rozciągnąć na nim swoją gorącą cipkę.
- Nie szalej! - warknął ostrzegawczo, ale widząc, że nie zamierzała go posłuchać, usiadł przyciskając jej biodra do swoich – Jeśli nie przestaniesz, to skończę przed Tobą – głos miał niski i chrapliwy, seksowny.
- No, to co? Najwyżej potem doprowadzisz mnie też... Oj! - jęknęła, kiedy położył dłoń na jej pupie i przycisnął ją do siebie – Jeszcze długo po, jesteś twardy – wydyszała z chytrym uśmieszkiem, próbując wyrwać się z jego żelaznego uścisku.
- A jeśli tym razem będzie inaczej? - spytał, unosząc jedną brew. Odpowiedział mu jęk frustracji. Schylił się i sięgnął do prężącej się piersi, wciągnął ją głęboko ustami i zaczął ssać i pieścić językiem. Kaśka poczuła to jak snop iskier. Pociemniało jej w oczach na myśl o jego białych zębach zaciskających się na obrzmiałej brodawce. Wiedział doskonale, jak doprowadzić ją do szczytu najprostszą drogą, co jednak wcale nie oznaczało, że najkrótszą. Oddawał hołd jej piersiom tak długo, aż zaczęła drżeć na całym ciele, a jej skóra pokryła się mgiełką potu. Burza szalała w najlepsze, ale ona już tego nie słyszała, a w każdym razie nie było to w stanie wpłynąć na jej doznania. Orgazm dojrzewał w jej podbrzuszu, gwałtownie szukając ujścia. Artur jednak wcale się nie spieszył, przytrzymał jej biodra i powoli położył się na wznak, a potem z żelazną konsekwencją kontrolował tempo w jakim się na nim poruszała. Każda próba przyspieszenia z góry skazana była na niepowodzenie w zderzeniu z jego siłą.
- Tego chcesz – niski seksowny głos dotarł do niej z trudem. Utkwiła w Arturze przymglone spojrzenie. Nie była w stanie odpowiedzieć... ale tak, takiego go chciała, takiego pragnęła najbardziej: władczego, pewnego siebie i... Och!... potrafiącego doprowadzić ją do szaleństwa! Jęknęła głośno i jej ciało wyprężyło się. Wydało jej się, że słyszy grzmot, że burza jest tuż nad nimi i nagle otoczyła ją noc. W jej gorącym wnętrzu panował chaos. Artur przyspieszył nagle, zwielokrotniając jeszcze jej doznania. Krzyczała w ekstazie, kiedy on dochodził w niej z przeciągłym jękiem. Opadła na niego bez sił, drżąc z emocji i wyczerpania, ich spocone ciała przylgnęły do siebie.
- Szalona kobieto – wyszeptał jej do ucha, tuląc do piersi. Odpowiedział mu cichy pomruk zadowolenia. Burza odchodziła bez pośpiechu, od czasu do czasu przypominając o sobie dalekimi odgłosami piorunów. Deszcz padał spokojniej, z jednostajnym szumem strużek wody. Uspokajali się powoli, wyrównując oddechy i tuląc się do siebie.
- Och! - Kaśka jęknęła cicho, kiedy członek Artura wysunął się nagle z jej zaciskającej się szparki – nie lubię tego momentu – dodała rozleniwionym głosem.
- Jak sobie życzysz księżniczko, to następnym razem ułożę się tak, żebyś zasnęła wypełniona – roześmiał się do niej i pocałował czubek jej nosa, a potem przeturlał ją na bok i pociągnął kołdrę, na której leżeli. W pokoju było ciepło i duszno, więc tylko narzucił na nich cienkie okrycie. Po chwili słyszał spokojny miarowy oddech. Jego księżniczka spała w najlepsze nieświadoma ani burzy, ani tego, że uchylił okno i przyglądał jej się jeszcze długo, wsłuchany w szum wody.
Obudzili się późno, zbudzeni śpiewem ptaków i podmuchami świeżego powietrza raz po raz poruszającymi cienkie zasłony. Zapowiadał się piękny dzień.
- Dzień dobry – Kaśka przeciągnęła się leniwie – Ale dobrze – westchnęła rozmarzona.
- Dzień dobry, łobuzie – Artur przyglądał jej się z błądzącym po twarzy tajemniczym uśmiechem.
- Łobuzie? - uniosła brwi.
- Jesteś niemożliwa i nie chcesz mnie słuchać – roześmiał się grożąc jej palcem.
Przekomarzali się jeszcze jakiś czas, a potem ze śmiechem przenieśli się najpierw do łazienki, a potem do kuchni. Mieli przed sobą pracowity dzień, jeśli chcieli w nocy wyjechać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz