Warszawa,
Lipiec 2014.
-
Maja! Majka!!! - wysoka dziewczyna z jasną czupryną stała na
szczycie schodów i machała zapamiętale rękami.
-
Jezu, Aga, nie drzyj się tak. – Drobna szatynka, nazwana Mają,
rozglądała się z zakłopotaniem – Co chciałaś?
-
Zwolniło się jedno miejsce. Pojedziesz z nami? - blondynka była
pełna entuzjazmu – Jedna laska złamała nogę, a druga, jest w
ciąży. Wychodzi za jakiegoś nadzianego bankiera i ma w dupie
grzebanie się w piachu. To co? Jedziesz?
-
Rodzice mnie nie puszczą, nie ma szans – jęknęła. Nigdy nie
pozwalali jej na samotne wyjazdy, nigdy takie z nocowaniem poza
domem...
-
Oszalałaś? Masz dwadzieścia jeden lat! Będziesz pytać o
pozwolenie?
-
No, wiesz, jak to jest – zaczęła z niepewną miną – Muszę
poprosić o kasę...
-
Marianno, zawiadamiam cię, że musisz mieć pieniądze jedynie na
drobne wydatki, bo jest to wyjazd na stanowisko archeologiczne, gdzie
będziesz ciężko pracować na chwałę i sławę naszej uczelni –
Agnieszka wzniosła ręce w górę, jakby przemawiała do
tłumów słuchaczy.
-
Nie używaj tego imienia publicznie! - Nienawidziła, kiedy tak ją
nazywano, ale swojej przyjaciółce, chyba zresztą jedynej,
jaką miała, mogła wybaczyć. - Czyli, że nie muszę za to płacić?
-
No, czy ja niewyraźnie mówię? - Agnieszka nachyliła się i
ściszyła głos – Wiesz, kto jedzie?
Majka
wstrzymała oddech. Czyżby...?
-
Marek! - wypaliła Aga, nie mogąc się doczekać reakcji
przyjaciółki. Nigdy nie była dobra w budowaniu napięcia.
Majka
zaczerwieniła się, aż po koniuszki uszu. Marek, student ostatniego
roku archeologii, był jej absolutnym, bezwarunkowym i
bezkonkurencyjnym obiektem pożądania. Wzdychała do niego od
chwili, kiedy pierwszy raz go ujrzała, czyli mniej więcej od dwóch
lat. Oczywiście nikt, poza Agą nie miał pojęcia, jakie targały
nią emocje. Bo niby skąd miałby wiedzieć? Marek to była inna
liga! Jego ojciec był kierownikiem instytutu badawczego zajmującego
się wykopaliskami w Egipcie, Grecji i bóg jeden wie, gdzie
jeszcze. Marek co roku wyjeżdżał na całe wakacje i wracał potem
opalony na brąz, pełen wrażeń i... dzielił się nimi z co
ładniejszymi koleżankami ze studiów. Miał już pierwsze
osiągnięcia i wszystko wskazywało na to, że pójdzie w
ślady ojca. Ten zresztą nie ukrywał, że na to liczy. Często w
trakcie wykładów zwracał się bezpośrednio do syna, jak do
asystenta, prosząc o podrzucenie jakiejś informacji. Sama była
tego świadkiem, kiedy przez dwa tygodnie chodziła na wykłady w
zastępstwie jednej z dziewczyn z archeologii...
-
Hej, ziemia do Majki! Jesteś tu? - Agnieszka potrząsnęła jej
ramieniem – Podobno rozstał się z tą blondyną z prawa - syknęła
jej wprost do ucha.
-
Kto? Marek? - spytała nieprzytomnie.
-
Nie! Święty Barnaba! A o kim ja mówię? – Aga wyglądała
na zdruzgotaną – Odstaw leki, bo przestajesz kontaktować!
-
Jakie znów leki? - przewróciła oczami – Zamyśliłam
się. Słuchaj, ale ja studiuję geologię. Nie mam pojęcia o tych
waszych wykopkach...
-
Nie wykopkach, tylko wykopaliskach. Już pytałam, czy może być
ktoś spoza i powiedzieli, że jak się nie znajdzie chętny od nas,
to może być studentka z geologii z zacięciem do archeologii.
-
I nikt nie chce? Nie wierzę!
-
Nikt – wzruszyła ramionami Aga, robiąc minę niewiniątka –
Jakoś zapomniałam im powiedzieć, że to bezpłatny wyjazd, a teraz
zostały już tylko trzy dni i wszyscy się rozjechali...
Majka
pokręciła głową z niedowierzaniem, ale po chwili jej twarz
rozjaśnił uśmiech. Przecież Agnieszka zrobiła to dla niej.
Pojadę, choćbym miała uciec z domu, postanowiła.
-
Jesteś kochana – objęła przyjaciółkę za szyję –
Naprawdę!
-
Wiem - Aga roześmiała się w odpowiedzi – Muszę lecieć. Wyślę
ci na maila kartę zgłoszeniową i wszystkie informacje. Odeślij to
wypełnione do Instytutu jeszcze dziś, bo muszą mieć twoje dane do
biletu.
----
-
Mamo, proszę cię. Nie mogę przez całe życie siedzieć w domu.
Wiem, że się martwisz i dlatego obiecuję ci, że będę uważać –
Majka ze łzami w oczach wpatrywał się w twarz siedzącej naprzeciw
niej jasnowłosej kobiety.
-
Wiesz, dlaczego nie chcę się zgodzić – spokojnie wypowiadane
słowa były gorsze niż krzyk – O mało nie umarłaś. Czy jesteś
w stanie zrozumieć, co wtedy czułam?
Majka
wbiła w matkę ponure spojrzenie. Już miała jej odpowiedzieć, ale
ugryzła się w język. Nie chciała się kłócić, nie
chciała sprawić jej bólu, ale tym razem nie zamierzała
odpuścić. Co miała powiedzieć? Jakich użyć argumentów?
-
Wiem, co mogłaś czuć – wyszeptała w końcu.
Kobieta
podniosła gwałtownie głowę. W jej oczach czaiło się zdziwienie.
-
Czasem mam takie sny... – ciągnęła, nie podnosząc głowy –
Widzę kobietę, która rozpacza z powodu straty dziecka. To
nie to samo, ale ja i tak prawie mogę odczuć jej ból –
Posłała matce nieśmiałe spojrzenie i umilkła, widząc, że ta
jest zszokowana.
-
Od kiedy masz te sny?
-
Bo ja wiem? – wzruszyła ramionami – Chyba ze dwa lata... One nie
są straszne, tylko smutne – dodała.
Zapadło
kłopotliwe milczenie.
-
Mamo, jestem dorosła. Wolałabym, żebyś się zgodziła, ale nawet
jeśli tego nie zrobisz... - zawiesiła głos. Sama nie wiedziała,
skąd nagle znalazła w sobie siłę, by to powiedzieć.
-
Zastanowię się.
-
Mamo, proszę, to tylko dziesięć dni! Przecież nie będziesz mnie
pilnować do końca życia!
-
Ja cię nie pilnuję, tylko próbuję chronić – odparła –
Dlaczego nigdy mi nie powiedziałaś o tych snach?
-
Nie wiem – zastanowiła się – Myślisz, że powinnam?
Martwiłabyś się, a mnie one nigdy nie przeszkadzały. - Tak
naprawdę, nigdy nie czuła potrzeby opowiadania o swoich snach.
Nigdy. Jakby podświadomie czuła, że one należą tylko do niej.
-
Miewasz inne? - spytała ostrożnie matka – Inne sny?
-
Pewnie. Jak każdy. Dziewczyny w kółko plotą o swoich snach,
tylko...
-
Tak?
-
Moje są jakby bardziej kompletne i... - szukała odpowiednich słów
– ...trochę jak filmy. Zwykle śni mi się to, o czym myślę
przed snem. Chociaż, czasem pojawiają się osoby, których
nie znam, więc nie mogłam o nich myśleć.
-
Osoby?
-
Osoby, miejsca, których nie znam... - Kobiety, pomyślała,
dwie, ale nigdy razem. Nie powiedziała tego jednak. - Ale to
przecież normalne – dodała na głos, starając się, żeby
zabrzmiało to obojętnie.
Gdzieś
od strony korytarza dobiegło je trzaśnięcie drzwiami i odgłos
kroków.
-
Potem dokończymy. To pewnie tato.
-
Muszę go spytać – Nie zbywaj mnie, mamo, pomyślała, marszcząc
brwi.
-
Porozmawiam z nim, a potem ty go spytasz, dobrze?
Już
wiedziała, że powstał maleńki wyłom. Może się zgodzi i
przekona ojca? Poczuła, że rozpiera ją duma. Pierwszy raz udało
jej się porozmawiać z mamą nie z pozycji dziecka, ale dorosłej
córki. Wysyłam kartę, postanowiła, zanim poszła przywitać
się z ojcem.
Witaj Roksano!!!. Stęskniłem się za Twoimi opowiadaniami. Fajnie, że tak szybko powstało nowe opowiadanie. Zapowiada się ciekawie. Weny życzę. Pozdrawiam Wiktor
OdpowiedzUsuńNo, witaj! Nie wiem, czy szybko? Może za szybko, ale... niech tam! Mam tremę, bo jest inne od dotychczasowych. Chodziło mi po głowie od dawna, ale dopiero teraz się zebrałam. Zobaczymy.
OdpowiedzUsuńDzięki, że się odezwałeś ;))) Pozdrawiam
Zauważyłem że jest inne. Coś takie fantazy troszkę będzie?. Roksano dasz radę. Nie jesteś autorką jednego opowiadania, napisałaś już ich kilka i wszystkie zostały bardzo dobrze przyjęte przez czytelników i są wzruszające i piękne. Z tym też sobie poradzisz. Aż jestem ciekawy cóż to będzie za opowiadanie. Po prologu i 1 części za nie wiadomo, no nic poczekamy, przeczytamy i będzie wiadomo. Jeszcze raz pozdrawiam Wiktor
Usuń