Lek

Lek

sobota, 22 sierpnia 2015

Meteory. Po zachodzie słońca 1

Warszawa, Lipiec 2014.
- Maja! Majka!!! - wysoka dziewczyna z jasną czupryną stała na szczycie schodów i machała zapamiętale rękami.
- Jezu, Aga, nie drzyj się tak. – Drobna szatynka, nazwana Mają, rozglądała się z zakłopotaniem – Co chciałaś?
- Zwolniło się jedno miejsce. Pojedziesz z nami? - blondynka była pełna entuzjazmu – Jedna laska złamała nogę, a druga, jest w ciąży. Wychodzi za jakiegoś nadzianego bankiera i ma w dupie grzebanie się w piachu. To co? Jedziesz?
- Rodzice mnie nie puszczą, nie ma szans – jęknęła. Nigdy nie pozwalali jej na samotne wyjazdy, nigdy takie z nocowaniem poza domem...
- Oszalałaś? Masz dwadzieścia jeden lat! Będziesz pytać o pozwolenie?
- No, wiesz, jak to jest – zaczęła z niepewną miną – Muszę poprosić o kasę...
- Marianno, zawiadamiam cię, że musisz mieć pieniądze jedynie na drobne wydatki, bo jest to wyjazd na stanowisko archeologiczne, gdzie będziesz ciężko pracować na chwałę i sławę naszej uczelni – Agnieszka wzniosła ręce w górę, jakby przemawiała do tłumów słuchaczy.
- Nie używaj tego imienia publicznie! - Nienawidziła, kiedy tak ją nazywano, ale swojej przyjaciółce, chyba zresztą jedynej, jaką miała, mogła wybaczyć. - Czyli, że nie muszę za to płacić?
- No, czy ja niewyraźnie mówię? - Agnieszka nachyliła się i ściszyła głos – Wiesz, kto jedzie?
Majka wstrzymała oddech. Czyżby...?
- Marek! - wypaliła Aga, nie mogąc się doczekać reakcji przyjaciółki. Nigdy nie była dobra w budowaniu napięcia.
Majka zaczerwieniła się, aż po koniuszki uszu. Marek, student ostatniego roku archeologii, był jej absolutnym, bezwarunkowym i bezkonkurencyjnym obiektem pożądania. Wzdychała do niego od chwili, kiedy pierwszy raz go ujrzała, czyli mniej więcej od dwóch lat. Oczywiście nikt, poza Agą nie miał pojęcia, jakie targały nią emocje. Bo niby skąd miałby wiedzieć? Marek to była inna liga! Jego ojciec był kierownikiem instytutu badawczego zajmującego się wykopaliskami w Egipcie, Grecji i bóg jeden wie, gdzie jeszcze. Marek co roku wyjeżdżał na całe wakacje i wracał potem opalony na brąz, pełen wrażeń i... dzielił się nimi z co ładniejszymi koleżankami ze studiów. Miał już pierwsze osiągnięcia i wszystko wskazywało na to, że pójdzie w ślady ojca. Ten zresztą nie ukrywał, że na to liczy. Często w trakcie wykładów zwracał się bezpośrednio do syna, jak do asystenta, prosząc o podrzucenie jakiejś informacji. Sama była tego świadkiem, kiedy przez dwa tygodnie chodziła na wykłady w zastępstwie jednej z dziewczyn z archeologii...
- Hej, ziemia do Majki! Jesteś tu? - Agnieszka potrząsnęła jej ramieniem – Podobno rozstał się z tą blondyną z prawa - syknęła jej wprost do ucha.
- Kto? Marek? - spytała nieprzytomnie.
- Nie! Święty Barnaba! A o kim ja mówię? – Aga wyglądała na zdruzgotaną – Odstaw leki, bo przestajesz kontaktować!
- Jakie znów leki? - przewróciła oczami – Zamyśliłam się. Słuchaj, ale ja studiuję geologię. Nie mam pojęcia o tych waszych wykopkach...
- Nie wykopkach, tylko wykopaliskach. Już pytałam, czy może być ktoś spoza i powiedzieli, że jak się nie znajdzie chętny od nas, to może być studentka z geologii z zacięciem do archeologii.
- I nikt nie chce? Nie wierzę!
- Nikt – wzruszyła ramionami Aga, robiąc minę niewiniątka – Jakoś zapomniałam im powiedzieć, że to bezpłatny wyjazd, a teraz zostały już tylko trzy dni i wszyscy się rozjechali...
Majka pokręciła głową z niedowierzaniem, ale po chwili jej twarz rozjaśnił uśmiech. Przecież Agnieszka zrobiła to dla niej. Pojadę, choćbym miała uciec z domu, postanowiła.
- Jesteś kochana – objęła przyjaciółkę za szyję – Naprawdę!
- Wiem - Aga roześmiała się w odpowiedzi – Muszę lecieć. Wyślę ci na maila kartę zgłoszeniową i wszystkie informacje. Odeślij to wypełnione do Instytutu jeszcze dziś, bo muszą mieć twoje dane do biletu.
----
- Mamo, proszę cię. Nie mogę przez całe życie siedzieć w domu. Wiem, że się martwisz i dlatego obiecuję ci, że będę uważać – Majka ze łzami w oczach wpatrywał się w twarz siedzącej naprzeciw niej jasnowłosej kobiety.
- Wiesz, dlaczego nie chcę się zgodzić – spokojnie wypowiadane słowa były gorsze niż krzyk – O mało nie umarłaś. Czy jesteś w stanie zrozumieć, co wtedy czułam?
Majka wbiła w matkę ponure spojrzenie. Już miała jej odpowiedzieć, ale ugryzła się w język. Nie chciała się kłócić, nie chciała sprawić jej bólu, ale tym razem nie zamierzała odpuścić. Co miała powiedzieć? Jakich użyć argumentów?
- Wiem, co mogłaś czuć – wyszeptała w końcu.
Kobieta podniosła gwałtownie głowę. W jej oczach czaiło się zdziwienie.
- Czasem mam takie sny... – ciągnęła, nie podnosząc głowy – Widzę kobietę, która rozpacza z powodu straty dziecka. To nie to samo, ale ja i tak prawie mogę odczuć jej ból – Posłała matce nieśmiałe spojrzenie i umilkła, widząc, że ta jest zszokowana.
- Od kiedy masz te sny?
- Bo ja wiem? – wzruszyła ramionami – Chyba ze dwa lata... One nie są straszne, tylko smutne – dodała.
Zapadło kłopotliwe milczenie.
- Mamo, jestem dorosła. Wolałabym, żebyś się zgodziła, ale nawet jeśli tego nie zrobisz... - zawiesiła głos. Sama nie wiedziała, skąd nagle znalazła w sobie siłę, by to powiedzieć.
- Zastanowię się.
- Mamo, proszę, to tylko dziesięć dni! Przecież nie będziesz mnie pilnować do końca życia!
- Ja cię nie pilnuję, tylko próbuję chronić – odparła – Dlaczego nigdy mi nie powiedziałaś o tych snach?
- Nie wiem – zastanowiła się – Myślisz, że powinnam? Martwiłabyś się, a mnie one nigdy nie przeszkadzały. - Tak naprawdę, nigdy nie czuła potrzeby opowiadania o swoich snach. Nigdy. Jakby podświadomie czuła, że one należą tylko do niej.
- Miewasz inne? - spytała ostrożnie matka – Inne sny?
- Pewnie. Jak każdy. Dziewczyny w kółko plotą o swoich snach, tylko...
- Tak?
- Moje są jakby bardziej kompletne i... - szukała odpowiednich słów – ...trochę jak filmy. Zwykle śni mi się to, o czym myślę przed snem. Chociaż, czasem pojawiają się osoby, których nie znam, więc nie mogłam o nich myśleć.
- Osoby?
- Osoby, miejsca, których nie znam... - Kobiety, pomyślała, dwie, ale nigdy razem. Nie powiedziała tego jednak. - Ale to przecież normalne – dodała na głos, starając się, żeby zabrzmiało to obojętnie.
Gdzieś od strony korytarza dobiegło je trzaśnięcie drzwiami i odgłos kroków.
- Potem dokończymy. To pewnie tato.
- Muszę go spytać – Nie zbywaj mnie, mamo, pomyślała, marszcząc brwi.
- Porozmawiam z nim, a potem ty go spytasz, dobrze?
Już wiedziała, że powstał maleńki wyłom. Może się zgodzi i przekona ojca? Poczuła, że rozpiera ją duma. Pierwszy raz udało jej się porozmawiać z mamą nie z pozycji dziecka, ale dorosłej córki. Wysyłam kartę, postanowiła, zanim poszła przywitać się z ojcem.

3 komentarze:

  1. Witaj Roksano!!!. Stęskniłem się za Twoimi opowiadaniami. Fajnie, że tak szybko powstało nowe opowiadanie. Zapowiada się ciekawie. Weny życzę. Pozdrawiam Wiktor

    OdpowiedzUsuń
  2. No, witaj! Nie wiem, czy szybko? Może za szybko, ale... niech tam! Mam tremę, bo jest inne od dotychczasowych. Chodziło mi po głowie od dawna, ale dopiero teraz się zebrałam. Zobaczymy.
    Dzięki, że się odezwałeś ;))) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zauważyłem że jest inne. Coś takie fantazy troszkę będzie?. Roksano dasz radę. Nie jesteś autorką jednego opowiadania, napisałaś już ich kilka i wszystkie zostały bardzo dobrze przyjęte przez czytelników i są wzruszające i piękne. Z tym też sobie poradzisz. Aż jestem ciekawy cóż to będzie za opowiadanie. Po prologu i 1 części za nie wiadomo, no nic poczekamy, przeczytamy i będzie wiadomo. Jeszcze raz pozdrawiam Wiktor

      Usuń