Warszawa. Lipiec
2014
Siedząc
w poczekalni Majka uzmysłowiła sobie, że jeszcze nigdy nie była u
ginekologa, nie licząc tego jednego razu, kiedy poszła się zapisać
do uczelnianej poradni.
-
Proszę! - łagodny męski głos wyrwał ją z zamyślenia.
-
Dzień dobry – uśmiechnęła się nieśmiało – Właściwie, to
nie wiem, czy nie przesadzam, ale obudziłam się z bólem i...
nie wiem, czy to coś poważnego, bo nigdy czegoś takiego nie
miałam. Właściwie, to już mnie prawie nie boli...
-
Zaraz zobaczymy – starszy szpakowaty pan uśmiechał się łagodnie
– Rozbierz się złotko i usiądź wygodnie na fotelu. Zbadam cię,
a ty mi w międzyczasie powiesz, czy pojawiło się coś poza bólem.
Upławy? Krwawienie?
-
Chyba troszkę tak...
-
Troszkę?
-
Rano miałam zabrudzone uda, ale potem nic już nie krwawiło.
-
Który to dzień cyklu?
-
Jestem cztery dni po okresie.
Mają
czuła się coraz bardziej nieswojo, choć lekarz był niezwykle miły
i taktowny.
-
Współżyłaś?
-
Jeszcze nie – wydukała, czerwieniąc się. Przecież sen się nie
liczył, ale mimo to, poczuła dziwne łaskotanie w dole brzucha.
Lekarz
usiadł naprzeciw niej na niskim stołeczku. Położyła się i
czekała. Poczuła, jak rozchyla delikatnie płatki jej kobiecości.
Teraz wiedziała, jak to jest, ale badanie to było coś zupełnie
innego niż to w jej śnie. Wtedy, to było takie erotyczne doznanie,
takie zmysłowe...
-
Nie współżyłaś złotko? Mnie trzeba powiedzieć prawdę –
lekarz przyglądał jej się uważnie, ale wciąż się uśmiechał.
-
Nie. To znaczy... - O co mu chodzi? - Nie. Na pewno nie! -
zaprzeczyła gwałtownie.
-
Mnie to wygląda na otarcia. Strzępki błony dziewiczej... –
doktor spoważniał - Nie pamiętasz, żebyś ostatniej nocy odbyła
stosunek?
Majka
z trudem przetrawiała słowa. Stosunek ostatniej nocy? Owszem, ale
we śnie. We śnie! Nie naprawdę. Otarcia? Błona dziewicza w
strzępach? Ból, krew na udzie... O kurwa! Ale jak to możliwe?
Uniosła się na łokciach i spojrzała na doktora ze zdumieniem.
-
To niemożliwe – wymamrotała.
-
Dziecko, jeśli tego nie pamiętasz, to być może... Czy spałaś w
domu? - doktor zdjął jej stopy ze strzemion i złączył je razem,
pozwalając Majce usiąść.
-
Oczywiście, że w domu. Byłam sama. Drzwi były zamknięte –
tłumaczyła się gorliwie, kiedy dotarło do niej, co sugeruje.
-
Sam nie wiem... - westchnął – Muszę cię zbadać. Wygląda na
to, ze doszło do penetracji, ale ty twierdzisz, że nie pamiętasz.
Sama rozumiesz...
Nic,
kurwa, nie rozumiem, łkała w myślach. On się myli. To niemożliwe!
Ja nie zwariowałam.
-
Proszę mnie zbadać. To na pewno jakieś nieporozumienie – wzięła
głęboki wdech i z powrotem położyła się na fotelu.
Doktor
westchnął ciężko.
Badanie
nie było przyjemne i po chwili Majka zaczęła żałować, że o nie
poprosiła. Co ja mam powiedzieć, zastanawiała się gorączkowo? Że
kochałam się we śnie z mężczyzną, którego zobaczyłam na
przystani? Że wymyśliłam sobie kochanka i śniłam o nim, a on
mnie przeleciał naprawdę? Przez sen?
-
To wszystko. Pobrałem wymaz i zobaczymy pod mikroskopem, ale obawiam
się, że jednak doszło do penetracji i to dość... - zawahał się
– No, otarć jest sporo.
Majka
ubierała się w milczeniu.
-
Gdybyś, dziecko chciała porozmawiać z psychologiem... - wciąż
patrzył na nią łagodnie i jakoś tak po ojcowsku – Piętro wyżej
jest moja koleżanka. Bardzo miła kobieta. Może z nią będzie ci
łatwiej?
-
Dobrze, zajrzę tam – Miała wrażenie, że powietrze zgęstniało
i zaczyna ja dusić. Chcę już wyjść. Chcę stąd wyjść!
-
Proszę się pokazać pojutrze. Będę miał wynik badania.
-
Badania?
-
Na obecność nasienia. I proponuję zrobić badanie w kierunku
chorób przenoszonych drogą płciową – wręczył jej
skierowanie – Krew można pobrać jutro rano w naszym laboratorium.
-
Dziękuję. Zrobię to. Do widzenia.
Majka, jak w transie wzięła
kartkę i wyszła na korytarz. Przeszła obok recepcji i wyszła na
powietrze. Wzięła głęboki wdech. Nic to nie dało. Jestem
wariatką, pomyślała z rozpaczą, albo lunatykuję, albo zrobiłam
to sobie sama... Wolałaby to drugie. Wolałaby? Nie! To się nie
dzieje naprawdę! Stała jeszcze jakiś czas, po czym powoli, jakby
pokonywała wewnętrzny opór, zawróciła do przychodni.
-
Chciałabym się spotkać z panią psycholog. Jeśli to możliwe, to
teraz – powiedziała nieswoim głosem.
---
Wyspy
greckie. Lipiec 2014
Katamaran
pod pełnymi żaglami wyglądał jak łabędź, który zaraz ma
się poderwać do lotu. Fale przełamywały się pod jego kadłubami
z głośnym sykiem. Mocno zbudowany sternik trzymał koło pewną
ręką, choć przy Maltemi, ciepłym wietrze o stałym
kierunku, nie miał wiele pracy. Załoga złożona z czterech
mężczyzn, dorównujących mu posturą, przyczaiła się w
jego pobliżu, by być na każde zawołanie. Kiedy o świcie
zarządził nagły powrót do portu w Rodos, nawet nie mrugnęli
okiem. Gotowi byli spełnić każde, nawet najdziwniejsze jego
polecenie. Jedli na zmianę, by nie opóźniać podróży,
od czasu do czasu zerkając na jego chmurną twarz.
-
Zbliżamy się do portu, co mam im powiedzieć? - Jeden z mężczyzn
zwrócił się do sternika, kiedy na horyzoncie zamajaczyły
wieżyczki Rodos.
-
Przejmij ster. Sam ich wywołam – Wstał i ruszył do wnętrza
katamaranu, ujął krótkofalówkę i wybrał odpowiedni
kanał. - Tu „Insomnia”, tu „Insomnia”, proszę o miejsce dla
katamaranu 60 stóp. Wyszliśmy od was wczoraj rano. -
Przełączył się na odbiór i słuchał przez chwilę –
Nie, nie potrzebujemy napraw, ale proszę mi wezwać taksówkę
– odpowiedział i rozłączył się.
Gdy
tylko skończyli cumować, był gotów do zejścia na ląd.
-
Czy ktoś o mnie pytał? - wręczył strażnikowi portowemu banknot.
-
Na mojej zmianie nie, panie Lowrens, ale wczoraj rano pytała jakaś
dziewczyna. Jeśli pan chce, to zadzwonię do kolegi, ale na pewno
nie udzielił żadnych informacji na pana temat.
-
Dziękuję. Nie trzeba go niepokoić – odparł i klnąc pod nosem
ruszył do czekającej przy szlabanie taksówki. Wpadł we
własne wnyki. Przecież osobiście opłacił dyskrecję strażników.
- Wiesz, gdzie są prowadzone prace archeologiczne w obrębie miasta?
- zwrócił się do taksówkarza.
-
To po przeciwnej stronie starego miasta.
-
Jedziemy! - rzucił i sięgnął po komórkę. - Jean?
Zostaniemy tu co najmniej do jutra. Załatw formalności.
Czas
konieczny na dojazd do stanowisk archeologów postanowił
wykorzystać na ułożenie sobie planu działania, na wypadek, gdyby
jej nie znalazł. Była przecież taka możliwość. Z jednej strony,
szukała go, więc chciała fizycznego kontaktu, z drugiej jednak...
w zaistniałej sytuacji, mogła zmienić zdanie.
Oskar
wrócił myślami do poranka, kiedy obudziwszy się, odkrył
ślady krwi. W pierwszej chwili pomyślał, że to otarcie,
drobiazg... Takie rzeczy już mu się zdarzały. Jednak ślady na
pościeli były dość jednoznaczne. Nie miał pojęcia, jak to
możliwe. Uprawiał seks wielokrotnie, ale zawsze bez konsekwencji.
To, co robił we śnie, miało wpływ tylko na niego, nigdy na
dziewczyny, które posuwał. Po przebudzeniu miały przyjemne
wspomnienia i to wszystko. Czasem przywoływały go wielokrotnie.
Były śmiałe, wiedząc, że nic im nie grozi. Miał w czym
wybierać. Niektóre wiedziały doskonale, kim jest, inne być
może się domyślały? Może nawet na coś liczyły? Nie zastanawiał
się nad tym. Żadnej nie planował poznawać lepiej...
Podświadomość
podsuwała mu wytłumaczenie całej sytuacji. Nigdy nie robił tego z
dziewicą. Powinien był sprawdzić w Kodeksie, ale przywołała go
tak szybko, że zaczął wątpić, czy powiedziała mu prawdę, a
potem już nie chciał się wycofać. Powinien to odwlec i sprawdzić!
Ale tego nie zrobił.
-
Kurwa! - uderzył dłonią w siedzenie.
-
Prawie jesteśmy – głos taksówkarza przerwał mu
rozważania.
-
Czekaj tu – rzucił, podając mu kilka banknotów.
Na
zalanym słońcem terenie ogrodzonym niskim płotkiem z siatki,
zauważył kilka pochylonych nad ziemią postaci. Wyłowił z grupy
dziewczyny. Było ich sześć, jedna ruda, dwie blondynki... Szedł
wzdłuż siatki, zaglądając im w twarze.
-
Szuka pan kogoś? - spytał około czterdziestoletni Grek z
brzuszkiem, wyłaniającym się spod spłowiałej bluzy.
-
Tak, mojej znajomej. Ma na imię Majka albo Maja – wbił w swojego
rozmówcę wzrok, przykuwając jego spojrzenie.
-
Wyjechała wczoraj.
-
Dokąd?
-
Nie wiem. Pewnie do domu. – Grek poruszył się niespokojnie – O
co właściwie chodzi? Kim pan jest?
-
Jestem przyjacielem Mai. Muszę się z nią skontaktować – Nagle
dotarło do niego, jak to wygląda z perspektywy jego rozmówcy
– Poznałem ją dwa dni temu – dodał łagodniej – Potrzebuję
tylko telefonu, albo chociaż nazwiska. - Uzmysłowił sobie, że
nawet nie spytał z jakiego pochodzi kraju.
-
Musi pan zrozumieć. Ja nie udzielam takich informacji. Niech pan
zapyta w biurze – Grek wskazał ręką kierunek – To koło
muzeum. Dawny klasztor Joannitów.
-
Wiem, gdzie to jest. Dziękuję – odwrócił się na pięcie.
Zapowiadała się pracowita noc. Kodeks, biuro, a może i jej
uczelnia? No, chyba, że dziewczyna odpowie na jego wołanie? Coś mu
jednak mówiło, że nie powinien zbytnio na to liczyć.
Witaj!!!. Wow!. Ale sny realne. Jestem ciekawy dalszych części opowiadania. Roksano nie tylko opowiadanie jest inne, ale także wygląd bloga się zmienił i części graficznie też. Roksano dziękuję Ci bardzo, że piszesz dla nas fajne opowiadania. Pozdrawiam Wiktor
OdpowiedzUsuńZauważyłeś. No cóż, pomyślałam, że taka szata lepiej odpowiada nastrojowi tego opowiadania. Nie wiem, czy zdjęcia pomagają, czy nie, ale natchnęła mnie autorka pewnego bloga fotograficznego :))) Pozdrawiam serdecznie,
UsuńNie mogę się doczekać następnej cześci :D z rozdziału na rozdział podsycasz moją ciekawość :D kiedy możemy spodziewać się kolejnego rozdziału? :-*
OdpowiedzUsuńMyślę, że w czwartek rano, wcześniej chyba nie da rady ;)
OdpowiedzUsuń