Warszawa.
Lipiec 2014
Majka
siedziała, a właściwie „spoczywała” w miękkim przepastnym
fotelu, w gabinecie psychologicznym i śledziła powolne ruchy
pulchnej blondynki w nieokreślonym wieku. Przebywanie w tym miejscu
napełniało ją spokojem i dawało dziwne ukojenie. Niby zdawała
sobie sprawę, że pani magister słucha jej z uwagą po to, żeby
postawić diagnozę, ale sam fakt, że mogła komuś powierzyć swoją
dziwaczną tajemnicę, pomagał. Miała wrażenie, że słuchająca
jej kobieta nie tylko się nie dziwi, ale nawet chwilami dopowiada
to, czego Majka nie potrafiła ująć w słowa. Zupełnie, jakby
kwestia snów tak realnych, jak rzeczywistość, była jej
znana od dawna.
-
No i co pani o tym myśli? - spytała nieśmiało. Pani magister od
kilku minut stukała w klawiaturę laptopa ustawionego na niewielkim,
służącym jej za biurko stoliczku.
-
Zaraz... - wpatrywała się z uwagą w ekran – Zaraz...
Przepraszam, ale szukałam... Zaraz... O, jest! Przepraszam jeszcze
raz. - Przekręciła się w stronę Majki i uśmiechnęła się do
niej ciepło – Myślę, że to wynika w dużej mierze z braku
głębszej więzi z matką. Z tego, co mi pani powiedziała,
wnioskuję, że nie może pani z nią swobodnie rozmawiać o treści
swoich snów..., nazwijmy je erotycznymi. Nawet nie podjęła
pani takiej próby.
-
Kocham moją mamę – Majka wpadła jej w słowo – Ona też mnie
kocha, ale... jest starej daty. Jak mnie urodziła, miała już
czterdzieści jeden lat! Jak mam jej opowiadać, że kochałam się
przez sen?! - zaperzyła się – Poza tym, nie o to mi chodzi.
Chciałabym wiedzieć, jak to możliwe, że zrobiłam coś takiego
samej sobie? - Przecież nie uwierzę, że on mnie przeleciał,
dopowiedziała sobie w myślach.
-
To jest osobna kwestia. Dość delikatna – Pani magister przesunęła
się wraz z fotelem na kółkach w stronę Majki –
Zakładając, że powiedziała mi pani prawdę...
Majka
zaniemówiła. Na szczęście, zanim zdążyła zaprotestować,
odezwała się nieco już zdezelowana drukarka, ustawiona na szafce
obok stolika. Pani psycholog wyjęła z podajnika dwie zadrukowane
kartki i szybko przebiegła wzrokiem pierwszą z nich.
-
No, dobrze - dodała ugodowo – Ma pani dwadzieścia jeden lat i
nigdy nie była pani w związku. Te sny mogą być wyrazem pani
wewnętrznych potrzeb... oczekiwań. Może po prostu potrzebuje pani
uwagi, uczucia?
-
A to, że doznałam... że zadałam sobie ból i nie obudziłam
się? Czułam ten ból we śnie! - z trudem panowała nad
płaczem. Tak bardzo się zawiodła.
-
Proszę się uspokoić – pani psycholog podała jej pudełko z
chusteczkami – Nie mam odpowiedzi na wszystkie pani pytania. Musimy
się spotykać i rozmawiać. Pomogę, na pewno. - Jej dobrotliwy głos
był pełen ciepła – Nie miałam do tej pory takiego przypadku,
ale przypomniałam sobie, że jeden z kolegów mówił o
podobnych zaburzeniach...
-
Zaburzeniach?
-
Pewnych problemach – poprawiła się - Jego pacjentka również
twierdziła, że ma bardzo rzeczywiste sny. Przesłał mi jej
kartę...
-
Mogę ją zobaczyć?
-
Niestety nie. To poufne dane, ale zapewniam, że się z nimi zapoznam
i postaram się pomóc. Na razie zaproponowałabym łagodne
leki nasenne na bazie ziół.
-
W porządku – odstawiła pudełko z chusteczkami na stolik. Powoli
docierało do niej, że nie ma tu czego szukać – Na kiedy mam się
znowu umówić?
-
Może za trzy dni? Postaram się skontaktować z tym kolegą. To
bardzo doświadczony specjalista...
-
Dziękuję pani – starała się przywołać na twarz uśmiech.
Wychodząc,
Maja zauważyła, że zadrukowane kartki trafiły do jednej z szuflad
w szafce pod drukarką. Nie wierzysz mi, pomyślała z wyrzutem,
wmawiasz mi jakieś zaburzenia, ale ja nie jestem wariatką! OK,
marzyła o tamtym facecie, o Oskarze, jeśli faktycznie tak miał na
imię. Problem w tym, że on nie był jedynie wytworem jej chorej
wyobraźni, bo niby jak wyobraźnia przeleciałaby ją dwa razy w
ciągu nocy, pozbawiając przy okazji dziewictwa?
No
dobrze, zobaczymy, co dadzą te leki, zdecydowała, wchodząc do
apteki mieszczącej się na parterze jej bloku. Wsuwając do torebki
dłoń, poczuła wibrowanie komórki. Zupełnie zapomniała, że
wyciszyła ją zanim weszła do gabinetu. Na wyświetlaczu migotała
ikonka z czwórką. - Cztery nieodebrane – jęknęła.
-
No cześć, mamo. Dzwoniłaś – zagaiła.
-
Matko święta, Majka! Dlaczego nie odbierasz telefonów? -
głos mamy zdradzał, że jest zdenerwowana – O mało nie wysłałam
do ciebie ojca.
-
Spokojnie. Miałam wyciszony telefon. Chciałam pospać rano, a potem
zapomniałam to zmienić – kłamała zgrabnie.
-
Na pewno wszystko w porządku?
-
Na pewno. Co u babci?
-
Niedobrze. Zupełnie sobie nie radzi. Obawiam się, że zostanę tu
jeszcze do jutra, a może i dłużej...
-
A tato?
-
Na jutro ma jeszcze urlop, a potem się zobaczy - westchnęła –
Poradzisz sobie?
-
Jasne. Nie martw się. W zamrażarce jest tyle jedzenia, że mogę
się tu zabarykadować na dwa tygodnie – zażartowała.
-
Tak mamo! - usłyszała przytłumione hałasy w tle - Maja,
przepraszam, ale muszę kończyć, bo babcia mnie woła. Zadzwonię.
-
W porządku. Ucałuj tatę. - rozłączyła się.
Po
chwili jej telefon znów się odezwał.
-
Tak mamo?
-
Mamo? - Poznała rozbawiony głos Marka.
-
Sorry, przed chwilą gadałam z mamą. - Nie spodziewała się, że
zadzwoni.
-
Chciałbym się z tobą spotkać - powiedział powoli, przeciągając
słowa.
-
Nie mogę dzisiaj... - Łap okazję, podszeptywał jakiś wewnętrzny
głos – Może jutro?
-
Super! Mam dla ciebie niespodziankę – wyraźnie się ucieszył.
-
Niespodziankę? Jaką? - zdziwiła się.
-
Jak ci powiem, to już nie będzie niespodzianka – roześmiał się.
-
Nie zasnę! - obróciła w palcach buteleczkę z tabletkami. -
Nie daj się prosić.
-
No dobra, zdradzę ci pewien szczegół. To dotyczy naszych
wykopalisk... – droczył się – Ale więcej ci nie powiem.
-
A jeśli zgadnę? - poczuła, że tętno jej przyspiesza.
-
Nigdy nie zgadniesz!
-
Założymy się?
-
O co?
-
O ciastko z kremem!
-
Dobra, dawaj!
-
Pod reliefem coś było – palnęła.
-
Taak. Kurde! – w głosie Marka pobrzmiewało niedowierzanie – Ale
nie zgadniesz, co...
-
Niech pomyślę – przeciągała umyślnie czas – Inne podłoże,
coś o nierównej powierzchni... – kluczyła, bawiąc się
jego oczekiwaniem – Mozaika? - powiedz, że tak, powiedz, że tak,
powtarzała w myślach.
-
O ja cię... zgadłaś! – nie potrafił ukryć zdumienia – Jesteś
niesamowita!
-
Stawiasz mi ciastko – roześmiała się. Moje wariactwo ma też
swoje dobre strony, pomyślała.
---
Tego
wieczoru, przed pójściem spać, długo się zastanawiała,
czy wziąć zapisany lek. Z ulotki wynikało, że to mieszanina
wyciągów ziołowych z walerianą. Obejrzała tabletkę ze
wszystkich stron. Połówka, postanowiła i przekroiła biały
owal na pół. Miał lekko gorzkawy smak, ale nie był
obrzydliwy. Położyła się i czekała. Czekała. Czekała...
-
Co z tym jest nie tak? - po piętnastu minutach leżenia w pościeli,
zaczęła się niecierpliwić. Sięgnęła po ulotkę.
„Przyjmować
na około dwie godziny przed snem”, przeczytała.
-
No, pięknie! - westchnęła – Teraz będę czekać półtorej
godziny, aż zadziała.
Zaczęła
się zastanawiać nad minionym dniem. Jeszcze raz wszystko
przeanalizowała. A może rzeczywiście potrafiła robić różne
rzeczy przez sen? Psycholog nie wspomniała wprawdzie o
lunatykowaniu, ale to się nasuwało samo przez się. Ziewnęła.
Dwie sytuacje! Dwa różne sny, które wpłynęły na nią
w sposób realny. Co je łączyło? Dwie rzeczy: Po pierwsze,
za każdym razem czegoś bardzo chciała! Po drugie, mężczyźni.
Był
tylko jeden sposób, żeby to sprawdzić. Na razie nie miała
ochoty na męskie towarzystwo, chociaż nie mogła zaprzeczyć, że
poprzednia noc była przyjemna... ziewnęła znowu. Więc to drugie.
Czego bardzo w tej chwili chciała? Zastanowiła się. Karta! Chciała
zobaczyć kartę tamtej pacjentki. Przymknęła oczy i skupiła się
na gabinecie pani psycholog i jej szafce.
Jestem
w jakimś pomieszczeniu... Gabinet! No jasne. Jest ciemno, ale nie na
tyle, żebym nie mogła rozpoznać sprzętów. Szafka jest tam,
gdzie powinna. Podchodzę go niej powłócząc nogami. Jak mi
ciężko. Co się dzieje? Nigdy tak nie było. Odsuwam szufladę. Aż
mnie pot oblewa. Cholera jasna, co się dzieje? Jest kartka.
-
No chodź tutaj – burczę, z trudem pokonując ciężar własnej
dłoni.
Mam
wrażenie, że poruszam się, jak w jakiejś oleistej cieczy.
Zabieram kartkę i wciskam ją za gumkę spodenek. Mam na sobie
spodenki? Aha, mam piżamę. Duszno mi.
-
Muszę się obudzić! - panikuję.
Podam
na kolana. Gdzieś z oddali słyszę głos, ale nie wiem, czyj. Znam
go? Oskar... To on mnie woła. O, nie! Nie chcę się z nim spotkać!
Chcę się obudzić! Muszę! Skupiam się na tym z całych sił.
Przypomina
mi się kobieta. Taka stara, z rozwianymi siwymi włosami... Czasem
ją widzę w snach. Jest w niej jakaś siła. Nie, ta siła jest we
mnie... - Pomóż mi – szepczę do niej. Nie wiem, dlaczego
to robię. Czuję w sobie dziwne ciepło... jakby energię...
Otwieram oczy. Widzę ją, tę kobietę! Uśmiecha się. O boże! Ona
ma takie oczy, jak ja! Jedno brązowe, a drugie niebieskie! Co ona
robi? Rozkłada ręce, wznosi je do góry... a potem nagle
łapie coś palcami i przyciąga do serca.
Nie
mam siły, ale wiem, że muszę zrobić to samo. Rozkładam ręce,
pot płynie mi po czole, wznoszę je... czuję, jak do moich dłoni
coś napływa, jakby powietrze wokół nich się rozrzedzało...
łapię to i przyciągam do serca. Padam z wyczerpania. Skronie mi
pulsują. O kurwa, tracę przytomność...
No i nie wytrzymałam. Przepraszam za literówki, jeśli są, ale aż mnie ręka świerzbiła, żeby to dodać. Miłej lektury.
OdpowiedzUsuńWitaj Roksano!!!. Roksano, a ja zauważywszy nową część nie wytrzymałem i przeczytałem w pracy na przerwie. Ciekawi mnie czy Maja po przebudzeniu będzie miała kartkę za spodenkami. Co raz bardziej to opowiadanie wciąga. Dzięki za nową część. Pozdrawiam Wiktor
OdpowiedzUsuńWłaśnie,wciąga to opowiadanie niesamowicie. Świetna jesteś!:)
OdpowiedzUsuńCzekam niecierpliwie:)
Pozdrawiam Askaa
Witaj. Asiu oj dawno Cię nie widziałem w komentarzach. Asiu przeczytałaś już Roksany wszystkie opowiadania?. I jak wrażenia?. Jednak chyba się podobały, bo nadal tu jesteś. Pozdrawiam Wiktor
OdpowiedzUsuńCześć Asiu. Dzięki za komentarz. Naprawdę jestem wdzięczna, bo powiesz szczerze, że to opowiadanie jest jednak inne. Bałam się, ze nie zostanie dobrze przyjęte... No, ale stali czytelnicy mnie dopingują! Dzięki Wiktor!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam. Następna część dziś.
Witaj Wiktorze,no tak nie było mnie w komentarzach. Ale byłam cały czas obecna:)
OdpowiedzUsuńOczywiście,że mi się podobają,jakby inaczej:)?!
Pozdrawiam Askaa
Cześć Roksano,( nie wiem jak się do Ciebie zawracać:) ) Jest inne,Faktycznie. Co nie znaczy,że gorsze. Miałam pewne opory by brnąć dalej,ale przelamalam się i podoba mi się. Nawet bardzo. Jest takie magiczne ze względu na te siły nadprzyrodzone.
OdpowiedzUsuńSytuacja rozwija się,więc czekam ,zobaczymy:)
Pozdrawiam Askaa