Lek

Lek

środa, 9 września 2015

Meteory. Po zachodzie słońca 12

Warszawa. Lipiec 2014
Wnętrze „Bollywood Lounge” urządzone było zgodnie z tym, co sugerowała nazwa. Musiała przyznać, że spodziewała się nawet czegoś gorszego. Rozejrzała się dyskretnie po sali, szukając osoby, mogącej odpowiadać wiekiem i profesją wróżce Judycie. Po lewej stronie zauważyła przy stoliku kobietę około sześćdziesiątki, pijącą samotnie herbatę. Miała na sobie szal w krzykliwych kolorach i dziwne, pobrzękujące bransoletki na kościstych nadgarstkach. Na stoliku, obok imbryka leżała książka z zakwefioną kobietą na okładce. Może to ona, pomyślała? Jednak kobieta po pierwsze była zbyt młoda, a po drugie, nie wyglądała na oczekującą spotkania.
- Dzień dobry. - powiedziała, podchodząc do kontuaru i uśmiechnęła się do stojącej za nim młodej kobiety – Jestem tu umówiona z... - zastanawiała się, czy użyć słowa wróżka. Ostatecznie poszła na kompromis – Z pewną kobietą, która przedstawia się jako wróżka Judyta. Podobno jest tu stałą bywalczynią?
- Ach, z Judith? - kobieta roześmiała się i wskazała głową kąt sali - Siedzi tam.
Majka dopiero teraz zauważyła dwie eleganckie starsze panie rozmawiające o czymś półgłosem. Zanim zdążyła się zastanowić, czy ma po nich podejść, czy nie, jedna z nich wstała, podała drugiej dłoń i wziąwszy z oparcia torebkę, odwróciła się w stronę Majki. Zaskoczył ją smutek w jej oczach. Jednak nie miała czasu na rozważania, bo kobieta minęła ją bez słowa, a ta, która pozostała przy stoliku, kiwnęła na Majkę ręką. Miała długie siwe włosy zwinięte w kok w kształcie banana. Dyskretny makijaż doskonale podkreślał resztki jej urody. Kiedyś musiała być pięknością, przemknęło Majce przez myśl. W jej uszach połyskiwały szafirowe kolczyki, dobrane do błękitnej jedwabnej sukieneczki w stylu chanel. Sprawiała wrażenie pewnej siebie, wręcz dystyngowanej. Onieśmielała.
Podchodząc do stolika Majka odruchowo dygnęła.
- Dzień dobry. Nazywam się Maja Nowakowska – zaczęła - Pani Judith Banch?
- Zgadza się. Jeśli dobrze rozumiem, to nie chodzi o wróżbę? - Miała ładny głos, który brzmiał jednak dość ostro.
- Nie, nie! - potrząsnęła głową – Chcę porozmawiać o snach. O bardzo realnych snach...
- Skąd masz mój telefon? - Starsza pani przyglądała się Mai bez sympatii.
- To długa historia – westchnęła.
- Nie mam czasu na wygłupy. Jeśli to miało być zabawne, to chyba ci nie wyszło – fuknęła gniewnie. Wyglądało na to, że zamierza odejść.
- To nie są żadne wygłupy – oburzyła się – Po prostu przydarzyło mi się coś... No, mniejsza o to. Znalazłam pani nazwisko i numer w kartach mojej psycholog. - Mówiła szybko, licząc, że kobieta się zatrzyma.
- Wyjdźmy stąd – rzuciła tamta i nie czekając ruszyła do wyjścia.
Chcąc nie chcąc Majka podreptała za nią. Kobieta szła dość szybko, ale nie na tyle, by zwracać na siebie uwagę. Idąc, od czasu do czasu zerkała na wystawy, jakby sprawdzając, czy ktoś ich nie śledzi. Mam paranoję, pomyślała Majka, ale nie odważyła się odezwać. Dopiero, kiedy przeszły przez ulicę i znalazły się przed witryną z napisem „Croque Madame”, odzyskała nieco pewności siebie.
- Proszę pani... - zaczęła, ale kobieta weszła do kawiarni, rozejrzała się i wskazała Majce stoliczek w rogu niewielkiej sali.
- Zamówmy coś. Kawa z mlekiem i torcik malinowy dla mnie. Co zjesz? - spojrzała na nią wyczekująco.
- Dla mnie to samo – wykrztusiła.
- To jak zdobyłaś moją kartę? - spytała, kiedy usiadły naprzeciw siebie.
- Nigdy mi pani nie uwierzy... - załamała ręce.
- Założymy się? - Po raz pierwszy na twarzy kobiety pojawiło się coś w rodzaju uśmiechu. - Słucham.
- Zabrałam ją z gabinetu w nocy. Zrobiłam to przez sen – powiedziała i umilkła czekając na reakcję swojej słuchaczki.
- Ooo, to ciekawe. Lunatykujesz?
- Nie. - odpowiedź zbiła Majkę z tropu – Zrobiłam to we śnie – poprawiła się – Wiem, jak to brzmi, ale w pani karcie było...
- Nieważne, co było w mojej karcie. - przerwała jej kobieta - Nie powinnaś mieć do niej dostępu.
- Wiem, ale...
- Posłuchaj, cwaniaro – starsza pani ściszyła głos do szeptu – Powiedz swojemu Mistrzowi, że nawet on nie stoi ponad prawem. Zgłoszę naruszenie prywatności jeszcze dziś w nocy i dopilnuję, żeby Rada cię ukarała. Nieważne z czyjego polecenia działasz. Niech sobie nie myśli! - odchyliła się na krześle i drżącą ręką ujęła filiżankę.
Majka zaniemówiła z wrażenia. Naruszenie prywatności? Zgoda, ale Mistrz? Rada?
- Ja nie rozumiem... - wydukała – Bardzo panią przepraszam, ale nie miałam pojęcia, że mogę ją zabrać... To znaczy, podejrzewałam, ale sama pani przyzna, że to niedorzeczne. Prawda? - patrząc na minę kobiety, nie była już tego taka pewna.
- Chcesz mi wmówić, że nie wiesz, co się stało? - spytała starsza pani z drwiną – Że masz pełen Dar i nic o tym nie wiesz?
- Ma pani na myśli te dziwne sny?
- Tak, mam na myśli świadomy sen z zachowaniem fizyczności, czyli pełen Dar albo bycie w pełni Obdarowaną. Jak zwał tak zwał – wbiła w Majkę surowe spojrzenie – Nie wiesz, o czym mówię?
- Nie bardzo mam pojęcie – przyznała – Liczyłam, że pani mi to jakoś wytłumaczy, bo psycholog potraktowała mnie jak czubka i zaczęła analizować moje stosunki rodzinne! - zaczynała tracić cierpliwość – Nie wiem, co się dzieje! Nie rozumiem tego, a na dodatek... - wyhamowała w porę. Nie miała zamiaru opowiadać nieznajomej kobiecie o Oskarze.
Judith Banch zamyśliła się. Jeśli to nie była prowokacja ze strony Mistrza, to dziewczyna mogła mówić prawdę. Może była podobnym „przypadkiem”, jak ona?
- Znasz Swena? - spytała znienacka.
- Swena? Nie. Kto to jest? Powinnam go znać? - Majka postanowiła przejść do ataku – Proszę mi to wyjaśnić. Proszę...
- Nie tak szybko – ostudziła ją Judith – Najpierw muszę się dowiedzieć, kim jesteś.
- Mówiłam pani, nazywam się Maja Nowakowska, a właściwie Marianna, ale nie używam tego imienia. Nie lubię go.
- Zostałaś adoptowana?
- Nie! Skąd pani to przyszło do głowy? - oburzyła się, ale pytanie napełniło ja dziwnym niepokojem. Jako dziecko miewała takie myśli.
- To jedyne logiczne wytłumaczenie. Oczywiście, jeśli mówisz prawdę?
- Mówię. Przysięgam, że mówię prawdę – zapewniła gorliwie.
- Przysięgniesz na Dar, który w sobie nosisz? - spytała Judith, ale zaraz klepnęła się w czoło ręką – Oczywiście, że tak, bo nie masz pojęcia, co to znaczy. Słuchaj, jeśli kłamiesz, a złożysz taką przysięgę, to spotka cię straszna kara. Nawet nie wiesz, jak straszna! - dodała śmiertelnie poważnym tonem.
- Przysięgam na Dar, który w sobie noszę, że powiedziałam pani prawdę! - wyrecytowała bez zająknięcia - Potrafię przez sen iść do miejsca, które wybrałam, podnieść albo zabrać przedmiot, podobno też przywołać człowieka, który naprawdę istnieje i... - zawahała się, czując, że jej policzki przebierają purpurowy odcień – Niektóre rzeczy ze snu mają wpływ na moje ciało – wybrnęła.
- Och! Przywołałaś kogoś? Kto to był? - spytała z zaciekawieniem Judith.
- Mężczyzna, którego zobaczyłam na przystani. Byłam na wakacjach... - Cholera! Czy ta przysięga jeszcze działa? - Nazywa się Oskar Lowrens.
- Co?! C-c-co?! Jak go nazwałaś? - Starsza pani o mało się nie zakrztusiła.
- Oskar Lowrens. Tak mi się przedstawił – wyjąkała, przestraszona jej reakcją – Powiedział, że jego dziadek, chyba Maxymilian Lowrens, jest właścicielem katamaranu „Insomnia”. Byłam na nim we śnie, a potem odnalazłam go w internecie. Mówił prawdę... O boże, co ja plotę? Mówił to w moim śnie!
- Cicho! - Judith wyciągnęła dłoń w jej stronę, jakby chciała ją uciszyć - Milcz!
Majka umilkła i skuliła się w sobie. Judith Banch wyglądała na skonsternowaną. Nazwisko Lowrens to sprawiło. Co to mogło oznaczać dla niej? Poczuła, że zaschło jej w gardle, ale bała się nawet głośniej odetchnąć, a co dopiero sięgnąć po filiżankę?
- Byłaś z Oskarem? - spytała wreszcie kobieta.
Pokiwała głową, ale nie odważyła się odezwać.
- Wiesz, co mam na myśli? - Judith uniosła znacząco brwi.
- Tak – wyszeptała, spuszczając wzrok.
- Co tak?! Tak, wiem, czy tak, byłam z nim... w TYM sensie.
- Proszę pani, chyba nie powinna pani o to pytać – Majka zdobyła się na oburzenie.
- No, mniejsza z tym - Judith wbiła w nią srogie spojrzenie – A on wiedział, że masz pełen Dar? Nie. Skoro ty nie wiesz, to skąd? - odpowiedziała sama sobie – Zaraz, czegoś tu nie rozumiem. Przywołałaś go, nie wiedząc, że to potrafisz?
- Tak.
- I po prostu się zjawił?
- Tak.
Zapadło milczenie. Judith Banch zmarszczyła brwi i intensywnie nad czymś się zastanawiała. Wreszcie spojrzała Majce w oczy. - Poszliście do łóżka – powiedziała cicho. W jej głosie pobrzmiewało współczucie, które podziałało na Majkę ośmielająco.
- No, nie od razu. Na trzeciej rand... W trzecim śnie. Kurde! Ja nie wiedziałam, że we śnie to się liczy. To znaczy, myślałam, że to sen, a to się stało naprawdę. Poszłam do ginekologa i on zaczął podejrzewać, że ktoś mi podał narkotyki - łzy popłynęły jej po policzkach. Czuła się taka zagubiona i zawstydzona jednocześnie.
- Nie płacz – Judith sięgnęła do torebki i podała Majce chusteczkę – A co on na to?
- Nie wiem. Chyba próbował mnie przywołać, ale byłam zajęta tą kartą – Nagle przypomniała sobie leki i dziwne odczucia – I wzięłam leki...
- Leki? Walerianę? - Judith wyglądała na wstrząśniętą. - Ta psycholog ci to dała?
- Tak. Zapytała swojego kolegę, tego, który jej przysłał pani kartę. One są okropne!
- Nie możesz do niej wrócić i nie bierz nigdy waleriany! – głos Judith zadrżał – Wie, gdzie mieszkasz?
- Podałam swoje dane w przychodni – przyznała z niepokojem – To źle? O co chodzi?
- Nie powinnaś wracać do domu. W każdym razie nie na noc.
- Ale... Co pani mówi? Dlaczego? - Majce wydało się, że świat wokół niej zaczyna wariować – Nie! To jakaś głupota! Opowiada mi pani jakieś niestworzone historie o nadprzyrodzonych mocach i ja mam to kupić? Co to jest? Jakieś gwiezdne wojny? Niech moc będzie z tobą? - zakpiła.
- Widzę, że nie masz pojęcia, o czym mówisz! No cóż, zobaczymy, czy to czasem ty nie próbujesz mnie wystawić na próbę. - Judith Banch wyglądała na urażoną – To ty do mnie zadzwoniłaś, więc... - wstała ze swojego miejsca – Zobaczymy. Marianna Nowakowska, tak?
Majka kiwnęła głową i również wstała. Jej wybuch był reakcją na stres, formą samoobrony przed czymś, czego nie mogła pojąć. I wcale nie była pewna, czy chce dalej rozmawiać z tą kobietą. Jednak ciekawość przemogła jej obawy.
- Czy ten Oskar jest dla mnie niebezpieczny? - spytała – Czy to dlatego nie powinnam być sama w domu?
- To zależy, co rozumiesz przez „niebezpieczny” - odparła tamta z zagadkowym uśmiechem. - Być może dowiesz się wszystkiego jeszcze tej nocy...
- Słucham?
- Do zobaczenia po zachodzie słońca – rzuciła Judith, kierując się do wyjścia – Jeśli mnie nie okłamałaś – dorzuciła groźnie.

5 komentarzy:

  1. Ależ niespodzianka!.
    Dzięki!
    Wszystko się rozwija,doczekać się nie mogę.

    Pozdrawiam!:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Woow! Tylko na tyle mnie stać po tym, co przeczytałam. Poza tym chyba nigdy tak szybko nie przeczytałam tekstu :) Gratulacje! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Roksana, niesamowite bedzie tu coś mojego.Strasznie to fajne co mi zaproponowałaś. Mam nadzieję, że sprostam i moje imię nada się gdzieś, kiedyś... zupełnie niedawno usłyszałam imię z jezyka wegierskiego i chyba klimat Twojego opowiadania spowodował ze przyszło mi ono do głowy jak zastanawiałam się jak odpowiedzieć na Twoją przemiłą propozycję. "Akos" lub bardziej anglosasko "Akosh" - bedzie wiadomo jak czytać. Tak mi sie wydaje, że pasuje do jakieś czarnego charakteru....
    Teraz już przywiązałas mnie do swoich opowiadań na wieki:))).
    Odpowiadając na pytanie Wiktora "Zaufaj mi" i "Uratuj mnie" - super opowiadania, niejedna ksiązka mnie tak nie wciągnęła..... co spowodowało niejakie pretensje mojej drugiej połowy, że zaniedbuję relacje i takie tam. W każdym razie wynagrodziłam i konflikt zażegnany:)
    Roksana, znowu pisze długo, ale w realu też lubię pogadać. Pozdrawiam i czekam na dalsze losy Majki i Oscara ... a może Mareczka. Ciekawe w która stronę pójdziesz? Co zwycięży namietność czy "wróbelek w garści"? A może jeszcze coś innego nas zaskoczy? Nie mogę sie doczekać.

    OdpowiedzUsuń
  4. Witaj Roksano!!!. Oj już zaczyna się dziać w opowiadaniu. Coś mi się wydaje, że nasza Majeczka tym spotkaniem narobiła sobie kłopotów i jej życie zmieni się o 180 stopni.
    Dziękuję dziewczyny za komentarz. Troszkę smutno mi było tak samemu na blogu Roksany.
    Inez wiesz nie wiedziałem że śledzisz co czytam. Oczywiście się nie gniewam i jest mi na prawdę miło. Postanowiłem dodać ulubione blogi do konta gogle. Blogi Roksany już tam są. Jak wejdziesz na moje konto i w zakładkę 1+ to tam będą. Czytam dużo blogów. Podoba mi się atmosfera jaką Wy dziewczyny stwarzacie. Czytacie, piszecie, a przy okazji świetnie się bawicie.
    Roksano dziękuję za tę część. Mam nadzieję że nie gniewasz się na mnie, że rozpisałem się na temat nie związany z blogiem. Pozdrawiam Wiktor
    Ps. Prawdziwe moje imię to Wiktor, a Kazik takie mi przyszło do głowy.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ojej! Ale się zrobiło ciekawie! Wiktor, jasne, że się nie gniewam. Też uwielbiam czytać Wasze komentarze. Im więcej, im dłuższe, tym lepiej ;)
    Inez, Akos podoba mi się bardziej, więc takiej wersji użyję. Zobaczymy, czy Ci przypadnie do gustu osoba, dla której imię wybrałaś. Mam nadzieję, że tak, bo to dość istotna postać, choć drugoplanowa.
    Jutro kolejna część :))) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń