Lek

Lek

sobota, 12 września 2015

Meteory. Po zachodzie słońca 14

Warszawa. Lipiec 2014
Majka ułożyła się wygodnie w łóżku tak, by widzieć przez okno ciemniejące niebo. Judith powiedziała „po zachodzie słońca”, co mogło oznaczać tylko jedno, miała zamiar przyjść. Przyjść we śnie.
Mając w pamięci słowa starszej pani, pozamykała starannie drzwi i podstawiła pod klamkę krzesło, tak, by nawet po otwarciu wytrychem zamka nie można było wejść. Nie bała się, ale ostatnio wydarzyło się tyle niewytłumaczalnych rzeczy, że postanowiła być ostrożna. Leżała spokojnie, czekając na sen. Bezwiednie sięgnęła pod cienkie prześcieradło, którego użyła zamiast kołdry i pogładziła piersi. Jej brodawki zareagowały natychmiast. Rozsunęła nogi, tak jak to zrobiła w południe, kiedy stał nad nią Marek. Spróbowała sobie przypomnieć dotyk jego ręki na udzie, ale zamiast tego, do jej świadomości zakradł się niepokojąco wyraźny... Oskar.
- Jeszcze nie śpię! - przestraszyła się, siadając gwałtownie na łóżku.
Rozejrzała się po pokoju, ale nie było w nim żywej duszy. Dlaczego ją prześladował? Przecież miała realnego chłopaka! Miała? No, kochała się z nim, więc chyba tak. Powinna zapomnieć o tamtym. Mógł być niebezpieczny!
Niebo ciemniało powoli. Majka znów osunęła się na poduszkę i zamknęła oczy. Judith, przyjdź do mnie i wytłumacz mi wszystko, błagała w myślach.
Jestem w swoim pokoju. Śpię, czy nie? Siadam na łóżku. Jak to sprawdzić? Zaraz, we śnie można robić różne dziwne rzeczy! Skupiam się na tym, by unieść się nad podłogę. Powoli moje stopy odrywają się od dywanu, a ja sunę w górę. Lecę! Rozkładam ręce. Ale fajnie!
- Dobrze się bawisz? - głos Judith sprawia, że nagle spadam na łóżko.
- Uważaj. Jeśli nie potrafisz się skopić, to lepiej tego nie rób – gdera.
- Przepraszam – bąkam zaszokowana.- Czy teraz mi Pani wierzy?
- Jeszcze nie. Musimy się przenieść do mnie – bierze mnie za rękę – Zapraszam.
Przez chwilę wszystko wokół nas wiruje i rozmywa się, ale zaraz zaczyna przyjmować realne kształty. Jesteśmy w prosto urządzonym apartamencie.
- Weź to – Judith wskazuje naszyjnik leżący na komodzie w salonie – Załóż na szyję. Zabierzesz to ze sobą do domu. Oddasz mi potem.
- Nie ma sprawy – robię, o co prosi. - Czy wyjaśni mi pani...?
- Tak. Powiem ci tyle, ile mogę, nie narażając się Radzie i Zgromadzeniu. - rozsiada się wygodnie na kanapie, wskazując mi miejsce koło siebie – Wszystko zaczęło się w Grecji, jakieś 700 lat p.n.e. Sześciu braci dostało od ojca nakaz rozjechania się po odległych wyspach w poszukiwaniu majątku. Mieli młodszą siostrę, której odmówiono pozwolenia na podróż, mimo że błagała o możliwość odwiedzenia ukochanych braci. Dziewczyna tak długo modliła się o jakiś cud, że w końcu zmęczona zasnęła na łące koło domu. Po zachodzie słońca wydało jej się, że się obudziła, ale nie była na łące, tylko przed namiotem jednego z braci. Zdumiona weszła do środka i zastała go na posłaniu w gorączce. Miał na nodze ranę, która nie chciała się goić. Nie wiedziała, co zrobić, ale przypomniała sobie, że najstarszy z braci uczył się przez krótki czas w szkole medyków, więc padła na kolana i zaczęła go przywoływać. Zjawił się i zajął się chorym bratem. Od tamtej pory, co noc rodzeństwo odwiedzało się służąc sobie pomocą, albo po prostu ciesząc się swoim towarzystwem.
- To jakaś legenda? - marszczę brwi – Myślałam, że powie mi pani coś konkretniejszego...
- Siedź cicho i słuchaj – przerywa mi gniewnie – To jest opowieść z pierwszych stron Kodeksu, najważniejszego dokumentu, przechowywanego w siedzibie obecnego Mistrza, w zamku Ainay-le-Vieil.
- Maxymiliana Lowrensa? Czytałam o nim – cieszę się, jak głupia – Przepraszam – dodaję szybko, widząc jej minę.
- Nie powinnaś grzebać w internecie. Oni go monitorują – mówi z powagą. - Chyba, że chcesz na siebie zwrócić uwagę. Aha, żeby była jasność, ten dom jest azylem. To znaczy, że nie może tu wejść nikt nieproszony. Oczywiście, ktoś może próbować przełamać moją barierę, ale to już jest naruszenie prywatności, a tego nie wolno robić.
- Zasady! Wszyscy muszą ich przestrzegać – przypominam sobie słowa Oskara.
- Tak. Jest ich sporo. Są spisane w Kodeksie. Wszyscy Obdarowani muszą je znać.
- Ilu jest tych Obdarowanych?
- Chyba około setki. Nie wiem dokładnie.
- Tak mało? - dziwię się.
- Mówię o tych z pełnym Darem, czyli takich jak ty. Chyba! Tych z darem II i III stopnia jest więcej. Myślę, że około tysiąca. Ja mam Dar II stopnia. Mogę podróżować we śnie, przywoływać, poruszać przedmioty, ale nie mogę niczego zabrać, niczego materialnego. No, i to co robię nie wpływa na moje ciało. Jestem tu tylko duszą. Gdybyś weszła do mojej sypialni, to mogłabyś mnie zobaczyć.
- A ja? - jestem w domu, czy tu?
- Nie mam pojęcia, ale twoje ciało jest tu też fizycznie. To znaczy, niby jesteś w domu... Jesteś jakby częściowo tu, a częściowo tam... Nie potrafię tego wytłumaczyć. W każdym razie to, co robisz, wpływa na twoje ciało.
- No wiem – wydymam usta. Miałam okazję się przekonać – To pani ma lepiej, niż ja – wzdycham.
- Nie bardzo – uśmiecha się – W Zgromadzeniu nie mam żadnych praw, poza prawem do prywatności i ochrony. Ty możesz mieć tam nieograniczoną władzę.
- Ja?
- Teoretycznie tak. Kobiety z pełnym Darem są cenne, bo jest was bardzo mało, a możecie urodzić w pełni Obdarowanemu dziecko obdarzone również pełnym Darem. Za mojego życia zdarzyło się to tylko dwa razy i bardzo dawno temu – wzdycha.
- Zaraz! To skąd ja mam Dar? - czuję, że ogarnia mnie niepokój. Wyczuwam dziwne zagrożenie.
- To jest właśnie pytanie! Mogłaś go dostać od jakiejś Obdarowanej spokrewnionej z tobą kobiety.
- Ale w mojej rodzinie nie ma takich... Obdarowanych. Nikt nigdy o nich nie słyszał.
- Dlatego myślę, że to nie jest twoja rodzina – mówi powoli – Ja zostałam adoptowana, po tym, jak zginęła moja matka.
- O boże, to straszne – kulę się na myśl, że spotkało ją takie nieszczęście.
- Świadomie mnie oddała, a potem odebrała sobie życie, żeby jej Dar nie został wykorzystany przez nazistów.
- Co takiego? - otwieram szeroko oczy.
- Wśród Obdarowanych znalazł się zdrajca, który chciał podarować Hitlerowi cudowną broń. Hitler uwielbiał takie paranormalne zdolności, poszukiwał ich, pragnął... – jej głos się zmienia, emanuje nienawiścią – A teraz pomiot tego drania żyje sobie spokojnie, łamie zasady, a Zgromadzenie się temu przygląda! Mistrz jest już stary i nie widzi zagrożenia, którym jest Swen!
- Kto to jest Swen? - pytam zaintrygowana, bo użyła po raz kolejny tego imienia.
- To potomek Ingmara, drania przez którego moja matka musiała umrzeć. Jego wnuk. Ma pełen Dar, ale nie należy do Zgromadzenia - jej głos aż pluje jadem – Dzięki jego rodzinie rosłam bez świadomości Daru! Byłam traktowana jak wariatka! Zostałam ukarana za to, że złamałam zasady, o których istnieniu nie miałam pojęcia!
Czuję, że narasta we mnie dziwne podniecenie. Nie jest przyjemne. To coś w rodzaju strachu. Jakbym miała za chwilę wejść na egzamin.
- Pani Judith... - przerywam jej – Dziwnie się czuję.
- To znaczy? - patrzy na mnie zaniepokojona.
- Czegoś się boję...
- Cholera! Ktoś chce się tu dostać. Musisz mi pomóc. - rozgląda się z niepokojem.
- Nie wiem, jak – przyznaję. Czuję, że ktoś się zbliża, ktoś zły.
- Dar jest energią. Ty możesz ją czerpać od twoich przodków, ja nie. Mam tylko tyle, ile mam – mówi szybko – Skup się i błagaj o pomoc twoją krew... twoich krewnych! Jeśli ktoś się pojawi, odepchnij go. Potem zapewnisz nam azyl.
Przypominam sobie sytuację z kartą i wznoszę ręce, błagając siwowłosą kobietę o pomoc. Widzę ją i czuję, że moje dłonie robią się ciepłe, to ciepło spływa w dół, rozlewa się po moim ciele, wypełnia je. Nagle w pokoju pojawia się dwóch mężczyzn. Nie patrzą na mnie, tylko na Judith.
- Witaj, masz gościa? - mówi jeden z nich i wykonuje ruch jakby kręcił lasso.
Wiem, co chce zrobić. On przywiąże do siebie moją Judith! O, niedoczekanie twoje! Zbieram się w sobie i nagle wyrzucam dłonie w jego stronę. Trafiam go w chwili, gdy unosi rękę. Jest zdumiony, kiedy uderzenie wyrzuca go gdzieś w niebyt. Drugi stoi oniemiały. Dopiero teraz widzę, że to Judith, z rozczapierzonymi palcami go powstrzymuje. Jego też wyrzucam z pokoju.
- Ale jesteś silna! - w głosie Judith słyszę podziw – Masz Dar! Pełen Dar!
Stoję zdumiona tym, co zaszło. Oglądam swoje dłonie ze wszystkich stron. Nic na nich nie ma.
- Szybko! Zapewnij nam azyl. Masz taki Dar, że nic przez niego nie przelezie! - Judith pierwsza odzyskuje rozsądek.
- Nie wiem, jak...
Nagle słyszę głos. Znam go. To Oskar, na pewno on! Ale on woła... Judith? Jego postać się powoli materializuje.
- Uciekaj – szepcze Judith – Przyjdę do ciebie jeszcze. Uciekaj szybko.
Chcę do domu! Krzyczę w myślach i nagle jestem w sypialni. Serce mi wali, jak młotem. Co to, co cholery było? Kim byli ci ludzie? Przesuwam dłońmi po szyi. Naszyjnik. Mam go na sobie. Co z Judith? Dlaczego kazała mi uciekać? Tamtych po prostu wyrzuciłam z pokoju, a Oskara nie mogłam? Azyl! Jak zapewnić sobie azyl? Tak mało wiem, lamentuję w myślach. Dlaczego rodzice mi nic nie mówią? Oni w ogóle wiedzą? Kim jest kobieta, która mi pomaga? Skoro się pojawia, to znaczy, że była moją krewną, ale ja jej nie znam! A ta druga? Ta elegancka, która czasem przychodzi popatrzeć?
Idę do dużego pokoju i wyciągam stare albumy ze zdjęciami. Przerzucam kartki. Babcia Jasia, babcia Krysia, dziadkowie... obaj już dawno nie żyją... Wyciągam tekturowe pudełko z najstarszymi, pożółkłymi zdjęciami. Żadna z kobiet nie przypomina tamtych. Żadna z kobiet nie przypomina mnie...
Siadam na oparciu kanapy. Zdjęcia się rozsypują. Czuję, że Oskar jest blisko. Czuję jego obecność. Czy powinnam się bronić? Odepchnąć go tak, jak tamtych? Nie mogę. Chcę go widzieć i nie chcę! Pragnę jego głosu, jego dotyku... kiedy jest tuż, tuż... Ale z drugiej strony...
Pojawia się powoli, łagodnie, jakby nie chciał mnie przestraszyć.
- Nie zbliżaj się do mnie! - wyciągam dłonie, by go zatrzymać.
- Wysłuchaj mnie. Proszę! - w jego głosie brzmi desperacja.
- Nie! Oszukałeś mnie.
- Nie. Przysięgam, że nie...
Powoli jego obraz rozmywa się, ale zaraz znów przybiera kształt.
- Marianno, Majka... - prosi tak pokornie, nie zbliża się. Czeka, aż mu pozwolę. - Chcę cię chronić. Judith powiedziała mi o ataku. Masz Dar, ale nie wiesz, jak go wykorzystać. Proszę...
- Nie wierzę ci! - Cofam się o krok, choć coś mnie do niego ciągnie. Tak bardzo chciałbym mu zaufać.
- Posłuchaj. Wiem, jak to wygląda... wiem, jak się czujesz...
- Wiesz?! Nic nie wiesz! Nie masz pojęcia, jak się czuję! – wybucham – Mówiłeś, że to tylko sen! Ja nawet nie wiedziałam, że takie rzeczy są możliwe!
- Wybacz mi – zwiesza głowę. Jest naprawdę skruszony. No, przynajmniej tyle! Podświadomie zaliczam to na jego plus. - Pozwól sobie pomóc – prosi takim łagodnym tonem, a moje serce mięknie – Byli naprawdę groźni, a ty ujawniłaś im swój Dar. Odnajdą cię. Nie spoczną, póki cię nie dopadną.
- Jak mnie znajdą? Nikt mnie nie zna! Nawet ja nie znam... - milknę. Swojej rodziny? Tożsamości?
- Ja cię odnalazłem – szepcze – Choć podałaś mi nieprawdziwe imię. Trzymaj się z dala od Judith i nie wychodź z domu pod żadnym pozorem. Przyjadę po ciebie i zabiorę w bezpieczne miejsce.
- Dlaczego mam ci wierzyć? Nie znam cię, a poza tym... Wykorzystałeś mnie!
- Nie! Przysięgam, że nie – robi krok w moją stronę – Podaj mi dłoń. Tylko dłoń.
- Przywiążesz mnie... - waham się. Pragnę jego dotyku, pragnę... jego.
- Nie. Zaufaj mi.
Wyciągam nieśmiało rękę. Oskar dotyka jej wnętrza, gładzi delikatnie. Przymykam oczy – To nie fair – szepczę. On wie, że tak na mnie działa.
- Zależy mi na tobie. Nawet nie wiesz, jak bardzo... – ma taki seksowny niski głos. Uwielbiam go. Nic na to nie poradzę. - Zapewnię ci azyl w twoim domu, ale nie opuszczaj go. Rozumiesz?
Kiwam głową. Mam tyle pytań, a nie jestem w stanie wydusić z siebie słowa. Jego obecność mnie onieśmiela. Zaraz, czy to znaczy, że się spotkamy naprawdę? Unoszę głowę.
- Jutro przyjeżdża mój tato... - zaczynam – Jakie bezpieczne miejsce? - nagle dociera do mnie, co powiedział.
- Maja, wszystko ci wyjaśnię, ale potem. Musisz mi zaufać. Tylko tu będziesz bezpieczna. Proszę – schyla się i całuje delikatnie wnętrze mojej dłoni. - Obiecaj mi.
- Dobrze – nie mogę mu odmówić. Nie chcę.
Puszcza moją dłoń i robi dwa kroki w tył. Rozkłada szeroko ramiona i przymyka oczy. Jest niesamowity! Jego twarz! Jest w niej jakaś moc i uniesienie. Patrzę zafascynowana, jak porusza ustami. Powoli okręca się wokół swojej osi. Ze zdumieniem zauważam, że on się unosi w powietrzu tuż nad ziemią i uświadamiam sobie, że przecież my śnimy. Świadomy sen, tak to nazwała Judith.
- Dlaczego nie mogę się z nią kontaktować? - pytam cicho, kiedy Oskar opada na podłogę i opuszcza ręce.
- Bo przez nią dotrą do ciebie. - zamyśla się na moment – Zastanawiam się, czy nie lepiej byłoby, gdybyś zatrzymała się u jakiejś koleżanki? Twój adres łatwo znaleźć, jak się już skojarzy was dwie...
- Cholera! Powinnam zabrać moją kartę z przychodni – jestem na siebie zła.
- Już to zrobiłem. - uśmiecha się - Musieliby uzyskać dane od Judith, ale ona nie wie, gdzie mieszkasz. Na wszelki wypadek ona też się przeprowadzi.
- Jestem aż taka ważna? - szepczę z konsternacją. To całe zamieszanie z mojego powodu? - Oni szukali Judith, a nie mnie.
- Ale ty jesteś o wiele ważniejsza od niej. Właśnie to odkryli – mówi poważnie - A dla mnie... jesteś szczególnie ważna.
Podchodzi bliżej. Czuję jego ciepło i zapach. Jestem ważna! Dla niego? Czy on ze mnie kpi?Poza snem też? Nie mam odwagi spytać. Oskar zagląda mi w oczy, a potem całuje delikatnie w usta. Czuję podniecenie. O jasny gwint! W takiej chwili? Mimo tego co mi zrobił? A może właśnie dlatego?
- Muszę teraz odejść, ale jutro wrócę. Nie dzwoń do Judith ze swojej komórki, nie grzeb w internecie. Nie mów nikomu o Darze, o mnie, o Judith. Rozumiesz?
- Nawet tacie?
- Nikomu! I nie opuszczaj tego mieszkania.
Kiwam głową. Oskar powoli znika, a ja zostaję sama ze stertą zdjęć. Co ja mam robić? Zapewnił mi Azyl. Jak on to zrobił? Unoszę ramiona. Nie! Jeszcze coś popsuję. Chcę po prostu spać. Zwijam się w kłębek pod prześcieradłem. Tato, kim ja jestem?

10 komentarzy:

  1. Booooskie <3 piękne, magiczne opowiadanie :D kiedy następny rozdział? :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Roksana, to jest fantastyczne. Po prostu mnie zatyka z warżenia, jak czytam i chcę jeszcze. Mam nadzieję, ze weny Ci wystaryczy na długo i będziesz dodawac posty tak czesto jak teraz.
    Czekam na Akosa. Jestem pewna, ze zrobi ma mnie wrazenie:)
    Dzisiaj krócej bo się spieszę, a własnie odkryłam że dodałas rodział i nie mogałm się powstrzymac żeby nie napisać jak bardzo mi się podoba.
    A widzę, ze Wiktor jeszcze tutaj dzisiaj nie zaglądał:). Pozdrawiam, Inez.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj. Masz rację do tego wcześniejszego zaglądałem co się dzieje na blogu u Roksany. Pozdrawiam Wiktor

      Usuń
  3. Witaj Inez, niestety będziesz musiała jeszcze trochę poczekać na Akosha, ale uwierz mi, że warto.
    Następny rozdział w poniedziałek. Pozdrawiam ;)))

    OdpowiedzUsuń
  4. Witaj. Roksano oźesz, co za fajna, pełna napięcia część. Fajną niespodziankę mi zrobiłaś w weekend czyli dzisiaj. Dzięki, dzięki, dzięki. Pozdrawiam Wiktor

    OdpowiedzUsuń
  5. Naprawdę mnie zaskoczylas. Jest coraz ciekawiej! Świetne. Nie mogę się doczekać kolejnych części.
    Pozdrawiam Asia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj. Asiu fajnie że nadal tu z nami jesteś i że podobają się opowiadania Roksany. Myślę że Majka wywołała normalnie a armagedon i już nic nie będzie jak dawniej. Co o tym sądzisz. Pozdrawiam Ciebie serdecznie. Wiktor

      Usuń
    2. Tak jak napisałeś,Armagedon będzie:D
      Aż jestem całą podekscytowana:D
      Nie mogę się doczekać
      Pozdrawiam!:)

      Usuń
    3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
  6. Kochani, właśnie siadam do kolejnego rozdziału. Oj, coś mi się zdaje, że armagedon to odpowiednie określenie...

    OdpowiedzUsuń