Warszawa. Lipiec
2014
Majka
ułożyła się wygodnie w łóżku tak, by widzieć przez okno
ciemniejące niebo. Judith powiedziała „po zachodzie słońca”,
co mogło oznaczać tylko jedno, miała zamiar przyjść. Przyjść
we śnie.
Mając
w pamięci słowa starszej pani, pozamykała starannie drzwi i
podstawiła pod klamkę krzesło, tak, by nawet po otwarciu wytrychem
zamka nie można było wejść. Nie bała się, ale ostatnio
wydarzyło się tyle niewytłumaczalnych rzeczy, że postanowiła być
ostrożna. Leżała spokojnie, czekając na sen. Bezwiednie sięgnęła
pod cienkie prześcieradło, którego użyła zamiast kołdry i
pogładziła piersi. Jej brodawki zareagowały natychmiast. Rozsunęła
nogi, tak jak to zrobiła w południe, kiedy stał nad nią Marek.
Spróbowała sobie przypomnieć dotyk jego ręki na udzie, ale
zamiast tego, do jej świadomości zakradł się niepokojąco
wyraźny... Oskar.
-
Jeszcze nie śpię! - przestraszyła się, siadając gwałtownie na
łóżku.
Rozejrzała
się po pokoju, ale nie było w nim żywej duszy. Dlaczego ją
prześladował? Przecież miała realnego chłopaka! Miała? No,
kochała się z nim, więc chyba tak. Powinna zapomnieć o tamtym.
Mógł być niebezpieczny!
Niebo
ciemniało powoli. Majka znów osunęła się na poduszkę i
zamknęła oczy. Judith, przyjdź do mnie i wytłumacz mi wszystko,
błagała w myślach.
Jestem
w swoim pokoju. Śpię, czy nie? Siadam na łóżku. Jak to
sprawdzić? Zaraz, we śnie można robić różne dziwne
rzeczy! Skupiam się na tym, by unieść się nad podłogę. Powoli
moje stopy odrywają się od dywanu, a ja sunę w górę. Lecę!
Rozkładam ręce. Ale fajnie!
-
Dobrze się bawisz? - głos Judith sprawia, że nagle spadam na
łóżko.
-
Uważaj. Jeśli nie potrafisz się skopić, to lepiej tego nie rób
– gdera.
-
Przepraszam – bąkam zaszokowana.- Czy teraz mi Pani wierzy?
-
Jeszcze nie. Musimy się przenieść do mnie – bierze mnie za rękę
– Zapraszam.
Przez
chwilę wszystko wokół nas wiruje i rozmywa się, ale zaraz
zaczyna przyjmować realne kształty. Jesteśmy w prosto urządzonym
apartamencie.
-
Weź to – Judith wskazuje naszyjnik leżący na komodzie w salonie
– Załóż na szyję. Zabierzesz to ze sobą do domu. Oddasz
mi potem.
-
Nie ma sprawy – robię, o co prosi. - Czy wyjaśni mi pani...?
-
Tak. Powiem ci tyle, ile mogę, nie narażając się Radzie i
Zgromadzeniu. - rozsiada się wygodnie na kanapie, wskazując mi
miejsce koło siebie – Wszystko zaczęło się w Grecji, jakieś
700 lat p.n.e. Sześciu braci dostało od ojca nakaz rozjechania się
po odległych wyspach w poszukiwaniu majątku. Mieli młodszą
siostrę, której odmówiono pozwolenia na podróż,
mimo że błagała o możliwość odwiedzenia ukochanych braci.
Dziewczyna tak długo modliła się o jakiś cud, że w końcu
zmęczona zasnęła na łące koło domu. Po zachodzie słońca
wydało jej się, że się obudziła, ale nie była na łące, tylko
przed namiotem jednego z braci. Zdumiona weszła do środka i zastała
go na posłaniu w gorączce. Miał na nodze ranę, która nie
chciała się goić. Nie wiedziała, co zrobić, ale przypomniała
sobie, że najstarszy z braci uczył się przez krótki czas w
szkole medyków, więc padła na kolana i zaczęła go
przywoływać. Zjawił się i zajął się chorym bratem. Od tamtej
pory, co noc rodzeństwo odwiedzało się służąc sobie pomocą,
albo po prostu ciesząc się swoim towarzystwem.
-
To jakaś legenda? - marszczę brwi – Myślałam, że powie mi pani
coś konkretniejszego...
-
Siedź cicho i słuchaj – przerywa mi gniewnie – To jest opowieść
z pierwszych stron Kodeksu, najważniejszego dokumentu,
przechowywanego w siedzibie obecnego Mistrza, w zamku
Ainay-le-Vieil.
-
Maxymiliana Lowrensa? Czytałam o nim – cieszę się, jak głupia –
Przepraszam – dodaję szybko, widząc jej minę.
-
Nie powinnaś grzebać w internecie. Oni go monitorują – mówi
z powagą. - Chyba, że chcesz na siebie zwrócić uwagę. Aha,
żeby była jasność, ten dom jest azylem. To znaczy, że nie może
tu wejść nikt nieproszony. Oczywiście, ktoś może próbować
przełamać moją barierę, ale to już jest naruszenie prywatności,
a tego nie wolno robić.
-
Zasady! Wszyscy muszą ich przestrzegać – przypominam sobie słowa
Oskara.
-
Tak. Jest ich sporo. Są spisane w Kodeksie. Wszyscy Obdarowani muszą
je znać.
-
Ilu jest tych Obdarowanych?
-
Chyba około setki. Nie wiem dokładnie.
-
Tak mało? - dziwię się.
-
Mówię o tych z pełnym Darem, czyli takich jak ty. Chyba!
Tych z darem II i III stopnia jest więcej. Myślę, że około
tysiąca. Ja mam Dar II stopnia. Mogę podróżować we śnie,
przywoływać, poruszać przedmioty, ale nie mogę niczego zabrać,
niczego materialnego. No, i to co robię nie wpływa na moje ciało.
Jestem tu tylko duszą. Gdybyś weszła do mojej sypialni, to
mogłabyś mnie zobaczyć.
-
A ja? - jestem w domu, czy tu?
-
Nie mam pojęcia, ale twoje ciało jest tu też fizycznie. To znaczy,
niby jesteś w domu... Jesteś jakby częściowo tu, a częściowo
tam... Nie potrafię tego wytłumaczyć. W każdym razie to, co
robisz, wpływa na twoje ciało.
-
No wiem – wydymam usta. Miałam okazję się przekonać – To pani
ma lepiej, niż ja – wzdycham.
-
Nie bardzo – uśmiecha się – W Zgromadzeniu nie mam żadnych
praw, poza prawem do prywatności i ochrony. Ty możesz mieć tam
nieograniczoną władzę.
-
Ja?
-
Teoretycznie tak. Kobiety z pełnym Darem są cenne, bo jest was
bardzo mało, a możecie urodzić w pełni Obdarowanemu dziecko
obdarzone również pełnym Darem. Za mojego życia zdarzyło
się to tylko dwa razy i bardzo dawno temu – wzdycha.
-
Zaraz! To skąd ja mam Dar? - czuję, że ogarnia mnie niepokój.
Wyczuwam dziwne zagrożenie.
-
To jest właśnie pytanie! Mogłaś go dostać od jakiejś
Obdarowanej spokrewnionej z tobą kobiety.
-
Ale w mojej rodzinie nie ma takich... Obdarowanych. Nikt nigdy o nich
nie słyszał.
-
Dlatego myślę, że to nie jest twoja rodzina – mówi powoli
– Ja zostałam adoptowana, po tym, jak zginęła moja matka.
-
O boże, to straszne – kulę się na myśl, że spotkało ją takie
nieszczęście.
-
Świadomie mnie oddała, a potem odebrała sobie życie, żeby jej
Dar nie został wykorzystany przez nazistów.
-
Co takiego? - otwieram szeroko oczy.
-
Wśród Obdarowanych znalazł się zdrajca, który chciał
podarować Hitlerowi cudowną broń. Hitler uwielbiał takie
paranormalne zdolności, poszukiwał ich, pragnął... – jej głos
się zmienia, emanuje nienawiścią – A teraz pomiot tego drania
żyje sobie spokojnie, łamie zasady, a Zgromadzenie się temu
przygląda! Mistrz jest już stary i nie widzi zagrożenia, którym
jest Swen!
-
Kto to jest Swen? - pytam zaintrygowana, bo użyła po raz kolejny
tego imienia.
-
To potomek Ingmara, drania przez którego moja matka musiała
umrzeć. Jego wnuk. Ma pełen Dar, ale nie należy do Zgromadzenia -
jej głos aż pluje jadem – Dzięki jego rodzinie rosłam bez
świadomości Daru! Byłam traktowana jak wariatka! Zostałam ukarana
za to, że złamałam zasady, o których istnieniu nie miałam
pojęcia!
Czuję,
że narasta we mnie dziwne podniecenie. Nie jest przyjemne. To coś w
rodzaju strachu. Jakbym miała za chwilę wejść na egzamin.
-
Pani Judith... - przerywam jej – Dziwnie się czuję.
-
To znaczy? - patrzy na mnie zaniepokojona.
-
Czegoś się boję...
-
Cholera! Ktoś chce się tu dostać. Musisz mi pomóc. -
rozgląda się z niepokojem.
-
Nie wiem, jak – przyznaję. Czuję, że ktoś się zbliża, ktoś
zły.
-
Dar jest energią. Ty możesz ją czerpać od twoich przodków,
ja nie. Mam tylko tyle, ile mam – mówi szybko – Skup się
i błagaj o pomoc twoją krew... twoich krewnych! Jeśli ktoś się
pojawi, odepchnij go. Potem zapewnisz nam azyl.
Przypominam
sobie sytuację z kartą i wznoszę ręce, błagając siwowłosą
kobietę o pomoc. Widzę ją i czuję, że moje dłonie robią się
ciepłe, to ciepło spływa w dół, rozlewa się po moim
ciele, wypełnia je. Nagle w pokoju pojawia się dwóch
mężczyzn. Nie patrzą na mnie, tylko na Judith.
-
Witaj, masz gościa? - mówi jeden z nich i wykonuje ruch jakby
kręcił lasso.
Wiem,
co chce zrobić. On przywiąże do siebie moją Judith! O,
niedoczekanie twoje! Zbieram się w sobie i nagle wyrzucam dłonie w
jego stronę. Trafiam go w chwili, gdy unosi rękę. Jest zdumiony,
kiedy uderzenie wyrzuca go gdzieś w niebyt. Drugi stoi oniemiały.
Dopiero teraz widzę, że to Judith, z rozczapierzonymi palcami go
powstrzymuje. Jego też wyrzucam z pokoju.
-
Ale jesteś silna! - w głosie Judith słyszę podziw – Masz Dar!
Pełen Dar!
Stoję
zdumiona tym, co zaszło. Oglądam swoje dłonie ze wszystkich stron.
Nic na nich nie ma.
-
Szybko! Zapewnij nam azyl. Masz taki Dar, że nic przez niego nie
przelezie! - Judith pierwsza odzyskuje rozsądek.
-
Nie wiem, jak...
Nagle
słyszę głos. Znam go. To Oskar, na pewno on! Ale on woła...
Judith? Jego postać się powoli materializuje.
-
Uciekaj – szepcze Judith – Przyjdę do ciebie jeszcze. Uciekaj
szybko.
Chcę
do domu! Krzyczę w myślach i nagle jestem w sypialni. Serce mi
wali, jak młotem. Co to, co cholery było? Kim byli ci ludzie?
Przesuwam dłońmi po szyi. Naszyjnik. Mam go na sobie. Co z Judith?
Dlaczego kazała mi uciekać? Tamtych po prostu wyrzuciłam z pokoju,
a Oskara nie mogłam? Azyl! Jak zapewnić sobie azyl? Tak mało wiem,
lamentuję w myślach. Dlaczego rodzice mi nic nie mówią? Oni
w ogóle wiedzą? Kim jest kobieta, która mi pomaga?
Skoro się pojawia, to znaczy, że była moją krewną, ale ja jej
nie znam! A ta druga? Ta elegancka, która czasem przychodzi
popatrzeć?
Idę
do dużego pokoju i wyciągam stare albumy ze zdjęciami. Przerzucam
kartki. Babcia Jasia, babcia Krysia, dziadkowie... obaj już dawno
nie żyją... Wyciągam tekturowe pudełko z najstarszymi, pożółkłymi
zdjęciami. Żadna z kobiet nie przypomina tamtych. Żadna z kobiet
nie przypomina mnie...
Siadam
na oparciu kanapy. Zdjęcia się rozsypują. Czuję, że Oskar jest
blisko. Czuję jego obecność. Czy powinnam się bronić? Odepchnąć
go tak, jak tamtych? Nie mogę. Chcę go widzieć i nie chcę! Pragnę
jego głosu, jego dotyku... kiedy jest tuż, tuż... Ale z drugiej
strony...
Pojawia
się powoli, łagodnie, jakby nie chciał mnie przestraszyć.
-
Nie zbliżaj się do mnie! - wyciągam dłonie, by go zatrzymać.
-
Wysłuchaj mnie. Proszę! - w jego głosie brzmi desperacja.
-
Nie! Oszukałeś mnie.
-
Nie. Przysięgam, że nie...
Powoli
jego obraz rozmywa się, ale zaraz znów przybiera kształt.
-
Marianno, Majka... - prosi tak pokornie, nie zbliża się. Czeka, aż
mu pozwolę. - Chcę cię chronić. Judith powiedziała mi o ataku.
Masz Dar, ale nie wiesz, jak go wykorzystać. Proszę...
-
Nie wierzę ci! - Cofam się o krok, choć coś mnie do niego
ciągnie. Tak bardzo chciałbym mu zaufać.
-
Posłuchaj. Wiem, jak to wygląda... wiem, jak się czujesz...
-
Wiesz?! Nic nie wiesz! Nie masz pojęcia, jak się czuję! –
wybucham – Mówiłeś, że to tylko sen! Ja nawet nie
wiedziałam, że takie rzeczy są możliwe!
-
Wybacz mi – zwiesza głowę. Jest naprawdę skruszony. No,
przynajmniej tyle! Podświadomie zaliczam to na jego plus. - Pozwól
sobie pomóc – prosi takim łagodnym tonem, a moje serce
mięknie – Byli naprawdę groźni, a ty ujawniłaś im swój
Dar. Odnajdą cię. Nie spoczną, póki cię nie dopadną.
-
Jak mnie znajdą? Nikt mnie nie zna! Nawet ja nie znam... - milknę.
Swojej rodziny? Tożsamości?
-
Ja cię odnalazłem – szepcze – Choć podałaś mi nieprawdziwe
imię. Trzymaj się z dala od Judith i nie wychodź z domu pod żadnym
pozorem. Przyjadę po ciebie i zabiorę w bezpieczne miejsce.
-
Dlaczego mam ci wierzyć? Nie znam cię, a poza tym... Wykorzystałeś
mnie!
-
Nie! Przysięgam, że nie – robi krok w moją stronę – Podaj mi
dłoń. Tylko dłoń.
-
Przywiążesz mnie... - waham się. Pragnę jego dotyku, pragnę...
jego.
-
Nie. Zaufaj mi.
Wyciągam
nieśmiało rękę. Oskar dotyka jej wnętrza, gładzi delikatnie.
Przymykam oczy – To nie fair – szepczę. On wie, że tak na mnie
działa.
-
Zależy mi na tobie. Nawet nie wiesz, jak bardzo... – ma taki
seksowny niski głos. Uwielbiam go. Nic na to nie poradzę. -
Zapewnię ci azyl w twoim domu, ale nie opuszczaj go. Rozumiesz?
Kiwam
głową. Mam tyle pytań, a nie jestem w stanie wydusić z siebie
słowa. Jego obecność mnie onieśmiela. Zaraz, czy to znaczy, że
się spotkamy naprawdę? Unoszę głowę.
-
Jutro przyjeżdża mój tato... - zaczynam – Jakie bezpieczne
miejsce? - nagle dociera do mnie, co powiedział.
-
Maja, wszystko ci wyjaśnię, ale potem. Musisz mi zaufać. Tylko tu
będziesz bezpieczna. Proszę – schyla się i całuje delikatnie
wnętrze mojej dłoni. - Obiecaj mi.
-
Dobrze – nie mogę mu odmówić. Nie chcę.
Puszcza
moją dłoń i robi dwa kroki w tył. Rozkłada szeroko ramiona i
przymyka oczy. Jest niesamowity! Jego twarz! Jest w niej jakaś moc i
uniesienie. Patrzę zafascynowana, jak porusza ustami. Powoli okręca
się wokół swojej osi. Ze zdumieniem zauważam, że on się
unosi w powietrzu tuż nad ziemią i uświadamiam sobie, że przecież
my śnimy. Świadomy sen, tak to nazwała Judith.
-
Dlaczego nie mogę się z nią kontaktować? - pytam cicho, kiedy
Oskar opada na podłogę i opuszcza ręce.
-
Bo przez nią dotrą do ciebie. - zamyśla się na moment –
Zastanawiam się, czy nie lepiej byłoby, gdybyś zatrzymała się u
jakiejś koleżanki? Twój adres łatwo znaleźć, jak się już
skojarzy was dwie...
-
Cholera! Powinnam zabrać moją kartę z przychodni – jestem na
siebie zła.
-
Już to zrobiłem. - uśmiecha się - Musieliby uzyskać dane od
Judith, ale ona nie wie, gdzie mieszkasz. Na wszelki wypadek ona też
się przeprowadzi.
-
Jestem aż taka ważna? - szepczę z konsternacją. To całe
zamieszanie z mojego powodu? - Oni szukali Judith, a nie mnie.
-
Ale ty jesteś o wiele ważniejsza od niej. Właśnie to odkryli –
mówi poważnie - A dla mnie... jesteś szczególnie
ważna.
Podchodzi
bliżej. Czuję jego ciepło i zapach. Jestem ważna! Dla niego? Czy
on ze mnie kpi?Poza snem też? Nie mam odwagi spytać. Oskar zagląda
mi w oczy, a potem całuje delikatnie w usta. Czuję podniecenie. O
jasny gwint! W takiej chwili? Mimo tego co mi zrobił? A może
właśnie dlatego?
-
Muszę teraz odejść, ale jutro wrócę. Nie dzwoń do Judith
ze swojej komórki, nie grzeb w internecie. Nie mów
nikomu o Darze, o mnie, o Judith. Rozumiesz?
-
Nawet tacie?
-
Nikomu! I nie opuszczaj tego mieszkania.
Kiwam
głową. Oskar powoli znika, a ja zostaję sama ze stertą zdjęć.
Co ja mam robić? Zapewnił mi Azyl. Jak on to zrobił? Unoszę
ramiona. Nie! Jeszcze coś popsuję. Chcę po prostu spać. Zwijam
się w kłębek pod prześcieradłem. Tato, kim ja jestem?
Booooskie <3 piękne, magiczne opowiadanie :D kiedy następny rozdział? :-)
OdpowiedzUsuńRoksana, to jest fantastyczne. Po prostu mnie zatyka z warżenia, jak czytam i chcę jeszcze. Mam nadzieję, ze weny Ci wystaryczy na długo i będziesz dodawac posty tak czesto jak teraz.
OdpowiedzUsuńCzekam na Akosa. Jestem pewna, ze zrobi ma mnie wrazenie:)
Dzisiaj krócej bo się spieszę, a własnie odkryłam że dodałas rodział i nie mogałm się powstrzymac żeby nie napisać jak bardzo mi się podoba.
A widzę, ze Wiktor jeszcze tutaj dzisiaj nie zaglądał:). Pozdrawiam, Inez.
Witaj. Masz rację do tego wcześniejszego zaglądałem co się dzieje na blogu u Roksany. Pozdrawiam Wiktor
UsuńWitaj Inez, niestety będziesz musiała jeszcze trochę poczekać na Akosha, ale uwierz mi, że warto.
OdpowiedzUsuńNastępny rozdział w poniedziałek. Pozdrawiam ;)))
Witaj. Roksano oźesz, co za fajna, pełna napięcia część. Fajną niespodziankę mi zrobiłaś w weekend czyli dzisiaj. Dzięki, dzięki, dzięki. Pozdrawiam Wiktor
OdpowiedzUsuńNaprawdę mnie zaskoczylas. Jest coraz ciekawiej! Świetne. Nie mogę się doczekać kolejnych części.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Asia
Witaj. Asiu fajnie że nadal tu z nami jesteś i że podobają się opowiadania Roksany. Myślę że Majka wywołała normalnie a armagedon i już nic nie będzie jak dawniej. Co o tym sądzisz. Pozdrawiam Ciebie serdecznie. Wiktor
UsuńTak jak napisałeś,Armagedon będzie:D
UsuńAż jestem całą podekscytowana:D
Nie mogę się doczekać
Pozdrawiam!:)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńKochani, właśnie siadam do kolejnego rozdziału. Oj, coś mi się zdaje, że armagedon to odpowiednie określenie...
OdpowiedzUsuń