Lek

Lek

piątek, 18 września 2015

Meteory. Po zachodzie słońca 17

Warszawa. Lipiec 2014.
Drogę do samolotu pokonali szybkim krokiem, nie zatrzymując się nawet przy odprawie. Pewnie by ją to zdziwiło, gdyby miała czas się zastanowić, ale wszystko działo się w tak zawrotnym tempie, że nie nadążała.
- Teraz mogę ci odpowiedzieć na pytania, jeśli takie masz.
Oskar usiadł naprzeciw Majki. Dwaj pozostali mężczyźni zajęli miejsca na końcu samolotu.
- Oni są częścią załogi? - zaczęła niepewnie, wskazując głową kierowcę i „napastnika”.
- Tak. Ten, który cię zatrzymał, to Johan, a blondyn ma na imię Jean. Jest świetnym kierowcą i mechanikiem. Przydaje się na łodzi – Oskar starał się rozluźnić nieco poważną atmosferę.
Majka zamiast swobodniej, poczuła się głupio. To, że nagle znalazła się z Oskarem oko w oko, było takie krępujące. Czy oni też wiedzieli?
- Czy ktoś poza nami wie... że już byłam na „Insomni”? - spytała cicho, nie patrząc mu w oczy.
- Johan – odpowiedział bez wahania – Ale on nikomu tego nie powie.
- Aha – spuściła wzrok. - Judith powiedziała, że nie wie, skąd mam Dar, ale że musiałam go dostać od kogoś spokrewnionego – postanowiła zadać dręczące ją pytanie – To prawda?
- Z tego, co wiem, to tak. Mogłaś go dostać od w pełni Obdarowanej kobiety. Twojej babki, lub prababki.
- Ale istnieje też inny sposób? - spytała z nadzieją w głosie.
- Tylko jeśli oboje twoi rodzice mają pełen Dar – odparł spokojnym tonem.
- Ale nie mają... - załamała ręce – Może się mylisz?
- Obawiam się, że nie. Rozmawiałem o tobie z Mistrzem, a on wie o Darze wszystko.
- Czy on...? Czy on wie, skąd to mam? - spytała cicho.
- Ma pewne podejrzenia – Oskar delikatnie ujął jej dłoń i zaczął ją gładzić, jakby chciał uspokoić – Tej nocy możemy się z nim spotkać. Oczywiście, jeśli chcesz? Myślę, że będzie już coś wiedział.
Dotyk silnej ciepłej dłoni Oskara rzeczywiście ją uspokajał. Ze zdumieniem uświadomiła sobie, że jest jej znajomy, kojący i miły. Ale przecież nic o nim nie wiedziała! Nic, poza tym, że miał takie same zdolności, jak ona, poza tym był bogaty, przystojny i chyba należał do zupełnie innego świata niż ten, który znała. No, i wiedziała jeszcze, że był świetnym kochankiem. Przynajmniej we śnie.
- A ty skąd masz swój Dar? - spytała nieśmiało.
- Od pradziadka. Przekazał mi go kiedy się urodziłem - wyjaśnił spokojnie.
- Ach tak! A Mistrz go ma? Na pewno tak – przewróciła oczami – To głupie pytanie.
- Wcale nie. Niewiele wiesz o Obdarowanych, więc żadne twoje pytanie nie jest głupie. Mistrz musi mieć pełen Dar i zwykle pochodzi ze znaczącej rodziny, czyli takiej, gdzie jest wielu Obdarowanych. W mojej jest nas troje: mój dziadek, matka i ja. Jest jeszcze druga taka rodzina, a niedługo być może będzie trzecia. Pozostali mają jedno lub dwoje Obdarowanych. Zwykle mężczyzn, bo kobiet z pełnym Darem jest mniej.
- Dlatego jestem ważna? - spojrzała mu w oczy.
- Dlatego też – wytrzymał jej spojrzenie.
- Twój dziadek jest Mistrzem?
- Tak. Judith ci powiedziała?
- Nie. Sama się domyśliłam. - westchnęła – To dla mnie lepiej, czy gorzej?
- Co masz na myśli?
- To, że trafiłam akurat na ciebie. A tak w ogóle, to czy to był przypadek?
- Absolutny. Nie miałem pojęcia, że masz pełen Dar. Gdybym wiedział, nigdy bym... - pokręcił głową, żeby podkreślić swoje słowa – Naprawdę nie wiedziałem. - przyłożył dłoń do serca.
- OK, wierzę ci – poczuła suchość w gardle – Mogę dostać coś do picia?
- Jasne. Przepraszam, że o tym zapomniałem, ale dla mnie też jest to wyjątkowy czas – potarł czoło dłonią – Jean, podaj coś do picia! - zawołał – O co pytałaś? Aha. Czy to dobrze, że mój dziadek jest Mistrzem? Chyba tak. Pomoże ci odnaleźć prawdziwą rodzinę, przyjmie do Zgromadzenia, zadba, żebyś się dowiedziała, jak posługiwać się Darem...
- Zrobi to wszystko? - nie kryła zaskoczenia.
- No, nie osobiście. Niektórymi sprawami zajmę się ja, jeśli pozwolisz... – przyglądał jej się z uwagą – Co zrobiłaś z oczami? Poprzednio wyglądały inaczej.
- Mam szkła kontaktowe. W szkole dzieci mi dokuczały, więc jak poszłam na studia, to zaczęłam je nosić – uśmiechnęła się chyba pierwszy raz od chwili, gdy wsiadła do jego samochodu.
- Wolę tamte. Są takie... intrygujące i jedyne w swoim rodzaju – w jego głosie było coś nieuchwytnego, jakby dziecięcy zachwyt – Ale te też są ładne – dodał szybko.
Majka sięgnęła do torebki i wyjęła z niej małe pudełeczko na soczewki. Ostrożnie zdjęła najpierw jedną, a potem drugą i starannie zakręciła wieczko. Oskar przyglądał jej się z uwagą, jakby widział to pierwszy raz w życiu.
- Tak lepiej? - spojrzała mu w oczy trzepocząc rzęsami.
Jego twarz rozjaśnił uśmiech. Zastanowił się, jak jej powiedzieć po angielsku, że jest kokietką, ale nie zdążył, bo obok nich pojawił się Mark z tacą zastawną puszkami i butelkami. Obserwował przez chwilę, jak pije chciwie sok pomarańczowy, który jej nalał. Była w niej jakaś delikatność i nieśmiałość, ale też chwilami ujawniała się jej buntownicza natura. Ciekawa mieszanka, ale przecież miał już pewne pojęcie, jaka jest. Wyjrzał przez owalne okienko samolotu. Gdzieś tam, w przeciwnym kierunku leciał podobny samolot. Na kadłubie miał logo firmy należącej do Zgromadzenia. Wystartował z Okęcia i obrał kurs na Francję. Na szczęście ludzie Swena połknęli haczyk. Widzieli trzech mężczyzn i ciemnowłosą kobietę, wsiadających na pokład. Na jakiś czas dadzą nam spokój, pomyślał, zadowolony z siebie. Mógł w spokoju realizować swój plan.
- Jak się spotkamy z Mistrzem? On też będzie na łodzi? - Majka odstawiła pusty kubeczek.
- Nie. My podążymy do niego. - spojrzał na zegarek – Do zachodu słońca mamy prawie trzy godziny. Po wylądowaniu zdążymy zjeść kolację, a potem... sen – uniósł kąciki ust w uśmiechu.
Majka pokiwała tylko głową. Powoli się z tym oswajała. Chyba po raz pierwszy czuła się ważna, ale nie tak jak dla nadopiekuńczych rodziców. Ludzie, którzy ją teraz otaczali, traktowali ją z szacunkiem, choć przypuszczała, że ten szacunek wynikał z faktu, że miała Dar, coś, co nie zależało od niej. Tylko Oskar pozwalał sobie na wydawanie jej poleceń, choć za każdym razem dodawał „proszę”, albo „jeśli się zgodzisz”. Co by się stało, gdyby się nie zgodziła? Dwaj pozostali ani razu się do niej nie odezwali, jakby czekali, że ona zrobi to pierwsza, a może była przewrażliwiona? Oskar nawet ich nie przedstawił... ani jej im.
- Przedstawisz nas sobie? - spytała z niewinną miną, wskazując głową towarzyszących im mężczyzn – Skoro mamy mieszkać na jednej łodzi, to chyba powinniśmy się poznać?
- Jak sobie życzysz – z jego twarzy nie mogła niczego wyczytać – Johan, Jean!
Zauważyła, że spełniali polecenia Oskara niezwłocznie, ale bez niepotrzebnej gorliwości, jakby automatycznie. Padała komenda i oni ruszali.
- Johan Knox, nasz kapitan i moja prawa ręka, Jean Gourmet, jak już mówiłem kierowca i mechanik. - Oskar zaprezentował jej swoich towarzyszy.
Obaj byli silnie zbudowani, choć w inny sposób. Johan bardzo wysoki i potężny, Jean wzrostu Oskara, drobniejszy blondyn, ale sprężysty, o kocich ruchach. Mogłaby przysiąc, że trenował jakieś wschodnie walki. Obaj uścisnęli jej dłoń, skłaniając przy tym głowę. Poczuła się odrobinę onieśmielona takim gestem.
- Marianna Nowakowsky – ciągnął Oskar zwracając się teraz do nich – Myślę, że najlepiej będzie, jeśli zostaniemy przy tym imieniu.
- Marianna? - skrzywiła się lekko.
- Maryann – powtórzyli Johan i Mark i spojrzeli na nią pytająco, jakby oczekiwali aprobaty.
W ich ustach brzmiało lepiej. Właściwie, mogła się zgodzić, skoro Oskarowi na tym zależało...?
- Dlaczego nie Majka? - spytała jednak, zastanawiając się, co odpowie.
- Bo będą musieli znać twoje prawdziwe imię, żeby móc cię odnaleźć lub przywołać. Im szybciej się nauczą, tym lepiej, ale jeśli się nie zgodzisz, to będą używać innego imienia. Ty decydujesz.
- Naprawdę zrobią to, o co poproszę? - spytała, wietrząc podstęp – A jeśli zażądam czegoś głupiego, albo niedozwolonego?
- Wyjaśnią ci, że to głupie albo niedozwolone – wzruszył ramionami – W pierwszym przypadku możesz nalegać, w drugim nie, bo mają cię przede wszystkim chronić. Także przed tobą samą – miała wrażenie, że słyszy w jego głosie rozbawienie.
- No, dobrze... - powiedziała powoli – Niech będzie Maryann.
- Dziękuję ci – Oskar uniósł jej dłoń i ustami musnął delikatnie kostki.
- Za co? - zmarszczyła brwi, ale nie cofnęła ręki.
- Za to, że się starasz, choć to dla ciebie niełatwe – znów ten delikatny uśmiech – Wiem, że mam u ciebie dług zaufania – dobierał starannie słowa – Ja też będę się bardzo starał. Jeżeli zechcesz, poznamy się lepiej.
- Dlaczego za każdym razem mówisz: „jeśli zechcesz”?
- Takie są zasady. Nie wolno nakłaniać. Można poprosić, można bardzo poprosić... Trudno to wytłumaczyć - westchnął – Zaczekajmy z tym, do zachodu słońca. Mam problem z angielskim. Nie znam odpowiednich słów, żeby ci to wyjaśnić.
- W takim razie opowiedz mi o Zgromadzeniu. Judith zdążyła mi coś tam powiedzieć, ale nie miałyśmy wystarczająco dużo czasu – na to wspomnienie znów poczuła pod powiekami łzy – Nie mogę tego przeżyć – zaszlochała cicho.
- Chodź – Oskar rozłożył ramiona.
Zawahała się, ale po chwili zajęła miejsce obok i położyła mu głowę na ramieniu. Gładził jej włosy i policzek.
- Zgromadzenie ma 94 członków, tylu jest w pełni Obdarowanych, którzy do niego należą. Na czele stoi Mistrz i Rada Dziesięciu, którą wybrał, albo po prostu Rada. Wszystkich Obdarowanych jest około tysiąca. Nie wiadomo dokładnie, bo Dar objawia się w okolicach pełnoletności, więc... sama rozumiesz.
- A czym się właściwie zajmuje Zgromadzenie, poza pilnowaniem Zasad? - spytała cicho.
- Och, Zasady to domena Raula, jednego z członków Rady. Współpracujemy ze sobą, choć właściwie, to współpracuję prawie z całą Radą. - odetchnął głębiej – Ale pytałaś o Zgromadzenie. Oficjalnie mamy firmę, która zajmuje się alternatywnymi źródłami energii, naturalnymi metodami produkcji żywności, leków, kosmetyków itp. Prowadzimy badania naukowe...
- A nieoficjalnie? - dopytywała się.
- Zastanawiałaś się kiedyś, dlaczego tyle firm próbuje przejąć np. lasy amazońskie, ale żadnej się to do końca nie udaje? Albo, kto pilnuje, żeby nie używano broni biologicznej?
-Wy? - zdumiała się – Myślałam, że są na to umowy międzynarodowe? Jakieś embarga...
- Owszem, ale skądś muszą mieć informacje, co się dzieje. Czasem, jakieś ważne, tajne dokumenty wyciekają do prasy, albo internetu i trzeba wstrzymać groźną dla natury inwestycję, choć rząd oficjalnie nie ma takiej władzy. Opinia publiczna to potężny przeciwnik. Czasem trzeba ludziom uświadomić, że nie są panami tej planety, że są też inni jej mieszkańcy.
- Dlaczego to robicie? To znaczy, dlaczego akurat to?
- Bo dostaliśmy od natury Dar. Coś wspaniałego, coś, co nas wyróżnia... Ale musimy jej się za to odpłacić, bronić przed zachłannym gatunkiem ludzkim. Natura ulitowała się nad cierpieniem i tęsknotą słabego człowieka. Trzeba jej za to dziękować każdego dnia.
- Piękne jest to, co mówisz – westchnęła.
- Taaak – zadumał się. – Ale jest też ktoś, kto nie zgadza się z tą ideą.
- Swen?
- Tak. Ma pełen Dar i zgromadził wokół siebie kilku obdarowanych II i III stopnia. Wiesz, o czym mówię? - upewnił się.
- Tak, Judith mi wytłumaczyła.
- Na szczęście okazało się, że nawet on nie może nikogo z w pełni Obdarowanych zmusić. Nawet jeśli taką osobę uprowadzi, to jest ona bezużyteczna po zachodzie słońca.
- Och! Dlaczego?
- Bo Dar jest nierozerwalnie połączony z wolną wolą. Musisz naprawdę chcieć, żeby coś się stało.
- Och! - Czyli, gdybym wtedy nie odpowiedziała, że chcę, to nic by nie zaszło, pomyślała. Żałowała? Nie potrafiła jeszcze powiedzieć.
- Czyli nie można kogoś Obdarowanego skrzywdzić?
- Niezupełnie, ale to zabronione! Chyba, że... - zawahał się.
- Chyba, że? - podchwyciła.
- Że ma się zgodę Rady lub Mistrza. Wtedy można naruszać prywatność, wymusić coś, a nawet pozbawiać wolności.
- Och! - wyprostowała się. - A ty ją masz?
- Tak – przyznał – W ograniczonym zakresie, ale tak. Taka jest moja rola. Ale ciebie to nie dotyczy – dodał natychmiast, widząc jej nieufne spojrzenie – Ta zgoda dotyczy tylko mojej pracy.
Samolot zaczął zniżać lot. Słońce chyliło się powoli ku zachodniej stronie nieba, oświetlając powierzchnię morza ciepłym blaskiem. Gdzieniegdzie widać już było trójkąty białych żagli, teraz łapiących poświatę złotych promieni. Większość z nich zmierzała do portu, szukając schronienia na nocne godziny. Sklepikarze z nadmorskich straganów zacierali już ręce widząc ten ruch u wejścia do przystani Mandraki.
Majka wróciła na swoje miejsce i przykleiła nos do zimnej szybki okienka. Kto mógł przypuszczać, że tak szybko tu wróci? Na pewno nie ona. I to w dodatku w takim towarzystwie! Czuła na sobie wzrok Oskara, ale uparcie wpatrywała się w przybliżającą się powierzchnię wody. To, co jej opowiadał brzmiało fantastycznie, ale z drugiej strony było osadzone w realiach. Miał odpowiedź na każde jej pytanie, na każdą wątpliwość... Jestem jak Harry Potter, pomyślała, uśmiechając się smutno do siebie.
- O czym myślisz? - głos Oskara zabrzmiał bliżej niż mogła się spodziewać.
- O twoim fantastycznym świecie – westchnęła.
- To także twój świat – odpowiedział z uśmiechem.
- Nie wiem. Znam inny, nie taki dobry i pełen szlachetnych zasad...
- Poznasz go, a poza tym... to ten sam świat, tylko... po zachodzie słońca widzimy go inaczej. Możemy się nim cieszyć. To wielki Dar! - głos Oskara zabrzmiał jakoś uroczyście i wzniośle, choć wcale tego nie chciał.
Majka po raz pierwszy spojrzała na niego z podziwem. Jego wiara w słuszność tego, co robi i jego poszanowanie dla zasad jej zaimponowało. Może trochę uwierał ją jedynie sposób w jaki traktował swoją załogę, ale z drugiej strony nie wyglądali na dotkniętych.
Czy teraz mogliby zostać kochankami, przemknęło jej przez myśl? Natychmiast się zreflektowała. Zachowywał się trochę jak starszy brat, a poza tym... był przecież Marek. Przez cały ten czas nawet o nim nie pomyślała! Leciał teraz samolotem, tak jak ona. Powinna przynajmniej życzyć mu w duchu szczęśliwego lądowania!

7 komentarzy:

  1. Witaj. Dzięki Roksano za nową część. Piszę od razu po dodaniu nowej części, bo później znowu nie będę miał czasu.
    Ciekawe gdzie polecieli ci trzej z babką.
    Pozdrawiam Wiktor

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie powiem!
      Żartuję oczywiście. Dzięki za komentarze. Faktycznie trochę mi poprawiły humor. Dziś wieczorem dodam następny rozdział.;)))

      Usuń
  2. Witaj. Szokujesz mnie. Za każdym razem. Nie mogę się nasycić. Nie wspominam o merytoryce ,bo jest obledna!:)

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Spokojnie,to wszystko było w pozytywnym znaczeniu. Taki ukryty komplet:)
    Bez obaw.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ostatnio nie miałam czasu na napisanie komentarza. Po pierwsze podziękowanie za kolejne, cudowne części opowiadania. Są naprawdę super!! Po drugie, historia, którą stworzyłaś jest bardzo wciągająca i nie przeszkadza mi odrobina fantasy. Po trzecie, po kilku ostatnich częściach nabrałam przekonania, że jesteś w stanie napisać świetny kryminał. .... Także bardzo dziękuję i życzę weny twórczej. Niech moc będzie z Tobą <3 Kasia xxx

    OdpowiedzUsuń