Warszawa.
Lipiec 2014.
Drogę
do samolotu pokonali szybkim krokiem, nie zatrzymując się nawet
przy odprawie. Pewnie by ją to zdziwiło, gdyby miała czas się
zastanowić, ale wszystko działo się w tak zawrotnym tempie, że
nie nadążała.
-
Teraz mogę ci odpowiedzieć na pytania, jeśli takie masz.
Oskar
usiadł naprzeciw Majki. Dwaj pozostali mężczyźni zajęli miejsca
na końcu samolotu.
-
Oni są częścią załogi? - zaczęła niepewnie, wskazując głową
kierowcę i „napastnika”.
-
Tak. Ten, który cię zatrzymał, to Johan, a blondyn ma na
imię Jean. Jest świetnym kierowcą i mechanikiem. Przydaje się na
łodzi – Oskar starał się rozluźnić nieco poważną atmosferę.
Majka
zamiast swobodniej, poczuła się głupio. To, że nagle znalazła
się z Oskarem oko w oko, było takie krępujące. Czy oni też
wiedzieli?
-
Czy ktoś poza nami wie... że już byłam na „Insomni”? -
spytała cicho, nie patrząc mu w oczy.
-
Johan – odpowiedział bez wahania – Ale on nikomu tego nie powie.
-
Aha – spuściła wzrok. - Judith powiedziała, że nie wie, skąd
mam Dar, ale że musiałam go dostać od kogoś spokrewnionego –
postanowiła zadać dręczące ją pytanie – To prawda?
-
Z tego, co wiem, to tak. Mogłaś go dostać od w pełni Obdarowanej
kobiety. Twojej babki, lub prababki.
-
Ale istnieje też inny sposób? - spytała z nadzieją w
głosie.
-
Tylko jeśli oboje twoi rodzice mają pełen Dar – odparł
spokojnym tonem.
-
Ale nie mają... - załamała ręce – Może się mylisz?
-
Obawiam się, że nie. Rozmawiałem o tobie z Mistrzem, a on wie o
Darze wszystko.
-
Czy on...? Czy on wie, skąd to mam? - spytała cicho.
-
Ma pewne podejrzenia – Oskar delikatnie ujął jej dłoń i zaczął
ją gładzić, jakby chciał uspokoić – Tej nocy możemy się z
nim spotkać. Oczywiście, jeśli chcesz? Myślę, że będzie już
coś wiedział.
Dotyk
silnej ciepłej dłoni Oskara rzeczywiście ją uspokajał. Ze
zdumieniem uświadomiła sobie, że jest jej znajomy, kojący i miły.
Ale przecież nic o nim nie wiedziała! Nic, poza tym, że miał
takie same zdolności, jak ona, poza tym był bogaty, przystojny i
chyba należał do zupełnie innego świata niż ten, który
znała. No, i wiedziała jeszcze, że był świetnym kochankiem.
Przynajmniej we śnie.
-
A ty skąd masz swój Dar? - spytała nieśmiało.
-
Od pradziadka. Przekazał mi go kiedy się urodziłem - wyjaśnił
spokojnie.
-
Ach tak! A Mistrz go ma? Na pewno tak – przewróciła oczami
– To głupie pytanie.
-
Wcale nie. Niewiele wiesz o Obdarowanych, więc żadne twoje pytanie
nie jest głupie. Mistrz musi mieć pełen Dar i zwykle pochodzi ze
znaczącej rodziny, czyli takiej, gdzie jest wielu Obdarowanych. W
mojej jest nas troje: mój dziadek, matka i ja. Jest jeszcze
druga taka rodzina, a niedługo być może będzie trzecia. Pozostali
mają jedno lub dwoje Obdarowanych. Zwykle mężczyzn, bo kobiet z
pełnym Darem jest mniej.
-
Dlatego jestem ważna? - spojrzała mu w oczy.
-
Dlatego też – wytrzymał jej spojrzenie.
-
Twój dziadek jest Mistrzem?
-
Tak. Judith ci powiedziała?
-
Nie. Sama się domyśliłam. - westchnęła – To dla mnie lepiej,
czy gorzej?
-
Co masz na myśli?
-
To, że trafiłam akurat na ciebie. A tak w ogóle, to czy to
był przypadek?
-
Absolutny. Nie miałem pojęcia, że masz pełen Dar. Gdybym
wiedział, nigdy bym... - pokręcił głową, żeby podkreślić
swoje słowa – Naprawdę nie wiedziałem. - przyłożył dłoń do
serca.
-
OK, wierzę ci – poczuła suchość w gardle – Mogę dostać coś
do picia?
-
Jasne. Przepraszam, że o tym zapomniałem, ale dla mnie też jest to
wyjątkowy czas – potarł czoło dłonią – Jean, podaj coś do
picia! - zawołał – O co pytałaś? Aha. Czy to dobrze, że mój
dziadek jest Mistrzem? Chyba tak. Pomoże ci odnaleźć prawdziwą
rodzinę, przyjmie do Zgromadzenia, zadba, żebyś się dowiedziała,
jak posługiwać się Darem...
-
Zrobi to wszystko? - nie kryła zaskoczenia.
-
No, nie osobiście. Niektórymi sprawami zajmę się ja, jeśli
pozwolisz... – przyglądał jej się z uwagą – Co zrobiłaś z
oczami? Poprzednio wyglądały inaczej.
-
Mam szkła kontaktowe. W szkole dzieci mi dokuczały, więc jak
poszłam na studia, to zaczęłam je nosić – uśmiechnęła się
chyba pierwszy raz od chwili, gdy wsiadła do jego samochodu.
-
Wolę tamte. Są takie... intrygujące i jedyne w swoim rodzaju – w
jego głosie było coś nieuchwytnego, jakby dziecięcy zachwyt –
Ale te też są ładne – dodał szybko.
Majka
sięgnęła do torebki i wyjęła z niej małe pudełeczko na
soczewki. Ostrożnie zdjęła najpierw jedną, a potem drugą i
starannie zakręciła wieczko. Oskar przyglądał jej się z uwagą,
jakby widział to pierwszy raz w życiu.
-
Tak lepiej? - spojrzała mu w oczy trzepocząc rzęsami.
Jego
twarz rozjaśnił uśmiech. Zastanowił się, jak jej powiedzieć po
angielsku, że jest kokietką, ale nie zdążył, bo obok nich
pojawił się Mark z tacą zastawną puszkami i butelkami.
Obserwował przez chwilę, jak pije chciwie sok pomarańczowy, który
jej nalał. Była w niej jakaś delikatność i nieśmiałość, ale
też chwilami ujawniała się jej buntownicza natura. Ciekawa
mieszanka, ale przecież miał już pewne pojęcie, jaka jest.
Wyjrzał przez owalne okienko samolotu. Gdzieś tam, w przeciwnym
kierunku leciał podobny samolot. Na kadłubie miał logo firmy
należącej do Zgromadzenia. Wystartował z Okęcia i obrał kurs na
Francję. Na szczęście ludzie Swena połknęli haczyk. Widzieli
trzech mężczyzn i ciemnowłosą kobietę, wsiadających na pokład.
Na jakiś czas dadzą nam spokój, pomyślał, zadowolony z
siebie. Mógł w spokoju realizować swój plan.
-
Jak się spotkamy z Mistrzem? On też będzie na łodzi? - Majka
odstawiła pusty kubeczek.
-
Nie. My podążymy do niego. - spojrzał na zegarek – Do zachodu
słońca mamy prawie trzy godziny. Po wylądowaniu zdążymy zjeść
kolację, a potem... sen – uniósł kąciki ust w uśmiechu.
Majka
pokiwała tylko głową. Powoli się z tym oswajała. Chyba po raz
pierwszy czuła się ważna, ale nie tak jak dla nadopiekuńczych
rodziców. Ludzie, którzy ją teraz otaczali, traktowali
ją z szacunkiem, choć przypuszczała, że ten szacunek wynikał z
faktu, że miała Dar, coś, co nie zależało od niej. Tylko Oskar
pozwalał sobie na wydawanie jej poleceń, choć za każdym razem
dodawał „proszę”, albo „jeśli się zgodzisz”. Co by się
stało, gdyby się nie zgodziła? Dwaj pozostali ani razu się do
niej nie odezwali, jakby czekali, że ona zrobi to pierwsza, a może
była przewrażliwiona? Oskar nawet ich nie przedstawił... ani jej
im.
-
Przedstawisz nas sobie? - spytała z niewinną miną, wskazując
głową towarzyszących im mężczyzn – Skoro mamy mieszkać na
jednej łodzi, to chyba powinniśmy się poznać?
-
Jak sobie życzysz – z jego twarzy nie mogła niczego wyczytać –
Johan, Jean!
Zauważyła,
że spełniali polecenia Oskara niezwłocznie, ale bez niepotrzebnej
gorliwości, jakby automatycznie. Padała komenda i oni ruszali.
-
Johan Knox, nasz kapitan i moja prawa ręka, Jean Gourmet, jak już
mówiłem kierowca i mechanik. - Oskar zaprezentował jej
swoich towarzyszy.
Obaj
byli silnie zbudowani, choć w inny sposób. Johan bardzo
wysoki i potężny, Jean wzrostu Oskara, drobniejszy blondyn, ale
sprężysty, o kocich ruchach. Mogłaby przysiąc, że trenował
jakieś wschodnie walki. Obaj uścisnęli jej dłoń, skłaniając
przy tym głowę. Poczuła się odrobinę onieśmielona takim gestem.
-
Marianna Nowakowsky – ciągnął Oskar zwracając się teraz do
nich – Myślę, że najlepiej będzie, jeśli zostaniemy przy tym
imieniu.
-
Marianna? - skrzywiła się lekko.
-
Maryann – powtórzyli Johan i Mark i spojrzeli na nią
pytająco, jakby oczekiwali aprobaty.
W
ich ustach brzmiało lepiej. Właściwie, mogła się zgodzić, skoro
Oskarowi na tym zależało...?
-
Dlaczego nie Majka? - spytała jednak, zastanawiając się, co
odpowie.
-
Bo będą musieli znać twoje prawdziwe imię, żeby móc cię
odnaleźć lub przywołać. Im szybciej się nauczą, tym lepiej, ale
jeśli się nie zgodzisz, to będą używać innego imienia. Ty
decydujesz.
-
Naprawdę zrobią to, o co poproszę? - spytała, wietrząc podstęp
– A jeśli zażądam czegoś głupiego, albo niedozwolonego?
-
Wyjaśnią ci, że to głupie albo niedozwolone – wzruszył
ramionami – W pierwszym przypadku możesz nalegać, w drugim nie,
bo mają cię przede wszystkim chronić. Także przed tobą samą –
miała wrażenie, że słyszy w jego głosie rozbawienie.
-
No, dobrze... - powiedziała powoli – Niech będzie Maryann.
-
Dziękuję ci – Oskar uniósł jej dłoń i ustami musnął
delikatnie kostki.
-
Za co? - zmarszczyła brwi, ale nie cofnęła ręki.
-
Za to, że się starasz, choć to dla ciebie niełatwe – znów
ten delikatny uśmiech – Wiem, że mam u ciebie dług zaufania –
dobierał starannie słowa – Ja też będę się bardzo starał.
Jeżeli zechcesz, poznamy się lepiej.
-
Dlaczego za każdym razem mówisz: „jeśli zechcesz”?
-
Takie są zasady. Nie wolno nakłaniać. Można poprosić, można
bardzo poprosić... Trudno to wytłumaczyć - westchnął –
Zaczekajmy z tym, do zachodu słońca. Mam problem z angielskim. Nie
znam odpowiednich słów, żeby ci to wyjaśnić.
-
W takim razie opowiedz mi o Zgromadzeniu. Judith zdążyła mi coś
tam powiedzieć, ale nie miałyśmy wystarczająco dużo czasu – na
to wspomnienie znów poczuła pod powiekami łzy – Nie mogę
tego przeżyć – zaszlochała cicho.
-
Chodź – Oskar rozłożył ramiona.
Zawahała
się, ale po chwili zajęła miejsce obok i położyła mu głowę na
ramieniu. Gładził jej włosy i policzek.
-
Zgromadzenie ma 94 członków, tylu jest w pełni Obdarowanych,
którzy do niego należą. Na czele stoi Mistrz i Rada
Dziesięciu, którą wybrał, albo po prostu Rada. Wszystkich
Obdarowanych jest około tysiąca. Nie wiadomo dokładnie, bo Dar
objawia się w okolicach pełnoletności, więc... sama rozumiesz.
-
A czym się właściwie zajmuje Zgromadzenie, poza pilnowaniem Zasad?
- spytała cicho.
-
Och, Zasady to domena Raula, jednego z członków Rady.
Współpracujemy ze sobą, choć właściwie, to współpracuję
prawie z całą Radą. - odetchnął głębiej – Ale pytałaś o
Zgromadzenie. Oficjalnie mamy firmę, która zajmuje się
alternatywnymi źródłami energii, naturalnymi metodami
produkcji żywności, leków, kosmetyków itp. Prowadzimy
badania naukowe...
-
A nieoficjalnie? - dopytywała się.
-
Zastanawiałaś się kiedyś, dlaczego tyle firm próbuje
przejąć np. lasy amazońskie, ale żadnej się to do końca nie
udaje? Albo, kto pilnuje, żeby nie używano broni biologicznej?
-Wy?
- zdumiała się – Myślałam, że są na to umowy międzynarodowe?
Jakieś embarga...
-
Owszem, ale skądś muszą mieć informacje, co się dzieje. Czasem,
jakieś ważne, tajne dokumenty wyciekają do prasy, albo internetu i
trzeba wstrzymać groźną dla natury inwestycję, choć rząd
oficjalnie nie ma takiej władzy. Opinia publiczna to potężny
przeciwnik. Czasem trzeba ludziom uświadomić, że nie są panami
tej planety, że są też inni jej mieszkańcy.
-
Dlaczego to robicie? To znaczy, dlaczego akurat to?
-
Bo dostaliśmy od natury Dar. Coś wspaniałego, coś, co nas
wyróżnia... Ale musimy jej się za to odpłacić, bronić
przed zachłannym gatunkiem ludzkim. Natura ulitowała się nad
cierpieniem i tęsknotą słabego człowieka. Trzeba jej za to
dziękować każdego dnia.
-
Piękne jest to, co mówisz – westchnęła.
-
Taaak – zadumał się. – Ale jest też ktoś, kto nie zgadza się
z tą ideą.
-
Swen?
-
Tak. Ma pełen Dar i zgromadził wokół siebie kilku
obdarowanych II i III stopnia. Wiesz, o czym mówię? - upewnił
się.
-
Tak, Judith mi wytłumaczyła.
-
Na szczęście okazało się, że nawet on nie może nikogo z w pełni
Obdarowanych zmusić. Nawet jeśli taką osobę uprowadzi, to jest
ona bezużyteczna po zachodzie słońca.
-
Och! Dlaczego?
-
Bo Dar jest nierozerwalnie połączony z wolną wolą. Musisz
naprawdę chcieć, żeby coś się stało.
-
Och! - Czyli, gdybym wtedy nie odpowiedziała, że chcę, to nic by
nie zaszło, pomyślała. Żałowała? Nie potrafiła jeszcze
powiedzieć.
-
Czyli nie można kogoś Obdarowanego skrzywdzić?
-
Niezupełnie, ale to zabronione! Chyba, że... - zawahał się.
-
Chyba, że? - podchwyciła.
-
Że ma się zgodę Rady lub Mistrza. Wtedy można naruszać
prywatność, wymusić coś, a nawet pozbawiać wolności.
-
Och! - wyprostowała się. - A ty ją masz?
-
Tak – przyznał – W ograniczonym zakresie, ale tak. Taka jest
moja rola. Ale ciebie to nie dotyczy – dodał natychmiast, widząc
jej nieufne spojrzenie – Ta zgoda dotyczy tylko mojej pracy.
Samolot
zaczął zniżać lot. Słońce chyliło się powoli ku zachodniej
stronie nieba, oświetlając powierzchnię morza ciepłym blaskiem.
Gdzieniegdzie widać już było trójkąty białych żagli,
teraz łapiących poświatę złotych promieni. Większość z nich
zmierzała do portu, szukając schronienia na nocne godziny.
Sklepikarze z nadmorskich straganów zacierali już ręce
widząc ten ruch u wejścia do przystani Mandraki.
Majka
wróciła na swoje miejsce i przykleiła nos do zimnej szybki
okienka. Kto mógł przypuszczać, że tak szybko tu wróci?
Na pewno nie ona. I to w dodatku w takim towarzystwie! Czuła na
sobie wzrok Oskara, ale uparcie wpatrywała się w przybliżającą
się powierzchnię wody. To, co jej opowiadał brzmiało
fantastycznie, ale z drugiej strony było osadzone w realiach. Miał
odpowiedź na każde jej pytanie, na każdą wątpliwość... Jestem
jak Harry Potter, pomyślała, uśmiechając się smutno do siebie.
-
O czym myślisz? - głos Oskara zabrzmiał bliżej niż mogła się
spodziewać.
-
O twoim fantastycznym świecie – westchnęła.
-
To także twój świat – odpowiedział z uśmiechem.
-
Nie wiem. Znam inny, nie taki dobry i pełen szlachetnych zasad...
-
Poznasz go, a poza tym... to ten sam świat, tylko... po zachodzie
słońca widzimy go inaczej. Możemy się nim cieszyć. To wielki
Dar! - głos Oskara zabrzmiał jakoś uroczyście i wzniośle, choć
wcale tego nie chciał.
Majka
po raz pierwszy spojrzała na niego z podziwem. Jego wiara w
słuszność tego, co robi i jego poszanowanie dla zasad jej
zaimponowało. Może trochę uwierał ją jedynie sposób w
jaki traktował swoją załogę, ale z drugiej strony nie wyglądali
na dotkniętych.
Czy
teraz mogliby zostać kochankami, przemknęło jej przez myśl?
Natychmiast się zreflektowała. Zachowywał się trochę jak starszy
brat, a poza tym... był przecież Marek. Przez cały ten czas nawet
o nim nie pomyślała! Leciał teraz samolotem, tak jak ona. Powinna
przynajmniej życzyć mu w duchu szczęśliwego lądowania!
Witaj. Dzięki Roksano za nową część. Piszę od razu po dodaniu nowej części, bo później znowu nie będę miał czasu.
OdpowiedzUsuńCiekawe gdzie polecieli ci trzej z babką.
Pozdrawiam Wiktor
Nie powiem!
UsuńŻartuję oczywiście. Dzięki za komentarze. Faktycznie trochę mi poprawiły humor. Dziś wieczorem dodam następny rozdział.;)))
Witaj. Szokujesz mnie. Za każdym razem. Nie mogę się nasycić. Nie wspominam o merytoryce ,bo jest obledna!:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Oj! Dlaczego Cię szokuję???
UsuńSpokojnie,to wszystko było w pozytywnym znaczeniu. Taki ukryty komplet:)
OdpowiedzUsuńBez obaw.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńOstatnio nie miałam czasu na napisanie komentarza. Po pierwsze podziękowanie za kolejne, cudowne części opowiadania. Są naprawdę super!! Po drugie, historia, którą stworzyłaś jest bardzo wciągająca i nie przeszkadza mi odrobina fantasy. Po trzecie, po kilku ostatnich częściach nabrałam przekonania, że jesteś w stanie napisać świetny kryminał. .... Także bardzo dziękuję i życzę weny twórczej. Niech moc będzie z Tobą <3 Kasia xxx
OdpowiedzUsuń