Rodos. Lipiec 2014
Rano Majka poznała
pozostałych dwóch członków załogi. Akosa,
ciemnowłosego nieco ponurego chłopaka, który wyglądał na
niezłego zabijakę i Grega, wyglądającego i zachowującego się
jak amerykański marine. Tworzyli barwny, ale zgrany zespół.
Miała okazję to ocenić, kiedy zobaczyła ich, krzątających się
po łodzi.
- Kawy? - Oskar
siedział nad nowoczesnym laptopem. Wyglądało na to, że pracował
od dłuższego czasu.
- Chętnie –
przysiadła z boku, starając się nie podglądać, co robi. Po
chwili Johan postawił przed nią kubek z kawą i mały dzbanuszek z
mlekiem. - Dzięki – bąknęła zaskoczona takim serwisem.
Oskar wręczył jej
coś w rodzaju elementarza.
- Dzieci uczą się
z tego historii i zasad Zgromadzenia – wyjaśnił – Zanim
przejdziemy do zajęć praktycznych, zapoznaj się z tym.
- A ty, co będziesz
robił?
- Mam urlop, ale to
nie znaczy, że mogę leniuchować – roześmiał się – Przed
śniadaniem trochę pobiegamy. Jeśli chcesz, to się przyłącz,
albo zajmij „salon” na dziobie i poczytaj. Chyba, że chcesz już
jeść?
- Poczekam na was –
zaczęła wertować z uwagą książkę. Na wspomnienie ich wspólnego
pobytu na dziobie katamaranu Majka poczuła łaskotanie w brzuchu.
- Z tego telefonu
możesz zadzwonić – Oskar wręczył jej masywną komórkę –
To telefon satelitarny. Nie informuj nikogo, gdzie jesteś. -
przypomniał - Aha, nikt nie wie o śmierci Judith, więc twoi
rodzice myślą, że jesteś z nią.
- Dzięki –
bąknęła i zabrawszy ze sobą kubek, pomaszerowała na dziób.
Za każdym razem, gdy wspominała Judith, czuła drapanie w gardle.
Najpierw zadzwoniła
do rodziców, uspokoiła ich i wytłumaczyła, że jest w
terenie, gdzie nie ma zasięgu, więc co kilka dni odezwie się do
nich z tego telefonu, albo prześle im coś z komputera. Następnie,
upewniwszy się, że Oskar i reszta załogi poszli biegać, wybrała
numer Marka. Dochodziło wpół do dziesiątej, więc powinien
już wylądować.
- Majka? To ty? -
miał zaspany głos.
- Cześć. Chciałam
się upewnić, że bezpiecznie wylądowałeś.
- Na razie tak.
Jestem w Limie. Właśnie poznałem mój zespół. Razem
lecimy do Cuzco – ożywił się – Żółtodzioby, ale coś
z nich wycisnę. A co u ciebie? Co to za numer?
- Nic... jestem z
rodzicami na wsi. Tu nie ma zasięgu, więc korzystam z uprzejmości
jednego z wczasowiczów – kręciła.
- No, to się
wynudzisz.
- Taak... - Majka
przyglądała się jak piątka spoconych mężczyzn przebiega przed
wejściem na katamaran, by po chwili znów się oddalić.
- Słuchaj, tu jest
super! - ciągnął Marek - Gadałem z ojcem. Mieszkamy w obozie
namiotowym w górach. Dostanę swoje stanowiska, no i ten
zespół... Na pewno coś znajdziemy! Czuję to!
- Świetnie.
Zostaniesz sławny - nie potrafiła się powstrzymać od
uszczypliwości.
- Hej. O co chodzi?
Planowałem ten wyjazd od roku. Nie możesz mieć pretensji.
- Nie mam pretensji.
Po prostu myślałam, że się ucieszysz, jak mnie usłyszysz.
- Jasne, że się
cieszę. Jestem trochę skołowany. Tu jest czwarta rano, czy jakoś
tak...
- W porządku.
- Tylko z nudów
nie zaczepiaj wioskowych chłopaków – spróbował być
zabawny.
- No wiesz?! -
prychnęła.
- Spoko, żartowałem
– roześmiał się – Przecież wiem, że nie masz tam na czym oka
zawiesić.
- Jasne... - Majka
obserwowała, jak Oskar i reszta załogi zatrzymuje się jakieś pięć
metrów od brzegu i zaczyna robić pompki. Mokre od potu
koszulki kleiły się do ich muskularnych ciał.
- Muszę kończyć,
bo podchodzę do bramki – w słuchawce rozległo się ciche
cmoknięcie, jakby Marek przesyłał jej buziaka – Trzymaj się i
pozdrów wioskowych burków.
- Pozdrowię –
zachichotała i wyłączyła telefon – „Wioskowe burki” –
prychnęła.
Greg skończył
pierwszy. Krzyknął coś do reszty i ruszył biegiem do trapu.
Pozostali rzucili się za nim śmiejąc się i popychając. Po drodze
ściągnęli koszulki, a na pokładzie zrzucili buty do biegania.
Greg uruchomił prysznic.
- Hej, panowie! -
głos Oskara przebił się przez śmiechy.
Majka dopiero teraz
uświadomiła sobie, że chce ich powstrzymać, bo właśnie zaczęli
ściągać spodenki. Czym prędzej zsunęła się za nadbudówkę
i wyciągnąwszy na leżaku, otworzyła książkę.
- Daj nam 10 minut –
Oskar wyszczerzył do niej zęby. Nie miał na sobie koszulki, ani
butów.
- Mogę zejść na
dół – roześmiała się na widok jego zakłopotania.
- Nie, po prostu
zostań tutaj. Zwykle rano bierzemy prysznic na zewnatrz...
- Idź. Nie będę
podglądać – zachichotała.
Leżała, słuchając
jak się śmieją i pokrzykują do siebie. Jak w łaźni greckich
bogów, przemknęło jej przez myśl. Dużo by dała za to,
żeby być teraz niewidzialną. Rozejrzała się na boki. Jacht,
który wczoraj stał obok nich, wypłynął. Z drugiej strony
stał gigantyczny jacht motorowy, ale nie było na nim nikogo, za to
zasłaniał ich przed spojrzeniami pasażerów kolejnej łodzi.
Mogli się czuć swobodnie. Starała się skupić na książce. Po
kilku minutach usłyszała, że wchodzą do wnętrza. Postanowiła
dać im jeszcze trochę czasu.
- Śniadanie –
niespodziewanie Oskar pojawił się w jednym ze szklanych włazów
na dziobie.
- Przestraszyłeś
mnie – roześmiała się nerwowo. Zauważyła, że ma mokre włosy
– Jak prysznic?
- Fantastyczny –
wyszczerzył do niej zęby – Po śniadaniu możesz tu wrócić
i czytać. Będziemy płynąć jakieś pięć, sześć godzin.
Zjedli wspólnie
obfity posiłek. Zauważyła, że przy codziennych czynnościach
zachowują się wobec siebie swobodnie i można było naprawdę
odnieść wrażenie, że są grupą przyjaciół na wakacjach.
Wobec niej byli uprzejmi, ale to głównie Oskar „usługiwał”
jej przy stole.
- Co będziemy robić
potem? Mam na myśli, wieczorem? - spytała, zanim udała na się na
swoje „stanowisko”.
- Zjemy kolację na
lądzie, a po zachodzie słońca poćwiczymy – Oskar popatrzył na
jej niedojedzony tost – Jeśli zgłodniejesz, to wiesz, gdzie jest
kuchnia. Zwykle około pierwszej robimy jakąś przekąskę.
- Miałeś mnie
uczyć, a nie tuczyć – zażartowała, klepiąc go poufale w ramię.
Kątem oka
zauważyła nieco zaskoczone spojrzenie Jeana. Zmieszała się, ale
Oskar najwyraźniej nie miał nic przeciwko takiemu traktowaniu.
- Zabieram talerze –
ogłosił tubalnym głosem Johan.
Musiała przyznać,
że byli naprawdę sprawną załogą. Radzili sobie równie
dobrze w kuchni, jak i na pokładzie. Wyjście z portu zajęło im
kilka minut. Ledwie zdążyła umyć zęby, kiedy za oknem jej kajuty
mignęła jej wieżyczka portu z posągiem łani na szczycie.
Spędziła dzień
na czytaniu, podglądaniu, jak Oskar i załoga żeglują no i na...
jedzeniu. Przekąska okazała się prawdziwą ucztą z grecką
sałatką, zapiekanymi warzywami, serami i dojrzewającymi wędlinami.
Po południu dosiadł się do niej Oskar.
- Mam dziś zadanie
do wykonania, ale mogę cię ze sobą zabrać. Potem możemy jeszcze
trochę poćwiczyć.
- Zobaczę czym się
zajmujesz? - poczuła podniecenie.
- Tak. Zresztą nie
tylko ja. Zabierzemy ze sobą chłopaków.
- Super!
- No. Dobrze –
powiedział powoli – Ustalimy w takim razie parę spraw. Po
pierwsze pamiętaj, że masz się chronić, bo możesz sobie zrobić
krzywdę, jeśli np. spadniesz z dużej wysokości, albo ktoś do
ciebie strzeli.
- Co takiego? - aż
zaniemówiła z wrażenia.
- No, nie zakładam
takiej opcji, ale gdyby... - zawahał się – Nie da się nas zabić
we śnie, ale zranić i to poważnie, owszem.
- Aha – uspokoiła
się nieco. - Do tego jeszcze nie doszłam – wskazała książkę.
- Tak przypuszczam.
Dlatego rozmawiamy.
- A dokąd się
udamy?
- Do Chin.
- Żartujesz...
- Nie. Musimy zrobić
zdjęcia największej zapory świata. Satelity zarejestrowały nowe
pęknięcia, ale władze zaprzeczają. Potrzebujemy niezbitych
dowodów. Jeśli zostanie zerwana, to nie tylko zginie mnóstwo
ludzi, ale Szanghaj praktycznie przestanie istnieć, a na dodatek to
może wywołać gigantyczne trzęsienie ziemi – Oskar spoważniał
– Ta zapora spowodowała spowolnienie obrotów naszej
planety, a może nawet odchylić jej oś obrotu, jeśli runie.
Majka oniemiała.
Nie miała pojęcia o istnieniu takiego zagrożenia. Bała się wojny
nuklearnej, powodzi, pożaru... Jak każdy. Ale to?
- I my to zrobimy? -
zdumiała się – Ale tam chyba będzie dzień?
- Zobaczysz,
poradzimy sobie – uśmiechnął się do niej tajemniczo.
- Mówiłeś,
że jak jest dzień, to lepiej tego nie robić – upierała się.
Chciała więcej informacji.
- Zdjęcia muszą
być zrobione za dnia. W innym przypadku wystarczyłoby wezwać kogoś
z Azji – droczył się – No dobrze, powiem ci. Johan i Greg
zrobią zdjęcia, ale nie mogą ich zabrać, bo nie mają takich
zdolności. My je zabierzemy.
- Och! Tylko tyle? -
poczuła zawód.
- Przy okazji pokażę
ci, jak sobie radzić z ludźmi, kiedy nie śpią. Połączymy naukę
z pracą. Co ty na to? - Oskar zajrzał jej w oczy.
- Zgoda -
powiedziała szybko i pokręciła głową. Kiedy tak ją zagadywał,
natychmiast przychodziły jej do głowy nieprzyzwoite myśli. - A co
z nimi zrobisz potem? Znaczy, ze zdjęciami?
- Będę musiał
znaleźć odpowiednią osobę i jej to podrzucić. Lepiej, żeby
potraktowali to poważnie.
- Więc ty
pozostaniesz anonimowy? - zmarszczyła brwi.
- A jakie to ma
znaczenie? Najważniejsze, że sprawa zostanie załatwiona, a nam nie
zależy na rozgłosie. - mrugnął do niej i odwrócił się z
zamiarem odejścia.
- Oskar...
- Tak?
- To się dzieje
naprawdę? - wciąż nie mogła uwierzyć.
- A jak myślisz? -
spytał, zawracając.
Zatrzymał się
blisko niej. Owionął ją zapach jego skóry podsycony
delikatną nutą wody kolońskiej i ciepła, jakie od niego biło.
Uniosła głowę i zajrzała mu w oczy. Wpatrywał się w nią z
uwagą. Inaczej niż przy śniadaniu, inaczej niż w samolocie i
wcześniej, w aucie. Wpatrywał się w nią tak, jak we śnie, jej
śnie. Ale tym razem nie śniła... Przysłoniła oczy rzęsami i
rozchyliła usta, chwytając jego oddech. Stali tak przez chwilę,
jednak żadne z nich nie odważyło się wykonać kolejnego ruchu.
- Oskar! - nie
rozpoznała, który z chłopaków wołał.
- Na razie –
mrugnął do niej, odsuwając się – Idę! - odkrzyknął.
A więc nie była
mu obojętna!
Witaj. Sorki, że tak późno komentuje ale zaczytałem się.
OdpowiedzUsuńDzięki Roksano za część. Pozdrawiam Wiktor
Zastanawia mnie jedna rzecz - kiedy i w jaki sposób Oskar dowie się o istnieniu Marka ... Nie mogę się doczekać kolejnej części. Bardzo wciągające opowiadanie, gratuluje!!! Pozdrawiam, Kasia xxx
OdpowiedzUsuńCierpliwości ;) Dowiesz się jutro ;)))
UsuńRoksana, dziękuję za Akosa:). Podoba mi się. To znaczy podoba mi się ta część, coś się zaczyna dziać pomiędzy Oskarem i Mają. A Akos też mi się podoba, bo jest:) Pozdrawiam, Inez.
OdpowiedzUsuńWłaśnie przyszło mi do głowy, żeby dać mu więcej miejsca...? Coś wymyślę.
Usuń