Lek

Lek

poniedziałek, 21 września 2015

Meteory. Po zachodzie słońca 19

Rodos. Lipiec 2014
Rano Majka poznała pozostałych dwóch członków załogi. Akosa, ciemnowłosego nieco ponurego chłopaka, który wyglądał na niezłego zabijakę i Grega, wyglądającego i zachowującego się jak amerykański marine. Tworzyli barwny, ale zgrany zespół. Miała okazję to ocenić, kiedy zobaczyła ich, krzątających się po łodzi.
- Kawy? - Oskar siedział nad nowoczesnym laptopem. Wyglądało na to, że pracował od dłuższego czasu.
- Chętnie – przysiadła z boku, starając się nie podglądać, co robi. Po chwili Johan postawił przed nią kubek z kawą i mały dzbanuszek z mlekiem. - Dzięki – bąknęła zaskoczona takim serwisem.
Oskar wręczył jej coś w rodzaju elementarza.
- Dzieci uczą się z tego historii i zasad Zgromadzenia – wyjaśnił – Zanim przejdziemy do zajęć praktycznych, zapoznaj się z tym.
- A ty, co będziesz robił?
- Mam urlop, ale to nie znaczy, że mogę leniuchować – roześmiał się – Przed śniadaniem trochę pobiegamy. Jeśli chcesz, to się przyłącz, albo zajmij „salon” na dziobie i poczytaj. Chyba, że chcesz już jeść?
- Poczekam na was – zaczęła wertować z uwagą książkę. Na wspomnienie ich wspólnego pobytu na dziobie katamaranu Majka poczuła łaskotanie w brzuchu.
- Z tego telefonu możesz zadzwonić – Oskar wręczył jej masywną komórkę – To telefon satelitarny. Nie informuj nikogo, gdzie jesteś. - przypomniał - Aha, nikt nie wie o śmierci Judith, więc twoi rodzice myślą, że jesteś z nią.
- Dzięki – bąknęła i zabrawszy ze sobą kubek, pomaszerowała na dziób. Za każdym razem, gdy wspominała Judith, czuła drapanie w gardle.
Najpierw zadzwoniła do rodziców, uspokoiła ich i wytłumaczyła, że jest w terenie, gdzie nie ma zasięgu, więc co kilka dni odezwie się do nich z tego telefonu, albo prześle im coś z komputera. Następnie, upewniwszy się, że Oskar i reszta załogi poszli biegać, wybrała numer Marka. Dochodziło wpół do dziesiątej, więc powinien już wylądować.
- Majka? To ty? - miał zaspany głos.
- Cześć. Chciałam się upewnić, że bezpiecznie wylądowałeś.
- Na razie tak. Jestem w Limie. Właśnie poznałem mój zespół. Razem lecimy do Cuzco – ożywił się – Żółtodzioby, ale coś z nich wycisnę. A co u ciebie? Co to za numer?
- Nic... jestem z rodzicami na wsi. Tu nie ma zasięgu, więc korzystam z uprzejmości jednego z wczasowiczów – kręciła.
- No, to się wynudzisz.
- Taak... - Majka przyglądała się jak piątka spoconych mężczyzn przebiega przed wejściem na katamaran, by po chwili znów się oddalić.
- Słuchaj, tu jest super! - ciągnął Marek - Gadałem z ojcem. Mieszkamy w obozie namiotowym w górach. Dostanę swoje stanowiska, no i ten zespół... Na pewno coś znajdziemy! Czuję to!
- Świetnie. Zostaniesz sławny - nie potrafiła się powstrzymać od uszczypliwości.
- Hej. O co chodzi? Planowałem ten wyjazd od roku. Nie możesz mieć pretensji.
- Nie mam pretensji. Po prostu myślałam, że się ucieszysz, jak mnie usłyszysz.
- Jasne, że się cieszę. Jestem trochę skołowany. Tu jest czwarta rano, czy jakoś tak...
- W porządku.
- Tylko z nudów nie zaczepiaj wioskowych chłopaków – spróbował być zabawny.
- No wiesz?! - prychnęła.
- Spoko, żartowałem – roześmiał się – Przecież wiem, że nie masz tam na czym oka zawiesić.
- Jasne... - Majka obserwowała, jak Oskar i reszta załogi zatrzymuje się jakieś pięć metrów od brzegu i zaczyna robić pompki. Mokre od potu koszulki kleiły się do ich muskularnych ciał.
- Muszę kończyć, bo podchodzę do bramki – w słuchawce rozległo się ciche cmoknięcie, jakby Marek przesyłał jej buziaka – Trzymaj się i pozdrów wioskowych burków.
- Pozdrowię – zachichotała i wyłączyła telefon – „Wioskowe burki” – prychnęła.
Greg skończył pierwszy. Krzyknął coś do reszty i ruszył biegiem do trapu. Pozostali rzucili się za nim śmiejąc się i popychając. Po drodze ściągnęli koszulki, a na pokładzie zrzucili buty do biegania. Greg uruchomił prysznic.
- Hej, panowie! - głos Oskara przebił się przez śmiechy.
Majka dopiero teraz uświadomiła sobie, że chce ich powstrzymać, bo właśnie zaczęli ściągać spodenki. Czym prędzej zsunęła się za nadbudówkę i wyciągnąwszy na leżaku, otworzyła książkę.
- Daj nam 10 minut – Oskar wyszczerzył do niej zęby. Nie miał na sobie koszulki, ani butów.
- Mogę zejść na dół – roześmiała się na widok jego zakłopotania.
- Nie, po prostu zostań tutaj. Zwykle rano bierzemy prysznic na zewnatrz...
- Idź. Nie będę podglądać – zachichotała.
Leżała, słuchając jak się śmieją i pokrzykują do siebie. Jak w łaźni greckich bogów, przemknęło jej przez myśl. Dużo by dała za to, żeby być teraz niewidzialną. Rozejrzała się na boki. Jacht, który wczoraj stał obok nich, wypłynął. Z drugiej strony stał gigantyczny jacht motorowy, ale nie było na nim nikogo, za to zasłaniał ich przed spojrzeniami pasażerów kolejnej łodzi. Mogli się czuć swobodnie. Starała się skupić na książce. Po kilku minutach usłyszała, że wchodzą do wnętrza. Postanowiła dać im jeszcze trochę czasu.
- Śniadanie – niespodziewanie Oskar pojawił się w jednym ze szklanych włazów na dziobie.
- Przestraszyłeś mnie – roześmiała się nerwowo. Zauważyła, że ma mokre włosy – Jak prysznic?
- Fantastyczny – wyszczerzył do niej zęby – Po śniadaniu możesz tu wrócić i czytać. Będziemy płynąć jakieś pięć, sześć godzin.
Zjedli wspólnie obfity posiłek. Zauważyła, że przy codziennych czynnościach zachowują się wobec siebie swobodnie i można było naprawdę odnieść wrażenie, że są grupą przyjaciół na wakacjach. Wobec niej byli uprzejmi, ale to głównie Oskar „usługiwał” jej przy stole.
- Co będziemy robić potem? Mam na myśli, wieczorem? - spytała, zanim udała na się na swoje „stanowisko”.
- Zjemy kolację na lądzie, a po zachodzie słońca poćwiczymy – Oskar popatrzył na jej niedojedzony tost – Jeśli zgłodniejesz, to wiesz, gdzie jest kuchnia. Zwykle około pierwszej robimy jakąś przekąskę.
- Miałeś mnie uczyć, a nie tuczyć – zażartowała, klepiąc go poufale w ramię.
Kątem oka zauważyła nieco zaskoczone spojrzenie Jeana. Zmieszała się, ale Oskar najwyraźniej nie miał nic przeciwko takiemu traktowaniu.
- Zabieram talerze – ogłosił tubalnym głosem Johan.
Musiała przyznać, że byli naprawdę sprawną załogą. Radzili sobie równie dobrze w kuchni, jak i na pokładzie. Wyjście z portu zajęło im kilka minut. Ledwie zdążyła umyć zęby, kiedy za oknem jej kajuty mignęła jej wieżyczka portu z posągiem łani na szczycie.
Spędziła dzień na czytaniu, podglądaniu, jak Oskar i załoga żeglują no i na... jedzeniu. Przekąska okazała się prawdziwą ucztą z grecką sałatką, zapiekanymi warzywami, serami i dojrzewającymi wędlinami. Po południu dosiadł się do niej Oskar.
- Mam dziś zadanie do wykonania, ale mogę cię ze sobą zabrać. Potem możemy jeszcze trochę poćwiczyć.
- Zobaczę czym się zajmujesz? - poczuła podniecenie.
- Tak. Zresztą nie tylko ja. Zabierzemy ze sobą chłopaków.
- Super!
- No. Dobrze – powiedział powoli – Ustalimy w takim razie parę spraw. Po pierwsze pamiętaj, że masz się chronić, bo możesz sobie zrobić krzywdę, jeśli np. spadniesz z dużej wysokości, albo ktoś do ciebie strzeli.
- Co takiego? - aż zaniemówiła z wrażenia.
- No, nie zakładam takiej opcji, ale gdyby... - zawahał się – Nie da się nas zabić we śnie, ale zranić i to poważnie, owszem.
- Aha – uspokoiła się nieco. - Do tego jeszcze nie doszłam – wskazała książkę.
- Tak przypuszczam. Dlatego rozmawiamy.
- A dokąd się udamy?
- Do Chin.
- Żartujesz...
- Nie. Musimy zrobić zdjęcia największej zapory świata. Satelity zarejestrowały nowe pęknięcia, ale władze zaprzeczają. Potrzebujemy niezbitych dowodów. Jeśli zostanie zerwana, to nie tylko zginie mnóstwo ludzi, ale Szanghaj praktycznie przestanie istnieć, a na dodatek to może wywołać gigantyczne trzęsienie ziemi – Oskar spoważniał – Ta zapora spowodowała spowolnienie obrotów naszej planety, a może nawet odchylić jej oś obrotu, jeśli runie.
Majka oniemiała. Nie miała pojęcia o istnieniu takiego zagrożenia. Bała się wojny nuklearnej, powodzi, pożaru... Jak każdy. Ale to?
- I my to zrobimy? - zdumiała się – Ale tam chyba będzie dzień?
- Zobaczysz, poradzimy sobie – uśmiechnął się do niej tajemniczo.
- Mówiłeś, że jak jest dzień, to lepiej tego nie robić – upierała się. Chciała więcej informacji.
- Zdjęcia muszą być zrobione za dnia. W innym przypadku wystarczyłoby wezwać kogoś z Azji – droczył się – No dobrze, powiem ci. Johan i Greg zrobią zdjęcia, ale nie mogą ich zabrać, bo nie mają takich zdolności. My je zabierzemy.
- Och! Tylko tyle? - poczuła zawód.
- Przy okazji pokażę ci, jak sobie radzić z ludźmi, kiedy nie śpią. Połączymy naukę z pracą. Co ty na to? - Oskar zajrzał jej w oczy.
- Zgoda - powiedziała szybko i pokręciła głową. Kiedy tak ją zagadywał, natychmiast przychodziły jej do głowy nieprzyzwoite myśli. - A co z nimi zrobisz potem? Znaczy, ze zdjęciami?
- Będę musiał znaleźć odpowiednią osobę i jej to podrzucić. Lepiej, żeby potraktowali to poważnie.
- Więc ty pozostaniesz anonimowy? - zmarszczyła brwi.
- A jakie to ma znaczenie? Najważniejsze, że sprawa zostanie załatwiona, a nam nie zależy na rozgłosie. - mrugnął do niej i odwrócił się z zamiarem odejścia.
- Oskar...
- Tak?
- To się dzieje naprawdę? - wciąż nie mogła uwierzyć.
- A jak myślisz? - spytał, zawracając.
Zatrzymał się blisko niej. Owionął ją zapach jego skóry podsycony delikatną nutą wody kolońskiej i ciepła, jakie od niego biło. Uniosła głowę i zajrzała mu w oczy. Wpatrywał się w nią z uwagą. Inaczej niż przy śniadaniu, inaczej niż w samolocie i wcześniej, w aucie. Wpatrywał się w nią tak, jak we śnie, jej śnie. Ale tym razem nie śniła... Przysłoniła oczy rzęsami i rozchyliła usta, chwytając jego oddech. Stali tak przez chwilę, jednak żadne z nich nie odważyło się wykonać kolejnego ruchu.
- Oskar! - nie rozpoznała, który z chłopaków wołał.
- Na razie – mrugnął do niej, odsuwając się – Idę! - odkrzyknął.
A więc nie była mu obojętna!

5 komentarzy:

  1. Witaj. Sorki, że tak późno komentuje ale zaczytałem się.
    Dzięki Roksano za część. Pozdrawiam Wiktor

    OdpowiedzUsuń
  2. Zastanawia mnie jedna rzecz - kiedy i w jaki sposób Oskar dowie się o istnieniu Marka ... Nie mogę się doczekać kolejnej części. Bardzo wciągające opowiadanie, gratuluje!!! Pozdrawiam, Kasia xxx

    OdpowiedzUsuń
  3. Roksana, dziękuję za Akosa:). Podoba mi się. To znaczy podoba mi się ta część, coś się zaczyna dziać pomiędzy Oskarem i Mają. A Akos też mi się podoba, bo jest:) Pozdrawiam, Inez.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie przyszło mi do głowy, żeby dać mu więcej miejsca...? Coś wymyślę.

      Usuń