Jestem tak
podniecona, że aż mnie rozpiera energia. Oskar już na mnie czeka.
Ma przewieszone przez ramię dwa duże aparaty fotograficzne.
-
Długo nie mogłam zasnąć – tłumaczę się.
-
To normalne na początku. Popracujemy nad tym – uśmiecha się do
mnie – Ładnie wyglądałaś śpiąca.
Dlaczego
on to robi? Te jego niewinne uwagi, to zaglądanie mi w oczy... To
jakaś gra? Prowokuje mnie?
-
Co robimy? - przysuwam się do niego.
-
Lecimy. Pamiętasz wszystko? - upewnia się.
Kiwam
głową. Bierze mnie za rękę i po kilku chwilach otaczają mnie
jakieś krzaki. Obok nas klęczy na ziemi Akos. Już tu był? Jest
głośno, jakbyśmy znaleźli się obok wodospadu.
-
Skąd wiedziałeś, gdzie się zmaterializować? - pytam, starając
się przekrzyczeć hałas.
-
Akos wybrał to miejsce, a ja chciałem pojawić się obok niego –
wyjaśnia i podaje mu aparaty fotograficzne - Poza tym, już tu
byłem.
Otaczają
nas drzewa. Wychylamy się zza naszej zasłony, ale nie do końca.
Oskar ustawia się tak, żebyśmy cały czas byli w cieniu. Akos po
prostu wychodzi i idzie w kierunku... O, kurde!
Podnoszę głowę i
widzę przed sobą gigantyczną budowlę z betonu. To nie jest
zapora, to moloch! Jakieś dwieście metrów przed nami stoi
trzech ludzi w mundurach. Nie widzą nas? Patrzę z niepokojem na
Oskara. Kręci głową, ale nie rusza się z miejsca. Co to znaczy?
-
Nie ruszaj się, to cię nie zobaczą. Jesteś dla nich tylko zarysem
postaci. To się nazywa „aura”– mówi mi do ucha.
Mundurowi
zaczynają iść w stronę zapory, a wtedy ostrożnie idziemy za
nimi. Pod stopami mamy żwir, ale on nie chrzęści. A może ja tego
nie słyszę?
-
Możemy podejść naprawdę blisko, ale musimy być cicho i nie
możemy ich dotykać – słyszę tuż przy uchu – Po drugiej
stronie zapory pilnuje Akos.
Oskar
cały czas trzyma mnie za rękę. W pewnej chwili zatrzymuje się i
spogląda w górę. Podążam wzrokiem tam, gdzie on i widzę
dwie maleńkie postaci zawieszone w powietrzu naprzeciw pionowej
ściany betonu. Błyska flesz.
-
Cholera – Oskar klnie cicho pod nosem - Musimy zająć tych na
dole, gdyby zauważyli – Wskazuje mi stanowisko mundurowych.
Wcześniej go nie widziałam, za to teraz zauważam snajpera! – Z
góry nie widać błysków – szepcze Oskar.
Znów
zauważam flesz. Jeden z żołnierzy podnosi do góry rękę i
wskazuje coś pozostałym. O kurde, zauważył! Dopiero teraz widzę,
że ma na szyi lornetkę. Podnosi ją do oczu.
-
Zostań tu – Oskar każe mi kucnąć obok dużego kamienia, a sam
podchodzi do stanowiska żołnierzy. Coś zauważają i zaczyna się
ruch. Zdejmują z ramion karabiny. Niedobrze. Oskar się jednak nie
przejmuje. Obchodzi ich, a po chwili zaczyna się unosić nad ziemią.
Ten z lornetką zostawia w spokoju zaporę i skupia się na zarysie
Oskara. Żołnierze rozmawiają między sobą podniesionymi głosami.
Śmiesznie to brzmi, choć mnie wcale nie jest do śmiechu. Kątem
oka widzę jeszcze kilka błysków w innym miejscu, i jeszcze
kilka... Oskar znika nagle, po czym pojawia się za plecami żołnierzy
i klaska cicho. Znów znika. Żołnierz z lornetką odwraca się
w stronę zapory, ale chłopaki chyba już skończyli „sesję”.
Widzę ich postaci, powoli zbliżające się do podstawy betonowego
potwora. Czuję dłoń Oskara na ramieniu.
-
Znikamy – trzyma mnie za rękę i po chwili materializujemy się
jakieś sto metrów od miejsca, gdzie z ogromnych przepustnic
walą strugi wody. Panuje tu taki huk, że nie ma sensu rozmawiać.
Oskar wskazuje mi Jeana i Grega uwijających się obok jednego z
otworów. Coś z nim jest nie tak. Woda wypływa inaczej, jakby
pod innym kątem niż z pozostałych. Fotografują to, a potem
zbliżają się do nas i podają Oskarowi sprzęt. On przegląda
zdjęcia. Chyba nie jest do końca zadowolony. Wskazuje jeszcze jedno
miejsce, z którego sączy się woda. Wypływa nie wiadomo
skąd, bo nie widać pęknięcia, ale płynie, zostawiając ślad.
Greg
bierze aparat i zaczyna się powoli unosić. Osłaniam dłonią oczy,
żeby lepiej widzieć. Na zwieńczeniu zapory zaczyna się jakiś
ruch. Widzę maleńkie postaci żołnierzy. Biegną do barierki.
Patrzą w dół? Greg jest dokładnie naprzeciw miejsca, które
wskazał mu Oskar. Pada strzał. Ledwie go słyszymy przez ten huk,
ale jednak... Patrzę na Oskara z niepokojem, ale on się nie
przejmuje. Pociąga mnie za rękę i po chwili stoimy pod osłoną
naszych krzaków.
-
Oskar, zrób coś! - proszę. Nie chcę, żeby coś się stało
Gregowi. Nie chcę!
-
Nic mu nie będzie. Nie tak łatwo go zabić - uspokaja mnie - Mam
nadzieję, że nie trafią w aparat – wzdycha.
Po
chwili dołączają do nas pozostali. Greg jest z siebie zadowolony.
Oskar ogląda zdjęcia i klepie go po ramieniu. Zabiera aparaty i po
chwili jesteśmy na „Insomni”. Jeszcze jestem lekko oszołomiona.
Widziałam coś nieprawdopodobnego!
-
Oskar, to niemożliwe! Wiesz jaki nacisk na skorupę Ziemi daje taka
ilość wody? - łapię się za głowę – To jest obszar
niestabilny sejsmicznie! Uczyłam się o tym.
-
Właśnie dlatego musimy tego pilnować – wzdycha – Tego i setek
innych „świetnych” pomysłów i inwestycji.
-
Teraz rozumiem... – mówię cicho.
-
No dobra, zrobiliśmy, co trzeba i możemy gdzieś „polatać” -
mruga do mnie.
-
Może do mojego mieszkania? - pytam nieśmiało – Mogłabym zabrać
kilka sukienek...
-
Wolałbym nie, ale jeśli ci na tym zależy – Oskar zastanawia się
przez chwilę – Najpierw ja. Daj mi pięć minut, OK? Gdyby się
okazało, że nie jestem tam sam, natychmiast wracasz na łódź
i alarmujesz pozostałych – mówi z powagą.
Kiwam
głową i wbijam wzrok w wyświetlacz budzika. Oskar znika. Ciężko
mi wytrzymać pięć minut. Co on tam robi? Czego się boi? Podnoszę
jeden z aparatów i przeglądam zdjęcia. Są niesamowite. Na
jednym z nich widzę zarys dwóch postaci. Powiększam zdjęcie.
Wyglądają znajomo... O, kurwa! To ja i Oskar! Stoimy na urwisku u
podnóża zapory. Greg je zrobił? Wyglądamy jak dwa duchy.
Cztery i pół minuty. Odkładam aparat.
-
Chcę się znaleźć w swoim pokoju – mówię na głos, żeby
lepiej to sobie uświadomić.
Materializuję
się z pewnym trudem, ale po chwili jestem u siebie. Oskar stoi w
przedpokoju.
-
W porządku? - pytam.
-
Tak, ale nie zostawajmy tu długo – prosi łagodnym tonem.
Zabieram
z szafy białą sukienkę i jeszcze jedną w kwiatki, a z szafki w
przedpokoju sandałki. To odpowiedniejszy strój na takie
eleganckie wakacje. Oskar przygląda mi się z zainteresowaniem.
Peszy mnie to trochę.
-
No, co? - najeżam się.
-
Nic – wygląda na rozbawionego.
-
Ostrożnie! - upominam go. Aniołek jest z porcelany. Nie chcę, żeby
się stłukł.
-
Skąd go masz? - ogląda go ze wszystkich stron.
-
Nie wiem. Mam go odkąd pamiętam. - odbieram aniołka i odstawiam na
swoje miejsce. - Dlaczego pytasz?
-
Obdarowani stawiają takie przy łóżeczkach dzieci, żeby
chroniły ich sen. Też takiego miałem. - wyjaśnia.
-
Widocznie nieobdarowani wpadli na podobny pomysł – wzdycham –
Wracamy?
Zostawiamy
wszystko w mojej kabinie i włóczymy się jeszcze po rożnych
miejscach. Oskar wymienia adresy, a ja próbuję nas oboje tam
zabrać. Idzie mi coraz lepiej. W końcu nad ranem każe mi wracać i
pospać jeszcze ze dwie godziny.
-
Lepiej nie ryzykować – mówi na koniec – Jeśli nie
zdążysz wrócić do siebie przed wschodem słońca, możesz
zapaść w śpiączkę, a nawet umrzeć. Dlatego właśnie kontroluj
czas! Zostaw sobie godzinę, czy dwie. Tak na wszelki wypadek.
-
Zapamiętam – uśmiecham się do niego i padam na łóżko.
Oskar
ma już odejść, ale nagle zawraca i całuje mnie w czoło na
„dobranoc”. Potem szybko znika. Dotykam ostrożnie tego miejsca.
Słodki jest. Uśmiecham się do siebie.
Końcówka jest urocza, choć muszę przyznać, że czekam aż akcja między nimi się rozwinie :-)
OdpowiedzUsuńNo, masz rację, że trochę się dłuży, ale żeby lepiej poczuć, jak bardzo się różnią, muszę przekazać sporo informacji o tym "nowym" świecie. Postaram się coś dodać jutro wieczorem.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Roksana, to już 20 cześć!!! Niesamowite.... jak szybko zleciało. Ale ciągle mało mi Oskara i Majki.... wiesz czekam na romans, romans. Mam nadzieję, że Mareczek pójdzie w zapomnienie. Pozdrawiam, Inez
OdpowiedzUsuńWitaj Inez. Z pracy piszę więc szybko. Ale mi humor poprawiłaś swoim komentarzem. Jeszcze się śmieje. Oczywiście pozytywnie. Pozdrawiam Wiktor
UsuńWitaj. Roksano a mi część się podobała. Gdyby za szybko się działo to by było już po opowiadaniu. A wydaje mi się że to bardziej będzie książka.
OdpowiedzUsuńOj dziewczyny bardzo ciekawie się robi na blogu u Roksany. Pozdrawiam Wiktor