-
Witaj Heleno – Mistrz powitał elegancką kobietę, która
wkroczyła do jego ulubionego gabinetu, z wyjątkowa uprzejmością –
Co cię do mnie sprowadza? Czyżbyś przemyślała moją propozycję?
-
Och, Mistrzu... – Helena Littenstein–Kraft roześmiała się
nerwowo – Myślę, że wiesz doskonale, co mnie do ciebie
sprowadza.
-
Ja? - uniósł brwi, manifestując bezgraniczne zdumienie –
Nie mam pojęcia. Czyżby stało się coś złego? Jesteś wzburzona.
Helena
miała na końcu języka ciętą ripostę, ale w porę wyhamowała.
Nie tędy droga, postanowiła. Jeśli chciała coś uzyskać, musiała
wykazać się cierpliwością. Od czterech dni nie była w stanie
odszukać Marianny. Zapadła się, jak kamień w wodę. Jedyne, co
miała to informację, że wyjechała na jakieś stypendium
archeologiczne z kobietą, której opis odpowiadał Judith
Banch.
-
Owszem – siliła się na spokój - A jaka mam być po śmierci
Judith?
-
Znałaś ją? - Mistrz przyjrzał jej się uważnie.
-
Nie. Może raz ją spotkałam, ale dawno temu – przyznała –
Nasze matki się znały. No, ale ostatecznie mieszkała w moim kraju!
Taak
– Mistrz przygładził siwe włosy – Nikt nie znał biednej
Judith... Trudno się dziwić – dodał po chwili zadumy – Tak to
jest, jak ktoś dorasta z dala od Zgromadzenia. Jest sam i
zagubiony... Nie rozumie Daru, ani jego błogosławieństwa...
Błądziła, ale w końcu odnalazła swoje miejsce. - pokiwał głową.
Helena
poczuła, że w „normalnych” warunkach nogi by się pod nią
ugięły. On coś wiedział. Była tego pewna.
-
Czy to prawda, że za śmierć Judith odpowiedzialny jest Swen? -
spytała z niepokojem.
-
Niestety tak. - westchnął – Bardzo nad tym ubolewam.
-
Ja też – przyznała – A czy... Czy wiadomo coś o innych? To
znaczy... Czy były z nią inne osoby?
-
Nic mi nie wiadomo na ten temat – Mistrz wciąż jej się
przyglądał – Dlaczego pytasz?
-
Tak tylko – siliła się na obojętny ton, ale serce o mało nie
wyrwało jej się z piersi.
-
Nie zastanawiałaś się, dlaczego zginęła? Albo raczej, dlaczego
teraz? - spytał nagle.
-
Szczerze mówiąc nie... - spuściła głowę, nie mogąc
wytrzymać przenikliwego spojrzenia błękitnych oczu.
-
Judith tak naprawdę nigdy nie opuściła formalnie Zgromadzenia –
ciągnął Mistrz – Dlatego ostrzegliśmy ją, że może być celem
ataku. Niestety, nie posłuchała i zwlekała zbyt długo... -
zawiesił głos.
-
Wiedzieliście? - Helena wpatrywała się w niego szeroko otwartymi
oczami.
-
Mieliśmy pewne sygnały. - Mistrz jakby celowo dawkował jej
informacje - Była w posiadaniu tajemnicy, którą nie chciała
się podzielić ani z nami ani ze Swenem.
-
Tajemnicy? - przełknęła głośno ślinę – Jakiej tajemnicy?
-
Dotyczącej pewnej dziewczyny...
-
O, boże! - Helena załamała ręce.
Dopiero
teraz zdała sobie sprawę, że najprawdopodobniej Mistrz już
wiedział o istnieniu Marianny, ale czekał na jej reakcję, żeby
się upewnić. Dała mu to, czego chciał.
-
Co z tą dziewczyną? - Zastanawiała się, czy zagrać w otwarte
karty – Została uprowadzona?
-
Nie – głos Mistrza nie zdradzał żadnych emocji – Ukryła się.
Czyżbyś coś o niej wiedziała?
-
Ja? Nie... - Helena z trudem hamowała złość. Nie mogę do niej
dotrzeć, panikowała. Jak to możliwe? Ona nie ma pojęcia, jak to
działa! Skąd miałaby się dowiedzieć, jak się ukryć? Od Judith?
Od... - zacisnęła dłonie w pięści, ale zaraz je rozprostowała –
Ty... ty ją ukryłeś? Jest tutaj? W tym zamku?!
-
Heleno, nie mogę ci udzielać takich informacji. Przecież wiesz...-
Mistrz zrobił krok w stronę otwartego na oścież okna i odetchnął
głęboko. Zapach maciejki docierał aż tutaj – Gdyby należała
do twojej rodziny, to by zmieniało postać rzeczy... - urwał w
połowie zdania.
-
Oczywiście... - odwróciła głowę, by nie mógł
zauważyć, jak bardzo nią to wstrząsnęło. Zatoczyła się na
fotel. Nagle zdała sobie sprawę, że sama odebrała sobie broń.
Przynajmniej jest bezpieczna, pocieszała się. Przecież w końcu do
niej dotrze, albo ją przywoła. Wcześniej czy później, ale
zrobi to!
-
Heleno, wydawało mi się, że chcesz mi coś powiedzieć... -
zawiesił głos, jakby chciał ją zachęcić.
-
Nie! - odparła szybko – Dziękuję ci za poświęcony czas. Muszę
wracać do rodziny.
-
Zastanów się, czy nie lepiej byłoby dla was, gdybyś
przyjęła zaproszenie do Zgromadzenia? - ponowił prośbę.
Żebyś
miał prawo rozporządzać losem Marianny? Niedoczekanie twoje! Nie
pozwolę by nasze poświęcenie poszło na marne.
-
Jesteś wspaniałomyślny, ale dziękuję – kiwnęła mu głową.
-
Skoro tak postanowiłaś... - westchnął – Niech tak będzie.
Wychodząc,
Helena wciąż myślała nad jego ostatnimi słowami. Co to miało
znaczyć? Czyżby miał już plany?
-
Helena? - usłyszała miły kobiecy głos.
Wysoka
ciemnowłosa kobieta w średnim wieku stała obok schodów
prowadzących na dziedziniec.
-
Witaj Lady Margaret – rozpoznała synową Mistrza – Dawno cię
nie widziałam. Jak sobie radzisz?
-
Dziękuję. Max dba, żebym się nie nudziła – powiedziała z
delikatnym uśmiechem – A co ciebie tu sprowadza? Czyżbyś jednak
postanowiła do nas wrócić?
-
O nie! – Helena pokręciła głową z dezaprobatą – Ja się nie
nadaję do takiego życia. Moja rodzina tym bardziej. Mam większe
ambicje, niż wydać na świat materiał do przekazania Daru.
Delikatny
uśmiech nie zniknął z twarzy Margaret. Jeśli poczuła się
dotknięta słowami Heleny, to doskonale potrafiła to ukryć.
-
Cóż, jestem dumna z mojego syna. Ma duże szanse zostać
Mistrzem – powiedziała powoli – Ofiara jaką złożył mój
mąż nie pójdzie na marne.
-
Przepraszam – bąknęła Helena. Jej niewyparzony język znów
wprawił ją w zakłopotanie. Nagle coś jej zaświtało. Coś, co
sprawiło, że włosy stanęły jej dęba. - Gratuluję, naprawdę –
wyszeptała bez tchu. Jak on miał na imię? Oskar? - A co słychać
u Oskara?
-
Rzadko go teraz widuję – w głosie Margaret smutek mieszał się z
matczynym ciepłem – Jest taki zajęty! Ale mężczyzna z jego
ambicjami taki powinien być.
Marianno,
gdzie ty do diabła jesteś? Helena czuła, że ogarnia ją panika.
---
Wyspy
greckie. Lipiec 2014.
Dwa
kolejne dni i dwie noce upłynęły Majce podobnie. Podczas
żeglowania czytała, starając się jak najwięcej dowiedzieć o
Zgromadzeniu i Darze. Oskar zwykle w tym czasie pracował przy
komputerze. Wspólne posiłki były okazją do bliższego
poznania chłopaków z załogi, którzy stopniowo
przyzwyczajali się do jej obecności. Po zachodzie słońca
odwiedzali rożne miejsca. Raz odwiedzili zamek, żeby wziąć z
biblioteki kolejną książkę i spotkać się z Mistrzem. Starszy
pan jak zwykle był dla niej miły i prosił o jeszcze trochę
cierpliwości. O dziwo, przyjęła to spokojnie i wyrozumiale. Po raz
pierwszy czuła się na swoim miejscu. Zastanawiała się tylko, jak
wróci na studia, ale ostatecznie przed nią były jeszcze dwa
miesiące wakacji. No, i miała koło siebie Oskara. Coraz częściej
łapała się na tym, że jej ciało reagowało na każde jego
dotknięcie mocniej niż by sobie życzyła. On jednak zdawał się
panować nad sobą, choć podświadomie czuła, że to tylko pozory.
Zaczynało do niej docierać, że odczuwa fizyczny pociąg. Chciała
mieć jednak pewność, że we właściwym kierunku, zanim zdecyduje
się na krok. Zadzwoniła do Marka, ale nie udało jej się z nim
porozmawiać, choć tak bardzo jej na tym zależało.
-
Co się dzieje? - Oskar zauważył, że odkłada telefon do szafki
nad biurkiem nawigatora z zawiedzioną miną – Coś z rodzicami?
-
Nie, w porządku... - zawahała się – Co dziś robimy?
-
A co byś chciała? - utkwił w niej badawcze spojrzenie.
Poczuła
się „przyłapana”. Do tej pory nie rozmawiali o Marku. Powinna
mu powiedzieć?
-
Muszę załatwić jedną sprawę, a potem jestem do dyspozycji –
powiedział nagle.
-
Poczekam na ciebie, a potem... zrób mi niespodziankę –
rzuciła.
Chyba
nie była jeszcze gotowa na bardziej intymną rozmowę.
-
No, to do zachodu słońca – roześmiał się z dziwnym wyrazem
twarzy.
---
Płaskowyż
na którym ustawiono namioty archeologów porośnięty
był skąpą roślinnością składającą się jedynie z wysokich
traw i kilku krzewów. Zakwaterowanie w pobliskiej wiosce
dawałoby może więcej wygód, ale zmuszałoby do pokonywania
codziennie dystansu kilku kilometrów w morderczym zwrotnikowym
klimacie. Rozlokowując się w namiotach badacze zyskiwali dodatkową
godzinę snu i... widok! Region Cuzco obfitował w krajobrazy niczym
z filmów National Geographic.
Oskar
nigdy dotąd nie zwracał uwagi na otaczającą go przyrodę, a
przecież cała jego rodzina, ba, całe Zgromadzenie zajmowało się
ochroną tego, co natura dała człowiekowi. Jak to się stało, że
nagle zauważał krople wody wiszące na końcach ogromnych liści,
że słyszał szelest poruszanych wiatrem szorstkich traw?
Majka ostrożnie, tak by nie potrącać gałęzi, mijała kolejne
drzewa. Wreszcie stanęła na skraju lasu, kryjąc się w mroku.
Oskar zatrzymał się w bezpiecznej odległości. Wiedział, że nie
będzie mogła go zobaczyć, ale mogłaby wyczuć jego obecność. W
duchu dziękował sobie, za to, że nie zdradził jej wszystkich
sekretów związanych z Darem. Patrzył na jej drobną sylwetkę
tkwiącą nieruchomo obok potężnego pnia.
Archeolodzy
siedzieli przy ognisku. Z daleka docierała do Oskara mieszanka słów
wypowiadanych w różnych językach. Dominował angielski i
hiszpański, ale zdarzały się też polskie. Nagle Majka
wyprostowała się, jakby chciała dodać sobie kilka centymetrów
i wyciągnęła szyję w stronę obozowiska. Oskar podążył za jej
wzrokiem. Na tle ciemnego brezentu zauważył sylwetkę młodego
mężczyzny. Miał na sobie lekkie spodnie khaki i koszulę z
podwiniętymi rękawami. Szeroko rozłożone ramiona uniósł
powoli w górę i przeciągnął się z głośnym ziewnięciem.
Następnie odwrócił się tyłem do namiotów i ruszył
w las. Na szczęście nie w stronę, gdzie stała Majka.
Oskar
cofnął się o kilka kroków, aby nie ryzykować przypadkowego
potrącenia przez idącego, ale tamten zatrzymał się jakieś pięć
metrów wcześniej. Po chwili do uszu Oskara dotarło ciche
pogwizdywanie i odgłos świadczący o tym, że mężczyzna opróżnia
pęcherz. Uśmiechnął się do siebie. Faceci na całym świecie
robili to w ten sam sposób. Nagle kątem oka zobaczył ruch i
zamarł. Majka ostrożnie przesuwała się w jego stronę, kryjąc
się za pniami drzew. Widział wyraźnie jej przygiętą sylwetkę.
Dużo ryzykowała. Musiała być naprawdę zdeterminowana. Na
szczęście zatrzymała się w porę. Mężczyzna tymczasem skończył,
poprawił spodenki i ruszył w stronę namiotów. Oskar
dokładnie widział, jak Majka odprowadza go wzrokiem. Wycofał się.
Zobaczył dość.
Kochani, to dla tych, co nie mogli się doczekać, kiedy Oskar się dowie. Obiecuję, że najpóźniej w sobotę rano dodam kolejną część i będzie... soczysta! Taka na weekend ;)))
OdpowiedzUsuńDzięki za komentarze.
Brakuje mi słów. Jestem niezaspokojona:D
OdpowiedzUsuńByle do soboty...:)
Już nie mogę się doczekać jak ta akcja się rozwinie :-)
OdpowiedzUsuńRoksano, rozpatrywałam różne możliwości ale coś takiego nawet nie przyszło mi na myśl - super =) Pozdrawiam, Kasia xxx
OdpowiedzUsuńWitaj!!!. Roksano super część. Dzięki wielkie. Pozdrawiam Wiktor
OdpowiedzUsuńTo sie probiło. Napiecie rośnie i znowu nie wiadomo komu ufać? Dobrze ze sobota tuz, tuz. Pozdrawiam, Inez
OdpowiedzUsuń