Lek

Lek

czwartek, 24 września 2015

Meteory. Po zachodzie słońca 21

- Witaj Heleno – Mistrz powitał elegancką kobietę, która wkroczyła do jego ulubionego gabinetu, z wyjątkowa uprzejmością – Co cię do mnie sprowadza? Czyżbyś przemyślała moją propozycję?
- Och, Mistrzu... – Helena Littenstein–Kraft roześmiała się nerwowo – Myślę, że wiesz doskonale, co mnie do ciebie sprowadza.
- Ja? - uniósł brwi, manifestując bezgraniczne zdumienie – Nie mam pojęcia. Czyżby stało się coś złego? Jesteś wzburzona.
Helena miała na końcu języka ciętą ripostę, ale w porę wyhamowała. Nie tędy droga, postanowiła. Jeśli chciała coś uzyskać, musiała wykazać się cierpliwością. Od czterech dni nie była w stanie odszukać Marianny. Zapadła się, jak kamień w wodę. Jedyne, co miała to informację, że wyjechała na jakieś stypendium archeologiczne z kobietą, której opis odpowiadał Judith Banch.
- Owszem – siliła się na spokój - A jaka mam być po śmierci Judith?
- Znałaś ją? - Mistrz przyjrzał jej się uważnie.
- Nie. Może raz ją spotkałam, ale dawno temu – przyznała – Nasze matki się znały. No, ale ostatecznie mieszkała w moim kraju!
Taak – Mistrz przygładził siwe włosy – Nikt nie znał biednej Judith... Trudno się dziwić – dodał po chwili zadumy – Tak to jest, jak ktoś dorasta z dala od Zgromadzenia. Jest sam i zagubiony... Nie rozumie Daru, ani jego błogosławieństwa... Błądziła, ale w końcu odnalazła swoje miejsce. - pokiwał głową.
Helena poczuła, że w „normalnych” warunkach nogi by się pod nią ugięły. On coś wiedział. Była tego pewna.
- Czy to prawda, że za śmierć Judith odpowiedzialny jest Swen? - spytała z niepokojem.
- Niestety tak. - westchnął – Bardzo nad tym ubolewam.
- Ja też – przyznała – A czy... Czy wiadomo coś o innych? To znaczy... Czy były z nią inne osoby?
- Nic mi nie wiadomo na ten temat – Mistrz wciąż jej się przyglądał – Dlaczego pytasz?
- Tak tylko – siliła się na obojętny ton, ale serce o mało nie wyrwało jej się z piersi.
- Nie zastanawiałaś się, dlaczego zginęła? Albo raczej, dlaczego teraz? - spytał nagle.
- Szczerze mówiąc nie... - spuściła głowę, nie mogąc wytrzymać przenikliwego spojrzenia błękitnych oczu.
- Judith tak naprawdę nigdy nie opuściła formalnie Zgromadzenia – ciągnął Mistrz – Dlatego ostrzegliśmy ją, że może być celem ataku. Niestety, nie posłuchała i zwlekała zbyt długo... - zawiesił głos.
- Wiedzieliście? - Helena wpatrywała się w niego szeroko otwartymi oczami.
- Mieliśmy pewne sygnały. - Mistrz jakby celowo dawkował jej informacje - Była w posiadaniu tajemnicy, którą nie chciała się podzielić ani z nami ani ze Swenem.
- Tajemnicy? - przełknęła głośno ślinę – Jakiej tajemnicy?
- Dotyczącej pewnej dziewczyny...
- O, boże! - Helena załamała ręce.
Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że najprawdopodobniej Mistrz już wiedział o istnieniu Marianny, ale czekał na jej reakcję, żeby się upewnić. Dała mu to, czego chciał.
- Co z tą dziewczyną? - Zastanawiała się, czy zagrać w otwarte karty – Została uprowadzona?
- Nie – głos Mistrza nie zdradzał żadnych emocji – Ukryła się. Czyżbyś coś o niej wiedziała?
- Ja? Nie... - Helena z trudem hamowała złość. Nie mogę do niej dotrzeć, panikowała. Jak to możliwe? Ona nie ma pojęcia, jak to działa! Skąd miałaby się dowiedzieć, jak się ukryć? Od Judith? Od... - zacisnęła dłonie w pięści, ale zaraz je rozprostowała – Ty... ty ją ukryłeś? Jest tutaj? W tym zamku?!
- Heleno, nie mogę ci udzielać takich informacji. Przecież wiesz...- Mistrz zrobił krok w stronę otwartego na oścież okna i odetchnął głęboko. Zapach maciejki docierał aż tutaj – Gdyby należała do twojej rodziny, to by zmieniało postać rzeczy... - urwał w połowie zdania.
- Oczywiście... - odwróciła głowę, by nie mógł zauważyć, jak bardzo nią to wstrząsnęło. Zatoczyła się na fotel. Nagle zdała sobie sprawę, że sama odebrała sobie broń. Przynajmniej jest bezpieczna, pocieszała się. Przecież w końcu do niej dotrze, albo ją przywoła. Wcześniej czy później, ale zrobi to!
- Heleno, wydawało mi się, że chcesz mi coś powiedzieć... - zawiesił głos, jakby chciał ją zachęcić.
- Nie! - odparła szybko – Dziękuję ci za poświęcony czas. Muszę wracać do rodziny.
- Zastanów się, czy nie lepiej byłoby dla was, gdybyś przyjęła zaproszenie do Zgromadzenia? - ponowił prośbę.
Żebyś miał prawo rozporządzać losem Marianny? Niedoczekanie twoje! Nie pozwolę by nasze poświęcenie poszło na marne.
- Jesteś wspaniałomyślny, ale dziękuję – kiwnęła mu głową.
- Skoro tak postanowiłaś... - westchnął – Niech tak będzie.
Wychodząc, Helena wciąż myślała nad jego ostatnimi słowami. Co to miało znaczyć? Czyżby miał już plany?
- Helena? - usłyszała miły kobiecy głos.
Wysoka ciemnowłosa kobieta w średnim wieku stała obok schodów prowadzących na dziedziniec.
- Witaj Lady Margaret – rozpoznała synową Mistrza – Dawno cię nie widziałam. Jak sobie radzisz?
- Dziękuję. Max dba, żebym się nie nudziła – powiedziała z delikatnym uśmiechem – A co ciebie tu sprowadza? Czyżbyś jednak postanowiła do nas wrócić?
- O nie! – Helena pokręciła głową z dezaprobatą – Ja się nie nadaję do takiego życia. Moja rodzina tym bardziej. Mam większe ambicje, niż wydać na świat materiał do przekazania Daru.
Delikatny uśmiech nie zniknął z twarzy Margaret. Jeśli poczuła się dotknięta słowami Heleny, to doskonale potrafiła to ukryć.
- Cóż, jestem dumna z mojego syna. Ma duże szanse zostać Mistrzem – powiedziała powoli – Ofiara jaką złożył mój mąż nie pójdzie na marne.
- Przepraszam – bąknęła Helena. Jej niewyparzony język znów wprawił ją w zakłopotanie. Nagle coś jej zaświtało. Coś, co sprawiło, że włosy stanęły jej dęba. - Gratuluję, naprawdę – wyszeptała bez tchu. Jak on miał na imię? Oskar? - A co słychać u Oskara?
- Rzadko go teraz widuję – w głosie Margaret smutek mieszał się z matczynym ciepłem – Jest taki zajęty! Ale mężczyzna z jego ambicjami taki powinien być.
Marianno, gdzie ty do diabła jesteś? Helena czuła, że ogarnia ją panika.
---


Wyspy greckie. Lipiec 2014.
Dwa kolejne dni i dwie noce upłynęły Majce podobnie. Podczas żeglowania czytała, starając się jak najwięcej dowiedzieć o Zgromadzeniu i Darze. Oskar zwykle w tym czasie pracował przy komputerze. Wspólne posiłki były okazją do bliższego poznania chłopaków z załogi, którzy stopniowo przyzwyczajali się do jej obecności. Po zachodzie słońca odwiedzali rożne miejsca. Raz odwiedzili zamek, żeby wziąć z biblioteki kolejną książkę i spotkać się z Mistrzem. Starszy pan jak zwykle był dla niej miły i prosił o jeszcze trochę cierpliwości. O dziwo, przyjęła to spokojnie i wyrozumiale. Po raz pierwszy czuła się na swoim miejscu. Zastanawiała się tylko, jak wróci na studia, ale ostatecznie przed nią były jeszcze dwa miesiące wakacji. No, i miała koło siebie Oskara. Coraz częściej łapała się na tym, że jej ciało reagowało na każde jego dotknięcie mocniej niż by sobie życzyła. On jednak zdawał się panować nad sobą, choć podświadomie czuła, że to tylko pozory. Zaczynało do niej docierać, że odczuwa fizyczny pociąg. Chciała mieć jednak pewność, że we właściwym kierunku, zanim zdecyduje się na krok. Zadzwoniła do Marka, ale nie udało jej się z nim porozmawiać, choć tak bardzo jej na tym zależało.
- Co się dzieje? - Oskar zauważył, że odkłada telefon do szafki nad biurkiem nawigatora z zawiedzioną miną – Coś z rodzicami?
- Nie, w porządku... - zawahała się – Co dziś robimy?
- A co byś chciała? - utkwił w niej badawcze spojrzenie.
Poczuła się „przyłapana”. Do tej pory nie rozmawiali o Marku. Powinna mu powiedzieć?
- Muszę załatwić jedną sprawę, a potem jestem do dyspozycji – powiedział nagle.
- Poczekam na ciebie, a potem... zrób mi niespodziankę – rzuciła.
Chyba nie była jeszcze gotowa na bardziej intymną rozmowę.
- No, to do zachodu słońca – roześmiał się z dziwnym wyrazem twarzy.
---
Płaskowyż na którym ustawiono namioty archeologów porośnięty był skąpą roślinnością składającą się jedynie z wysokich traw i kilku krzewów. Zakwaterowanie w pobliskiej wiosce dawałoby może więcej wygód, ale zmuszałoby do pokonywania codziennie dystansu kilku kilometrów w morderczym zwrotnikowym klimacie. Rozlokowując się w namiotach badacze zyskiwali dodatkową godzinę snu i... widok! Region Cuzco obfitował w krajobrazy niczym z filmów National Geographic.
Oskar nigdy dotąd nie zwracał uwagi na otaczającą go przyrodę, a przecież cała jego rodzina, ba, całe Zgromadzenie zajmowało się ochroną tego, co natura dała człowiekowi. Jak to się stało, że nagle zauważał krople wody wiszące na końcach ogromnych liści, że słyszał szelest poruszanych wiatrem szorstkich traw?
Majka ostrożnie, tak by nie potrącać gałęzi, mijała kolejne drzewa. Wreszcie stanęła na skraju lasu, kryjąc się w mroku. Oskar zatrzymał się w bezpiecznej odległości. Wiedział, że nie będzie mogła go zobaczyć, ale mogłaby wyczuć jego obecność. W duchu dziękował sobie, za to, że nie zdradził jej wszystkich sekretów związanych z Darem. Patrzył na jej drobną sylwetkę tkwiącą nieruchomo obok potężnego pnia.
Archeolodzy siedzieli przy ognisku. Z daleka docierała do Oskara mieszanka słów wypowiadanych w różnych językach. Dominował angielski i hiszpański, ale zdarzały się też polskie. Nagle Majka wyprostowała się, jakby chciała dodać sobie kilka centymetrów i wyciągnęła szyję w stronę obozowiska. Oskar podążył za jej wzrokiem. Na tle ciemnego brezentu zauważył sylwetkę młodego mężczyzny. Miał na sobie lekkie spodnie khaki i koszulę z podwiniętymi rękawami. Szeroko rozłożone ramiona uniósł powoli w górę i przeciągnął się z głośnym ziewnięciem. Następnie odwrócił się tyłem do namiotów i ruszył w las. Na szczęście nie w stronę, gdzie stała Majka.
Oskar cofnął się o kilka kroków, aby nie ryzykować przypadkowego potrącenia przez idącego, ale tamten zatrzymał się jakieś pięć metrów wcześniej. Po chwili do uszu Oskara dotarło ciche pogwizdywanie i odgłos świadczący o tym, że mężczyzna opróżnia pęcherz. Uśmiechnął się do siebie. Faceci na całym świecie robili to w ten sam sposób. Nagle kątem oka zobaczył ruch i zamarł. Majka ostrożnie przesuwała się w jego stronę, kryjąc się za pniami drzew. Widział wyraźnie jej przygiętą sylwetkę. Dużo ryzykowała. Musiała być naprawdę zdeterminowana. Na szczęście zatrzymała się w porę. Mężczyzna tymczasem skończył, poprawił spodenki i ruszył w stronę namiotów. Oskar dokładnie widział, jak Majka odprowadza go wzrokiem. Wycofał się. Zobaczył dość.


6 komentarzy:

  1. Kochani, to dla tych, co nie mogli się doczekać, kiedy Oskar się dowie. Obiecuję, że najpóźniej w sobotę rano dodam kolejną część i będzie... soczysta! Taka na weekend ;)))
    Dzięki za komentarze.

    OdpowiedzUsuń
  2. Brakuje mi słów. Jestem niezaspokojona:D
    Byle do soboty...:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Już nie mogę się doczekać jak ta akcja się rozwinie :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Roksano, rozpatrywałam różne możliwości ale coś takiego nawet nie przyszło mi na myśl - super =) Pozdrawiam, Kasia xxx

    OdpowiedzUsuń
  5. Witaj!!!. Roksano super część. Dzięki wielkie. Pozdrawiam Wiktor

    OdpowiedzUsuń
  6. To sie probiło. Napiecie rośnie i znowu nie wiadomo komu ufać? Dobrze ze sobota tuz, tuz. Pozdrawiam, Inez

    OdpowiedzUsuń