Lek

Lek

sobota, 26 września 2015

Meteory. Po zachodzie słońca 22

 









- Już wróciłeś? - materializuję się w kajucie „Insomni” i widzę Oskara.
- Tak, przed chwilą. A ty gdzie byłaś?- pyta.
- Sprawdzałam jak sobie radzę z wyborem miejsca. Chyba już to opanowałam. – silę się na obojętność. Źle zrobiłam. Widok Marka mnie przygnębił. - Nauczysz mnie czegoś nowego? - staram się odwrócić uwagę Oskara.
- Postaram się – mówi z ciepłym uśmiechem - Daj mi rękę i uwolnij umysł.
Już to robiłam, więc tym razem wyciągam dłoń bez wahania. Oskar związuje nas niewidzialną nicią, po czym otacza nas gęsta mgła. Nagle widzę wyłaniający się krajobraz. To jakaś rajska wyspa! Jesteśmy zawieszeni nad nią. Ale cudna!
- Lubisz morze? - Oskar szczerzy do mnie zęby.
- Uwielbiam!
Szybujemy przez chwilę nad porośniętą palmami środkową częścią wyspy, po czym Oskar pociąga mnie w dół, kierując się na plażę. Po chwili stoimy na gorącym piasku.
- Chcesz się pokąpać? - pyta, ściągając przez głowę koszulkę.
- Mamy pływać? Myślałam, że będziesz mnie uczył – przyglądam mu się podejrzliwie. Dlaczego mnie tu zabrał? Wie, że jestem smutna. Czy wie, dlaczego? Podglądał mnie? Nie, to niemożliwe, zauważyłabym go, wyczułabym...
- Chcę ci po prostu pokazać jakie jeszcze możliwości daje Dar – uśmiecha się do mnie wesoło, beztrosko. - Połączymy to z przyjemnościami.
- W porządku – A ja go podejrzewałam, ganię się w myślach – Co mam robić?
- Zdejmij ubranie. To bezludna wyspa, nikt nas nie zobaczy – unosi dłonie i otacza nas niewidzialną aurą.
- Skoro jest bezludna, to czemu nas chronisz? - śmieję się.
- Bo po pierwsze ktoś mógłby szukać mnie lub ciebie, a po drugie chłopaki znają to miejsce, a ja nie chcę się z nimi dzielić widokiem – znacząco unosi brwi , a ja się czerwienię.
Mam się rozebrać? Zastanawiam się. Przecież mogłabym pływać w majtkach. Mam je pod ubraniem. Chce mnie nagą?
- Zrób to dla mnie – Oskar podchodzi do mnie i dotyka ramiączka mojej bluzki – Proszę – ma taki seksowny głos.
- Oskar, ja... - Jak mam mu powiedzieć, że to byłoby nie fair w stosunku do Marka, skoro on nawet nie wie o jego istnieniu. Muszę najpierw z nim porozmawiać, powiedzieć mu, że jest ktoś inny. A jest? Jestem skołowana.
- Chcę ci tylko pokazać jaki człowiek czuje się wolny w wodzie, kiedy nie ma na sobie ubrania – szepcze.
Dlaczego, kiedy tak do mnie mówi, ja mam wrażenie, że za chwilę użyje słowa seks? Dlaczego w jego obecności czuję się jak po szampanie? Czy to wpływ tego, co nas otacza, czy jego? Powoli zsuwam sukienkę. Oskar patrzy na mnie głodnym wzrokiem. Podnieca mnie to bardziej, niż bym chciała. Rozpina spodenki i zsuwa je razem z bielizną. Nie mam odwagi spojrzeć w dół. Patrzę mu w oczy i powoli zdejmuję majtki.
- Chodźmy do wody – bierze mnie za rękę.
Płyniemy pod wodą obok siebie, w niewielkiej odległości, ale na tyle dużej, żeby się nie dotykać. Zerkam ukradkiem na Oskara. Pięknie wygląda. Słońca prześwieca przez wodę i tańczy po jego nagim ciele. Nie widzę dokładnie, ale wydaje mi się, że jest trochę podniecony. Nagle odwraca głowę w moją stronę i coś pokazuje. Coś z przodu... Delfiny! Całe stado. Płyniemy tam.
Patrzę jak urzeczona na szare obłe ciała. Są w ciągłym ruchu. Co jakiś czas podpływają do powierzchni, żeby potem zanurkować w dół. Nagle zauważam parę. Płyną obok siebie, opływają się nawzajem, jakby robiły podwójną śrubę. Ale pięknie! Zerkam na Oskara, a on się uśmiecha. Delfiny ustawiają się do siebie brzuchami i nagle... o kurwa! Z brzucha jednego z nich wysuwa się długi penis. Łączą się ze sobą! Bzykają się! Czuję się zażenowana, ale nie mogę oderwać od nich wzroku. To niesamowite, że mogę to oglądać. Delfiny rozłączają się i samica podpływa do powierzchni, potem nurkuje, a obok niej pojawia się inny samiec, ociera się o nią. Płyną obok siebie, a potem... zakrywam dłonią usta. Samiec jest duży, większy od samicy. Płyną połączone, a on porusza mocno ogonem. Widzę, jak pod lśniącą szarą skórą pracują mięśnie. Ten widok mnie podnieca. Odwracam głowę i napotykam zaciekawione spojrzenie granatowych oczu. Wynurzam się, a delfiny odpływają.
- Czy to co widziałam...? - brak mi słów.
- Kopulowały – Oskar się śmieje.
- Ale ona zrobiła to z dwoma samcami! - jestem zszokowana.
- Takie mają zwyczaje. U ludzi też się tak zdarza – dodaje ostrożnie.
Odwracam wzrok. Czuję się głupio.
- Chciałbym cię pocałować – mówi nagle.
- Zrób to – szepczę.
Podpływa do mnie. Nasze ciała są śliskie. Unosimy się na wodzie bez trudu. Oskar ujmuje moją twarz i powoli obejmuje ustami moje. Pocałunek jest słony, głęboki, namiętny... Obejmuję go rękami. Czuję, jak jego członek nabrzmiewa. Mam taką ochotę przyjąć go w siebie. Dociskam brzuch do jego brzucha, mając pośrodku ten twardy podłużny kształt. Wystarczy trochę się unieść, rozchylić nogi... Moje ciało pragnie tego wypełnienia, choć mózg mówi mi, że nie powinnam. Natura pcha mnie do tego, by nasze ciała się połączyły, jak ciała delfinów... Język Oskara porusza się w moich ustach, bierze mnie w posiadanie, zniewala... Dlaczego mnie tu przyciągnął? Moje wnętrze pulsuje pożądaniem. Dlaczego całuje mnie tak namiętnie?
- Os-kar – dyszę.
- Płyńmy do brzegu – odpycha mnie lekko od siebie. Ma takie głębokie spojrzenie, takie niesamowite.
Nie mogę zebrać myśli. Płyniemy obok siebie. Wychodzimy na brzeg zdyszani, mokrzy. Kładziemy się na piasku, żeby odpocząć. Łagodne fale raz po raz obmywają nasze stopy.
- Pięknie tu – szepczę.
- Wiesz, jak długo byłaś pod wodą? - Oskar odwraca się w moją stronę i opiera głowę na ręce. Jego nagie ciało pokrywają kropelki wody. - Prawie piętnaście minut.
- Och!
- Gdybyś sobie uświadomiła, że to niemożliwe, zaczęłabyś się topić – uśmiecha się.
Więc to jednak była lekcja. Przekręcam się na brzuch. Muszę znaleźć zajęcie dla rąk i widok dla oczu. Na piasku leżą płaskie owalne kamyki. Układam je jeden na drugim. Taką wieżyczkę.
- To na pamiątkę? - Oskar podaje mi jeszcze jeden kamyk.
- Tak – szepczę – Na pamiątkę tej chwili.
Nagle mam taką ochotę go pocałować! Kładę kamyk drżącymi rękami i przysuwam się do Oskara. Wie, czego chcę. Unosi moją brodę i jego usta opadają na moje. Całujemy się zachłannie. Nasze języki oplatają się wokół siebie. Czuję w brzuchu motyle. Cały rój! Nasze podniecenie jest namacalne, jakby powietrze wokół nas zgęstniało. Jęczę cicho, kiedy Oskar zaczyna ssać mój język. Przyciąga mnie do siebie... na siebie. Leżę na nim. Czuję jego wzwód uciskający mi brzuch. Pragnie mnie! Ja jego też! Na co czekamy? Jęczymy oboje. Oskar trzyma w dłoniach moją twarz. Bierze w posiadanie moje usta. Posuwa je językiem. Jestem bliska omdlenia. Uginam kolano i mam udo Oskara między nogami. Jęczę jeszcze głośniej, kiedy pociera mój obrzmiały srom. Już nie wiem, co mam ze sobą zrobić. Tak bardzo chcę się kochać! Chcę się kochać z nim!
- Majka – Oskar dyszy – Musimy wracać.
Odsuwa się ode mnie. Mam przed sobą jego oczy. Jest w nich coś niepokojącego, dzikiego i jednocześnie tak pociągającego... Oddycha jak po biegu. Ja też.
- Musimy wracać... - powtarza szeptem i odwraca wzrok.
Dlaczego? Powoli dociera do mnie, że on ma rację. Zbliża się wschód słońca. Ubieram się szybko. Oskar całuje mnie jeszcze lekko w usta i... już. Jesteśmy w mojej kajucie.
- Znikaj – odpycham go lekko i siadam na łóżku.
Czy mi się wydaje, czy był zakłopotany? Nie wiem. Nie chcę wiedzieć. Za to wiem coś innego, wiem, że tak naprawdę cały czas chcę właśnie jego.
Zaraz po przebudzeniu Majka usiadła i zaczęła nasłuchiwać. Miała nadzieję, że Oskar do niej przyjdzie. Nie myliła się. Dotarł do niej dźwięk naciskanej klamki, potem cichy szelest otwieranych drzwi. Zamarła, drżąc z emocji. Ciche kroki... i jej klamka drgnęła. Poczuła przyjemny dreszczyk gdzieś w okolicy pępka, albo może odrobinę niżej...?
- Oskar, dobrze, że nie śpisz – rozpoznała przyciszony głos Johana.
- Tak? - z głosu Oskara niczego nie można było wyczytać.
Podwójne kroki powoli oddaliły się od jej drzwi.
- Cholera! - zaklęła cicho, a po chwili roześmiała się sama do siebie i padła na łóżko. Wyglądało na to, że Johan pilnował nie tylko jej.
---
- Coś ważnego? - głos Oskara nie zdradzał, jak bardzo ta rozmowa była dla niego nie w porę.
- Wybacz, ale to nie może czekać – Johan podał mu jedno ze zdjęć zrobionych przy zaporze – Ktoś tam był – stwierdził i wskazał niewielką plamkę widoczną na tle szarej masy betonu.
- Nie wyczuliśmy go – Oskar westchnął – Wiadomo, co tam robił?
- Może to przypadek, ale nie sądzę... – głos Johana brzmiał poważnie – Już rozmawiałem z chłopakami. Będą się mieć na baczności, ale wy też uważajcie.
- Taaak... - pokiwał głową z roztargnieniem – Powiększ to. Może da się coś więcej z tego wydobyć.
Swen, czy Helena? To było pytanie za sto punktów. Jedno i drugie stanowiło zagrożenie, choć każde innego rodzaju.




3 komentarze:

  1. Świetna część, zreszta jak zawsze :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Roksana, dzieki za sobotnią część. Jak zawsze wciągająca. Pozdrawiam, Inez

    OdpowiedzUsuń
  3. Witaj. Część wspaniała. Dzięki Roksano. Pozdrawiam Wiktor

    OdpowiedzUsuń