Wyspy
greckie. Sierpień 2014
Zapadający
zmierzch zastał Majkę nad książką. Doczytała do końca strony i
zatrzasnęła ją energicznie. Przyjrzała się dokładnie twardym
okładkom. To było „wydanie specjalne” z 1980 roku. Na ostatniej
stronie widniała lista języków, w jakich ją wydano. Była
imponująca i mogła oznaczać tylko jedno, że Obdarowani rozrzuceni
byli po całym świecie. Z tego, co powiedzieli jej Johan i Akos,
wynikało, że pobierali się między sobą niezależnie od
narodowości i języka, jakim się posługiwali. Oskar już dawno
wytłumaczył jej, że po zachodzie słońca odrębności przestawały
istnieć. Rozmawiali swobodnie, a bariery językowe znikały.
Wyglądało na to, że wszyscy też żyli tak, jak nakazywał im
zbiór zasad zawartych w kodeksie. Przypominało jej to sektę,
ale nie mogła zaprzeczyć, że ich cele były szczytne, a
poświęcenie w walce o prawa natury budziło podziw. Jedyną rzeczą,
z którą nie mogła się pogodzić był sposób, w jaki
przekazywali Dar kolejnym pokoleniom. Z drugiej strony, jeśli
chcieli go zachować...?
Sięgnęła
po inną książkę i spojrzała na pierwszą stronę. „Podręcznik
dla uczniów zaawansowanych”. Wcześniej przeczytała
„Podręcznik dla uczniów. Podstawy” i ten „Kodeks.
Wydanie specjalne”. Co oznaczało „wydanie specjalne”? Nigdzie
nie natrafiła na rodzaj kar, o których mówił Johan. Z
podręcznika dowiedziała się, że jest cały ich system, ale na tym
się kończyło. Nic nie było również na temat zawierania
małżeństw. Oczywiście był opis uroczystości, ale niewiele się
dowiedziała na temat praw i obowiązków małżonków.
Za to obszerny rozdział poświęcono kwestiom kłamstwa i „Przysięgi
na Dar”. Dopiero teraz zrozumiała, jakie miała ona znaczenie. Nie
wolno było jej nadużywać, a jej złamanie podlegało srogiej
karze. Dowiedziała się również, że można jej było
odmówić, ale to zawsze wiązało się z konsekwencjami.
Przeczytała
także dalszy ciąg opowieści o Kaliope,
jak nazywała się dziewczyna, która wyprosiła od Natury Dar,
i jej braciach. Zaskoczył ją fragment o tym, że zakochała się w
jednym z braci i w zamian za zgodę na poślubienie go, ofiarowała
Naturze własne życie. Natura jej go nie odebrała, ale to właśnie
stało się długiem, który przez stulecia spłacali
Obdarowani. Spłacali poświęceniem własnych uczuć w imię
zachowania Daru.
Odłożyła
książki na biurko i otworzyła szafę z ubraniami. Skoro miała się
spotkać z Lady Margaret, to powinna jakoś wyglądać! Zdjęła z
wieszaka długą granatową sukienkę bez rękawów. W
połączeniu z połyskliwym paseczkiem i lekkimi sandałkami był to
naprawdę elegancki strój. Upięła włosy i nałożyła
wiszące kolczyki. Przejrzała się w lustrze zamontowanym w drzwiach
szafy. Podobała się sobie! Było to dość nieoczekiwane odkrycie,
biorąc pod uwagę, że zwykle witała swoje odbicie westchnieniem
dezaprobaty. Zmieniła niewiele: śmielszy makijaż, odpięty
guziczek na piersiach, więcej pewności siebie. Czyżby zachwyt w
oczach Oskara czynił aż takie cuda?
Ułożyła
się wygodnie na swoim łóżku i przymknęła powieki. Miała
niejasne przeczucie, że czegoś zapomniała. Jasne, naszyjnik!
Wyciągnęła go z szufladki szafki nocnej i zawiesiła sobie na
szyi, chowając go pod sukienkę. Chciała go mieć przy sobie, kiedy
stanie nad grobem Judith, chciała go zwrócić... Delikatne
kołysanie katamaranu koiło jej zmysły. Odetchnęła głębiej.
---
Otwieram
oczy. Już potrafię rozpoznać ten stan, kiedy śnię świadomie.
Uśmiecham się do siebie. Lubię to, nawet bardzo! Czuję obecność
Oskara, ale daję mu jeszcze trochę czasu. Wiem, że zanim pozwoli
mi się ruszyć z „Insomni”, musi wszystko sprawdzić osobiście.
Jego dbałość o moje bezpieczeństwo już mnie nie dziwi. Z kodeksu
dowiedziałam się, że Zgromadzenie daje jego członkom siłę, z
którą nie jest w stanie zmierzyć się pojedynczy Obdarowany.
Ale ja do niego nie należę. Jest to chyba pierwszy przypadek, kiedy
ktoś pozostaje poza Zgromadzeniem tak długo. Zwykle, kiedy objawia
się Dar, opiekun Obdarowanego natychmiast zwraca się do Mistrza, a
ten uroczyście przyjmuje go pod swoje skrzydła. Oczywiście jeśli
Obdarowany byłby pełnoletni, mógłby zrobić to sam. Nie do
końca rozumiem, jak to jest z tą ich pełnoletnością? Wiem, że
dla nich liczy się 21 lat, ale co z tego wynika? Znalazłam tylko
kilka linijek tekstu, który mówił, że do czasu
osiągnięcia praw, ważne decyzje podejmuje ten z największym Darem
w rodzinie, a jeśli jest ich kilku, to ten, kto jest starszy. No
cóż, u mnie to dość skomplikowana sytuacja, bo 21 lat
skończę w listopadzie, czyli po tym ważnym zebraniu, o którym
mówił Oskar. A jednak twierdzi, że mogłabym przystąpić do
Zgromadzenia i będę miała głos w jego sprawie, choć nie będę
miała pełnych praw. Nic z tego nie rozumiem!
Czuję,
że Oskar mnie przywołuje. Jestem gotowa. Skupiam się na nim i
powoli przenoszę się w jakieś nieznane mi miejsce. Jest bardzo
ciemno, bo nieba nie rozświetla ani księżyc, ani gwiazdy. Ciężkie
ołowiane chmury wiszą nisko, jak grafitowa kotara.
-
Gdzie jesteśmy? - pytam, widząc Oskara, ale natychmiast zdaję
sobie sprawę, że moje pytanie nie ma sensu, bo stoimy pośród
grobów – Nie ma świeczek... - mówię, trochę tym
zdziwiona.
-
Zgasiliśmy wszystkie w promieniu 20 metrów – Oskar ujmuje
mnie za rękę – gdyby zaplątał się tu jakiś człowiek, lepiej,
żeby nas nie zobaczył w blasku płomienia.
-
Masz rację – patrzę na niego z podziwem. Myśli o wszystkim! - A
gdzie grób Judith? - rozglądam się niepewnie. Żaden z
grobów nie wygląda na nowy.
-
Tam – Oskar wskazuje mi kierunek.
Podchodzimy
do prostego grobu, na którym leżą trzy wiązanki ze świeżych
kwiatów. Oczywiście też nie ma świec.
„Jonatan
Banch, zm. 1939
Joanna
Oleńska Banch, zm. 1940
Judith
Banch, 1940 - 2014”
Myślałam,
że jest młodsza! Litery są proste i jednolite. Widać, że ktoś
kazał odnowić wcześniejsze napisy.
-
Kto ją pochował? Miała rodzinę? - zastanawiam się głośno.
-
My, Zgromadzenie – Oskar staje obok mnie i czuję na plecach jego
ramię – Właściwie wszyscy jesteśmy w jakiś sposób
spokrewnieni. Mniej lub bardziej... - mówi z zadumą.
Sięgam
pod ubranie i wyjmuję medalion. Obracam go w rękach z
zakłopotaniem. Myślałam, ze grób będzie świeży i po
prostu go zakopię. Zerkam na Oskara. Może on coś wymyśli? Nie
chciałabym, żeby ktoś ukradł to, co należało do Judith.
-
Moglibyśmy odrobinę odsunąć płytę? - pytam bez entuzjazmu –
Nie jest duży. Łatwo go wsunąć w szczelinę – podaję mu
medalion.
Oskar
ogląda go uważnie, choć już raz go widział.
-
Otwierałaś go? - pyta nagle.
-
Co? - nie rozumiem – To można go otworzyć?
Zabieram
od niego naszyjnik. Przecież go oglądaliśmy! Na pewno nie był
otwierany! Jednak on ma rację. Teraz widzę z boku maleńki zawias.
Mimo skąpego światła, nie sposób go przeoczyć.
-
Jak to możliwe? - jestem zdumiona.
-
Słyszałem o takich przedmiotach – Oskar wygląda na nie mniej
wstrząśniętego ode mnie – Wyglądają inaczej we śnie, a
inaczej poza nim. Otwierają się tylko w rękach w pełni
Obdarowanych.
-
Ale Judith nie miała pełnego Daru! - ręce mi drżą.
-
Widocznie miała zamiar poprosić ciebie – mówi ściszonym
głosem.
-
Widziałam się z nią rano, w dniu, kiedy zginęła, ale zapomniałam
jej go oddać, a ona się nie upomniała... Też zapomniała?
-
Nie sądzę – kręci głową – Jest bezcenny. Otworzysz?
-
Nie wiem... - nagle ogarnia mnie niepokój – Oskar, ktoś tu
jest.
-
Jean i Akos – mówi i rozgląda się uważnie.
Odruchowo
kucam obok grobu. Między kwiatami dostrzegam białą figurkę
aniołka. Jest identyczny, jak mój! Co on tu robi? Może
obdarowani stawiają je też zmarłym? Muszę spytać Oskara, ale on
w tej chwili jest skupiony na obserwowaniu otoczenia. Szybko podnoszę
aniołka. Naprawdę wygląda, jak mój! Pod spodem widzę małą
karteczkę złożoną na czworo. Ma na wierzchu jakieś słowo.
„Majka”, odczytuję z trudem. To dla mnie? Kto to zostawił?
Zerkam na Oskara, ale nie patrzy w moją stronę. Szybko odrywam
papierek i chowam za stanik.
-
Wszystko w porządku – Oskar podaje mi rękę – Co to jest? -
patrzy na aniołka.
-
Był na grobie, między kwiatami – mówię szybko i chcę
odstawić figurkę, ale Oskar wyjmuje mi ją z rąk i ogląda
uważnie. Po chwili sam ją odstawia.
-
Otworzysz? - zerka na medalion.
Ostrożnie
wsuwam czubek paznokcia w niewielką szczelinę. Wieczko odskakuje, a
ze środka wypada na moją dłoń płaski owalny kamień. Jest
ciemny, gładko wypolerowany, tylko na jednej stronie ma podłużne
wyżłobienie.
-
Co to jest? - oglądam go ze wszystkich stron.
-
Nie mam pojęcia – Oskar przygląda się kamieniowi – Może
zapytamy moją matkę, ale musisz go ze sobą zabrać. Nie zostawiaj
go tutaj.
Zamykam
kamień w medalionie i wieszam go sobie na szyi.
-
Przepraszam Judith – szepczę – Oddam ci go później.
Kładę
na grobie dłonie. Tak strasznie mi żal, że nie żyje.
-
Odnalazła spokój – szepcze Oskar i gładzi moje plecy.
Jestem wdzięczna, że mnie nie pogania, choć wiem, że się
niepokoi.
-
Możemy iść – prostuję się i wzdycham ciężko.
-
Będziemy tu zaglądać – pociesza mnie, a ja czuję jak broda mi
drży.
Bierzemy
się za ręce. Otacza nas mgła. Przez moment nie myślę o niczym i
pozwalam się Oskarowi wieść, dokąd zechce. Po chwili z mgły
wyłania się znajoma chropowata cegła, a pod nogami czuję twarde
podłoże. Otacza nas zapach wilgotnego powietrza i kwiatów.
Maciejka! Teraz ją rozpoznaję. Jesteśmy w ogrodzie zamku
Ainay-le-Vieil. Stoimy na tarasie, tuż przy wejściu.
-
Pomyślałem, że spotkamy się u mnie. Przejdziemy przez zamek –
Oskar przygląda mi się z troską – Smutno ci – wzdycha.
-
Śmierć jest smutna – przyznaję – Zwłaszcza, kiedy jest taka
niesprawiedliwa. Judith była taka energiczna i pełna życia. Nie
miałam pojęcia, że miała 74 lata! Mogła żyć i żyć... - nie
mogę się pogodzić z jej śmiercią.
-
Śmierć, to jedyna sprawiedliwa wśród nas – mówi z
powagą Oskar – Nie można jej oszukać ani przekupić. Kieruje się
własnymi zasadami i nie słucha nikogo.
-
Ale zabiera czasem młodych zdrowych ludzi, dzieci...! - Nie mogę
się z nim zgodzić. Nie chcę!
-
To, że nie rozumiemy jej zasad, nie oznacza, że są one
bezsensowne, czy złe – Oskar mówi ze spokojem, cierpliwie,
jak do dziecka – Jednak świadomość, że na pewno jesteśmy
śmiertelni, nadaje naszemu życiu smak. Natomiast niepewność
chwili, w której ona nadejdzie, dodaje pikanterii...
-
Mówisz o tym tak spokojnie – Zadziwia mnie.
-
Bo nie mogę przed nią uciec. Muszę ją oswoić, by przestać się
bać.
-
Nie boisz się śmierci? - zdumiewa mnie.
-
Jeszcze tak – odpowiada mi z rozbrajającą szczerością.
-
Myślisz, że Judith się bała?
-
Myślę, że nie – mówi powoli – I wiesz co? Wydaje mi
się, że nie bała się dzięki tobie.
-
Nie żartuje się ze śmierci – obruszam się.
-
Nie żartuję. - Oskar jest wyjątkowo poważny - Ona nie oddała ci
tego medalionu bez powodu. Umarła wiedząc, że zakpiła ze Swena,
bo on szuka właśnie tego!
Czuję,
że on może mieć rację. Czułam to, już w chwili, gdy odkryliśmy,
że medalion się otwiera.
-
Spytajmy twoją mamę – mówię przez ściśnięte gardło –
Może ona będzie wiedziała, czym jest ten kamień?
Wchodzimy
do zamku nie zatrzymywani przez nikogo. To zdumiewające, ale z
drugiej strony, jestem pewna, że zadbali o bezpieczeństwo. Pewnie
tylko nie wiem, jak. Muszę zdobyć inny kodeks. Może poproszę
Oskara o ten, który ma w kajucie?
-
Jutro będzie zebranie Rady, na które jestem zaproszony –
mówi nagle Oskar - Gdybyś chciała, to w tym czasie mogłabyś
pobuszować w ogrodzie, albo w moim mieszkaniu.
-
Boisz się, że gdzieś się wypuszczę sama? - pytam, przyjemnie
połaskotana jego troską.
-
Jestem okropnym zazdrośnikiem – mówi z poważną miną, ale
w jego oczach tańczą wesołe ogniki. Wiem, że chce mnie rozbawić
i jestem mu za to naprawdę wdzięczna.
Przemierzamy
ogromny hol, komnatę z kominkiem,
w którym ustawiono kamienny wazon z kwiatami, a potem
korytarz, który przypomina galerię malarstwa. Na końcu
korytarza dostrzegam znajomo wyglądające drzwi. Oskar otwiera je
bez używania jakichkolwiek kluczy, czy kart magnetycznych.
-
Nie były zamknięte? - dziwię się.
-
Były, ale ja i ty możemy je otworzyć. - mówi – Gdyby
klamkę nacisnął ktoś inny, nic by się nie stało. Nadal byłyby
zamknięte.
-
Ale jak?- marszczę brwi – No tak, przecież śnimy. Tu panują
inne prawa. Ale poprzednio otwierałeś drzwi tarasowe...
-
Bo jeszcze wtedy nie mogłaś się dostać do środka tak, jak teraz
– mówi i nachyla się do mnie. Całuje mnie w usta. Niby
niewinny pocałunek, a ja się rozpływam.
-
Przyjemne powitanie – szepczę, kiedy usta Oskara przesuwają się
na moją żuchwę i szyję.
-
Przywitałbym cię jeszcze lepiej, ale zaraz się zjawi moja matka –
Oskar z ociąganiem odrywa się ode mnie – Gdyby nie ta Rada, nie
musiałbym spędzać dnia z laptopem, zamiast z twoim uroczym
tyłeczkiem – jego dłoń gładzi moją pupę.
-
Nie poznaję pana, panie Lowrens – chichoczę – My to nazywamy:
obiecanki cacanki.
-
Prowokujesz, a to się źle skończy – oczy Oskara ciemnieją.
-
Zobaczymy...
Czuję
czyjąś obecność. Drzwi się otwierają i pojawia się w nich
szczupła brunetka w wieku mojej mamy. Jest piękna!
-
Witaj Mamo. Poznaj Mariannę, albo Majkę, bo tak woli być nazywana
– Oskar podchodzi do kobiety i całuje ją delikatnie w policzek –
Moja matka – odwraca się do mnie i mruga z uśmiechem.
-
Lady Margaret – staram się dygnąć.
-
Margaret. Dla ciebie po prostu Margaret – uśmiecha się do mnie i
wyciąga rękę – Tak się cieszę, że cię widzę.
Jest
w niej coś takiego, że już ją lubię, jakaś słodycz i dobro, i
delikatność...
-
Może usiądziemy w ogrodzie? Oskar, za drzwiami jest wózek z
jedzeniem – kiedy zwraca się do niego, jej głos staje się
jeszcze milszy. Musi go strasznie kochać. - Słyszałam, że dopiero
niedawno się dowiedziałaś o swoim Darze – mówi do mnie.
Wychodzimy
na taras i siadamy przy stole z kamiennym blatem. Wygląda na świeżo
wyszorowany. Czyżby za dnia ktoś tu zrobił porządki?
-
Rzeczywiście. Początkowo nie wiedziałam, co się dzieje. Gdybym
nie spotkała Oskara, pewnie trwałoby to jeszcze dłużej –
rumienię się na wspomnienie okoliczności, w których się
przekonałam.
-
To wyjątkowe zrządzenie losu – mówi z uśmiechem –
Wychowałaś się w rodzinie nieobdarowanych? - stwierdza z
ubolewaniem – Jak sobie radzisz z nadrobieniem zaległości?
-
Zaległości? Ach, tak! - dociera do mnie, że chodzi jej o moją
wiedzę – Szybko się uczę. Mam Dar wiedzy i to mi pomaga, ale mam
jeszcze sporo pytań, a nie bardzo wiem, gdzie szukać odpowiedzi...
Przerywa
mi wejście Oskara, popychającego wózek na kółkach,
jakiego używają w restauracjach. Lady Margaret zdejmuje srebrne
klosze i naszym oczom okazują się maleńkie kolorowe kanapeczki,
drobne ciasteczka i pokrojone owoce. Wszystko wygląda po prostu
bajecznie!
-
Podam wino – Oskar znowu mruga do mnie i podaje mi śnieżnobiały
obrus, a potem zawraca do kuchni.
Obie
z lady Margaret rozkładamy materiał na stole i przenosimy półmiski
i talerzyki przygotowane na wózku. Na dolnej półce
odkrywam jeszcze filiżanki i dzbanek z herbatą, opatulony
specjalnym „ubrankiem”. Jest ciepły. Nagle uzmysławiam sobie,
że nie jestem pewna, czy na dworze jest zimno, czy ciepło.
Zastanawiam się, ile czasu potrzebuję na poznanie wszystkich różnic
między jawą a snem.
-
Nie masz wiele czasu – Lady Margaret siada przy stole i zagląda mi
w oczy – W normalnych warunkach, chodziłabyś do odpowiedniej
szkoły, albo chociaż przyjeżdżałabyś na kolonie w czasie
wakacji.
-
Oskar wspominał, że dzieci uczą się w szkole o Darze i jego
właściwościach, ale o koloniach nie wiedziałam – mówię
trochę zakłopotana – Może powinnam też się na takie zapisać?
-
To dobre dla dzieci – macha ręką – Ty potrzebujesz
indywidualnego podejścia. Jeśli zechcesz, to ja chętnie ci pomogę.
Za chwilę skończą się zajęcia wakacyjne i będę miała więcej
wolnego czasu. Zresztą dzieci z Darem jest coraz mniej – wzdycha.
-
Jak to możliwe? Przecież przekazujecie sobie Dar i dzieci się z
nim rodzą - dziwię się – Czytałam o tym.
-
Przekazanie nie zawsze się udaje, choć faktycznie rzadko się tak
dzieje, ale z tą drugą formą mamy jeszcze większy problem. Nie
wszystkie dzieci w pełni Obdarowanych otrzymują od rodziców
Dar... - przerywa na widok Oskara.
-
A wiadomo, dlaczego tak się dzieje?
-
Nie - kręci głową – Nie wiadomo, ale nie wiemy o Darze
wszystkiego. Wciąż go odkrywamy, mimo, że minęły już setki lat.
Oskar
nalewa nam musującego wina do kieliszków. Wznosi toast za mój
Dar i jego ujawnienie się. Jestem zażenowana, ale oboje wyjaśniają
mi, że to stary zwyczaj. Ujawnienie się Daru zawsze jest świętem
dla całej rodziny i przyjaciół. Od razu mi lepiej, choć
trochę mi przykro, że moja rodzina nie świętuje ze mną. Zajadamy
się specjałami od Lady Margaret. Ona od czasu do czasu zagląda mi
w oczy, ale za każdym razem uśmiecha się do mnie życzliwie, więc
mi to nie przeszkadza.
-
Majka, może porozmawiamy o medalionie? – mówi nagle Oskar.
Rzeczywiście,
jestem tak przejęta, że prawie o tym zapomniałam. Zdejmuję go z
szyi i podaję Lady Margaret.
-
Należał do Judith Banch. Dała mi go, ale nie zdążyła
powiedzieć, co to jest – mówię przez ściśnięte gardło
– Dziś odkryliśmy, że we śnie wygląda inaczej niż w realnym
świecie. Otwiera się.
-
Och! - Obraca go ostrożnie w dłoniach – Mogę otworzyć?
-
Oczywiście. W środku jest dziwny kamień.
-
Widziałam już takie przedmioty. Zwykle to szkatułki, albo pudełka,
które ujawniają we śnie podwójne dno, albo dodatkową
szufladkę. Używa się ich do ukrywania czegoś szczególnie
ważnego. Czegoś, co nie powinno trafić w ręce ludzi. - Otwiera
medalion i ogląda kamień – Nie wiem, co to jest, ale mogę
zapytać Maxa. - oddaje mi naszyjnik.
-
Sam to zrobię – Oskar unosi jej dłoń do ust – Dzięki mamo.
Rozczula
mnie ta scena. Może dlatego, że Oskar nie kojarzył mi się z taką
czułością?
-
Zostawię was samych – Lady Margaret uśmiecha się do mnie – Mój
syn dobrze wybrał. Masz wielki Dar, wielki i rzadki, ale ty go nie
zmarnujesz – W jej głosie słyszę coś w rodzaju uznania...
Dziwne słowa, choć muszę przyznać, że przyjemnie mi je słyszeć.
- Gdybyś czegokolwiek potrzebowała, to mnie przywołaj – ściska
moje dłonie i muska w policzek - Nie odprowadzaj mnie – przesuwa
dłonią po policzku Oskara.
Niesamowicie
jest widzieć, jak ta kobieta się porusza. Ona nie chodzi, tylko
płynie. Jest w niej tyle gracji, a jednocześnie nie onieśmielała
mnie! Jak to możliwe? Przecież strasznie się denerwowałam tym
spotkaniem.
-
Twoja mama jest fantastyczna – szepczę do Oskara, kiedy zostajemy
na tarasie sami – Chyba mnie polubiła?
-
Taaak – Oskar uśmiecha się do siebie, a potem podnosi na mnie
wzrok – Ma Dar altruizmu.
-
Co takiego?
-
Potrafi wyczuć pragnienia innych. Dlatego pracuje z dziećmi i ma
pozwolenie na zaglądanie do snów.
-
Och! Czytałam, że tylko kilka osób może to robić. A ja
właśnie poznałam jedną z nich!
-
Poznasz jeszcze wielu innych – wyciąga do mnie ręce – Tu czy w
sypialni? - zniża głos do przyjemnego gardłowego pomruku i zerka
znacząco na kieszeń cienkiej marynarki, którą ma na sobie.
-
W sypialni – szepczę. Wiem, co ma w kieszeni. Bąbelki z wina
buzują w mojej krwi.
Dzisiejsza część to prawdziwy rollercoaster emocji. Najpierw poważne rozmowy o śmierci, a później spotkanie z przemiłą matką Oskara. No i te zakończenie! Roksano - szalejesz (ale proszę nigdy nie przestawaj).
OdpowiedzUsuńOdnosząc się do komentarza Inez dot. decyzji Oskara- uważam, że on akurat nie będzie musiał wybierać. Według mnie to Majka zostanie wystawiona na próbę. Z jednej strony Oskar- przyszły Mistrz Zgromadzenia, a z drugiej Helena - chroniąca swoją rodzinę przed tymi ludźmi (zakładam, że Majka w końcu będzie musiała poznać babcię).
Roksano, domyślam się też jaki Dar ma Oskar. Jeśli moje przypuszczenia się sprawdzą, to super ale jeśli nie, to może i lepiej. Ty zawsze mnie zaskakujesz czymś specjalnym, wzbudzając przy tym niemałe emocje.
Pozdrawiam, Kasia xxx
Witaj!!!. Moim zdaniem to jest jakieś takie zagmatwane. Kodeks-książki z których nie można się dowiedzieć wszystkiego. Nie ma nic o karach, nie jasne jest o małżeństwach itd... Dlaczego Helena chroni Majkę. Po co Swen szuka tych kamieni. Może mają jakąś moc. Ale o tym dowiemy się na pewno w pozostałych częściach. Dzięki Roksano za nową część i chwilkę przyjemności podczas czytania.
OdpowiedzUsuńRoksano oczywiście część czytałem w pracy, Pozdrawiam Wszystkich. Wiktor
Kochani, wybaczcie, że się długo nie wykazywałam w komentarzach, ale mam taki za... (i tu cisną mi się na usta słowa ogólnie uznane za obraźliwe, a przecież takich tutaj nie chcemy ;)) Mam kolejne części na kartkach i nie mam kiedy ich przepisać. To jakiś obłęd! Może je sfotografuję i dodam na blogu??? To jest zawsze jakiś pomysł... No, w każdym razie jestem strasznie ciekawa, co masz na myśli Kasiu xxx, ale nie jestem pewna, czy chcę wiedzieć, bo może Twoja wersja spodoba mi się bardziej niż moja? W każdym razie umówmy się, że jak już napiszę jaki Oskar ma Dar, to mi powiesz, o czym myślałaś, OK?
OdpowiedzUsuńWiktor, ja już mam w rękach opis, jak Majka spotka Helenę i czego się dowie. Sporo się wyjaśni, ale oczywiście nie wszystko na raz. Przypominam, że nie wiemy dokładnie, czego szuka Swen, nie wiemy nawet, czy on wie. Zginęły kasetki i pudełka ;))) Oczywiście piszę to w pracy, ale mam przerwę.
Roksano, jestem pewna, że znalazłoby się tu wielu chętnych do przepisywania Twoich tekstów ^^ Swoją drogą - dlaczego nie piszesz na komputerze, czy tak Ci łatwiej? Jak teraz myślę o tym, to nie pamiętam kiedy ostatnio pisałam coś dłuższego na papierze -podziwiam.
OdpowiedzUsuńCo do Daru chyba najlepiej byłoby gdybyśmy myślały o tym samym. Żadna z nas nie stwierdziłaby "to był genialny pomysł - czemu na to nie wpadłam?". Oczywiście później dam znać, czy moje wyobrażenia pokryły się z Twoim tekstem. Pozdrawiam, Kasia xxx
Kasia, to tak widzisz dalszą cześć? Faktycznie moze tak być ze to Majka będzie wybierać. Chciaż ja już założam, ze Majka mimo fascynacji tym światem bedzie chciała żyć według zasad w ktorych się wychowała. Mam na myśli zasady wspołczesnego "normalnego" świata. I to wystawi Oskara na próbę. Czy jest na to gotowy aby moze nie porzucić swój archaiczny świat ale zdecydowanie poluźnić zasady? Jeszcze mało o nich wiadomo (mam na mysli zasady) ale scena z kuchni dała mi do myślenia. Ciekawa jestem Roksana jak Ty to wymyśliłaś:) Patrząc na poprzednie Twoje bolgi, pewnie obie z Kasią będziemy zachwycone:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam wszystkich zimowo, Inez
PS. Kto to widział, śnieg w październiku??!!
Też mnie śnieg zaskoczył i przyniósł przy okazji przeziębienie, więc tym bardziej mnie wybilo to z rytmu :-) no ale nie wiem czy pamiętasz ale kilka lat temu nawet w maju był taki dzień, kiedy padał śnieg :-) to było zaskoczenie
Usuń