Poznań. Wrzesień
2014
Majka prosto z
sypialni rodziców pobiegła do pokoju Akosa.
- Zabierz mnie do
Manueli. Muszę porozmawiać z jej rodzicami – rzuciła od progu.
- Coś się stało?
- zerwał się z miejsca, zaniepokojony jej nagłym wtargnięciem.
- Jeszcze nie, ale
naprawdę potrzebuję ich pomocy – westchnęła.
---
Akos mnie
przywołuje. Zerkam na zegarek. Dziesięć minut temu wysłałam go
przodem, żeby mnie zaanonsował, a mnie wydaje się, że minęła
godzina.
-
Dobry wieczór. Jestem Marianna Littenstein, wnuczka Rosanny –
przedstawiam się.
-
Witam! - Postawny mężczyzna w wieku mojego taty, kłania mi się
uprzejmie – Proszę mi mówić Carlos, a to moja żona, Salma
– zza niego wysuwa się nieśmiało kobieta. Jest starszą wersją
Manueli.
-
Bardzo państwu dziękuję, że zechcieliście mnie przyjąć –
również się kłaniam – Manuela mówiła mi, że
państwo są prawnikami...
-
Och, to dla nas zaszczyt – przyglądają mi się oboje z
zaciekawieniem.
Nagle
u szczytu kamiennych schodów pojawia się Manuela
-
Maryann! - zbiega do mnie – Akos, dlaczego mi nie powiedziałeś?
-
Chciałam ci zrobić niespodziankę, a poza tym, nie wiedziałam, czy
państwo znajdą dla mnie czas tak szybko – tłumaczę jej. Kątem
oka widzę zdziwione miny jej rodziców. No tak, nie powinnam
się tłumaczyć! - Proszę o wyrozumiałość – zwracam się do
nich w tonie, jaki mi przystoi – Wychowałam się poza
Zgromadzeniem i czasem trudno mi zapanować nad temperamentem.
-
W czym możemy pomóc? - Carlos wskazuje mi salon.
-
Chciałabym wiedzieć, czy jest taka możliwość, żeby Obdarowany
należący do Zgromadzenia mógł się związać z Obdarowanym,
który do Zgromadzenia nie należy? - zaczynam na razie
ogólnie.
Wchodzimy
do cudnego pomieszczenia, całego w złamanej bieli. Stare meble z
kamiennymi blatami stoją na równie pięknej kamiennej
posadzce. Na ścianach porozwieszano płaskie podświetlone gabloty z
obłędnymi tradycyjnymi strojami. Za ogromnym oknem widok na dolinę
i brzeg morza.
-
Gdzie jesteśmy? - patrzę, jak urzeczona, w tę dal.
-
Andalusija – mówi z uroczym seplenieniem Salma. Ma tak samo
melodyjny, słodki głos, jak Manuela.
-
Rozumiem, że ma pani na myśli w pełni Obdarowanych? - upewnia się
jej mąż.
-
Tak. Proszę mi mówić po imieniu. Maryann, po prostu Maryann
– uśmiecham się do niego nieśmiało.
-
Nie ma takiej możliwości dla w pełni Obdarowanych. Reguluje to
Kodeks – od razu rozwiewa moje nadzieje.
-
W takim razie... - waham się – Nie wiem, co mam zrobić? Jestem
niepełnoletnia, a moja babcia, Helena nie chce się zgodzić, żebym
przystąpiła do Zgromadzenia. W sumie, to ja też na razie nie chcę.
Dopiero za półtora miesiąca, po dwudziestych pierwszych
urodzinach mogłabym... Tylko, że wtedy nie pomogę Oskarowi... -
czerwienię się.
-
Czy on cię rzeczywiście wybrał? - pyta cicho Salma.
-
Tak, ale... To skomplikowane – wzdycham – Ja odrzuciłam... - nie
wiem, jak jej to wytłumaczyć. Posyłam błagalne spojrzenie
Akosowi.
-
Maryann nie chciała przyjąć Oskara przed uzyskaniem pełnoletności
– wyjaśnia oględnie – Chodzi o to, że wtedy podlegałaby jego
rodowi, czyli Mistrzowi, który jest dziadkiem Oskara...
-
To właściwie nie do końca jest tak – przerywam mu – Chodzi o
to, że Oskar nie wyjaśnił mi wszystkich zasad, a chciał żebym
przystąpiła do Zgromadzenia teraz, natychmiast. Kiedy się
dowiedziałam, to strasznie mnie to wkurzyło i... wyrzuciłam go z
domu. Nie podobały mi się zasady, i Kodeks, i całe to
Zgromadzenie!
-
Och! - rodzice Manueli wyglądają na zszokowanych.
-
Tylko, że on przez to może nie zostać Mistrzem, a ja bym tego nie
chciała – brnę dalej, nie zważając na ich konsternację –
Chciałabym wiedzieć, czy jest jakiś sposób, żebym mogła...
wrócić teraz - przełykam głośno ślinę – Wrócić
do niego, ale nie podlegać tak całkowicie Mistrzowi.
Carlos
patrzy na mnie uważnie, a potem odwraca się do żony. Mierzą się
wzrokiem, jakby się porozumiewali, ale nie mówią ani słowa.
Manuela i Akos też siedzą cicho. Czuję się okropnie. Może
niepotrzebnie tu jestem? Ale nie mogę tego ze sobą pogodzić sama!
A jeśli ja przystąpię do Zgromadzenia, a Mistrz cofnie wybory,
albo wygra ten Raul Gonzaga? Co wtedy ze mną będzie? A jeśli Oskar
już mnie nie chce...? Straszna myśl przychodzi niespodziewanie.
Może ja naprawdę niepotrzebnie tu jestem?
-
Może coś dałoby się zrobić... - mówi powoli Carlos –
Musimy to jeszcze sprawdzić, ale... - zawiesza głos.
-
Tak?
-
Jesteś tego pewna? Przesłuchania są jutro, po zebraniu Rady. Nie
masz wiele czasu.
-
Muszę z kimś porozmawiać – mówię bez tchu – Czy
możecie to sprawdzić? Jeśli mi pomożecie, będę waszą
dłużniczką do końca życia.
Kiwają
oboje głowami.
-
Akos, poczekaj na mnie – szepczę.
-
Idę z tobą - próbuje przytrzymać moją dłoń.
-
Nie – kręcę głową – Ty się nie dostaniesz tam, dokąd idę –
uśmiecham się do niego uspokajająco.
Skupiam
się i po chwili soję na znajomym tarasie. Przez przysłonięte
zasłony sączy się słabe światło. Naciskam klamkę i wchodzę.
Salon jest pusty, ale widzę smugę światła pod drzwiami sypialni.
Naciskam klamkę. Zamknięte. Jak to? Naciskam jeszcze raz. Nic z
tego.
-
Oskar, proszę, chodź do mnie – szepczę.
Czekam
i czekam, ale nic się nie dzieje. Dlaczego nie odpowiada?
-
Oskar, proszę... Chcę porozmawiać – łzy dławią mnie w gardle.
Może
uda mi się przez okno od sypialni? Tylko, co to zmieni, jeśli on
nie chce odpowiedzieć na moje wołanie? Nagle słyszę ciche
szuranie drzwi. Wybiegam na korytarz.
-
Margaret! - staję jak wryta.
-
Witaj Maryann – mówi i uśmiecha się, ale tylko ustami. Jej
oczy są pełne smutku.
-
Witaj. Szukam Oskara...
-
Wiem – znów się uśmiecha – Przypuszczałam, że się
zjawisz. Czekałam na ciebie.
-
Naprawdę? Och, Margaret, muszę z nim porozmawiać! Proszę, powiedz
mi, gdzie on jest? Nie odpowiada! Czy on nie chce mnie widzieć? -
przepełnia mnie niepokój – Sypialnia jest zamknięta.
-
Czyżbyś zmieniła zdanie? - przygląda mi się uważnie, ignorując
moje prośby.
Wiem,
co robi. Chce wyczytać w mojej duszy, co czuję. Spuszczam wzrok.
-
Niezupełnie, ale muszę się z nim zobaczyć! Proszę, powiedz mi...
-
Nie. Jeśli nie jesteś tu, żeby mu pomóc, to odejdź. Ja
zamknęłam sypialnię, żeby miał spokój.
-
Margaret, ja chcę pomóc! - zapewniam ją.
-
Przystąpisz do Zgromadzenia?
-
Nie. To znaczy, nie wiem... Nie jestem pewna, czy mogę na moich
warunkach?
-
W takim razie odejdź – prosi – Maryann, zrozum mnie. Lubię cię,
i może nawet trochę rozumiem, ale to mój syn. Kocham go i
nie ma takiej rzeczy, której bym dla niego nie zrobiła.
Poświęcił całe swoje dotychczasowe życie jednemu celowi, a teraz
to wszystko zawisło na włosku. Przez ciebie...
-
Och!
-
Wiem, że to nie twoja wina, ale jego też nie! Przemknęłaś przez
jego życie, jak kometa i polecisz dalej, a on... Maryann, jesteś
jeszcze taka młoda i niedojrzała. Kochasz go, ale on potrzebuje
bratniej duszy, a ty sama nie wiesz, czego chcesz.
-
Ale ja właśnie wiem... - łzy płyną mi po policzkach.
-
Maryann, jeśli nie zamierzasz przystąpić jutro do Zgromadzenia, to
zostaw go w spokoju. Daj mu zebrać siły. On rzucił na szalę swoją
reputację, pozycję... wszystko! Po to, żebyś ty miała wolny
wybór. Dokonaj go teraz.
-
Nie mogę – jęczę – Nie mogę. Muszę wiedzieć, czy on... czy
on mnie kocha?!
-
Odejdź! - wskazuje mi drzwi – Odejdź Maryann.
-
Pozwól mi go zobaczyć. Proszę. Tylko spojrzę, nie dotknę
go – łkam.
Lady
Margaret stoi niezdecydowana. Wreszcie wyciąga z kieszeni klucz i
powoli idzie w kierunku sypialni. Czuję drżenie łydek. Och, Oskar,
co ja narobiłam? Co myśmy narobili? Drzwi otwierają się
nieznośnie powoli. W półmroku widzę Oskara leżącego na
łóżku. Oddycha głęboko i spokojnie. Jaki jest piękny!
Kosmyki wilgotnych włosów okalają jego szczupłą twarz ze
śladem zarostu. Tak bardzo chciałabym poczuć jego zapach, jego
ciepło...
-
Oskar... - szepczę.
Lady
Margaret zamyka mi drzwi przed nosem.
-
Margaret, być może będę mogła mu pomóc...
Nic
nie mówi, tylko uśmiecha się ze smutkiem. Nie wierzy mi,
czuję to. Co ja mam robić? Czy on naprawdę nie chce mnie widzieć,
czy to znów jakaś sztuczka, której nie znam?
Przechodząc obok gabinetu, zerkam do środka. Na biurku widzę...
moją piramidkę z kamyków! On miał mokre włosy!
-
Dziękuję Margaret – ściskam na pożegnanie jej dłonie –
Dziękuję.
---
Tym
razem nie spadam jak kamień, ale łagodnie opuszczam się na piasek.
Słońce przechyliło się już na jedną stronę nieba i powoli
przybiera pomarańczowy odcień.
-
Oskar, muszę cię odnaleźć! Muszę wiedzieć! Jeśli mam
zaryzykować całe moje życie, to muszę mieć pewność, że
warto...
Widzę
zarys skały, koło której ułożyłam kamyki, ale Oskara nie
udaje mi się dostrzec. Gdzie on jest? Czuję jego obecność, słabo,
ale czuję. A może to tylko moje pragnienie? Idę w kierunku
skały... Och! Leży na piasku z rękami pod głową. Śpi? Nie, no
co ja? Przecież jesteśmy we śnie! Podchodzę naprawdę blisko.
Serce o mało nie wyrwie mi się z piersi.
-
Oskar – szepczę.
Zrywa
się na równe nogi. Stoimy tak naprzeciw siebie, jak dwa słupy
soli. Boję się ruszyć, boję się głębiej odetchnąć. Jego oczy
są ciemne, jak bezgwiezdna noc, pałające... Mam wrażenie, że
sięga wzrokiem do głębi mojej duszy. Czy mam coś powiedzieć?
Wykonać jakiś gest? Jestem taka bezbronna, kiedy przed nim stoję.
Brak mi tchu! Rozchylam wargi, a wtedy on nagle spada na mnie jak
jastrząb. Chwyta moją twarz w dłonie i wpija się w usta, wpycha
język... Wczepiam się palcami w jego włosy i przywieram całym
ciałem! Wszystkie moje zmysły mdleją. Osuwamy się na kolana...
Nareszcie wielkie spotkanie Majki i Oskara ❤ jestem ciekawa jak dalej będzie wyglądać ich spotkanie i na co też rodzice Manueli wpadli :-)
OdpowiedzUsuńWitaj Roksano!!!. Witajcie dziewczyny!!!. No i w końcu Majka z Oskarem się spotkała. Część super. Jednak Natalio Majka walczy o Oskara. Ciekawe co wymyślą prawnicy i czy Majka pomoże Oskarowi stać się mistrzem. Pozdrawiam Wiktor
OdpowiedzUsuńTak bardzo sie cieszę że Majka zawalczyła. Trzymam mocno za nich kciuki . Natalia
OdpowiedzUsuńRoksano, rozwaliłaś system. Uszczęśliwiłaś chyba nas wszystkim, a do tego opisałaś całą sytuację z detalami, tak że zdarzenie wydało mi się realistyczne. Margaret po raz kolejny okazała się pomocna. Sprowadziła Majkę na ziemię, uświadamiając jej jak bardzo sytuacja jest poważna. Uwielbiam tą postać =) Czasem niektórzy ludzie nie są w stanie sobie uświadomić jak bardzo kogoś potrzebują dopóki nie odczują jego utraty.
OdpowiedzUsuńPodobnie jak reszta czytelników, nie mogę się doczekać co wymyślą prawnicy. Ciekawe jak przebiegną przesłuchania. Oj robi się gorąco ^^
Pozdrawiam serdecznie, Kasia xxx
Witaj Kasiu!!!. O tak!!!. Zgodzę się z Tobą. A jeszcze podobało mi się określenie " spada na mnie jak jastrząb". I jest super, że się w końcu spotkali. I chyba już Majce nic nie musi mówić, czy ją kocha. Pozdrawiam Wiktor
UsuńWiktorze, ja bym nie narzekała gdyby jednak kilka zdań ze sobą wymienili używając przy tym stwierdzenia "kocham Cię" hahaha =P
UsuńPozdrawiam Kasia xxx
Jeju, wpadłam na to ... chyba wiem jakie jest alternatywne rozwiązanie
OdpowiedzUsuńRoksano, nie będę na razie nic zdradzać. Zobaczymy czy Twoja koncepcja jest taka sama jak moje spontaniczne urojenia =P
Nie mogę się doczekać, Kasia xxx
Kasiu ja też bym nie miałabym nic przeciwko ale czyny mówią więcej niż słowa ;) Przynajmniej ja wolę faceta który pokaże mi że mnie kocha bo słowa nic nie kosztują. Natalia
OdpowiedzUsuńOhh to prawda. Czyny znaczą wiele więcej. Ale pomarzyć można ...
UsuńKasia xxx
Kasiu ja czasami o sobie mówię też, "że dobrze, że za marzenia nie sadzają bo bym siedział na dożywocie haha. Tak masz rację Natalio, słowa nic nie znaczą. Mówi kocham Cię, a później cmyk do kochanki. Pozdrawiam Wiktor
UsuńWiktorze , nie wiem czy tak było zawsze ale jak patrze nie tylko na facetów uwierz mi dziewczyny postępują tak samo to się zastanawiam co z tymi ludźmi jest nie tak. Natalia
OdpowiedzUsuńNatalio może tak wystarczy Witek. Jak się do mnie tak zwraca Wiktor to mam wrażenie, że coś przeskrobałem. I już robię postawę kta ze Shreka. Całe życie mówią mi Witek chociaż mam Wiktor.
UsuńNatalio może tak. Też to obserwuję. Dziewczyny uganiające się za chłopakami z kasą i odwrotnie. Za moich czasów bywało się co sobotę na zabawie nawet 100 km dalej, w mieście dyskoteki i dansingi. Człowiek się wyszalał. Był czas kawalerski/panieński, a w związek wstępował z rozmysłem i wiedział co chce (lub którą chce). A dzisiaj. Wyjazd raz na dyskotekę poznanie laski i za miesiąc z nim mieszka ( na przykładzie). Nie musi tracić czasu i kasy by mieć seks, bo ma go w domu. Jedzie taki później i mówi pojechało by się z chłopakami gdzieś tam. Jak już mieszkają ze sobą z rok lub więcej. W wieku mojego syna jest, a z dziewczyną mieszka zaraz po skończeniu zawodówki. Ja mu na to mówię, że przecież ty masz już kobitę i już nie możesz. To jest wina chyba rodziców bo ja na takie coś chyba bym nie pozwolił. Na wszystko jest czas. Czas dziecięcy, kawalerski/panieński i czas na dojrzały związek. Ale za to jaka "fura" przecież się zaoszczędziło.
Inez pozdrawiam. Wiem, wiem. przynudzam.
Pozdrawiam Wszystkich Wiktor
Natalio zapomniałem dodać. Koleżanka z pracy mi ostatnio powiedziała taki tekst " bo najważniejsze by w życiu dobrze się ustawić". Czy na pewno?. A uczucie się nie liczy?.
UsuńMam taki pytanie do Was, co myślicie o kobietach zabiegających o facetów i walczących o związki? Podobno kiedyś bywało tak, że to raczej mężczyźni się starali, a kobiety ewentualnie akceptowały lub odrzucały propozycje. Dziś sytuacja wygląda inaczej. Więcej kobiet przejmuje inicjatywę. Zapraszają mężczyzn na randki, czasem nawet za wszystko płacą. Mężczyźni przejmują rolę obserwatorów i podziwiają walki kobiet-gladiatorów. Co myślicie o takim zwrocie w stosunkach męsko-damskich, który nastał w ostatnich latach? Roksana w opowiadaniach opisuje kobiety wyzwolone ale jednak nie przełamuje do końca pewnych utartych standardów społecznych. Co Wy o tym myślicie?
OdpowiedzUsuń~Kasia xxx
Kasiu, a swoją droga to jest ciekawe. Nie mogę tego wyobrazić. Tylko nie obraź się na mnie. Podchodzi dziewczyna do faceta i mówi "niezłe z Ciebie ciacho". Wyskoczymy może gdzieś razem potańczyć czy na piwo. To tak działa?.
UsuńNie wiem czy tak to działa. Wydaje mi się jednak, że sposoby zgadywania są wysoce spersonalizowane. Niezależnie od płci osoby porywającej może wyjść czarująco lub wulgarnie.
Usuń~Kasia xxx
Kasiu ja podałem taki przykład. Wybacz, ale nie mogę tego wyobrazić. Jak dziewczyna podrywa chłopaka. nie uważasz, że to jest troszkę dziwna sytuacja. Facet to co innego, jak zabiega o kobietę. Oczywiście to jest taki mój punkt widzenia.
UsuńChyba kwestia przyzwyczajenia - tak sądzę. Zawsze można zapytać kogoś czy pójdzie na kawę. Tylko to od tych osób będzie zależało czy po prostu wypiją kawę czy będą flirtować.
Usuń~ Kasia xxx
Heh, hej! Ale się rozszczebiotaliście po tej części! Aż miło poczytać. Kasiu, chyba się do końca nie zgodzę z tym, że kobiety dopiero teraz walczą o facetów. Zawsze to robiły, tylko inaczej, mniej ostentacyjnie. Wszystko było trochę bardziej w białych rękawiczkach, ale chyba było fajniej... Mój facet cały czas jest przekonany, że o mnie zawalczył i wygrał. I chodzi dumny jak paw! A prawda jest taka, że jak go poznałam, to zakochałam się po uszy i wcale nie musiał walczyć, ale babcia podpowiedziała mi, że zdobycz jest cenniejsza niż podarek, zwłaszcza szybko dany. No cóż, u nas działa i to od lat. A co do wyzwolonych kobiet. Ustami Majki przemycam czasem własne poglądy. Lubię wolność, ale czasem przyjemnie być trochę "pouciskanym" przez ukochaną osobę. No cóż, może nie przełamię standardów, ale troszkę je naruszę ;)))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Roksana
Witaj droga Roksano!!!. Ja też naruszam standardy. Gotuję, sprzątam, a kiedyś jak żona do mnie przyjeżdżała i w sklepach nie było nic to sąsiadka nauczyła mnie piec ciasta. Umiem też szyć i prasować jak trzeba uprasować sukienkę na jakąś okazję to ja to robię. Bo żona zaraz narobi "zakładek". Swoje koszule też prasuje. Zony nie budzę by mi kanapki do pracy zrobiła. Bo też pracuje i za niedługo wstaje.
UsuńRoksano masz rację zawsze walczyły o facetów, ale było inaczej.
Wiktor
Ja jesli o to chodzi jestem strasznie staromodna , byłam kiedys na randce z pewnym chłopakiem i chłopak uznał że zapomniał pieniędzy , to wiecej się z nim nie spotkałam. Nie mówię że dziewczyna ma nie pokazywać że jej zależy ale pewne rzeczy należą do facetów i to jest dobre. Uważam że coraz częściej świat się przewraca do góry nogami , laski lecące na kasę, które szukają tylko bogatego faceta by nie musieć pracować , faceci którzy leżą całymi dniami na kanapie siedząc na utrzymaniu mamusi, żony czy dziewczyny. I bardzo się ciesze że Roksana w swoich opowiadaniach nadal odróżnia kobiety od facetów, przez chwilę mogę poczuć że nie wszystko jest takie niepoukładane. Pewne standardy społeczne są dobre dzięki temu wiemy kto jest facetem a kto kobietą i nie wiem jak ty Kasiu ale ja nie wyobrażam sobie sytuacji gdzie miałabym zaprosić faceta na randkę. Na szczęście trafiłam na tego wyjątkowego , który wie co do niego należy ;D Natalia
OdpowiedzUsuńKasiu ja jestem zdania, że to facet ma zabiegać o kobietę. Chociaż to zależy od sytuacji. Tak samo uważam dzielenie się obowiązkami. Kiedyś było inaczej mąż pracował, a żona zajmowała się domem. Dzisiaj czasy mamy takie jakie mamy i trzeba sobie na wzajem pomagać. My zawsze w niedzielę czyli dzisiaj wspólnie sprzątamy. Bo sobota jest dniem pracującym i pracuję na działce i brudzę w domu. Troszkę nie na temat. My już jesteśmy po ślubie 25 lat i chodziliśmy/jeżdziliśmy przez pół Polski. Zona też do mnie przyjeżdżała z takiego zwykłego względu jak ekonomia. Ona miała bilet studencki, a ja normalny. Też zdarzało się, że nie mogłem w danym momencie przyjechać i tak wychodziło, że to ona przyjeżdżała. Kasiu ja/ my jesteś można tak powiedzieć ludźmi wyzwolonymi. Ja spotykam się ze swoimi znajomymi których nie widziałem szmat czasu, a znalazłem na naszej klasie, a ona ze swoimi i nikt nie jest zazdrosny. Tylko, że ja jako facet zawsze pamiętam o jakichś okazjach/uroczystościach i zawsze żonie kupuję prezent. Już się mnie pytała co dostanie od mikołaja. W tym roku to rózga. Ciekawość to pierwszy stopień do piekła, a mnie nie tak łatwo podejść hihi. O kobietę trzeba zabiegać cały czas, a nie jak się mówi jest żoną to już nie muszę.
OdpowiedzUsuńOczywiście to jest tylko moje zdanie, które może się różnić.
Wiktor
Mam takie samo zdanie ;) Ale to nie tylko facet ma się starać , kobieta też, ale pierwszy krok powinien zawsze należeć do faceta;) Powiem ci Witku, że zazdroszczę ci takiego życia małżeńskiego i mam nadzieję że za 10 czy 20 lat tez będę mogła powiedzieć że mam udane małżeństwo. Natalia
UsuńNatalio, ale ja nie mam dobrze w życiu. Muszę sprzątać, obiad ugotować,prać, samochód żony naprawić bo coś tam puka bo żony nie ma lub jest zajęta. Natalio trzeba się dotrzeć i chcieć. Często słyszę od znajomych żona prosi o odkurzenie to otwieram odkurzacz i uruchamiam. Więcej nie poprosi. Spokój ma facet. Ugotować to pali się garnek. Bo dzisiaj najważniejsza jest wygoda. Zyjemy jak kiedyś za socjalizmu, tylko czasy się zmieniły.
UsuńRoksano, rzeczywiście masz rację co do "białych rękawiczek" ale wybacz mi proszę tę nieprecyzyjność - ja się wychowałam już w innych czasach.
OdpowiedzUsuńNależę do grona "pracoholików", "karierowiczów" czy jak tam chce ktoś to nazwać. Ostatnią rzeczą, o której marzę to stworzenie rodziny. Jednocześnie nie potępiam osób, które mają takie cele. Być może im nawet zazdroszczę - gdybym była taka sama jak inni łatwiej by mi było osiągnąć równowagę, a przez to relatywne szczęście. Ale jak już ma się ambicje to nic na to nie poradzisz. Jednak „przebojowa w pracy” nie oznacza „szalona w podbojach”. W tych sytuacjach cenię utarte zwyczaje, które pomagają ukryć wewnętrzne skołatanie. Stresujące pierwsze randki są o wiele przyjemniejsze, gdy obie strony wiedzą czego oczekiwać i co należy zrobić.
Mimo wszystko jestem w stanie sobie wyobrazić ludzi, którym dobrze z odwróconymi rolami. Najważniejsze jest przecież to, aby każdy z nas był szczęśliwy niezależnie od sposobów.
~Kasia xxx
Kasiu wszystko się da wspólnie osiągnąć. Trzeba tylko chcieć. Oczywiście część obowiązków przechodzi na partnera. No na miesiączkę się nie piszę haha. Żona skończyła 3 kierunki studiów i wysyłałem jeszcze na doktoranckie, ale nie ma zaocznych. Kasiu chcieć to móc. Z odpowiednim facetem możesz wszystko. Nawet w kosmos polecieć. Oczywiście żartuję
UsuńKasiu nie obraź się ale trochę mi ciebie szkoda . Ja tez jestem osobą ambitną , tez należę do osób które nie dadzą się zamknąć w kuchni , tak nawiasem mówiąc kiepska ze mnie kucharka, ale nie ma nic lepszego niż powrót do domu gdzie czeka na cb ukochana osoba a jeszcze jak zrobi ci kąpiel czy masaż tu już wgl raj na ziemi. Wierze że można połączyć karierę z życiem rodzinnym , wystarczy tylko chcieć , pozwól że przywołam moich rodziców , są razem od 30 lat , matka jest adwokatem a ojciec sędzią , obydwoje zawsze spędzali dużo czasu w pracy i stawiali na rozwój ale oprócz tego znajdowali czas i dla siebie i dla dzieci, uwierz mi że potrzeba od groma ambicji by skończyć studia i zdać aplikacje , a i potem nie jest łatwo, szczególnie że praca prawników nie jest najłatwiejsza , więc Kasiu spokojnie da rade wszystko poukładać tak by każdemu było dobrze. Natalia
OdpowiedzUsuńNatalio, ja Cię trochę rozumiem i się nie obrażam ale możesz trochę spróbować mnie zrozumieć. Tak jak powiedziałam ja nie marzę o zakładaniu rodziny. Wiesz Natalio, to nie jest samobiczowanie. Wiem, że byłabym nieszczęśliwa gdybym musiała zmierzyć się z nowymi wyzwaniami jakie niesie "jednostka rodziny". Jestem samolubna ale jednocześnie na tyle samoświadoma, że nie chce narażać dzieci na posiadanie zapatrzonej w siebie matki. To jest ciężkie. Nie oczekuje zrozumienia. Ale możesz mi po prostu uwierzyć, że jestem szczęśliwa tu gdzie jestem i jaka jestem =)
UsuńPozdrawiam, Kasia xxx
Kasiu. Czy masz takie czy inne zdanie. Nikt Ciebie nie ocenia. Powiem tak. Ile jest ludzi tyle sposobów na życie. Byle by być szczęśliwym.
UsuńSorki, że tak krótko, lecz piszę z fona, bo coś mi na wifi neta wcięło. Wiktor
Btw. Natalio, jak na ironię - ja świetnie gotuję =)
UsuńPozdrawiam i życzę miłego dnia,
Kasia xxx