Lek

Lek

niedziela, 22 listopada 2015

Meteory. Przed świtem 14

Poznań. Wrzesień 2014
Majka przeczesała rozpuszczone włosy i odłożyła szczotkę. Ostatni rzut oka na odbicie w lustrze powiedział jej, że jest dobrze. Elegancka granatowa szmizjerka ze sporym dekoltem podkreślała idealnie jej figurę. Spojrzała na cieliste szpilki. Dobrze, że mam ten sam rozmiar stopy, co mama, pomyślała. W butach swojej przybranej mamy połamałaby nogi... O rany, co ja wyprawiam? Za chwilę mają się ważyć moje dalsze losy, a ja rozmyślam o butach, zganiła się w myślach.
- Już czas – Julia zajrzała do pokoju – Wyglądasz super! - ścisnęła dłoń córki, próbując dodać jej otuchy – Zamknę teraz drzwi...
- Dasz mi buziaka na drogę? - W spojrzeniu Majki można było dojrzeć panikę. Dopiero teraz dotarło do niej, co robi.
- Pamiętaj, że cię kochamy i będziemy wspierać, cokolwiek zrobisz – Julia pomogła jej się położyć i pocałowała w czoło – Niech nad tobą czuwa – poklepała delikatnie główkę małego aniołka, stojącego na szafce obok łóżka.
---
Ściskam w dłoniach szarą kopertę. Zerkam na Akosa i Grega, stojących po obu moich stronach. Czuję się pewniej, kiedy są blisko.
- No, to na dziedziniec zamku Ainay-le-Vieil - mówię głośno, biorąc ich obu pod ręce.
Poznaję to miejsce z trudem. Choć dziedziniec jest ciemny, to wejście do zamku oświetlono lampionami pełnymi różnej wysokości świec. Jest ich mnóstwo! Ustawione bezpośrednio na kamiennych schodach i zawieszone na fasadzie budynku. W ich migotliwym świetle widzę kilkanaście osób zmierzających spokojnie do wejścia. Z boków wciąż napływają nowi. Pewnie zjawiają się tak, jak my. Dociera do nas szmer ożywionych rozmów. Nagle wśród innych dostrzegam jedną postać, idącą pod prąd. Serce bije mi mocno.
- Oskar – szepczę na jego widok.
- Co ty wyprawiasz? - bierze mnie za rękę i prowadzi w bok – Do mnie – mówi półgłosem i nagle znajdujemy się w jego salonie.
- Nie denerwuj się... - zaglądam mu w oczy.
- Matka mi powiedziała dopiero przed chwilą! - przerywa mi – Majka, nie mogę przyjąć takiego poświęcenia! Nie chcę!
- Nie robię tego dla ciebie. To znaczy, owszem, dla ciebie też, ale i dla siebie... dla nas – kładę mu na piersi dłoń. Czuję niespokojne bicie jego serca.
- Dlaczego mi nie powiedziałaś wcześniej? - jest naprawdę przejęty.
- Właśnie dlatego, żebyś nie próbował mnie odwodzić od tej decyzji i nie tracił czasu.
- Pobierzemy się? Oświadczę ci się natychmiast po przyjęciu do Zgromadzenia.
- Nie! Nie rób tego! – przerywam mu gwałtownie.
- Jak to?
Przez krótką chwilę dobrze się bawię na widok jego miny.
- Nie mogę wyjść za mąż przed urodzinami. To warunek babci Heleny – uspokajam go.
- A potem? - w jego głosie słyszę nutkę niepewności. Och, to nawet podniecające!
- Potem to już będzie zależało ode mnie... – mówię powoli, ściszając głos.
Oskar przyciąga mnie do siebie i sięga do moich ust. Jego język sunie po moim podniebieniu, krąży leniwie... Chyba zaraz zemdleję? Za drzwiami słychać stukanie obcasów. Oskar wypuszcza mnie z objęć i oblizuje się koniuszkiem języka, jakby smakował... mnie. Oblewam się rumieńcem.
- Chyba umrę z tęsknoty – mruczy i wyciąga dłoń w kierunku holu – I z niepokoju – dodaje niechętnie.
Po chwili słyszę znajome szuranie i w drzwiach pojawia się lady Margaret. Zatrzymuje się gwałtownie na nasz widok.
- Zwariowaliście? - beszta nas – Oskar, powinieneś być wśród Zgromadzonych! Już czas – dodaje, patrząc na mnie z niepokojem.
Szybko podaję jej kopertę z dokumentami, a wtedy ona oddycha z ulgą. Nie była pewna. Wyczułam to, kiedy rozmawiałyśmy przez telefon. Odwracam się jeszcze raz do Oskara.
- Zostań tym Mistrzem – szepczę – Zrób to dla mnie.
Całuję go delikatnie w usta. Taki szybki pocałunek kochanków, zachęta... obietnica... Posyła mi spojrzenie pełne niepokoju, ale i zachwytu. Mrugam do niego i w pośpiechu idę z Margaret korytarzem, a potem schodami w górę.
- Rada dobiega końca – mówi szybko – Poinformowałam Mistrza, że chcesz wystąpić o włączenie do Zgromadzenia i wyraził zgodę.
- A mówiłaś o tym? - zerkam na kopertę, którą teraz ona ściska w garści.
- Żartujesz? - posyła mi szybkie spojrzenie – Mam nadzieję, że mnie za to nie ukarze – mruczy pod nosem.
Czy ja słyszę w jej głosie sarkazm? Nie mam czasu zapytać, bo oto nagle skręcamy na końcu korytarza i już jesteśmy przed drzwiami do gabinetu Mistrza. Siedzi przed nimi jakiś przeraźliwie chudy człowiek. Na nasz widok podnosi głowę i świdruje mnie nieprzyjemnym wzrokiem. Ma niesamowicie czarne oczy, jakby w ogóle nie miały tęczówek.
- Marianna Littenstein na spotkanie z Mistrzem i Radą – anonsuje mnie Margaret – Reprezentuję jej ród. Mam nadzieję, że ja nie muszę się przedstawiać? - dodaje obojętnym tonem.
- Oczywiście, że nie, Lady Margaret – mężczyzna kłania jej się nisko, po czym prawie tak samo uprzejmie kłania się mnie.
Z trudem opanowuję chęć dygnięcia i skłaniam tylko głowę tak, jak moja towarzyszka. Mam chyba zawał!? Drzwi otwierają się powoli. Chudzielec staje w nich i powtarza słowa Margaret.
- Zapraszam – słyszę uprzejmy ton głosu Mistrza. Jak ja inaczej teraz na niego patrzę.
Wchodzimy obie. Mistrz siedzi w obitym skórą fotelu z oparciami. Wokół niego na podobnych krzesłach z wysokimi oparciami siedzą członkowie Rady. Znam ich wszystkich z imienia i nazwiska, ale nie bardzo wiem, który jest który. Mniejsza z tym! Mistrz wskazuje nam dwa proste krzesła ustawione naprzeciw niego. Kątem oka obserwuję Margaret, żeby nie popełnić jakiejś gafy, ale ona po prostu siada na krześle, więc robię to samo. Członkowie Rady przyglądają mi się z uwagą, ale ich twarze nie wyrażają żadnych emocji. Niby wiedziałam, że tak będzie, ale czuję się nieswojo.
- Maryann, czekaliśmy na ciebie – Mistrz mówi to ciepłym, dobrotliwym tonem – Członkowie Rady wiedzą kim jesteś, więc nie musisz się przedstawiać.
Skłaniam lekko głowę w podziękowaniu, pamiętając, że mam się odzywać tylko, jeśli mnie o to poprosi.
- Lady Margaret. Reprezentujesz głowę rodu Littenstein, co masz nam do powiedzenia?
- Odczytam dokument własnoręcznie podpisany przez Helenę Littenstein- Kraft – rozkłada pierwszą kartkę – Ja, niżej podpisana Helena Littenstein- Kraft zrzekam się przewodzenia rodowi Littenstein na rzecz mojej córki Julii Littenstein- Kraft. Biorąc pod uwagę moją obecną sytuację, nie mogę wywiązywać się ze spoczywających na mnie obowiązkach.
Krótko i na temat, przemyka mi przez myśl, kiedy obserwuję twarz Mistrza. Jest dobrym graczem, nawet nie mrugnął, a przecież wykorzystałyśmy to, że nie pozwolił babci śnić.
- W takim razie głową rodu zostaje Julia Littenstein-Kraft – mówi powoli Mistrz, wbijając we mnie spojrzenie swoich niesamowicie błękitnych oczu – Lady Margaret, czy przyjmujesz w jej imieniu obowiązki?
- Tak, przyjmuję - oświadcza Margaret - Odczytam teraz dokument własnoręcznie podpisany przez Julię Littenstein-Kraft – rozkłada drugą kartkę – Ja, niżej podpisana Julia Littenstein-Kraft zrzekam się przewodzenia rodowi Littenstein na rzecz mojej córki Marianny Littenstein. Biorąc pod uwagę moją obecną sytuację, nie mogę wywiązywać się ze spoczywających na mnie obowiązkach. Jednocześnie zwalniam moją córkę Mariannę z posłuszeństwa krwi do czasu osiągnięcia pełnoletności.
Oczy Mistrza pałają przez chwilę dziwnym blaskiem. Przestraszyłabym się, ale widziałam to już u Oskara, więc czekam w milczeniu.
- Raul – Mistrz zwraca się do szpakowatego mężczyzny z niewielką bródką i widocznym pod elegancką marynarką brzuszkiem.
- Zgodnie z Kodeksem, mają takie prawo. Marianna Littenstein zostaje głową rodu i zwolniona z posłuszeństwa krwi, może stanowić o sobie i występować we własnym imieniu, jak pełnoletnia – stwierdza, po czym posyła mi pełne zaciekawienia spojrzenie.
Wreszcie jakiś ludzki odruch, myślę, dodając tym sobie otuchy.
- Marianno – Mistrz zwraca się teraz do mnie. Jego wzrok znów jest łagodny – Co masz nam do powiedzenia?
- Mistrzu, proszę cię o przyjęcie mnie do Zgromadzenia Obdarowanych – wygłaszam formułę, którą znalazła dla mnie Salma – Przysięgam na Dar, który w sobie noszę, że będę przestrzegała zasad zawartych w Kodeksie i postępowała tak, aby chronić Dar i Obdarowanych.
- Czy Rada ma pytania? - rozgląda się – Raul.
- Czy jesteś wolna, czy wiąże cię z kimś umowa? - Raul zwraca się do mnie.
Przełykam szybko ślinę, czując suchość w gardle.
- Nie jestem z nikim związana – odpowiadam, starając się panować nad głosem. To dziwne, ale wydaje mi się, że ten Raul jest zadowolony z mojej odpowiedzi. Zerkam na Margaret, ale ona siedzi nieporuszona. Wysoki, umięśniony szatyn z rudawym zarostem unosi rękę.
- Timothy – Mistrz kiwa mu przyzwalająco głową.
Wiem, kto to jest! Timothy Covendish, odpowiadający za walkę z terroryzmem. Jest w jakiś sposób związany z rodziną Oskara, ale nie wiem dokładnie, jak.
- Czy wiesz, kim jest Swen Ulreich?
- Tak.
- Kim jest? - słyszę w jego głosie nutkę zniecierpliwienia.
- Człowiekiem, który opuścił Zgromadzenie i prowadzi z nim walkę. Z tego, co wiem, odpowiada za śmierć Sir Nicolasa Lowrensa i Judith Banch...
- Wystarczy – Mistrz unosi dłoń, a ja milknę.
Czego ten Timothy chce? Myśli, że jestem jakimś szpiegiem, czy co?
- Marianno Littenstein – zwraca się do mnie Mistrz, a ja natychmiast wstaję, widząc nieznaczny ruch ręki Margaret – Przyjmuję cię do Zgromadzenia. Witaj wśród nas – rozkłada ręce – Co prawda jest to precedens, ale skoro Raul twierdzi, że jest to zgodne z zasadami, to tak jest. Masz prawa równe pełnoletnim.
Mistrz wstaje, a razem z nim pozostali.
- Podejdź do niego – szepcze Margaret.
Idę powoli, żeby się nie przewrócić z wrażenia. Zrobiłam to! Nie mogę uwierzyć!
- Nie pomyliłem się, co do twojego Daru – mówi Mistrz cicho, żeby nikt inny nie mógł nas słyszeć – Jesteś taka sama jak twoja prababka.
- Dziękuję Mistrzu – tym razem dygam – Potraktuję to jako komplement.
Przygląda mi się uważnie. Nie wiem, co myśli, ale i tak trzęsę się w środku jak galareta.
- Czas na przesłuchania – zwraca się do Rady, a potem idzie do niewielkich drzwi w głębi sali.
Wszyscy pozostali kierują się do głównego, bardziej okazałego przejścia. Margaret czeka na mnie przy drzwiach. Nic nie mówi. Jest zła? Nie mogłam powiedzieć, że złożyliśmy z Oskarem przysięgę.
- Margaret? - zagaduję, kiedy idziemy do dużej sali w samym sercu zamku.
- Uważaj na Raula, bo to przebiegła sztuka – mówi szybko – I słuchaj dokładnie, co mówi on, a co Oskar – dodaje.
Nie możemy dalej rozmawiać, bo wchodzimy między pozostałych Obdarowanych. Kiedy ich mijam, napotykam zaciekawione spojrzenia. Już wiem, jestem nowa, a przecież oni się wszyscy znają. Margaret prowadzi mnie do trzeciego rzędu i każe usiąść, pozostawiając wolne jedno miejsce z brzegu. Dla Oskara? Nie, chyba nie... On stoi w końcu sali na niewielkim podwyższeniu. Margaret idzie do niego. Rozmawiają. Och, Oskar! Posyłam mu tęskne spojrzenie. Patrzy na mnie i coś tłumaczy Margaret. Ona kiwa głową ze zrozumieniem. Zjawia się Raul w towarzystwie obłędnej blondynki około czterdziestki. To chyba jego żona, bo siada z gracją na krześle obok niego. Pozostali członkowie Rady też są, ale siadają sami w pierwszym rzędzie widowni. Niezły teatr, przemyka mi przez myśl.


5 komentarzy:

  1. Witamy z powrotem :-) mam nadzieję że udało Ci się odpocząć i znaleźć jeszcze więcej weny. Część bardzo interesująca i już nie mogę się doczekać jak akcja się rozwinie :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj Roksano!!!. Witajcie dziewczyny. Roksano mam nadzieję, że troszkę odpoczęłaś i "bateryjki" naładowane. Ja wczoraj też wróciłem.
    Roksano ta część to jest chyba taki wstęp do emocjonującej akcji. Oj chyba będzie się działo na tym przesłuchaniu. Pozdrawiam Wszystkich Wiktor

    OdpowiedzUsuń
  3. Witajcie! Odpoczęłam, ale niestety choróbsko mnie dopadło na koniec :( Napisałam tę część w samolocie, więc ile wyszło, tyle dodałam. Teraz, jak tylko się "odkopię" po nieobecności, siadam do dalszego ciągu. Zarys mam, Anastazja opisana, będzie dobrze! Pozdrawiam Wszystkich, Roksana

    OdpowiedzUsuń
  4. Roksano, cieszę się, że już wróciłaś. Oby choroba szybko minęła.
    Jestem zachwycona nową częścią. Było czuć swego rodzaju napięcie, może nawet lekki niepokój - zwłaszcza podczas spotkania Majki z Radą. Mam nawet dwa ulubione momenty. Pierwszy, kiedy Majka mówi "Zostań tym Mistrzem– szepczę – Zrób to dla mnie". Nie umiem tego wyjaśnić ale czuje coś zabawnego w tej sytuacji =) Drugi ulubiony moment to ten kiedy Mistrz mówi do Majki "Nie pomyliłem się, co do twojego Daru – mówi Mistrz cicho, żeby nikt inny nie mógł nas słyszeć – Jesteś taka sama jak twoja prababka". Udało jej się!!! Jupi!!! Ukręciła trochę nosa Mistrzowi, a na dodatek mu zaimponowała.
    Jestem ciekawa jak dalej będzie wyglądało przesłuchanie kandydatów na stanowisko Mistrza. Trochę niepokoi mnie ten Raul. Czuję, że może namieszać.
    Życzę dużo zdrowia i weny. Niech żadne z nich Cię nie opuszcza ;-)
    Kasia xxx

    OdpowiedzUsuń
  5. Witajcie, ;) Ta część kojarzy mi się trochę z taka ciszą przed burzą , wywołuje takie uczucie niepokoju , napięcia w oczekiwaniu co dalej ;) Mam nadzieje że nie każesz Roksano nam długo żyć w taki napięciu ;) Życzę zdrowia ;) Natalia

    OdpowiedzUsuń