Poznań. Wrzesień
2014
Majka przeczesała
rozpuszczone włosy i odłożyła szczotkę. Ostatni rzut oka na
odbicie w lustrze powiedział jej, że jest dobrze. Elegancka
granatowa szmizjerka ze sporym dekoltem podkreślała idealnie jej
figurę. Spojrzała na cieliste szpilki. Dobrze, że mam ten sam
rozmiar stopy, co mama, pomyślała. W butach swojej przybranej mamy
połamałaby nogi... O rany, co ja wyprawiam? Za chwilę mają się
ważyć moje dalsze losy, a ja rozmyślam o butach, zganiła się w
myślach.
- Już czas –
Julia zajrzała do pokoju – Wyglądasz super! - ścisnęła dłoń
córki, próbując dodać jej otuchy – Zamknę teraz
drzwi...
- Dasz mi buziaka na
drogę? - W spojrzeniu Majki można było dojrzeć panikę. Dopiero
teraz dotarło do niej, co robi.
- Pamiętaj, że cię
kochamy i będziemy wspierać, cokolwiek zrobisz – Julia pomogła
jej się położyć i pocałowała w czoło – Niech nad tobą czuwa
– poklepała delikatnie główkę małego aniołka, stojącego
na szafce obok łóżka.
---
Ściskam
w dłoniach szarą kopertę. Zerkam na Akosa i Grega, stojących po
obu moich stronach. Czuję się pewniej, kiedy są blisko.
-
No, to na dziedziniec zamku Ainay-le-Vieil - mówię głośno,
biorąc ich obu pod ręce.
Poznaję
to miejsce z trudem. Choć dziedziniec jest ciemny, to wejście do
zamku oświetlono lampionami pełnymi różnej wysokości
świec. Jest ich mnóstwo! Ustawione bezpośrednio na
kamiennych schodach i zawieszone na fasadzie budynku. W ich
migotliwym świetle widzę kilkanaście osób zmierzających
spokojnie do wejścia. Z boków wciąż napływają nowi.
Pewnie zjawiają się tak, jak my. Dociera do nas szmer ożywionych
rozmów. Nagle wśród innych dostrzegam jedną postać,
idącą pod prąd. Serce bije mi mocno.
-
Oskar – szepczę na jego widok.
-
Co ty wyprawiasz? - bierze mnie za rękę i prowadzi w bok – Do
mnie – mówi półgłosem i nagle znajdujemy się w
jego salonie.
-
Nie denerwuj się... - zaglądam mu w oczy.
-
Matka mi powiedziała dopiero przed chwilą! - przerywa mi – Majka,
nie mogę przyjąć takiego poświęcenia! Nie chcę!
-
Nie robię tego dla ciebie. To znaczy, owszem, dla ciebie też, ale i
dla siebie... dla nas – kładę mu na piersi dłoń. Czuję
niespokojne bicie jego serca.
-
Dlaczego mi nie powiedziałaś wcześniej? - jest naprawdę przejęty.
-
Właśnie dlatego, żebyś nie próbował mnie odwodzić od tej
decyzji i nie tracił czasu.
-
Pobierzemy się? Oświadczę ci się natychmiast po przyjęciu do
Zgromadzenia.
-
Nie! Nie rób tego! – przerywam mu gwałtownie.
-
Jak to?
Przez
krótką chwilę dobrze się bawię na widok jego miny.
-
Nie mogę wyjść za mąż przed urodzinami. To warunek babci Heleny
– uspokajam go.
-
A potem? - w jego głosie słyszę nutkę niepewności. Och, to nawet
podniecające!
-
Potem to już będzie zależało ode mnie... – mówię
powoli, ściszając głos.
Oskar
przyciąga mnie do siebie i sięga do moich ust. Jego język sunie po
moim podniebieniu, krąży leniwie... Chyba zaraz zemdleję? Za
drzwiami słychać stukanie obcasów. Oskar wypuszcza mnie z
objęć i oblizuje się koniuszkiem języka, jakby smakował... mnie.
Oblewam się rumieńcem.
-
Chyba umrę z tęsknoty – mruczy i wyciąga dłoń w kierunku holu
– I z niepokoju – dodaje niechętnie.
Po
chwili słyszę znajome szuranie i w drzwiach pojawia się lady
Margaret. Zatrzymuje się gwałtownie na nasz widok.
-
Zwariowaliście? - beszta nas – Oskar, powinieneś być wśród
Zgromadzonych! Już czas – dodaje, patrząc na mnie z niepokojem.
Szybko
podaję jej kopertę z dokumentami, a wtedy ona oddycha z ulgą. Nie
była pewna. Wyczułam to, kiedy rozmawiałyśmy przez telefon.
Odwracam się jeszcze raz do Oskara.
-
Zostań tym Mistrzem – szepczę – Zrób to dla mnie.
Całuję
go delikatnie w usta. Taki szybki pocałunek kochanków,
zachęta... obietnica... Posyła mi spojrzenie pełne niepokoju, ale
i zachwytu. Mrugam do niego i w pośpiechu idę z Margaret
korytarzem, a potem schodami w górę.
-
Rada dobiega końca – mówi szybko – Poinformowałam
Mistrza, że chcesz wystąpić o włączenie do Zgromadzenia i
wyraził zgodę.
-
A mówiłaś o tym? - zerkam na kopertę, którą teraz
ona ściska w garści.
-
Żartujesz? - posyła mi szybkie spojrzenie – Mam nadzieję, że
mnie za to nie ukarze – mruczy pod nosem.
Czy
ja słyszę w jej głosie sarkazm? Nie mam czasu zapytać, bo oto
nagle skręcamy na końcu korytarza i już jesteśmy przed drzwiami
do gabinetu Mistrza. Siedzi przed nimi jakiś przeraźliwie chudy
człowiek. Na nasz widok podnosi głowę i świdruje mnie
nieprzyjemnym wzrokiem. Ma niesamowicie czarne oczy, jakby w ogóle
nie miały tęczówek.
-
Marianna Littenstein na spotkanie z Mistrzem i Radą – anonsuje
mnie Margaret – Reprezentuję jej ród. Mam nadzieję, że ja
nie muszę się przedstawiać? - dodaje obojętnym tonem.
-
Oczywiście, że nie, Lady Margaret – mężczyzna kłania jej się
nisko, po czym prawie tak samo uprzejmie kłania się mnie.
Z
trudem opanowuję chęć dygnięcia i skłaniam tylko głowę tak,
jak moja towarzyszka. Mam chyba zawał!? Drzwi otwierają się
powoli. Chudzielec staje w nich i powtarza słowa Margaret.
-
Zapraszam – słyszę uprzejmy ton głosu Mistrza. Jak ja inaczej
teraz na niego patrzę.
Wchodzimy
obie. Mistrz siedzi w obitym skórą fotelu z oparciami. Wokół
niego na podobnych krzesłach z wysokimi oparciami siedzą członkowie
Rady. Znam ich wszystkich z imienia i nazwiska, ale nie bardzo wiem,
który jest który. Mniejsza z tym! Mistrz wskazuje nam
dwa proste krzesła ustawione naprzeciw niego. Kątem oka obserwuję
Margaret, żeby nie popełnić jakiejś gafy, ale ona po prostu siada
na krześle, więc robię to samo. Członkowie Rady przyglądają mi
się z uwagą, ale ich twarze nie wyrażają żadnych emocji. Niby
wiedziałam, że tak będzie, ale czuję się nieswojo.
-
Maryann, czekaliśmy na ciebie – Mistrz mówi to ciepłym,
dobrotliwym tonem – Członkowie Rady wiedzą kim jesteś, więc nie
musisz się przedstawiać.
Skłaniam
lekko głowę w podziękowaniu, pamiętając, że mam się odzywać
tylko, jeśli mnie o to poprosi.
-
Lady Margaret. Reprezentujesz głowę rodu Littenstein, co masz nam
do powiedzenia?
-
Odczytam dokument własnoręcznie podpisany przez Helenę
Littenstein- Kraft – rozkłada pierwszą kartkę – Ja, niżej
podpisana Helena Littenstein- Kraft zrzekam się przewodzenia rodowi
Littenstein na rzecz mojej córki Julii Littenstein- Kraft.
Biorąc pod uwagę moją obecną sytuację, nie mogę wywiązywać
się ze spoczywających na mnie obowiązkach.
Krótko
i na temat, przemyka mi przez myśl, kiedy obserwuję twarz Mistrza.
Jest dobrym graczem, nawet nie mrugnął, a przecież wykorzystałyśmy
to, że nie pozwolił babci śnić.
-
W takim razie głową rodu zostaje Julia Littenstein-Kraft – mówi
powoli Mistrz, wbijając we mnie spojrzenie swoich niesamowicie
błękitnych oczu – Lady Margaret, czy przyjmujesz w jej imieniu
obowiązki?
-
Tak, przyjmuję - oświadcza Margaret - Odczytam teraz dokument
własnoręcznie podpisany przez Julię Littenstein-Kraft – rozkłada
drugą kartkę – Ja, niżej podpisana Julia Littenstein-Kraft
zrzekam się przewodzenia rodowi Littenstein na rzecz mojej córki
Marianny Littenstein. Biorąc pod uwagę moją obecną sytuację, nie
mogę wywiązywać się ze spoczywających na mnie obowiązkach.
Jednocześnie zwalniam moją córkę Mariannę z posłuszeństwa
krwi do czasu osiągnięcia pełnoletności.
Oczy
Mistrza pałają przez chwilę dziwnym blaskiem. Przestraszyłabym
się, ale widziałam to już u Oskara, więc czekam w milczeniu.
-
Raul – Mistrz zwraca się do szpakowatego mężczyzny z niewielką
bródką i widocznym pod elegancką marynarką brzuszkiem.
-
Zgodnie z Kodeksem, mają takie prawo. Marianna Littenstein zostaje
głową rodu i zwolniona z posłuszeństwa krwi, może stanowić o
sobie i występować we własnym imieniu, jak pełnoletnia –
stwierdza, po czym posyła mi pełne zaciekawienia spojrzenie.
Wreszcie
jakiś ludzki odruch, myślę, dodając tym sobie otuchy.
-
Marianno – Mistrz zwraca się teraz do mnie. Jego wzrok znów
jest łagodny – Co masz nam do powiedzenia?
-
Mistrzu, proszę cię o przyjęcie mnie do Zgromadzenia Obdarowanych
– wygłaszam formułę, którą znalazła dla mnie Salma –
Przysięgam na Dar, który w sobie noszę, że będę
przestrzegała zasad zawartych w Kodeksie i postępowała tak, aby
chronić Dar i Obdarowanych.
-
Czy Rada ma pytania? - rozgląda się – Raul.
-
Czy jesteś wolna, czy wiąże cię z kimś umowa? - Raul zwraca się
do mnie.
Przełykam
szybko ślinę, czując suchość w gardle.
-
Nie jestem z nikim związana – odpowiadam, starając się panować
nad głosem. To dziwne, ale wydaje mi się, że ten Raul jest
zadowolony z mojej odpowiedzi. Zerkam na Margaret, ale ona siedzi
nieporuszona. Wysoki, umięśniony szatyn z rudawym zarostem unosi
rękę.
-
Timothy – Mistrz kiwa mu przyzwalająco głową.
Wiem,
kto to jest! Timothy Covendish, odpowiadający za walkę z
terroryzmem. Jest w jakiś sposób związany z rodziną Oskara,
ale nie wiem dokładnie, jak.
-
Czy wiesz, kim jest Swen Ulreich?
-
Tak.
-
Kim jest? - słyszę w jego głosie nutkę zniecierpliwienia.
-
Człowiekiem, który opuścił Zgromadzenie i prowadzi z nim
walkę. Z tego, co wiem, odpowiada za śmierć Sir Nicolasa Lowrensa
i Judith Banch...
-
Wystarczy – Mistrz unosi dłoń, a ja milknę.
Czego
ten Timothy chce? Myśli, że jestem jakimś szpiegiem, czy co?
-
Marianno Littenstein – zwraca się do mnie Mistrz, a ja natychmiast
wstaję, widząc nieznaczny ruch ręki Margaret – Przyjmuję cię
do Zgromadzenia. Witaj wśród nas – rozkłada ręce – Co
prawda jest to precedens, ale skoro Raul twierdzi, że jest to zgodne
z zasadami, to tak jest. Masz prawa równe pełnoletnim.
Mistrz
wstaje, a razem z nim pozostali.
-
Podejdź do niego – szepcze Margaret.
Idę
powoli, żeby się nie przewrócić z wrażenia. Zrobiłam to!
Nie mogę uwierzyć!
-
Nie pomyliłem się, co do twojego Daru – mówi Mistrz cicho,
żeby nikt inny nie mógł nas słyszeć – Jesteś taka sama
jak twoja prababka.
-
Dziękuję Mistrzu – tym razem dygam – Potraktuję to jako
komplement.
Przygląda
mi się uważnie. Nie wiem, co myśli, ale i tak trzęsę się w
środku jak galareta.
-
Czas na przesłuchania – zwraca się do Rady, a potem idzie do
niewielkich drzwi w głębi sali.
Wszyscy
pozostali kierują się do głównego, bardziej okazałego
przejścia. Margaret czeka na mnie przy drzwiach. Nic nie mówi.
Jest zła? Nie mogłam powiedzieć, że złożyliśmy z Oskarem
przysięgę.
-
Margaret? - zagaduję, kiedy idziemy do dużej sali w samym sercu
zamku.
-
Uważaj na Raula, bo to przebiegła sztuka – mówi szybko –
I słuchaj dokładnie, co mówi on, a co Oskar – dodaje.
Nie
możemy dalej rozmawiać, bo wchodzimy między pozostałych
Obdarowanych. Kiedy ich mijam, napotykam zaciekawione spojrzenia. Już
wiem, jestem nowa, a przecież oni się wszyscy znają. Margaret
prowadzi mnie do trzeciego rzędu i każe usiąść, pozostawiając
wolne jedno miejsce z brzegu. Dla Oskara? Nie, chyba nie... On stoi w
końcu sali na niewielkim podwyższeniu. Margaret idzie do niego.
Rozmawiają. Och, Oskar! Posyłam mu tęskne spojrzenie. Patrzy na
mnie i coś tłumaczy Margaret. Ona kiwa głową ze zrozumieniem.
Zjawia się Raul w towarzystwie obłędnej blondynki około
czterdziestki. To chyba jego żona, bo siada z gracją na krześle
obok niego. Pozostali członkowie Rady też są, ale siadają sami w
pierwszym rzędzie widowni. Niezły teatr, przemyka mi przez myśl.
Witamy z powrotem :-) mam nadzieję że udało Ci się odpocząć i znaleźć jeszcze więcej weny. Część bardzo interesująca i już nie mogę się doczekać jak akcja się rozwinie :-)
OdpowiedzUsuńWitaj Roksano!!!. Witajcie dziewczyny. Roksano mam nadzieję, że troszkę odpoczęłaś i "bateryjki" naładowane. Ja wczoraj też wróciłem.
OdpowiedzUsuńRoksano ta część to jest chyba taki wstęp do emocjonującej akcji. Oj chyba będzie się działo na tym przesłuchaniu. Pozdrawiam Wszystkich Wiktor
Witajcie! Odpoczęłam, ale niestety choróbsko mnie dopadło na koniec :( Napisałam tę część w samolocie, więc ile wyszło, tyle dodałam. Teraz, jak tylko się "odkopię" po nieobecności, siadam do dalszego ciągu. Zarys mam, Anastazja opisana, będzie dobrze! Pozdrawiam Wszystkich, Roksana
OdpowiedzUsuńRoksano, cieszę się, że już wróciłaś. Oby choroba szybko minęła.
OdpowiedzUsuńJestem zachwycona nową częścią. Było czuć swego rodzaju napięcie, może nawet lekki niepokój - zwłaszcza podczas spotkania Majki z Radą. Mam nawet dwa ulubione momenty. Pierwszy, kiedy Majka mówi "Zostań tym Mistrzem– szepczę – Zrób to dla mnie". Nie umiem tego wyjaśnić ale czuje coś zabawnego w tej sytuacji =) Drugi ulubiony moment to ten kiedy Mistrz mówi do Majki "Nie pomyliłem się, co do twojego Daru – mówi Mistrz cicho, żeby nikt inny nie mógł nas słyszeć – Jesteś taka sama jak twoja prababka". Udało jej się!!! Jupi!!! Ukręciła trochę nosa Mistrzowi, a na dodatek mu zaimponowała.
Jestem ciekawa jak dalej będzie wyglądało przesłuchanie kandydatów na stanowisko Mistrza. Trochę niepokoi mnie ten Raul. Czuję, że może namieszać.
Życzę dużo zdrowia i weny. Niech żadne z nich Cię nie opuszcza ;-)
Kasia xxx
Witajcie, ;) Ta część kojarzy mi się trochę z taka ciszą przed burzą , wywołuje takie uczucie niepokoju , napięcia w oczekiwaniu co dalej ;) Mam nadzieje że nie każesz Roksano nam długo żyć w taki napięciu ;) Życzę zdrowia ;) Natalia
OdpowiedzUsuń