Manzanares
el real. Październik 2014
Majka
wyciągnęła się wygodnie na leżaku i spróbowała po raz
kolejny skupić się na lekturze. Tego dnia nic nie szło tak, jakby
sobie życzyła. Od rana próbowała znaleźć sposobność na
rozmowę sam na sam z Juanem, ale on, jak na złość, ciągle miał
jakieś zajęcia. Manuela ślęczała w bibliotece nad tłumaczeniem
notatek Rosanny. Pierwsze kartki były dość proste, choćby
dlatego, że zawierały teksty prawie identyczne z tymi, które
można było znaleźć w Kodeksie, jednak kolejne okazały się
znacznie trudniejsze. Akos gdzieś przepadł, ale była pewna, że
czuwa nad nią i Manuelą, więc nie zawracała sobie nim głowy.
Czuła się nieco zmęczona, mimo że po powrocie od Oskara, udało
jej się przespać prawie dwie godziny. Praca wysysała z niej tak
dużo energii... Zamknęła książkę, którą podsunął jej
Juan, kiedy próbowała zrozumieć koligacje łączące
poszczególne rody Obdarowanych. Ze zdumieniem odkryła, że
jej własny dziadek i Abigail mieli wspólnych przodków.
Z drugiej strony, wszyscy Obdarowani byli ze sobą w jakiś sposób
spowinowaceni. Z książki dowiedziała się, że dla uproszczenia,
uznawano powiązania do czterech pokoleń wstecz. Po uwzględnieniu
tej zasady stwierdziła, że Abigail jednak nie jest jej rodziną.
- Szkoda –
szepnęła do siebie, obserwując z zachwytem, jak ta ostatnia
przemierza trawnik tanecznym krokiem. Dopiero po chwili zorientowała
się, że jej ruch wymuszały płaskie kamienie, układające się w
nieregularną ścieżkę. Odłożyła książkę i spróbowała
sobie wyobrazić siebie, paradującą przed Oskarem z takim seksownym
kołysaniem bioder.
- Witaj – lady
Abigail obnażyła w uśmiechu białe równe ząbki – Taka
piękna pogoda, a ty wciąż w książkach – westchnęła z nutką
zatroskania w głosie.
- Po to tu jestem –
odpowiedziała Majka, również się uśmiechając.
Abigail spojrzała
na kort, gdzie Juan rozgrywał właśnie decydującą piłkę.
- Podoba ci się mój
syn? - spytała nagle.
- Och, jest bardzo
przystojny – przyznała Majka, zachodząc w głowę, o co chodzi.
- Oczywiście, że
tak, ale mnie interesuje bardziej, co ty o nim sądzisz?
Majka śledziła
przez chwilę ruch piłki, przelatującej nad siatką to w tę, to w
drugą stronę.
- Cóż, jego
Dar sprawia, że patrzę na niego z przyjemnością – zaczęła
ostrożnie – Choć przyznam, że u ciebie robi on większe
wrażenie.
- Och?!
- Mam na myśli
wdzięk, oczywiście – sprecyzowała – Myślę, że dobrze nam
się rozmawia. Bardzo mi pomógł w moich poszukiwaniach. Zna
bibliotekę, jak nikt inny...
- Maryann, wiesz, o
co pytam – Abigail ściszyła głos i spojrzała na Majkę spod
rzęs – Między nami dziewczynami... - zawiesiła głos.
Majka znów
spojrzała na kort. Juan właśnie podszedł do siatki i podał rękę
swojemu przeciwnikowi i trenerowi w jednej osobie. Wyglądał jak
jasnowłosy bóg. Może gdyby nie spotkała Oskara...? Nie!
Juan był przystojny, inteligentny i niewątpliwie potrafił być
błyskotliwy, ale Oskar... Oskar był Oskarem! Jedynym, wspaniałym i
niezastąpionym. Poza tym, jej serce nawet nie drgnęło na widok
Juana, choć naprawdę patrzyła na niego z przyjemnością.
- Abigail, wiem, że
cię rozczaruję, ale zachowam to dla siebie – wyszeptała
konspiracyjnie, nie chcąc jej urazić.
Nie pomyliła się.
Abigail nawet nie starała się ukryć zawodu. Wyprostowała się i
podążyła wzrokiem do syna, zbliżającego się do nich sprężystym
krokiem.
- Dobrze grasz –
Majka uniosła głowę i przysłoniła dłonią oczy – Moje
gratulacje.
- Nie wiedziałem,
że znasz się na tenisie? - na twarzy Juana pojawił się filmowy
uśmiech.
- Mój
przybrany tata kibicuje Radwańskiej.
- Ooo? Znasz ją?
- Nie, ale jest moją
rodaczką, więc ja też jej kibicuję.
- Zaczyna się robić
chłodno – Abigail wtrąciła się do rozmowy – Może wypijemy
małego drinka przed kolacją? Juan, mógłbyś się przebrać
i do nas dołączyć. Przyrządza doskonałe Daiquiri – zwróciła
się do Majki – Ale zamiast soku z limetki używa naszych własnych
cytryn. To jego modyfikacja.
- Naprawdę? - Majka
starała się nadążyć za potokiem jej słów – Może
powinniście wymyślić mu nową nazwę?
Ruszyły razem w
kierunku domu, puszczając Juana przodem, tak by dać mu szansę na
szybki prysznic. Przymilna wręcz postawa Abigail wydała się nagle
Majce nieco podejrzana.
- Zajrzę do Manueli
– stwierdziła, zatrzymując się tuż za progiem domu – Może
też będzie miała ochotę na drinka?
- Oczywiście. Tak
ciężko pracuje... - Abigail pokiwała głowa ze współczuciem.
Teraz Majka
naprawdę się przejęła. Przecież los nie w pełni obdarowanych, w
najlepszym razie, był Gonzagom obojętny. Uśmiechnęła się jednak
uprzejmie i ruszyła do biblioteki, obiecując sobie, że nie weźmie
do ust niczego, czego nie spróbowałaby Abigail lub Juan.
---
Juan |
- Mamo! - Juan gwałtownie osłonił się ręcznikiem, kiedy wychodząc z łazienki natknął się w sypialni na matkę, rozpartą na lekkiej sofie.
- Kochanie, przecież
wiem, jak wyglądasz. Jesteś moim synem – przewróciła
oczami – Swoją drogą, mógłbyś lepiej wykorzystać swoje
wdzięki – prychnęła z sarkazmem – Jest tu od trzech dni i co?
- Nic na to nie
poradzę – okręcił ręcznik wokół bioder i przeczesał
włosy – Mój urok na nią nie działa. Jest zakochana w
Oskarze. Nawet dziecko by się zorientowało, że nic nie wskóram!
- Bzdury opowiadasz!
Kiedy spotkałam twojego ojca, uganiał się za inną, a jednak to
mnie poprowadził do Mistrza.
- Bo go pokochałaś,
bo naprawdę ci zależało...
- A tobie nie
zależy? Przecież wiesz, ile to dla mnie znaczy! Dla nas! Tylko
pomyśl: Gonzaga Mistrzem! – wzniosła ręce do góry.
- Znaczy. Ale nie
to, co dla ciebie poślubienie ojca. Nie dam rady! Podoba mi się,
ale jej nie kocham! Ani ona mnie! - krzyknął.
- Kochasz Athinę? -
wycedziła przez zęby.
- Nie.
- Więc się
postaraj! Nie musisz jej kochać, żeby oczarować na chwilę.
- Próbowałem...
- pokręcił głową zrezygnowany – Nic z tego nie będzie.
Abigail zmarszczyła
brwi i przez dłuższą chwilę stała nieruchomo.
- To może oznaczać
tylko jedno – powiedziała powoli – Złożyli przysięgę... i
przypieczętowali.
- Co?
- Należą do
siebie.
Abigail zerwała
się na równe nogi i zaczęła nerwowo spacerować po pokoju.
W końcu zatrzymała się przed Juanem.
- Ubieraj się.
Musisz z niej wszystko wyciągnąć. Wszystko – wycedziła przez
zęby.
- Niczego mi nie
powie – wykrzywił usta w brzydkim uśmiechu.
- Powie. Już moja w
tym głowa.
---
Stoję naprzeciw
Juana i pytam sama siebie, jak to możliwe, że dałam się na to
namówić? Oskar prosił, żebym się nigdzie nie włóczyła,
ale jeszcze nigdy nie widziałam Pubu dla Obdarowanych! Nawet nie
wiedziałam, że coś takiego istnieje! Poza tym, mam nadzieję
wyciągnąć z niego wszystko co wie o ścianie z kamienia. Manuela i
Akos mnie pilnują. Jeśli nie wrócę za godzinę, Akos ma
mnie przywołać. Odpowiem i to będzie oznaczało, że wszystko jest
OK. I tak co pół godziny, aż do mojego powrotu. Dobrze to
obmyśliliśmy, cieszę się w duchu.
-
Tam jest bezpiecznie. Swen ani jego sługusy nie zaryzykują i nie
pojawią się w takim miejscu – mówi Juan, wzruszając
ramionami – Ja tam zaglądam przynajmniej raz na dwa tygodnie.
-
Sama nie wiem... Zastanawiam się, dlaczego Oskar nigdy mnie zabrał
w takie miejsce? - staram się zagłuszyć wątpliwości. Mam w
głowie taki przyjemny szmerek...
-
Bo on nie bywa w „takich miejscach” - Juan się krzywi – Szkoda
mu czasu na rozrywkę.
-
Nie mów tak – wydymam usta – Po prostu ma o wiele więcej
obowiązków, niż inni – Dlaczego ja go tłumaczę?
-
Masz trochę racji, ale ty jesteś zupełnie inna niż on i powinnaś
mieć od czasu do czasu trochę zabawy.
-
Może tak, a może nie? - chce mi się śmiać – Co było w tych
drinkach? - zaczynam chichotać jak idiotka.
-
Rum, syrop cukrowy, sok z cytryn... – wylicza – A czego się
spodziewałaś? Trucizny?
-
Szczerze? - odgarniam włosy, wciąż chichocząc – Trochę tak,
ale jak zobaczyłam, że nalewasz z tych samych butelek Manueli i
Abigail...
-
Bystra jesteś – chwali mnie – To co? Lecimy?- wyciąga do mnie
dłoń.
-
Ale tylko na jedno piwo – chwytam go za przedramię – Obiecujesz?
-
Obiecuję – unosi rękę, jak do przysięgi - Na Dar.
Materializujemy
się na jakimś odludziu. Przed nami rzeczywiście jest wejście do
Pubu. Z jego wnętrza dolatują nas dźwięki irlandzkiej muzyki i
wesołe okrzyki. Obok nas pojawiają się nagle dwie roześmiane
dziewczyny ubrane, jak na dyskotekę. Rzucają powłóczyste
spojrzenia Juanowi, ale on zakłada sobie moją rękę pod ramię i
pociąga mnie do środka, nie zaszczycając ich uwagą.
-
A Athina nie będzie miała nic przeciwko temu? - zatrzymuję się w
ostatniej chwili.
-
Jest za młoda na takie rozrywki, a poza tym, wszyscy wiedzą, że
jesteś gościem Gonzagów. Muszę dbać o twoje dobre
samopoczucie – mruga do mnie – Jasne, że nie będzie miała
pretensji! Przede wszystkim, nigdy się nie dowie! Tu bywa tylko
młodzież i wszyscy trzymają gębę na kłódkę. Starzy
tylko czekają, żebyśmy im dali powód do zamknięcia tego
miejsca.
-
Naprawdę? - teraz to mnie zaskoczył.
-
Dwa już zamknęli – krzywi się – A to nie takie łatwe, znaleźć
coś takiego na odludnym miejscu.
Za
nami robi się mały zator, więc, chcąc nie chcąc, muszę wejść.
-
O rany! - nagle otacza mnie kolorowy, rozgadany tłum. Wszyscy
podrygują, albo kołyszą się do rytmu skocznej muzyki. Niektórzy
mają w rekach kufle, inni butelki z piwem. Czuję się, jak w
klubie studenckim! - Ale fajnie – buzia sama mi się rozciąga w
uśmiechu.
-
Chodź, tam można usiąść – Juan pociąga mnie za sobą, torując
drogę do rogu sali. Po drodze zatrzymujemy się przy barze i
dostajemy dwie butelki piwa. Juan pociąga mały łyk z jednej z
nich, a potem mi ja podaje – Żebyś nie myślała, że chcę cię
otruć – kpi.
-
Ha, ha, ha! Bardzo śmieszne – biorę od niego butelkę – Gdybyś
miał za sobą takie doświadczenia, jak ja, to inaczej byś na to
patrzył – wydymam usta. Co ja się nagle zrobiłam taka rozmowna?
-
Ooo, a jakie to doświadczenia? - pociąga łyk z drugiej butelki.
-
Coś za coś – uśmiecham się chytrze – Zagramy w pytania i
odpowiedzi?
-
Zgoda. Ja zadałem pytanie, a potem ty.
Zastanawiam
się, czy to nie pułapka, ale pokusa jest silna.
-
A jeśli nie będę chciała odpowiedzieć? - pytam.
-
To przegrasz – mruży oczy.
-
I co wtedy? - czuję się trochę nieswojo.
-
Wybiorę sobie nagrodę – szczerzy do mnie zęby – Nic osobistego
– zaznacza natychmiast, widząc moją minę.
-
Zgoda!
-
To jakie to przeżycia?
-
Swen porwał mojego człowieka i musiałam go odebrać – wypalam
prosto z mostu.
-
Nie wolno kłamać – Juan celuje we mnie palcem.
-
To oczywiste – wbijam w niego poważne spojrzenie, chociaż trochę
kręci mi się w głowie – Mówię prawdę. Stałam z nim
twarzą w twarz. Teraz ja. Co jest za ścianą z brązowego kamienia,
którą widziałam w piwnicy z winami?
Z
satysfakcją widzę, że Juana zatyka z wrażenia.
-
Nie wiem – mówi powoli – Skąd wiesz, że coś jest za
ścianą?
-
Jestem geologiem, a poza tym tak wynika z planu zamku. Sprawdziłam
to – mówię z wyższością – teraz ja.
-
Jak to?
-
Spytałeś, skąd wiem? - rozkładam ręce – Jak się to otwiera?
Juan
przygląda mi się uważnie.
-
Pij – stuka swoją butelką o moją i wzdycha.
Pociągam
łyk i czekam.
-
Kamiennym kluczem – odpowiada tak cicho, że ledwie go słyszę –
Teraz ja. Jesteś dziewicą?
-
Uff! No wiesz... - urywam, na widok jego triumfalnej miny – Nie –
rzucam, siląc się na obojętny ton. Muszę go zmusić, żeby mnie
zaprowadził do tych drzwi. Czuję, że muzyka zaczyna się dziwnie
rozciągać, jakby zwalniała i przyspieszała... - Powiedz mi, co
wiesz o kluczu...
-
Konkretniej. To nie było pytanie – uśmiecha się?
-
Kto ma klucz? - Nie, nie o to chciałam spytać. Co się ze mną
dzieje? Upiłam się łykiem piwa?
-
Mój ojciec – patrzy mi w oczy – Teraz ja. Spałaś z
Oskarem?
Nie
mogę się skupić. Jak to? Raul ma klucz? Przecież to ja mam klucz!
Cholera jasna! O co on pytał? Czy spałam z Oskarem? Kurwa! Nie
powiem mu... Nie mogę...
-
Juan... ja... - odstawiam butelkę – Nie odpowiem ci na to
pytanie...
-
A więc, wygrałem – uśmiecha się triumfalnie, a ja czuję, że
od początku o to mu chodziło. O, nie! Nie dam ci wygrać!
-
Tak – mówię – Spałam.
Juan
marszczy czoło. Złapał się na głupie słówka. Nie wie,
czy mam na myśli sen, czy seks. Wszystko wokół mnie zaczyna
się dziwnie kołysać. Jakie to zabawne. Chichoczę. Ale go
zrobiłam! Zaraz, Raul ma mój klucz? Skąd? Dlaczego on go ma?
-
Ile jest kluczy? - pytam głośno.
-
Trzy – Juan podaje mi butelkę – Pij.
-
Nie chcę – odpycham jego rękę – Muszę wracać...
-
Jeszcze nie. Teraz moja kolej – nachyla się do mnie – Należycie
do siebie?
-
Dość tego – próbuję wstać – Jest remis.
-
Nic z tego. Zamknąłem ci dostęp do Willi. Wrócisz tylko ze
mną, ale musisz mi najpierw odpowiedzieć.
- Niedoczekanie
twoje – prycham i zrzucam butelkę z piwem na podłogę. Juan się
schyla, a ja próbuję umknąć – Kurwa! – nogi mam ciężkie
jak kamienie. Grzęznę w czymś... Sama nie wiem jak, ale udaje mi
się wstać - Oskar, ratuj! - szepczę do siebie. Roztrącam ludzi i
wydostaję się na zewnątrz. Słyszę za sobą głos Juana. Woła
mnie. Muszę znikać! Jeśli to waleriana, to mam mało czasu.
Potrzebuję pomocy. Próbuje się skupić. Muszę przywołać...
kogoś... Jak on ma na imię? A... Amos? Atos? ... Pomocy!
-
Maryann! - ten głos. Nienawidzę tego dupka! Jak on się...?
-
Spadaj! - odpycham go – Gówno cię obchodzi, co... O co
pytałeś? - Dlaczego ja nic nie pamiętam? - Chcę się znaleźć
daleko stąd! Gdziekolwiek!
Nagle
otacza mnie ciemność, a po chwili padam na coś twardego. Skały.
Słyszę szum morza. Chyba...? Fale rozbijają się o skały. Kręci
mi się w głowie. Nie wolno mi stracić przytomności! Jeśli
waleriana była w piwie, to muszę zwymiotować! Ta myśl kołacze mi
w głowie. Wpycham palce do gardła – Błeee.
Padam
na wznak. Nade mną ciemne niebo. Jakie piękne! Granatowe... jak
oczy... Oskara! Och, pamiętam! Oskar, kocham cię! Kocham cię... i
potrzebuję...
Witaj Roksano!!!. Dzięki, dzięki, dzięki za część. O w mordę!!!!. Natalio jednak miałaś rację po tej dwójce nic dobrego nie można się spodziewać. Gdzie ona wylądowała!!!. Czy Akos z Oskarem ją znajdą?. Pozdrawiam Wiktor
OdpowiedzUsuńWitaj Witku! Ale jesteś szybki;))) No cóż, blond bożek chyba nikogo nie zachwycił, ale w końcu jest rówieśnikiem Majki, więc nie zawsze potrafi odróżnić dobro od zła... No, dobra, nie będę go bronić. Głupota, to głupota! Jak tam przygotowania do Świąt? Ja już niestety wracam do roboty :( Ale dziś mam jeszcze trochę czasu na pisanie. Pozdrawiam, Roksana.
OdpowiedzUsuńWitaj Roksano!!!. Byle Majce nic się nie stało!!!. Akos to chyba zawiadomi Oskara i zrobią "wjazd" na rezydencję".
UsuńŻona też wraca już do pracy. Cóż Roksano ja znowu jadę sam bo żona nie ma urlopu. Ja nie przygotowuję się do świąt ( za daleko mieszkam), po prostu jadę. Dostałem urlop na 7-8 więc mogę pojechać i nie bać się gołoledzi i podróży np. 24 godzinnej, a tam gdzie jadę wszystkiego można się spodziewać. Kiedyś wylądowałem w jesiennej kurteczce bo taka była prognoza pogody, a tam psikus hahaha. Śniegu po kolana. Pozdrawiam Wszystkich Wiktor
Ps. Roksano bo ja jestem miłośnikiem Twojego bloga i często tu zaglądam, czekając na nową część i może jakieś nowe komentarze się pojawią. Które uwielbiam czytać.
Wydaje mi się że może na tej plaży gdzie była z Oskarem , była o niej mowa już kilkakrotnie . Witku , wydaje mi się że to nie koniec , Abigail nie zostawi tak tego i za wszelka cenę będzie chciała zaszkodzić oskarowi , bez względu na to ile osób skrzywdzi byle dojść do władzy. Niestety , tak jest kiedy ktoś jest za bardzo zaślepiony rządzą władzy , a po Abigail było to widać od początku .
OdpowiedzUsuńRoksano , ta część naprawdę trzyma w napięciu , i czuję że to napięcie będzie się utrzymywało do następnej części , wiec nie daj nam długo czekać ;) Natalia
Witaj Natalio!!!. O tak!!!. Część naprawdę trzymająca w napięciu!!!. Natalio, ale Akos miał sprawdzać co pół godziny czy Majka się nie odezwie, jak nie to miał ją szukać?.
UsuńNatalio co u Ciebie?. Jak sesja?. Pozdrawiam i ściskam serdecznie Wiktor
Sesja dopiero w lutym , teraz zaczynają się zaliczenia ;) Jutro mam pierwsze więc trzymaj za mnie kciuki Natalia;)
UsuńTrzymam!!!!!!!!!!!!!!!
Usuń