Hamburg. Październik
2014
Ostatnie promienie
słońca przecisnęły się przez szparę między ciężkimi
zasłonami i zmusiły Majkę do otworzenia oczu. Przeciągnęła się
leniwie i spojrzała na migoczące cyfry ustawionego na szafce nocnej
elektronicznego budzika. Dochodziła piąta po południu. Miała
wystarczająco dużo czasu, by się przygotować. Po kolacji,
siedzieli jeszcze długo, gawędząc przy doskonałym burbonie.
Dopiero zmęczone twarze Jana i Piotra uświadomiły im, że zapadła
głęboka noc, a właściwie, zbliżał się świt. Resztę nocy i
długi poranek spędzili z Oskarem w jej apartamencie, rozkoszując
się sobą. Seks smakował wyjątkowo dobrze. Należeli do siebie i
zrobili wszystko, by to sobie okazać. Miała rozkosznie obolałe
mięśnie i opuchnięte wargi. Sięgnęła pod kołdrę, obejmując
dłońmi piersi. Wzdrygnęła się, dotykając brodawek, wciąż
pamiętających usta i zęby Oskara. Uśmiechnęła się do siebie i
sięgnęła niżej.
- Sssss...-
rozsunęła ostrożnie uda. Tam też pozostawił po sobie wyraźne
wspomnienie.
Wyciągnęła w
górę dłoń, na palcu której lśnił zaręczynowy
pierścionek i ustawiła go tak, by uchwycił promień słońca.
Nagle zimny kamień rozżarzył się, rozmigotał, jakby śwoiatło
tchnęło w niego życie.
- Co jest w tych
kamieniach? - szepnęła do siebie, poruszając nieznacznie palcami.
Ludzie krzesali
nimi ogień, rzeźbili w nich kształty ukochanych i ofiarowywali na
znak miłości. Ją też fascynowały. Przecież miała być
geologiem. Sama wybrała ten kierunek. Czy to przypadek, że tak ją
pociągało badanie skał? Znów się przeciągnęła. A
kamień, który dostała od Judith? Jaką on skrywał
tajemnicę? A pozostałe? A ta dziwna czarna skała ukryta za
kamiennymi drzwiami? Czy Rosanna ją widziała? Czy w ogóle
miała pojęcie o jej istnieniu? O innych kamieniach- kluczach?
Usiadła gwałtownie i znów syknęła. Oskar wymknął się od
niej jakieś trzy godziny wcześniej, pozwalając jej na spokojny
sen. Ciekawe, czy też musiał unikać gwałtownych ruchów,
pomyślała z rozbawieniem. Wstała ostrożnie i ruszyła do
łazienki.
- Gdyby Rosanna była
w komnacie, to Timothy chyba by jej powiedział...? - myślała
głośno, wchodząc pod prysznic i odkręcając wodę – Inna
sprawa, że nie spytała.
Strugi ciepłej
wody działały na jej obolałe mięśnie jak balsam. Jednak ostry
seks we śnie znosiła zdecydowanie lepiej.
- Mistrz mógł
jej powiedzieć. Przyjaźnili się – przykręciła wodę i nabrała
na dłonie szamponu, po czym wmasowała go we włosy i zaczęła
przeczesywać je palcami – Ale ona nie chciała się z nim dzielić
swoją wiedzą... - wynajdowała argumenty i kontrargumenty -
Dlaczego? - Dlaczego uważała, że ta wiedza może być dla niego
niebezpieczna? Czy dlatego, że był w pełni Obdarowany? Nicolasowi
powiedziała... A on zatrzymał to dla siebie. Nie zdradził się ani
ojcu, ani synowi – Bo nie byli gotowi, idiotko! - przypomniała
sobie słowa Kamila – To bez sensu! - powiedziała głośno,
zakręcając wodę.
Skoro
inni byli gotowi, to dlaczego Mistrz nie? Oskar, OK, on miał wtedy
piętnaście lat, ale Mistrz? Biła się z myślami. Owinęła się
szlafrokiem i wytarłszy włosy, uruchomiła suszarkę. Strumień
ciepłego powietrza rozwiewał jej włosy. Przymknęła oczy. Wtedy
na Rodos, kiedy ujrzała Oskara po raz pierwszy, wiatr był ciepły i
też rozwiewał jej włosy. Gdyby ktoś jej wtedy powiedział, że
zaledwie kilka miesięcy później zaręczy się z tym
mężczyzną, uznałaby go za wariata. Wydało
jej się, że dzwoni telefon. Wyłączyła suszarkę. Dzwonił.
- Majka, wreszcie
wstałaś! - głos Julii brzmiał wesoło – Mamy tu masę pysznego
jedzenia. Przyjdź, a potem pomogę ci z suknią.
- Jesteś kochana.
Daj mi pięć minut i jestem! - rozłączyła się i spojrzała w
lustro. Patrzyła na nią piękna i szczęśliwa dziewczyna. Miała
wreszcie wszystko, o czym marzyła: kochającą rodzinę, a nawet
dwie, wspaniałego mężczyznę i... Nie wszystko. Tęskniła za Agą
i innymi. Choć Manuela i Akos starali się jak mogli, brakowało jej
przyjaciół. Ostatni raz rozmawiała z przyjaciółką
trzy tygodnie temu, jej konto na Facebooku praktycznie umarło, nawet
pisząc SMS-y używała autocenzury, o zdjęciach nie było mowy -
Wytrzymaj – szepnęła do swojego idbicia i pokazała mu zaciśniętą
pięść – Wszystko się ułoży. Tylko wytrzymaj jeszcze trochę!
---
Przedsionek sali
bankietowej, urządzonej w Centrum Kongresowym, zalewały coraz
większe tłumy elegancko ubranych gości. Choć nie oznaczono
przejścia dla VIP-ów, w pełni Obdarowani przechodzili prawą
stroną i pozostawiali okrycia witającej ich obsłudze, podczas gdy
inni tłoczyli się do szatni. Generalnie jednak organizacja robiła
wrażenie. Wchodząc po kilku szerokich schodach, można było
obejrzeć się w specjalnie na tę okazję zainstalowanych lustrach.
Dalej w szerokim holu stali kelnerzy w tacami wyśmienitego szampana.
Sącząca się z niewidzialnych głośników nastrojowa muzyka
stanowiła doskonałe tło do powitań i przyciszonych rozmów.
Majka w
towarzystwie rodziców, dziadków i ochrony w postaci
Jeana i Grega, przesuwała się sprawnie do schodów. Na suknię
narzuciła lekki bladoniebieski płaszcz, obszyty miękkim
ufarbowanym pod kolor sztucznym futrem. Miała zamiar zdjąć go w
ostatniej chwili. Idąc na czele całej grupy, niejako torowała im
drogę, ponieważ na jej widok tłum Obdarowanych rozstępował się,
jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Rozmowy cichły
na moment, by przybrać na sile, kiedy przechodziła dalej. Choć już
nie raz zetknęła się z takim zainteresowaniem, poczuła się
odrobinę nieswojo. Oskar i Margaret pojechali dużo wcześniej, by
towarzyszyć Mistrzowi, więc nie pozostało jej nic innego, jak
wziąć na barki ciężar bycia głową rodu. Jej towarzysze oddali
okrycia obsłudze i razem ruszyli do schodów.
- Jean, Greg, idźcie
do rodzin, tu już nic mi się nie stanie – uścisnęła im dłonie.
- Maryann! -
dźwięczny głos Anastazji przebił się ponad innymi.
- A gdzie najmłodsza
panna Covendish? - Majka rozejrzała się za Konstancją.
- Jest na sali razem
z Timothym. Nie miałam już do niej siły. Jest taka podniecona
wyborem i balem. Chyba balem bardziej! - przewróciła oczami –
Julio, wspaniała suknia! Och, twoja również! - zwróciła
się do Heleny.
Rzeczywiście, obie
wyglądały doskonale. Julia w sukni, koloru wina, podkreślającej
jej wciąż atrakcyjne kształty i Helena w fiolecie, przechodzącym
od jasnego odcienia do ciemnej śliwki. Anastazja miała na sobie
purpurę, wykończoną starym złotem. Suknia miała prosty krój,
z odsłoniętym jednym ramieniem, na którym pyszniła się
misterna brosza.
- Obawiam się, że
Marianna przebije
nas wszystkie – Julia z dumą
popatrzyła na córkę.
- Mam taką nadzieję
– szepnęła Anastazja – Uwaga, nadchodzi femme fatale! -
ostatnie słowa zabrzmiały zjadliwie.
Istotnie, w ich
kierunku, niby od niechcenia kołysząc kieliszkiem szampana, szła
wolno Abigail. Wyglądała zjawiskowo w krwistoczerwonej,
wydekoltowanej sukni, z burzą jasnych włosów, lekko
podpiętych tak, by odsłaniały łabędzią szyję. W uszach
kołysały jej się ciężkie złote kolczyki. Majka szybko
przeleciała w myślach zasady powitań, próbując odgadnąć,
kto jako najważniejszy, powinien odezwać się pierwszy.
- Witaj Abigail –
Anastazja uprzedziła wszystkich, wywołując na twarzy złotowłosej
piękności grymas niezadowolenia – Wspaniała... uroczystość,
nie sądzisz?
- Witajcie.
Rzeczywiście, wspaniała – Abigail otaksowała wzrokiem całą
grupkę – To zapewne twoja rodzina? - zwróciła się do
Majki.
- Tak, przedstawiam
ci Helenę, Julię, Jana i Piotra – Majka siliła się na spokój,
ale czuła, że jej nerwy na pewno zostaną wystawione na próbę.
Abigail skinęła
nieznacznie głową kobietom, po czym wbiła wzrok w mężczyzn.
- Nie są Obdarowani
– w jej głosie zabrzmiał ostentacyjny smutek – Widziałam już
salę. Niestety, nie siedzimy przy jednym stole. Jaka szkoda –
pociągnęła łyk szampana.
- Istotnie... –
Majka wzięła głęboki wdech i powolutku wypuściła powietrze z
płuc.
Anastazja
przesunęła się nieznacznie w jej stronę, wchodząc pomiędzy
Abigail i pozostałych. Majka zauważyła, że stojący blisko
Obdarowani zaczynają ich obserwować. Poczuła się niepewnie, ale
nie dała tego po sobie poznać. Liczyło się każde słowo, każdy
gest. Jeśli chciała pomóc Oskarowi, musiała nad sobą
panować. Z drugiej jednak strony, nie mogła pozwolić, by
lekceważono jej rodzinę.
- Mój ojciec
i dziadek są specjalnymi gośćmi Mistrza – powiedziała powoli –
Uznaliśmy jednak, że przyznanie miejsca przy stole Mistrza jest
zbytnią uprzejmością.
- To wspaniałe,
kiedy wszyscy znają swoje miejsce – na twarzy Abigail pojawił się
chytry uśmiech - Niektórym na przykład wydaje się, że
majtki mogą zastąpić pierścionek – dodała teatralnym szeptem.
Krew w żyłach
Majki zawrzała. Miała ochotę podstawić tej babie pod nos
pierścionek, albo jeszcze lepiej zwinąć dłoń w pięść i odbić
jej go na szczęce. Poczuła, że Anastazja przytrzymuje nieznacznie
jej łokieć.
- Ciekawe
spostrzeżenie – odparła chłodnym tonem, choć wszystko się w
niej gotowało.
- Tylko tyle masz do
powiedzenia? - w głosie Abigail słychać było frustrację.
- Abigail! Twój
mąż kandyduje na Mistrza, a ty tuż przed wyborami rozprawiasz o
bieliźnie?! - Anastazja rozłożyła ręce - Nie dziw się, że ktoś
na poziomie Maryann ci nie odpowie!
Wokół nich
rozległy się ciche śmiechy.
- Dobij ją –
syknęła do Majki Anastazja.
- Moja prababka
siadała na najlepszych miejscach i na zwykłych kamieniach – nagle
Majka ochłonęła całkowicie – Nie widzę powodu, by jedno
miejsce miało być lepsze, a inne gorsze. Skoro Mistrzowi to nie
przeszkadzało, to nam też nie. A teraz wybacz, ale mamy ochotę na
szampana.
Majka odwróciła
się na pięcie, ale nie zdążyła zrobić nawet kroku, bo
natychmiast pojawiło się dwóch kelnerów z tacami.
Abigail musiała się wycofać jak niepyszna.
- Brawo –
Anastazja również wzięła kieliszek i stuknęła nim w szkło
Jana i Piotra – Dzięki, że się nie odezwaliście.
- Miałem ochotę...
- Piotr zacisnął szczęki – Ale nasze panie uprzedziły nas, że
mamy być cicho.
- I dobrze zrobiły
– Majka pocałowała go w policzek – Tym razem milczenie naprawdę
było złotem!
Stali jeszcze
dłuższą chwilę, ale tłum gości zaczął się przerzedzać, więc
powoli ruszyli do wejścia.
- Musicie niestety
poczekać – westchnęła Majka podając Piotrowi płaszcz. Jej
granatowa suknia usiana drobniutkimi kryształkami mieniła się
delikatnie przy każdym ruchu.
- Jesteś taka
piękna - ojciec odgarnął jej pasmo włosów, odsłaniając
szyję.
- Kocham cię tato –
uśmiechnęła się do niego – I ciebie, dziadku, też.
- Pospieszmy się –
Helena zerkała nerwowo na szeroko otwarte drzwi.
- Spokojnie –
Majka wygładziła materiał sukni – Taki strój wymaga
odpowiedniego wejścia. Idziemy razem, a potem wy do stołu o prawej,
a ja... - zawahała się – Pewnie Oskar wyjdzie mi na spotkanie? -
dopiero teraz uświadomiła sobie, że tego nie ustalili – Idziemy!
Przekraczając
próg, Majka o mało się nie potknęła. Wystrój sali
zapierał dech w piersiach. Okrągłe stoły różnej wielkości
ustawiono na pozór nieregularnie, ale po dokładniejszym
przyjrzeniu, okazywało się, że nawet z najdalszego miejsca widać
było stół Mistrza, umyślnie ustawiony na niewielkim
podwyższeniu. Tuż za nim na jeszcze wyższej platformie stała
skrzynka z czarnego egzotycznego drewna, bez jakichkolwiek zbędnych
ozdób. Przeciwległą ścianę stanowiła gigantyczna szklana
ściana, po której spływała z cichym szemraniem woda. Jej
boki obsadzono tropikalną roślinnością i obwieszono kwitnącymi
orchideami. Na każdym stole ustawiono lampion lub kilka lampionów
ze świecami. Boczne ściany, wyłożone przyciemnianymi lustrami,
odbijały światełka i zarysy postaci. Jednak największe wrażenie
robił sufit, pokryty cieniutkim falującym materiałem w kolorze
głębokiego granatu, przywodzącym na myśl wieczorne niebo. Na jego
tle migotały setki drobnych lampek. Majka wzięła głęboki wdech
i ruszyła w kierunku podwyższenia. Musiała przejść prawie całą
długość sali. Jej suknia w przyciemnionym świetle zdawała się
kawałkiem rozgwieżdżonego nieba, który uszczknęła, by
owinąć w nie swoje ciało. Szła pewnym krokiem, kołysząc
nieznacznie biodrami. Jej długie czarne włosy lśniły w blasku
świec, dodając jej postaci tajemniczego uroku. Nagle zdała sobie
sprawę, że na sali zaległa cisza, a wszystkie oczy zwrócone
są na nią. Uniosła lekko głowę, i szła dalej, odpowiadając
lekkim uśmiechem na pełne zachwytu spojrzenia mijanych osób.
Oskar stał na
podwyższeniu, wpatrując się w
Majkę z zachwytem. Nagle wszystko wokół
zbladło, rozmyło się i... przestało
istnieć. Widział tylko postać spowitą w migocącą noc. Gdyby
ktoś go spytał, mógłby przysiąc, że nad czołem, na
kruczoczarnych włosach miała srebrny księżyc. Ale najpiękniejsze
było to, że szła do niego!
Od
stołu dzieliło Majkę zaledwie kilka metrów. Kątem oka
ujżała, jak jej matka i babka odeszły w bok, do stołu ustawionego
w bezpośrednim sąsiedztwie podwyższenia. Nagle jej wzrok padł na
twarz Mistrza i zamarła. Znała to spojrzenie, też żar i tę
głębię, ale do tej powy widziała je tylko w jednych oczach.
Maksymilian Lowrens stał wsparty na rękach, lekko pochylony w
przód, pobladły... Wpatrywał się w Majkę z intensywnością,
która prawie dotykała, przenikała do głębi. Serce Majki
zadrżało i ścisnęło się pod tym spojrzeniem. Nagle dotarła do
niej, że odkryła tajemnicę Mistrza. Tajemnicę, z tych, które
skrywa się na dnie serca, w najgłębszych zakamarkach duszy. Mistrz
patrzył na nią, ale widział Rosannę. Czy sprawiła to suknia, czy
uderzające podobieństwo...? Nie wiedziała, ale wiedziała, że tak
patrzy tylko naprawdę zakochany mężczyzna. Kiedy ich oczy się
spotkały, nagle odwrócił wzrok. Cała scena mogła trwać
sekundy. Oskar jakby obudził się z
letargu i ruszył w jej stronę. Ujął drobną dłoń i złożywszy
na niej pocałunek, poprowadził Majkę na podwyższenie.
- Za zgodą Mistrza
pragnę ogłosić, że lady Maryann Littenstein jest moją narzeczoną
i powitamy przesilenie zimowe jako małżeństwo – w głosie Oskara
można było usłyszeć radość i dumę.
Rozległy się
gromkie oklaski. Coś, czego nikt się chyba nie spodziewał.
Entuzjazm, z jakim powitano słowa Oskara odurzył Majkę. Spojrzała
na Oskara, potem na Mistrza, a wreszcie na Margaret. Obdarowani
wiedzą, że Mistrz ma prawo kochać, pomyślała. Powinien kochać...
Takie są prawa natury. Nagle jej wzrok padł na rodzinę Raula. Obok
niego siedział Juan i Athina. Juan, syn kochających się rodziców,
od których otrzymał Dar. Spojrzała na Timothy'ego i
Anastazję, i siedzącą obok nich, w pełni Obdarowaną córkę.
A potem jej wzrok padł na Mistrza, który otrzymał Dar od
Nicolasa i Konstantiny, zakochanych w sobie do szaleństwa. Wreszcie
odwróciła się do Heleny. Rosanna nie kochała męża, a on
odtrącił niepłodną żonę, by szukać szczęścia z Obdarowaną
Rosanną... Na próżno.
- Oskar, ja chyba
wiem – szepnęła – Chyba właśnie odkryłam, jak Dar trafia do
dziecka... dlaczego raz trafia, a raz nie...
- Co ty mówisz?
- wbił w nią uważne spojrzenie – Jesteś pewna?
- Nie do końca, ale
chyba tak! –
szepnęła - I chyba wiem, dlaczego
Rosanna odeszła.
Musieli jednak
odłożyć dalsze rozważania, ponieważ Mistrz wyprostował się
i wzniósł ręce.
- Obdarowani! -
zaczął – Dziękuję wam za okazaną radość. Mój ród
się powiększa – dodał ciepłym tonem, spoglądając na Majkę –
Jesteśmy tu jednak z innego powodu. Proszę, by wszyscy w pełni
Obdarowani wzięli po dwa kamienie.
Skinął głową i
czterech elegancko ubranych kelnerów ruszyło między stoliki.
Każdy trzymał dwa przeźroczyste pojemniki z białymi i czarnymi
kulkami. Zgodnie z tradycją, Mistrza wybierano wrzucając do urny
biały lub czarny kamień, elementy starej greckiej gry logicznej,
przypominającej warcaby.
- Raul, podejdź do
mnie. Jako starszy, masz prawo wyboru – Mistrz wyciągnął przed
siebie dwie zaciśnięte pięści.
Raul stanął przed
Mistrzem i po chwili namysłu dotknął jego prawej ręki.
- Białe! - Mistrz
wzniósł w górę białą kulkę – Ten, kto wrzuci
białą kulkę, oddaje głos na Raula. Czarna jest dla Oskara.
Majka miała
wrażenie, że to wszystko dzieje się zbyt szybko i jakby obok niej.
Obrazy przesuwały się przed jej oczami, ale umysł pochłonięty
był czymś zupełnie innym.
- Majka – dotarł
do niej łagodny głos Oskara – weź kamienie.
Nagle, jak spod
ziemi wyrósł przed nią kelner. Musiała go nie zauważyć.
Uniósł w górę naczynia, by jej ułatwić zadanie.
Sięgnęła i drżącymi rękami wyjęła dwie kulki. Kelner skinął
jej głową i podszedł do Margaret, pomijając Oskara.
- A ty? - spytała z
roztargnieniem.
- Kandydaci i Mistrz
nie głosują – przypomniał jej.
- No tak –
potrząsnęła głową, próbując sie uwolnić od natarczywych
myśli – Przepraszam... Gdybym mogła im powiedzieć... - zaczęła,
nie mogąc opanować podniecenia.
- Nie teraz –
uspokoił ją – Poza tym, nie jesteś pewna – dotknął pod
stołem jej uda. Pogładził je – Będzie dobrze.
- Idziemy? -
Margaret nachyliła się do Majki – Słyszałam o Abigail.
Widziałaś jej minę, jak Oskar ogłosił wasze zaręczyny?
- Przegapiłam to –
przyznała z żalem – A może i lepiej, że nie patrzyłam w tamtą
stronę?
- Może i tak –
Margaret przyjrzała jej się uważnie – Nie ma nic gorszego, niż
obojętność. Zwłaszcza dla takiej egocentryczki. No, ale należało
jej się – syknęła.
Majka po raz
kolejny uzmysłowiła sobie, że Margaret ma co prawda „złote
serce” ale „pazurki” także. Musiała się roześmiać.
Obdarowani
podchodzili do urny powoli, dostojnie, jakby z namaszczeniem. Dopiero
teraz Majka zauważyła, że skrzynka ma zgłębienie, które
nie pozwala zauważyć, jaka kulka wędruje do wnętrza. Otworzyła
dłoń i przyjrzała się dwóm okrągłym kamykom. Wzięła
biały i upewniwszy się, że nikt nie patrzy wsunęła go do
maleńkiej misternej torebeczki, dobranej specjalnie do sukni.
Zacisnęła w dłoni czarną kulkę.
- Witaj wśród
narzeczonych – usłyszała za plecami, rozpoznając głos Juana.
Nie było w nim złośliwości.
- To gratulacje? -
spojrzała mu w twarz.
- Można tak
powiedzieć.
Majka spojrzała na
Athinę, pogrążoną w rozmowie z Abigail. Myśl o Darze wróciła.
- Kochasz ją? -
spytała cicho – Athinę?
- Nie tak, jak Oskar
ciebie – odparł poważnie.
Majkę zatkało.
Juan patrzył jej w oczy.
- Musimy porozmawiać
– szepnęła z przejęciem – Może potem, na balu...?
Skinął jej głową
i odwrócił się do nadchodzącej narzeczonej.
- Athino, znasz
Maryann... - zaczął.
- Tak się cieszę,
że wreszcie mogę cię poznać osobiście – Majka wpadła mu w
słowo – Margaret powiedziała mi o tobie tyle dobrych rzeczy.
- Och! - w oczach
dziewczyny pojawiło się zaskoczenie, a po chwili jej twarz
rozjaśnił uśmiech – Chyba nie potrafię się odwdzięczyć
oryginalnym komplementem – szepnęła – Ty jesteś niesamowita
pod każdym względem.
- Każdy z nas jest
taki – mrugnęła do niej – Liczę, że jeszcze porozmawiamy.
Magaret ruszyła do
urny. Majka ścisnęła w dłoni kulkę.
- Obyś spotkała
tam wiele podobnych – szepnęła, wrzucając kamyk.
Usłyszała ciche
stuknięcie i... już. Wracając, zatrzymała się na moment obok
Anastazji, stojącej razem z mężem i Konstancją. Młodziutka
Obdarowana miała na sobie różową suknię, przywodzącą na
myśl stroje wróżek. Wyglądała prześlicznie. Majka już
miała się do niej odezwać, kiedy kątem oka zauważyła, jak
przechodzący obok Juan chowa do kieszeni spodni pozostałą kulkę.
Natychmiast odwróciła głowę i zrezygnowawszy z rozmowy,
wróciła na swoje miejsce obok Oskara.
- Musze ci coś
powiedzieć – szepnęła, z trudem panując nad emocjami – Juan
głosował na ciebie.
- Niemożliwe –
Oskar spojrzał jej w oczy – Skąd to wiesz?
- Widziałam, jak
chował do kieszeni białą kulkę – spuściła wzrok – Wiem, że
nie powinnam tego widzieć, ale to był przypadek. Po prostu
patrzyłam w tamtą stronę.
- Wie, że
widziałaś?
- Nie –
zastanowiła się - Na pewno nie.
- To dobrze. Nie mów
nikomu – nachylił się do niej i pocałował ją tuż koło ucha –
Nie wiem, czym zasłużyłam, że Natura mi ciebie zesłała?
- Musiałeś być
naprawdę niegrzeczny – zażartowała, ale po chwili spoważniała
– Oskar, co będzie? - spytała z niepokojem, zerkając na
ostatnich Obdarowanych, czekających przy urnie.
Nie odpowiedział,
ale z jego oczu emanował spokój i siła. Znała dobrze to
spojrzenie.