Lek

Lek

sobota, 13 lutego 2016

Meteory. Przed świtem 38

Stoję przed niskim domem pomalowanym na biało. Z przodu ma taras wyłożony czerwoną cegłą. Czuję pod stopami nierówności. Okiennice i drzwi, pomalowane na niebiesko, są szczelnie zamknięte. Chyba tak wyobrażałam sobie Grecję, zanim ujrzałam Rodos...
- Timothy? - szepczę niepewnie.
- Wchodzimy. Trzymaj się blisko mnie – głos ma poważny, ale gniew już mu minął – Mam nadzieję, że powód, dla którego mnie tu ściągnęliście, jest naprawdę ważny. Timothy Covendish.
- Marianna Littenstein – dodaję szybko – Wpuść nas.
Czuję, że możemy wejść. Nie bawimy się w otwieranie drzwi, bo i po co? Przenikamy bezpośrednio do salonu. Stoi w nim stara kobieta. Patrzy na nas bardziej z zaciekawieniem, niż z lękiem. Ale ona nie śni!
- Nie jestem Obdarowaną, ale wiem o waszym istnieniu – mówi powoli, jakby nie była pewna, czy ją rozumiemy – Widzę wasze zarysy. Mąż jest tam – wskazuje drzwi.
Niepotrzebnie to robi. Oboje z Timothy'm czujemy jego Dar. Jest słaby, ale azyl ma porządny. Kiwam głową kobiecie i razem z moim towarzyszem i obrońcą, podążam do wskazanego pokoju. Stary zgarbiony Grek spoczywa w łóżku. Właściwie, na wpół siedzi, wsparty na kilku poduszkach. Śni.
- Witajcie – mówi słabym głosem, pełnym spokoju, bez cienia uniżonej uprzejmości, charakterystycznej dla Obdarowanych niższego stopnia, jakich znam. Mam wrażenie, że on rozmawia z nami jak równy z równym - Czemu zawdzięczam twoja obecność, sir Timothy?
- Jest bezpiecznie. Twoje przywołanie oznacza niebezpieczeństwo. Przybędę niezwłocznie, jeśli mnie wezwiesz. – przypomina mi Timothy, ignorując pytanie starca – Oskar śni i czuwa, ale nie wolno mu się przemieszczać, chyba że...- zawiesza głos.
- Dziękuję ci – głos mi drży. Wiem, że chodzi o Swena.
Timothy wznosi ręce i przymyka powieki. Wiem, co robi. Pamiętam, jak Oskar utworzył azyl w moim pokoju. Teraz ja też to potrafię. Staruszek uśmiecha się pobłażliwie.
- Ten azyl utworzyła Rosanna – mówi cicho.
- Ostrożność jest cnotą – Timothy wygląda na zadowolonego ze stanu mojego bezpieczeństwa – Do zobaczenia – posyła mi uspokajające spojrzenie – Żegnaj – mówi do gospodarza, schylając z szacunkiem głowę.
- Żegnaj.
I zostajemy we dwoje. Stoję niezdecydowana. Starzec przygląda mi się uważnie, jakby chciał zajrzeć do wnętrza mojej duszy.
- Jesteś taka podobna – wzdycha wreszcie – Tylko spojrzenie masz inne... radosne. W jej oczach był smutek... - przymyka oczy.
- Moja prababcia? Rosanna? - Co za głupie pytanie, besztam się w myślach. Oczywiście, że mówi o niej! - Twój wnuk, Kamil, mówił, że chcesz ze mną rozmawiać...
- To dobre dziecko – jego twarz rozjaśnia uśmiech – To będzie moja ostatnia rozmowa. Nie zostało mi wiele sił – jego głos brzmi pogodnie - Siadaj przy mnie – wskazuje róg łóżka.
Dziwnie się czuję. Onieśmiela mnie ten człowiek. Mówi z takim spokojem, a przecież umiera.
- Skoro dotychczas mnie nie szukałaś, to znaczy, że twoja prababka nie chciała lub nie mogła przekazać ci tego, co odkryła – zaczyna, a ja nadstawiam uszu – Kiedy tu przyjechała pracować, była od ciebie dużo starsza... doświadczona i mądra... – przygląda mi się uważnie – Ty jesteś młoda, zapalczywa i... zakochana. A jednak, to właśnie ciebie muszę prosić, żebyś kontynuowała jej dzieło – milknie na dłuższą chwilę i przymyka oczy.
- Mówisz tak, jakby młodość i radość życia były przeszkodą – zauważam ostrożnie – A może to zaleta? Do pracy potrzeba sił.
- Twoja prababka coś tu znalazła – ciągnie, ignorując moje wtrącenie – Pierwszy raz przywiozła ją tu Joanna, matka tej biednej Judith. Wtedy była taka jak ty. Ale krótko to trwało... wybuchła wojna... Joanna zginęła, Judith przepadła, a Rosanna zajęła się sobą – zawiesza głos – Ale wróciła. Tajemnica Daru nie dawała jej spokoju. Szukała długo... Odwiedziła chyba wszystkie wyspy, aż pewnego dnia przyjechała tutaj. Czytała po całych dniach, a potem znikała na długie noce. Później wszystko się odwróciło. Nie było jej całe dnie. Wracała zmęczona, okurzona i głodna, ale w jej oczach zaczęły się pojawiać ogniki, których wcześniej nie było. Aż pewnego dnia odwiedził ją Nicolas, a potem... Swen. Nie wiem, czy ich zaprosiła, czy przybyli z własnej inicjatywy, ale wiem, że od tamtej pory Rosanna się zmieniła. Zamknęła się w sobie. Nie siadała już ze mną przed domem, czekając na zmierzch lub na świt – mówi ze smutkiem.
- To ona znała Swena? - wyrywa mi się.
- Wszyscy go znali – Aristoteles patrzy na mnie z pobłażaniem – Taki ładny blondynek. Tylko oczy miał dziwne, zimne i złe. Nawet jak się uśmiechał, to tylko ustami. No, ale biorąc pod uwagę z jakiej pochodził rodziny... Wracał tu kilka razy i przyjdzie znowu... ale będzie za późno - w jego głosie pojawia się nutka złośliwej satysfakcji.
- A Mistrz? Czy on ją odwiedzał? - pytam z nadzieją.
- Ja nie wiem, ale oni się przyjaźnili. Bardzo – wzdycha – Myślę, że przez niego była smutna i nieszczęśliwa.
- Cooo?
- Chyba tęskniła, ale on miał wtedy masę problemów ze Zgromadzeniem, a ona pracowała, jak szalona. Mówiłem, że to ją w końcu zabije, ale od kiedy to w pełni Obdarowani słuchają nas? A potem Swen zwrócił się przeciw Mistrzowi. Rosanna postanowiła, że wraca do rodziny, by ją chronić. I chroniła – mówi z uznaniem – Jej wiedza była najlepszą obroną. To ona nauczyła nas, jak tworzyć azyle, których nie da się przełamać. Potrafiła takie rzeczy... - przerywa mu krótki kaszel – Podaj mi trochę wody.
Biorę z szafki nocnej szklankę z przeźroczystym płynem. Staruszek ujmuje ją dwoma rękami. Są pomarszczone, pokryte cienką, usianą plamami skórą, ale miłe w dotyku, chłodne i delikatne, jak pergamin. Pociąga kilka małych łyczków i odpoczywa. Myśli kłębią mi się pod czaszką. Czy Rosanna przyczyniła się do buntu Swena? Jaką rolę odegrała tu Judit? A Nicolas? Aristoteles oddycha ciężko.
- Może potrzebujesz dłuższego odpoczynku...? - pytam niepewnie, patrząc na jego ściągniętą twarz. Drobna niebieskawa żyłka na skroni pulsuje mu z wysiłku.
- O tak, odpocznę – uśmiecha się blado – Ale najpierw przekażę ci, co wiem. Potem odpocznę...
Nie taki odpoczynek miałam na myśli. Ogarnia mnie panika. Do tej pory, widziałam tylko martwą Judith, ale nikt przy mnie nie umarł tak, od początku do końca.
- Kiedy Rosanna nas opuściła, nie przekazawszy Daru, byłem w rozpaczy. Nie wiedziałem, co znalazła i gdzie, ale wiedziałem, czego szukała. Jeśli zabrała to ze sobą do grobu, tak, jak się odgrażała, to nasze Zgromadzenie nie miałoby szans... - w jego oczach lśnią łzy – Dopiero po kilku latach przybył tu Nicolas i kazał szukać ciebie. Moja córka wyszła za Polaka, więc łatwo było jej zamieszkać w Polsce. To trwało i trwało... już straciliśmy nadzieję, a wtedy Swen napadł na Oskara i zabił Nicolasa – mówi ze zgrozą – I nagle uświadomiłem sobie, że Nicolas mógł mieć rację. Albo Rosanna dała mu to, co znalazła, albo powiedziała mu, gdzie szukać... Swen też szukał, ale gdzie mu tam do Rosanny – prycha z pogardą.
- To tępak! Miałam okazje się przekonać – przytakuję, ale natychmiast milknę, pod uważnym spojrzeniem.
- A więc już się spotkaliście? - kiwa głową – Miałem nadzieję, że zdążę przed nim.
- I tak niewiele zyskał – spuszczam głowę – Nie dałam mu tego, czego chciał.
- Wiesz, o czym mówię? - w oczach starca pojawia się zdumienie – Masz to?
- Chyba tak... - bąkam niepewnie.
- A więc to nie Nicolasowi dała klucz – szepcze do siebie – Sprytnie.
Opada na poduszki i przymyka oczy. Musi być strasznie zmęczony, bo oddech ma ciężki, jak po biegu. Nagle dociera do mnie, że prawie nie czuję jego Daru. Odchodzi?
- Mam klucz – mówię szeptem - Ale nie wiem, gdzie są drzwi. Czy tego szukała? Aristoteles, słyszysz mnie? - ogarnia mnie panika.
- Ich też... i chyba je znalazła... w jednym z klasztorów – mówi tak cicho, że ledwie go słyszę – Jesteś bystra i masz jej Dar. Znajdziesz to, ale uważaj...
Nie wiem, co mam robić? Boję się jego śmierci, ale nie odejdę, póki nie powie mi wszystkiego! Na szczęście jego Dar przybiera jakby na mocy. Otwiera oczy. Są dziwne, pałające, jakby miał gorączkę. Ogarnia mnie niepokój. Może wezwać Timothy'ego?
- Słyszałem, jak mówiła Nicolasowi, że dla w pełni Obdarowanego to zbyt wielka pokusa... że dlatego odeszła z zamku... - jego szept się rwie – Zniszczyła mapy i notatki... Powiedziała: „zabieram tajemnicę do grobu”.
Nie czuję jego Daru! Nie słyszę oddechu! Patrzę na starego człowieka, leżącego na poduszkach. Wygląda tak spokojnie, zupełnie, jakby spał. Co teraz?
Przenikam do salonu. Kobieta, która nas przywitała, siedzi w fotelu i szydełkuje. Macham do niej, żeby zwrócić jej uwagę. Podnosi głowę, a ja podchodzę do drzwi i otwieram je. Wstaje i idzie do pokoju. Siada na łóżku i bierze w ręce kościstą wiotką dłoń męża, gładzi ją.
- Widzisz, zdążyłeś... – szepcze do niego z czułością – Teraz możesz odpoczywać.
Czuję, jak coś dławi mnie w gardle, a po policzkach płyną mi łzy.
- Dziękuję – patrzy na mnie przez ramię – Dziękuję, że przybyłaś.
Kłaniam jej się niżej, niż trzeba i kłaniam się jemu. Dał mi coś naprawdę cennego, choć jeszcze nie wiem, czy powinnam się cieszyć z takiego podarunku.
Muszę zebrać myśli. Muszę mieć chwilę spokoju. Azyl sięga do drzwi wejściowych... Czuję zamęt w głowie. Dlaczego zaufała Nicolasowi i Judith, a nie Mistrzowi? Co to znaczy: „zbyt duża pokusa”? Czy dla mnie też? A dla niej? I co zabrała do grobu, bo przecież nie klucz! Drzwi są w klasztorze, ale w którym? Jak go znajdę? Nicolas zabrał tajemnicę do grobu, i Judith też ... Kurwa! Wszyscy, którzy coś wiedzieli, nie żyją. Rosanna wyjechała z zamku, od Maksa Lowrensa i nie powiedziała mu ani o kamieniu, ani o swoich odkryciach! Nagle ogarnia mnie strach. Kamil powiedział, że chroni Oskara. Może nie powinnam go wciągać w to wszystko? Co się stanie, jeśli znajdę drzwi? Co tam jest? A jeśli Rosanna nie chciała, żebym to odkryła? Jeśli nie chciała, żeby jej rodzina się w to mieszała? Nie powiedziała Helenie, ani Julii, nie powiedziała też nikomu w pełni Obdarowanemu. Może powinnam to zostawić? Czy to z tego powodu Swen pokłócił się z Mistrzem? Może obaj chcieli tego samego...? A Oskar? Co zrobi, kiedy się dowiemy? Jeśli się dowiemy?
Zerkam na ścienny zegar. Strasznie długo to trwało. Powinnam wracać. Powinnam powiedzieć Kamilowi...
- Fairmont Hotel Vier Jehreszeiten – szepczę, skupiając się na swoim ciele, które leży w apartamencie Oskara, tuż obok niego.
- Jesteś nareszcie – Oskar wita mnie z wyraźną ulgą – Wszystko w porządku?
- Tak – uśmiecham się blado – Timothy, wróciłam – mruczę do siebie i czuję, że najpierw łapię, a po chwili tracę z nim kontakt. Obudził się.
---
Majka otworzyła oczy, ale nie ruszyła się z miejsca. Oskar pochylił się nad nią.
- Jak się czujesz? - zajrzał jej w oczy z troską.
- Muszę powiedzieć Kamilowi, że jego dziadek właśnie umarł – powiedziała cicho – Przytul mnie – dodała nagle i nie czekając, wczepiła się palcami we włosy Oskara.
Ogarnął ją ramionami i przycisnął do piersi. Wtuliła twarz w jego szyję i wciągnęła do płuc powietrze przesycone ciepłym, znajomym zapachem. Nagle wydało jej się, że jest strasznie zmęczona. Oskar kołysał ją delikatnie, z czułością.

4 komentarze:

  1. Witajcie Kochani! Przepraszam za wczorajsze zamieszanie z numerami rozdziałów, ale jakaś taka byłam zakręcona. Dzisiaj ju z jest tak, jak powinno być. Tak mi wychodzi, że zbliżamy się do czterdziestki, czyli chyba do końca. Zobaczymy... Tak, przy okazji, życzę wszystkiego najlepszego z okazji Dnia Świętego Walentego, patrona zakochanych i wariatów. Zestawienie dość trafne, nie sądzicie? Człowiek w takim stanie na pewno do końca normalny nie jest ;))) Pozdrawiam, Roksana.

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękna i wzruszająca jest scena gdzie żona Aristotelesa dziękuje Majce za przybycie. I na koniec to wsparcie Oskara dla Majki. Cudowna część :) Pozdrawiam Michalina :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Prawda, że przydaje się takie silne ramię? Michalino, ta scena, która tak Ci się spodobała, przyszła mi do głowy, kiedy czekałam jakiś czas temu na badania i obserwowałam ludzi w poczekalni. Była tam taka para staruszków... No cóż, miłość niejedno ma imię :))) Pozdrawiam ciepło, Roksana.

    OdpowiedzUsuń
  4. Witajcie!!!. Roksano bardzo fajna część i troszkę już nam wyjaśniła. Ciekawe jaką moc ma ten klucz i komnata ( jak można tak powiedzieć). Może ta komnata panuje nad wszystkimi kluczami. Czy Majka znajdzie te drzwi?.
    Michalino mi się też bardzo podobała ta scena.
    Roksano dziękuję bardzo za część.
    Pozdrawiam Was Wiktor

    OdpowiedzUsuń