Sycylia. Listopad
2014
Laura przykłada
swój klucz do ściany z jasnego granitu i mruczy coś pod
nosem. Wiem, że wypowiada „imię” kamienia. Wchodzimy we trójkę
do środka. Skała wygląda prawie identycznie, jak ta w komnacie u
Timothy'ego. A może jest identyczna? Nie pamiętam dokładnie. Jeden
brzeg jest gładki, z czymś w rodzaju wypukłości ułożonych w
dość regularnych odstępach. Nie mogę dokładnie zobaczyć, bo ona
leży jakby na tej części, a przecież Laura nie pozwoli mi jej
ruszyć. Reszta jest poszarpana tak, jakby skałę odłupano. Kładę
dłoń na nierównym chropowatym kamieniu. Mam wrażenie, że
jest ciepły. To dziwne, bo w komnacie jest chłodno, a kamień
powinien mieć tę samą temperaturę, co otoczenie. Przykładam dłoń
jeszcze raz. Jest ciepły! Coraz cieplejszy!
- Możesz
sprawdzić, czy ta skała jest ciepła? Mam takie wrażenie... -
odwracam się do Oskara.
- Wow!
Rzeczywiście – jest równie zaskoczony.
- To niemożliwe
– Laura kładzie dłoń ma skale – Nie. Jest chłodna – patrzy
na nas z konsternacją.
- Jeszcze raz –
kładę dłoń na skale. Oskar z drugiej strony – O cholera! -
skała zaczyna się uginać pod moimi dłońmi. Robi się gorąca –
Parzy!
- Mnie też –
Oskar unosi głowę i widzę w jego oczach zdumienie.
Próbuję
oderwać dłonie, ale one nie chcą mnie słuchać. Patrzę na skałę,
która zaczyna się zachowywać, jak plastelina. Oskar
zafascynowany obserwuje swoje dłonie. Czuje to samo!
- Laura, połóż
dłonie na skale – rozkazuję.
- Nic nie czuję
– patrzy na nas, nic nie rozumiejąc – To coś..., to zjawisko,
dotyczy tylko was – szepcze zszokowana i odsuwa się od nas.
Przymykam oczy.
Czuję, jak skała zaczyna się rozprężać i ściskać, pulsuje.
Czuję w niej energię. Swoją i... Oskara.
- To jest jak ta
ciesz – mówi nagle Oskar – Jak to, co czuję, kiedy jestem
z tobą.
Rany! On ma
rację! Skupiam się z całych sił na skale. Mój Dar przez
nią przepływa do Oskara... i od niego do mnie. Gorąco mi. Strużki
potu płyną mi po skroniach, szyi... Słabo mi, ale nie mdleję.
Energia zaczyna mnie wypełniać. Skała mi ją oddaje. Dobrze mi z
tym. To takie cudowne! Czuję się taka szczęśliwa. Mam pod
powiekami łzy.
- Kocham cię,
Oskar – szepczę.
- Kocham cię tak
strasznie – słyszę jego stłumiony głos, choć nie porusza
ustami. Ma takie szerokie źrenice...
Nagle skała
uwalnia nasze dłonie i oboje się od niej odrywamy.
- Och! - zataczam
się do tyłu.
- Co to było? -
Oskar stoi na szeroko rozstawionych nogach, żeby nie stracić
równowagi. Ogląda swoje dłonie.
- Nie wiem – ja
oglądam swoje, poruszam palcami – Laura, znasz tę skałę. Czy
coś takiego miało już miejsce? - próbuję zebrać myśli.
- Nie. Z tego, co
wiem, to nie. Nigdy! – jest poruszona – Ale wydaje mi się... -
urywa nagle, jakby się bała skończyć zdanie.
- Tak? - oboje
wbijamy w nią wzrok.
- To wy. Na was
tak zadziałała – mówi powoli.
- A ty i twój
mąż? - nagle uświadamiam sobie, że ona nie wie o tym, co czujemy
z Oskarem, kiedy się kochamy – Byliście tu razem?
- Tak.
- I dotykaliście
tej skały? - drążę.
- Tak, ale nigdy
się nie rozgrzała – kręci powoli głową i spuszcza wzrok.
- Laura, ona nie
tylko się rozgrzała – mówię cicho – Stała się
plastyczna. Uginała się pod naszymi dłońmi i... trzymała nas.
Nigdy czegoś takiego nie czuliście? - upewniam się.
- Nie – głos
Laury brzmi matowo, płasko. Jest jej przykro. Czuję to.
- Wybacz, że cię
wypytuję, ale to bardzo ważne – przełykam głośno ślinę,
zerkając ukradkiem na Oskara. Muszę jej zadać to pytanie – Czy
ty kochałaś swojego męża?
Laura milczy
przez dłuższy czas. Wreszcie podnosi głowę i patrzy mi w oczy.
- Był dużo
starszy ode mnie – szepcze – Byłam jego trzecią żoną. Nie
kochałam go i on mnie nie kochał. Chciał tylko przekazania swego
Daru. Najlepszy dowód, to jego odejście, kiedy urodził się
Angelo.
- Jak to?
Urodziłaś mu syna, którego pragnął, a on odszedł? -
marszczę brwi.
- Przekazał mu
swój Dar – Laura prostuje się, jakby nagle z jej barków
spadł niewidzialny ciężar – Tak, nasz syn nie odziedziczył
Daru. Ani odrobiny – przenosi wzrok na Oskara – Wiedziałam, że
jestem w ciąży, ale nie czułam w sobie nowego Daru. Michaelangelo,
mój mąż, wiedział. Jedynym sposobem na przekazanie Daru
było to – wzdycha ciężko.
- Wybacz –
zakrywam dłonią usta – Nie wiedziałam!
- Nikt nie
wiedział – odwraca wzrok – Oddał mu swój Dar w chwili
narodzin, a ja zostałam sama. Chociaż... - zastanawia się przez
chwilę – To dziwne, ale Angelo kocham najbardziej na świecie,
choć ma w sobie Dar człowieka, do którego poczułam coś
dopiero, kiedy umarł.
- Nie wiedziałem,
że Angelo dostał Dar od ojca – Oskar ściąga brwi – Myślałem,
że Michaelangelo zginął w wypadku. Oboje byliście w pełni
Obdarowani...
- Tylko twój
dziadek wiedział – w głosie Laury słychać poczucie winy – Był
Mistrzem, musiałam wyjawić mu prawdę i prosić o dyskrecję. Nie
chciałam, żeby mój syn wzrastał z poczuciem winy.
Zerkam szybko na
Oskara. Któż lepiej od niego wie, jakim to by było
obciążeniem dla tego chłopca.
- Wiedziałam, o
co mnie spytasz – Laura zwraca się nagle do mnie – Kiedy
staliście oboje z dłońmi na tej skale i patrzyliście na siebie,
dotarło do mnie, że łączy was takie uczucie, jakiego ja nigdy nie
zaznałam.
- Muszę cię
prosić, żebyś z nikim nie rozmawiała o tym, co się tu stało –
kładę jej dłonie na ramionach – Przyjdzie czas, że ogłosimy
Zgromadzeniu tę nowinę, ale muszę mieć pewność. Muszę obejrzeć
wszystkie skały. One się jakoś wiążą z Darem... z jego
przekazywaniem. Jestem pewna, że tak jest, tylko nie wiem, jak to
działa.
- Powinniśmy
wracać. Czas
nam się kończy – Oskar jak zwykle pamięta o
wszystkim.
- Mistrzu... –
Laura kiwa mu lekko głową. Widzę w jej oczach niemą prośbę.
- Tej rozmowy
nigdy nie było – mówi na pożegnanie Oskar.
Wychodzimy z
komnaty. Tuż za plecami słyszę westchnienie ulgi. Biedna Laura.
- Powinniśmy
jeszcze raz zbadać skałę u Timothy'ego – mówię do
Oskara, kiedy jesteśmy z powrotem w sypialni – A potem tę u
Raula. Powinnam też spróbować w Grecji. Meteory na mnie
czekają, czuję to.
- Mamy trochę za
mało czasu – wzdycha, sprawdzając godzinę – W tych komnatach
czas płynie jakoś wolniej...
- Wiesz, że się
do siebie przytuliliśmy? - śmieję się, odkrywając, że przez sen
zmieniliśmy pozycję.
- To ciekawe.
Zwykle tak się dzieje tylko w przypadku bardzo silnych emocji –
marszczy czoło.
-
No tak... - przypominam sobie, jak obserwowałam Akosa, kiedy Swen
pochwycił go śniącego.
- Moja matka tu
jest – mówi nagle Oskar – Nie przywoływała mnie, ale tu
jest...
- Rzeczywiście!
- teraz ja także czuję jej obecność. Nie przerywając śnienia
udajemy się oboje z Oskarem do salonu na dole – Margaret! - widzę
ją na sofie w towarzystwie Manueli.
- Mamo? - Oskar
muska jej policzek – Dobrze, że jesteś. Coś się stało?
- Nie, nic
takiego – uśmiecha się, zerkając na mnie – Chciałam was
zobaczyć.
Dlaczego mam
wrażenie, że ona coś ukrywa?
- Chciałbym,
żebyś zajrzała do snów pewnego człowieka – Oskar od razu
przechodzi do swoich spraw. Naszych, poprawiam się w myślach –
Prawdopodobnie spotkał się ze Swenem, lub jego człowiekiem. Chcę
wiedzieć, czy się go boi, czy mu ufa?
- Widział go
wcześniej? Mam na myśli, Swena? – głos Margaret natychmiast robi
się rzeczowy.
Oskar posyła mi
pytające spojrzenie.
- Raczej nie... -
kręcę głową – Kontaktowali się przez Facebooka. Andriej
twierdzi, że nie ma tam zdjęć Swena.
- Dajcie mi jego
dane – zerka na zegarek i wstaje – Rozumiem, że to pilne.
- Raczej tak –
Oskar wzdycha.
Margaret posyła
mi przeciągłe spojrzenie, ale nic nie mówi.
- Nie ruszaj się
stąd – Oskar grozi mi palcem.
- Chciałam
zajrzeć do babci Heleny... - Chciałam zajrzeć do Grecji,
dopowiadam w myślach.
- To przywołaj
ją tutaj – Oskar podchodzi do mnie i spogląda mi w oczy – Nie
żartowałem – mówi poważnym tonem.
- Wiem –
przełykam głośno ślinę.
- Mam jeszcze
jedno spotkanie. Wrócę tuż przed wschodem słońca –
całuje mnie szybko w usta – Prześpij się trochę.
- Dobrze, dobrze
– gderam, ale posłusznie żegnam się z Margaret i idę na górę.
Chciałabym z nim porozmawiać o tym, co widzieliśmy i... czuliśmy.
Manuela sunie za mną po schodach. Dobrze, że mam ją przy sobie.
---
Oskar wyczuł
obecność Clair, zanim ta weszła do jego gabinetu w towarzystwie
Johana. Funkcjonował na najwyższych obrotach od chwili objęcia
przywództwa, a właściwie już od dobrych kilku tygodni
wcześniej. O dziwo, nie tylko go to nie męczyło, ale wręcz miał
wrażenie, że czuje się jak ryba w wodzie. Miał w głowie jasną
wizję zmian, jakie chciał wprowadzić w Zgromadzeniu, miał przy
sobie ukochana kobietę, a wokół, oddanych lojalnych ludzi.
Czego jeszcze mógłby pragnąć? Nagłe pojawienie się Swena
uświadomiło mu, że jest taka rzecz. Paląca potrzeba wymierzenia
kary za śmierć ojca wróciła. Na moment przesłoniła mu
nawet pragnienie przekazania Daru. Myśl o dziecku zagościła na
stałe w jego umyśle, kiedy w chwili uniesienia poczuli z Majką
wzajemnie swoje Dary. Dziwne zdarzenie w komnacie Laury, jeszcze to
spotęgowało. Tak, były dwie sprawy, które wciąż zalegały
na jego osobistej liście.
- Witaj Clair –
odezwał się pierwszy i wskazał jej miejsce w fotelu, sam zajmując
sąsiedni.
- Witaj Mistrzu.
Czy mogę prosić o rozmowę w cztery oczy? - spytała, zerkając
niepewnie na Johana.
- Oczywiście –
Oskar spojrzał przyjacielowi w oczy.
Johan skinął
mu głową i bez słowa wyszedł z gabinetu. Oskar przyjrzał się
Clair. Johan nie mógł jej trafniej określić. Naprawdę
wyglądała mizernie.
- Co się stało?
- spytał, starając się nadać głosowi łagodne brzmienie.
- Zrobiłam coś
strasznego! - rzuciła niespodziewanie, jakby chciała jak najprędzej
mieć to za sobą – Coś naprawdę strasznego! - załkała i ukryła
twarz w dłoniach.
Oskar otworzył
szeroko oczy. Opanował się jednak szybko. Nie taką ją zapamiętał.
Kłębek nerwów, który miał przed sobą nie
przypominał w niczym dawnej Clair.
- Mów –
powiedział najspokojniej, jak potrafił – Niezależnie, co
zrobiłaś, jesteś tu teraz z własnej woli, więc możesz liczyć
na moją pomoc.
- Powinnam iść
do Timothy'ego a nie zawracać głowę tobie – szlochała – Ale
tak strasznie się go boję.
- Wiem, jaki jest
Timothy – Oskar starał się nie okazywać zniecierpliwienia – Na
pewno jednak ma wielkie poczucie sprawiedliwości...
- Oskar, ja
zdradziłam swojego męża! - jęknęła – Jaka może być dla mnie
sprawiedliwość?
- Zdradziłaś? -
Oskar zmarszczył brwi. Teraz stało się dla niego jasne, dlaczego
nie chciała by Johan był obecny przy tej rozmowie. Musiała
wiedzieć, że wciąż nie była mu obojętna – Z kim? - Nagle
przemknęła mu przez umysł straszna myśl. Zdusił ją jednak w
zarodku.
- Nie wiem...
Ja... To nie tak, jak myślisz – znów ukryła twarz w
dłoniach.
Oskar położył
dłoń na ramieniu łkającej Clair.
- Opowiedz mi
wszystko po kolei – poprosił łagodnie – Na razie jesteś pod
moją ochroną. Obiecuję, że to, co mi powiesz, zostanie między
nami. Steven wie?
- Nie, ale się
dowie – otarła twarz wierzchem dłoni – A wtedy... Wygna mnie,
jak jakąś... I tak mnie wygna! - nagle w jej oczach pojawiła się
desperacja – Wszystko mi jedno. Niech się to wreszcie skończy! -
rzuciła bezbarwnym głosem.
- Clair, żeby ci
pomóc, muszę wiedzieć, co zrobiłaś – Oskar uniósł
w górę jej brodę i spojrzał w oczy – Znasz mnie od dawna.
Jestem teraz twoim Mistrzem, ale też przyjacielem. Popełniłaś
błąd i chcesz go naprawić. Pozwól sobie pomóc.
Ogromne oczy
Clair napełniły się łzami.
wow, nie spodziewałam się takiej informacji od Clair
OdpowiedzUsuńWitaj Roksano!!!. Roksano i już akcja nabiera tempa. Dziwna sprawa z tą skałą. Fajnie to opisałaś. Ciekawe z kim zdradziła męża Clair, i tak się dowie.
OdpowiedzUsuńRoksano aż jestem ciekawy jak będą zachowywać się pozostałe skały na Majkę i Oskara. Pozdrawiam Wiktor
Witajcie Kochani! Rozkręciłam się na dobre, a ponieważ mam teraz troszkę więcej czasu, to myślę, ze uda mi się w niedzielę dodać kolejną część. Klaudio, pamiętasz, że oni są trochę "pokręceni" na punkcie posiadania dzieci? Clair jest przykładem chwytania się brzytwy. Witku, każdy element ma znaczenie. Skała też, ale to dopiero początek. Pozdrawiam, Roksana.
OdpowiedzUsuń