Lek

Lek

niedziela, 24 kwietnia 2016

Meteory. W blasku dnia. Rozdział 8

Warszawa. Listopad 2014

- Wstaniesz? - Oskar nachylił się nad Majką wtuloną w miękką poduszkę.
- Już jesteś? Która godzina? – zamruczała sennie - Położyłam się tylko na chwilę...
- Prawie południe – w jego głosie dosłyszała coś, co sprawiło, że natychmiast się rozbudziła.
- Co się dzieje? - spytała siadając – Gdzie byłeś?
- W zamku na spotkaniu, a potem tutaj. Spałaś tak słodko – nachylił się nad nią, muskając ustami jej policzek i szyję – Kocham cię – szepnął jej do ucha.
- Ja ciebie też – zarzuciła mu ręce na szyję, odrobinę zaskoczona tym nagłym przypływem czułości. – Coś się stało? Jesteś jakiś dziwny – zajrzała mu w oczy.
- Dostałem pewne informacje... - wyprostował się i potarł dłonią nieogolony podbródek. Nagle Majka ujrzała, jak jego twarz tężeje – Ten skurwiel przesadził! - powiedział cichym złowrogim głosem.
- Swen – wiedziała doskonale, kogo miał na myśli. Zwłaszcza, że nikogo innego nie obdarzyłby takim epitetem – Co tym razem?
- Wyszukuje Obdarowane, które nie mogą mieć dziecka i proponuje im pomoc w jakiejś klinice. To się nazywa sztuczne zapłodnienie! - rzucił ze zgrozą.
- No cóż... - Majka ważyła słowa – Gdyby nie chodziło o Swena, to powiedziałbym, że to nie jest taki głupi pomysł. Ludzie od dawna z tego korzystają. Moja przybrana mama leczyła się w ten sposób, ale to nie dawało rezultatów... - umilkła, czekając na reakcję Oskara.
- Ale to wbrew naturze! - oburzył się.
- I tak, i nie... - odparła z wahaniem.
- Rano rozmawiałem z doktorem Robertsem i wszystko mi wytłumaczył – przerwał jej Oskar – Można by to zaakceptować, gdyby chodziło małżeństwo, które nie może mieć dziecka, ale tu chodzi o Dar!
- Oskar, Daru nie można przekazać, jeśli nie ma się dziecka, tak? Pomoc przy jego uzyskaniu nie jest wbrew naturze. Tyle, że nie chce mi się wierzyć w dobre intencje tego... drania – dodała ugodowo.
- W tym sedno! On próbuje mieć tym sposobem własne dziecko! - aż zgrzytnął zębami.
- O kurwa! - wytrzeszczyła oczy – I one się na to godzą?
- Nie. To znaczy... - wypuścił głośno powietrze z płuc – Znam na pewno jeden przypadek. Dziewczyna została oszukana. Jak tylko się zorientowała, kto za tym stoi, przyszła z tym do mnie.
- Ale chyba nie zrobił jej tego sztucznego zapłodnienia? - poczuła coś w rodzaju mdłości.
Oskar nie odpowiedział, ale jego szczeki zacisnęły się gwałtownie.
- O kurwa! Jest w ciąży?
- Nie. Nie udało się – pokręcił głową - Na szczęście.
- Biedna...
- Była naprawdę zdesperowana – zamiast oburzenia, w głosie Oskara zabrzmiało współczucie – Nadal jest. Myślała, że użyją nasienia męża, które im dostarczyła.
- Wszystko przez te wasze kretyńskie zasady! - Majka zsunęła się na brzeg łóżka i spuściła nogi na podłogę – Ale jak ona to zrobiła? Z tego, co wiem, Obdarowani nie używają gumek, zwłaszcza, jak chcą mieć dzieci.
Oskar spojrzał na nią z głupim wyrazem twarzy.
- Pobrała od siebie – powiedział wreszcie.
- Hmm, dość szczegółowo to omówiliście – Majka stanęła naprzeciw Oskara – Co zamierzasz z tym zrobić? Jej mąż już wie?
Pokręcił głową.
- On chce ją oddalić – dodał - Rozwieść się – uściślił, widząc, że Majka nie bardzo go rozumie.
- A ona nie chce – domyśliła się – Kocha go?
Oskar znów pokręcił głową.
- No, to nic nie rozumiem. Niech się rozwiodą i każde znajdzie sobie kogoś innego. Po co w ogóle się pobierali? - rozłożyła ręce.
- Ja też nie do końca rozumiem – przyznał – W każdym razie, on jest w pełni Obdarowany, a ona nie. On szybko znajdzie nową żonę, ale ona... - zawiesił głos.
- Czyli znowu w pełni obdarowany jest górą! - prychnęła – Chociaż nie wiem, czy to lepiej, żeby tkwili w takim związku bez przyszłości. Przecież, jeśli mam rację z tym przekazywaniem Daru, to oni nigdy nie doczekają się wspólnych dzieci. Trzeba jej to wytłumaczyć – Majka sięgnęła po flanelową koszulę, która zastępowała jej szlafrok i zrzuciwszy ubranie, otuliła się nią szczelnie – Mogę z nią porozmawiać.
- Powiem jej, ale to ona musi zdecydować. Obiecałem dyskrecję. Tak sobie dzisiaj myślałem... – Oskar przyciągnął Majkę do siebie – Gdyby kazać im obojgu dotknąć skały? Jeśli on się do mnie zwróci z prośbą o rozwód, będę musiał podjąć decyzję. Do dziesięciu lat brakuje im prawie pięć. Nie chcę jej skrzywdzić, ale była dorosła i wiedziała co robi. Z drugiej strony, jako Mistrz Zgromadzenia muszę dbać o Dar i jego przetrwanie. Gdybym mógł mieć pewność...?
Majka spojrzała mu głęboko w oczy.
- Wierzysz jej? Tej skale? - spytała z namysłem.
- Wierzę w to, co czułem. Przecież czuliśmy to już wcześniej. To było tylko potwierdzenie. Zresztą... - uniósł w górę brodę Majki i przybliżył usta do jej ust – Coś we mnie drgnęło, już kiedy pierwszy raz cię zobaczyłem. To jeszcze nie było świadome uczucie, ale jakiś niepokój, takie wewnętrzne drżenie. Nie umiem tego opisać – złożył na jej ustach mokry pocałunek.
- Nie rozwiódłbyś się ze mną, gdybym ci nie urodziła dziecka, prawda? - pytanie wypłynęło z jej ust, zanim zdążyła je powstrzymać. Teraz zawisło w powietrzu między nimi.
Oskar przyjrzał się Majce z nieoczekiwanym spokojem, a potem przytulił ją, zamykając w ramionach.
- Nie muszę się nad tym zastanawiać – powiedział cicho – Ja po prostu wiem, że to nastąpi. Nie pytaj mnie skąd, bo nie potrafię ci tego wyjaśnić, ale wiem – jego głos emanował pewnością i wewnętrzną siłą.
Majka zareagowała dziwnie. Zamiast się buntować, czy droczyć, poczuła, że to nie ma sensu, że tak naprawdę ona czuje to samo. Do niedawna sztywniała na myśl o dziecku, ale teraz ono stało się jakby częścią ich dwojga. Może nie w tej chwili, ale była przecież gotowa to przemyśleć. Może nawet w nie tak odległej przyszłości...? Zdumiała się. Silne, opiekuńcze ramiona Oskara mogły przecież pomieścić nawet mocno zaokrągloną Majkę. Roześmiała się do swoich myśli.
- Jesteś głodna? Wysłałem Manuelę i Akosa na zakupy, ale coś na śniadanie się znajdzie – pocałował ją w czubek głowy – Możemy przenieść się do kuchni.
- A ty już jadłeś? - spytała, kiedy schodzili na dół.
- Mhm, ale chętnie wypiję kawę.
W domu panowała całkowita cisza. Majka spojrzała na Oskara.
- Greg pojechał z nimi, a reszta jest na zewnątrz. Nic tu po nich – odpowiedział na jej nieme pytanie.
- To może przed śniadaniem coś zrobimy? - rzuciła niewinnie, rozchylając od niechcenia koszulę.
- Miałem nadzieję, że to powiesz – chwycił ją w pasie i zgrabnie posadził na blacie – To nocne zwiedzanie komnaty... - głos mu się seksownie obniżył – Już tam miałem na ciebie ochotę.
- To ciekawe, bo ja też – zamruczała, rozchylając uda.
- Jesteś mokra! - zachwyt w głosie Oskara podziałał na Majkę jak katalizator.
Sięgnęła do kieszonki na piersi i wyciągnęła foliową paczuszkę. Spod przymkniętych powiek śledziła, jak Oskar niecierpliwie ją rozrywa i wyciąga zawartość.
- Nabrałeś wprawy - uznanie mieszało się w jej głosie z pożądaniem – Jestem gotowa – przyciągnęła go do siebie – Szkoda, że ten przelewający się Dar można poczuć tylko we śnie.
- Następnym razem... - Oskar przytrzymał jej pupę i wszedł w nią jednym płynnym ruchem – Ale dobrze – stęknął, przygarniając ją mocniej.
Odpowiedziała mu głębokim westchnieniem. Miał rację. Od chwili, kiedy opuściła komnatę, myśl o seksie jej nie opuszczała. Miała nadzieję, że Oskar wróci szybko ze spotkania i uwolni ją od nagromadzonego w podbrzuszu napięcia. Biorąc prysznic myślała tylko o silnych dłoniach sunących po jej ciele, a zdejmując bieliznę o wilgoci, spływającej do złączenia ud. Słysząc, że wysłał wszystkich na zakupy, nie miała wątpliwości, po co to zrobił.
- Och! Spragniony jesteś – jęknęła, czując coraz mocniejsze pchnięcia.
- Nie masz pojęcia, jak!
Chwycił jej biodra i zsunął na sam brzeg blatu, tak, by nic nie ograniczało mu dostępu. Majka oplotła go nogami, opierając jednocześnie dłonie o jego pierś. Kuchnia wypełniła się jękami na dwa głosy. Oskar, który zwykle kochał się cicho, tym razem wtórował swojej kochance. Tempo, które narzucił sprawiało, że fala rozkoszy narastała w jego ciele z zastraszającą siłą.
- Jeszcze, jeszcze... - rozkosznie miękkie jęki Majki jeszcze go podkręcały.
- Muszę zwolnić – stęknął nagle.
- Nie! Szybciej – wbiła palce w jego pośladki i przyciągnęła je do siebie - Mocno!
- Majka, stop! - ostrzegawcze warknięcie jej nie powstrzymało.
- Już. Prawie – wypchnęła biodra, dociskając się do niego – Już, już...
Oskar poczuł jak żar spłynął mu do lędźwi i z jego piersi wyrwał się przeciągły niski jęk. Nic już nie mógł zrobić. Eksplodował jak pudło fajerwerków. Na szczęście Majka w tej samej chwili zastygła w bezruchu z szeroko otwartymi oczami o niewyobrażalnie ciemnych źrenicach. Drżała na całym ciele.
- Nareszcie – wydyszała – Co za ulga.
- O taaak – przygarnął ją do siebie.
Dyszeli ciężko, spleceni w uścisku.
- Musimy sprawdzić skalę u Timothy'ego – szepnęła po chwili, wtulając się w jego szyję – Poprzednio, jak jej dotykałam, nic się nie działo, ale może teraz...
- Dam mu znać – Oskar odchylił głowę, a potem zetknął czoło z jej czołem – Powinnaś wrócić do Zamku – dodał cicho – Byłbym spokojniejszy.
- Nie chcę, żebyś był spokojny, tylko, żebyś był blisko mnie – wymruczała.
Uśmiechnął się do siebie. Jego niemożliwa, uparta dziewczyna!
- Ten twój doktor spotkał się ze Swenem we własnej osobie. Wywarło to na nim spore wrażenie, ale wygląda na to, że czuje bardziej respekt niż strach – pogładził z czułością jej włosy.
- Kurde! Gdybym mogła przewidzieć, że to się tak skończy! – nawet nie próbowała ukryć frustracji.
- Nic już na to nie poradzisz, ale może uda nam się wykorzystać sytuację – wycofał się powoli i uporawszy się z prezerwatywą, zapiął spodnie – Chyba zwariowaliśmy?! Ledwie skończyliśmy, a po minucie gadamy o Swenie – odwrócił głowę i ufiksował spojrzenie gdzieś za oknem.
- Taki nas los – Majka zsunęła się z blatu i zapięła koszulę – Masz jakiś pomysł, prawda?
- Zaproponuj spotkanie. Powiedz, że pozwolisz obejrzeć kamień w twojej obecności... - zaczął z namysłem.
- Mam zabrać ze sobą kamień? Oszalałeś? - wpadła mu w słowo, nie czekając, aż skończy.
- Oczywiście, że nie! Ty zresztą też nigdzie nie pójdziesz – utkwił w niej poważne spojrzenie – To tylko przynęta.
- Ale jak...? - zaczęła, marszcząc brwi.
- Mam ludzi na drugiej półkuli - roześmiał się nieco ochryple – U nich zapada teraz noc.
- Ty draniu! - uderzyła go lekko pięścią w pierś – Na pewno nie masz ani odrobiny Daru strategii? Anastazja byłaby w niebo wzięta!
Jej uwaga mile go połechtała. Poczuł się jak bohater, choć do triumfu było jeszcze daleko.

1 komentarz:

  1. Witaj Roksano!!!. Oczywiście czekałem na część cały dzień, co jakiś czas zaglądając. A to takie buty z Clair?. Majka z Oskarem są stworzeni dla siebie, przecież rozumieją się bez słów i jedno od drugiego wyciągnie prawdę. Oj ten Swen miesza, a zresztą niech miesza przez to opowiadanie jest ciekawsze. Dziękuję Ci Roksano znowu za fajną część i miło spędzony niedzielny wieczór przy Twoim opowiadaniu. Pozdrawiam Wiktor

    OdpowiedzUsuń