Zamek
Ainay-le-Vieil . Listopad 2014
Johan stanął
przed drzwiami prowadzącymi do jednego z gabinetów jeszcze
niedawno zajmowanych przez sekretarza Mistrza Maksymiliana i zapukał
energicznie.
- Proszę wejść –
usłyszał przeciągane, jakby celebrowane słowa.
Człowiek, z którym
Johan miał zamiar porozmawiać, zawsze działał mu na nerwy, ale
odkąd przyjął stanowisko sekretarza Oskara, po prostu z trudem go
tolerował. Flegmatyczny, pełen dostojeństwa sposób bycia, a
jednocześnie służalczość, z jaką odnosił się do w pełni
Obdarowanych, czyniła dawnego sekretarza mieszanką tego, czego
Johan szczerze nienawidził. Sam energiczny i dość bezpośredni w
kontaktach, źle znosił dystans, jaki usiłował utrzymać tamten.
Mimo wszystko, Johan do tej pory starał się jednak nie urazić
starszego człowieka, przywykłego do wysokiej pozycji w
Zgromadzeniu. Teraz jednak miarka się przebrała.
- Witaj Dorianie –
rzucił od progu i nie czekając na zaproszenie, opadł na jeden z
foteli ustawionych pod ścianą naprzeciw okien – Jak długo mam
jeszcze czekać, aż usuniesz cały ten bajzel z gabinetu Mistrza? -
spytał bez żadnego grzecznościowego wstępu – Jutro przyjeżdża
sprzęt komputerowy i muszę go zainstalować, więc masz czas do
rana. Potem każę spakować wszystko i wynieść do garaży.
- Czy masz na myśli
dokumenty i zdjęcia? - czarne jak węgiel oczy zdawały się
przenikać Johana na wskroś.
- Tak, mam na myśli
te papierzyska! - odparł – Dziwię się, że nie przyszło ci go
głowy skatalogowanie tego wszystkiego. Mamy chyba w zamku skanery?
Chuda postać
powoli uniosła się z krzesła i wyprostowała, sprawiając wrażenie
jeszcze wyższej i bardziej kościstej, niż w rzeczywistości.
- Wy młodzi
myślicie, że wszystko co stare jest złe – powiedział powoli
sekretarz, przeciągając swoim zwyczajem słowa – Wydaje wam się,
że wasze sposoby są lepsze, a to nie zawsze tak jest...
- Posłuchaj, nie
mam czasu na słuchanie tych bredni – przerwał mu Johan –
Słuchałem tego latami, a teraz nie muszę. I tak to uprzejmość z
mojej strony, że cię informuję. Mogłem kazać to sprzątnąć
już!
- Odważyłbyś się?
- czarne oczy zalśniły oburzeniem.
Johan wzruszył
tylko ramionami.
- A nie powinieneś
się skupić na tym, żeby twój Mistrz i jego narzeczona byli
bezpieczni? - tym razem uwaga nie była wypowiedziana powolnie, ale
raczej złośliwie.
- Słucham? - Johan
wytrzeszczył na chudzielca oczy – Co masz na myśli?!
- Nic – Dorian
udał niewiniątko – Zupełnie nic.
Johan podniósł
się powoli z fotela i podszedł do biurka, opierając na nim
umięśnione ręce.
- Skąd masz takie
informacje? - w jego głosie zabrzmiała groźba.
- Nie wiem, o czym
mówisz...
Zanim zdążył
dokończyć, na jego szyi zacisnęły się silne palce. Nawet nie
zauważył, kiedy Johan wykonał ruch.
- Skąd masz takie
informacje? - powtórzył cicho, ale bardzo wyraźnie.
- Mistrz był tu...
po raz drugi... tej samej... nocy – wycharczał – Lady
Margaret... badała sen nieobdarowanego...
- Śledzisz nas
wszystkich? - Johan rozluźnił uścisk, ale nie puścił cienkiej
szyi.
- Taka jest rola
sekretarza – wydukał w odpowiedzi – Wiedzieć, co się dzieje
i... służyć.
Tylko komu? Cisnęło
się Johanowi na usta pytanie, którego jednak nie wypowiedział
na głos. Puścił swojego rozmówcę i przez chwilę
przyglądał mu się bacznie. Powoli odwrócił się i opuścił
pokój. Idąc korytarzem, natknął się na rudowłosego
chłopaka, niedawno zatrudnionego w ochronie.
- Jeśli nie masz
nic do roboty, to chodź ze mną – warknął – Trzeba opróżnić
kilka szuflad.
---
Warszawa. Listopad
2014
Sześcioosobowa
grupa sprawnie składała sprzęt do dwóch SUV-ów.
Majka obserwowała to z rosnącym niepokojem. Szykowali się jak na
wojnę.
- Musisz zabierać
Manuelę? - podeszła do Oskara, próbującego ukryć pod
marynarką niewielki pistolet.
- Będzie w
samochodzie. Jest mi potrzebna do kontaktu ze śniącymi. Ma tylko
odbierać telefony – uspokoił ją – Akos będzie przy niej, żeby
nie musiała wychodzić. Nie mamy innego sposobu na szybkie
przekazywanie informacji.
- A język migowy? -
że też wcześniej na to nie wpadłam, zganiła się w myślach.
- Noo... - Oskar
zastygł na ułamek sekundy w bezruchu – Niezła myśl, tylko...
teraz już nie mamy czasu, ale później... kto wie?
- Nie martw się o
mnie – wypieki na twarzy Manueli świetnie pasowały do jej
bojowego nastroju – Ty jesteś taka odważna! Ja też chcę.
Chociaż trochę.
- Nie gadaj głupot!
- ofuknęła ją – Siedź w tym samochodzie i myśl o Akosu, który
będzie umierał ze strachu o ciebie!
- I kto to mówi?
- Oskar pocałował Majkę w czoło – No, panowie... i panie –
dodał szybko, zerkając na Manuelę – Idziemy!
- Uważaj na siebie,
błagam! - szepnęła Majka, ściskając desperacko jego dłoń –
Mam złe przeczucia. Jakoś za szybko się zgodził na to
spotkanie...
Oskar zmarszczył
brwi. Przeczucia... Matka nauczyła go, by nigdy ich nie lekceważył.
- Greg! Zostajesz z
Maryann – rzucił do olbrzyma.
- Nie! Nie ma mowy!
Ma iść z tobą! - zaprotestowała kategorycznie – Zamknę się w
domu. Włączę alarm. To forteca, a ty będziesz potrzebował
każdego...
- Nie zostaniesz
sama! - ton głosu Oskara oznaczał, że dyskusji nie będzie.
- Ale nie Greg –
błagała – Niech on idzie z tobą.
- Patrik – rzucił
po chwili Oskar do jednego z dawnych ochroniarzy swego dziadka – Ty
zostajesz.
Majka zobaczyła
jeszcze, że Oskar zamienia z pozostawionym człowiekiem kilka słów,
po czym wszyscy usadowili się w samochodach.
- Lady Maryann –
Patrik skłonił głowę – Zamknij proszę dom i włącz alarm. Ja
obejdę teren i przyjdę. Zapukam i poproszę, żebyś mnie wpuściła.
Jesteś tu bezpieczna – jego niski, lekko schrypnięty głos
wzbudzał respekt.
Z ociąganiem
spełniła prośbę. Ledwie zdążyła wpisać kod alarmu, odłączając
funkcję czujników, gdy odezwała się jej komórka.
- Oskar –
szepnęła, sięgając po nią, ale natychmiast umilkła. Dzwonił dr
Stanek – Tak, słucham. Mam nadzieję, że nie szykuję się na
darmo! - starała się sprawiać wrażenie zniecierpliwionej.
- Nie, nie...
wszystko w porządku – głos Stanka brzmiał dziwnie – Po prostu
się upewniam, czy będziesz. Bardzo mi na tym zależy.
- Oczywiście, że
będę. Właśnie wychodzę z domu – gdzieś w tyle głowy
zabrzęczał jej mały nieznośny dzwoneczek – A ten profesor już
jest?
- Dzwonił, że jest
w drodze z lotniska. Dałem mu twój numer telefonu, Majciu –
zachichotał nerwowo.
- Ach tak... –
Majciu? Skrzywiła się. Coś się święciło – Słuchaj, nie
będziesz miał nic przeciwko temu, że zabiorę ze sobą swoją
asystentkę? Jest w angielskim dużo lepsza od nas... Halo, słyszysz
mnie? - zaniepokoiła się – Halo! Stanek, nie wygłupiaj się.
Odpowiedział jej
sygnał przerwanego połączenia. Poczuła na plecach strużkę
zimnego potu. Już miała wybrać numer Oskara, kiedy komórka
pokazała jej nieznany numer. Odebrała.
- Witaj, Maryann –
zimny nieprzyjemny ton głosu rozpoznałaby na końcu świata – Jak
miło cię słyszeć.
- Nie mogę
powiedzieć tego samego – wypaliła – Dziwnie brzmisz po
angielsku.
Oskar! Zawiadomić
Oskara!
- Nie rozłączaj
się kotku – usłyszała jakby w odpowiedzi na swoje myśli – W
przeciwnym razie twój kolega geolog będzie miał wypadek.
- Trudno, zdarza
się... - z trudem opanowała drżenie głosu – Ale dobrze,
pogadajmy – dodała ugodowo.
Patrik! Zawiadomić
Patrika! Ruszyła do schodów. Nagle usłyszała głuche
uderzenie w drzwi. Zamarła.
- Przestraszyłaś
się? - głos Swena zabrzmiał jej tuż przy uchu – Co my tu mamy?
Osiłek w kamizelce kuloodpornej – dodał z nutką podziwu – No
proszę, młody Mistrz szybko się uczy.
- Co mu zrobiłeś?
- rzuciła się do okna, próbując dojrzeć coś przez otwory
w żaluzjach antywłamaniowych.
- Niestety nic... –
zawiesił głos – Kamizelka! – cmoknął niezadowolony – Ale
może to i lepiej... – dodał po chwili – Nie rozłączaj się,
bo będę musiał go zabić. Nie chcemy nikogo zawiadamiać, prawda?
- Jeśli nie odezwę
się do Oskara w ciągu pięciu minut, to i tak zawróci –
roześmiała się nerwowo, rozglądając się po sypialni za drugim
telefonem.
- Blefujesz.
Majka dosłyszała
w głosie Swena nutkę niepewności. Uczepiła się jej.
- Niedługo się
przekonamy – odparła pewniejszym tonem. Gdzie ten cholerny
telefon? Gorączkowo przetrząsała szuflady. Pokój Manueli i
Akosa, przyszło jej na myśl.
- Oddaj mi kamień.
Teraz! - Swen skończył z uprzejmościami – Albo wyjdź z domu! -
ryknął do słuchawki.
- Nie mam go tu –
głos jej zadrżał.
- Kłamiesz!
Obiecałaś go przynieść. Wiem, że byłaś ostatniej nocy w zamku.
Oddawaj, albo...
- Albo? - biegła do
pokoju sąsiadującego z sypialnią, słysząc walenie do drzwi.
- Ręka, czy noga? -
głos Swena stał się przerażająco spokojny.
W komórce
odezwało się ciche piknięcie. Oskar próbował się z nią
połączyć.
- Puść go wolno –
powiedziała powoli, czując, jak oblewa ją pot, a włosy stają
dęba – Wiesz dobrze, że nie mogę ci dać tego, czego żądasz.
Dlaczego tak ci zależy na tym kamieniu? Do czego on jest?
- To zadziwiające,
że musiał trafić właśnie w ręce takiej ignorantki – usłyszała
w jego głosie złość – Nadal nie wiesz? Jesteś beznadziejna!
Nie znałaś jej, nie dotknęłaś jej geniuszu, tak jak ja! Powinien
być mój! Wiedziała, że tak, ale mi go odmówiła –
nerwy mu puściły – Stara zdzira!
- Mówisz o
Rosannie? Jak śmiesz? - coś się w niej zagotowało.
- Przyłącz się do
mnie, to ci powiem, do czego jest zdolny – rzucił nagle –
Pomyśl, dwa takie umysły... władza nieograniczona. Władza nad
całym światem, nie tylko nad tą garstką obłąkanych idealistów
– kusił – Wystarczy, że weźmiesz kamień.
- Odbierzesz mi go i
tyle! - Ty kłamliwy gadzie, dorzuciła w duchu, wolałabym zginąć,
niż ci go dać!
- Nie.
- Doprawdy?
- Razem możemy
więcej – odparł z wyższością – Mógłbym ci go
odebrać, ale nie chcę.
- Przykro mi, ale
właśnie po to, żebyś nie mógł mnie skusić, dałam go na
przechowanie Obdarowanemu, który nie ma rodziny, ani bliskich
- Mów, mów, przeciągaj czas, powtarzała sobie w
myślach - Odda kamień tylko, jeśli stawi się po niego Rada,
Mistrz i ja...
- Noga! - usłyszała
stłumiony odgłos, jakby ktoś kaszlnął, a potem urywany jęk i
oddech... Szybki, chaotyczny, chrapliwy...
- Patrik! –
krzyknęła. Popełniła błąd!
- Odpowiedz swojej
pani – usłyszała znienawidzony głos – No, dalej!
Oddech przyspieszył
i stał się bardziej chrapliwy, ale nie dosłyszała żadnego jęku
skargi.
- Zapłacisz mi za
to – wysyczała przez zaciśnięte zęby.
Rzuciła się do
panelu sterującego. Wpisała trzy razy błędny kod. Cichy alarm
powinien teraz zawiadomić policję i firmę ochroniarską, a ci
ostatni Oskara. Że też wcześniej na to nie wpadła.
- Maryann,
don't... - z trudem rozpoznała głos Patrica. Urwał i jęknął,
a potem zapadła cisza.
- Cóż za
bohaterska postawa – w głosie Swena nie było kpiny, której
się spodziewała. Czyżby cenił odwagę? - Zginie, jeśli nie
wyjdziesz.
- Jeśli wyjdę, też
zginie – odparła bezbarwnym, pozbawionym emocji głosem –
Przysiągł oddać za mnie życie, więc proszę cię tylko, żeby
nie cierpiał – poczuła, jak łzy płyną jej po policzkach.
Drzwi wejściowe
zadrżały pod potężnym uderzeniem, ale nie puściły. Gdzieś w
pobliżu zawyła syrena policyjna. Majka oparła się plecami o
ścianę obok drzwi, za którymi za chwilę miał zginąć jej
ochroniarz.
- Swen? Jesteś tam?
- nie poznawała własnego głosu. Czuła się, jak oderwana od
ciała. Zdawało jej się, że emocje, które przed chwilą nie
mogły znaleźć ujścia, gdzieś odpłynęły.
- Czego? - Miała
wrażenie, że jej rozmówca się porusza, idzie... Bała się
mieć choć cień nadziei.
- Poruszę niebo i
ziemię... - zawahała się – „atheofovos” – jej usta
wypowiedziały słowo, ale nie pod dyktando umysłu – „atheofovos”
- powtórzyła ciszej i padła na kolana.
- Zamknij się!
Milcz!!! - ryknął w odpowiedzi Swen. Rozmowa została przerwana.
Majka miała
wrażenie, ze widzi wokół siebie postaci ze złotego pyłu.
Wyciągnęła do nich rękę – Patrik... – jej pobladłe usta
poruszały się z trudem – Ratujcie go!
Usłyszała zgrzyt
bramy, a po chwili uderzenia ciężkich butów o brukową
kostkę. Chciała pokonać opór własnego ciała, podnieść
się i otworzyć drzwi. Nagle one same się otworzyły, uderzając o
ścianę obok niej. Skuliła się w sobie, nie wiedząc, kto w nich
stanie.
- Majka! Skarbie –
głos Oskara z trudem przebił się przez harmider, jaki zapanował w
holu – Już dobrze. Już po wszystkim.
- Gdzie Patrik? -
wyszeptała, bojąc się otworzyć oczy– Zabił go?
- Nie, ale jest
ciężko ranny. Karetka już jest.
Z piersi Majki
wyrwał się nieartykułowany dźwięk.
- Wiedziałam, że
coś pójdzie nie tak! - załkała.
- To moja wina.
Powinienem był to przewidzieć – Oskar pomógł jej wstać –
Drań tylko czekał, aż odjedziemy. Byli przebrani za ochroniarzy,
a nam podstawili aktorów!
- Słyszałam
policję... - Majka próbowała sobie przypomnieć, co się
działo.
- Są tutaj. Chcą z
tobą rozmawiać, ale chyba nie jesteś w stanie – przyjrzał jej
się z troską.
- Co z Patrikiem?
Przeżyje? - utkwiła w Oskarze wzrok pełen bólu.
- Jeśli doczeka
zachodu słońca, to powinien... - szepnął jej do ucha – Dasz
radę?
- Tak. Co mam
powiedzieć policji? - spytała, widząc wchodzącego do domu
mężczyznę w mundurze.
- Jak najmniej –
szepnął – Ale chyba łatwo nie będzie.
- Pani była w domu?
Możemy porozmawiać? - policjant przyjrzał się Majce, marszcząc
brwi.
- Byłam na górze...
ktoś zaczął walić do drzwi... - zaczęła płaczliwie –
Strasznie się bałam.
- Wie pani, kto to
mógł być?
- Ja? Nie wiem –
ukryła twarz w dłoniach.
- Chyba pan widzi,
że moja narzeczona nie nadaje się do rozmowy – Oskar otoczył ją
ramieniem – Proszę dać jej trochę czasu. Ja udzielę panu
wszelkiej pomocy.
Miałam takie same przeczucia jak Majka, że coś się szykuje :)
OdpowiedzUsuńciekawi mnie bardzo wątek, gdy Swen już odchodził a Majka wypowiadała 'atheofovos' - jakie może to mieć znaczenie, skoro tak się zdenerwował
Witaj Roksano!!!. Witaj Klaudio!!!. Klaudio ja myślę,że to jest nazwa kamienia. Roksano bardzo ciekawe skąd Swen wiedział że Majka była w zamku?. Ciekawe jest też dlaczego stary sekretarz co jest tak zapatrzony w pełni obdarowanych wiedział, że Margaret sprawdzała Stanka. Czyżby Swen miał wtykę w postaci byłego sekretarza. Bo niby dba o dobro mistrza i ich szpieguje, przecież nie musi, bo już jego stary mistrz nie jest mistrzem, a on nie jest sekretarzem. Wydaje mi się, że jest tak zafascynowany starymi zasadami, a Oskar wprowadza zmiany, więc dołączył do Swena. Dziewczyny co o tym myślicie. Pozdrawiam Wiktor
OdpowiedzUsuńDawno mnie tutaj nie było za co przepraszam. Szybko 'pochłonęłam' wszystkie nowe części. I nadal mi mało. Chciałabym, żeby już wszystko się wyjaśniło, ale z drugiej strony chcę, żeby to opowiadanie trwało i trwało..
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Kinga
Witajcie Kochani! Tak się składa, że ja też prawie nie zaglądałam do komentarzy. No, ale pisałam ;) Postaram się jutro coś dodać. Już sobie wszystko przemyślałam i tylko teraz muszę to przelać na... hmmm, klawiaturę? Cieszę się, że trochę Was zaciekawiłam. Ciepło, ciepło... ale nie wszystko! Kingo, jakoś tak szybko się teraz żyje. Człowiek nie zdąży się obejrzeć, a tu kolejny miesiąc minął. Takie czasy! Pozdrawiam, Roksana.
OdpowiedzUsuń