Lek

Lek

poniedziałek, 2 maja 2016

Meteory. W blasku dnia. Rozdział 10

Warszawa. Listopad 2014
  Śnię. Chyba nigdy tak niecierpliwie nie czekałam na zachód słońca?! Mimo usilnych próśb, Oskar nie pozwolił mi jechać do szpitala. Bał się, że specjalnie nie dobili Patrika. Wciąż nie mogę dojść do siebie po tym, co się stało. Dobrze, że Manuela też płakała. Było mi raźniej... Oskar jest chyba w gorszym stanie niż ja, choć za nic w świecie się do tego nie przyzna.
- Gotowa? - bierze mnie za rękę.
Materializujemy się wprost w szpitalnej separatce, gdzie umieszczono Patrika. Natykamy się tam na Margaret i Athinę. Obie stoją pochylone przy łóżku, trzymając dłonie na piersi leżącego bezwładnie ochroniarza. Jest podłączony do mnóstwa urządzeń. Każde coś pokazuje, pika albo miga.
- Czy on śni? - szepczę go Oskara.
- Nie. Jest nieprzytomny. Lekarze mówią, że o mało się nie wykrwawił...
Dopiero teraz dociera do mnie, że Patrik jest strasznie blady. Ma opatrunek na barku i na udzie. Dobrze, że nie kolano, przemyka mi przez myśl, ale zaraz ganię samą siebie. Ja się martwię, czy będzie sprawny, a on może umrzeć! Margaret unosi głowę i przez chwilę przygląda mi się z uwagą, po czym schyla się i na powrót zastyga w bezruchu. Wydaje mi się, że momentami wyczuwam obecność jego Daru. Zerkam na Oskara. On chyba ma podobne wrażenie, bo przysuwa się bliżej łóżka. Nagle widzę wyraźnie, jak ciało i Dar się rozdzielają.
- Patrik! - nie udaje mi się powstrzymać szeptu – Jesteś z nami?!
- Nic z tego nie będzie – Margaret wzdycha zrezygnowana– Ciało można naprawić, ale on odszedł zbyt daleko od niego.
- Nie, nie rezygnuj – w głosie Athiny słyszę desperację. Jej wargi sinieją z wysiłku. Na skroni drga jej mała niebieskawa żyłka. Drobne białe dłonie leżą na potężnej klatce piersiowej – Nie odchodź, proszę. Wracaj tu! Dlaczego nie chcesz?
- Bo nie widzi potrzeby... - mówi, jakby do siebie Margaret i odwraca się do Oskara – Niech któryś z chłopaków przywoła jego żonę.
- Sam to zrobię...
- Ty?! Jesteś Mistrzem! - Margaret aż się prostuje z wrażenia.
- Może ja? - proponuję nieśmiało, ale Oskar mnie uprzedza.
Nie czekamy długo. W pokoju pojawia się kobieta. Młoda, chyba sporo młodsza od Patrika? I ona jest... w ciąży! Czuję wyraźnie Dar jej dziecka! To takie niesamowite! Na widok męża ukrywa twarz w dłoniach i zaczyna szlochać.
- Teraz rozumiem... - łka – Przywoływałam cię... - Pochyla się, kuli, jakby nie mogła znieść niewidzialnego ciężaru.
Nie wiem, co robić, ale Margaret przejmuje dowodzenie.
- Izabell, połóż dłonie obok naszych – rozkazuje – I przywołaj go! Jeszcze nie umarł, tylko nie może odnaleźć drogi. Pospiesz się!
Patrzę jak urzeczona, na to, co się dzieje. Z korytarza dobiegają nas ciche kroki, zatrzymują się przed pokojem. Ktoś coś mówi... Izabell kładzie dłonie na piersi męża. Coś szepcze, łzy ciekną jej po policzkach. Nagle czuję, jak Oskar dotyka mojej twarzy. Ociera mi łzy, a potem zbliża się do drzwi, nasłuchuje. Kroki się oddalają. Postawił przed drzwiami Grega. Coś się dzieje... jedno z urządzeń zaczyna pikać szybciej, a ja czuję jak Dar Patrika przybiera na sile.
- Oby się udało – zaciskam kciuki – oby się udało...
Izabell schyla się i delikatnie muska policzek i czoło męża, i znów coś do niego szepcze.
- To ich pierwsze dziecko. Długo na nie czekali – mówi cicho Oskar – Wybrałem jego, bo myślałem, że zostając w domu będzie bezpieczny.
- Przy mnie nikt nie jest bezpieczny – dociera do mnie nagle, kiedy wypowiadam te słowa. Patrzę Oskarowi w oczy i widzę, że on też to wie. Chronimy obie moje rodziny, Agę... Tylko, czy możemy ochronić wszystkich? Jak długo to ma trwać?
- Patrik, błagam... - skupiam się z całej siły na leżącym w łóżku mężczyźnie, który przeze mnie może nie ujrzeć upragnionego dziecka – Wracaj do nich!
Izabell wzdycha głęboko, jakby z ulgą. Patrik się poruszył!
- I-za-bell... – jego blade usta ledwie dadzą radę wymówić imię, a jednak wszyscy to słyszymy.
Margaret i Athina prostują się i odrywają ręce od piersi leżącego, zostaje tylko jego żona. Ale wszystko wygląda już inaczej. Patrik jest z nami! Otwiera oczy i patrzy na Izabell, a potem kładzie na jej ledwie zarysowanym brzuchu zdrową rękę. Uśmiecha się. Stoimy nad nim i gapimy się jak idioci. Nagle jego wzrok pada na Margaret, a potem na Oskara.
- Mistrzu! - próbuje usiąść.
- Wróciłeś z daleka – Oskar wskazuje mu, że ma zostać tam, gdzie jest – Śnisz, ale poza snem kiepsko z tobą, więc nie opuszczaj ciała, jeśli chcesz przeżyć.
- Maryann – spogląda na mnie i oddycha z ulgą.
- Nic mi nie jest – mówię szybko, starając się panować nad emocjami – Martwiłam się o ciebie, ale wyjdziesz z tego. Prawda? - ostatnie pytanie kieruję do Margaret.
- Postaram się – uśmiecha się i bierze za rękę Athinę – Mamy teraz podwójne siły.
Dopiero teraz widzę, jaka Athina jest zmęczona. W ogóle, schudła i oczy ma podkrążone... Zapamiętałam ją, jako pulchną. Trzeba jednak przyznać, że zmęczenie nie odebrało jej urody, może nawet dodało? Ma piękny uśmiech. Tyle, że nie obejmuje on oczu.
- Zostawimy was teraz – Oskar podchodzi do Izabell – Jak tylko będzie to możliwe, zabierzemy Patrika do doktora Robertsa. Jedź tam. Johan wszystko zorganizuje i... - zawiesza głos, spoglądając znacząco w dół – dbaj o siebie, o was oboje.
- Dziękuję Mistrzu – głos jej drży.
- Nie dziękuj – głos Oskara emanuje ciepłem, jak u jego dziadka – Zrób, o co proszę.
Zostawiamy ich i przenosimy się do Kornwalii. Anastazja już na nas czeka.
- Co z nim? - rzuca na powitanie.
- Będzie dobrze, ale było naprawdę kiepsko – wzdycha Oskar.
- Nie obwiniaj się – mówi spokojnym, ale kategorycznym tonem – Poczucie winy zaciemnia umysł. Zemsta najlepiej smakuje na zimno.
Włosy jeżą mi się na głowie, kiedy to słyszę, ale nie zabieram głosu. Razem z Anastazją podążamy do Timothy'ego. Wygląda na zmęczonego. Chyba nie spał od wielu dni.
- No, dalej – posyła mi posępne spojrzenie – Im szybciej odkryjesz tajemnicę Daru i tych kamieni, tym lepiej.
To dziwne, ale mam wrażenie, że jego stosunek do mnie się zmienił. Nie jest już wrogo nastawiony. Otwiera nam drzwi. Oglądam skałę ze wszystkich stron. Wygląda na to, że oba kawałki mogły być kiedyś połączone. Kładę na niej dłonie, ale nic się nie dzieje. Spoglądam na Oskara. On też kładzie dłonie na skale. Nic.
- Cholera – klnę pod nosem – Wy to zróbcie – zwracam się do Anastazji i Timothy'ego.
Nadal nic.
- Anastazjo, dotykałaś tej skały? - próbuję zmusić mój mózg do pracy.
- Oczywiście.
- I co? Nigdy nie czułaś ciepła? - dopytuję się.
- Nie.
- OK – obchodzę skałę ze wszystkich stron – Czyli nie chodzi o miłość... albo tak, ale nie taką jak nasza... Ty i Oskar – mówię do Anastazji – Połóżcie dłonie na skale.
- Nic – odpowiadają chórem.
- W porządku... - pocieram twarz dłońmi. Myśl, myśl kobieto! - Timothy, chciałabym przywołać tu Manuelę i Akosa – unoszę dłoń, widząc, że nie jest zachwycony – Może ta skała jest dla nie w pełni obdarowanych? - tłumaczę mu – Akos należy do mnie, a Manuelę zaprzysięgniemy.
Zastanawia się przez dłuższą chwilę, ale w końcu kiwa mi głową. Próbuję przywołać oboje, ale nic się nie dzieje.
- Musisz stąd wyjść – przez twarz Timothy'ego przelatuje jakby cień uśmiechu – To zbyt silny azyl. Nasze Dary są za słabe.
- Och!
- Ja to zrobię – Oskar opuszcza nas na kilka minut, po czym wraca z Manuelą i Akosem.
Oboje wyglądają na przejętych.
- Połóżcie dłonie na skale – rozkazuję – I powiedzcie, co czujecie.
- Jest ciepła! - Manuela się uśmiecha.
- I miękka? - Akos spogląda na mnie zaskoczony, ale po chwili jego twarz tężeje – Manuela, odsuń się! Nie mogę oderwać dłoni! - patrzy na mnie z niepokojem.
- Spokojnie – staram się opanować – Już to robiliśmy z Oskarem. Nic się wam nie stanie – A przynajmniej mam taką nadzieję, dodaję w duchu.
- Akos – szept Manueli brzmi ciepło i jakoś miękko – Ja... - przymyka oczy i rozchyla usta.
- Ja też... - Akos przełyka głośno ślinę. Jego oddech przyspiesza.
Stoimy wokół pary, która wygląda jak w chwili najwyższego uniesienia. Czuję się dziwnie. To powinno być intymne, tylko ich, ale jednocześnie jest takie piękne! Nie wiem, jak długo tak stoimy. Nagle dociera do mnie, że jest z nami ktoś jeszcze. Tak, jakby pojawił się nowy Dar, ale przecież to niemożliwe! Spoglądam na Oskara i widzę w jego oczach zdumienie. Anastazja i Timothy wpatrują się to we mnie, to w parę stojąca przy skale. Akos nie odrywa oczu od Manueli, a ona od niego. Są tacy nieobecni, tacy pogrążeni we własnym świecie. To trwa i trwa, ale nikt z obecnych nie ma odwagi wydać najmniejszego dźwięku. To cud! Dotknęliśmy czegoś nieuchwytnego. Jakby w zwolnionym tempie, widzę jak Manuela schyla głowę i przymyka oczy. Akos odrywa dłonie od kamienia, robi krok w jej stronę i bierze ją w ramiona. Zanim wtuli twarz w burzę kasztanowych włosów, jego wzrok przesuwa się po mojej twarzy i zdaje mi się, że przez ten ułamek sekundy widzę rozradowaną i dumną męską duszę. Umysł podpowiada mi, że to niemożliwe, ale serce wie swoje. Zapamięta tę chwilę do końca życia. Chwilę, w której dowiedział się, że za jego sprawą powstało nowe życie i nowy Dar. Czuję pod powiekami łzy. Nie mam odwagi spojrzeć na Oskara. Jego uczucia są dla mnie prawie namacalne. Coś dławi mnie w gardle. Powietrza, błagam w myślach.
- A więc do tego służy... - Anastazja odzywa się pierwsza.

4 komentarze:

  1. Witaj Roksano!!!. Roksano jesteś świetna. Tak wspaniale przekazujesz czytelnikowi uczucia, że tylko czytać i się zachwycać. Wspaniale opisana walka o życie Patrika. Ciekawe jest z tymi skałami. Bardzo fajnie to wymyśliłaś. To co robią jeszcze 2 skały?. Czyli ta wykrywa nowe życie?. Dobrze myślę?.
    Roksano dzięki za część. Wspaniała niespodzianka na lany poniedziałek. Pozdrawiam Wiktor

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj Witku!!! Jesteś niesamowity! Ledwie wrzuciłam nowy rozdział, a Ty już komentujesz! Po prostu niezawodny ;))) Powiem nieskromnie, że chyba mi się udało. Sama prawie płakałam przy poprawkach. Dobrze zgadłeś z tą skałą. No, ale to jeszcze nie koniec niespodzianek. Na razie pozdrawiam, Roksana :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj Roksano!!!. A tam niesamowity, normalny facet. Roksano wczoraj obchodziłem Święta Wielkanocne to i czasu było więcej troszeczkę. Oczywiście nie odmówiłem sobie by połazić troszkę po działce.
      Roksano czyli Rosana ciągle powtarzała. Wiosna, lato, jesień, zima. Wszystkie jak na razie skały są związane z miłością.Skała u Timotiego to moim zdaniem "wiosna". Wykrywa powstające życie. U tej babki to chyba "lato". Wykrywa jak można tak powiedzieć, miłość. Myślę że u Gonzagów to będzie "jesień". Aż jestem ciekawy jak to wymyśliłaś. starsi kochający się ludzie?. Poczekamy i zobaczymy. A skała do której Majka ma klucz (oczywiście to jest tylko moje zdanie) to musi być "zima". Co odbiera życie lub dar. I może dlatego klucz został schowany i skała też jest ukryta.Tylko by Swen się nie dowiedział jak Majka z Agnieszką będą poszukiwać tej skały. Gdzie są te dziewczyny do dyskusji. Kasiu, Natalio jesteście!!!. Co myślicie o tych moich rozważaniach?.
      Roksano o tak część Ci wyszła wspaniała, taka wzruszająca. A para Akos i Manuela są wspaniali
      Pozdrawiam Wiktor

      Usuń
  3. Witaj Witku! Wygląda na to, ze ja z Tobą podyskutuję. Wszystko, co napisałeś jest bardzo logiczne, a wiec prawdopodobne, ale czy tylko logika rządzi światem? A Swen? Musi się dowiedzieć, bo on też szuka, prawda? Pytanie, kto znajdzie pierwszy? No, chyba starczy :)))
    Pozdrawiam ciepło i wiosennie, Roksana.

    OdpowiedzUsuń