Warszawa. Listopad
2014
Budząc się, Majka
odkryła, że jest w łóżku sama. Leżała jeszcze chwilę,
wpatrując się w sufit. Ostatnia doba obfitowała w wydarzenia,
którymi można by obdzielić kilka osób, a tymczasem
wszystko dotyczyło jej. Złościła się, kiedy Oskar kazał jej
„odespać” stres, ale teraz była mu wdzięczna. Miała
jaśniejszy umysł i wszystko powoli zaczynało się w nim układać.
Z drugiej strony, nie mogła nie zauważyć, jaki był poruszony,
tym, co się stało. Potrzebował czasu i samotności. Rozumiała to.
Przeciągnęła się i usiadła. Było wcześnie, ale czuła się
wypoczęta. Narzuciła na siebie flanelową koszulę i zeszła na
dół, przywabiona zapachem kawy.
- Witaj śpiochu –
Oskar na jej widok odłożył komórkę – Kawy?
- Mmmm, chętnie –
ziewnęła – Z kim gadałeś?
- Z doktorem
Robertsem. Jutro z samego rana zabierze Patrika do siebie. Widział
go po naszym odejściu i uważa, że najgorsze minęło.
- Dlaczego Anastazja
uważa, że się obwiniasz? - spytała, sadowiąc się na wysokim
barowym stołku.
Oskar pochylił się
mocniej nad ekspresem do kawy, choć wcale nie było takiej potrzeby.
- Halo, mówi
się – nie ustępowała.
- Bo to moja wina –
odpowiedział w końcu – Tak bardzo chciałem go dopaść, że
zaniedbałem kwestie bezpieczeństwa. Powinienem wezwać Timothy'ego,
powinienem zrobić mnóstwo rzeczy, których nie zrobiłem
– wyrzucił z siebie i odetchnął głęboko.
Majka pokiwała
głową. Nie mogła się z nim całkiem nie zgodzić.
- Jestem Mistrzem, a
zachowałem się jak... - zawiesił głos, szukając słów.
- Pies myśliwski –
podrzuciła mu słówko.
- Pies myśliwski? -
spojrzał na nią zaskoczony.
- Poczułeś krew i
„heja”! - wzruszyła ramionami – Z drugiej strony, trudno się
dziwić, bo mnie ten facet też już działa na nerwy. Nie było
czasu na wzywanie Timothy'ego i Swen to wykorzystał. Pytanie brzmi,
skąd on to wszystko wie?
- Co masz na myśli?
- Oskar postawił przed nią filiżankę pachnącego cappuccino.
- Nasz
adres, aktorzy, ubrania ochroniarzy... -
wyliczyła – Wiesz, ile jest w Warszawie firm ochroniarskich?
Wiesz, jakie jest prawdopodobieństwo naklejenia na samochód
odpowiedniego logo? - spytała.
- Myślisz, że ktoś
z naszego otoczenia donosi? - otworzył szeroko oczy.
- Jestem prawie
pewna – pochyliła się i liznęła piankę, jak kot – Skąd
wiedział, kiedy polecimy do Warszawy? Żadne linie nie sprzedały
nam biletów. A skąd wiedział, że pójdę na uczelnię?
Myślę nawet, że specjalnie mi się pokazali wtedy przed Pubem. No,
może nie specjalnie, ale wiedzieli, że kręcę się gdzieś w
pobliżu. A aktorzy? Musiał to zaplanować wcześniej.
Oskar usiadł
ciężko i potarł twarz dłońmi.
- Kurwa!
- No właśnie –
pociągnęła łyk kawy – To nie może być nikt, kto jest bardzo
blisko nas, bo mimo wszystko ma tych informacji niewiele. Może ktoś
z zamku?
- To niemożliwe!
Wszyscy są zaprzysiężeni – pokręcił głową z niedowierzaniem.
- Swen złamał
wszelkie możliwe przysięgi – odparowała.
- Kurwa!
- Z ust mi wyjąłeś
– prychnęła – Teraz, kiedy zaczynamy odkrywać znaczenie skały
ukrytej za drzwiami komnat, lepiej by było, żebyśmy nie mieli koło
siebie szpicla.
Oskar usiadł
naprzeciw niej. Jego oczy przybrały barwę głębokiego granatu.
Znała to spojrzenie, niby zimne, a pod jego wpływem człowiekowi
podnosiło się ciśnienie i włosy stawały dęba.
- Wracamy do Francji
– powiedział ledwie dosłyszalnym szeptem – Jeśli się okaże,
że masz rację, to nie chciałbym być w jego skórze.
Majka uniosła
filiżankę i przyjrzała się jej zawartości, jakby czegoś tam
szukała.
- Chcę sprawdzić
Meteory – powiedziała powoli, z namysłem – Już czas się za to
wziąć. Tych
klasztorów jest mnóstwo, a my nie wiemy dokładnie,
gdzie szukać – spojrzała mu w oczy - Zamek
zapewnia mi bezpieczeństwo za dnia, a śniąc nie jestem całkiem
bezbronna.
- Ale tam nie
pojedziesz – upewnił się – Tylko we śnie.
- Na razie tak,
chociaż z tego, co wiem, w pewnym momencie Rosanna zaczęła
pracować za dnia – przypomniała mu.
- A jeśli tam nic
nie ma? Jeśli tam był ukryty tylko ten kamień? - miał mieszane
uczucia. Z jednej strony pragnął wyjaśnienia zagadki nie mniej od
Majki, ale na myśl, że będzie się narażać, ogarniał go strach
i złość, że nic nie może zrobić.
- Trzeba to
sprawdzić – powiedziała z naciskiem – Kamienie są wykonane z
tego samego materiału, co płyta drzwi, a granit mojego kamienia
pochodzi z obszaru, na którym powstały klasztory.
- Umrę przez ciebie
– mruknął, nie patrząc jej w oczy – Będę przy tobie, kiedy
tylko się da, ale to nie będzie zawsze...
- Wiem. Dajcie
mi z Timothy'm ochronę – uśmiechnęła się blado – Będę
potrzebowała pomocy Manueli, a nie narażę jej teraz za nic na
świecie.
- To niesamowite, że
ta skała pozwala przekazać Dar– głos Oskara nagle złagodniał –
I pomyśleć, że cały czas mieliśmy ją w zasięgu ręki!
- Wiesz... -
zawahała się – Myślę, że to nie do końca tak jest.
- Jak to?
- Rozmawiałam z
Manuelą wczoraj przed snem. Już od ponad dwóch tygodni
podejrzewała, że jest w ciąży. Zrobiła nawet test, choć wiem,
że wśród was... wśród Obdarowanych – poprawiła
się – to nie jest popularny sposób. Myślę, że skała
tylko ułatwiła im przekazanie Daru, albo po prostu pokazała nam
to, co i tak już nastąpiło... - zastanowiła się – Nigdzie nie
ma informacji, w którym momencie Dar zostaje przekazany
dziecku... przez ojca. No, bo przez matkę, to może być w każdej
chwili... Mam na myśli... to chyba się dzieje od razu, jak ono
powstaje. W każdym razie, jak dochodzi do zapłodnienia. Chociaż,
komórki nie łączą się natychmiast – zastanawiała się
głośno – Zapytam doktora Robertsa, jak to jest.
- Czyli, że ona nie
jest... łącznikiem? Myślałem, że tak – Oskar wyglądał na
zbitego z tropu.
- Ja też tak
myślałam, ale jak się zaczęłam nad tym zastanawiać, to ona
chyba raczej jest takim... wykrywaczem.
Dalszą rozmowę
przerwało im ciche skrzypnięcie drzwi na piętrze. Na schodach
rozległy się kroki, a po chwili do kuchni weszli Manuela i Akos.
- Moje gratulacje! -
Oskar rozłożył szeroko ręce, odwracając się na wysokim stołku
w stronę wchodzących.
- Dziękuję Mistrzu
– Manuela zaczerwieniła się, jak piwonia i spuściła wzrok.
Akos objął ją
ramieniem i uścisnął wyciągniętą przez Oskara dłoń.
- Gdyby nie ty,
Mistrzu... - zaczął zmieszany.
Oskar machnął
ręką.
- Gdybym wiedział,
nigdy bym cię nie zabrał ze sobą! – pogroził Manueli palcem –
Masz na siebie uważać.
- Ja też nie
wiedziałem – Akos westchnął i spojrzał na żonę, siląc się
na powagę, ale nie bardzo mu to wyszło. Najzwyczajniej,
nie był w stanie ukryć wypełniającej go radości.
Manuela posłała
mu powłóczyste spojrzenie spod rzęs i wydęła usta. Przez
to wydała się Majce piękna, jak nigdy dotąd.
- Właśnie się
zastanawiałam, jak to zrobić, żebyś mogła mi bezpiecznie pomagać
– zaczęła, kiedy Manuela ze szklanką soku w dłoni, usiadła
obok niej – Oczywiście tylko śniąc – zaznaczyła – Chcę
posprawdzać te greckie klasztory, a greka nie jest moją mocną
stroną – wyszczerzyła zęby w uśmiechu.
- A właśnie! -
Manuela klepnęła się w czoło – jeden z chłopaków, który
dotarł do ciebie, jak był tu Swen, mówił, że powtarzałaś
„atheofovos”.
-
Atheofovos? Ja?
- Majka
ściągnęła brwi – A co to znaczy?
- Nie wiesz? -
zdziwiła się Manuela – Przeklęty!
- Och! I ja to
mówiłam? - zdumiała się – To po grecku, prawda? Ale ja
nie znam greckiego!
- Mówił, że
powtórzyłaś to kilka razy - Manuela rozłożyła bezradnie
ręce.
- Przeklęty? To
ciekawe... - Oskar potarł dłonią kąt żuchwy – Jeśli
powiedziałaś to do Swena, to trudno się dziwić. Tylko, dlaczego
po grecku?
Wszyscy utkwili w
nim zdziwione spojrzenia, ale on zdawał się już pochłonięty czym
innym.
- No, do roboty!
Musimy pojechać na policję i do szpitala – zwrócił się
do Majki – Ty się skontaktuj z Timothy'm i Andriejem – polecił
Akosowi – A ty przygotuj mężowi dokładny wykaz tych klasztorów
– utkwił w Manueli pogodne spojrzenie – Żadna z was się do
nich nie zbliży, póki nie będę pewien, że nie ma tam
Swena.
---
Zamek
Ainay-le-Vieil . Listopad 2014
Gabinet lady
Margaret urządzony był w stylu odpowiadającym reszcie jej
apartamentu. Kamienną posadzkę nakryto dywanem z prawdziwej wełny,
tkanym w misterny wzór przywodzący na myśl mozaiki spotykane
w antycznych willach. Biurko i szafy wykonano z drewna oliwnego i
marmuru, i ozdobiono kutymi elementami z brązu. Mimo to dawały
wrażenie lekkości i elegancji. Na parapecie okna stała tylko
jedna waza z marmuru, w której umieszczono doniczkę z
miniaturowym drzewkiem cytrynowym. Nie było tam ozdób, poza
pasującym do całości zegarem i portretem rodzinnym, oprawionym w
wymyślnie rzeźbioną drewnianą ramę. Każdy, kto wchodził do
gabinetu natykał się na spojrzenie trzech postaci. Smukłej
brunetki o ciemnych oczach pełnych melancholii, przystojnego
mężczyzny o nieco zadziornym spojrzeniu i dziesięciolatka,
sprawiającego wrażenie najbardziej dorosłego z całej trójki.
Kiedy powstawał portret, małżeństwo Margaret i Nicolasa
funkcjonowało jeszcze całkiem nieźle. Mały Oskar, oczko w głowie
dziadka, był dumą całej rodziny. Od najwcześniejszego dzieciństwa
zdradzający duże zdolności, był do tego pilny i systematyczny.
Co nie zmieniało faktu, że potrafił godzinami włóczyć
się z ojcem po parku albo leśnych ostępach. Miał odwagę i upór,
ale potrafił też wykazać się pomysłowością. Jedyne, z czym
miał problem, to wybaczanie i współczucie. Zafascynowany
dziadkiem, przejął jego postrzeganie świata ujętego w zasady,
których łamanie powinno się spotkać z karą. Na próżno
matka wpajała mu, że nie należy od innych wymagać zbyt wiele. On
wymagał! Musiała jednak przyznać, że na pierwszym miejscu od
siebie.
Mosiężna klamka
poruszyła się i drzwi otworzyły się bezszelestnie. W progu
stanęła lady Margaret otulona długim miękkim szlafrokiem,
obszytym u dołu i wokół rękawów złocistym szlakiem
z greckim motywem. Wyglądała prawie jak na portrecie, tyle, że
przybyło jej kilka zmarszczek wokół oczu i kilka siwych
włosów. Przesunęła wzrokiem po obrazie. Nie lubiła go.
Przypominał jej czasy, które dawno minęły, ale nadal
rzutowały na jej obecne życie. Kiedy wychodziła za Nicolasa,
wydawało jej się, że potrafi go pokochać. Nawet przez chwilę
czuła pociąg do jego sposobu bycia. Imponował jej niesamowitą
wiedzą. Nie w pełni Obdarowany, który chyba jako jedyny nie
obawiał się wdawać w dysputy z Rosanną. Nawet jeśli przegrywał,
to nigdy do zera. I ona go szanowała. Bardziej niż jego rodzony
ojciec. Szybko jednak okazało się, że Margaret nie mogła znaleźć
z mężem wspólnego języka. Mieli zgoła inne postrzeganie
świata. Ona przywiązywała wagę do zasad, choć była gotowa
wybaczać potknięcia. Nicolas uważał, że zasady są jedynie
sposobem na zrozumienie tej części świata, której ludzie
nie są w stanie pojąć. Może nie łamał ich z rozmysłem, ale
omijał skutecznie. Kiedy Rosanna wyjechała, zamknął się w sobie.
Spędzał całe dnie i noce z dala od zamku. Czasem zabierał ze sobą
małego Oskara. Początkowo drżała o niego, ale szybko przekonała
się, że Nicolas doskonale chronił ich jedynego syna. Kiedy byli
razem, zawsze towarzyszyła im ochrona. Początkowo ubolewała, że
nie mają więcej dzieci, ale powoli zrozumiała, że oboje z mężem
całe swoje uczucia przelali na dziecko. Już się nie kochali, ale
nadal darzyli się szacunkiem i przyjaźnią.
Podeszła do jednej
z szaf i otworzywszy ją, sięgnęła głęboko, za stosik małych
grubych książeczek z wierszami. Wyciągnęła stamtąd podłużne
czarne pudełko z nieco przyblakłym złotym tłoczeniem. Zdmuchnęła
grubą warstwę kurzu. Przeleżało kilka lat, nim doczekało się
wreszcie okazji, pomyślała.
- Lady Margaret –
usłyszała nagle za plecami i o mało nie upuściła pudełka.
- Marcus –
odetchnęła z ulgą - Miałeś tak do mnie nie mówić, kiedy
jesteśmy sami – odwróciła się powoli – Właściwie, to
chciałabym, żebyś już zawsze nazywał mnie Meg.
Niezwykle
przystojny szpakowaty mężczyzna utkwił w niej badawcze spojrzenie.
Smagła cera kontrastowała z intensywną szarością oczu. Mocno
zarysowaną szczękę i wąski nos łagodziły pełne usta. Nie
uśmiechał się, ale w jego oczach ujrzała przekorne wesołe
ogniki.
- Wiesz, że to
wzbudzi zainteresowanie – powiedział przyjemnie niskim, aksamitnym
głosem.
- To już nie ma
znaczenia – odparła miękko – Zamknęłam ten rozdział mojego
życia. Jeszcze tylko oddam to – uniosła w górę pudełko.
- Co to jest? -
zrobił krok w jej stronę.
- To pióro,
które podarowałam Nicolasowi na dziesiątą rocznicę naszego
ślubu. Teraz chcę dać je Oskarowi i Maryann.
- Dlaczego im
obojgu? - wziął od niej ostrożnie pudełko i otworzył je,
ukazując czarne pióro ze złotymi zdobieniami.
- Oddał je
Rosannie, a ja zabrałam je po jej śmierci, zanim Gonzaga zdążył
to zrobić. Nie chciałam by tego dotykał – powiedziała cicho,
nie patrząc mu w oczy - Zaglądałam do niej czasem... kiedy on już
nie mógł...
- Rozumiem... -
obejrzał pióro i spróbował je wyjąć.
- Nie rozumiesz –
uśmiechnęła się smutno – To ostatnia rzecz. Dla mnie to symbol.
Spłaciłam dług wobec męża. Nasz syn jest Mistrzem i za kilka dni
złoży przysięgę prawnuczce Rosanny. Nicolas oddał życie, by to
się mogło stać. Ale teraz, niech ostatnia rzecz, która nas
łączyła, zniknie z mojego życia. Chcę wreszcie mieć coś dla
siebie.
- Co to znaczy, Meg?
- na twarzy Marcusa odmalowało się napięcie.
- To znaczy, że nie
musimy się już ukrywać – wyszeptała – Wiem, ile dla mnie
poświęciłeś. Wiem, ile musiałeś z tego powodu znieść... Chcę
ci to wynagrodzić.
- Wynagrodziłaś mi
wszystko! - przerwał jej gwałtownie – Nie cierpiałem, bo
wiedziałem, dlaczego to robię. Posada twojego sekretarza mi
wystarcza. Nie narażę cię!
- Nie. Nie narazisz
– uśmiechnęła się zalotnie – Ale chcę mieć na co dzień to,
co dotychczas mieliśmy jedynie we śnie i to w ukryciu. Nie dałam
ci dziecka i już ci go nie dam, ale jeśli chcesz...
Marcus położył
jej palec wskazujący na ustach i zajrzał w oczy.
- A co na to twój
syn? - spytał cicho.
- Jeszcze nie wie –
odparła również szeptem – Najpierw pytam ciebie. Jesteś
mężczyzną, to do ciebie należy pierwszy krok...
- Wiesz, że nie
mogłem cię prosić – nagle zachrypł, jakby zaschło mu w gardle
– Twoja pozycja... - urwał, nie kończąc zdania.
- Czy to znaczy, że
mam mu powiedzieć? - ujęła jego dłoń i musnęła ustami jej
wnętrze – Czy tak?
Marcus wpatrywał
się w pióro, oddychając szybko. Silne emocje na moment
odebrały mu głos. Ostrożnie zamknął wieczko i oddał pudełko
Margaret.
- Powiedz mu –
powiedział powoli, jakby z wahaniem – Powiedz Mistrzowi, że do
ciebie należę, Meg.
Tak myślałam już w ostatniej części że to sekretarz może być przeciekiem i chyba się nie myliłam chociaż jego związek z matką Oskara mnie mocno zaskoczył i teraz już sama nie wiem co to wszystko ma znaczyć! :-D No nic, czekam na dalszą część bo nie ukrywam że coraz bardziej mnie zaskakujesz:-) pozdrawiam Asia:-)
OdpowiedzUsuńWitajcie. Asiu ale to, inny sekretarz. Ten jest sekretarzem margaret, a tamten mistrza. Pozdrawiam z pracy Wiktor
UsuńWitaj Asiu!!!!. Asiu teraz już jestem w domu i mogę troszkę obszerniej się rozpisać. Asiu sekretarz mistrza Maksymiliana czyli dziadka Oskara miał na imię Dorian, a sekretarz Margaret Marcus. W tym cytacie Roksana to opisała - Wynagrodziłaś mi wszystko! - przerwał jej gwałtownie – Nie cierpiałem, bo wiedziałem, dlaczego to robię. Posada twojego sekretarza mi wystarcza. Nie narażę cię!
UsuńAsiu zastanawiam się co może być w tym piórze?. Może jest ukryta jakaś informacja gdzie może znajdować się komnata. Ciekawe jest też skąd Majka znała słowo po grecku przeklęty. Może pod wpływem jakichś silnych emocji uwydatnia się jeszcze jakiś dar. Może to słowo było w notatkach Rosanny. Majka go nie zapamiętała, ale podświadomie go użyła jak była tak zestresowana i przestraszona. Majka ma dar wiedzy i zapamiętuje większość po przeczytaniu tekstu (W przeciwieństwie do mnie hihihi). Może miejsce komnaty też gdzieś jest ukryte w tekście
Roksano dzięki za część!!!. Dziękuję też za dyskusję w poprzedniej części. Roksano teraz to już nie masz wyjścia musisz szybko pisać następne części. Doprowadziłaś opowiadanie do takiego momentu, że normalnie zżera mnie ciekawość co będzie dalej, a Swen jest cwany i przebiegły .
Dziewczyny ja nie jestem straszny. Nie bójcie się mnie. Uwielbiam z wami dyskutować. Pozdrawiam Wiktor
Wybacz Roksano że tak zaśmiecam Twojego bloga. Nie mogę usnąć. Myślę o Twoim opowiadaniu i czytam jeszcze raz. Dopiero do mnie dotarło!!!!!!!
OdpowiedzUsuńMichalino "ochrzciłaś" właśnie bohatera z opowiadania Roksany. Ciekawe co to za postać jest?. Znaczy się jakim człowiekiem jest.Chyba troszkę będzie opisane o tym bohaterze. Aż jestem ciekawy. Pozdrawiam Wiktor
Witaj Witku! Wcale go nie zaśmiecasz! PO prostu dodajesz kolorytu. Tak, rzeczywiście Michalina ochrzciła jednego z bohaterów. To już czwarta osoba, której imię podpowiedzieli czytelnicy. Fajna zabawa ;) Zauważyłam, że bardzo uważnie czytasz i wiesz co? Myślę, że trochę nas kokietujesz, bo tak naprawdę, to doskonale wszystko pamiętasz. Nie martw się, piszę szybko, bo mnie też zżera ciekawość, jak Wam się spodoba dalszy ciąg ;))) Pozdrawiam, Roksana
UsuńOjciec Oskara byl nie w pelni Obdarowany?
OdpowiedzUsuńA,
Witaj A! Tak, był nie w pełni obdarowany i dlatego Swen tak łatwo sobie z nim poradził, a Oskar właśnie dlatego próbował ruszyć mu na ratunek. Wiedział, że ojciec nie ma szans z Obdarowanym w pełni. Oskar ma czysty Dar woli od pradziadka (ojca Maksymiliana Lowrensa) a Anastazja, która jest niewiele od niego starsza od swojej babki(matki Maksymiliana). Żona Maksymiliana, o której nic nie wiemy, bo nie żyje, też była nie w pełni obdarowana. Maksymilian za to otrzymał Dar od obojga swoich rodziców, więc ma wolę i strategię ;). No, to by było na tyle. Pozdrawiam, R
UsuńAaa, no dlatego mi cos nie pasowalo :). Zupelnie zapomnilam, ze Oskar po pradziadku ma pelny dar, bo gdzies wczesniej chyba o tym pisalas :)
UsuńPozdrawiam, Ania :) stala ale nie kometujaca czytelniczka
A widzisz Wiktor, coś mi właśnie nie pasowało :-D dzięki za rozjasnienie sytuacji :-) pozdrawiam Asia:-)
OdpowiedzUsuńAsiu polecam się. Pozdrawiam Wiktor
UsuńNawet nie wiecie jak się ucieszyłam jak zobaczyłam że "mój" Marcus się tu pojawił :) Dla mnie to jak wygrana w totka ;) Mam nadzieję że będzie pozytywną postacią :) Wiktor podoba mi się Twoje rozumowanie.Zobaczymy co przyniosą nam dalsze części :) Pozdrawiam Michalina
OdpowiedzUsuńPo prostu cudo �� Niestety nie da się dodawać komentarzy z wersji na komórki. Nevermind.
OdpowiedzUsuńPrzeczytałem wszystko od deski do deski 3 razy, i te opowiadanie bije wszystko co do tej pory czytałem na głowę.
Szwarc charakter Swen to taka wersja profesora Snap'a z HP. Niby zły ale tak coś czuję, że niedokońca. Mógł zabić ochroniarza albo wcześniej Acosa a tego nie zrobił.
Na czym polega odebranie daru (straszono tym Helenę).
Ps. Rozumiem irytację Oscara ale znaleźć kreta wcale nie będzie łatwe.
Pozdrawiam - wierny akolita
Witaj Grafoman!!!.Fajnie że w końcu następny facet docenił opowiadania Roksany. Mówisz cudo. Ja zakochałem się w opowiadaniach Roksany. Czytałem je po kilka razy i ciągle mogę jeszcze poczytać. Nie Wiem czy czytałeś poprzednie opowiadanie Roksany, ale jak nie to masz linka do prologu by nie szukać: http://roksana1976.blogspot.com/2014/09/rozdzia-1.html
UsuńCo do dodawania komentarzy z wersji na komórkę to można dodawać bez problemu, ale z konta google+. Dlatego tu jestem jako Kazik, na lol normalnie jako Wiktor.
Swen czy jest zły?. Może zacytuję Roksanę jak mi to wyjaśniła cytuję z pamięci "wybacz Roksano jak może troszkę nie tak" " Ja się tak męczę by pokazać, że Swen jest zły a ty się go wcale nie boisz". Teraz mogę powiedzieć Ci że jest zły. Dąży do jednego celu. Władzy!!!. Nie dobił ochroniarza, bo może jak zauważył Oskar chciał ją zwabić do szpitala by zjawiła się osobiście. Nie zabił Akosa, bo Majka go przechytrzyła, ale sama ledwo uszła z życiem. Chciał klucza i dostał Go od Majki, a że tylko opakowanie to już szczegół.
Pozdrawiam Wiktor
Hej, hej! Witajcie Kochani! Ależ się rozwinęła dyskusja! Popatrz Witku, już nie będziesz tu z nami sam ;))) Grafoman, witam Cię serdecznie! A swoją drogą, jak to jest, że faceci nie boją się Swena i nie do końca wierzą, że jest zły? Macie to w genach? No, ale tak jest ciekawiej. Michalino, nie mogę Ci zagwarantować, że Marcus będzie pozytywna postacią, ale na za to jest przystojny. Nie wiem, czy zdjęcie, które udało mi się znaleźć oddaje to w pełni, ale uwierz mi, że jest! Witku, bardzo mnie mobilizujesz! Muszę uważać na tak dokładnych czytelników. Pozdrawiam ciepło, Roksana :)
OdpowiedzUsuńWitaj Roksano!!!. Witajcie dziewczyny!!!. Roksano potrafisz poprawić humor komentarzem. Roksano ja nigdy nie narzekałem, że jestem tu sam z wami na blogu. Bardzo fajnie się dyskutuje. Chodziło mi, że trafiasz swoimi opowiadaniami do bardzo licznej grupy czytelników. Czytają Cię Dziewczyny w różnym wieku i jak widać faceci też, z różnych środowisk, ale zawsze jest miła kulturalna atmosfera na blogu.
UsuńRoksano może i mamy w genach hihih. Roksano Twoja odpowiedź do Michaliny mnie zaciekawiła, że Marcus może być negatywny. Myślałem sobie tak w pracy. Niezła posadka, bliska mistrza i jego bliskich. Romansik z Margaret, też może być pretekstem do zdobywania informacji. Taki niepozorny cichy człowieczek. Co on tak na te pióro się zapatrzył. Może zamyślił się nad piórem a nie nad słowami Margaret. Majka z Oskarem polecieli do Warszawy i Marcus musiał to wiedzieć i inne rzeczy też przecież to mama mistrza.
Co o tym myślicie. Pozdrawiam was Wiktor