Lek

Lek

środa, 18 maja 2016

Meteory. W blasku dnia. Rozdział 13

Zamek Ainay-le-Vieil. Grudzień 2014

- Och!
Jesteśmy w górach. Wysokich. Pod nogami mamy śnieg, dużo śniegu, a przed sobą widok zapierający dech w piersiach. W dolinie u naszych stóp migoczą światła niewielkiej miejscowości. Drogą jedzie samochód. Gdzieś powyżej ratrak sunie po trasie narciarskiej, wydając miarowe pikanie.
- Co to za miejsce? - podnoszę na Oskara wzrok.
- Chamonix – uśmiecha się – Spójrz za siebie.
-Och!
Dopiero teraz orientuję się, że stoimy przed wejściem do górnej stacji kolejki. Nad drzwiami widnieje napis. Jesteśmy u podnóża Mont Blanc!
- Ojciec mnie tu zabierał – Oskar zapina mi kurtkę, choć wcale nie czuję zimna – Uczył mnie jeździć na nartach. Zawsze obiecywał, że jak już ujawni się mój Dar, to będziemy mogli zdobyć szczyt.
- Nie zdążył... - szepczę.
- Nie, ale zaszczepił mi ciekawość świata. Zdobyłem szczyt, choć nie było go już przy mnie, a teraz pokażę go tobie – całuje mnie miękko - A kiedyś może synowi? - dodaje i mruga do mnie.
Zanim odzyskuję głos, Oskar pociąga mnie za sobą i już lecimy! Pęd powietrza zapiera mi dech. Nigdy tego nie robiłam! Nawet sny nie są takie „odjechane”, myślę sobie, ale przecież ja właśnie śnię!
- Jesteśmy! - Oskar przekrzykuje wiatr – Spójrz! Cały świat u naszych stóp!
Stoimy na białej płaszczyźnie. Nad nami nie ma już nic. Tylko rozgwieżdżone niebo. Rozkładam szeroko ręce. Oskar chwyta mnie wpół i zaczynamy wirować. Odchylam głowę i śmieję się na cały głos. Kocham tego wariata! Kocham go nad życie. Oplatam go ramionami.
- Pocałuj mnie – szepczę do jego ust. Patrzy na mnie tymi ciemnymi oczami, w których odbijają się gwiazdy – Pocałuj mnie – dzielimy się oddechem.
Jego usta są gorące i spragnione. Przywierają do moich i rozpalają zmysły. Czuję język sunący po moim podniebieniu. Miałabym ochotę wessać go w siebie. Jęczę. Jestem na granicy utraty zmysłów, kiedy Oskar nagle przerywa. Co się dzieje? Nie wypuszcza mnie z objęć.
- Lecimy dalej? - pyta.
- Dalej? - powtarzam nieprzytomnie.
Otacza nas mgła, a potem nagle wyłania się z niej fontanna. Nie działa, ale i tak jest wspaniała. Podświetlono ją ze wszystkich stron.
- Co to...?
- Luwr! – Oskar odwraca mnie i widzę pałac. Szczęka mi opada. Gdzieś daleko z boku widzę jakiś ruch. To strażnik – Spokojnie. Nie widzi nas – Oskar pociąga mnie do jednej z altan – Wyobraź sobie te pary kochanków, ukrywające się tu przed wścibskimi spojrzeniami... - szepcze mi do ucha i szczypie ustami moją szyję – Przy odrobinie szczęścia, mogli się tu nawet kochać – mruczy – Chcesz to zobaczyć z góry?
- A możemy? - jestem oszołomiona.
- Jasne!
Szybujemy pionowo w górę. Oskar cały czas trzyma mnie za rękę. Ogrody wyglądają stąd jak misterna układanka. Gdzieś z boku widzę łunę światła.
- Paryż – Oskar wskazuje dokładnie ten kierunek – Chcesz tam lecieć?
Kiwam ochoczo głową. Co za noc? Najpierw rozpoznaję Wieżę Eiffela, a potem Sacre Coeur, i Montmartre, i Notre Damme. Oskar objaśnia mi, co mijamy. Jest zimno, ale wszędzie i tak pełno ludzi. Czy to miasto nigdy nie śpi? Całujemy się na szczycie Wieży Eiffela. Jestem taka szczęśliwa!
- Powinniśmy wracać – Oskar szepcze mi do ucha – Mam jeszcze kilka spotkań, ale jak już wzejdzie słońce, to weźmiemy razem prysznic. Dobrze?
- Poczekam – śmieję się do niego.
- Słowo, że nie będziesz żałować – łapie zębami moją dolną wargę i przygryza lekko. Czuję to gdzieś nieprzyzwoicie nisko.
- Słuchaj! - nagle wpada mi do głowy szalona myśl – Zajrzyjmy do Meteorów. Tylko jeden klasztor. Proszę – składam ręce jak do modlitwy.
- Nie! - marszczy brwi – Ustaliliśmy, że dopiero w przyszłym tygodniu...
- No właśnie! - gorączkuję się – Wszyscy myślą, że tak będzie, a my po kryjomu tam pomyszkujemy!
- Majka, to głupota, wystawiać się na takie niebezpieczeństwo!
- Będziesz ze mną, więc nic mi nie grozi. Tylko pół godzinki. Proszę!
- Jesteś niemożliwa – kręci głową z dezaprobatą i wzdycha – Uprzedzę Johana...
- Nie! Nie mów nikomu - powstrzymuję go - Kto wiedział, że byłam z tobą w zamku w noc przed atakiem Swena?
- Johan, moja matka... dziadek – Oskar przygląda mi się z rosnącym niepokojem – Dlaczego o to pytasz?
- Bo Swen o tym wiedział. Powiedział mi to!
- Oni są poza podejrzeniami. Ale... jak się dowiemy, gdzie to poszło dalej, to mamy źródło informacji... - oczy Oskara ciemnieją.
- Tak, ale póki nie wiemy, kto to, lepiej się nie zdradzać z zamiarami – wpadam mu w słowo.
- To logiczne – zgadza się ze mną.
- Więc...? - szczerzę do niego zęby.
Przecież widzę, że nie jest zachwycony, ale nie mogę się oprzeć. Chcę jakiegoś sukcesu! Chociaż malutkiego.
- No dobrze – Oskar bierze mnie za rękę – Prowadź.
- Kocham cię! - całuję go w policzek i skupiam się na monastyrze św. Mikołaja Anapawsa.
Przed nami rozpościera się równina Tesalska, usiana rzadko światełkami, które choć nie rozpraszają mroku, ale sprawiają, że nie czujemy się zawieszeni w próżni. Niebo nad tą częścią Grecji nie jest takie czyste, jak nad Mont Blanc. Nie widzę krajobrazu, ale wyobrażam sobie, że jest surowy, nieprzyjazny. Kastraki, niewielka wioska, w której mieszkała Rosanna powinna być gdzieś niedaleko. Pewnie to jedno z zagęszczeń świateł. Powiewy zimnego wiatru szarpią nasze ubrania. Kulę się, choć nie jest tu zimniej niż w górach. Nagle uświadamiam sobie, że właściwie tu też jestem w górach.
- Do środka? - Oskar pociąga mnie za sobą do bramy i na dziedziniec.
Monastyr w pierwszej chwili sprawia wrażenie opuszczonego, ale przecież wiem, że tak nie jest. Sprawdziłyśmy to z Manuelą. Przedostanie się do wnętrza nie nastręcza nam trudności.
- Szukamy ściany z czarnego kamienia z cyrkoniami – szepczę – Takiego, jak ten, z którego zrobiono klucz.
Odprężam się, nie wyczuwając w pobliżu nikogo poza Oskarem. Miałam rację, żeby się tu zakraść dzisiaj. Oskar też oddycha z ulgą. Ależ on się przejmuje!
- Ty prawą stronę, a ja lewą – proponuje – Spotkamy się przed głównym ołtarzem.
Choć panują ciemności, ja i tak nieźle widzę. Zalety śnienia, cieszę się w myślach, sunąc rękami po ścianach. Wnętrze świątyni nie jest duże, więc po kilku chwilach natykam się na Oskara.
- Nic – kręci głową.
- Jest jeszcze piętro – zachęcam go.
Tak naprawdę, to jest jeszcze masa innych pomieszczeń, chociażby klasztor i kaplice. Przemieszczamy się na piętro, do katolikonu i znów to samo. Ja prawą, a on lewą...
- O kurde! - staję jak wryta – Co jest?
Mniej więcej w połowie pomieszczenia natykam się na coś, co nie pozwala mi iść dalej.
- Azyl! - Oskar natychmiast przyskakuje do mnie – Schowaj się za mnie!
Dopiero po dłuższej chwili orientujemy się, że nic się nie dzieje. Nikogo nie ma. Oskar głośno wypuszcza powietrze z płuc.
- Spadamy stąd – cofa się, zmuszając mnie do zrobienia kroku w tył.
- Zaczekaj! To może być właśnie to! - usuwam się, żeby nie mógł mnie złapać i ściągnąć z powrotem do zamku – Myślisz, że to pułapka?
- Tak. Nie... Nie wiem... - odwraca się do mnie plecami i podchodzi do azylu – To zbyt proste!
- Dlaczego? Może tym razem mieliśmy szczęście?
- Ten azyl... - Oskar rozkłada szeroko ręce.
Co on robi? Czuję energię, która od niego płynie. O kurde, on próbuje przełamać barierę azylu. Próbuje tam wejść! Podchodzę do niego i robię to samo. Z całych sił staram się wniknąć do środka.
- Nie tak – szepcze do mnie – Razem ze mną.
Nagle czuję, jakby przeszył mnie prąd. Zerkam na Oskara zdumiona. O cholera, ależ on ma siłę! No, Swen, nie chciałabym być na twoim miejscu. Choć próbujemy, nic z tego jednak nie wychodzi. Oskar pierwszy się wycofuje.
- To nie ma sensu. Tego azylu nie stworzył jeden Obdarowany – mówi powoli.
- Więc nie mógł tego zrobić Swen – cieszę się.
- Nie, nie mógł – Oskar stara się przynajmniej z daleka zobaczyć, co jest w głębi pomieszczenia – Teraz przynajmniej wiemy, dlaczego Rosanna musiała tu zamieszkać.
- Och, Oskar – chwytam go za ręce – Jestem taka podniecona! Wszystko pasuje! Ten klasztor jest położony najbliżej domu, w którym mieszkała. Mogłabym też w nim zamieszkać, albo gdzieś w pobliżu. Kamil mógłby być moim przewodnikiem...
- Nie tak szybko – Oskar studzi mój zapał – Najpierw przygotujemy przedstawienie dla Swena. Ja też potrafię zrobić zasłonę dymną.
- To znaczy? - nie do końca rozumiem.
- Nikomu ani słowa. Nikomu! - patrzy mi w oczy – Zaraz po ślubie zespół ludzi pojedzie do któregoś z klasztorów. Wynajmiemy hotel, samochody, itd. A my pojedziemy w podróż poślubną, np. na Karaiby.
- A tak naprawdę tu! - teraz wszystko układa mi się w całość.
Wracamy do zamku. Oskar zostawia mnie w łóżku obok siebie, a sam znika gdzieś, gdzie ja nie mogę za nim podążyć. Ale już jestem spokojna.
---
Do świtu pozostało zaledwie kilka minut, kiedy Oskar przeciągnął się i otworzył oczy.
- No, czekałeś do ostatniej chwili – Majka pokręciła głową z dezaprobatą.
- Od ponad godziny jestem w zamku – uśmiechnął się szelmowsko – To jak, gotowa?
- Jeszcze jak! - zsunęła się zgrabnie z łóżka – Daj mi trzy minuty – zatrzymała się przed drzwiami do łazienki, ściskając nogi.
Oskar roześmiał się na ten widok, ale zaczekał cierpliwie. Po kilku minutach Majka stanęła przed nim ze strapioną miną.
- Że też musiało się zacząć dzisiaj! – skrzywiła się, kładąc ostentacyjnie dłonie na podbrzuszu. Przynajmniej wiedziała, skąd ten zły nastrój i rozdrażnienie.
- Co? - Oskar przyglądał jej się przez chwilę w skupieniu, jakby nie rozumiejąc, o czym mówi, aż nagle jego twarz rozjaśnił uśmiech – Myślisz, że to mi przeszkodzi? - ruszył do łazienki, zagarniając Majkę do środka – Przynajmniej będę dotykał ciebie, a nie jakiegoś tworzywa.
- Ale... - jej protesty nie wypadły zbyt przekonująco.
- No chodź, zanim ktoś znów będzie czegoś ode mnie chciał...

3 komentarze:

  1. Witaj Roksano!!!. Witajcie!!!. Ha!!!!. Majka z Oskarem znaleźli komnatę. Bo komnaty są azylami i obdarowani nie mogą przełamać tej bariery ( w komnacie u Timotiego tak było. cytuję: To zbyt silny azyl. Nasze Dary są za słabe.).
    Jednak myślę, że szpiegiem jest sekretarz. W noc przed atakiem Swena, że Majka była w zamku wiedzieli Jahan, dziadek i Margaret. Jak Margaret wiedziała to i wiedział jej sekretarz.
    fajnie wymyślił Oskar z tą zmyłką. Ludzie pojadą tam, a oni po cichutku zrobią wykopki w klasztorze.
    Oj biedny Oskar i nici z seksu. Chociaż podobno dobry marynarz to i przez czerwone morze przepłynie. Taki malutki żarcik. Nie gniewajcie się tylko na mnie.
    Roksano dzięki za część. Pozdrawiam wszystkich Wiktor

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, żartowniś z Ciebie ;P
      Pozdrawiam, Roksana

      Usuń
  2. Już nie mogę się doczekać ich ślubu i ich wycieczki do klasztoru :)

    OdpowiedzUsuń