Grecja. Grudzień
2014
Samochód,
którym przemieszczali się Majka i Oskar, mknął po
asfaltowej szerokiej drodze w kierunku samotnej góry,
zwieńczonej niby koroną, monastyrem. Minęli zjazd na Kastraki,
niewielką osadę, w której kiedyś mieszkała Rosanna i
zwolnili. Droga stała się bardziej kręta i wyboista. Oskar co
chwila zerkał na wyświetlacze któregoś z dwóch
telefonów komórkowych.
- Dlaczego dwa? -
zainteresowała się Majka.
- Ten jest do
kontaktowania się w obrębie naszej grupy – Oskar pokazał jej
czarnego smartfona – Jeśli nie odbiorę, przerzuci sygnał do
Johana.
- A drugi?
- Dla reszty świata
– wyjaśnił z lekkim uśmiechem – Generalnie nikomu nie wolno
się kontaktować z nikim poza naszą grupą. Żadnych rozmów,
sms-ów, Facebooka, itd. Śnić też nie wolno.
- Jak to przyjęła
Margaret? - spytała ciszej.
- Zrozumiała –
wzruszył ramionami – Powiedziałem, że chcemy się zapaść pod
ziemię na dwa tygodnie i zrozumiała.
Majka
pokiwała głową i wpatrzyła się w rosnącą w oczach górę.
Mimo wszystko, czuła się źle z faktem, że ukryli przed bliskimi
cel swojej podróży. No, ale w końcu, ona też się
dostosowała. Zostawiła swój telefon w zamku i dostała
identyczną komórkę jak reszta, z prepaid-ową kartą.
Pierwszy z
telefonów Oskara zaczął wibrować.
- Tak? - rzucił do
mikrofonu i słuchał przez dłuższą chwilę – W porządku –
uśmiechnął się do Majki – Doga wolna.
Zatrzymali się na
parkingu obok samochodu ich ochrony. Po chwili pojawił się jeden z
ochroniarzy.
- Obserwowaliśmy
klasztor przez dwie godziny. Piter i Lu, poszli na górę. Dali
znać, że wszystko u nich OK – zameldował.
- No, to naprzód!
– Oskar wziął Majkę za rękę i poprowadził w kierunku stromych
schodów.
---
Agnieszka
uklękła na posadzce i zajrzała pod masywny stół służący
za podstawę prymitywnego ołtarza. Kamil podał jej latarkę. Po
chwili snop światła ukazał jej warstwę zastarzałego kurzu.
- Za
często tu nie sprzątali – Kami również ukląkł i zajrzał
pod stół.
- I
dobrze – Agnieszka nałożyła lateksową rękawiczkę i zaczęła
obmacywać kamienie – Im mniej ludzkiej ingerencji, tym więcej
ciekawych artefaktów.
Znajdowali
się w części położonej poniżej właściwego klasztoru. Można
powiedzieć, że zwiedzali piwnice.
- Naprawdę sądzisz,
że powinniśmy szukać tutaj? - pamiętając, jak zbeształa Grega,
Kamil wolał być ostrożny.
- Wiem, że dla was
liczą się te wasze Dary, sny i jak wy je tam zwiecie? Azyle? -
sapała – Ale ja mam swoje metody. Trzeba zbadać wszystko, żeby
potem tu nie wracać. Czasem wystarczy jeden drobiazg...
- Trochę nam się
spieszy – Kamil sięgnął po jedną z rękawiczek i zaczął się
z nią mocować – Czego właściwie szukamy?
- Czegokolwiek.
Najbardziej... owalnego zagłębienia, napisów, znaków
wyrytych w kamieniu lub drewnie... ale raczej w kamieniu –
wyliczała – Zostaw to! - odebrała mu rękawiczkę – Lepiej idź
się dowiedzieć, kiedy to zostało otynkowane. Może zasłonili coś
zaprawą?
Kamil
odwrócił się i ruszył do wyjścia, przewracając oczami. W
jednym z korytarzy natknął się na Jeana i Grega.
- I co? - rzucił do
nich, nie spodziewając się jednak niczego dobrego.
Odpowiedzieli mu
cichymi przekleństwami. Roześmiał się i poklepał ich po
ramionach. Im też nie dopisało szczęście.
- W brzuchu mi
burczy – Greg był w jak najgorszym humorze – Długo jeszcze
będzie się tam grzebała?
- Idź i zapytaj –
Kamil wyszczerzył do niego zęby – Kazała mi się dowiedzieć,
kiedy te katakumby były tynkowane.
- Katakumby?!
- Tak tylko
powiedziałem – Kamil westchnął – Już się nie mogę doczekać
zachodu słońca. Jak Mistrz powiedział, że mamy sprawdzić
pozostałe klasztory, to myślałem, że pocałuję jego buty. Ten
zakaz śnienia jest straszny!
- Nie narzekaj –
Jean trącił go w bok i spojrzał znacząco na Grega –
Powiedziałeś naszej pani archeolog, że znikasz na całą noc? -
spytał z nutką złośliwości w głosie.
Greg bez słowa
posłał w kierunku Jeana spojrzenie, od którego uśmiech
spełzł mu z ust.
- To ja idę do
chłopaków na zewnątrz – rzucił szybko i okręcił się w
miejscu.
- Powiedz, że za
godzinę jedziemy na obiad – burknął Greg. Upór Agnieszki
zaczynał go drażnić. Coraz częściej żałował, że Oskar nie
odmówił prośbie Majki i nie kazał mu pozostać przy sobie –
Ja odpowiadam za bezpieczeństwo całej grupy. Mieliśmy się
przemieścić, jeśli niczego nie znajdziemy i się przemieścimy –
dodał głosem, który nie wróżył niczego dobrego.
---
Słońce
przewędrowało już dawno na zachodnią część nieba, kiedy grupa
złożona z sześciu osób cicho i dyskretnie opuszczała
klasztor św. Anapawsa. Nie rozmawiali, pogrążeni w ponurych
myślach. Zresztą, Oskar wciąż sprawdzał nadchodzące do niego
wiadomości.
- Zadzwoń do Agnes
– zwrócił się w pewnej chwili do Majki i podał jej swój
telefon.
- Ma coś? -spytała
z nadzieją w głosie, ale on pokręcił tylko głową.
Wybrała
właściwy numer i czekała chwilę.
- Cześć szefowo –
spróbowała zażartować – Jak idą poszukiwania?
- Na razie nic, a u
ciebie? - głos Agnieszki brzmiał zadziwiająco spokojnie.
- Też nic –
przyznała bez entuzjazmu.
- Hej, skąd ta
chandra? To dopiero kilka dni.
- Wiem... - wciąż
nie mogła się przyzwyczaić do żółwiego tempa pracy
archeologów – Po prostu liczyłam na... cokolwiek.
- Spokojnie. Jeśli
coś jest w tych monastyrach, to my to znajdziemy. Wcześniej czy
później – usłyszała w odpowiedzi.
- Jeśli... -
przyznała niechętnie – Słuchaj, potrzebuję w nocy twoich ludzi.
Muszą sprawdzić pozostałe klasztory.
- Tak, słyszałam –
tym razem to Agnieszka nie wykazała entuzjazmu – W porządku. Aha,
jeszcze jedno. Mówiłaś coś o wieku tych monastyrów.
Niektóre są starsze, niż myślisz. Jak się dobrze poszuka,
szczególnie w źródłach nie związanych z religią
greko-katolicką, to można znaleźć parę ciekawostek.
- Taak...?
- Na pewno znasz tę
historię z latawcami, które puszczali mnisi i tak zaczepili
pierwsze liny...
- Wszyscy to znają
– Majka poczuła przyjemny dreszczyk podniecenia – A nie są
prawdziwe?
- No, coś ty? -
Agnieszka zachichotała – To opowiastki dla turystów. Na
tych skałach są ślady bytu ludzi na długie lata sprzed
monastyrów. W wielu mieszkali eremici, a niektóre były
miejscami kultu.
- Wow! Skąd ty to
wiesz?
- Muszę wiedzieć
takie rzeczy – w głosie Agnieszki dosłyszała dumę – W końcu
zatrudniłaś profesjonalistkę.
Rozmawiałyby
dłużej, ale Oskar zamachał Majce ręką i wskazał na zegarek.
- Muszę kończyć –
cmoknęła głośno do telefonu – Jesteś super!
- No wiem... -
usłyszała w odpowiedzi - Ty też!
- Lepiej ci? -
spytał Oskar, odbierając swój telefon.
- Mhm – musnęła
jego policzek.
- Za co to? -
zdziwił się.
- Za nic. Po prostu
cię kocham.
Telefon znów
ożył. Oskar odebrał i słuchał przez chwilę w skupieniu.
- Nie, nie wybieram
się tam – rzucił po chwili.
Majka nadstawiła
uszu. Schodzili po stromych schodach, gęsiego, więc nie mogła
widzieć twarzy męża, ale z tonu, jakim mówił
wywnioskowała, że to coś poważnego.
- Nie, nie
zaryzykuję. Dobrze, sprawdź to sam – powiedział dobitnie –
Zjawię się około północy lub nad ranem. To będzie
zależało od tego, gdzie on będzie.
Słuchał jeszcze
chwilę i rozłączył się.
- To Timothy –
powiedział cicho do Majki, jakby czując jej napięcie – Ktoś
wysadził dwa ważne ujęcia wody na terenie Libii.
- To chyba nic
niezwykłego? - zmarszczyła brwi - Tam
ciągle ktoś coś wysadza.
- Rzeczywiście, nie
byłoby to niezwykłe, gdyby nie fakt, że świadkowie widzieli
świetliste postaci na kilka godzin przed wybuchem – powiedział
powoli – Te ujęcia zasilają duży obszar ziemi.
- Ktoś zginął? –
ściszyła głos.
- Kilka osób.
Są też ranni. Nikt z naszych... - Oskar przeskoczył ostatnie dwa
schodki i odwrócił się w stronę Majki.
- To czemu Timothy
dzwonił? - spojrzała mu w oczy.
- Tam jest duże
zagęszczenie ludzi i zwierząt. Brak wody grozi katastrofą. Kiedyś
ja nadzorowałem ten obszar – dodał z namysłem – Timothy uważa,
że to robota Swena, a ja się z tym zgadzam. Dlatego się tam nie
wybieram. On po prostu chciał się upewnić, że tego nie zrobię,
jak się dowiem.
Dobiegł ich
znajomy warkot silnika i po chwili ukazały się dwa czarne SUV-y.
Jeden z towarzyszących im ochroniarzy wyszedł naprzód,
upewniając się, że jest bezpiecznie. Dopiero po chwili mogli zająć
swoje miejsca.
- Nadzorowałeś? -
Majka postanowiła dowiedzieć się czegoś więcej.
- Za rządów
Kadafiego zbudowano tam tak zwaną suchą rzekę. Gigantyczny
rurociąg ciągnący się przez pustynię. Wyschło sporo oaz. Wielu
ekologów uważało to za błąd, ale nikt ich nie słuchał –
Oskar westchnął – Kiedy stało się jasne, że tego procesu nie
da się zatrzymać, postanowiliśmy przynajmniej zminimalizować
szkody. Dlatego tak dobrze znam tamtejszą sytuację.
- Twój udział
mógłby pomóc? - spojrzała na niego, ale on patrzył w
przód, na wijącą się przed nimi drogę.
- Pewnie tak, ale to
prowokacja – rzucił przed siebie.
---
Swen
przeszedł się po pokoju i stanął przed oknem. Miał przed sobą
widok na Akropol, ale nawet nie spojrzał na białe ruiny skąpane w
ostatnich promieniach zachodzącego słońca. Spojrzał na zegarek.
Nagle dobiegło go ciche pukanie do drzwi. Podszedł do nich bez
pośpiechu i przekręcił gałkę. Do pokoju weszli Miro i Rene. Dwa
cerbery, jak ich czasem nazywał Swen, w tych rzadkich ostatnio
chwilach, kiedy miał dobry humor.
- Mój
informator milczy – zaczął, nie zaszczycając ich nawet
skinieniem głowy – Wiem, że w Libii wszystko przebiegło jak
należy...
- Te pastuchy
zrobiły z naszego senteksu piękne BUM! - zarechotał Miro, ale
umilkł natychmiast pod zimnym spojrzeniem Swena.
- Mam nadzieję, że
byliście wystarczająco widoczni, żeby was zapamiętano? – rzucił
Swen.
- Tak, panie! –
zapewnił gorliwie Rene, chwytając się odruchowo za rękę –
Widziało nas wielu ludzi. Zgromadzenie na pewno już wie. Mistrz
też...
- To dobrze –
jasne oczy Swena zwęziły się do szparek – To młokos! Zapalczywy
i ambitny. Na pewno się tam zjawi, a wy będziecie czekać. Tylko
żadnych własnych akcji. Macie po prostu dowiedzieć się, gdzie on
realnie jest.
- A co potem? - Rene
przygarbił się, jakby zadanie, które mu wyznaczono,
przekraczało jego siły.
- Zaprowadzi nas do
swojej żoneczki – na twarzy Swena pojawił się zły uśmiech –
A ja będę mógł odebrać jej to, co mi się należało już
dawno temu – zacisnął pięści – A może uda mi się załatwić
przy okazji niedokończone porachunki. Pożałują, że ruszyli się
z zamku.
- A jeśli się nie
zjawi? - spytał ostrożnie Miro.
- Zjawi się –
głos Swena zabrzmiał tak, że temperatura w pokoju zdała się
obniżyć o kilka stopni – Wiem, że się zjawi. Wyśledźcie go!