Lek

Lek

poniedziałek, 27 czerwca 2016

Meteory. W blasku dnia. Rozdział 21

Grecja. Grudzień 2014

Samochód, którym przemieszczali się Majka i Oskar, mknął po asfaltowej szerokiej drodze w kierunku samotnej góry, zwieńczonej niby koroną, monastyrem. Minęli zjazd na Kastraki, niewielką osadę, w której kiedyś mieszkała Rosanna i zwolnili. Droga stała się bardziej kręta i wyboista. Oskar co chwila zerkał na wyświetlacze któregoś z dwóch telefonów komórkowych.
- Dlaczego dwa? - zainteresowała się Majka.
- Ten jest do kontaktowania się w obrębie naszej grupy – Oskar pokazał jej czarnego smartfona – Jeśli nie odbiorę, przerzuci sygnał do Johana.
- A drugi?
- Dla reszty świata – wyjaśnił z lekkim uśmiechem – Generalnie nikomu nie wolno się kontaktować z nikim poza naszą grupą. Żadnych rozmów, sms-ów, Facebooka, itd. Śnić też nie wolno.
- Jak to przyjęła Margaret? - spytała ciszej.
- Zrozumiała – wzruszył ramionami – Powiedziałem, że chcemy się zapaść pod ziemię na dwa tygodnie i zrozumiała.
Majka pokiwała głową i wpatrzyła się w rosnącą w oczach górę. Mimo wszystko, czuła się źle z faktem, że ukryli przed bliskimi cel swojej podróży. No, ale w końcu, ona też się dostosowała. Zostawiła swój telefon w zamku i dostała identyczną komórkę jak reszta, z prepaid-ową kartą.
Pierwszy z telefonów Oskara zaczął wibrować.
- Tak? - rzucił do mikrofonu i słuchał przez dłuższą chwilę – W porządku – uśmiechnął się do Majki – Doga wolna.
Zatrzymali się na parkingu obok samochodu ich ochrony. Po chwili pojawił się jeden z ochroniarzy.
- Obserwowaliśmy klasztor przez dwie godziny. Piter i Lu, poszli na górę. Dali znać, że wszystko u nich OK – zameldował.
- No, to naprzód! – Oskar wziął Majkę za rękę i poprowadził w kierunku stromych schodów.
---
Agnieszka uklękła na posadzce i zajrzała pod masywny stół służący za podstawę prymitywnego ołtarza. Kamil podał jej latarkę. Po chwili snop światła ukazał jej warstwę zastarzałego kurzu.
- Za często tu nie sprzątali – Kami również ukląkł i zajrzał pod stół.
- I dobrze – Agnieszka nałożyła lateksową rękawiczkę i zaczęła obmacywać kamienie – Im mniej ludzkiej ingerencji, tym więcej ciekawych artefaktów.
Znajdowali się w części położonej poniżej właściwego klasztoru. Można powiedzieć, że zwiedzali piwnice.
- Naprawdę sądzisz, że powinniśmy szukać tutaj? - pamiętając, jak zbeształa Grega, Kamil wolał być ostrożny.
- Wiem, że dla was liczą się te wasze Dary, sny i jak wy je tam zwiecie? Azyle? - sapała – Ale ja mam swoje metody. Trzeba zbadać wszystko, żeby potem tu nie wracać. Czasem wystarczy jeden drobiazg...
- Trochę nam się spieszy – Kamil sięgnął po jedną z rękawiczek i zaczął się z nią mocować – Czego właściwie szukamy?
- Czegokolwiek. Najbardziej... owalnego zagłębienia, napisów, znaków wyrytych w kamieniu lub drewnie... ale raczej w kamieniu – wyliczała – Zostaw to! - odebrała mu rękawiczkę – Lepiej idź się dowiedzieć, kiedy to zostało otynkowane. Może zasłonili coś zaprawą?
Kamil odwrócił się i ruszył do wyjścia, przewracając oczami. W jednym z korytarzy natknął się na Jeana i Grega.
- I co? - rzucił do nich, nie spodziewając się jednak niczego dobrego.
Odpowiedzieli mu cichymi przekleństwami. Roześmiał się i poklepał ich po ramionach. Im też nie dopisało szczęście.
- W brzuchu mi burczy – Greg był w jak najgorszym humorze – Długo jeszcze będzie się tam grzebała?
- Idź i zapytaj – Kamil wyszczerzył do niego zęby – Kazała mi się dowiedzieć, kiedy te katakumby były tynkowane.
- Katakumby?!
- Tak tylko powiedziałem – Kamil westchnął – Już się nie mogę doczekać zachodu słońca. Jak Mistrz powiedział, że mamy sprawdzić pozostałe klasztory, to myślałem, że pocałuję jego buty. Ten zakaz śnienia jest straszny!
- Nie narzekaj – Jean trącił go w bok i spojrzał znacząco na Grega – Powiedziałeś naszej pani archeolog, że znikasz na całą noc? - spytał z nutką złośliwości w głosie.
Greg bez słowa posłał w kierunku Jeana spojrzenie, od którego uśmiech spełzł mu z ust.
- To ja idę do chłopaków na zewnątrz – rzucił szybko i okręcił się w miejscu.
- Powiedz, że za godzinę jedziemy na obiad – burknął Greg. Upór Agnieszki zaczynał go drażnić. Coraz częściej żałował, że Oskar nie odmówił prośbie Majki i nie kazał mu pozostać przy sobie – Ja odpowiadam za bezpieczeństwo całej grupy. Mieliśmy się przemieścić, jeśli niczego nie znajdziemy i się przemieścimy – dodał głosem, który nie wróżył niczego dobrego.
---
Słońce przewędrowało już dawno na zachodnią część nieba, kiedy grupa złożona z sześciu osób cicho i dyskretnie opuszczała klasztor św. Anapawsa. Nie rozmawiali, pogrążeni w ponurych myślach. Zresztą, Oskar wciąż sprawdzał nadchodzące do niego wiadomości.
- Zadzwoń do Agnes – zwrócił się w pewnej chwili do Majki i podał jej swój telefon.
- Ma coś? -spytała z nadzieją w głosie, ale on pokręcił tylko głową.
Wybrała właściwy numer i czekała chwilę.
- Cześć szefowo – spróbowała zażartować – Jak idą poszukiwania?
- Na razie nic, a u ciebie? - głos Agnieszki brzmiał zadziwiająco spokojnie.
- Też nic – przyznała bez entuzjazmu.
- Hej, skąd ta chandra? To dopiero kilka dni.
- Wiem... - wciąż nie mogła się przyzwyczaić do żółwiego tempa pracy archeologów – Po prostu liczyłam na... cokolwiek.
- Spokojnie. Jeśli coś jest w tych monastyrach, to my to znajdziemy. Wcześniej czy później – usłyszała w odpowiedzi.
- Jeśli... - przyznała niechętnie – Słuchaj, potrzebuję w nocy twoich ludzi. Muszą sprawdzić pozostałe klasztory.
- Tak, słyszałam – tym razem to Agnieszka nie wykazała entuzjazmu – W porządku. Aha, jeszcze jedno. Mówiłaś coś o wieku tych monastyrów. Niektóre są starsze, niż myślisz. Jak się dobrze poszuka, szczególnie w źródłach nie związanych z religią greko-katolicką, to można znaleźć parę ciekawostek.
- Taak...?
- Na pewno znasz tę historię z latawcami, które puszczali mnisi i tak zaczepili pierwsze liny...
- Wszyscy to znają – Majka poczuła przyjemny dreszczyk podniecenia – A nie są prawdziwe?
- No, coś ty? - Agnieszka zachichotała – To opowiastki dla turystów. Na tych skałach są ślady bytu ludzi na długie lata sprzed monastyrów. W wielu mieszkali eremici, a niektóre były miejscami kultu.
- Wow! Skąd ty to wiesz?
- Muszę wiedzieć takie rzeczy – w głosie Agnieszki dosłyszała dumę – W końcu zatrudniłaś profesjonalistkę.
Rozmawiałyby dłużej, ale Oskar zamachał Majce ręką i wskazał na zegarek.
- Muszę kończyć – cmoknęła głośno do telefonu – Jesteś super!
- No wiem... - usłyszała w odpowiedzi - Ty też!
- Lepiej ci? - spytał Oskar, odbierając swój telefon.
- Mhm – musnęła jego policzek.
- Za co to? - zdziwił się.
- Za nic. Po prostu cię kocham.
Telefon znów ożył. Oskar odebrał i słuchał przez chwilę w skupieniu.
- Nie, nie wybieram się tam – rzucił po chwili.
Majka nadstawiła uszu. Schodzili po stromych schodach, gęsiego, więc nie mogła widzieć twarzy męża, ale z tonu, jakim mówił wywnioskowała, że to coś poważnego.
- Nie, nie zaryzykuję. Dobrze, sprawdź to sam – powiedział dobitnie – Zjawię się około północy lub nad ranem. To będzie zależało od tego, gdzie on będzie.
Słuchał jeszcze chwilę i rozłączył się.
- To Timothy – powiedział cicho do Majki, jakby czując jej napięcie – Ktoś wysadził dwa ważne ujęcia wody na terenie Libii.
- To chyba nic niezwykłego? - zmarszczyła brwi - Tam ciągle ktoś coś wysadza.
- Rzeczywiście, nie byłoby to niezwykłe, gdyby nie fakt, że świadkowie widzieli świetliste postaci na kilka godzin przed wybuchem – powiedział powoli – Te ujęcia zasilają duży obszar ziemi.
- Ktoś zginął? – ściszyła głos.
- Kilka osób. Są też ranni. Nikt z naszych... - Oskar przeskoczył ostatnie dwa schodki i odwrócił się w stronę Majki.
- To czemu Timothy dzwonił? - spojrzała mu w oczy.
- Tam jest duże zagęszczenie ludzi i zwierząt. Brak wody grozi katastrofą. Kiedyś ja nadzorowałem ten obszar – dodał z namysłem – Timothy uważa, że to robota Swena, a ja się z tym zgadzam. Dlatego się tam nie wybieram. On po prostu chciał się upewnić, że tego nie zrobię, jak się dowiem.
Dobiegł ich znajomy warkot silnika i po chwili ukazały się dwa czarne SUV-y. Jeden z towarzyszących im ochroniarzy wyszedł naprzód, upewniając się, że jest bezpiecznie. Dopiero po chwili mogli zająć swoje miejsca.
- Nadzorowałeś? - Majka postanowiła dowiedzieć się czegoś więcej.
- Za rządów Kadafiego zbudowano tam tak zwaną suchą rzekę. Gigantyczny rurociąg ciągnący się przez pustynię. Wyschło sporo oaz. Wielu ekologów uważało to za błąd, ale nikt ich nie słuchał – Oskar westchnął – Kiedy stało się jasne, że tego procesu nie da się zatrzymać, postanowiliśmy przynajmniej zminimalizować szkody. Dlatego tak dobrze znam tamtejszą sytuację.
- Twój udział mógłby pomóc? - spojrzała na niego, ale on patrzył w przód, na wijącą się przed nimi drogę.
- Pewnie tak, ale to prowokacja – rzucił przed siebie.
---
Swen przeszedł się po pokoju i stanął przed oknem. Miał przed sobą widok na Akropol, ale nawet nie spojrzał na białe ruiny skąpane w ostatnich promieniach zachodzącego słońca. Spojrzał na zegarek. Nagle dobiegło go ciche pukanie do drzwi. Podszedł do nich bez pośpiechu i przekręcił gałkę. Do pokoju weszli Miro i Rene. Dwa cerbery, jak ich czasem nazywał Swen, w tych rzadkich ostatnio chwilach, kiedy miał dobry humor.
- Mój informator milczy – zaczął, nie zaszczycając ich nawet skinieniem głowy – Wiem, że w Libii wszystko przebiegło jak należy...
- Te pastuchy zrobiły z naszego senteksu piękne BUM! - zarechotał Miro, ale umilkł natychmiast pod zimnym spojrzeniem Swena.
- Mam nadzieję, że byliście wystarczająco widoczni, żeby was zapamiętano? – rzucił Swen.
- Tak, panie! – zapewnił gorliwie Rene, chwytając się odruchowo za rękę – Widziało nas wielu ludzi. Zgromadzenie na pewno już wie. Mistrz też...
- To dobrze – jasne oczy Swena zwęziły się do szparek – To młokos! Zapalczywy i ambitny. Na pewno się tam zjawi, a wy będziecie czekać. Tylko żadnych własnych akcji. Macie po prostu dowiedzieć się, gdzie on realnie jest.
- A co potem? - Rene przygarbił się, jakby zadanie, które mu wyznaczono, przekraczało jego siły.
- Zaprowadzi nas do swojej żoneczki – na twarzy Swena pojawił się zły uśmiech – A ja będę mógł odebrać jej to, co mi się należało już dawno temu – zacisnął pięści – A może uda mi się załatwić przy okazji niedokończone porachunki. Pożałują, że ruszyli się z zamku.
- A jeśli się nie zjawi? - spytał ostrożnie Miro.
- Zjawi się – głos Swena zabrzmiał tak, że temperatura w pokoju zdała się obniżyć o kilka stopni – Wiem, że się zjawi. Wyśledźcie go!

2 komentarze:

  1. Witaj. Roksano znowu bardzo ciekawa cześć. Cwany ten swen, ale chyba teraz Oskar będzie cwańszy. Ciekawe co odkryje Agnieszka. . Chyba Aga strasznie wpadła w oko Gregowi. On chyba długo nie pozwoli tak być olewanym"przez Agę. Ha i Swen nie ma żadnych informacji od informatora. Czyżby na prawdę Marcus?. Pozdrawiam Wiktor

    OdpowiedzUsuń
  2. No witaj, witaj! Co do Swena, to jeszcze się okaże... Aga owszem, ale nie wszystko złoto, co się świeci, prawda? Cieszę się, ze część Ci się podobała, ale teraz dopiero akcja nabierze tempa. Tak to już jest, że cisza, cisza, a tu nagle... Postaram się za długo nie zwlekać z następnym rozdziałem, bo już sama się niecierpliwię. Pozdrawiam, Roksana

    OdpowiedzUsuń