Lek

Lek

sobota, 2 lipca 2016

Meteory. W blasku dnia. Rozdział 22

Grecja. Grudzień 2014
 
Majka krążyła po hotelowym pokoju, jak tygrys zamknięty w zbyt ciasnym pomieszczeniu. Mimo jej usilnych próśb, Oskar nie chciał jej zabrać ze sobą do Timothy'ego. Niby przyjęła do wiadomości jego argumenty, ale i tak była zła. Nie mogąc znaleźć sobie miejsca, wyciągnęła kartki z tłumaczeniem zwoju i zaczęła je czytać. W sumie tekstu nie było dużo, ale Manuela dopisała jej na odwrocie, że treść spisano w trzech identycznych egzemplarzach i umieszczono razem w jednej puszce.
- Dziwne – mruknęła do siebie – dlaczego mając trzy takie same zwoje, nie wymienili się między sobą?
Wróciła myślami do ich rozmowy o Juanie i Raulu. Czy to możliwe, że Juan kompletnie nie zdawał sobie sprawy, co knuł jego ojciec? Chciała w to wierzyć. Z drugiej strony, zyskałby na śmierci Oskara. A na wygaśnięciu jego rodu? Przypomniała sobie, jak Abigail próbowała się od niej dowiedzieć, czy Juan jej się podoba. Odegnała szybko nieprzyjemne myśli. Wstała i znów zaczęła chodzić po pokoju. Spojrzała na Oskara. Oddychał spokojnie.
- Co ty tam robisz? - rzuciła w jego kierunku, spoglądając na zegarek – Cholera!
Wskazówki stały nieruchomo. Zaczęła się rozglądać za komórką. Znalazła obie na komodzie.
- Prawie dwie godziny – szepnęła do siebie i znów spojrzała na Oskara.
Poruszył się. Jego oddech przyspieszył, a gałki oczne zaczęły się rytmicznie poruszać pod powiekami. Majka podeszła do łóżka i wyciągnęła dłoń. Stała tak dłuższą chwilę, rozważając, czy dotknąć Oskara, czy nie. A jeśli robił coś ważnego, niebezpiecznego, a ona go rozproszy? Cofnęła rękę. Odszukała szybko numer Anastazji.
- Błąd połączenia? - spojrzała na ekran wyświetlacza z niedowierzaniem. Wzięła drugi telefon. Oba nie miały zasięgu.
Cicho, by nie obudzić Oskara, Majka wymknęła się na hotelowy korytarz.
- Coś się stało? - cichy głos Johana sprawił, że podskoczyła.
- Tak, chodź tu na chwilę – przywołała go i cofnęła się do pokoju – Chciałam zadzwonić, ale nie ma zasięgu, a jeszcze rano był!
Johan przyglądał jej się bez słowa, po czym przeniósł wzrok na Oskara i westchnął głęboko.
- Mam urządzenie zakłócające sygnał – powiedział powoli – Kiedy Mistrza nie ma z nami, ma być włączone.
- Co takiego?! - krzyknęła, ale zaraz zakryła dłonią usta, spoglądając lękliwie na Oskara. Na szczęście na nim jej krzyk nie zrobił wrażenia. W odróżnieniu od Johana.
- Wybacz, Maryann - spuścił głowę – Z rozmowy z Mistrzem wynikało, że wiesz, dlaczego tak ma być.
Majka wbiła ponure spojrzenie w śpiącego spokojnie męża. Oczywiście, że wiedziała, dlaczego, ale to go nie tłumaczyło.
- Wiem dlaczego – przyznała niechętnie – Tylko nie rozumiem, z jakiego powodu zataił to przede mną.
- Nie zataił! – Johan wyglądał na zaskoczonego – Nie powiedział mi, że to tajemnica.
- Ale mnie nie powiedział, że jest takie urządzenie. Po prostu zakazał dzwonić.
- No właśnie. Skoro zakazał... - Johan rozłożył bezradnie ręce.
- Zawsze go słuchasz?
- Zawsze.
- Skoro to takie oczywiste, to po co kazał ci to włączyć? - spytała chytrze – Mistrz wydał rozkaz, więc żadne z nas go nie złamie, prawda?
Johan przyglądał jej się, jakby nie pojmował jej toku rozumowania.
- Z Mistrzem się nie dyskutuje – powiedział wreszcie – Czy potrzebujesz czegoś jeszcze? - dodał.
- Nie. Idź pilnować twojej gromady – machnęła ręką z rezygnacją.
Kiedy wyszedł, Majka zamknęła drzwi na klucz. Potem ułożyła się na łóżku obok Oskara i przymknęła powieki. Czyli szpieg mógł być bliżej, niż sądziła.
---
Śnię. Czuję, że Oskar jest daleko stąd. Przez chwilę rozważam, czy nie narażę siebie lub pozostałych, ale w końcu podejmuję decyzję.
- Zamek Menzanares – szepczę.
Coś jest nie tak. Azyl nie chce mnie wypuścić. Wyciągam przed siebie dłonie i próbuję go przebić, ale nic z tego. Kurwa! Jak on to zrobił? Dlaczego? Próbuję jeszcze raz, ale to na nic!
- Ja cię chyba zabiję! - szepczę i próbuję go przywołać. Czuję jego Dar, coraz mocniej...
Zjawia się zadziwiająco szybko.
- Co się dzieje? - wnika do azylu bez najmniejszego trudu.
- Dlaczego to zrobiłeś? - pytam oskarżycielsko.
- Co? - naprawdę nie rozumie, czy tylko udaje niewiniątko?
- Zamknąłeś mnie w azylu – syczę.
- Wcale nie – Oskar przygląda mi się uważnie.
- Nie mogłam się z niego wydostać...
- Zaraz – przerywa mi - Przecież ustaliliśmy, że nigdzie się nie ruszasz – marszczy brwi.
- Owszem, ale... - nagle robi mi się głupio – Nie było cię tyle czasu. Denerwowałam się.
- Kochanie, miałaś mnie obok. Gdyby coś się działo, wiedziałabyś pierwsza.
- Tak? I co bym zrobiła? Jak miałabym ci pomóc, skoro nie mogłam się stąd wydostać? - atakuję go – Nie chcę, żebyś mnie tak traktował! Powinnam mieć wolną rękę.
- Majka, ale azyl tak nie działa. Ten został utworzony przeze mnie i dziadka. Tylko my możemy kogoś do niego wpuścić i z niego wypuścić. Skoro mnie nie było, to jak miałem to zrobić? - przygląda mi się – Azyl to nie sejf na hasło. Zresztą, co mogłoby mi się stać? Śniąc mam siłę, z którą niewielu może się równać. Nawet, gdybym postanowił sprawdzić ten wybuch, to byłbym z Timothy'm, a jego to już raczej nikt nie zaczepia. Naszą jedyną słabością, byłabyś ty – uśmiecha się do mnie, jak do dziecka.
- No dobra, rozumiem – mówię ugodowo – A blokowanie sygnału telefonów?
- To zupełnie inna sprawa – poważnieje – Nie możemy mieć zaufania do nikogo.
- Johanowi ufasz.
- I tobie – kładzie mi dłonie na biodrach i przyciąga do siebie – mam coś dla ciebie.
Z tego wszystkiego zupełnie zapomniałam, po co był u Timothy'ego.
- Obudźmy się – mruga do mnie i wyciąga z wewnętrznej kieszeni marynarki znajomo wyglądające kartki.
---
Majka usiadła na łóżku i wyciągnęła ręce po tłumaczenie, ale Oskar przytrzymał je tak, że znalazło się jakby między nimi.
- No daj! – szarpnęła lekko.
Wypuścił kartki i patrzył, jak Majka chciwie pochłania tekst. Tłumaczenie było chaotyczne i pokreślone. Wiele fragmentów Manuela dopisała odręcznie.
- O kurde... Słuchaj! – pochyliła się nad pierwszą stroną – „Po prawie trzystu latach potomkowie Kaliope i jej braci utworzyli Zgromadzenie i ustanowili dzień przesilenia zimowego dniem spotkań, podczas którego omawiali najważniejsze sprawy. Wybrali też spośród siebie Mistrza, oddając mu władzę nad... skałą!” - uniosła głowę i spojrzała na Oskara roziskrzonym wzrokiem – Rozumiesz? Skała! Ona daje władzę! Daje ją tobie!
Oskar zdawał się nie podzielać jej entuzjazmu.
- Dała ją Mistrzowi – poprawił ją - Nie wiemy, co było dalej.
- Racja... - wróciła do czytania.
Oskar wstał i zaczął się przechadzać po pokoju. Podszedł do komody i odsunął najwyższą szufladę. Wyciągnął z niej podłużne pudełko, w którym spoczywało pióro jego ojca. Otworzył je i przez chwilę przyglądał się połyskującej oprawce. Pogładził ją opuszkami palców.
- „Stary Mistrz przekazywał skałę młodemu, wybranemu przez Zgromadzenie” – Majka zatrzymała się nad tym wersem - Więc jednak – opuściła kartki na kolana i uśmiechnęła się do Oskara – O co chodzi? - zaniepokoił ją jego dziwny sceptycyzm – Czytałeś to?
- Nie – pokręcił głową – Ale sporo o tym wszystkim myślałem – powiedział powoli – Skała najwyraźniej została rozłupana na trzy części. Kamil powiedział ci, że chroni mnie przed zbyt dużą pokusą. Kamienie nie należą do Mistrza, ale do strażników, którzy maja dość dużą swobodę w zarządzaniu nimi...
- Do czego zmierzasz? - teraz już naprawdę się przejęła.
- Dlaczego mój ojciec nic nie powiedział dziadkowi?
- Nie wiem...
- Ja też nie, ale to się stało z jakiegoś powodu.
W pokoju zaległa cisza. Majka powoli, jakby z ociąganiem wróciła do czytania. Oskar podszedł do niewielkiego stołu, odłożył pióro i nalał sobie wody ze stojącej na blacie karafki. Wypił duszkiem i ponownie napełnił szklankę. Majka czytała.
- Dar przekazywano na dwa sposoby – powiedziała po chwili – „Dziecko otrzymywało go od rodziców lub przy urodzeniu od bliskiego krewnego”. To tak, jak teraz. „Jeśli ktoś nie miał dzieci, zwracał się do Mistrza i on decydował, komu oddać Dar” - posłała Oskarowi uważne spojrzenie.
- Tego nie potrafimy – rozłożył ręce.
- Nie – przyznała – „Wszyscy Obdarowani są spokrewnieni”. To wiemy... Słuchaj, dlaczego tak długo cię nie było? - kartki znów spoczęły na jej kolanach.
- Rozmyślałem...
- Rozmyślałeś? O czym?
Oskar odwrócił głowę i wbił wzrok w pióro.
- Myślałem o klątwie – rzucił nie patrząc Majce w oczy – Widziałem Manuelę, czułem Dar jej dziecka...
- Oskar!
- Ta klątwa jest realna! To, co odkrywamy nie jest czyimś tam Darem. To dotyczy nas! Ciebie i mnie – choć mówił spokojnie, jego oczy pałały.
Majka otworzyła usta, jakby chciała coś powiedzieć, ale po chwili je zamknęła. Zacisnęła dłoń w pięść i walnęła nią o łóżko. Chwyciła kartki i zaczęła je nerwowo przerzucać, przebiegając szybko oczami po niemiłosiernie pokreślonych rzędach liter.
- Skała! Przekazanie! Dopełnianie! Bla, bla, bla... - mamrotała do siebie – Myślisz, że ja o tym nie myślę? - rzuciła nagle - Tylko, że mną nie kieruje ślepe pragnienie przekazania Daru! Ja się boję o ciebie, głupku!
Oskar zamrugał szybko, jakby nie zrozumiał, co powiedziała.
- Chciałam się spotkać z Juanem. Chciałam się dowiedzieć, czy znał prawdę o klątwie? – ciągnęła – Potrzebuję trzeciego zwoju. Potrzebuję wskazówki! Może na końcu coś jest? Niczego nie znalazłam i Aga też nie! Swen wcześniej, czy później się dowie, że tu jesteśmy – załamała ręce – Tu jest znowu coś o naczyniu. Może taka scalona skała jest naczyniem? - czuła, że ma w głowie chaos - Ja też się zastanawiałam i wiesz co? Nawet jeśli znajdziemy drzwi, to nie znaczy, że wszystko się wyjaśni. Może będziemy potrzebowali miesięcy, a nawet lat?!
- Też mi to przyszło do głowy – Oskar zrobił krok w jej stronę – Rozmawiałem o klątwie z Anastazją i z dziadkiem. Dlatego to tyle trwało.
- Cooo?!
- W tej chwili oboje są u Raula – powiedział powoli – Jeśli dobrze to rozegrają, być może Juan zostanie strażnikiem klucza wcześniej, niż sądził, a ty dostaniesz trzeci zwój.
- Coś ty zrobił? Jeśli on się dowie, że Juan mi powiedział...
- Nie dowie się – głos Oskara brzmiał spokojnie i pewnie.
Majka ukryła twarz w dłoniach.
- Daj mi wody – wychrypiała. Czuła w gardle piasek.
Oskar szybko podszedł do stołu i sięgnął po szklankę.
- Cholera!
Zbyt gwałtowny ruch sprawił, że część wody zalała wyłożone aksamitem etui.
- Daj mi to – Majka sięgnęła po chusteczki higieniczne i podeszła do stołu – Spróbujmy się uspokoić i jeszcze raz przeczytać dokładnie to, co przyniosłeś... O kurde!
Osuszając pudełeczko Majka zorientowała się, że wkładka z aksamitu nie jest przymocowana do obudowy na stałe. Uniosła ją, a pod spodem dostrzegła małą, złożoną na pół, karteczkę.
- Widziałeś to? - spojrzała na Oskara.
- Skąd?!
Spojrzeli na siebie, a potem na pudełeczko. Oboje poczuli, jak serca im przyspieszają.

3 komentarze:

  1. Tak czulam, ze to pioro sie do czegos przyda :)

    Ania

    OdpowiedzUsuń
  2. Witajcie. Roksano dzięki za cześć. Aniu też wiedziałem że to pióro jest ważne. Roksano i co za informacja była na tej kartce?. Pozdrawiam Wiktor

    OdpowiedzUsuń
  3. Witajcie Kochani! Oj przyda się, przyda! Witku, odrobina cierpliwości :) Nie mogę tak wszystkiego wyjaśnić od razu. Chociaż... Niestety zbliżamy się do wyjaśnienia całej tajemnicy. No, ale jeszcze trochę zabawy będzie. Pozdrawiam, Roksana.

    OdpowiedzUsuń